Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. This ain't for the best

Tom zniknął z mojego radaru na prawie tydzień, wcześniej oczywiście zdarzały mu się dłuższe nieobecności, ale ta sprawiła, że zaczęłam już podejrzewać, że zmienił kawiarnię, albo znów związał się z jakąś młodszą nawet ode mnie dziewczyna z okładki. Jednak w końcu znów mija mój stolik z lekkim uśmiechem, a ja mam ochotę podziękować wszechświatowi za to, że utrzymuje w moim życiu jakąś pozorną równowagę, nawet jeśli robi to tylko w rzeczach błahych, jak stali klienci kawiarni.

Pana Idealnego ominęło nieprzyjemne załamanie londyńskiej jesiennej pogody, gdy ostatnie dwa dni przesiedziałam w środku kawiarni, ale na szczęście dziś znów wyszło przyjemne słońce. Jakby podążało za jego hollywoodzkim uśmiechem.

Ominęło go też moje kolejne załamanie, gdy trzy dni próbowałam walczyć makijażem z zapuchniętymi powiekami, aż wreszcie udało mi się przespać całą noc. Jak głupia zalogowałam się na stary profil na Facebooku i znów zobaczyłam te tysiące powiadomień i oznaczeń na zdjęciach z życia, którego już nie ma. Zdechło.

Dziś wciąż nie mam kompletnie głowy do tego, by pisać dalej, więc beznamiętnie przewijam Instagram, gdzie między zdjęciami aktorów i muzyków, których obserwuję, wyskoczy ktoś z przeszłości. Krysten Ritter spamuje zdjęciami z Davidem Tennantem, Billie Joe Armstrong tymi z trasy po Ameryce południowej a Karol wrzucił zdjęcie z córką.

Na chwilę się nad nim zawieszam i w końcu klikam dwa razy, by je polubić.

Przełączam się na swój profil, który ostatnią aktualizację miał cztery miesiące temu. Zdjęcie zrobione przy tym stoliku przedstawia dwie filiżanki po espresso i laptopa, na którym jest tytuł nowej książki. #Backtooffice. Ponad dwieście pięćdziesiąt polubień. Przewijam w dół, zdjęcia mojej astronomicznej półki z komiksami, jakieś z koncertu Końca Świata, selfie w nowych kolczykach, zwierzęta Kaśki, tu restauracja, tam ramen, kolorowe shoty, jakieś spotkanie z czytelnikami. Cudze życie. Przytrzymuje palec tak długo, aż zdjęcia przewijają się do czasu przed tym, jak wróciłam do Darka.

Do tych prawie trzech lat kompletnego szaleństwa, któremu na imię Karol.

Warszawa, kolejne spotkanie literackie, kolejne selfie, Hiszpania, San Diego, w końcu i Chorwacja. Usunęłam dawno temu wszystkie ślady po naszym związku, ale zostawiłam kilka wspólnych zdjęć na tle lokacji z Gry o Tron i kilka z konwentów. Czemu? Może to sentyment, może kwestia tego, że sam ma wielu fanów i on nigdy specjalne się nie krył z naszą przyjaźnią.

Nawet przed żoną.

I naprawdę użyłaś słowa przyjaźń? Bądź szczera, chociaż we własnej głowie. Nie chodziło o przyjaźń, chodziło o dużo, dużo...

Ktoś potyka się o moje krzesło i wtedy orientuje się, że zmieniłam muzykę Eda na Halestorm i nie słyszę nic, co się dzieje wokół mnie. Wyjmuję słuchawki z uszu i odruchowo zaczynam przepraszać, że się nie przesunęłam.

– To moja wina, przepraszam. Zajrzałem Ci przez ramię i spotkała mnie za to kara – mówi ktoś za moimi plecami, a ja doskonale znam ten akcent, ten głęboki głos, który topi serca milionów kobiet na całym świecie.

Obracam się na krześle, a mój wzrok zawiesza się na jego brzuchu w obcisłym niebieskim podkoszulku. Podrywam się i rozglądam dookoła, by uniknąć spojrzenia niebieskich oczu Toma, na ziemi przy mojej torbie widzę dużą plamę kawy, od sprawdzam, czy nie dostało się moim notatkom, ale wszystko jest w porządku.

– Przepraszam jeszcze raz, jeśli torba oberwała, to zapłacę za pralnie.

– Nie, nic jej nie jest. Mnie też – odpowiadam i silę się na uśmiech. – Powinnam zajmować mniej miejsca, a nie siedzieć w połowie przejścia.

– To całkiem moja wina. Idę po drugą kawę, mogę zaproponować też Tobie? – pyta, a ja w końcu podnoszę wzrok i widzę jego przepraszający uśmiech, gdy mu przytakuję i sięgam po portfel. – Nie, absolutnie nie wezmę pieniędzy od kobiety. Espresso?

– Zieloną herbatę, jeszcze odrobina kofeiny i nie dam rady trafiać w klawisze.

– Zaraz wracam – mówi, a ja stoję jak zaklęta z pięcioma funtami w dłoni, zanim dotrze do mnie, co się dzieje i chowam pieniądze do mojego portfela z logiem Batmana.

Bardzo dojrzałe Radlak, doprawdy. Jaka szkoda, że nie masz dziś do kompletu podkoszulka ze Szczerbatkiem.

Siadam z powrotem i zauważam, że postawił swoje śniadanie za moim laptopem. Przez chwilę mam ochotę wstać i przedstawić mu je na jego stolik, ale potem uświadamiam sobie, że mógł zrobić to nieprzypadkowo. W końcu powiedział, że zajrzał mi przez ramię i dlatego się potknął. Gapił się na mój Instagram? Na słodkiego Thora, ale po co?

Mrugam kilka razy, próbując przetworzyć informację i w końcu wyłączam przeglądarkę, a na ekranie wyświetla się plik z moją książką, który też zamykam, nie łudząc się, że dziś się jeszcze na niej skupię.

Tom stawia przede mną filiżankę i dzbanek z herbatą, widzę, że też przez chwilę rozważa, co ma zrobić ze śniadaniem, ale w końcu uśmiecha się delikatnie.

Ten uśmiech podoba mi się dużo bardziej od tego pewnego, filmowego, ten nie jest sztuczny.

– Mogę się przysiąść? Nie będziesz miała nic przeciwko? – pyta, trzymając za oparcie krzesła obok mnie.

– Nie, proszę bardzo, siadaj – mówię, zamykając komputer, czego po chwili żałuję, ja nie czuję się zbyt komfortowo, gdy ktoś patrzy, jak jem. Z drugiej strony gapienie się w laptopa, byłoby buractwem. – Smacznego.

– Dziękuję. Mają tu naprawdę świetną jajecznicę, powinnaś kiedyś spróbować – odpowiada, a ja uśmiecham się lekko.

– Jajecznice jem tylko z pomidorami, więc raczej się nie skuszę, ale ciasta mają świetne.

– Jajecznica z pomidorami? Nie jestem sobie w stanie tego wyobrazić.

– Naprawdę? Musisz się wiele nauczyć o życiu. – Śmieję się, zanim zdążę ugryźć się język, ale on też po chwili wybucha śmiechem, co biorę za dobry znak. Poprawiam lekko sweter i dziękuję samej sobie, że jednak postawiłam rano ubrać się w coś z dekoltem i przyłożyć do kresek na powiece. – Chcesz herbaty? Mogę pójść po drugą filiżankę.

– Nie, dziękuję.

– Myślałam, że do śniadania pijesz herbatę – mówię, a on od razu spogląda na mnie pytająco. Po prostu pięknie idiotko, właśnie zrobiłaś z siebie groupies. – Przepraszam, jestem pisarką, zauważam w ludziach nawyki, lubię ich obserwować.

– Spokojnie, fanki zachowują się zupełnie inaczej – odpowiada, wyraźnie rozbawiony moim tłumaczeniem się, a ja mimo to, oddycham z ulgą i ponownie wskazuję na filiżankę. – Nie, dziękuję. Jet Lag wciąż nie daje mi żyć.

– Rozumiem, zawsze wybieram loty, by móc się po nich wyspać w czasie lokalnym

– Nie zawsze mam taki luksus. Więc jesteś pisarką? O czym piszesz? – pyta, pakując tosta do ust i ewidentnie czekając na moją dłuższa wypowiedź.

– Ostatnio pisuję głównie romanse – odpowiadam, dmuchając w swoją gorącą herbatę. – Właściwie napisałam trylogię o piratach z pogranicza fantastyki, a później romans, który okazał się takim sukcesem, że teraz piszę kolejny.

– Powiesz mi tytuł? Mogłem widzieć coś w księgarni?

– Jasne, jeśli byłeś w Polsce.

– Jesteś z Polski? – pyta, nie kryjąc zaskoczenia i spogląda na mnie kolejny raz swoimi jasnymi oczami, gdy przytakuję lekko. – W życiu bym nie powiedział, nie masz cienia akcentu.

– Staram się, jak mogę.

Trzymaj się polaku z dala od rodaków. Jak to śpiewał Czesław.

– Szkoda, że nie napisałaś jeszcze nic po angielsku.

– Nie planuję – przyznaję szczerze. – I czemu szkoda? Miałbyś zamiar przeczytać romans?

– Lubię dobre książki.

– Ja też lubię dobre książki, ale moje nie są dobre. Moje są popularne – mówię, wiedząc, że przesadzam i jestem dla siebie za ostra. – Z resztą mam zerową odporność na krytykę, co nie jest plusem w moim zawodzie.

Przytakuje mi, milczymy dłuższą chwilę, w której on kończy śniadanie i sięga po swoją kawę, a ja piję gorąca herbatę. To moja największa interakcja społeczna od pół roku. Czuję się, jakbym nagle obudziła się w środku nocy na dwadzieścia minut przed budzikiem. Niby fajnie, bo mam czas się wyszykować w spokoju, a z drugiej mam ochotę wyłączyć budzik, znów zwinąć się w kłębek i przespać trzy kolejne lata.

Jednocześnie cieszyłam się z rozmowy z nim, a z drugiej strony mogłabym napisać kolejny rozdział.

– Jakie lubisz książki? – pyta w końcu, wyrywając mnie z zamyślenia.

– Każde – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Jeśli coś ma spójną fabułę i dobrze napisanych bohaterów mogę czytać wszystko.

– Kryminały?

– Tak, ale te stare. Nie lubię obecnej mody na te skandynawskie o protagoniście z problemami.

– To tak jak ja. – Uśmiecha się do mnie szeroko, a ja odpowiadam tym samym. – Dużo czytam w samolotach, nie lubię za bardzo oglądać filmów w podróży, bo nie mogę się na nich skupić. Paradoksalnie dużo lepiej jest mi się wciągnąć w książkę.

– Ja zawsze mam przy sobie czytnik, lubię czasem wsiąść do metra i jechać nie wiadomo gdzie.

– Londyńskie metro musi być dobrym miejscem do gapienia się na ludzi – mówi, uśmiechając się bezczelnie.

Czy to przytyk do mojej uwagi o herbacie? Czy Tom właśnie próbuje się ze mną droczyć?

– Jako osoba stale śledzona przez fanki, naprawdę powinieneś rozróżnić gapienie się, od zauważenia rzeczy.

– Na szczęście mnie nie śledzą.

– I naprawdę nie przeszkadza Ci, że tu przyłażą? – pytam szczerze zaskoczona.

– Nie specjalnie – odpowiada, wzruszając ramionami. – Są niegroźne, nie próbują mnie zagadywać, tylko udają, że nie chodzi tu o mnie, a to całkiem akceptowalne zachowanie. No i przed zdjęciami bronisz mnie ty.

– Cała przyjemność po mojej stronie – sarkam, dolewając sobie herbatę. – Nie musisz, kupować mi za to kawy.

– Miałem zamiar kupić ciastko, ale nigdy nie widziałem, żebyś przyswajała cokolwiek poza płynami – mówi i teraz jestem już pewna, że próbuje się ze mną droczyć.

– I to ja tu jestem ciekawska? – pytam, uśmiechając się bezczelnie, a na filiżance zostaje odcisk mojej pomadki, gdy on nagle uśmiecha się, jak zawstydzony, przyłapany pięciolatek.

– To ciekawe, że musiałem dopiero rozlać kawę, żebyśmy zaczęli rozmawiać – mówi po kolejnej chwili milczenia i patrzy prosto na mnie. – Niemal jak w filmie.

– Nie lubię ludzi – przyznaję bez ogródek, a on patrzy na mnie zaskoczony – Nie lubię im się narzucać, zgadywać, poznawać... w tłumie osób, których nie znam, mam ochotę wyskoczyć przez okno. I przepraszam, to był wielki oversherring.

– Daj spokój, jesteś szczera, podoba mi się to. Nie próbujesz udawać kogoś, kim nie jesteś.

– To na pewno – przyznaję, bawiąc się nerwowo sznureczkiem przy bransoletce. – Dlatego przyjechałam tutaj, do Londynu, bo tutaj nikt mnie nie zna.

– Nikt? Nie masz tu nikogo?

– Nie. Moja najlepsza przyjaciółka mieszka z narzeczonym w Oksfordzie, a to jednak całkiem spory kawałek stąd i rozmawiamy głównie przez internet – mówię i uśmiecham się szeroko. – Więc jeśli chcesz mnie porwać i zabić, jestem idealnym kandydatem.

Thomas wybucha głośnym śmiechem, który jest niesamowicie zaraźliwy, a ja nagle czuję się dużo lepiej niż kilka dni temu i dużo swobodniej niż piętnaście minut temu.

– Nie leży to w moich preferencjach, ale jest to całkiem przydatna informacja – mówi, dalej się uśmiechając. – Od dawna tu mieszkasz?

– Pół roku, mieszkam trzy ulice stąd, ale o ironio, dużo lepiej mi się pisze wśród ludzi, niż w pustym mieszkaniu.

– Dlaczego się zdecydowałaś zamieszkać sama w zupełnie innym kraju? – pyta, a ja znów spuszczam wzrok na swoją herbatę. – Przeprasza za ten wywiad, ale to wydaje mi się naprawdę ciekawe. Jeśli nie chcesz o tym rozmawiać, możemy zmienić temat, ale to fascynujące, że ktoś tak młody po prostu zaczyna nagle od zera.

Parskam śmiechem na jego uwagę o moim wieku, co wyraźnie zbija go z tropu.

– Nie jestem wcale taka młoda. Umówmy się, że wyjechałam, bo nic mnie już w Polsce nie trzymało.

– Rodzice, znajomi? Ja nie mógłbym wyjechać z Londynu. Oczywiście przy mojej pracy czasem większość roku spędzam na walizkach, ale nie wyobrażam sobie być oddalonym od rodziny kilkanaście godzin lotu – stwierdza dość poważnym tonem. – I nie ma drugiego takiego miasta jak Londyn.

– Moja prawie cała rodzina mieszka w Stanach od kilku ładnych lat. Znajomi... to jest dość skomplikowany temat. Wybacz – ucinam i szybko łapię się drugiej części jego wypowiedzi. – Z jednym muszę się zgodzić: Londyn jest najlepszy na świecie, nawet jeśli mieszkam w klitce, tylko po to, żeby było mnie stać na chodzenie do teatru co tydzień.

– Na czym byłaś ostatnio?

"Don Juan" z Davidem Tennantem – odpowiadam, a mój uśmiech zdradza doskonale moja słabość do przystojnego Szkota, bo Tom zaczyna się śmiać.

– Niech zgadnę... "Doctor Who"?

– Oczywiście, że "Doctor Who"! Kocham kompletnie ten serial, mogę go oglądać w kółko i w kółko.

– Wychowałem się na nim, całkowicie to rozumiem – odpowiada, przytakując mi.

– Jak większość Twoich rodaków.

– Prawda, obecnie nie jestem już na bieżąco. Pewnie jakby był na Nerflix, to zmieniło by sprawę.

– O, Netflix. Co ogladasz? – pytam, wciąż poszukując nowych propozycji i mierzę go wzrokiem – Pewnie "House of Cards".

– Pudło Sherlocku. Ostatnio oglądałem "Stranger Things". Genialne, niesamowity klimat. Koniecznie musisz zobaczyć, choć nie wiem, czy ta nostalgia do lat osiemdziesiątych zrobi na Tobie aż takie wrażenie.

Wyjdź za mnie. Szepcze głosik w mojej głowie.

– Widziałam. Kocham – odpowiadam, a on od razu uśmiecha się szerzej. – Pamiętaj, że nie mam życia osobistego, więc nałogowo pochłaniam popkulturę. Moje życie to głównie czerwone wino, łóżko i Netflix.

– Nie wiesz nawet, jak czasem Ci tego zazdroszczę.

Wpadnij, "Netflix and Chill" to zawsze dobra opcja. Mruczę do samej siebie, pilnując się, by nie powiedzieć tego na głos.

– Czyżbyś miał dużo pracy?

– Tak, zaczynam niedługo nowy projekt – odpowiada, obracając filiżankę na spodeczku. – Znów będę musiał zniknąć z Londynu na kilka miesięcy.

– Taki wybrałeś sobie zawód, chyba nie narzekasz?

– Czasami każdy narzeka, ale kocham to – mówi spokojnie, ale ja i tak słyszę w jego głosie tęsknotę, która znam doskonale, tęsknotę za czymś, czego już się nie zmieni – Nie chcę Ci już zabierać więcej cennego czasu, wiec będę się zbierał.

– Mój czas wcale nie jest tak cenny, ale miło było Cię poznać.

– Ciebie też – odpowiada, wstając z krzesła i po chwili się do mnie uśmiecha, wyraźnie czymś rozbawiony. – Nie powiedziałaś mi jeszcze, jak masz na imię.

– Joanne – przedstawiam się, wyciągając do niego rękę i specjalnie używając anielskiej wersji mojego imienia. – Możesz mówić mi Joe.

– Miło było w końcu usłyszeć Twój głos Joe – mówi, zabierając po sobie brudne naczynia do środka i uśmiecha się jeszcze raz, mijając mój stolik – Do zobaczenia.

– Do zobaczenia Tom.

Patrzę za nim, jak odchodzi w swoją stronę i przygryzam lekko usta, chcąc pozbyć się z nich tego głupiego uśmiechu.

Jest miły, uprzejmy, lekko wycofany i śmiejący się ze mną, a nie ze mnie. Jest dokładnie taki, jakim wydawał mi się przez te wszystkie miesiące i podoba mi się to.

Podoba Ci się on. Szepcze głos w mojej głowie, któremu każe bardzo kulturalnie spierdalać, nie mam na to czasu i siły, mam na czym się skupić obecnie i jest to moja książka, a nie jego okrutnie błękitne spojrzenie.

Otwieram laptopa, odpalam mój plik i piszę jedną stronę, a kiedy niebo zaczyna ciemnieć, chowam cały mój bałagan do torby i zaglądam do środka kawiarni. Jak zawsze po południu jest tam mnóstwo ludzi, więc wzdycham cicho i zbieram się do domu. Nie widziałam sensu, w duszeniu się w pomieszczeniu i hałasie, kiedy mogę spróbować napisać coś we własnych czterech ścianach.

Gdy tylko przekraczam próg mieszkania, czuję przygnębiającą pustkę, kilkanaście wizyt w Ikei i zamówień z Amazona nie zmieniło tego miejsca w dom, ale nie powinnam narzekać. To w końcu wciąż jedyne miejsce, które obecnie jest moje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro