Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32. Can we dance through an avalanche?

Rano, gdy się budzę, pokój jest pusty, spoglądam na zegarek, uświadamiają sobie, że od kilku godzin Tom jest już w pracy i czuję ulgę, bo mogę chwilę pobyć sama. Idę pod prysznic gdzie wybucham płaczem, który skutecznie zagłusza szum płynącej wody. On naprawdę chciał mnie zostawić, a skoro chciał to zrobić wczoraj, będzie chciał, to zrobić znów. Nie mogę toczyć bitew na tylu frontach, walczyć z sama sobą i jeszcze z jego wątpliwościami, gdy nawet nie potrafię określić momentu, w którym go dopadły. To on miał być tym silnym, ostoją i zapewnieniem, że wszystko będzie dobrze. Ja powiedziałam, że go kocham z pełną świadomością wagi, jakie niesie ze sobą ta deklaracja a On....

Tom >Kocham Cię Mała. Przepraszam za wczoraj.

Patrzę na wiadomość zawinięta w szlafrok, Mała. Czemu napisał do mnie Mała? Była jedna, jedyna osoba na świecie mówiąca o mnie w ten sposób, a on absolutnie nie mógł o tym wiedzieć. Czy ja już wariuje do końca?

Luke wyciąga mnie na lunch na dół, widzę, jak sprytnie lawiruje, by nie poruszyć tematu moich zapuchniętych oczu, a ja naprawdę próbuję poczuć się swobodniej. Co nie udaje mi się, nawet gdy Tom wraca ze spotkania i w pokoju całuje mnie jak wariat. Jak wtedy gdy robił to pierwszy raz pod moim domem, posiadając mnie całkowicie.

W końcu jednak przychodzi czas na imprezę, wkładam na siebie sukienkę w biało czarne paski i kręcę włosy, pierwszy raz od zdiagnozowania, nie boję się iść gdzieś z grupą stosunkowo obcych ludzi.

Wsiadamy do windy, nie czekam, aż zamkną się drzwi, by zarzucić mu ręce na szyję i zatopić się w jego ustach. Jest zaskoczony moja wylewnością, ale od razu oddaje pocałunek, a jego dłonie zaciskają się na moich pośladkach.

– Załatwmy to szybko i wróćmy na górę – mówię, całując płatek jego ucha, a on śmieje się cicho. Odrywamy się od siebie, zanim winda zatrzyma się na parterze.

– Zobaczymy – odpowiada, puszczają mnie przodem, a ja czuję, jak uderza chłód tej wypowiedzi. Po chwili Tom ginie w tłumie przyjaciół w wynajętej sali, a ja od razu kieruje się do baru.

Mam złe przeczucia. Mam przeczucie, że sprawa już jest przegrana i niezależnie co zrobię, nie mam szans na wygraną, na to, by go zatrzymać. Zamawiam pierwszego lepszego drinka na tequili i opieram się o bar, obserwując Toma w swoim naturalnym środowisku.

– Wielkie umysły myślą tak samo – mówi Taika, stając obok mnie i dopiero po chwili uświadamiam sobie, że jest ubrany w koszulkę w biało czarne paski i zaczynam się śmiać.

– Zdecydowanie do siebie pasujemy – odpowiadam, uśmiechając się bezczelnie.

– Nie wiem, co Ty jeszcze robisz z tym pajacem.

– Też się zastanawiam. Co u żony? – znów parskamy śmiechem niemal synchronicznie, a on odbiera zamówionego drinka.

– Poznacie się na planie.

– Raczej się nie poznamy.

– Nie będziesz go pilnować podczas zdjęć?

– Zdecydowanie nie – odpowiadam, stukając swoją szklanką w tę, którą Waititi trzyma w dłoniach. – To nam nie służy.

– Spędzanie razem czasu? – pyta, a ja przytakuję, kryjąc kolejne parsknięcie śmiechem w swoim drinku. – Straszna stypa, nie?

– Nie wiem, nie znam się. Na imprezach najbardziej lubię darmowy alkohol.

– Darmowy powiadasz? – pyta, szczerząc zęby w uśmiechu. Przez kolejne kilka sekund obserwuję, jak udaje, że unika spojrzeń barmanów, by w końcu przechylić się przez bar i wyrwać jednemu z nich praktycznie sprzed nosa butelkę whisky.

– Szybko! Zanim dotrze do nas, że to bez sensu – mówi głośno, łapiąc mój nadgarstek i uciekamy w najdalszy kąt sali, gdzie siadamy na miękkim dywanie, ukryci za stołem, a moja salwa śmiechu i tak doskonale zdradza nasze położenie.

– Jestem absolutnie pewna, że wszyscy, ale to wszyscy nas widzieli – komentuję, próbując się opanować.

– Nie. Mylisz się – mówi Taika zdecydowanym tonem i podsuwa mi butelkę, biorę duży łyk, krzywiąc się lekko. – Więc co właściwie Ty i Pan Kij w Dupie macie wspólnego?

– O widzę, że bez gry wstępnej – sarkam, biorąc od niego papierosa, nie wysilając się już, by choć na chwilę opanować własnego śmiechu.

– O tym właśnie mówię, Ty jesteś fajna, a on ma kręgosłup z betonu i poczucie humoru jak mój dziadek. Martwe – mówi Taika, poważnym tonem, a ja krztuszę się dymem i odstawiam resztę drinka obok siebie.

– Nie jestem fajna, kiedyś byłam fajna. Teraz nie lubię ludzi.

– A kto lubi?

– Tom? – sarkam i znów wybuchamy śmiechem, gdy nasze spojrzenia się spotykają.

– Co bierzesz? Antydepresanty?

– Nie mam depresji, tylko stany lękowe.

– Wiedziałem, że coś jest z Tobą poważnie nie tak. Nikt tak szczerze nie śmieje się z moich żartów, jeśli nie jest trochę szalony.

– Dzięki kurwa – mruczę pod nosem, a on mruży swoje ciemne oczy.

– Szaleństwo to skutek uboczny zajebistości. I nie odpowiedziałaś na moje pytanie.

– Czemu jesteśmy razem? – upewniam się. – Bo byliśmy samotni. W sumie jeszcze kilka dni temu mogłabym znaleźć dużo lepsza odpowiedź... o tym, jak to akceptujemy nasze wzajemne położenie zawodowe i psychologiczne, o tym, jak to się rozumiemy i lubimy te same rzeczy. A później pojechałam z nim do pracy i okazało się, że moje upośledzenie społeczne nie pasuje do jego idealnego życia zawodowego.

– A może jego przesadna perfekcja nie pasuje do Twojej zajebistości?

– Wypijmy za to, za zajebistość – mówię pewnie, dopijam zawartość szklanki, a on wlewa mi w nią kradzioną whisky. – A czemu nie ma Twojej żony?

– Była dziś na spotkaniu, ale musiała lecieć do domu, bo córka nam się pochorowała.

– Dzieci są super – mówię, ale mój ton ocieka sarkazmem.

– Te jebane szpilki mnie kurwa wykończą. – Po chwili zauważam, że Tessa stoi nad nami, a po chwili opiera jedna dłoń na potarganej głowie Waititi, zrzuca buty i siada obok nas. – Piękna akcja z tą whisky. Chris się popłakał ze śmiechu, dosłownie, jak mała dziewczynka. A mówiąc o małych dziewczynkach to jak tam mała?

– Chels pisała, że w porządku – odpowiada Taika, a ja podnoszę wzrok, by zauważyć Chrisa, który rozmawia z Markiem i Tomem przy barze. Nie mam ochoty się ruszyć, nie mam ochoty z nim rozmawiać.

Thompshon otwiera torebkę i długo w niej grzebie, a w końcu wyciąga kolorowe pudełko i odpadła jednego papierosa i od razu dociera do mnie dość sielski zapach. Częstuje nas, opowiadając o rozmowie z Goldblumem jaką właśnie odbyła i dlaczego musi zapalić, by następnym razem coś z niej zrozumieć. Robię się coraz spokojniejsza i coraz bardziej pijana, a wokół nas na dywanie rozsiada się coraz więcej osób. Taika w końcu zarządza, że skończyliśmy butelkę, trzeba ukraść kolejna i porywa Tess na parkiet, a ja wstaje i idę po drinka. Tom łapie mnie w pasie, zanim zdążę złożyć zamówienie i obraca do siebie.

– Chris to jest Joanne, Joe poznaj Chrisa – przedstawia nas od razu, a ja ściskam rękę, powalająco przystojnemu blondynowi i uśmiecham się szeroko.

– Dobrze, że sobie kogoś znalazłeś – mówi Chris z uśmiechem i całuje czubek mojej dłoni. – Miło Cię poznać. Jak się bawisz?

– Zaskakująco dobrze – odpowiadam. – Słyszałam, że mieliście dziś duży ubaw przy scenie, jak Thor traci włosy.

– Zdecydowanie to jedna z najlepszych rzeczy, jakie mnie czeka.

– Też pytałem, czy mogę ściąć włosy – wtrąca Tom. – To było szybkie „nie".

– Twoje fanki by zarządziły globalną żałobę – stwierdzam, odsuwając się od niego, by odebrać drinka z baru i wracam rozmową do Chrisa. – Kocham w ogóle chemię między Tobą a Bannerem. Rany, jest cudowna, z resztą macie z Markiem tyle luzu, że czekam na materiał końcowy.

Hemsworth uśmiecha się i woła do nas Marka z żoną i zaczynamy prowadzić ożywioną dyskusję o miejscach akcji nowego „Thora", a ja kompletnie jestem sobie w stanie wyobrazić każde z nich.

– Jak kosmos po kwasie, prawda? – zwracam się do Taiki, który dołącza do naszego małego kółka.

– Dokładnie – mówi, przytakując mi. – Skąd jesteś? Skąd się biorą takie fajne dziewczyny?

– Z Polski – odpowiada chłodno Tom, podnosząc do ust szklankę z whisky.

– Nigdy nie słyszałem – mówi Waititi, a wszyscy parskają śmiechem, gdy nie potrafię wyjść spod wrażenia, jak Taika błyskawicznie możne mówić śmiertelnie poważnym tonem najgłupsze rzeczy. – To gdzieś w Nibylandii?

– Tak – przytakuję entuzjastycznie. – Jestem pieprzoną Wendy, gdy zawsze chciałam być Dzwoneczkiem.

Tom zaciska dłoń na moim biodrze, a ja spoglądam na niego pytająco, jednak ignoruje mój wzrok, udając zainteresowanie resztą toczącej się wokół nas rozmowy.

– Chodź – mówi Taika, wyciąga dłoń w moją stronę

– Przykro mi, ale nie tańczę – odpowiadam błyskawicznie.

– Nie przypominam sobie, żebym zadał Ci pytanie. Jesteś na mojej imprezie, więc tańczysz – śmieje się, nie odpuszczając i w końcu podaję mu rękę i daje się zabrać na parkiet, gdzie przez następne pięć minut robimy z siebie kompletnych debili, zanim dołącza do nas Tessa, która już na dobre porzuciła buty i Chris.

Za każdym razem, gdy widzę ich głupie miny, wybucham śmiechem i czuję się... dobrze. Nie czuję się skrępowana, czy nie na miejscu i tak, oczywiście to mogła być kwestia alkohol, czy palonego przy mnie skręta, ale wolę myśleć, że to właściwi ludzie.

Moja własna kraina czarów. Choćby na kilkanaście godzin.

Kradniemy z Tessą następną flaszkę, która pijemy na dywanie z resztą obsady, a ja zauważam, że nigdzie nie ma Toma. Musiał pójść na górę, a ja powinnam iść za nim, powinnam pojechać na do pokoju, by odbyć kolejną rozmowę i posłuchać, że nie chodzi o niego, tylko o mnie...

Taika dźga mnie palcem w żebra, a ja ganię go spojrzeniem, udając obrażoną, gdy przygarnia mnie do siebie i czochra moje włosy.

– Nie przejmuj się – mówi cicho wprost do mojego ucha i drugą ręką przygarnia do siebie Tess.– Mark, zrób mi zdjęcie. Wyślę je żonie. Niech Chelsea żałuję, że pojechała.

Całujemy go w oba policzki i wracamy do picia, nie wiem po jakim czasie, wpychamy się do windy, próbując zmieścić się w niej jak największą ekipą. Mark unosi telefon do góry, krzycząc, że będzie robił zdjęcie i wszyscy spoglądamy w lustro na suficie, śmiejąc się. Ja opieram się o Taike a Tess o mnie i nie wiem, ile zdjęć robi Mark, zanim zatrzyma się winda, ale jestem pewna, że na każdym kolejnym robimy coraz głupsze miny.

Na naszym piętrze wysyłamy jeszcze zdjęcia między sobą i rozchodzimy się do pokojów. Zrzucam buty na obcasie koło walizki i się rozbieram, kompletnie naga wchodzę do łóżka i zauważam, że Tom nie śpi, tylko z kimś smsuje. Siadam mu na brzuchu i przyciągam do siebie.

– Zostań – szepczę błagalnie, zanim mnie pocałuje.

Fala rozpaczy powoli przebija się przez wszystkie mury, jakie wybudowałam dziś z alkoholu i zabawy i to jak tsunami. Jedno zimne spojrzenie jego oczu niszczy we mnie wszystko, całe lata pracy i terapii, bo wiem, że w jego dzisiejszym milczeniu, jest cały dramat tego, co usłyszę jutro.

Popycham go na łóżko, sunąc dłońmi po jego idealnym ciele, jakbym chciała zapamiętać jego każdy kawałek i kocham się z nim, jakbym chciała go przekupić za wszelką cenę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro