[26] Słowa Ranią Jak Miecz
Od kilku dni ja i Dante nie odzywamy się do siebie, unikamy swojego wzroku oraz towarzystwa. Jesteśmy dla siebie jak nieznajomi, a gościna jego rodziców wcale nam nie pomaga. Tak samo jego ojciec, który traktuje mnie jak służącą. Przynieś, zanieś, pozamiataj... Od tego według niego jestem.
- Oh, Bella!
Zwróciłam swój wzrok w stronę matki Włocha, która właśnie podążała w moim kierunku, przy czym jej dość pokaźny biust skakał jak na bungee.
- Tak?-zapytałam, kończąc ścierać wylany przez starszego Włocha sok porzeczkowy.
- A co ty robisz?-oburzyła się, wiedząc, że wcześniej to jej mąż wylał sok.- Kazałam mu to pościerać, żeby nie demolować wam domu, a on sobie poszedł?!
- Kazał mi to posprzątać, bo miał ważny telefon...- urwałam, kiedy Dante wszedł do kuchni. Obleciał wzrokiem tą sytuację i zmarszczył brwi.
- Co to za pobojowisko?
- Wyobraź sobie!-zaczęła Włoszka, pomagając mi wstać na własne nogi. Czułam się taka upokorzona, że nie odważyłam się ani na sekundę podnieść wzroku z podłogi. Sekunda po sekundzie w tym domu stawałam się coraz bardziej stłamszona i nikomu nie potrzebna.- Mój mąż, a twój ojciec ROZKAZAŁ naszej Belli ścierać sok z tej brudnej podłogi, który SAM wylał!-krzyczała oburzona, a Dante spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- I co w tym takiego?-to pytanie wywołało u mnie fale smutku. Jak on może?
- No może to, że to twoja dziewczyna?!
- Ale ja nie jestem...-starałam się wejść w słowa kobiety, ale przerwał nam dźwięk kroków ojca Dante.
- O, a czemu to jeszcze tu jest?-wskazał głową na rozlany, purpurowy sok.
- Wstydziłbyś się!-skarciła go jego żona.
- No ale co?!
- Czy ona wygląda na dziwke od sprzątania?!
- Tak.-odpowiedzieli oboje zgodnie, a ja powiedziałam sobie dość i wyszłam z domu, nawet nie zabierając kurtki. Nikt mnie nie wołał ani za mną nie szedł, więc spokojnie mogłam oddalić się od domu.
Boże, jak on mógł? Rozumiem. Dał mi do myślenia. Jestem dziwką. Jestem szmatą i nic nie wartym kawałkiem mięsa. Taka według niego jestem! Kiedyś było Sylwia, teraz jest szmata i sprzątaczka. Do tego jego ojciec pomaga mu mnie równać z ziemią. Co ja mówię? Już jestem pod gruzem. Teraz pilnują, żebym z pod niego nie wyszła.
Nawet nie wiem ile tak szłam, ale musiała minąć godzina lub więcej, ponieważ zauważyłam, że zdecydowanie nie jestem na obrzerzach miasta, gdzie mieści się nasza ulica, ale w samym centrum. Bloki, wierzowce, biurowce, kilkupasmówki i wszędzie ludzie. Jeszcze nigdy nie widziałam takich tłumów. Na pokazach, gdzie potencjalni klienci oglądali moje ciało była sala wypełniona ludzmi, ale to zdecydowanie nie była taka liczka osób, jak tu. Na dodatek ci tutaj byli tak różni. Biali, czarni, w garniturach, bez, blondyni, bruneci, rudzi czy siwi. Szatyni. Tutaj kobieta w spódnicy, tam mężczyzna w kurtce, a w oddali dziecko z plecakiem. Przyglądałam się temu jak obrazkowi. To było mi takie obce. Dla tej dziewczyny, która mnie właśnie minęła to jest codzienność. Dla mnie zwykłym dniem było to, że mnie ktoś dotyka, całuje moje ciało i ogląda nago.
- Przepraszam - powiedział ktoś, kto właśnie trącił mnie przez przypadek ramieniem.
Oglądnęłam się, żeby zobaczyć kto to był, ale wmieszał się w tłum osób. Dopiero wtedy spojrzałam w górę. Jasne, świetliste i kolorowe banery świetlne zawisłe na budynkach przyciągały mój wzrok jak świeca ćmę. Inni zdawali się w ogóle nie być tym zaintrresowani. Przecież to było takie ładne. Czemu wszyscy biegli i nie zwracali uwagi na to, co wokół nich się dzieje?
Im dalej szłam, tym więcej ciekawych rzeczy odkrywałam. Na ulicach praktycznie w ogóle nie było śniegu. Trudno się dziwić, skoro samochody przecierały asfalt co sekundę. To takie niesamowite.
- Wow - szepnęłam sama do siebie, patrząc na około. Dosłownie wszędzie było coś do obejrzenia.
- Hej, proszę pani.
Obróciłam się, żeby zobaczyć dwóch mężczyzn w policyjnych garniturach.
No nie.
- Tak? - powiedziałam prawie nie słyszalnie, ale co poradzić, że na sam ich widok się trzęsłam ze strachu. Z ośrodka wiedziałam, że policja to zło. Przed policją się ucieka. Tego byłam uczona.
- Wygląda pani jakby nie do końca widziała gdzie jest - powiedział ten drugi, podczas gdy starałam się nie okazywać przerażenia. - Wszystko w porządku?
Uchyliłam usta, chcąc powiedzieć coś, cokolwiek, ale jedyne, co w tamtej chwili mogłam, to skinąć głową.
- Na pewno? - dopytywał starszy.
- Tak. Jest... Dobrze.
Przyjrzali mi się uważnie i dość szybko stwierdzili, że jednak coś musi być nie tak.
- Chwilę. Czy to nie ona? - powiedział młodszy do swojego kolegi, wyjmując jakieś zdjęcie z kieszeni.
- Tak! To ona!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro