Podejmuję się !
- To nie możliwe ! - krzyknął rozgoryczony chłopak waląc ręką o stół. Kolejne próby znalezienia owej krainy poszły na marne.
Miał nadzieję, że choć raz znajdzie ślad, nawet najdrobniejszy, który prowadzi do tego świata.
- Cholera ! - krzyknął znów zrzucając papiery i mapy ze stołu. Nie mógł przyjąć do siebie wiadomości, że po raz kolejny mu się nie udało.
Znany poszukiwacz i łowca skarbów, który znalazł wiele cennych artefaktów nie może sobie poradzić z zaginionym światem. Zajmował się różnymi sprawami i zawsze znajdywał to czego szukał, ale nie tym razem. Od miesiąca próbował znaleźć krainę zwaną Verlore.
Miesiąc siedzenia nad mapami i zbieraniem informacji nic nie dał. Jedyne co mieli to okolicę, w której RZEKOMO znajduje się kraina.
Pewności nie było.
Zaginęła wieki temu, ale nadal znajdą się mapy z zaznaczonym jej położeniem, czy też ludzie, którzy twierdzili, że widzieli mieszkańców Verlore.
Nie tyle co skarby podniecały poszukiwacza, a wiedza, że nikt nie wrócił stamtąd żywy.
To jeszcze bardziej potęgowało chęć zobaczenia tego cuda na własne oczy.
Nie jeden już próbował znaleźć Verlore.
Dysząc ciężko podniósł jedną z map i rozłożył na stole zaznaczając miejsca, w których już był.
Wiedział, że miał dobrą mapę, ale czy dobrze szukał ?
Warknął zagniewany i kopnął w nogę od stołu przy czym wosk ze świeczki kapnął na mapę.
- Nosz jasna cholera ! - znów zaklnął próbując zebrać wosk z mapy.
Nie zauważył, gdy do pokoju wszedł jeden z jego współpracowników.
Nie przepadali za sobą od pewnego czasu, jednak trzymali się razem, gdyż obydwoje mieli dobre wpływy.
- Dzwonił jeden z klientów - odparł bez zbędnej zwłoki - chce byś znalazł dla niego Ver...
- Jak mam niby to znaleźć ?! Jest to nie możliwe ! Od miesiąca staram się znaleźć choć jedną poszlakę ! - przerwał mu gwałtownie odwracając się do współpracownika. Te wszystkie telefony z ofertą były kuszące, aż za bardzo, ale sami zleceniodawcy wiedzieli, że nie da się znaleźć tej krainy i mimo tego wydawali fortunę na jej odnalezienie.
Denerwujące to było, jednak zabawne. Głupota bogatych nie zna granic.
- Proponuje całą fortunę za znalezienie jej - kontynuował spokojnie. - nie przyjmuje też odmowy.
Mówiąc to podał czarnowłosemu czerwony szalik i czapkę braci.
Oszołomiony wziął rzeczy i przypatrywał im się ze strachem.
Skąd miał rzeczy jego braci ?
Czy naprawdę niektórzy są skłonni do takich rzeczy ?
- Ile mamy czasu ? - zapytał podnosząc wzrok na drugiego.
- Pół roku.
- Podejmuję się - odpowiedział bez jakiekolwiek namysłu i zacisnął ręce na rzeczach jedynej rodziny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro