4.
Kiedy tylko Harry poinformował mnie o Gwardii Dumbledore'a od razu poparłam ten pomysł. Może dlatego, że się zwyczajnie bałam, a może ze zwykłego rozsądku. Byłam na pierwszych zajęciach, potem drugich i trzecich... Naprawdę przywiązałam się do naszej drużyny.
Dziś, zaraz po zajęciach, miały odbyć się kolejne warsztaty. Ruszyłam więc w stronę naszej kryjówki.
W trakcie drogi poczułam popchnięcie. Do ściany przyparł mnie Draco. Jego dłonie były mocno zaciśnięte na moich nadgarstkach nad naszymi głowami. Dzieliło nas dosłownie kilka centymetrów.
Nie mogłam powstrzymać rozczarowania i trochę także strachu. On patrzył na mnie swoimi pefekcyjnymi oczami. To była moja jedyna słabość do niego - te cholernie jasne, błękitne tęczówki, które pod różnym światłem miały różne odcienie.
- Loren Dumbledore... - wypowiedział moje imię, a na jego twarzy zawidniał łobuzerski uśmiech.
- Czego chcesz, Malfoy? - spytałam cicho.
Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej i ściszonym głosem, dokładnie akcentując każde wypowiedziane słowo wysapał:
- Gdzie spotyka się Gwardia Dumbledore'a?
Mimo wszystko był bardzo opanowany. Przyjął świtną postawę, jednak ja pozostałam nieugięta. Myślałam, że się całkowicie zmienił, jednak jak widać, niektóre jego wybory były niezmienne. Zawsze wybierał bezpieczniejszą opcję. Tym razem stał po stronie Umbridge.
Parsknęłam śmiechem na jego pytanie. Na to on zrobił się bardziej poważny i stanowczy. Ścisnął moje nadgarstki jeszcze mocniej.
- Gdzie spotyka się Gwardia Dumbledore'a, kurwa?! - podniósł ton.
- Jesteś taki głupi, jeśli myślisz, że ci powiem.
- Powtórz! Kim jestem?! - zarządał.
- Jesteś głupi. - wyśmiałam go, jednak nie byłam już tak bardzo odważna.
Przyciągnął mnie do ściany jeszcze bardziej.
- Masz bardzo niewyparzone usteczka, skarbie. Myślę, że można coś na to zaradzić. - złagodniał.
Póścił moje ręce, a jego powędrowały prosto na moją twarz i talię.
Nie wiedziałam co mam zrobić. Czy on chciał mnie pocałować? Nigdy tego nie robiłam. Najważniejsze było jednak to, że nigdy nic do niego nie czułam. Nie wyobrażałam sobie życia z nim, jako para. A może po prostu to była zasadzka?
Spanikowałam i dałam mu "z liścia". Oswobodziłam się z jego objęć i pobiegłam przed siebie.
- Ty suko! - warknął.
* * *
Usłyszeliśmy tylko okropny huk. W murze zrobiła się dzura, niczym od pocisku z armaty. Po drugiej stronie stała Umbridge i jej paczka. Moim oczom po chwili ukazał się Dracon, trzymający za szaty Cho Chang.
~ Tępa suka. - pomyślałam i w duchu przewróciłam oczami.
Potem zrobiła się na prawdę ostra afera między Dumbledorem a Umbridge. Najbardziej zamieszani w całą akcję, czyli Harry, Ron i Hermiona także musieli się tłumaczyć. My następnego dnia mieliśmy normalnie iść na zajęcia.
Życie w szkole grało normalnym rytmem. Nikt spoza naszego grona nie wiedział o zaistniałej sytuacji. Może to i lepiej.
Lekcje były dla mnie bardzo stresujące. Bardzo martwiłam się o Harry'ego i Rona, nawet o Hermionę, a w szczególności o wujka. Nie wiadomo do czego ta stara baba jest w stanie się posunąć.
Do tego to przeszywające spojrzenie Malfoy'a. Przez 8 godzin nieustannie. Na prawdę nie wiedziałam o co mu chodzi. Zachowywał się na prawdę dziwnie.
Moje obawy minęły, kiedy zobaczyłam, że Golden Trio wchodzi do Wielkiej Sali i zajmuje swoje miejsca. Po wuju Dumbledorze nie było jednak śladu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro