iv.
Dni i miesiące mijały powoli, jednak tym razem Charice to wcale nie przeszkadzało. O dziwo, wszystko układało się jak w bajce. Czas płynął, a ona odkrywała coraz to nowsze pokłady uczuć na dnie swojej duszy, która zdawała się nie mieć dna.
Czuła się bezpiecznie, jak nigdy wcześniej. Nawet mama nie dawała jej takiego poczucia przynależności do jakiegoś miejsca w świecie. Czuła się świetnie, gdy razem z Harrym wyszli do parku i siedzieli na ławce w kapturach i czarnych okularach wsuniętych na nos. Czuła się wspaniale, gdy razem robili jajecznicę i większość śniadania wylądowała na podłodze, bo Harry zawadził biodrem o wystającą rączkę patelni.
Jednak nie zawsze było idealnie, wbrew pozorom. Gdy Harry wyjeżdżał w trasę, Charice zostawała w Londynie – nie mogła sobie pozwolić na podróżowanie w najdalsze zakątki świata, zostawiając szkołę i pracę ot tak, dla własnej zachcianki. Ciągłe wyjazdy były nieodłącznymi elementami pracy Stylesa i Charice doskonale zdawała sobie z tego sprawę, jednak od czasu, gdy razem zamieszkali, rozłąki dawały jej się we znaki jeszcze bardziej.
I gdy za oknem zacinał deszcz, a w telewizji nadawali stare melodramaty z omdlewającymi bohaterkami, łapanymi w opalone ramiona przez wymuskanych amantów, dziewczynę dopadały dziwne myśli, które w słoneczny dzień nawet nie przemknęłyby przez głowę.
Ciotka Mary od początku była przeciwna przeprowadzce blondynki do mieszkania Harry’ego i jego przyjaciela, Louisa. Stwierdziła, że Charice jest za młoda i nie zna swojego chłopaka na tyle dobrze, by u niego mieszkać, a kuzynki Charice ochoczo przytaknęły i zaoferowały, że porozmawiają z Harrym, żeby się dowiedzieć o nim czegoś więcej. Temat wyprowadzki był poruszany codziennie, jednak ciotka za każdym razem odmawiała. Charice cierpliwie czekała, spotykała się z Harrym w ich ukochanej kawiarni, a gdy nadszedł dzień jej dwudziestych urodziny, wyszła z domu. Nie było jej przykro z powodu zostawienia najbliższej rodziny bez pożegnania – nie czuła wobec nich żadnych uczuć, poza wdzięcznością, a i ta była dość mała. Ciotka Mary, która w ciągu roku zmieniła się nie do poznania – z czasami miłej kobiety przemieniła się w gderliwą i wiecznie niezadowoloną starszą panią, reagującą na obecność swojej siostrzenicy niemal alergicznie. To zaskakujące, jak bardzo własne dzieci potrafią postarzyć człowieka, myślała Charice gdy jej kuzynki po raz setny wróciły z klubu z rozszerzonymi źrenicami.
Budynek, który miał się stać domem Charice na zawsze, domem, do którego mogłaby wrócić w każdej chwili, zamienił się w jakąś irracjonalną odmianę zamku dla Kopciuszka. Zarówno kuzynki jak i ciotka przestały ukrywać się za zasłoną obojętności, by przedzierzgnąć się w macochę i jej wredne córuchny. To było tak idiotyczne, że zarówno Charice jak i Harry nie mogli w to uwierzyć. Ciotka raz po raz mówiła o bezsensie „łażenia z tym wstrętnym chłopakiem, który co noc ma inną dziwkę”, a gdy miała naprawdę podły humor, mówiła że to Charice będzie dzisiaj, a jutro ktoś inny, chyba że Charice będzie jakaś wyjątkowa, w co ciotka Mary osobiście wątpi. I właśnie po jednej z takich dyskusji Charice spakowała połowę swoich rzeczy i wyszła z domu, a zrządzenie losu sprawiło, że było to akurat w jej urodziny.
Charice otarła kilka łez, które popłynęły na wspomnienie „rozmów” o Harrym z jej ciotką. Zawsze, gdy wpadała w emocjonalny dołek, zjawiał się Harry z kubkiem gorącej czekolady i ciastem czekoladowym, a teraz…
Charice tęskniła za porankami, gdy budziła się słysząc delikatny szept, wtulona w jego klatkę piersiową, wdychając zapach jego perfum. Tęskniła za jego obecnością podczas wieczornych maratonów filmowych, podczas robienia śniadania czy chodzenia na zakupy. Nie wiedziała, czy go kocha – ona się od niego uzależniła, ale nie była pewna swoich uczuć. Nie potrafiła oddzielić potrzeby od uczucia, chociaż wielokrotnie próbowała. Widziała zawód w oczach Harry’ego, gdy nie odpowiadała na jego „kocham Cię” tym samym i ten zawód trafiał ją prosto w serce, które powinno wtedy mocniej zabić i zmusić usta do powiedzenia tych dwóch ważnych słów.
Razem z rozłąką zawsze przychodziły wątpliwości. Czy dadzą radę być razem pomimo długich przerw? Co będzie, jeśli Harry znajdzie sobie kogoś innego? Charice uważała to za całkiem możliwe – zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę tłumy pięknych dziewcząt, które cały czas kłębiły się wokół zespołu.
Czas płyną nieustannie, trasy się kończyły i zaczynały, a w Charice coś zaczęło pękać. Nawet po tak długim czasie związku nie wiedziała, czy kocha Harry’ego, nie umiała tego z siebie wydobyć. Chodziła do pracy i podczas wklepywania kolejnych formularzy do komputera, myślała o ich wspólnej przyszłości, która wydawała się być coraz bardziej zamglona.
Kolejny brukowiec wydrukował zdjęcia Stylesa z jego „nową zdobyczą” i tym razem wszystko wyglądało naprawdę poważnie. Charice nauczyła się odróżniać plotki od prawdziwych wiadomości, jednak ten artykuł i zdjęcia mówiły same za siebie.
Harry znudził się swoją zabawką i znalazł nową. To takie normalne dla ludzi w jego świecie. W świecie, do którego Charice nie pasowała.
- Jak ona ma na imię? – spytała, gdy Harry wrócił do domu po sesji nagraniowej w studiu. Chłopak zamrugał szybko ze zdezorientowania i usiadł na fotelu. Zupełnie nie miał pojęcia, o co chodzi Charice.
- Kto taki?
Dziewczyna wskazała na okładkę magazynu, a Styles ciężko westchnął. Za długo był spokój z tymi cholernymi szmatławcami. Na nic były jego tłumaczenia, że te zdjęcia są fałszywe, a on był w tym czasie z chłopakami w knajpie. Charice, po raz pierwszy od początku ich znajomości podniosła głos. Wyciągali wszystkie sprawy z przeszłości i pomniejsze kłótnie.
- Nie rób tego! – krzyknął Harry, gdy Charice chwyciła jakiś talerzy, który nieopatrznie postawiła na stoliku.
Charice dotąd nie zdawała sobie sprawy z siły, jaką dysponuje. Właściwie, to nie zdawała sobie sprawy, w jaki sposób talerz nawinął jej się w zasięg wzroku, a potem wylądował na ścianie. Tak zachowywały się tylko niezrównoważone bohaterki tych idiotycznych komedii, które oglądali w każdą sobotę. Nigdy nie krzyczała na ludzi, ona tylko patrzyła pustym wzrokiem i wycofywała się z kłótni. Harry był porywczy i zazwyczaj to on miał ostatnie zdanie, przeważnie wykrzyczane z całej siły młodzieńczych płuc.
Jednak ta kłótnia była inna. Chyba najpoważniejsza od czasu, gdy razem zamieszkali. Chłopak zacisnął zęby i wyszedł z mieszkania, zabierając tylko kurtkę, a Charice usiadła na krześle i wpatrywała się w rozbity talerz, a w głębi duszy czuła, że chyba coś się skończyło.
Kilka godzin później Harry wrócił do domu, bez słowa wziął kilka rzeczy z sypialni i wyszedł. Charice zdawała się nie słyszeć dźwięku kluczy w zamku i szybkiego schodzenia po schodach. Prawdopodobnie nie zwracała uwagi na warkot silnika pod domem. Wyłączyła telefon, zasłoniła okna i położyła się spać, jak gdyby nigdy nic. Następnego dnia spakowała pozostałe rzeczy Harry’ego i postawiła je obok drzwi, a chwilkę później wyszła do pracy.
W pracy zachowywała się tak jak zwykle, a gdy wróciła do domu wzięła kartkę i zaczęła pisać list do Harry’ego; list, którego nigdy nie wyśle.
Maybe someday we will meet again and I'll turn back
Now our love turns to black
Paloma Faith – Beauty of the end
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro