48. All my flowers grew back as thorns
Jest przyjemnie chłodno, słońce, lekki wiatr, idealna połowa maja. Jednak mimo tego wszystkiego czuję, jak pocą mi się dłonie, gdy widzę te wszystkie spojrzenia posyłane w naszą stronę przez większość zgromadzonych dziś gości.
– Joanne uspokój się, to Kasia powinna się denerwować, nie Ty Kochanie – mówi spokojnie Tom, gdy czekamy na pierwszy taniec młodej pary.
– Czuję się jakbym przyszła z nożem na strzelaninę.
– Będzie dobrze. Trzymaj się mnie i nikt nie powie Ci złego słowa.
– Nawet jak je powie to i tak go nie zrozumiesz – mruczę pod nosem. – Jedyne co umiesz powiedzieć po polsku to: kocham Cię, na zdrowie i kurwa. – Tom śmieje się cicho, przyciąga mnie do siebie i wsuwa dłoń w kieszeń mojej sukienki, a ja zaciskam palce na kieliszku szampana.
Polskie wesele. Mój największy koszmar życia. Zespół zaczyna grać „Love and marriage", a Krystian i Kaśka zaczynają udawać, że umieją tańczyć. Po pierwszej piosence, brawach i szampanie słyszę „Sugar" od Maroon 5, a Tom łapie mnie za rękę i obraca ma parkiecie.
– Nie... – szepcze, gdy przyciąga mnie do siebie. – Nie wiem, czy chcę tańczyć.
– W końcu zmuszę Cię do tańca.
– Jedyna osoba, z jaką tańczę to Waititi – odpowiadam. – Przy Tobie czuje się jak kretynka.
– Będziesz musiała w końcu ze mną zatańczyć.
– Nie zmusisz mnie – mówię, gdy mnie obejmuje i nadal uparcie obraca się ze mną w ramionach.
– Ja Cię nie zmuszę. Tradycja pierwszego tańca Cię zmusi – odpowiada bezczelnie, a ja parskam śmiechem i kręcę głową.
– Do tego czasu będę miała za sobą kolejne kilka długich lat psychoterapii.
Odsuwa się ode mnie kawałek i kołyszę w rytm muzyki, a ja śmieję się z niego, bo wygląda jak idiota. Najprzystojniejszy idiota na świecie, który wygłupia się, tylko po to żebym poczuła się lepiej.
When I'm without ya
I'm so insecure
You are the one thing
The one thing, I'm living for
Śpiewa do mnie, wyciągając rękę, a ja w końcu łapię jego dłoń i daję mu się obrócić, robiąc drobne kroki w moich wysokich szpilkach.
– Pamiętasz tą scenę z "Guardians of the Galaxy", jak Gamora na końcu zaczyna się lekko tańczyć? – pyta, a ja przytakuję lekko. – Jesteś jeszcze bardziej urocza.
Znów wybucham nerwowym śmiechem i całuję go, owijając dłonie wokół jego szyi, by po chwili móc lekko nucić słowa piosenki, patrząc mojemu mężczyźnie prosto w oczy.
Yeah you show me good loving
Make it alright
Need a little sweetness in my life
– Odbijam Ci go – zarządza Rogalską, która magicznie pojawia się tuż obok nas. – I tak się przy Tobie marnuje.
Łapie Toma za rękę i znikają w głębi parkietu, a Krystian, który stoi obok mnie, spogląda na mnie pytająco, sugerując, że też powinniśmy zatańczyć razem.
– Nie – mówię zdecydowanie.
– Cthulhu niech będą dzięki. Jedna normalna – wzdycha i się do mnie uśmiecha. – Alkohol?
– O tak, to zawsze – odpowiadam, idziemy do stołu wiejskiego gdzie stoi kilkanaście osób z polskiej blogosfery. Część z nich widziałam dwa tygodnie temu na konwencie i teraz uśmiechamy się do siebie przyjaźnie, gdy Krystian wpycha mi kieliszek z bimbrem w dłonie.
– Taika Waititi. Miałem Cię spytać już na Pyrkonie, ale nie było okazji – zagaduje mnie od razu Radek, z którym Kaśka jest w tej samej sieci autorskiej. – On istnieje na prawdę, nie jest wytworem jakiejś zbiorowej schizofrenii paranoidalnej?
– Istnieje. I jest jeszcze bardziej popierdolony, niż możesz to sobie wyobrazić – odpowiadam, przechylając kieliszek.
– Mam bogatą wyobraźnię – wtrąca się Adam, który na co dzień prowadzi kanał komiksowy na YouTube.
– Nie aż tak. Właśnie. Miałam Cię spytać o komiksowe „Planet Hulk", bo mam kilka wątpliwości co do scenariusza...
Następną godzinę toczymy długa komiksowo popkulturową batalię, zakrapianą taką ilością bimbru, że poważnie boję się o to, czy dotrwam przez nich do oczepin.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że wszystkie możliwe dziewczyny, wliczając w to nasze żony, poprosiły już Twojego mężczyznę do tańca? – pyta Paweł, który sam prowadzi bloga technologicznego, ale przede wszystkim jest administratorem tego Kaśki i mojego. Spoglądam na Toma, który właśnie drugi raz tańczy z jego kobietą i wybucham śmiechem. – Przylecisz na Blog Forum?
– A kiedy jest dokładnie? – pytam, przeglądając kalendarz w telefonie.
– Od dwudziestego września.
– Nie wiem, cały wrzesień Tom będzie napierdalał „Hamleta" na West Endzie i pewnie dałabym radę się wyrwać, ale okresy, kiedy bywa na dłużej w domu, nie są też aż takie częste...
– Jak tak dalej pójdzie, to moja dziewczyna zaraz Ci go odbije, więc lepiej go zabierz z parkietu – zwraca mi uwagę Radek.
Gdy łowię spojrzenie Toma, daję mu znać, że ma do nas przyjść i razem z Moniką dołączają do naszego kółka, w którym od razu zaczynamy rozmawiać po angielsku.
Jakimś magicznym sposobem zaczynam czuć się dobrze, zaczynam czuć się w miarę swobodnie wśród tych ludzi, w końcu dopiero ich poznaję, w końcu rozmawiamy o popkulturze, a ja mam wrażenie, że dwa dni nerwów były niepotrzebne. Podobnie jak wczorajszy atak paniki, gdy dziennikarze odkryli, w którym hotelu w Łodzi się zatrzymaliśmy. Może wszystko wyolbrzymiam, może naprawdę większość problemów jednak leży tylko w mojej głowie, a rzeczywistość jest słodsza niż tort, który przed północą kroi Rogalska.
Właściwie już nie Rogalska. Teraz to już Wieczorek.
Nigdy do tego nie przywyknę.
Tak samo, jak do tego, że najprzystojniejszy mężczyzna świata zdziera ze mnie sukienkę od Zaca Posena już w windzie najdroższego hotelu w mieście.
Dwa dni później na lotnisku w Sydney czeka na nas Luke i paparazzie. Znów mogę uśmiechać się dumnie, ściskając dłoń Toma, gdy idziemy przez halę przylotów. Tak jakby te dwa tygodnie w grudniu się nie wydarzyły. Jakby całe moje życie odkąd go poznałam, było pasmem cukru i pasteli.
I tylko my wiedzieliśmy, jak było na prawdę i ile musieliśmy przejść i sobie uświadomić, by dziś trzymać się za ręce z uśmiechem.
Mamy jeden dzień wolności przed powrotem na plan, by przyzwyczaić się do zmiany czasu i mamy zamiar spędzić go cały w łóżku.
Równowaga. Jutro będzie dla kariery. Dziś jest dla nas.
Leżymy wieczorem w łóżku, udając, że oglądamy serial. Nigdzie się nie ruszaliśmy, herbata, łóżko i pocałunki były wszystkim, co pomagało nam obojgu przeżyć kolejny Jet Lag. Siedzę w telefonie, przeglądając komentarze pod zdjęciem z wesela z Kaśką, które wrzuciłam jeszcze przed wylotem z Polski.
Taika >Myślisz, że nie wiem, że wróciłaś?
Śmieje się, odczytując smsa, a Tom mruży oczy, nagle tracąc zainteresowanie zawartością swojego telefonu.
– Kto to? – pyta niby od niechcenia.
– Jesteś zazdrosny – mówię, roześmianym tonem. – Taika.
Taika >Czekamy w barze na dole smutasy.
>Dziś nie dam się namówić na wyjście z pokoju
Taika >A mam po Ciebie przyjść?
>Czy Ty mi grozisz?
Taika >A nie wyglądam groźnie?
Znów parskam śmiechem, a Tom wyrywa mi telefon i odkłada go na szafkę. Przyciąga mnie pod siebie i gryzie lekko moją szyję.
– Ty naprawdę jesteś zazdrosny! – krzyczę rozbawiona.
Zamyka mi usta pocałunkiem, więzi moje nadgarstki w uścisku nad moją głową, a drugą dłonią zaczyna mnie pieścić. Wzdycham głośno przy każdym dotyku, aż puszcza moje dłonie i podnosi lekko moje biodra, by we mnie wejść.
Patrzę mu prosto w oczy, uśmiechając się kpiąco, potrzebowałam go, pragnęła go i kochałam go bardziej, niż mogłam to sobie kiedykolwiek wyobrazić. A przyjemność, jaką dawał mi seks z nim, była nieporównywalna do niczego innego.
Dochodzę przed nim, a po chwili słyszę jego przyśpieszony oddech przy moim uchu i to jak wypowiada moje imię. I absolutnie nie potrzebuję innej muzyki w moim życiu.
– Wiesz, że nie masz o co być zazdrosny – mówię, gdy przytula mnie do siebie.
– Nie jestem zazdrosny – odpowiada z wrednym uśmiechem. – Miałem po prostu na Ciebie ochotę.
Zrzucam go z siebie i z łóżka, zaczynając się śmiać, Tom podnosi się, usiłując przybrać poważną minę, gdy mierzy mnie wzrokiem.
– Ile Ty masz lat dziewczyno?!
– Na pewno mniej niż Ty. – Wspina się znów po materacu prosto do moich ust, a ja mam doskonałą świadomość, że nie powiedział na dziś jeszcze ostatniego słowa.
Rano wcale nie czuję się wyspana, wręcz przeciwnie, wiem, że nie rozbudzi mnie dość długo żadna kawa i z całą pewnością nie mogłam tego zwalić na jet lag. Jedziemy na plan, na którym czułam się jak w domu. Kochałam ten kolorowy, kartonowy świat Sakaar, który został stworzony. I kochałam patrzeć, jak moi znajomi i mój mężczyzna nagle przemieniają się na moich oczach w swoje filmowe postaci.
Taika na mój widok idzie tanecznym krokiem, a ja od razu robię to samo. Jest jak dziecko, jak wiecznie niedojrzały dzieciak, który teraz obejmuje mnie, jakbyśmy nie widzieli się całe lata i klepie Toma od niechcenia po ramieniu, karząc mu znaleźć swoją przyczepę.
Mój Instagram był tak pełen zdjęć z nim i zdjęć z planu, że tylko czekałam, aż ktoś pokusi się o plotki o naszym romansie. Który nigdy w życiu, w żadnym multiwersun i żadnej galaktyce nie mógłby się wydarzyć. Oboje mieliśmy swoje idealne drugie polowy, które ściągały nasze szaleństwo na ziemię.
W przerwach między zdjęciami widzę, jak Tom siedzi w telefonie, jakby próbował coś ustalić, ale za nic w świecie nie chce mi zdradzić ani szczegółu. Zaczynam powoli podejrzewać, że cokolwiek to jest, na pewno mi się nie spodoba.
I nie mylę się, gdy trzy dni później leżymy w łóżku, a on uśmiecha się niepewnie.
– Joe... Za tydzień lecimy do Londynu – mówi, patrząc na mnie. – Mam rozmowy, znów w sprawie Bonda, może tym razem się uda.
– A nie mogę zostać tutaj?
– Nie, pokrywa się to z bankietem w RADA, na który mamy iść razem.
– Nic nie wiem na ten temat Tom – odpowiadam, przewracając się na plecy, by nie mógł mi patrzeć w oczy.
Już było tak dobrze, pięć miesięcy, pięć wspaniałych miesięcy, by znów wszystko trafił szlag. Znów przegrywam z kamerami, z bankietami, z własnych uśmiechem.
Bond. Ja wiem, jak wiele to znaczy dla każdego brytyjskiego aktora, ale cholera jasna, przecież to w najmniejszym stopniu nie wpisuje się w ograniczenie kariery. Ledwo co uwolni się od MCU i już poleci podpisać kolejny kontrakt na kolejne kilkanaście filmów.
A ja będę musiała się na to zgodzić.
– Luke musiał zapomnieć Ci powiedzieć i wrzucić w kalendarz. Tylko dwa dni i możesz do końca zdjęć zostać już w domu, jak będziesz chciała.
– Wolałabym zostać tutaj niż być sama w Londynie.
– Joanne... Proszę.
– Dlaczego znów to robisz Tom? – pytam zbyt agresywnie, słysząc, jak łapie oddech zdenerwowany.
– Czy możesz mi zaufać? – odpowiada pytaniem na pytanie, siląc się na spokojny głos. – Nie przegrywasz z karierą. To po prostu cholernie dla mnie ważne.
– Wiem, ale jednak mimo wszystko wolałabym zostać w Sydney.
– Proszę Cię, poleć ze mną.
Nie mogę mu odmówić, nie potrafię mu odmówić. Wybaczając mu, wiedziałam, że w końcu się to tak skończy. Znów wykorzysta to, że nie jestem w stanie w żaden sposób wnieść sprzeciwu. Przytakuję w końcu lekko i owijam się kołdrą, układając się plecami do niego. Od razu się do mnie przytula i całuję lekko mój kark.
– Za dwa dni masz wolny wieczór, mam wywiad w jakimś tutejszym Tonight Show. Nie będę Cię ciągnął ze sobą i Brie – mówi, a ja przytakuję mu lekko i wtulam się mocniej w jego ramiona. – Nie wątp nawet na chwilę w to, że jesteś dla mnie najważniejsza.
– Trochę mi tego nie ułatwiasz.
– Ty też mi wielu rzeczy nie ułatwiasz – mówi, a mnie jeżą się włosy na karku i odsuwam się gwałtownie. – Przepraszam.
Łapie mnie za ramię i od razu do siebie przyciąga, a ja mam ochotę go uderzyć, mam ochotę krzyczeć i się szarpać, widząc wszystkie możliwe złe zakończenia.
– Przepraszam. Naprawdę, nie chciałem tego powiedzieć – mówi, gdy milczę, nie chcąc na niego patrzeć. Czuję się jak idiotką, że wierzyłam, że cokolwiek się zmieni na dłużej w naszym związku. – Powiedz mi, czy wciąż... czy może raczej znów mi ufasz?
Przytakuję lekko, choć nie jest to łatwe. Nie wiem w jakim stopniu, wierzyłam mu, a w jakim stopniu wierzyłam własnej naiwności, że mnie nie zostawi. Próbuję w ciągu dnia zachowywać się normalnie, staram się znów nie wpadać we własne myśli i najgorsze scenariusze, jakie może mi zafundować moja podświadomość, ale mimo wszystko wiem, że idealnie rysują się one na mojej twarzy.
– Co ten sztywniak znów Ci zrobił? – pyta Taika, podczas przerwy na kawę. – Obiecałem Russo, że nie zabije go w tym filmie, ale zawsze mogę zmienić zdanie.
– Tak proszę – mówię z uśmiechem.
– Wiesz, że właśnie prosisz mnie prawdopodobnie o rozwalenie całego „Infinity War"? – pyta, łapiąc mnie za ramiona i obracając do siebie. – Jednak dla Ciebie jestem w stanie to zrobić.
Nie udaje nam się utrzymać swojego spojrzenia i niemal jednocześnie parskamy śmiechem
– Weź Chels i upijmy się dziś wieczorem – mówię z uśmiechem, a jego żona pojawia się, jak na zawołanie koło nas.
– Bardzo mi przykro, ale dwa lata temu zrobił mi dziecko i muszę się nim zająć – stwierdza, patrząc na swojego męża jak na idiotę, gdy stroi do mnie miny. – Ale wy bawcie się dobrze.
– Serio? – pytam, a ona się uśmiecha.
– Wiem, że dobrze się kryję, ale tak naprawdę to wołanie o pomoc – mówi Chelsea z lekkim uśmiechem. – Proszę, zabierz go ode mnie, chociaż na jeden wieczór.
– Idziemy stąd. Zostawmy tych lamusów – odpowiada Waititi, obejmując mnie ramieniem i udaje śmiertelnie obrażonego na swoją kochaną żonę. A ja spoglądam na Toma, rozmawiającego znów z kimś przez telefon i nie próbuję nawet ukryć tego, jak czuję się zawiedziona.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro