v.
Charice zdawała się nie słyszeć dźwięku kluczy w zamku i szybkiego schodzenia po schodach. Prawdopodobnie nie zwracała uwagi na warkot silnika pod domem. Wyłączyła telefon, zasłoniła okna i położyła się spać, jak gdyby nigdy nic. Następnego dnia spakowała pozostałe rzeczy Harry’ego i postawiła je obok drzwi, a chwilkę później wyszła do pracy.
Prawdopodobnie nigdy nie kochała Harry’ego tak, jak on na to zasługiwał. Istnieje też spora szansa na to, że Charice w ogóle nie znała uczucia miłości. Ona po prostu nie chciała, by komuś było przykro z jej powodu, to wszystko.
Musiała zachowywać się tak, jak wcześniej. W pracy nikt nie zauważył zmiany; z resztą, Charice nie utrzymywała bliższych kontaktów ze znajomymi z biura. Cały czas zastanawiała się, dokąd ma teraz pójść – nie mogła jak gdyby nigdy nic mieszkać w domu Harry’ego, gdy ten włóczy się Bóg wie gdzie. Nie mogła wrócić do ciotki i kuzynek – to było stanowczo ponad jej siły. Poza tym, w międzyczasie do apartamentu Stylesa przyplątał się mały kotek, który wyglądał tak żałośnie, leżąc na wycieraczce, że Charice nie miała serca zostawić go na pastwę losu.
Mruczek stał się powiernikiem wszystkiego, co leżało blondynce na sercu. Każde uczucie, którego dziewczyna nie mogła zrozumieć; każde westchnienie i wspomnienie. Zwierzątko wydawało się rozumieć wszystko to, co dla Charice stanowiło zagadkę.
Minęły dwa tygodnie. Charice przyzwyczaiła się do ciszy panującej w mieszkaniu, czasem zakłócanej przez miauknięcia Mruczka czy odgłosy wydawane przez ekspres do kawy. Tamtego roku wiosna w Londynie była bardzo kapryśna – pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie, rano świeciło słońce, a wraz ze schyłkiem dnia, nad głowami zabieganych ludzi zaczynały się kłębić ciemne chmury, z których później lał deszcz, czasami całą noc.
Podczas jednej z takich nocy Charice dopadła bezsenność i nawet szklanka mleka nie pomagała. Dziewczyna przycupnęła na parapecie i patrzyła beznamiętnie na puste ulice miasta, które według legend „nigdy nie śpi”. Powoli dojrzewała do decyzji opuszczenia stolicy Wielkiej Brytanii i powrotu do Brighton – miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. W najbliższym czasie kończyła swoje zajęcia, w pracy szykowały się ostre cięcia etatów i wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że posada Charice jest poważnie zagrożona, więc już nic jej nie trzymało na miejscu. Mruczek mógł się zaaklimatyzować w każdym miejscu na świecie, zupełnie jak jego właścicielka.
Tak przynajmniej myślała Charice, dopóki nie włączyła dawno nieużywanego telefonu. Coś ją tknęło i gdy włączyła komórkę, telefon rozdzwonił się od smsów od operatora, który grzmiał o nieodebranych połączeniach i niewykorzystanych pakietach. Dziewczyna westchnęła, odłożyła aparat na stolik i znów zapatrzyła się w krajobraz. Myślała o tym liście, który napisała do Harry’ego, a który teraz leżał w szufladzie stolika nocnego. Czy kiedykolwiek zdoła się dowiedzieć, czym jest uczucie miłość, a nie przywiązania. Chciała z całą mocą wykrzyczeć mu w twarz, że go kocha, mimo wszystko. Tylko nie umiała i to było w tym wszystkim najgorsze.
Charice przypomniała sobie ukłucie żalu, gdy zobaczyła zdjęcia Harry’ego z tamtą dziewczyną. Skąd się wziął ten żal? Uczucia są zbyt skomplikowane. A zwłaszcza o drugiej w nocy. Nagle na parapet wskoczył (albo raczej – wdrapał się) Mruczek i z pomrukiem ułożył się na stopach Charice i zapadł w sen. Rozczulający widok. Tak samo się czuła, gdy patrzyła na śpiącego Stylesa, z włosami rozrzuconymi na poduszce. Zastanawiające.
Deszcz zacinał coraz bardziej. Charice uszykowała sobie kubek gorącej herbaty z cytryną i założyła bluzę Harry’ego, po czym wróciła na parapet. Zapach perfum Harry’ego otumaniał zmysły i jednocześnie je otwierał na nowe. Idiotyczne. Charice odtwarzała w pamięci wszystko, co zdarzyło się między nią a Stylesem. Każdy gest i rozmowę. I wraz z każdym wspomnieniem coraz bardziej zaczynała wierzyć w to, że poza przywiązaniem jest jeszcze jedno uczucie. Z uśmiechem na twarzy wróciła do sypialni, niosąc Mruczka na rękach.
Kilka tygodni później, po powrocie z pracy, zastała Stylesa siedzącego na swoich walizkach, z twarzą ukrytą w dłoniach. Poklepała go po plecach i przeszła do kuchni, by po kilku minutach wrócić z dwoma kubkami gorącej czekolady. Podała jeden z nich chłopakowi i usiadła obok niego, bez słowa. Harry podniósł głowę i uśmiechnął się lekko, jednym kącikiem ust. Odłożył kubek obok walizek i wstał.
- Charice, posłuchaj mnie. Każdego dnia. Każdego cholernego dnia chcę cię pocałować tuż po przebudzeniu, chcę patrzeć na twoją twarz, chcę cię pocałować tak jakby nie było jutra, chcę słyszeć bicie twojego serca, czuć twoją skórę pod moimi palcami, pocałować cię tak, żebyś straciła panowanie nad sobą, chcę po prostu z tobą być, Charice. Chcę być, kiedy będziesz miała dosyć codzienności. Spróbujmy jeszcze raz.
Charice wypiła łyk czekolady i uśmiechnęła się pod nosem. Odłożyła kubek obok kubka Harry’ego, otrzepała spodnie z nieistniejącego kurzu i wstała. Popatrzyła chwilę na Harry’ego i uśmiechnęła się szeroko.
- Pocałuj mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro