0.
„Masz ładne oczy, pożyczysz wiaderko?”
Chłopczyk wyciągnął dłoń w stronę zacietrzewionej blondynki, która zaborczo przyciskała do siebie komplet łopatek do piasku i owe wiaderko. Dziewczyna prychnęła i poprawiła grzywkę, ale grzecznie podała wiaderko, mając świadomość, że za nią siedzi jej mama, która nie lubi, gdy Charice jest niemiła dla innych dzieci. Charice nie chciała, żeby mamusia się zdenerwowała, dlatego pożyczyła chłopczykowi wiaderko.
Tymczasem chłopczyk bawił się w najlepsze – budował ogromny zamek z piasku. Charice bardzo lubiła zamki z piasku. Kilka minut zastanawiała się, czy nie dołączyć do chłopczyka, gdy ten nagle przestał budować, wytarł ręce w spodenki i podszedł do zaskoczonej blondynki.
„Masz ładne oczy i fajne wiaderko. A jak masz na imię?”
„Skądś cię znam… Charice?”
Charice nie podejrzewała, że jakikolwiek chłopak kiedykolwiek się do niej odezwie. A już na pewno nie ten, który się do niej odezwał. Irracjonalne uczucie – ktoś zupełnie obcy wie o tobie dużo, nawet za dużo, a ty nawet nie wiesz, kim on do cholery jest. Widocznie metoda szufladkowania znajomości nie zadziałała, a ten dziwny – i przystojny – chłopak uparcie czekał na jakąkolwiek reakcję ze strony Charice. Tłumek wokół nich zaczął się rozrastać i kolejne blondynki, brunetki, szatynki i rude krzyczały coś o małżeństwie, dzieciach i autografach. Chłopak wyraźnie posmutniał i włożył dłonie do kieszeni, patrząc dziwnym wzrokiem na Charice.
Ona nie chciała, żeby ten dziwny chłopak był smutny, więc powiedziała, że go pamięta. A ten od razu poweselał, skinął na wysokiego faceta, który stał obok niego i coś powiedział, po czym pociągnął Charice do samochodu. Dziewczyna była dziwnie pewna, że ten chłopak nie chce jej porwać, a jego zielone tęczówki lśniły jakimś niezidentyfikowanym blaskiem.
„Co u Ciebie, Charice?”
„Jesteś piękna, Charice.”
Charice czuła się piękna, gdy jej to powiedział. Nigdy wcześniej tak nie było. Zazwyczaj na komplementy reagowała uśmiechem, potrząśnięciem głowy i zaprzeczeniem. Ale Harry miał w sobie coś, czego brakowało innym. Może to ta szczerość w jego oczach albo lekkość dotyku? Może ton głosu? Dziewczyna nie do końca wierzyła w swoje szczęście i w to, że wtedy się spotkali.
Po kilku miesiącach zaczęła się przyzwyczajać do jego obecności i głosu. Za wszelką cenę chciała sobie przypomnieć, skąd go znała – jego opowieści o piaskownicy i wiaderku nie zdawały się być wiarygodne. Postawmy sprawę jasno – jest szansa jedna do miliona, by chłopiec poznany w piaskownicy nadal pamiętał o swojej koleżance od wiaderka. Zwłaszcza, jeśli ta koleżanka od wiaderka nie zrobiła na nim pozytywnego wrażenia, zabierając wiaderko po kilkunastu minutach zabawy.
„Nie rób tego.”
Charice dotąd nie zdawała sobie sprawy z siły, jaką dysponuje. Właściwie, to nie zdawała sobie sprawy, w jaki sposób talerz nawinął jej się w zasięg wzroku, a potem wylądował na ścianie. Tak zachowywały się tylko niezrównoważone bohaterki tych idiotycznych komedii, które oglądali w każdą sobotę. Nigdy nie krzyczała na ludzi, ona tylko patrzyła pustym wzrokiem i wycofywała się z kłótni. Harry był porywczy i zazwyczaj to on miał ostatnie zdanie, przeważnie wykrzyczane z całej siły młodzieńczych płuc.
Jednak ta kłótnia była inna. Chyba najpoważniejsza od czasu, gdy razem zamieszkali. Chłopak zacisnął zęby i wyszedł z mieszkania, zabierając tylko kurtkę, a Charice usiadła na krześle i wpatrywała się w rozbity talerz.
„Do zobaczenia… Kiedyś.”
Charice zdawała się nie słyszeć dźwięku kluczy w zamku i szybkiego schodzenia po schodach. Prawdopodobnie nie zwracała uwagi na warkot silnika pod domem. Wyłączyła telefon, zasłoniła okna i położyła się spać, jak gdyby nigdy nic. Następnego dnia spakowała pozostałe rzeczy Harry’ego i postawiła je obok drzwi, a chwilkę później wyszła do pracy.
Prawdopodobnie nigdy nie kochała Harry’ego tak, jak on na to zasługiwał. Istnieje też spora szansa na to, że Charice w ogóle nie znała uczucia miłości. Ona po prostu nie chciała, by komuś było przykro z jej powodu, to wszystko.
Kilka tygodni później, po powrocie z pracy, zastała Stylesa siedzącego na swoich walizkach, z twarzą ukrytą w dłoniach. Poklepała go po plecach i przeszła do kuchni, by po kilku minutach wróciła z dwoma kubkami gorącej czekolady. Podała jeden z nich chłopakowi i usiadła obok niego, bez słowa. Harry podniósł głowę i uśmiechnął się lekko, jednym kącikiem ust.
„Spróbujmy jeszcze raz.”
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro