8. Don't pretend it's such a mystery
Jego dom jest jednym z tych idealnych brytyjskich budyneczków, o jakim marzyłam, z dużym salonem, aneksem kuchennym i drzwiami do małego podwórza na tyłach. A przy tym wszystkim jednocześnie wyglądał jak z katalogu, jakby sam w życiu nic w nim nie wybrał. Wszystko było dobrane, w stonowanych barwach, eleganckie i nowe, a mnie zwyczajnie brakowało w tym serca. Z tych pięknych idealnie ustawionych mebli biła samotność, aż miałam ochotę rozrzucić na kanapie koc, w kuchni brudne talerze, na półkach książki, a w sypialni bieliznę....
Tom zanosi jedzenie do kuchni, a ja zaczynam przeglądać szuflady w poszukiwaniu patelni i innych potrzebnych przyrządów, jakbym była u siebie.
– Widzę, że już poczułaś się jak w domu – śmieje się Hiddleston, nie ma do mnie pretensji, mówi to niemal czule. – Czy chcesz więcej wina?
– Zawsze. I poproszę jeszcze laptopa, zalogujesz się na mój Dropbox? – pytam, a on przytakuje i stawia przed sobą komputer na kontuarze oddzielającym kuchnię od salonu. – Login to PoisonIvy88. Hasło, jeśli pozwolisz, wpiszę sama.
Odchodzę na chwilę od skwierczącej patelni i pochylam się przy nim, by wpisać ciąg liter. Spogląda na moją twarz, kiedy to robię, a później spuszcza wzrok w dół w mój dekolt. Uważa, że robi to subtelnie, tak jak każdy inny mężczyzna, ale wcale, tak nie jest.
– Poison Ivy? – pyta, a ja od razu przytakuję.
– Zawsze miałam do siebie dystans. Moi „znajomi" mówią tak o mnie za plecami – odpowiadam, wracając do odgrzewania jedzenia. – Mam tam mnóstwo zdjęć więc nie grzeb.
– Za późno – sarka, ale nawet jeśli nie żartuje i naprawdę zacznie przeglądać foldery, to nie ma tam nic, co chciałabym ukryć, on już o wszystkim wie.
Chwilę później stawiam przed nim talerz z jedzeniem, a on przed nami kieliszki i absolutnie bez skrupułów patrzę, jak je pierwszego schabowego w swoim życiu.
– Twoja koleżanka ma już męża, tak? – pyta z uśmiechem po kilku kęsach.
– Narzeczonego. Nie masz szczęścia do kobiet Tom, ja nie gotuję tak fenomenalnie – odpowiadam z bezczelnym uśmiechem. – Idziemy usiąść do salonu, czy mam czytać tu?
– Do salonu – zarządza, jedząc dalej.
Nie chcę patrzeć mu na ręce, więc przenoszę tam komputer i kieliszki. Jak odłoży po sobie talerz do zlewu, siadamy na wielkiej granatowej kanapie, a ja kładę sobie komputer na kolanach i próbuje znaleźć fragment, na którym skończyłam rano. Czytając na głos, wlewam w siebie dużo wina, żeby nie stracić głosu, aż dochodzę do momentu, w którym moi bohaterowie dyskutują o filmie.
– Też nie widziałem nigdy tego filmu – mówi Tom, a ja mrugam z niedowierzaniem.
– Naprawdę nie znasz „Sekretarki", koniecznie musimy to nadrobić.
– Możemy obejrzeć nawet teraz, jeśli chcesz.
– Absolutnie musimy, bez tego nie będziesz miał kontekstu do psychiki mojej bohaterki – śmieję się i już zaczynam szukać tego filmu w serwisach streamingowych.
– Wygląda na to, że też lubisz ten film.
– To bardzo dobry romans z ciekawym podejściem do bohaterów. Lubię określenie kinky romantic comedy – tłumaczę, a on uśmiecha się do mnie. – Znalazłam.
Tom zabiera ode mnie laptopa, by włączyć film na ogromnym telewizorze, siadam wygodniej, czując, że zdrętwiały mi nogi od pozycji, w jakiej czytałam. Uświadamiam sobie też, ile wypiłam, gdy kręci mi się w głowie i mam problem, by skupić wzrok, jak tylko zaczyna się film. Tom siedzi dość blisko mnie, a kiedy fabuła zbliża się do pierwszej sceny erotycznej, przenoszę wzrok na niego, uśmiecha się lekko i spogląda prosto na mnie.
– Cały film będziesz obserwować moją reakcję? – pyta, a ja przygryzam usta, próbując opanować kolejny bezczelny uśmiech.
– Może.
– Dlaczego tak lubisz ten film?
– Wiem, że chcesz zapytać o co innego – sarkam.
– Też lubisz dominację w łóżku? – pyta, a ja zaczynam się śmiać.
– Nie aż tak, jak jest to przerysowane w filmie, ale lubię, gdy mężczyzna przejmuję inicjatywę.
– Zapamiętam to.
– Powiedziałam, że nie mam zamiaru iść z Tobą do łóżka – odpowiadam i nachylam się mocno w jego stronę, pod podtekstem odstawienia kieliszka, zbliżam swoje usta do jego i kładę mu dłoń na kolanie.
– Oglądaj film – mówi rozbawiony moim zachowaniem, ale podnosi ramię, żebym mogła się do niego przytulić, co od razu robię.
♡♡
Budzi mnie ból głowy, spoglądam w sufit, który zdecydowanie nie jest moim sufitem, w moim mieszkaniu. Podrywam się jak poparzona i rozglądam po sypialni, uświadamiając sobie powoli, gdzie jestem.
Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Absolutnej nie. To się nie wydarzyło. Nie zrobiłam tego.
Radlak. Uspokój się.
Jestem sama w łóżku, spałam sama, jestem ubrana w swoje wczorajsze ciuchy i tylko owinięta lekko kocem.
Co Ty do cholery wczoraj zrobiłaś?
Nie pamiętam nic, od momentu jak włączyliśmy film.
Za dużo pijesz.
Wiem. Przestanę. Obiecuje. Picie w mieszkaniach mężczyzn, z którymi rozmawiam dopiero od kilku tygodni to bardzo głupie zagranie, cholernie nierozsądne. Obok mnie na stoliku nocnym stoi szklanka wody z cytryną, a w nogach łóżka dostrzegam małą stertę rzeczy i karteczkę.
"Łazienka to drugie drzwi na lewo. Jeśli jeszcze nie wróciłem, to nie uciekaj."
Podnoszę puchaty ręcznik, a pod nim znajduje bokserski i jasnoniebieską męską koszulę. Biorę głęboki wdech i wychodzę z pokoju, czując, jak cholernie mocno boli mnie głowa. Łazienka jest urządzona w kremowych, ciepłych kolorach, wanna, wielkie lustro, prysznic, pod którym bez problemu zamieściłaby się całą moja łazienka. Rozbieram się, zostawiając wszystko na podłodze, na szafce przy umywalce stoją kosmetyki, damskie kosmetyki.
Sięgam po płyn micelarny, zastanawiając się, czy właśnie używam kosmetyków Taylor Swift. To się dopiero nazywa awans społeczny. Sarkam do samej siebie w myślach i śmieję się z własnej głupoty, wchodząc pod prysznic.
Stoję w strumieniach gorącej wody, opierając czoło o zimne kafelki. Nienawidzę siebie. Nienawidzę tego, że jestem taka głupia. Dlaczego raz jeden nie mogę zacząć wszystkiego normalnie? Jak normalne dziewczyny bez fobii społecznych? Chodzić na randki, do kina, zadeklarować się, zanim ściągnę z siebie majtki w jego mieszkaniu...
Przynajmniej z nim nie spałaś.
Racja. Chociaż tyle dobrego, chciałabym jednak mimo wszystko to pamiętać, jeśli miałoby kiedykolwiek do tego dojść. Ubieram się w rzeczy, które mi zostawił i wychodzę znów na korytarz, a przynajmniej tak mi się wydaje, ale użyłam innych drzwi i znalazłam się w jego sypialni.
Tu spokojnie zmieściłoby się całe moje mieszkanie.
Granatowy dywan, jasne ściany, jasne meble, a pośrodku stoi ogromne łóżko z białą, lekko wymiętą pościelą.
Kto normalny używa białej pościeli? Poza hotelami?
Nie powinnam tu być, nie powinnam chodzić po tym mięciutkim dywanie, żeby zajrzeć do garderoby. Takiej ilości garniturów i koszul nie widziałam nawet w najdroższych sklepach w Złotych Tarasach. Wygrywam ze swoją ciekawością, by myszkować dalej i schodzę na dół do znanej mi już przestrzeni, w lodówce znajduję wodę, sok i światło. Nalewam sobie picie, wstawiam wodę w czajniku i zaczynam sprzątać kieliszki i naczynia po wczorajszej kolacji, nie słysząc, jak Tom wchodzi do domu. Zauważam go dopiero po chwili, jak stoi w drzwiach salonu i mi się przygląda, a ja posyłam mu zażenowany uśmiech.
– To widok, którego brakowało mi od dość dawna – mówi, ruszając w końcu w moją stronę.
– Ktoś codziennie parzy Ci herbatę w kawiarni – droczę się, chcę, żeby powiedział to, co ma na myśli. Wchodzi do części kuchennej i staje za mną, przypierając mnie lekko do blatu, czuję bijący od niego chłód wrześniowego poranka, ale absolutnie mi to nie przeszkadza. Tak samo, jak jego nagła bliskość.
– Brakowało mi widoku pięknej kobiety w mojej kuchni, w mojej koszuli – mówi mi cicho na ucho i składa przelotny pocałunek na moim policzku.
– Może jakbyś zapraszał je częściej do domu... – mówię, uśmiechając się i obserwuję, jak rozpakowuje zakupy. – Mam Ci pomóc jakoś ze śniadaniem?
– Nie, siadaj i pij herbatę. Nie musisz udawać, że się dobrze czujesz.
– Aż tak źle wyglądam? – pytam, próbując usiąść na wysokim stołku barowym przy kontuarze. Tom spogląda na mnie, kręcąc głową i wraca do zakupów, a ja mam wrażenie, że nie może przestać się uśmiechać.
– Wyglądasz bardzo dobrze, jak na fakt ile wczoraj wypiłaś – mówi w końcu, stawiając patelnię na kuchence.
– Tom... powiedz, że nie zrobiłam czegoś głupiego... – wzdycham, a on parska śmiechem.
– Czego na przykład?
– Nie próbowałam się z Tobą przespać? – spogląda na mnie i lekko kiwa głową. – Kurwa mać, Ty pieprzona, głupia, mała...
– Żartuje Joanne – mówi, śmiejąc się z mojej tyrady przekleństw po polsku. – Po prostu zasnęłaś pięć sekund po tym, jak Cię objąłem, zaniosłem Cię na górę i koniec historii.
– Dziękuję.
– Nie dziękuj mi w kółko za normalne rzeczy. Nawet jeśli byś próbowała się jednak ze mną przespać to i tak nic by się nie stało. Przecież bym nie wykorzystał Twojego stanu – mówi poważnym tonem. To dla mnie dopiero nowość, a nie, to tylko przyzwoitość. – Z resztą ludzie, którzy są pijani, kłamią dużo lepiej, a ja niestety jestem dość łatwowierny.
– Co masz na myśli?
– Całą sytuację z Taylor. Nie będziemy jednak o tym rozmawiać przy śniadaniu – mówi, wbijając jajka na patelnię.
– Ewidentnie chcesz o tym porozmawiać. Ja opowiedziałam Ci o moim mężu pierwszego wieczoru, o Karolu w zeszłym tygodniu i wciąż tu jesteśmy. W tej kuchni, rano, robiąc śniadanie. A ja nie czytam plotek na Twój temat, wiem, że byliście parą, widziałam kilka zdjęć...
– Naprawę chcesz o tym słuchać?
– Nie mam nic lepszego do roboty, a przecież i tak nikomu o tym nie opowiem.
– Więc poznaliśmy się z Tay, na after party, była ze znajomymi, ja byłem ze swoimi, ktoś nas sobie przestawił, a ona wzięła mnie za rękę i pociągnęła na parkiet. Wiedziałem, że jest w związku z kimś innym, ale szybko oświadczyła, że to skończona sprawa, a ja jej uwierzyłem. Byliśmy pijani, dobrze się bawiliśmy, ktoś nas nagrał i wrzucił to do sieci. Jak się okazało, jej rozstanie nie było oficjalne, było na tyle nie oficjalne, że jej facet nawet o nim nie wiedział. Więc nie tylko Ty wpieprzyłaś się z butami w związek dwojga osób. – Robi pauzę, próbując zebrać myśli. – Polubiłem ją, ona polubiła mnie, śmiała się, że zniszczyłem jej życie, bo nie jesteśmy razem... więc w końcu jednak zaczęliśmy być. Tylko że ja chciałem czegoś poważniejszego, a ona w kółko wyciągała to w światło reflektorów. Pracowałem wtedy nad serialem a ona nad płytą, więc lataliśmy z miejsca na miejsce, by spędzić ze sobą jeden wieczór, na którym zawsze przyłapywali nas paparazzie. To był cyrk, a nie związek. O ile w ogóle to był związek, bo ja miałem wrażenie, że w nim jestem, a ona się tylko bawiła. W końcu zaproponowałem wyjście razem na galę, oficjalne pokazanie się razem, a ona odmówiła i zniknęła z mojego życia. Może to przez to, że kogoś poznała i podobno jest szczęśliwa? Mam nadzieję, że to jest właśnie powód. Stanowczo wolę wierzyć w to, niż że wykorzystała mnie do ucieczki z poprzedniego związku. Chociaż poznałem Ciebie i teraz jest mi trochę trudniej. Umawiamy się kilka tygodni, nie kryjemy się, a ani razu nikt nam nie robił zdjęć.
We are DATING?
– Umawiamy się? – pytam i teraz ja z trudem zbieram myśli.
– A nie? Jak właśnie mogłaś zauważyć po mojej wypowiedzi, mam dość związków, które związkami nie są.
– Spotykamy się – mówię cicho, jakbym się bała, że to jakiś żart i jak powiem to głośno, czar pryśnie. – Jednak wolałbym nie rozpędzać ze słowem „związek", jeśli pozwolisz.
– Jasne, nie to miałem na myśli. Spotykamy się. Za jakiś czas zobaczymy, czy nie zostaniemy tylko przyjaciółmi.
– Mnie to pasuje. – Uśmiechamy się do siebie, a ja śmieję się cicho. – A co do Taylor... jest głupia.
– Nie znasz jej, nie mów tak.
– Pograła z Tobą i to było bardzo nieładnie. I jeśli Ty chciałeś czegoś więcej, bo coś do niej czułeś, to jest niesamowicie głupia, że z tego nie skorzystała.
– Nie wiem, czy tak nie jest jednak lepiej. Jestem dość kiepskim materiałem na chłopaka – mówi, patrząc przez dłuższą chwilę na patelnię, jakby miał znaleźć tam sens życia, a nie śniadanie. – Mam przede wszystkim pracę, przez którą muszę uciekać wcześniej z randek, omijam urodziny i rocznicę.
– To tylko problemy logistyczne.
– Pogadamy, jak spędzę kilka tygodni w Australii.
– Skończę książkę! – wołam, machając radośnie rękami. – Do której zresztą powinnam wrócić po śniadaniu.
– Jeśli masz ją na Dropbox, to możesz śmiało korzystać z tamtego komputera. Ja większość rzeczy i tak robię na iPadzie – mówi Tom, kończąc smażyć jajecznicę i bekon, a ja nalewam sobie kolejny kubek herbaty.
– Sugerujesz mi, żebym pisała u Ciebie?
– A masz jakieś lepsze plany?
– Obawiam się, że mogę mieć problemy ze skupieniem się w tym domu. Poza tym mam mieszkanie, w którym powinnam posprzątać i się przebrać.
– Jak chcesz, mogę Cię odwieźć po śniadaniu, albo możesz się zwinąć na kanapie, a ja się zajmę swoim scenariuszem i wieczorem coś obejrzymy. Co ty na to? – pyta, biorąc talerze i siada obok mnie.
Mam wielką ochotę, zgodzić się na jego propozycję, a z drugiej strony jest to dla mnie dość zobowiązujące. Na początku związku zawsze chodzi o to, by robić coś razem, poznawać się, a w robieniu rzeczy obok siebie jest dla mnie paradoksalnie dość dużo intymności.
– A masz słuchawki? Muszę słuchać muzyki, jak piszę – odpowiadam, a on uśmiecha się szeroko.
– Myślę, że jakieś znajdę – mówi i zaczynamy jeść, nie chcę sprawić mu przykrości, wybrzydzając, mimo że mój żołądek nie do końca cieszy się na nadchodzący dzień.
Po śniadaniu siadam do pisania, Tom na szczęście znika na piętrze, a ja próbuję się skupić. Nie chodzi o nowe miejsce, nie chodzi o brak ludzi, ale przede wszystkim chodzi tylko o niego, to wszystko między nami dzieje się tak naturalnie, że to aż przerażające. Nie ma spojrzeń w pełnej sali, miłości od pierwszego wejrzenia, jest po prostu zwyczajnie, codziennie... a ja zawsze miałam problem, z tym by wszystko było normalnie.
Patrzę na ostatnią napisaną przez siebie stronę i czytam ją w kółko, aż zaczynam kontynuować pracę, zmuszam się i nie jestem do końca zadowolona z tego, co piszę, ale najwyżej poprawię to później przy korekcie.
Nie zauważam, nawet kiedy mija kilka godzin, a Tom siada obok mnie, zawsze jak ktoś to robi mam odruch zamykania komputera, ale przy nim nie muszę. I tak nie zrozumie ani jednego napisanego przeze mnie słowa.
– Głodna? – pyta mnie z uśmiechem.
– Przecież dopiero co jedliśmy śniadanie.
– To było pięć godzin temu Joe – mówi rozbawiony moim nieogarnięciem. – Mam dać Ci jeszcze spokój?
– Nie. Na dziś wystarczy. Jak jesteś głodny, możemy coś zamówić. – Odkładam komputer z uśmiechem i obracam się lekko w jego stronę.
– Masz na coś ochotę?
Ciebie. Na tej kanapie. Sugeruje mi moja podświadomość, której szybko zwracam uwagę, że to się nie wydarzy.
– Jakaś chińszczyzna? – sugeruję, wzruszając ramionami. – Właściwie cokolwiek, na co Ty masz ochotę.
– Znalazłoby się kilka rzeczy – mówi, uśmiechając się do mnie bezczelnie, a ja ganię samą siebie, za powstrzymanie się od swojego komentarza. – Krewetki? Chyba je lubisz, prawda?
Przytakuję mu, sięga po komputer i zaczyna składać zamówienie, a ja idę spróbować doprowadzić moje włosy do porządku, w końcu jednak po prostu je wiążę je w niedbały kok, który Tom wyśmiał jakiś czas temu.
– Chcesz dalej czytać moją książkę czy oglądamy jakiś film? – pytam, wracając na kanapę.
– Książka do momentu aż przywiozą nam jedzenie? – opowiada, a ja uśmiecham się lekko.
Znów zwijam się na sofie pod kocem i wracam do snucia swojej historii, od momentu, w którym wczoraj przestałam czytać, między bohaterami robi się coraz bardziej gorąco. Pamiętam, że do pierwszej sceny łóżkowej mamy jeszcze kilka rozdziałów, ale właśnie z tego pikantnego tańca między nimi jestem bardzo zadowolona.
Tom parzy kolejną herbatę, a ja nie przerywam tłumaczenia, dopóki nie wręcza mi kubeczka.
– On ją kocha prawda? Dlatego jest dla niego wyjątkowa? – pyta, siadając znów obok mnie.
– Przecież właśnie przeczytałam Ci dialog, w którym mówi jej, że jest wyjątkowa, bo jest sobą, bo nie próbuje zmieniać jego, czy jego życia, ale kupuje go w całości. I naprawdę sądzisz, że on jest nieszczęśliwym romantykiem w głębi duszy? Wiem, że większość książkowych socjopatów w romansach można uratować magią prawdziwej miłości, ale... musisz poczekać do końca.
– Lubisz pisać czarno-białych bohaterów? On prowadzi z nią tę grę o lekkim erotycznym podtekście i jeśli nie dasz do tego miłości, to będzie wyglądało, jakby był ostatnim draniem na świecie.
– Myślę, że rdzeń tej postaci to nieumiejętność rządzenia sobie z relacjami. On testuje, jak daleko może się posunąć i co zrobić, zanim dostanie po łapach – odpowiadam, widząc, że próbuje odnieść to niedowiedzenie między moimi bohaterami do nas, ale ja, choćbym chciała, na trzeźwo nie umiem być bezczelna.
Zaczynamy dywagację nad wyborem filmu, próbując znaleźć coś, czego żadne z nas nie widziało i po długim procesie zgodnie wybieramy „Wish I was here", przez moją wielką miłość do wszystkiego, co zawiera Zacha Braffa. Tom rozkłada sofę, siada obok mnie i obejmuje mnie ramieniem, gdy zaczyna się film, na co od razu drętwieję lekko i musi to wyczuć.
– Przepraszam, pewnie wczoraj nie pamiętasz, ale zasnęłaś tak przytulona.
Mogę tylko sobie pogratulować, ale gdy Tom próbuje zabrać rękę, od razu ją zatrzymuję i układam się wygodniej z głową na jego ramieniu. Film jest bardzo ciepły i przyjemny, ale nie mogę go porównywać z tym, jak dobrze się czuję, ukryta pod jego ramieniem.
W połowie seansu dzwoni jego telefon, zatrzymuję film i daję mu znać, żeby odebrał. Odchodzi kawałek, ale słyszę strzępy jego rozmowy.
– Wszystko w porządku, nie odzywam się, bo jestem zajęty. Nie, wylatuje dopiero w następny piątek wieczorem. Nie wiem, czy mam ochotę na imprezę. Nie wiem, czy nie będę miał innych planów na czwartek. Nie, nie zabiorę tych innych planów ze sobą, nie wiem, czy nie będą miały nic przeciwko – mówi do słuchawki, patrząc na mnie z uśmiechem. – Dlaczego? Bo jesteś niemożliwa, dlatego. Muszę kończyć, tak, dziś też mam inne plany. A ja Ciebie w ogóle nie kocham – sarka jeszcze na koniec i wraca do mnie.
– Inne plany? – pytam z wrednym uśmiechem.
– Moja siostra, chce wyciągnąć mnie do klubu przed wylotem, pewnie ściąganie moich znajomych...
– Idź, przecież nie mamy nic w zaplanowanego, nie będę zabierać Ci każdego wieczoru.
– A może chcesz przyjść?
– Poznać Twoją siostrę? I znajomych? Do jakiegoś klubu, który jest tak bardzo fancy, że nie stać mnie nawet na wodę? No nie wiem – sarkam, kręcąc głową, gdy siada obok mnie. – Nie wiem, jak to się wpisuje w nasze „nie będziemy się spieszyć i zobaczymy, co będzie"?
– A jak to się wpisuje?
Kładzie dłoń na moim karku, nachylając się do mnie i całuje mnie lekko, delikatnie, jakby nagle pożałował, że to zrobił. Jestem zaskoczona, jestem przerażona i mam ochotę uciekać, bo zdecydowanie nie powinnam tego robić. Nie po całym porannym wywodzie o szybkim zaangażowaniu i tym, że musimy poczekać. To nie jest właściwe.
Tylko jak już dziś sobie wyrzucałam, nigdy nie umiałam robić tego, co właściwe...
Zbliżam się do niego, odwzajemniając pocałunek, który mam wrażenie, że trwa zaledwie ułamek sekundy, a gdy lekko rozchylam usta, on się wycofuje.
– Jak mnie teraz przeprosisz, to Cię uderzę Hiddleston – mówię cicho, gdy się odsuwa, łapię go za rękę i przyciągam z powrotem do siebie, by ułożyć się w jego ramionach. – Ale wciąż nie pójdę z Tobą do łóżka, dopóki nie będziemy wiedzieć co dalej. Choć raz chciałbym zrobić to wszystko, tak jak być powinno.
– Jak sobie życzysz – mówi, całując czubek mojej głowy, gdy wracamy do filmu. Zupełnie mimowolnie wodzę dłonią po jego brzuchu, a on bawi się kosmykiem moich włosów, któremu udało się wydostać z upięcia. – Joe, czy Ty myślisz, że robię to wszystko, by się z Tobą przespać?
– Jesteś aktorem. I to całkiem niezłym, wiec kto Cię tam wie – sarka, ale od razu wyczuwam, że mój żart nie do końca zadziałał. – Gdybyś chciał to zrobić, zrobiłbyś to wczoraj i na pewno dziś nie nalegałbyś, żebym została na cały dzień.
Myślę, że jest bardzo samotny, myślę, że nawet jak powiedziałabym, że nie chce nic poza przyjaźnią, zachowywałbyś się dokładnie tak samo, jak teraz. Prawie wszyscy tego potrzebujemy, ciepła drugiej osoby, relacji, rozmowy, uczuć. Prawie wszyscy. Ja doskonałe radziłam sobie w mojej kawalerce sama, a on to zmienił, sprawił, że pierwszy raz od pół roku poczułam się samotna.
Film się kończy, a ja uśmiecham się do ekranu, lubię zakończenia zostawiające mi pozytywne uczucia. Unoszę głowę do góry i spoglądam mu prosto w oczy, odpowiada mi uśmiechem, kładę mu dłoń na brzuchu. Naprawdę jest perfekcyjnie przystojny, zawsze sądziłam, że mam zupełnie inny gust, wolę inne postury, inne uśmiechy i inne oczy. Tylko nie widziałam nigdzie takiego koloru jak w jego spojrzeniu, tak niebieskiego. Podciągam się i go całuje, tym razem dużo pewniej, dużo namiętniej. Przytula mnie mocniej do siebie, a ja wodzę dłonią po jego torsie, czując budzące się we mnie pożądanie, a gdzieś we mnie kiełkowała myśl, że pragnę jego i wszystkich możliwych nieprzyzwoitych rzeczy, które mogliśmy zrobić na tej kanapie.
Nie minął nawet tydzień, od czasu jak prawie uwierzyłaś w inne bajki.
Bajki, które teraz rozmywają się gdzieś między błękitem jego oczu a ciepłem jego dłoni błądzących po moich plecach. Jednak to jest za szybko, za wcześnie, za chwilę oboje możemy się skrzywdzić boleśniej niż ktokolwiek wcześniej. Zwłaszcza teraz, gdy oboje jesteśmy rozbici przez nasze poprzednie relacje i trochę zagubieni w otaczającej nas rzeczywistości, a mimo to, żadne z nas nie przerywa naszego pocałunku. Jego usta smakujące delikatnie moje wargi, to absolutnie najprzyjemniejsza rzecz, jakiej doświadczyłam w życiu.
Jego telefon piszczy jakimś powiadomieniem, a ja przypominam sobie zdjęcie, które w nim widziałam.
Podnoszę się lekko, niemal niechętnie i siadam obok niego, patrząc na iskierki w jego oczach, a jego dłoń przesuwa się na moje nagie udo.
– Gdzie byłaś? Wiem, że uciekłaś gdzieś myślami. – pyta, zaciskając lekko dłoń na mojej skórze.
– Boję się, że znów wszystko się zawali, czasem mam wrażenie, że wszystko, czego dotknę, co może być dobre, zostaję zatrute. Dlatego poison ivy. A naprawdę nie chcę znów tego przechodzić.
– Więc bądź ze mną tutaj, a nie w swojej głowie. Mamy u siebie czyste karty, więc bez sensu bać się czegoś, co może nie mieć miejsca – mówi ciepło, nie przestając patrzeć mi w oczy. – I naprawę uważasz, że nie zastanawiam się, czy nie będziesz patrzeć na mnie przez pryzmat mojego ostatniego fatalnego związku?
– Nie. Patrzę na Ciebie przez pryzmat kawy, parków, sushi i tej kanapy – odpowiadam, a on też się unosi, bierze moją twarz w dłonie i całuje mnie w czoło. Obracam się po kubek z moją lodowatą herbatą, czuję jego palce na moim karku.
– Masz tatuaż.
– Tak, ma kilka lat, chciałam móc zakryć go włosami, jak będzie taka konieczność – tłumacze, odpinając guzik przy kołnierzyku koszuli, żeby mógł ją odsunąć.
– Złamana różdżka? Co znaczy napis?
– „Lepiej we mnie uwierz". To nawiązanie do Piotrusia Pana, o wierze we wróżki. Wiesz, chodzi o postać Dzwoneczka – opowiadam, czując, że brzmi to bardzo infantylnie, jak na dorosłą kobietę leżącą w łóżku ze światowej klasy aktorem. Tom tylko się śmieje cicho, całując mój w kark i wstaje z sofy. – Powinnam się zbierać, powinieneś mnie odwieźć.
– Jak chcesz, możesz też zostać i obejrzeć ze mną kolejny film – proponuje Tom, a ja przeciągam się na sofie, przewracając się na brzuch i kręcę głową.
– Muszę iść. Muszę zadzwonić do siostry, popracować, wyspać się i...
– To się ubieraj, podrzucę Cię.
– Mogę zatrzymać koszulę do następnego razu? Założę tylko spodnie.
– Tak, dam Ci też jakąś bluzę, bo pada.
Idę na górę pozbierać swoje rzeczy, spodnie na szczęście mają wysoki stan wiec, kiedy wpuszczam w nie koszulę, nie wyglądam koszmarnie. Tom czeka na mnie na dole, otwiera przede mną drzwi od samochodu i zapina mi bluzę pod samą szyję. Wybucham śmiechem, który ustaje, gdy widzę jak, nachyla się, żeby mnie pocałować i wtedy, gdzieś obok rozbłyska lampa aparatu.
– Paparazzie – oświadcza gorzko Tom, nawet nie spoglądając w tamtą stronę, od razu idzie do swoich drzwi i po chwili ruszamy w stronę mojego mieszkania. Widzę, jak zaciska palce na drążku zmiany biegów, robi to tak mocno, że aż bieleją mu kostki. Bez namysłu, biorę jego dłoń i chowam w moich. – Pod moim domem! Cholera! Jak tak można! A rano jeszcze mówiłem, że...
– Przestań. Nic się nie stało. Nawet jak te zdjęcia się gdzieś pojawią, nikt nie ma pojęcia, kim jestem – mówię, próbując go uspokoić, choć sama jestem przerażona.
– Jak zwęszą, że się z kimś spotykam, to się nie opędzimy, a ja też chciałbym, by ten jeden było normalnie.
– Normalnie? Wybrałeś zła dziewczynę. Jestem chodzącym bałaganem – mówię, śmiejąc się, a on całuje mnie w rękę, zanim zaparkuje pod moim budynkiem. – Mogę Cię teraz pocałować, czy może u mnie też ktoś siedzi w krzakach?
– Idź na górę. Nie kuśmy losu – odpowiada nerwowym tonem, który powoduję jeszcze większy ścisk mojego żołądka i to, że zaciskam dłonie tak mocno, jak przy atakach paniki.
– Nie – mówię w końcu, biorąc głęboki wdech. Odpinam pas, nachylam się w jego stronę i lekko go całuje, a kiedy się odsuwam, widzę jego smutny uśmiech.
– Nie chcę zrobić z Twojego życia cyrku Joe. Dość już przeszłaś.
– Nie chcę, żebyś mnie ratował, nie potrzebuję tego – mówię, jeszcze raz zaciskając nasze dłonie. – Dobranoc Tom.
Wysiadam z samochodu, a kiedy jestem już przy wejściu do budynku, słyszę, że trzaska drzwiami od auta i biegnie za mną. Obracam się do niego z uśmiechem, gdy Tom łapie mnie w ramiona i całuje tak, jakby to był film, a mnie uginają się kolana. Przez tę magiczną, niemal rozpaloną do białości sekundę, posiada mnie całkowicie.
– Dobranoc Joanne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro