3.
Jeszcze tego samego dnia odbyło się uroczyste śniadanie, poprzedzone - jak zwykle - nudną przemową mojego wuja. Następnie wszyscy udali się do odpowiednich sal lekcyjnych.
Na schodach prowadzących do klasy od eliksirów zaczepił mnie Harry.
- Uważaj na niego. - oznajmił stanowczym tonem.
- Sądzę, że nie powinno cię to interesować, i... I przestań mnie prześladować, ok? Nie jestem już małym dzieckiem, które potrzebuje niańki. - oburzyłam się.
- Martwię się o ciebie. On nie jest ciebie wart.
- Kurwa, Potter! To, że przeżyłeś nie oznacza, że możesz podporządkowywać sobie ludzi! - warknęłam.
On odchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili odwrócił się i zaczął iść w przeciwnym kierunku. Wiem, że byłam za ostra, ale już dawno chciałam mu to wszystko wygarnąć.
Zajęcia minęły nam bardzo szybko. O wpół do czwartej leżałam w swoim pokoju pod kołderką i pisałam list do rodziców.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- H-hej... Mogę?
Przewróciłam oczami, widząc, że to Harry uchyla drzwi.
- Jeśli to jest naprawdę coś ważnego i nie będziesz mi truł dupy - jak najbardziej.
- Chciałbym cię przeprosić. - oznajmił.
Dałam mu znak, by kontynuował.
- Wiem, że robię źle, ale Draco... On nie jest taki jak myślisz. Zwyczjnie się martwię. - widziałam w jego oczach poczucie winy.
- Mam pytanie.
- Tak?
- Miał rację?
- Kto? - udawał głupa.
- Malfoy. Idzie wojna? Voldemort powrócił?
Zapadła głucha cisza. Ciemnowłosy spojrzał w ziemię.
- Tak... - wyszeptał, podnosząc wzrok.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro