Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Angels roll their eyes. 24 grudnia 2019.

Są takie momenty, w których nie myślę o nim kompletnie, a ten moment trwał prawie całe dwa ostatnie dni. Przez większość czasu Tessa i Jane wlewały we mnie alkohol na przemian z nieustannym upewnianiem się, że wszystko jest w porządku. A dopóki to robiły, naprawdę było w porządku. Przebywając wiecznie słonecznym Los Angeles mam wrażenie, że jestem gotowa na to, by ruszyć dalej. Zwłaszcza, że jeśli wierzę jakiemuś mężczyźnie w moim życiu, to jest nim bez wątpienia Taika i mam dziwną pewność, że pomimo tamtej nocy, naprawdę nasza relacja się nie zmieni.

W tym czasie nie zaglądałam nawet do internetu. Odcinam się od niego regularnie, ale tym razem sprawiło mi to prawdziwą przyjemność, bo nie groziło mi przypadkowe natknięcie się na zdjęcia, czy komentarze, których nie chcę widzieć.

I dopiero teraz, gdy stoję na lotnisku, a za oknami zbiera się w końcu na deszcz, zaczyna do mnie docierać rzeczywistość. Siadam na metalowej ławeczce i włączam internet w telefonie, przygotowana na to, że wyleje się z niego lawina informacji

W pierwszej kolejności rzucam okiem do skrzynki mailowej, choć nie spodziewam się tam znaleźć nic pilnego. Wszyscy nasi współpracownicy mieli w końcu święta. Rzucam też okiem na życzenia, które hurtowo wysyłają mi dalsi znajomi, ale na razie nawet ich nie odczytuję.

A później wchodzę na Instagram.

I wtedy zauważam, że nie zablokowałam komentarzy pod ostatnim zdjęciem, tak jak to zawsze mam w zwyczaju. Zanim to zrobię, niemal masochistycznie do nich zaglądam. Poza wyrzucaniem mi użycia cytatu z piosenki Taylor, jako opisu i chyba dwudziestoma odpowiedziami na komentarz mojej siostry, dominuje w nich jeden temat: brak obrączki na moim palcu.

Ja pierdolę, jak ja mogłam to przeoczyć?
Jak bardzo prosto. Byłaś pijana.

Może jednak Taika miał rację, może naprawdę napisałabym coś głupiego na Twitterze, jakby nie zabrał mi telefonu.

Oczywiście. On zawsze ma, kurwa, rację.

Czuję, jak ściska mi się żołądek i znów przypominam sobie, w jakim świecie żyję. Tu, w mojej rzeczywistości, nie można wrzucić jednego zabawnego zdjęcia na imprezie, bo zostanie ono poddane tak głębokiej analizie, że trzy portale plotkarskie zaczną węszyć nasz rozwód. Z ciekawości przeglądam ostatnie wiadomości, oznaczone nazwiskiem mojego męża i faktycznie znajduję gdybania o naszym rozstaniu, podsycane przez jego wygłodniałe fanki.

Niektórzy pewnie są w stanie przywyknąć do nieustannego plucia na nich, ja jednak do tych osób nie należę i znów czuję się fatalnie. Najgorsze jest jednak to, że Tom nie poprosi o to, by przestały. Znam go, wiem, że będzie milczał lub swoimi eleganckimi odpowiedziami wszystko zaogni. Tak samo, przecież zrobił z Tay, a teraz nawet nie mam pewności, że rzeczywistość ich związku wyglądała tak, jak on ją przedstawił.

Co gorsza, właśnie ta durna piosenka śpiewana przeze mnie i Janelle na imprezie znalazła na dobre swój dom na Instagramie, nawet pomimo tego, że nagranie zniknęło z profilu Tessy kilkadziesiąt godzin temu.

Jak to kiedyś powiedziała moja siostra: gówno uderzyło w wentylator.

A teraz sprzątać będę musiała je sama.

Idę do łazienki, gdzie w zamkniętej kabinie próbuję odzyskać choć część woli walki, którą miałam jeszcze kilka godzin temu, gdy opuszczałam dom Tessy. Teraz wydaje się ona być błahym wspomnieniem, należącym do kogoś innego, do kogoś, kto istniał tylko chwilę i nie był prawdziwy. Nie był znerwicowaną mną, która ma ochotę znów być tchórzem i żywić się nadzieją, że Tom do mnie wróci i nie będziemy musieli się nigdy nikomu tłumaczyć.

Tylko że nie wróci.

I oboje przypieczętowaliśmy nasze rozstanie w łóżku z innymi ludźmi.

I choć on, gdyby tylko chciał, to mógłby zerwać kontakty z Zawe, tak w moim świecie nie było możliwości na to, bym zakończyła znajomość z Taiką. A znam siebie za dobrze. Teraz, gdy ta magiczna granica się zatarła, wiem, że będę szukać pocieszenia nie tylko w wypalonych z nim papierosach, ale też w jego łóżku.

Nigdy nie miałam silnej woli, by odmawiać.

Mój były coś o tym może powiedzieć.

Spoglądam na zegarek, którego przecież nie mam na ręku, bo został w Nowym Jorku i przeklinam pod nosem. Telefon przypomina mi subtelnie, że powinnam już iść, bo zaczynają boarding i zbieram się w sobie, żeby w ogóle wstać. A później, krok za krokiem zmierzam w stronę samolotu i kolejnych czarujących świąt w mojej rodzinie.

Na pokładzie, gdy tylko skończymy start, uznaję, że mój mózg potrzebuje odpoczynku, dlatego włączam mój ukochany serial komediowy. Dopiero kiedy znów zmuszam moje myśli do totalnej bezczynności, czuję się o wiele spokojniejsza. Choć wiem, że nie potrwa to wcale aż tak długo, gdy już dotrę do domu.

Na terminalu w Oklahomie czeka na mnie Kamal, a ja nie mogę opisać, jak wielką czuję ulgę na jego widok. Podchodzi do mnie pospiesznie i obejmuje mnie, jakbyśmy nie widzieli się co najmniej rok, a nie kilka miesięcy. Przytulam się do niego dłuższą chwilę, zanim w końcu mnie puści i zabierze mój wózek z bagażami.

– Powiedziała ci? – pytam, chcąc od razu mieć to za sobą.

– Tak, ale tylko mnie, wie też oczywiście wasz tata, ale tu sama go powiadomiłaś. Chcesz o tym gadać teraz?

– Nie.

– Kiedy będziesz chciała?

– Za dwie butelki wina będzie okej – odpowiadam z uśmiechem, a on wciska mi w dłoń kluczyki od mojego ukochanego Mustanga. – Tak za tobą tęskniłam...

– Ja za tobą też – mówi Kamal i dopiero wtedy zauważa, że jak idiotka przytulam się do maski czerwonego samochodu, i tylko kręci głową.

– Za tobą też, ale ciebie mam niemal na co dzień. – Wsiadam za kółko, gdy narzeczony mojej siostry kończy pakować walizki do bagażnika. – A u ciebie wszystko spoko? Wyglądasz jakoś inaczej...

– Tak, tylko twoja siostra jest okropna.

– Teraz się zorientowałeś?

– Nie, miałem na myśli to, że jest okropna, gdy zostawia się ją na zbyt długi okres czasu z resztą waszej rodziny, a święta się nawet nie zaczęły.

– Spokojnie, mam nadzieję, że mój rozwód skutecznie odciągnie uwagę od jej kwitnącej kariery, waszego ślicznego nowego mieszkania i tego, jak idealnym zięciem jesteś – sarkam. – Nie musisz się martwić, odsiecz przybyła.

– Cieszę się, że można na ciebie liczyć, Joe – odpowiada ciepłym głosem i klepie mnie po plecach. – A tak serio, jak będziesz potrzebować ratunku, to mnie kopnij i zacznę temat etyki zawodowej, by twoja matka przeniosła swoją chłodną agresję na mnie.

– Jakby moja siostra za ciebie nie wyszła, ja bym to zrobiła – mówię, a on parska śmiechem.

Ruszamy w stronę domu i nie mogę się doczekać, aż wyjedziemy na pustą drogę, a ja będę mogła przyspieszyć. Chciałabym, żeby ta trasa do domu nie miała końca, bo panicznie boję się tego, co na mnie czeka na mecie, a na pewno nie jest to nic dobrego.

Kamal daje mi przestrzeń, jest wyjątkowo cichy, pozwalając mi się wygadać na temat pracy, kręcenia filmu na Hawajach i ostatniej imprezy u Tessy. Na razie szerokim łukiem omijam zarówno mój rozwód, jak i mój... romans. O ile to w ogóle jest właściwe słowo, w końcu tylko technicznie jestem nadal w związku, mentalnie Tom go zakończył i ja też.

Więc to nie zdrada.

Chyba.

Pierwszą osobą, którą widzę po wjechaniu na podwórko, jest mój ojciec i mój szwagier, którzy szukają czegoś w szopie. I wiem, że to, po co zostali wysłani, jest pewnie na samym wierzchu, ale przeciągają moment powrotu do domu w nieskończoność, bo nie chcą zostać wciągnięci w inne świąteczne przygotowania.

Liam bierze duży kosz z drewnem i przechodząc obok, całuje mnie w policzek, tłumacząc się, że musi szybko wracać do środka. Co oczywiście jest kłamstwem, które mu wybaczam; mąż mojej starszej siostry nigdy nie należał do bardzo wylewnych osób. Dużo dłużej przytulam się za to do mojego ojca, który najpierw protestuje, tłumacząc się brudnymi ubraniami, ale w końcu się poddaje i odpowiada uściskiem.

– Piwo? – pyta Kamala i wszyscy wiemy, że wcale mu go nie proponuje, tylko sugeruje, by uciekł na chwilę do domu i nam je przyniósł. Mój przyjaciel oczywiście od razu przytakuje, a ja kręcę głową, przyglądając się ojcu z dezaprobatą. – No co? Młody jest, niech biega.

– Dość się nabiega przy tej naszej jędzy. Od trzech lat ci tłumaczę, żebyś był dla niego miły, bo to nasza jedyna nadzieja na to, żeby Młoda była mniej upierdliwa – mówię, obserwując, jak pakuje drewno do drugiego koszyka. – Jak pójdziemy do środka, to mnie zjedzą, więc się z tym nie spiesz.

– Nie mam zamiaru, ale narzuć coś na siebie, bo zaczyna wiać. – Posłusznie wciągam na siebie jego roboczą bluzę i opieram się o futrynę w drzwiach. – Mam nadzieję, że przyjechałaś wyspana, bo pewnie czeka nas dziś wyjątkowo długi wieczór, Kamila ekscytuje się od kilku dni, że przyjedziesz.

– Że przyjedziemy – poprawiam go i biorę piwa od Kamala, który od razu bez słowa wraca do domu i zostawia nas samych. – Nie spytasz?

– Nie, nie spytam. Jak spytam, to dowiem się rzeczy o twoim mężu i twoim małżeństwie, których nie chcę wiedzieć, bo obawiam się, że mogą się one przełożyć na moją chęć zamordowania drania. Więc, jak musisz, to powiedz mi o wszystkim teraz, ale lepiej będzie, jak będziemy trzymać się planu, który sama wymyśliłaś i wrócimy do tego dopiero jutro.

– Czyli będziesz dla mnie kłamał w Wigilię, że mój mąż musiał polecieć do domu? Naprawdę?

– Tak, bo to najlepsze rozwiązanie, jakie przyszło nam do głowy, by uratować jakoś te święta.

– Jesteś najlepszy – mówię i uśmiecham się do niego, a on kręci głową. – Jak widzisz, mam się całkiem stabilnie...

– Nowe leki? – sarka mój ojciec, stukając swoją butelką w moją, a ja przewracam oczami. – No już, spokojnie kochanie. Jestem po prostu zaskoczony, że zajęło ci tyle czasu...

– To nie jest katar, tato, nie wyleczyłam się ze swoich zaburzeń i nie wyleczę się z nich w ogóle. Teraz jest dobrze, ale od dwóch tygodni codziennie czuję, że to będzie ten moment, w którym panika w końcu pierdolnie we mnie z zaskoczenia, ale na razie sobie radzę, nawet jeśli dziś na lotnisku... – Tata unosi rękę do góry, by przerwać moją tyradę, a ja spoglądam na niego pytająco.

– Miałem na myśli to, że za długo zbierałaś się do wyjaśnienia z nim wszystkiego, Asia. Prawie od roku się męczyłaś, myśląc, że ten człowiek cię zostawi i jak widać jemu zajęło rok, by w końcu do tego dojrzeć. Już się bałem, że nie zdobędzie na to, by zachować się jak facet i postawić sprawy jasno.

– Oglądaliśmy Midsommar za twoim poleceniem kilka miesięcy temu. Może to dało mu do myślenia – sarkam, a mój ojciec parska śmiechem. – Właściwie, jeszcze cztery dni temu byłabym gotowa mu wszystko wybaczyć, ale dziś...

– Co się wydarzyło?

– Zmądrzałam?

– Nie, w to akurat nie uwierzę – mówi, a ja upijam łyk piwa.

Mój tata ma rację, dziś nie jest dobry dzień na roztrząsanie tego wszystkiego, zwłaszcza w towarzystwie mojej matki i starszej z moich sióstr, które przejawiają skrajnie różne podejścia do mojego małżeństwa. A właściwie męża. Kamila uwielbia Thomasa, mówiąc szczerze, gdybyśmy nie były spokrewnione, miałabym poważny problem z tym, że patrzy na niego, jak w obrazek. Jednak nie mogę jej winić, sama najlepiej jestem świadoma czaru, jaki roztacza wokół siebie mój mąż.

A raczej już były mąż.

Za to moja matka nigdy, nawet przez ułamek sekundy, nie okazała mu ani cienia sympatii. Co było dla mnie wielkim zaskoczeniem, bo spodziewałam się, że jej krytyka mojego związku weźmie się raczej z tego, że ja nie jestem dość dobra dla Toma. Jednak w jakiś niewyjaśniony dla mnie sposób zawsze traktowała go chłodniej, niż mnie kiedykolwiek. A ja jakoś nie wpadłam przez cały ten czas na pomysł, by ją zapytać, dlaczego.

Tak samo, jak nie chciałam wiedzieć, dlaczego matka Toma po trzech latach naszego związku dalej traktowała mnie na wszystkich spotkaniach rodzinnych, jak powietrze.

Wyjątkowo niechętnie idziemy w końcu z ojcem do domu. Kamal i Liam zadbali już o to, by zanieść moje walizki, więc wszyscy wiedzą o moim przyjeździe, ale nie wpływa to na moją chęć przywitania się z nimi. W tym roku nie ma u nas rodziny mojego szwagra, co chociaż w jakimś stopniu minimalizuje moją potrzebę, by obrócić się na pięcie i wrócić na lotnisko, albo po prostu wsiąść w samochód i jechać przed siebie tak długo, aż wymyślę miejsce, do którego chciałabym dotrzeć.

Starsza z moich sióstr na mój widok natychmiast odchodzi od kuchenki i biegnie w moją stronę, by rzucić mi się na szyję. Obejmuję ją przez chwilę, gdy ta już zalewa mnie informacjami o aktualnym miejscu pobytu swojej córki i tym, żebym natychmiast poszła się z nią przywitać. Marion za to podchodzi do mnie z kwaśną miną i po prostu wręcza mi kieliszek wina.

– Dziękuję – odpowiadam z wdzięcznością, a ona całuje mnie w policzek. Idę do kuchni, gdzie moja matka robi chyba jedyną rzecz, jaką potrafi, czyli zupę grzybową. Resztę przygotował wczoraj tata z Kamilą, to była w końcu już tradycja. – Cześć, mamo.

– Cześć – odpowiada, mierząc mnie wzrokiem i podchodzi, by się ze mną przywitać – Pomożesz mi z makaronem?

– Daj mi tylko pięć minut na przebranie się.

– Jasne, tylko nie zostawiaj tu kieliszka, mój ciągle gdzieś znika – mówi, spoglądając znacząco na Kamilę, która unosi dłonie do góry w obronnym geście i wraca do smażenia ryby. – Czyli Tom nie przyjedzie?

– Niestety nie, ja muszę wam wystarczyć – odpowiadam i obracam się w stronę wyjścia.

– I dobrze, dawno nie mieliśmy rodzinnych świąt.

Cóż, ostatnie, czego mogłabym się po mojej matce spodziewać, to chęć, by spędzić te dni w tak małym gronie, ale może ona też nie chce dziś zaogniać sytuacji. W końcu są pierdolone święta, chociaż tego jednego dnia w roku możemy udawać, że wszystko jest w porządku, nawet jak to gówno prawda.

Idę na górę do swojego pokoju i otwieram walizkę, by znaleźć w niej porządne ubrania do kolacji i prezenty dla rodziny. Zostawiam telefon przy łóżku i spoglądam na siebie w lustrze, zbierając się w sobie do powrotu na dół. Daleko mi do pewności siebie i do chęci, by tu być, ale właściwie to jedyne miejsce na ziemi, w jakim mogę być w tej chwili. Dam radę.

Gdy znów wchodzę do kuchni, rządzi w niej już z powrotem tata, a Kamila od razu dopełnia mój kieliszek, zanim w ogóle zacznę coś przygotowywać. Później idzie już z górki, rozmowy o ilości pierogów i zaginionych półmiskach spajają nasze więzi lepiej, niż te o życiu, czy dzieciach. Tak jest po prostu łatwiej, ale z moim tatą zawsze było łatwo.

Siadamy do kolacji i jak zawsze, od dziecka, staramy się zachować powagę przy łamaniu się opłatkiem, ale w tej kwestii nic się nie zmienia. Chcemy mieć to jak najszybciej za sobą i po prostu usiąść do jedzenia. Dopiero po zajęciu miejsca, widzę po Maryśce i Kamalu, że coś jest nie tak, moja siostra jest spięta i kręci nosem, na każdą potrawę na stole. Kamila i Liam, jak zawsze, są przede wszystkim skupieni na tym, by ich wychuchana jedynaczka na pewno się najadła, choćby mieli zaraz wstać i zrobić jej naleśniki z nutellą. Moja matka dolewa mi wino i zaczyna rozmowę o tym, czy wyszła jej zupa, a mój ojciec, jak zawsze, zapewnia ją, że tak.

Właściwie, gdybym mogła z pamięci spisać tradycyjny przebieg dzisiejszej kolacji, nie miałabym z tym najmniejszego problemu. Doskonale wiem, krok po kroku, co się będzie działo, o czym będziemy rozmawiać i kiedy przeskakiwać między polskim a angielskim, mimo tego, że mój ojciec zaczął mówić naprawdę całkiem nieźle. Ja będę za to głównie milczeć, przytakując na opowieści o ich sukcesach i pić czerwone, wytrawne wino, które moja matka kocha chyba bardziej ode mnie. A później, gdy już przeniesiemy się do salonu, będę mogła przytulić się do ojca i obejrzeć jakiś głupi film świąteczny, który tak naprawdę żadnego z nas nie obchodzi. Ma jedynie za zadanie utrzymać nas dłużej razem w jednym pomieszczeniu.

Nikt z nas przy stole celowo nie zaczyna poważnych tematów, choć jestem przekonana, że Kamilę aż nosi, by dowiedzieć się wszystkiego o powodach nieobecności Toma. Podobnie jak ja bardzo chcę wiedzieć, czemu Kamal i Marion prawie ze sobą nie rozmawiają, a we mnie zaczyna kłębić się przerażenie, że może u nich też coś przegapiłam.

Może byłam zbyt zajęta własnymi dramatami i własnym rozpadającym się na kawałeczki związkiem, by zaobserwować, że u dwójki najbliższych mi ludzi też może być coś nie tak. Czuję się przez to dokładnie tak, jak wtedy, gdy Taika poinformował mnie o rozwodzie; kompletnie niszczy mi to jakąś jedną stałą w życiu.

A niestety liczba stałych elementów w moim życiu, topniała w zastraszającym tempie.

Gdzieś między sernikiem, makowcem, a kolejnym dzbankiem herbaty, starsza z moich sióstr w końcu nie wytrzymuje i spogląda na mnie znacząco.

– Więc Tom nie wpadnie nawet na chwilę po świętach? – pyta, a Marion od razu wzdycha ostentacyjnie.

– Nie, nie wydaje mi się. Jest w Londynie – odpowiadam wymijająco i wkładam do ust duży kawałek piernika, chcąc tym samym zniechęcić ją do dalszej rozmowy.

– To może do niego zadzwonimy na Skype, na pewno będzie mu miło.

– Daj spokój Kama – mówi moja matka chłodno. – Nie przyjechał to nie, widocznie są ku temu większe powody.

– To, że ty go nie lubisz, nie oznacza, że Aśka nie chciałaby, żebyśmy z nim pogadali...

– Kamila – wchodzi jej w słowo tata.

– Myślałam, że akurat ty jesteś po jej stronie – kłóci się dalej moja siostra.

– A po czyjej ty jesteś stronie? Aśki czy Toma, bo czasami aż trudno się połapać – sarka Marion, uśmiechając się do niej wrednie.

– Ty, księżniczko na ziarnku grochu, to się lepiej nie odzywaj. Odkąd przyjechałaś, masz ze wszystkim problem – fuka Kamila i znów spogląda na mnie. – Więc tak serio Asia, naprawdę mi przykro, że Tom nie przyjechał, bo jest częścią naszej rodziny, ale w sumie obecnie mu się nie dziwię, że mógł nie mieć jakoś na to ochoty.

– Nic się nie stało, spokojnie Kama – mówię, a ona uśmiecha się do mnie lekko.

– Na pewno? – pyta moja matka i bierze mnie za rękę. Jednak bynajmniej nie po to, by dodać mi wsparcia, a żeby zasugerować, że zauważyła brak obrączki na moim palcu. No tak, oczywiście, nie mogło być inaczej.

– Ula. Nie dziś – zwraca się do niej spokojnym głosem tata. Matka zaciska na chwilę dłoń na mojej ręce, zanim ją puści.

– Co nie dziś? Czy naprawdę musisz jej robić jakieś uszczypliwości w Wigilię mamo? – naskakuje na nią Marion i nagle wszyscy zaczynają się sprzeczać. Kamal prosi swoją narzeczoną o to, by jednak się trochę uspokoiła, Kamila tłumaczy mężowi w locie całą aferę, a moja matka broni się przed kolejnymi atakami ze strony swojej najmłodszej córki. Dopijam wino i wstaję szybko, odsuwając z łoskotem krzesło.

– Decyzja zapadła tydzień temu, nie chciałam dziś o tym mówić, ale widzę, że muszę. Ja i Thomas się rozwodzimy – mówię, i nagle zapada cisza. Rodzina patrzy na mnie skonfundowana, a Kamila tylko unosi dłoń do ust, w niemym szoku. – I to, w gruncie rzeczy, nie jest tragiczna wiadomość.

– Jak... jak się czujesz? – pyta moja starsza siostra.

– Dobrze, zaskakująco dobrze. O dziwo czuję się lepiej, znając jego decyzję, niż męcząc się kolejny rok w niepewności – odpowiadam i siadam z powrotem przy stole. – Przepłakałam już swoje, resztę smutków w weekend utopiłam w alkoholu i dziś jestem przekonana, że to nie koniec świata.

– Czyli nie ma szans, że to tylko kryzys i do siebie wrócicie? – pyta Kamila, a Maryśka wybucha donośnym śmiechem.

– Nie, nie ma na to szans. – Dolewam sobie wina i uśmiecham się nerwowo. – I tak, próbowałam się z nim skontaktować i zmienić jego decyzję, ale...

– Czy przypadkiem nie mówiłaś, że jesteś w stanie zrobić dla niego wszystko? – sarka moja matka. – I właśnie widać jak dobrze na tym wyszłaś.

– Ulka. Nie pogarszaj sytuacji – upomina ją tata, a ja zagryzam usta.

– Byłam i zrobiłam wszystko, co mogłam przez ostatni rok. Nie zadziałało.

– Już raz odstawił taką szopkę, przemyśli, co zrobił i wróci do ciebie z podkulonym ogonem. – Kamila uśmiecha się do mnie w sposób, który ma być pocieszający, ale ja teraz po raz pierwszy widzę, że to wcale nie jest pocieszająca wizja. A już na pewno nie jest to scenariusz, w którym będę zadowolona z samej siebie.

– A w międzyczasie będzie ruchał koleżanki z pracy, super sprawa Kamila. Nic tylko jej pozazdrościć, że wyrwała taką partię, co? – sarka Marion, a mój ojciec przeklina głośno i wstaje od stołu, by nalać sobie drinka. Matka od razu daje mu znak, żeby przyniósł nam kolejne wino, a moje siostry przekrzykują się przez swoich mężów. – To, że ty jesteś idealną, kurwa, panią domu, to nie oznacza, że każda kobieta na tym świecie nie ma większych aspiracji, niż pieluchy!

– Przynajmniej nie jestem przy tym zadufaną w sobie księżniczką, która myśli, że jest we wszystkim najlepsza! – krzyczy na nią Kamila, a ja piję wino, zastanawiając się, jak ja do tego wszystkiego doprowadziłam. – Złote dziecko, kurwa jej mać.

Liam i Kamal wymieniają porozumiewawcze spojrzenia i mój starszy szwagier wysyła swoją córkę do salonu, pozwalając jej na włączenie telewizora. Co zazwyczaj było w wigilię zakazane aż do końca kolacji. Biorę głęboki oddech, gdy ojciec siada z powrotem przy stole.

– Właśnie dlatego nie chciałem, żebyś mi mówiła, czemu się rozwodzicie. Teraz nie dość, że mam ochotę go zabić, to mam ochotę też potrząsnąć poważnie tobą, że byłaś gotowa się na to dalej godzić – odzywa się ojciec i obraca do mojej matki. – Wiesz co Ula, ja cię chyba powinienem jednak przeprosić, bo chyba ostatnie trzy lata miałaś rację, mówiąc mi, że w końcu któregoś dnia mu przyłożę.

– Raczej na to nie licz, chyba że sam polecisz do Londynu, bo pewnie kolejny raz dopiero zobaczę się z nim w sądzie – mówię, zanim moja matka zacznie się napawać tym, że ojciec przyznał jej rację.

– Właśnie... – Kamila przerywa na chwilę swoją wojnę z naszą siostrą i znów skupia się na mnie, a ja czuję ścisk nadmiernie pełnego żołądka, gdy cała zawierucha uderza kolejny raz we mnie. – Co ty teraz zrobisz? Gdzie będziesz mieszkać?

– Mam cały czas swoją pracę, która w tej chwili mieści się w wynajętym w Honolulu domku, więc będę miała tam czas na przemyślenie, co i gdzie chcę dalej robić. Pewnie wynajmę coś w LA, żeby być bliżej Taiki...

– Taiki? – pyta Kamila.

– To jej przyjaciel, już nawet nic nie insynuuj – mruczy Maria, a ja na ułamek sekundy marszczę nos i z tego drobnego gestu ona umie wyczytać już wszystko, co zaszło między mną a Waititim. – Ja pierdolę, nie. Po prostu, kurwa,nie.

– Stać cię w ogóle na przeprowadzkę do Stanów? – pyta tata.

– Dostanie przecież jakieś pieniądze po rozwodzie, w końcu wszystko rozpadło się z jego winy, a mieli to chyba ujęte w intercyzie. Orzeczenie o winie... – odpowiada za mnie Kamila, której ton nagle stał się mniej miły. – Prawda? Chyba, że znów robisz z siebie ofiarę i próbujesz się wybielić, gdy tak naprawdę to ty zjebałaś. Przecież dokładnie tak samo było z Darkiem, nagle opowiadałaś nam, jak to się wam nie układa, gdy na marginesie tej łzawej historyjki czekał już...

– Nawet nie mów jego imienia w moim domu! – przerywa jej matka, a jej głos ocieka sarkazmem, gdy zwraca się do mnie. – I nikt nie robi z siebie ofiary, Asia przecież już jest całkiem zdrowa i wcale nie robi takich rzeczy, co córuś?

Chowam twarz w dłoniach i próbuję kontrolować swój oddech, bojąc się, że zaraz coś we mnie pęknie. W końcu pierwszy raz od nieszczęsnego rozstania z Tomem uderzy we mnie cała ta skumulowana panika i znów będę myślała, że umieram. Choć słuchając ich wrzasków, zaczynam mieć na to ochotę. Pierwszy raz w życiu chciałabym dostać ataku paniki, móc uciec od tego stołu do swojego pokoju i zaszyć się tam do końca świąt.

– Jestem w ciąży! – krzyczy nagle Maria i drugi raz dzisiejszego dnia w domu zapada absolutna cisza. Podnoszę głowę i spoglądam na nią i na Kamala, mając cichą nadzieję, że to jakiś głupi żart, który sobie robią, by odciągnąć ode mnie uwagę. Jednak nerwowy uśmiech mojego przyjaciela zdradza, że to wcale nie jest jakiś fortel, a szczera prawda.

Kamila otwiera usta by coś powiedzieć, ale Kamal kręci głową, dając jej znak, że to nie jest najlepszy moment, by ona zabrała głos jako pierwsza. To muszę być ja.

– I teraz nie wiem, czy mam ci pogratulować, czy dać numer do mojego ginekologa– mówię, a mój ojciec spogląda na mnie chłodno i dopija drinka duszkiem. Marion spogląda na mnie z niemym przerażeniem w oczach i przez chwilę utrzymuje moje spojrzenie, aż nie zacznie się histerycznie śmiać.

– No wiesz, generalnie to wywalą mnie na ponad rok z pracy, co w przypadku mojego zawodu może w ogóle i definitywnie zakończyć całą moją karierę. Już nie mówiąc o tym, że nie wiem, czy w ogóle dalej chcemy mieszkać w Londynie, bo Wielka Brytania nas nieziemsko wkurwia ostatnio – mówi powoli Maria, nie odrywając ode mnie oczu. – No i jeśli mielibyśmy się przeprowadzać, jest kwestia pieniędzy, ponownie pracy i już nawet nie będę zaczynać o tym, że ostatnie, co planowałam w najbliższych latach, to pieluchy. Zwłaszcza, że jedno dziecko, po którym muszę sprzątać już mam – Tu Maryśka spogląda znacząco na swojego narzeczonego. – Ach, no i oczywiście nie zaczęłam jeszcze tematu, jak jego głęboko wierząca rodzina podchodzi do tematu swojego synka i tego, że zrobił dziecko chudej białej lasce. Jednak, mimo tego wszystkiego, to chyba jednak pogratulować... bo numer do lekarza mam od trzech tygodni i wcale nie mam zamiaru go użyć.

Podrywam się z krzesła i biegnę na drugą stronę stołu, by ich uściskać. Nagle, w tym jednym magicznym momencie wszystko się uspokaja i inne rzeczy nie mają już znaczenia. Przestajemy się kłócić, drążyć jakikolwiek inny temat i koncentrujemy się na nich. Wydaje mi się, że nie mieli zamiaru jeszcze nic nikomu powiedzieć, dopóki nie ogarną się sami z tą wiadomością, ale... ja też nie miałam zamiaru dziś nikogo więcej informować o rozwodzie.

Decydujemy się zakończyć kolację i przenieść się do salonu, gdzie tym razem do obejrzenia wybieramy Green Book, a moja najmłodsza siostra cały czas próbuje dopytywać się mnie o Oscary. O których nie chcę nawet na razie myśleć.

W tej chwili skupiam się na tym, co jest wokół mnie. Na trzaskaniu ognia w kominku i na ciepłym świetle, które bije od niego i rozwieszonych lampek choinkowych. Cały pokój sprawia wrażenie, jakby miał złocisty kolor, współgrający idealnie z czerwonymi sofami, na których siedzą moi bliscy. Zamiast oglądać film, przyglądam się moim siostrom i uśmiecham się, widząc, jak Kamal przytula do siebie Marysię i całuje ją przelotnie w czubek głowy. Jest w tym coś tak niewinnego i troskliwego, że nie do końca potrafię opisać to za pomocą właściwych słów.

Myślę, że to jest właśnie dla mnie definicja prawdziwej miłości.

Nie randki w drogich restauracjach, nie wakacje w bajkowych miejscach i zdecydowanie nie seks w hotelowych pokojach. Może te rzeczy są bardziej ekscytujące, ale jak widać po moim przykładzie, na pewno nie są tak trwałe.

Tak trwałe i niezmienne, jak to, w jaki sposób mój tata uśmiecha się do mojej matki, gdy ta narzuca na niego koc. Miłość nie jest prosta, nie przychodzi łatwo. To cholerne pole walki, takiej codziennej i przede wszystkim wspólnej.

A ja od roku walczyłam sama o przegraną sprawę.

I teraz dopiero to widzę. Widzę, jak bardzo w braku codzienności i zwyczajności nigdy nie było w moim związku miejsca na taką miłość. Więc może nie jest mi ona pisana, a na pewno nie z nim. On by tak nie potrafił... odpuścić, cieszyć się czymś zwyczajnym i niezbyt ekscytującym.

Z jednej strony czuję się dobrze, będąc w domu, będąc z nimi, bo to taka miłość, której nikt mi nie odbierze. Nawet jeśli moja matka nie należy do osób mających na mnie dobry wpływ, to nadal jest częścią tego miejsca, a ja jestem częścią jej.

Z drugiej strony pomimo tego wszystkiego, mimo tych światełek i zapachu piernika, mam wrażenie, że gdzieś głęboko we mnie panuje jakiś nuklearny holocaust. Tom obiecał mi coś innego, obiecał mi trzy lata temu inne życie, z którego znów, po raz drugi, tak łatwo zrezygnował. I może ten pierwszy raz, gdy byliśmy jeszcze na pierwszych stronach naszej historii, powinien dać mi solidne ostrzeżenie.

A tak się nie stało.

I dlatego teraz mam za swoje.

Przyjmuję z wdzięcznością moment, w którym Marion decyduje, że jest zbyt zmęczona na granie w kalambury, a z uwagi na jej stan, wszyscy się na to zgadzają. Z wielką przyjemnością idę na górę i padam na łóżko w pokoju, starając się nie płakać z żalu, który mnie przepełnia. Sięgam po telefon, by pocieszyć się odrobinę życzeniami świątecznymi od dalszych znajomych i widzę maila od Toma, który powoduje, że momentalnie jeżą mi się włoski na karku. Podrywam się do siadu i odczytuję wiadomość z drżącym sercem i jeszcze bardziej drżącymi rękami.

Joanne.
Długo dziś zbierałem się, by do Ciebie zadzwonić, jednak co chwilę przychodziła mi do głowy inna wymówka, by tego nie robić. W końcu nie mam nawet pewności, czy na pewno poleciałaś do Oklahomy, czy nie zdecydowałaś się zostać na święta u kogoś z naszych bliskich znajomych w Los Angeles.

Jak już pewnie zdążyłaś się domyślić, nie piszę, by życzyć Ci "wesołych świąt", bo doskonale wiem, że cokolwiek by się działo i ile byś się nie uśmiechała do obiektywu, to zapewne takie nie są. I tu od razu powinienem Cię przeprosić, że nie wybrałem lepszego momentu na naszą rozmowę, nawet jeśli Ty sama ją zainicjowałaś.

Słowa, które powiedziałem tamtego wieczora, wcale nie były takie, jakie pierwotnie sobie zaplanowałem, dlatego może też dziś decyduję się pisać.

Przede wszystkim, jeśli przeszło Ci przez myśl, że choć na sekundę przestałem Cię kochać, to wiedz, że się mylisz. Bez wątpienia kocham Cię nieustająco i nie wydaje mi się, by miało się to kiedykolwiek zmienić. Pogubiłem się po prostu w naszym życiu i w tym, że nadal, po trzech latach, nie umiemy do końca iść w tym samym kierunku.

Przeraziło mnie to i może to spowodowało lawinę błędów, jakich dopuściłem się później.

Miałaś rację, zarzucając mi, że próbuję oskarżać Cię o rzeczy, które to ja przecież robię. Nie wiem, jak przyszło mi do głowy, że sugerowanie Twojej zdrady, ma mieć jakikolwiek wpływ na to, że nie zauważysz mojego romansu.

W końcu znam Cię. Wiem, że kto jak kto, ale Ty widzisz wszystko. Wszystkie moje wady, moje problemy i momenty, w których błądzę. I nieustannie mi wybaczasz.

Na co, jak ustaliliśmy, zdecydowanie nie zasługuję.

Nie próbuję się tłumaczyć, nie próbuję kolejny raz Cię ranić, próbuję na nowo zacząć z Tobą rozmawiać, bo zauważyłem, że przede wszystkim to przestaliśmy robić. Rozmowy zastąpiły kłótnie, sprzeczki i przeprosiny, a ja nawet nie jestem w stanie obecnie przypomnieć sobie, nad jakim scenariuszem teraz pracujesz. Zwyczajnie przestałem zadawać pytania, bo bałem się, że Ty zaczniesz zadawać je mnie, a to doprowadzi do Twojego zwątpienia w sens naszego małżeństwa.

Zgubiłem się. I przyznaję Ci się do tego teraz otwarcie.
Obawiam się, że bez Ciebie nie uda mi się odnaleźć właściwej drogi, Joanne.

Nie proszę Cię o wybaczenie i naprawdę, nie jestem aż tak naiwny, by błagać Cię o kolejną szansę. Na razie proszę Cię o instrukcje, co mogę zrobić, by nie stracić Cię całkowicie z mojego życia.

Oczywiście uszanuję, jeśli nie będziesz chciała mnie więcej widzieć.
Jednak, jeśli jesteś gotowa na rozmowę, prawdziwą rozmowę, to spotkajmy się w Nowym Jorku w sylwestra.

Kocham Cię i zawsze będę.
Tom.

Wydaje mi się, że nigdy w życiu nie byłam w takim szoku, w jakim jestem teraz. Patrzę w ekran telefonu z otwartymi ustami i łzami płynącymi po policzkach i nie mam pojęcia, jak zareagować. Mam ochotę mu odpisać tysiąc rzeczy na raz, ale jestem zbyt zaskoczona.

Czuję się, jakby ktoś dał mi w twarz.

Wycieram łzy w rękawy swetra i pospiesznie szukam bluzy mojego ojca, w której przyszłam wcześniej do domu. Wybiegam z pokoju i idę szybko do pokoju Marion, gdzie zaczynam stukać w drzwi, jakby się paliło.

– Twoja siostra próbuje spać – mówi Kamal i mierzy mnie wzrokiem. – Mam ją obudzić? – pyta, widząc moje roztrzęsienie.

– Nie, potrzebuję ciebie.

– Mnie? Potrzebujesz przyjaciela, czy terapeuty?

– Oba. Oba są w porządku – odpowiadam i przyglądam mu się uważniej. Kamal ma na sobie świąteczną piżamę w wizerunki postaci z Simpsonów, na co kręcę głową. – Okej, czekam na ganku. Ogarnij się.

Zbiegam po schodach na dół, w salonie zgarniam koc z najbliższej kanapy i kątem oka zauważam światło w kuchni, jasny zwiastun tego, że mój ojciec też jeszcze nie poszedł spać. Siadam na ławce na ganku, odpalam papierosa i jeszcze raz przesuwam wzrokiem po treści wiadomości, czekając na mojego przyjaciela. Drzwi otwierają się dopiero po kilkunastu minutach, a ja od razu blokuję telefon.

– Nie spieszyłeś się. Nie, żebym właśnie przeżywała emocjonalny kryzys, ale ty musiałeś znaleźć kapciuszki, co? – mruczę pod nosem, podnosząc wzrok i ze zdziwieniem widzę moją matkę, która podaje mi kubek termiczny zanim usiądzie naprzeciwko mnie. – Kamal...

– Kamal zgodził się, żebym to ja do ciebie przyszła.

– Nie, mamo, naprawdę nie chcę...

– Nie jako terapeutka, ale jako matka, jako kobieta, która całkiem dobrze rozumie twoją sytuację, Asia – mówi spokojnym głosem i opiera się wygodniej w fotelu naprzeciwko mnie. Nie czuję się komfortowo, czuję się o krok bliżej kompletnej paniki, a jej chłodne spojrzenie wcale nie poprawia sytuacji. – Napisał do ciebie, prawda? Pozwól mi zgadywać... wcale nie chciał się rozstać, po prostu się pogubił, ale bardzo cię kocha i zawsze będzie cię kochał. Tylko jest mu trudno, ale z tobą będzie łatwiej, więc prosi o wybaczenie. – Przyglądam się jej z lekko otwartymi ustami, a ona uśmiecha się szeroko i unosi do góry swój kubek. – Popełniam czasem błędy, ale zazwyczaj na ludziach znam się doskonale.

– Tak, napisał niemal dokładnie to. Chce się spotkać, porozmawiać... na razie nie prosi mnie o to, bym do niego wróciła.

– Wie, że na razie tego nie zrobisz. Musi się bardziej postarać, wynająć apartament pełen kwiatów, czy paść na kolana na szczycie Empire State Building. Wie, że jesteś łasa na takie zagrania i dokładnie je ci zaprezentuje – mówi, analizując każdą drobną zmianę wyrazu na mojej twarzy. – Więc kiedy do niego lecisz?

– Nie lecę... – odpowiadam cicho, tak cicho, że sama nie mam pewności, że to powiedziałam. – Nie polecę.

– Jak to? Przecież...

– Mówiłam, że zrobię dla niego wszystko? Tak. Trzy lata temu, mamo. Trzy lata temu, gdy stałam naprzeciwko niego w apartamencie pełnym kwiatów, byłam święcie przekonana, że pozwolę mu na to, by do końca życia mnie zostawiał i wracał, jeśli taka będzie konieczność. By tylko między tymi rozstaniami mieć go dla siebie. Tylko, że przez te trzy lata dużo zrozumiałam... na przykład to, że nie jestem przedmiotem, który można odłożyć na półkę, gdy nagle przestanie być interesujący. – Mam nadzieję na jakąś jej większą reakcję, ale ona tylko przytakuje mi lekko. – Nic nie powiesz?

– Wiem. Liczysz na to, że będę się napawać tym, że ci nie wyszło, czy powiem ci przykre rzeczy, które moim zdaniem powinnaś usłyszeć, ale tego nie zrobię. Naprawdę chciałam, żebyś to ty miała rację tym razem, żeby faktycznie on był mężczyzną twojego życia, nawet jeśli żadne znaki na niebie i ziemi na to nie wskazywały.

– Jakie znaki?

– On nie jest osobą, z którą jesteś w stanie zbudować trwały związek, za bardzo różnicie się... stylem życia, że tak to ładnie ujmę. – Przytakuję jej, a ona upija trochę grzanego wina i uśmiecha się do mnie. – Właściwie to spodziewałam się, twojego oświadczenia dzisiajj, że jesteś w ciąży.

– Słucham? – po jej słowach niemal parskam śmiechem i przypadkiem rozlewam trochę wina na koc, ale matka tylko macha na to ręką. – Przecież ja zawsze mówiłam głośno, jak bardzo nie będę mieć dzieci i nadal się tego trzymam.

– On chce mieć dzieci.

– Nie, rozmawialiśmy na ten temat...

– On chce mieć dzieci. Uwierz mi, rok temu rozmawiał o tym z Liamem.

Bardzo chciałabym zaprotestować i bronić Toma, szukać w swojej głowie tych wszystkich momentów, w których może i rozmawialiśmy o dzieciach, ale on zawsze odpuszczał. Tylko, że nie jestem w stanie się kłócić. Gdyby nie ja, gdyby nie mój upór, gdyby Tom wybrał inną kobietę, mógłby być już ojcem. Przecież jedynym, co nas hamowało w tej kwestii, były moje i tylko moje poglądy na tę kwestię.

– To jest ta jedna rzecz, w której nie zamieniłabym swojego stanowiska nawet dla niego, mamo. – Piję grzane wino, patrząc w jakiś odległy punkt tarasu i zastanawiam się, czy ona ma rację, czy naprawdę ja i Tom od początku nie mieliśmy szans. I teraz coraz bardziej widzę, że cały nasz związek był jak strzelanie na oślep... czasem udało nam się trafić jakieś naprawdę dobre momenty, jednak przez większość życia po prostu chybialiśmy, mijaliśmy się o milimetry. – Byłabym fatalną matką, więc...

– Byłabyś dobrą matką – przerywa mi, a ja spoglądam na nią zaskoczona. – Pamiętasz, jak Franciszka się rozchorowała, a ty całą noc dzwoniłaś do mnie, bo bałaś się, że stanie jej się coś poważnego? Całą noc ci mówiłam, że to tylko zatrucie, a ty za nic nie chciałaś mi wierzyć. Tak samo zachowywałam się, jak ty byłaś mała. Byłam tak samo histeryczna.

– Franka nie była moja, ona i Daria były tylko pod moją opieką, bo Karol wyjechał i...

– To nie ma znaczenia. Też nie jesteś swojego taty i co? Co to zmienia? – pyta, a ja wzruszam ramionami, za nic nie chcąc przyznać tego, że się z nią zgadzam. – Powiem to raz i nigdy więcej, Asia, ale moim zdaniem, gdyby Karol nie był skończonym...

– Kutasem?

– Szukałam innego słowa, ale to nadaje się idealnie – mówi, uśmiechając się do mnie na sekundę. – Więc gdyby nie był idiotą i zrozumiał w odpowiednim momencie, co ma przy sobie, to by się wam ułożyło.

– No ale się nie ułożyło, a ja za nic nie wrócę ani do Polski, ani do niego.

– Do tego narcyza ze skłonnościami do depresji też nie wracaj. Najlepiej do nikogo nie wracaj przez jakiś czas. Usiądź i pomyśl, co masz i czego chcesz, dawno nie miałaś ku temu okazji.

– Właściwie to, co mam, co mi zostało... całkiem mi się podoba, mamo – mówię. Ona kręci kolejny raz głową, a ja w jej spojrzeniu widzę, co mi sugeruje. – To nie tak, że znów prześlizguję się z relacji w relację, bo w tej relacji z Taiką jestem od lat i to przyjaźń. Przede wszystkim.

– Wierzę ci.

– Naprawdę? – Nie kryję zaskoczenia, które ewidentnie wprawia ją w dobry nastrój.

– Nie kłamiesz, więc czemu miałabym ci nie wierzyć, Asia? – pyta, a ja wzruszam ramionami i patrzę, jak wstaje z fotela. – Tylko jedna sprawa, widziałam to marszczenie nosa przy stole. – Śmieje się i delikatnie mnie w niego pstryka. – Więc naprawdę daj sobie czas, zanim zmienicie profil waszej znajomości. Jak nie dla siebie, to zrób to dla ojca, może źle przyjąć informację, że sypiasz z kimś młodszym od niego jedynie pięć lat.

Zostawia mnie samą, a ja, kolejny raz dzisiejszego dnia, muszę zbierać szczękę z podłogi. Ostatnią osobą w tym domu, którą podejrzewałabym o to, że zaszczyci mnie wsparciem i dobrym słowem jest właśnie moja matka. A dziś nawet ona przemówiła ludzkim głosem, co daje mi jakąś dziwną ulgę, której nie czułam od lat. Poczucie, że nie jestem tylko jej wyrzutem sumienia i czymś kompletnie nieudanym.

Spoglądam na telefon, a po odblokowaniu znów widzę maila od Toma.

Wszystkie moje postanowienia, wszystkie moje przemyślenia biorą całkowicie w łeb, gdy słyszę w głowie zapewnienia o jego miłości. Mogę wmawiać sobie, że jestem ponad to, że mogę zacząć znów być sama i jestem zbyt dumna, by dać się skrzywdzić, ale gdy przychodzi co do czego, chcę tylko wrócić do sypialni w Londynie. Do białej pościeli, zapachu jego perfum i tych chwil, które były słodkie jak cukier.

Nawet, jeśli wszystkie słowa, które tu dziś padły były cholernie prawdziwe, to ja jestem zbyt naiwna, by tak po prostu milczeć.

Dlatego włączam nową wiadomość i zaczynam pisać bardzo długą odpowiedź na pytania, których mi znów nie zadał.

Ta najdłuższy rozdział, jaki chyba kiedykolwiek napisałam, ale ta popieprzona rodzinka to zdecydowanie jeden z najdziwniejszych tworów jakie stworzyłam. Potrzebowałam mieć dla nich trochę więcej czasu.

Jak myślicie co teraz zrobi nasza biedna łania?

No i oczywiście życzę wam zdrowych i wesołych kochani. I dziękuję za te 6 tysięcy gwiazdek (wowow!)

K.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro