33. I don't know how to be something you miss
Thomas budzi mnie szybkim pocałunkiem w ramię, niechętnie otwieram oczy, by zobaczyć, jak odkłada telefon na szafkę nocną i idzie w stronę łazienki.
– Ubierz się, Luke zaraz wpadnie ze śniadaniem – mówi, jeszcze zanim zamknie za sobą drzwi.
Jego telefon wibruje w kółko na drewnianym blacie koło mojej głowy i niechętnie sięgam po niego, by sprawdzić godzinę. Jest przed ósmą, za niecałą godzinę zaczynają się nominacje do Złotych Globów, a ja niestety widzę też część smsów, które przychodzą.
Em >Rozmawiałeś z nią?
Em >Pierdolony idiota.
Em >Serio, rozmowa to tak dużo...
Em >Jak wolisz. Szkoda. Polubiłam ją...
Zagryzam usta, najmocniej jak jestem w stanie. Czyli jednak nie oszalałam i on naprawdę mnie zostawi. Wstaję i idę do niego pod prysznic, nie próbuję, nawet nic powiedzieć, tylko przytulam się do niego na kilka sekund, a gdy tylko wyjdzie, podkręcam wodę i zaczynam płakać. Nawet nie mam kaca, kac przy tym, jak rozdziera się moje wnętrze, zdaje się czymś niezwykle kuszącym.
Doprowadzam się do porządku, ubieram najstaranniej, jak potrafię i gdy wchodzę do pokoju, Tom i jego manager jedzą już śniadanie.
– Kac? – pyta Luke.
– Alergia – kłamię chłodnym tonem.
– Na co niby?
– Nie wiem, wymyśl sobie coś – sarkam, wzruszając ramionami i podciągam kolana pod brodę, jedząc suchego tosta.
Włączają telewizor i obserwują, jak dwoje ludzi w ładnych strojach wczytuje kolejne kategorie, które Tom i Luke entuzjastycznie komentują, a ja po prostu próbuje zapamiętać szczegóły jego twarzy i policzyć wszystkie lekkie zmarszczki w kącikach jego oczu, gdy się śmieje.
Jest nominowany, wszyscy z serialu są nominowani. W pokoju panuje chwila czystej euforii, a ja połykam podwójną dawkę leków.
– Czeka mnie pracowite popołudnie przy załatwianiu dla was wszystkiego – mówi podekscytowany Luke.
– Dla nas? – pytam, patrząc w błękitne oczy Toma.
– Zostaw nas – prosi, a Luke wychodzi w milczeniu, nagle łącząc wszystkie fakty. – Nie pójdziesz ze mną, prawda?
– A chcesz, żebym poszła?
– Chcę, ale wiem, że tego nie zrobisz – mówi Tom i klęka przy moich kolanach, kładąc na nich dłonie. Wygląda bezbronne, niemal niewinnie. Nie jak ktoś, kto za pięć sekund wyrwie mi serce. – Jedyne czego naprawdę chcę, to żebyś była szczęśliwa, a wczoraj zrozumiałem, że to niemożliwe tak długo, jak jesteś ze mną.
– Dlaczego?
– Dlatego, że byli w Twoim życiu ludzie, którzy sprawiali, że byłaś najlepszą wersja samej siebie i jak widziałem wczoraj, oni wciąż mogą się pojawić. A ja tylko wpędzam Cię głębiej w Twoje lęki.
– Wiesz, że to nie prawda. Wiesz, że sprawiłeś, że znów miałam ochotę żyć i nie chcę, znów wracać do tego co było... – mówię, czując gorące łzy, płynące po mojej twarzy. – Mówiłam Ci, nie potrzebuję, żebyś mnie ratował. Mówiłam, że to jak kocham Ciebie, jest nieporównywalne z niczym i nikim.
– Wiesz, że to nie prawda. Ja też wiem, że to nie prawda.
– Nie kochasz mnie? – pytam, sięgając po najniższy z możliwych ciosów. – Kilka tygodni temu chciałeś, bym z Tobą zamieszkała.
– Przepraszam – mówi, wstając i próbuje pocałować mnie w czoło, ale go odpycham.
– Pytałam, czy mnie kochasz Thomas!
– Do szaleństwa i właśnie w tym jest problem, bo nie mogę. Oboje powinniśmy być z zupełnie innymi ludźmi. Powinnaś być z kimś, kto sprawi, że będziesz się histerycznie śmiać, będziesz tańczyć i będziesz żartować... a ja w kółko sprawiam, że bierzesz coraz więcej leków.
– Bo staram się być coraz bardziej perfekcyjna, ponieważ tego właśnie potrzebujesz. Perfekcyjnej dziewczyny do perfekcyjnej kariery i perfekcyjnego życia jak z okładki.
– Tak. Myślę, że tego właśnie potrzebuję – mówi chłodno, nie spoglądając na mnie.
– Więc czemu do cholery się do mnie odezwałeś? – krzyczę coraz bardziej histerycznie.
– Jesteś najpiękniejszą istotą na świecie, a ja tylko psuję Cię bardziej – mówi Tom, niemal jak mantrę.
– Nie masz pojęcia, co jest dla mnie najlepsze.
– Wiem, co jest najgorsze.
– Nie masz nawet cienia świadomości tego, co działo się w mojej głowie, zanim Cię poznałam, więc nie mów mi, co będzie dla mnie najgorsze! Nie pozwolę Ci na to. Nie pozwolę Ci....
– Joanne. Ty naprawdę chcesz... – łapię go za rękę, przyciągają do siebie i całuję.
– A myślisz, że jest inaczej? Kocham Cię. Nie pozwolę Ci nas zniszczyć – mówię pewnie, płacząc coraz głośniej, coraz trudniej łapiąc oddech. Tom mnie przytula, zaczynam się szarpać, próbować się wyrwać a on dalej mnie obejmuje, dopóki jego telefon nie zaczyna dzwonić, a ja widzę, że chce się zbierać. – Jeśli teraz wyjdziesz z tego pokoju, nie będę chciała Cię więcej widzieć.
– Muszę iść do pracy, wiesz przecież, że muszę. Porozmawiamy, jak wrócę. Obiecuję.
Całuje mnie i zamyka za sobą drzwi, a ja zaciskam zęby na dłoni z całej siły, chcąc choć trochę powstrzymać mój szloch. Jednak szybko zdaję sobie sprawę z tego, że mi się to nie uda i zaczynam szukać biletów lotniczych, by w końcu odkryć, że ich nie mam. Ma je Luke.
Łapię histerycznie powietrze i odpalam komputer, próbując znaleźć jakieś połączenie. Dwadzieścia godzin lotu, ale dam radę wylecieć za trzy godziny. Wybieram numer linii lotniczych i pakuję się, wiedząc, że muszę zaraz wychodzić, jeśli mam zdążyć.
W drodze na lotnisko wybieram numer Kaśki, nie liczę nawet stref czasowych i zmiany daty, błagam, tylko by odebrała.
– Jesteś w kraju? – pytam, zanim zdąży cokolwiek powiedzieć.
– Tak. Co się stało?
– Właśnie wylatuje z Sydney, nie umiem Ci wyliczyć, o której będę na Heathrow. Przyjedziecie po mnie?
– Samochodem? – upewnia się Rogalska.
– Najlepiej tym dużym Krystiana, muszę spakować mieszkanie.
– Aśka jak bardzo się zesrało?
– Na całej linii. – Słyszę, jak bierze głęboki wdech i przeklina cicho w naszym ojczystym języku.
– Trzymasz się?
– Nie – mówię, zagryzając usta, czuję płynące znów łzy i świdrujące spojrzenie mężczyzny prowadzącego taksówkę.
– Będziemy. Nie upij się w samolocie.
Jak siedzę już na pokładzie samolotu, czuję ogarniający mnie coraz bardziej bezmiar rozpaczy. Zaciskam dłonie, najmocniej jak umiem, wbijając paznokcie do krwi, robię wszystko by nie płakać, by nie wpaść w histerię.
Obsesyjnie sprawdzam telefon, jakby mając nadzieję, że jakimś cudem w trybie samolotowym dostanę wiadomość, że przeprasza i mam czekać na niego w domu, że to był błąd i też chce nas na zawsze.
Na zawsze.
Dwadzieścia sześć dni temu to właśnie mówiliśmy. Jak bardzo wszystko mogło się zmienić w tak krótkim czasie? Przecież nie można tak szybko przestać kogoś kochać.
A może nigdy mnie nie kochał? Może byłam tylko chwilową rozrywką na czas przed rozpoczęciem zdjęć? A później wprosiłam się w jego życie z butami. Nie. To niemożliwe. Przecież to on parł do przodu, byle szybciej, na skróty, a ja leciała za nim, coraz mocniej go kochając.
Naprawdę popełniam w kółko te same błędy. I tym razem wcale nie było inaczej.
Wiedziałam, że to będzie dla niego za dużo. I może Tom ma rację, mówiąc o tym, że potrzebujemy kogoś innego.
Bzdura Radlak.
Kompletna bzdura.
Jedyne czego potrzebujesz to jego.
Zaczynam płakać bezgłośnie, a siedząca obok mnie dziewczyna podaje mi chusteczki i w tym milczącym porozumieniu jest coś, czego potrzebowałam. Nie zasypiam nawet na chwilę, patrzę w oparcie fotela przede mną, płacząc jak głupia i mając kompletnie gdzieś, kto to widzi. Nie jestem silna, nie jestem dumna. Jestem rozjebana na milion malutkich kawałeczków.
Kiedy Darek umarł, czułam okropną zimna obojętność. Człowiek, za którego wyszłam, umarł, a ja już kalkulowałam koszty życia w Londynie. Może to były leki, może to, że ludzie umierają – thats what people do. Jednak wiedziałam, że się z tego pobieram.
Teraz nie byłam w stanie myśleć o niczym.
Tylko o niebieskich oczach wpatrzonych we mnie nad pierwszą poranną kawą.
Tylko o zapachu jego szyi, gdy przytulałam się w nocy do jego pleców.
Tylko o jego gorących ustach będących pierwsza i ostatnią rzeczą w każdym dniu.
Tylko o dźwięku jego głosu, gdy mówił moje imię, gdy mówił, że mnie kocha...
Idę do łazienki gdzie wymiotuję całe śniadanie i kilka kubków herbaty, jakie w siebie wlałam do tej pory. Stewardesa upewnia się, czy wszystko ze mną w porządku, a ja zwijam się we w miarę komfortowej pozycji na fotelu i próbuję zasnąć. Choć na chwilę uciec z tej paskudnej rzeczywistości, w której już nie ma go w moim życiu.
Gdy mijam bramki na lotnisku, od razu zauważam Kaśkę, która biegnie w moją stronę i rzuca mi się na szyję. Krystian stojący kawałek dalej bierze moją walizkę i idę za nimi do samochodu, Rogalska całą drogę do mojego mieszkania trzyma mocno moją dłoń, a ja połykam słone łzy w milczeniu.
Godzinę. Dokładnie godzinę zajmuje naszej trójce spakowanie w kartony mojego londyńskiego życia i wrzucenie go do samochodu. Wszystkich tych drobnych rzeczy czyniących to miejsce na chwilę moim domem. Kątem oka widzę kalendarz na ścianie, na którym odliczałam dni do jego przylotu i do przeprowadzki, która miała nastąpić dopiero za tydzień w zupełnie innych okolicznościach. Jak docieramy do Oxfordu, jestem jak pijana, kompletnie nie wiem co dzieje się wokół mnie i na szczęście Kaśka lepiej zapamiętała, które kartony mogę schować w ich garażu, a które zabrać na górę. W domu sadza mnie przy kuchennym stole, stawia przede mną pierogi, kieliszek i zajmuje miejsce obok mnie, nalewając nam żubrówkę.
– Możesz zostać, ile chcesz – mówi i stuka swoim kieliszkiem w mój i wypijamy je w tym samym momencie. – W stopniu od jeden do Karol jak bardzo źle jest?
– Zdecydowanie jak Karol. Może nawet bardziej.
– Kurwa – mruczy pod nosem moja przyjaciółka i nalewa nam kolejną kolejkę, a ja wrzucam w siebie jedzenie.
– Tak właśnie.
– Dlaczego? – pyta, a ja wzruszam ramionami i wypijam alkohol.
– Dlatego, że lepiej teraz niż później, po prostu nie dał sobie rady z tym – mówię, przykładając palce do skroni, jakby były pistoletem i udaję, że strzelam. – A tak serio uznał, że mnie rani i z kimś innym będziemy szczęśliwsi.
Pijemy kolejny kieliszek, a Kaśka kradnie mi pieroga z talerza i wzdycha cicho.
– Myślę, że raczej chodzi tu o jedną jedyna rzecz, którą on kocha szczerą miłością. Jego karierę. A wariatka za żonę robi kiepski PR w social mediach – mówię w końcu, racjonalizując to, co się dziś stało. – Do tego nie będzie mógł mieć ze mną ładnych fotek na czerwonym dywanie i nigdy nie będę czarować jego kolegów uśmiechem.
– Przecież od początku byłaś z nim szczera, więc wiedział, na co się pisze.
– Byłam szczera i nie wiem, po co tak właściwie, bo skończyło się tak samo.
– Wydajesz się wkurwiona.
– Płakałam ostatnie dwadzieścia godzin, już skończyły mi się łzy. Poza tym wzięłam tyle tabletek, że nie mogę już emocjonować się niczym.
– Co teraz?
– Nie wiem – mówię, pijąc kolejny kieliszek. – Nie mam kurwa pojęcia Bułko. Jeszcze wczoraj miałam plan na najbliższy rok, a dzisiaj nie mam nic.
– Masz nas.
– Mam was. To jest wystarczające.
– Wyglądasz jak gówno – mówi, waląc kolejny kieliszek.
– Dzięki za kurwa wsparcie – odpowiadam, a Kaśka wstaje i wyjmuje z szafki bandaż i wodę utlenioną.
Łapie moje ręce i przemywa dziury w dłoniach, jakie zrobiłam sobie paznokciami w samolocie, wyciera mokrym chusteczkami zaschniętą krew na moim czerwonym lakierze i zawija mi ręce bandażem.
– To jest moje kurwa wsparcie – mówi w końcu i całuje mnie w czubek głowy, chowając przybory do szafek i polewa nam kolejną kolejkę. – Idziesz jutro do tego swojego psychiatry?
– Nie wiem, pojadę na sam koniec jego pracy, może uda mi się zostać z nim dłużej.
– Jak zobaczy Ciebie i Twoje ręce, to Cię zamknie w ośrodku.
– Nie jestem typem samobójczym. Możesz być spokojna o swoją wannę, nie podetnę sobie żył.
– Co za ulga – sarka Rogalska.
– Za tydzień lecę do Oklahomy, ale będę mogła zostawić rzeczy, dopóki nie podejmę decyzji co dalej z moim życiem?
– Jasne, możesz nawet zamieszkać na naszej kanapie po nowym roku.
– Nie, nie zostanę w Londynie. Tu wszystko będzie... tu będę cały czas czuła jego zapach i miała nadzieję, że zobaczę go gdzieś kątem oka w jakiejś kawiarni. I w końcu spotkam go z kimś innym. Jak Karola na pieprzony Instagramie Zośki – mówię, pijąc kolejny kieliszek i obracam go w dłoniach. – Tom powiedział do mnie „mała" i użył stwierdzenia, że kiedyś już byłam najlepszą wersją samej siebie.
– Co sugerujesz?
– Nie wiem. Krystian czy mój telefon już się naładował? – krzyczę, a on staje w drzwiach i rzuca mi moją komórkę.
– Kieliszek Kochanie? – pyta go Kaśka, a on spogląda na butelkę i kręci głową.
– Ja jutro muszę rano wsiąść w samochód, więc wolałbym nie zionąć ogniem – odpowiada z uśmiechem i całuje ją przelotnie, zanim wyjdzie z kuchni, a mój żołądek ściska się nieprzyjemnie.
Telefon dłuższą chwilę ogarnia, że jesteśmy z powrotem w UK i dopiero po kilku minutach spływają mi wszystkie powiadomienia i wiadomości.
Żadna nie jest od Toma.
Czuję, jak ostatni cień nadziei, jaki miałam, właśnie umiera. Chcę znów zacisnąć pięści, ale czuję pod palcami bandaż i tylko oddycham głębiej, przeglądając wiadomości.
Nieznany >On zjebał. Ty jesteś zajebista. Pamiętaj o tym. Nas zajebistych jest mało.
Uśmiecham się momentalnie, wiedząc dokładnie kto to i błyskawicznie zapisuję numer Taiki.
>Czyżby już się pochwalił moim wyjazdem?
Przeglądam kilka smsów od Marii, ale z nią nie mam zamiaru rozmawiać, mam nadzieję jeszcze dwa dni żyć w bańce mydlanej tego, że moje życie się kolejny raz nie rozjebało. I wtedy zauważam odczytanego smsa sprzed czterech dni, nie odczytałam go ja. Na pewno tego nie zrobiłam, na pewno pamiętałabym go, nawet jeśli zrobiłabym to po pijaku i na pewno blokowałam jego numer.
KURWA MAĆ! Radlak nie używaj telefonu najebana!
Karol >Możesz się wkurwiać na mnie, ile zechcesz, ale nie zmieni to tego, że Cię kocham i tego, co już się w naszym życiu wydarzyło. Rozstałem się z Zośką, ale nie po to, by o Ciebie walczyć. Nie czuję się na siłach wygrać z nordyckim bóstwem. Choć uwierz mi, że z chęcią bym próbował Mała.
Krzyczę z bezsilności, krzyczę i uderzam rękami w kolana, a Rogalska wyrywa mi telefon.
– Aśka ten sms jest po polsku, Tom nie mówi po polsku.
– Odczytał go, bo ja tego nie zrobiłam – odpowiadam, opanowując furię. – Grzebał w moim telefonie.
– Sądzisz, że wrzucił go w translator? Że jest na tyle szalony, by to zrobić? – pyta i po chwili wzdycha. – Kurwa serio? Nadal masz zdjęcie Karola przy kontakcie?
– Nie wiem, czemu go nie wyjebałam ostatnio. Tom nie mógł mnie zostawić przez jednego smsa od mojego byłego, nawet on nie jest tak dziecinny.
– Nie chodzi o smsa. Na moje oko masz rację, zostawił Cię, bo nie pasujesz do obrazka, a sms był niezłym pretekstem.
– To jest dla mnie za wiele Kasia, kurewsko za wiele.
– Więc pij i nie pierdol bez sensu.
– Pierdolić to nie będę przez kolejne kilka lat.
Moja przyjaciółka przewraca oczami, napełniając znów nasze kieliszki, a ja wstaję na chwilę i przytulam się do niej, jakbym chciała podziękować jej bez słów za wszystko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro