30. The taste of your lips is my idea of luxury
Przeglądam serwisy plotkarskie na telefonie, gdy Tom powoli szykuje się na plan, zostało nam kilka dni na Hawajach, a ja wcale nie mam pojęcia, gdzie uciekł mi cały ten czas.
– Znów mamy pierwszą stronę na The Sun – mówię, a on na chwilę opada obok mnie na łóżko.
– Zauważyłaś wtedy kogoś na plaży? To teren prywatny hotelu, nie powinni mieć tam wstępu.
– Nikogo nie widziałam, nie dałabym Ci się obściskiwać na piasku, jakbym kogoś widziała.
Tom całuje mnie w policzek i wstaje, każąc mi się nie przejmować. Patrzę jeszcze raz na zdjęcia, które zrobili nam tego poranka, gdy poszedł biegać i to naprawdę ładne zdjęcia, ale nie przypuszczałam, że ktokolwiek może nas obserwować. To jakby ukradli nam jedyne chwile, tak całkowicie sam na sam odkąd tu jesteśmy. Tom wychodzi z pokoju, a ja kolejny raz próbuje skupić się na skończeniu książki, ale znów nie mam ochoty napisać ani jednego zdania, nie mogę jej skończyć, nie mogę napisać tego durnego szczęśliwego zakończenia. Mam wrażenie, że kilka godzin po prostu patrzę na migający kursor, a w końcu opalam plik z moim nowym projektem, który ma być kryminałem osadzonym w świecie fantastyki. Początkowo wyszedł z potrzeby napisania czegoś dla fanów, a teraz im bardziej się na nim skupiłam, tym bardziej mi się podobał. Zwłaszcza że nosiłam ten pomysł już od lat i zaczęłam pisać go jeszcze w Krakowie, a Karol był nim zachwycony.
Moje myśli jednak krążą nieustannie wokół naszych zdjęć, jakby negatywne myślenie przejęło całe moje ciało i tylko tabletki broniły mnie przed atakiem paniki. Z ciekawości wpisuję swoje nazwisko na Pudelku i nagle uświadamiam sobie, że nie żyję w szklanej bańce i w moim kraju też wiedzą, że Tom jest ze mną. Nie powinno mnie to dziwić, Ci ludzie co roku podczas rozdania Oscarów obsesyjnie poszukują „polskich akcentów" nawet jak to pradziadek nominowanej aktorki, więc to całkiem normalne, że trąbią tym newsem.
Widzę wygrzebane wszystkie moje posty z Instagrama z ich podpisami, wypisane całe fragmenty mojego bloga i profilu na Facebooku. Tu nie ma nawet cienia subtelności czy taktu, niemal wszystko jest sensacja.
Tu nasze zdjęcie sprzed kilku dni, gdy całujemy się na tle zachodzącego słońca i majaczących w oddali wzniesień z podpisem „The taste of your lips is my idea of luxury", jest jawnym dowodem, że puszczam się za jego pieniądze.
Tu w komentarzach jestem kolejną kurwą, która próbuje wybić się na romansie.
Nie ma co, mamy tę zawiść i talent do mieszania z błotem wpisaną w DNA.
Wysyłam link do Sandry i informuję ją, że przyszłoroczna trasa promocyjna książki może nie być najprzyjemniejsza.
Po południu, gdy jest już naprawdę gorąco, w końcu zdobywam się na opuszczenie pokoju hotelowego i pójście na plażę. Siadam w cieniu, próbując nie myśleć o tym wszystkim, jednak głosy w mojej głowie stają się coraz głośniejsze.
Dobra Kamal. Spróbujmy po Twojemu.
Staję na brzegu morza i zaczynam pisać na piasku wszystkie nawiedzające mnie myśli:
-Nie jestem wystarczająca.
-Nie jestem tym, czego będzie chciał na dłuższą metę.
-W końcu zrozumie, że się nie zmienię.
-Nie potrafię mu zaufać, że nie odejdzie...
Jestem przerażona tym, że na początku myślenia o naszej relacji czułam tylko spokój, teraz czułam się znów rozbita i rozstrojona. Może to przez media, może to przez jego nieprzemyślane przytyki, ale czułam się zagrożona i do tego nie mogłam skończyć tej pieprzonej książki.
W końcu sięgam po telefon i piszę smsa do Kamala.
>Te Twoje genialne techniki pisania myśli na piasku są gówno warte.
Nie muszę długo czekać na to, że oddzwoni, odbieram połączenie na słuchawkach, dalej brodząc w wodzie przy brzegu.
– Zawsze jesteś taka niecierpliwa? – pyta rozbawiony. – Nie wiesz, że to nie zadziała od razu, tylko musisz nad tym popracować?
– Tylko ja mam książkę do napisania i związek do niespierdolenia.
– Pogadajmy na spokojnie. Co się dzieje Joanne?
– Przyjazd tutaj z nim był złym pomysłem. Mam wrażenie, że nasz związek działa tylko na stopniu prywatnym. Dopóki jesteśmy sami, wszystko jest idealnie, ale gdy zaczynają się imprezy i... wszystko, co wiąże się z jego pracą, zaczynam panikować.
– Dlatego, że to dla Ciebie dzieje się o wiele za szybko – mówi powoli i ciepło, a sam tembr jego głosu działa na mnie kojąco. – Trzy miesiące temu nie rozmawiałaś z nikim poza ekspedientami w sklepie, a teraz wymaga się od Ciebie oficjalnych imprez.
– Wymaga... On nie zmusza mnie do tego siłą, to wszystko moja wina. Rany, każda inna dziewczyna byłaby w raju. Przecież ja jestem w raju z najlepszym mężczyzną na świecie! Więc o co mi chodzi?!
– Nie powiedziałem, że to Thomas tego od Ciebie wymaga. Ty jesteś swoim największym wrogiem i Ty będziesz brać na siebie o wiele więcej, niż jesteś w stanie unieść, by spełnić swoje własne wygórowane wymagania i bo uważasz, że tylko będąc lepszą wersją samej siebie, go przy sobie zatrzymasz. A przecież nie zakochał się w tej najlepszej wersji Joe, zakochał się w tej prawdziwej – mówi Kamal, dłuższą chwilę milczę, rysując patykiem w mokrym piasku.
– Jak zawsze masz rację – stwierdzam w końcu cicho, będąc pewną, że mój terapeuta właśnie się szeroko uśmiechnął.
– Musisz nauczyć się wytyczać sobie granice, inaczej znów się złamiesz. Postaraj się zacząć od małych rzeczy, jak opuszczenie jakiejś imprezy, na którą i tak nie chcesz iść i spędzenie wieczoru samotnie. To też powinno rozwiązać problem z książką.
– Jak wrócę do Londynu, na pewno tak zrobię.
Chyba potrzebuje przestrzeni. Może właśnie z tego wynikają moje ostatnie lawiny myśli, bo nagle straciłam grunt pod nogami i z dnia na dzień zmieniłam bezpieczną rutynę na pięciogwiazdkowy hotel. Chyba przeprowadzka wcale nie będzie dobrym pomysłem... jak stracę całą swoją niezależność, wcale nie będzie mi łatwiej.
– Jesteś tam Joanne? – upewnia się Kamal.
– Tak, jestem, po prostu się zamyśliłam. Przepraszam i dziękuję. Dajesz mi do myślenia i może kwestionuję przez to każdy mój ruch, ale czuję się pewniej z wyborami, jakich podejmuje.
– Po to tu jestem i za to mi płacisz – mówi już niemal swój klasyczny tekst i oboje wybuchamy długim śmiechem.
– Jesteś naprawdę świetny Kamal...
– Mam nadzieję, staram się, jak mogę, żeby Ci pomóc i mam nadzieję, że czujesz się lepiej po rozmowie ze mną.
– Tak, zdecydowanie czuję się lepiej – mówię, zauważając, że Tom idzie w moją stronę i od razu się uśmiecham jeszcze szerzej. – Muszę kończyć, jeszcze raz dziękuję i jesteśmy w kontakcie.
– Oczywiście, jak coś by się działo, to pisz i dzwoń – stwierdza jeszcze Kamal wesołym tonem, zanim zakończymy połączenie.
– Zawsze jesteście w kontakcie – mówi Tom chłodno i całuje mnie lekko w szyję, obejmując w pasie.
– To mój terapeuta, to chyba nie jest takie dziwne, że jestem z nim w kontakcie?
– Wolałbym, żebyś ze mną też rozmawiała o swoich problemach.
– Z całym szacunkiem Kochanie, ale nie jesteś psychiatrą – mówię, znów tracąc lekko zasiany przed chwilą we mnie spokój.
– Wiem, ale nie podoba mi się, że inny facet wie więcej na temat tego, co aktualnie siedzi Ci w głowie niż ja.
– Znów chodzi o to, że to facet prawda? – pytam, wzdychając cicho. – Do tego młody i przystojny.
– To takie dziwne, że nie czuję się komfortowo, gdy piszesz smsy z innym mężczyzną?
– Gdybym nie była tu, tylko w Londynie to moja relacja z nim nie wyglądałaby tak, a dużo bardziej standardowo.
Zapada między nami cisza, a ja zaczynam nerwowo zaciskać dłonie w pięści, próbując się opanować, próbując nie dać znów się porwać przez tsunami własnych myśli. Tom przyciąga mnie do siebie i obejmuje mocno, jakby widząc, że rozpadam się jak domek z kart. Dotyka dłonią mojego policzka i łączy nasze usta w pocałunku, a ja odzyskuje na sekundę grunt pod nogami.
Za często się kłócimy, jest też zdecydowanie za wcześnie, byśmy kłócili się tak często.
– Zjemy obiad i wrócimy na plażę? Skoro już skończyłem wcześniej – proponuje, a ja przytakuję i choć nie jestem specjalnie głodna, idę za nim do restauracji.
Wciąż nie mogę się na niego napatrzeć, jest jak nie z tego świata, jego oczy, usta, każdy krok. Nigdy nie widziałam czegoś tak pięknego, jak sposób, gdy uśmiecha się do mnie, zdejmując okulary przeciwsłoneczne. Kocham go tak mocno, jak to możliwe i nagle rozumiem, że nie chcę być gdziekolwiek indziej niż przy nim. Nawet jeśli będę wariować, nawet jak nie znajdę własnej rutyny, to i tak chcę być częścią jego życia.
– Napisałaś dziś coś? – pyta mnie, gdy Luke idzie po deser, a ja dolewam sobie wina i kręcę głową – Tak mało Ci zostało, nie chcesz mieć już tego z głowy?
– Chcę, ale to nie takie łatwe. Chyba mam za dużo wrażeń, by móc się skupić.
– Wrażeń? Siedzisz w hotelu – mówi rozbawiony i znów wydaję mi się, jakby nagle był kimś innym. Jakby pobyt tutaj wydobywał jego perfekcyjna i trochę bezczelną stronę, która nie do końca mi się podobała.
– Nie mów jak Benedict – wypalam bez zastanowienia. – Zachowujesz się ostatnio równie bezczelnie, jak on, a to Ci nie pasuje.
– Tobie to nie pasuje.
– Właśnie o tym mówię – wzdycham, zaciskając palce na kieliszku. – Ciągle się kłócimy o drobiazgi.
– Chcesz się kłócić o coś poważnego? – pyta, wzdychając głośno, a ja przewraca oczami. – Przepraszam. Chyba zabranie Cię tutaj było kiepskim pomysłem, nie dość, że nie idzie Ci pisanie, to sprzeczamy się niemal bezustannie.
– Jak będziesz jechał do Wietnamu na ostatnie kilka tygodni zdjęć po nowym roku, ja zostanę u siebie....
– U nas – poprawia mnie, a ja zawieszam się w ciszy i oazie błękitu jego oczu, zanim zrozumiem, że jak mam budzić się gdziekolwiek na świecie to musi być jego łóżko.
– U nas – odpowiadam z uśmiechem i spoglądam na Luka stojącego wciąż przy szwedzkim stole. – Może deser zjemy w pokoju?
– I tak nie mogę go zjeść, słodycze nie sprawią, że moje podkoszulki zrobią się luźniejsze, wręcz przeciwnie – mówi, na co przesuwam stopą po jego łydce, a on zaczyna się śmiać, nagle rozumiejąc, co miałam na myśli. Łapie moja dłoń i uciekamy do windy, zanim ktokolwiek się zorientuje.
Całuję go, jak tylko zamkną się za nami drzwi od pokoju, rozwiązując supeł wiązania mojej sukienki na karku. Tom szepcze mi na ucho, żebym ją zostawiła i opiera mnieo ścianę obok drzwi, przygryzając płatek mojego ucha, na którym czuję jego gorący oddech i wzdycham cicho
Zdejmuje ze mnie majtki, zarzucając sobie moje nogi na biodra i wbija się we mnie. Ostatnio zawsze, gdy się kochamy, jest w tym jakaś brutalność, zawziętość, jakbyśmy chcieli odreagować wszystkie sprzeczki jednym szybkim numerkiem na pierwszym lepszym meblu w naszym pokoju. Nie mogę narzekać, jego dominacja podnieca mnie do granic możliwości, jednak nie chcę by seks został jedyna rzeczą, w jakiej się nam układa.
– Gdzie znów byłaś? – pyta mnie Tom, gdy idziemy pod prysznic.
– Przepraszam.
– Nie przepraszaj mnie w kółko, tylko bądź ze mną. Myślisz, że mam to gdzieś, ale tak nie jest, widzę, jak się zatracasz we własnych myślach i jak z dnia na dzień jest gorzej. Nie wiem, co robię nie tak, nie wiem też, czy to ja, czy to ten wyjazd, ale się boję.
– Masz wątpliwości?
– Wobec nas? – upewnia się, a ja przytakuję. Tom bierze mnie w ramiona i przyciąga do siebie, by pocałować moje czoło. – Ani jednej, wiem, z kim się związałem. Z piękną, uzdolnioną i niezwykle silną kobietą i naprawdę potrzeba by było dużo, żebym zaczął mieć wątpliwości.
– Pytam, bo wcale nie jestem silna i jeśli zacząłbyś mieć wątpliwości, za nic w świecie nie dałabym rady z nimi walczyć.
I jeśli zwątpisz choć jeden raz, to choćbyś z pistoletem zszedł mi drogę – powrotów nie będzie. Kochaj mnie mimo wszystko...
Śpiewa mi w głowie Kaśka, która nauczyła mnie swoimi tekstami o uczuciach i związkach więcej niż moja matka. Puszczam piosenkę z telefonu i śpiewam tekst, rozczesując włosy, a Tom kładzie dłonie na moich biodrach, zmuszając mnie, bym zaczęła nimi kołysać. Odkładam szczotkę, obracając się do niego, obejmuje mnie i wirujemy w rytm muzyki.
– Nie wiem, o czym ona śpiewa, ale podoba mi się sposób, w jaki to robi – mówi Tom z uśmiechem.
– Śpiewa o wątpliwościach. Mogłabym próbować przetłumaczyć tekst, ale tłumaczenie poezji jest jak branie prysznica w płaszczu przeciwdeszczowym.
– Nie muszę rozumieć, by mi się podobało. Nie idźmy dziś nigdzie, zostajemy w łóżku i oglądajmy Netflixa.
– „Jessica Jones"?
– Kino superbohaterskie?
– W zupełnie innym wydaniu – odpowiadam z lekkim uśmiechem, a on przytakuję i widzę, jak idzie napełnić szklanki, moja whisky a swoją wodą.
Kładziemy się nago w łóżku, a ja układam się z głową na jego ramieniu. Dwa odcinki później Tom bez słowa zatrzymuje serial, puszcza znów muzykę z telefonu i przewraca mnie na plecy. W mojej głowie jest milion myśli, a on skutecznie przepędza je, wędrując ustami po moim brzuchu prosto między moje nogi, sposób, w jaki robi mi dobrze ustami, jest najbardziej podniecającą rzeczą, jakiej doświadczyłam. To wręcz zbyt łatwe, sposób, w jaki reaguję na niego, jest niemal zdradziecki, jakby moje myśli i moje ciało zupełnie się nie dogadywały w kwestii reakcji. Zaciskam usta na własnej dłoni, by nie westchnąć za głośno, gdy dochodzę. Nie czeka nawet chwili aż uda mi się ochłonąć, tylko kładzie moje stopy na swoich ramionach i wchodzi we mnie. Oboje wydajemy z siebie głośne jęknięcie i wybuchamy śmiechem, wiedząc, że powinniśmy być ciszej. Moje pięści zaciskają się na kołdrze za każdym razem, gdy się porusza, a to, co dzieje się ze mną w tej pozycji zawsze jest niesamowite, gdy kończy, jeszcze dłuższą chwilę rozkoszuję się idealnym porządkiem w mojej głowie, jeszcze, dopóki mój oddech jest przyspieszony, a ciało przechodzą przyjemne dreszcze, mogę skupić się tylko na jego zapachu.
Układam się znów obok niego w pomiętej pościeli i oboje patrzymy na rajski widok rozciągający się za oknem.
Doskonałość. Perfekcja. Pewność.
Nie sądziłam, że mogę być, chociaż blisko tych trzech słów, a teraz ich uosobienie leżało w moich ramionach.
Więc dlaczego nagle znów się boję? Skoro on jest pewny mnie, to czemu ja cała się trzęsę, jakby podświadomie przeżywając, że w prawdziwym życiu nie ma szczęśliwych zakończeń.
Gdy słyszę, że jego oddech zrobił się miarowy, zostawiam go śpiącego i wymykam się, zrobić sobie nowego drinka. Słońce zachodzi, a pokój wypełnia się pomarańczową poświatą, jakby chciał jeszcze bardziej podkreślić dobro dzisiejszego popołudnia. Robię mu zdjęcie, na którym i tak giną wszystkie szczegóły, widać tylko zarys jego sylwetki w białej pościeli i ocean za oknem. Kładę się obok i wrzucam zdjęcie na Instagram, przez chwilę nie myśląc o tym, ile osób je zobaczy.
And I know I make the same mistakes every time
Bridges burn, I never learn, at least I did one thing right
I did one thing right
– O czym teraz śpiewa? – pyta Tom, nie otwierając oczy i uśmiechając się do mnie leniwie. – Wciąż o wątpliwościach?
– Nie. Teraz śpiewa o papierosach i kawie.
– Dobrze, mam dość rozmów o wątpliwościach.
– To wybrałeś zła dziewczynę – mówię, przerzucając piosenki, a on opiera głowę na dłoni i patrzy na mnie z uśmiechem.
– Jestem całkiem pewny, że wybrałem właściwą. Nie mam zamiaru kochać w życiu żadnej innej kobiety poza Tobą – mówi pewnie, a ja całuję go, dopóki nie przerywa mi wybuchem śmiechu. – Chyba że urodzisz mi córkę, wtedy będę musiał skorygować tę obietnicę.
Również wybucham śmiechem i uderzam go w ramię, ganiąc go, że to za wcześnie, by nawet tak żartować.
A gdzieś w tle Katarzyna Nosowska śpiewa o tym, że boi się o nas i muszę jej przyznać rację. Też się boję o nas. W końcu jak mogłabym wrócić do normalnego życia po tym wszystkim? Nie wiem, czy było to możliwe po jego pierwszym „cześć" a co dopiero po ostatnim „kocham Cię".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro