19. Or it's gonna go down in flames?
– Joanne wstawaj – mruczy mi do ucha Tom, całując mnie lekko w policzek i wnosząc do łóżka chłód, a ja otwieram oczy, zegarek na jego ręku wskazuję siódma. Czyli zasnęliśmy jakieś cztery godziny temu.
– Ja wiem, że Jet Lag to wstrętny drań, ale zlituj się nade mną.
– Pięć minut i możesz wrócić do łóżka.
– Obiecujesz? – upewniam się, a on się śmieje.
– Tak, ubieraj się.
Słyszę jego kroki na schodach, niechętnie podnoszę się i szukam w pościeli mojej koszulki nocnej, zakładam na nią jego szarą bluzę i schodzę na dół. Tom stoi w dresie, w drzwiach wpuszczając do ciepłego wnętrza morski wiatr, owijam się ciaśniej bluzą i wychodzę za nim na dwór. Bierze moją dłoń i prowadzi mnie na brzeg klifu.
– Spójrz w dół – mówi podekscytowany, a ja spoglądam na plażę pod nami.
Na dole na piasku narysowane jest serce, a w środku litery „J+T". Zaczynam się śmiać jak wariatka, mierząc go wzrokiem, a najprzystojniejszy mężczyzna na świecie ma minę dumnego z siebie pięciolatka.
– Ile Ty masz lat? Szesnaście czy trzydzieści sześć?
– Wczoraj obraziłaś się, że kupiłem Ci zegarek, bo wolisz gesty, a dziś mnie wyśmiewasz – mówi Tom, udając obrażonego, ale sam ledwo powstrzymuje się od śmiechu.
– Jesteś szalony.
– Tak. Na Twoim punkcie – śmieje się, łapiąc mnie w ramiona i podnosi do góry, a ja całuje jego policzek, który jest czerwony od wiatru i przebiegniętych kilometrów. – Wracamy do środka, zanim się rozchorujesz.
– Gorący prysznic i nic nam nie będzie, ale najpierw zrób zdjęcie, ja chcę mieć to na pamiątkę. Nikt mi nie uwierzy, jak będę opowiadać, że dorosły facet może rysować serduszka na piasku.
– Bawią Cię moje uczucia? – pyta znów obrażonym tonem.
– Nie. Bawi mnie sposób, w jaki je okazujesz, ale to pozytywne rozbawienie, wiesz, śmieje się z Tobą, a nie z Ciebie – sarkam, a on łapie mnie za tyłek, przerzuca sobie na ramię bez najmniejszego problemu i daje mi klapsa, a ja piszczę zaskoczona.
Zanosi mnie do środka i kilka chwil później stoimy już pod prysznicem. Czuję jego drapiący jednodniowy zarost, gdy zmierza pocałunkami w górę mojej szyi aż do moich ust. Prysznic błyskawicznie przeradza się w grę wstępną, dotykam go, powoli ucząc się, jak to robić, by sprawić mu jak najwięcej przyjemności. Mam też wrażenie, że ja nie muszę mówić mu nic, z każdego mojego głębszego oddechu, czyta jak z otwartej księgi.
– Łóżko – mówię dominującym tonem, gdy chce wziąć mnie pod prysznicem.
Idę nago na górę, mając pewność, że idzie za mną. Popycha mnie na materac, wiem, że chcę przejąć nade mną kontrolę, co wcale nie spotyka się z moim oporem. Całuje moje piersi, zmierzając ustami coraz niżej i po chwili czuję jego drapiący zarost na wewnętrznej części ud. Wie już doskonale, że to najłatwiejsza droga, by doprowadzić mnie do orgazmu i bezczelnie to wykorzystuje, a ja wzdycham przy każdym ruchu jego języka.
Jak tylko dochodzę, przewracam go na plecy, pierwszy raz z własnej woli, chcę się kochać, będąc na górze. Chcę patrzeć na niego i widzieć, że jest mu dobrze, trzyma dłonie w mojej tali i po chwili czuję go w sobie. Wzdycham głośno, siadając prosto, a on patrzy na mnie tak, że samo to spojrzenie wystarczyłoby za grę wstępną. Zaciska palce na moich biodrach i wiem, że będę mieć przez to siniaki, ale teraz ważniejsze jest to, jak wzdycha przy każdym moim ruchu.
Łóżko wydaje skrzypnięcia, co utrudnia mi skupienie się, a Tom od razu to wyczuwa i siada, więżąc mnie w swoich silnych ramionach. Jedną z dłoni wsuwa w moje włosy, łapiąc za nie mocno, a nasze spojrzenia się spotkają, zanim odchylę głowę do tyłu, gdy zaczyna sterować moimi ruchami w swoim rytmie. Dochodzimy niemal jednocześnie po dłuższej chwili, on zaciskając dłonie na moich włosach i tyłku, a ja wbijając paznokcie w jego plecy, gdy moje ciało zalewa kolejna fala przyjemności.
Byłam jego. Tak bardzo, jak było to możliwe. Mógł zrobić ze mną wszystko, a ja tylko prosiłabym o więcej.
– Nie zostawiaj mnie – szepczę błagalnie, gdy leżymy po wszystkim przytuleni.
– Myślisz, że chcę wyjechać? Nie bądź Głuptasem. Jakbym mógł, zostałabym tu z Tobą.
– Będę tęsknić – mówię, czując, jak moje oczy robią się szkliste. Nie chciałam, żeby to widział, zupełnie głupio i naiwnie chciałam, żeby miał mnie za silniejszą, niż jestem w rzeczywistości.
– Wracam za piętnaście dni i obiecuję Ci, że nie puszczę Cię nawet na chwilę – mówi, całując moje czoło. – Obiecuję, a Ty obiecaj mi, że nie będziesz przeze mnie płakać.
– Obiecuję. – Przytakuję lekko, przecierając policzki i podnoszę głowę, by mógł mnie pocałować.
– A wiesz, że to oznacza, że poznasz moich rodziców? – pyta, uśmiechając się do mnie niepewnie. – Będę musiał się z nimi spotkać przed wylotem na Hawaje.
– Nie – odpowiadam krótko. – Nie poznam Twoich rodziców, dopóki nie....
Trochę mnie zatyka, dopiero jak zaczynam to mówić, czuję, jak głupio to brzmi.
Przecież jesteście razem Radlak.
Chyba że nie chcesz powiedzieć tego, bo boisz się, że zrobi to tu i teraz.
– Dopóki co?
– Nie poznam rodziców mężczyzny, z którym nie jesteśmy pewni, że to, co nas łączy to miłość – tłumaczę cichym głosem. – Rodzice zazwyczaj mnie nienawidzą, więc chcę mieć pewność, zanim ich poznam...
– Moi rodzice Cię nie znienawidzą. Sprawiasz, że jestem szczęśliwy i tylko to się liczy – mówi pewnie, znów całując mnie w czoło i spogląda na zegarek. – Za trzy godziny musimy powoli się zbierać.
– Nie....
– Niestety tak kochanie.
– Więc co będziemy robić przez te trzy godziny? – pytam, kładąc mu nogę w pasie i całuje jego szyję.
– Ja zrobię śniadanie, a Ty możesz jeszcze się przespać, w końcu dopiero co byłaś oburzona, że Cię budzę – dogryza mi, wstając z łóżka i spogląda na mnie jeszcze raz z uśmiechem. – A jak zjemy śniadanie, to bez skrupułów zjem Ciebie.
Zagryzam usta, żeby nie uśmiechnąć się zbyt szeroko, fakt, że mówił mi takie rzeczy tak lekko, powodowało, że czerwieniłam się jak dziewica. Do tej pory nigdy nie czułam się onieśmielona w jego obecności, aż dotąd i może nigdy to się nie zmieni. Może nigdy posiadanie go obok siebie w łóżku nie będzie dla mnie codziennością, może zawsze na widok jego idealnego ciała będę czuć rodzące się we mnie płomienie.
Może. Mam taką nadzieję, a z drugiej strony, jaką możemy mieć codzienność, kiedy nasza najbliższa przyszłość będzie składać się z wyrywania pojedynczych nocy z jego grafiku.
A może to właśnie dobrze. Nigdy się Tobą nie znudzi.
Próbuje zasnąć, ale każdy dźwięk, jaki dochodzi z dołu, powoduje moje szybsze bicie serca. A gdy kroki rozlegają się na schodach, uśmiecham się lekko, leżąc w kremowej pościeli na brzuchu, nie otwieram oczu, czekając, aż obudzi mnie swoim głębokim głosem. On jednak też dłuższą chwilę stoi w drzwiach, przyglądając mi się, w końcu stawia tacę na szafce i delikatnie całuje mnie po kręgosłupie.
– Jesteś taka piękna – szepcze i przytula się do mnie, a jego ciepło jest czymś, co najchętniej spakowałabym w pudełko, by zatrzymać na dłużej.
– Nigdy nie przestań tak na mnie patrzeć – odpowiadam szeptem, obracając się do niego.
Wodzi dłońmi po moim nagim ciele, cały czas mnie całując, a ja wiem, że chyba jednak zaczniemy od deseru, a nie śniadania.
♡♡
Lubię patrzeć, jak Thomas prowadzi samochód, lubię tę jego wrodzoną nonszalancję, tę cholerną klasę, która jest w czymś więcej, niż drogich ubraniach czy zegarku, a w sposobie, jaki się do mnie uśmiecha. Kiedy siedzę obok niego z jego ręką na moim kolanie, nawet przez chwilę mam wrażenie, że mogę pasować do jego świata, że jestem... odpowiednia.
– Joanne, o czym tak myślisz?
– Przepraszam, mówiłeś coś? – pytam, uśmiechając się do niego.
– Pytałem, czy masz jakieś nowe plany na najbliższe dziesięć dni.
– Znasz mnie, jestem oazą aktywnego spędzania czasu. – Tom od razu śmieje się na moje słowa, a ja przenoszę wzrok na widoki za oknem. – Chyba poszukam sobie psychiatry tu na miejscu.
– O! Postęp! Dobrze, to dobry pomysł, jeśli rozmowy z mamą Ci nie pomagają.
– Chyba już dawno powinna wrócić do bycia tylko moją matką – stwierdzam gorzko. – Poza tym książka, zostało mi kilka ładnych rozdziałów do końca.
– A jak ją skończysz, co będziesz robić cały dzień?
– Pisać kolejną. Mam już konspekt na nową, tym razem znów fantastyka. Muszę sprawdzić, czy ją jeszcze potrafię pisać.
– Nie mogę, doczekać się aż ja przeczytam – mówi, zaciskając lekko dłoń na moim kolanie i zabiera ją, by zmienić bieg.
– Mam Ci przetłumaczyć wszystkie moje książki?
– Oczywiście. I najlepiej wydać, żebym mógł je postawić na półce.
– Chcesz się mną chwalić – sarkam, a on uśmiecha się wrednie.
– W dobie, kiedy większość moich kolegów umawia się z modelkami, mnie trafiła się pisarka. Mam się czym chwalić.
– Na pewno? Widziałam, z kim umawia się Idris Elba. Ja bym się z nią umówiła – mówię, śmiejąc się, a on kręci głową z dezaprobatą. Zaczynam przeglądać Instagram, na którym Maria spamuje mnie zdjęciami sukienek.
– Co to? – pyta Tom, rzucając przelotnie okiem na kilkusekundowy filmik, na którym moja siostra obraca się zwolnionym tempie w jakiejś długiej kreacji.
– Marion poznała jakiegoś młodego projektanta i teraz spędza czas, dając mu wkładać na siebie ciuchy. I później je zdejmować, jak znam życie i ją.
– A szkoda, że kogoś poznała. Jakby wpadła do Londynu, to naprawdę poznałbym ją z Taronem.
– Nie powiem jej tego – śmieję się i oglądam kolejne zdjęcie. – Chłopak robi naprawdę ładne rzeczy, może mi jakąś uszyję. Zawsze marzyłam o sukience od Zaca Posena, ale to chyba w innym życiu.
– Nie wiedziałem, że interesuje Cię moda. I czemu innym życiu? To tylko sukienka
– Za tysiące dolarów Tom. I nie bardzo interesuje mnie moda, interesuje mnie styl. Uwielbiam lata pięćdziesiąte i myślę, że to do mnie pasuje. Zresztą Posen stworzył tę magiczną kreację Claire Danes na Met Gala.
– Faktycznie to była zjawiskowa kreacja. A ja z tego, co pamiętam, nadal jestem Ci winien sukienkę, więc może spełnię jakieś Twoje marzenie.
– Ok. Zgodzę się, żebyś kupił mi sukienkę u Zaca Posena. Na dziesiątą rocznicę ślubu – sarkam, a on zaczyna się śmiać.
– Challenge accepted.
Uderzam go w ramię z otwartej dłoni, co wcale nie powoduje, że Tom śmieje się mniej. Kocham swobodę, z jaką możemy się z sobą droczyć i rozmawiać o bzdurach, które pozornie nie mają znaczenia. Z Darkiem nigdy wiele nie rozmawialiśmy, dużo rzeczy robiliśmy razem i ceniliśmy sobie, że możemy w swojej obecności się zamknąć i pomilczeć w spokoju.
Dojeżdżamy do Londynu i wchodzimy do niego do domu, gdzie pierwsze co zauważam to pusta walizka i wyprasowane rzeczy obok niej.
– Mama zrobiła Ci pranie? – pytam z wrednym uśmiechem.
– Nie, Luke podrzucił rzeczy do pralni.
– Czyli Luke pierze Ci gacie? Powinien dostać podwyżkę. Ile ludzi ma klucze do Twojego domu?
– Trzy. Luke, Emma i Ty. – Posyłam mu zaskoczone spojrzenie, a on wręcza mi klucze. – Na wypadek jakbyś chciała, czekać na mnie w łóżku.
– Mam swoje łóżko Tom.
– Masz materac na podłodze – sarka.
– Nie podoba Ci się, jak mieszkam, to nie musisz więcej mnie odwiedzać – wybucham, zła na jego protekcjonalny ton.
– Nie mam nic do tego, jak mieszkasz, póki Tobie jest wygodnie i wiem, że nie możesz sobie pozwolić na więcej...
– Och, nie potrzebuję Twojej łaski. Doskonale mi się bez niej żyło.
– Tak, doskonale – mruczy ironicznie po raz kolejny, a ja uderzam go pięściami w ramiona.
– Żebyś wiedział, nie potrzebuję Twojego ratunku, Twoich pieniędzy, samochodu i mieszkania.
– Chciałem być miły, rany! Co Ci odbiło?!
– Zabieraj je – warczę, próbując, wepchnąć mu z powrotem klucze.
Nie mam pewności, o co właściwie jestem najbardziej wściekła. Czy jego impertynencki ton i wydumane ego, każące mu mnie ratować z mojej otchłani dwudziestu metrów kwadratowych i najtańszej herbaty? Czy może jestem zła na siebie o to, że się w nim zakochałam, za to, że będę musiała przyznać, że go potrzebuję, za to, że wyciągnął mnie z mojej melancholii i przypomniał, jak słodkie może być życie?
Słyszysz samą siebie Radlak? Słyszysz, jak żałośnie brzmisz?
Zakochałam się w nim i nawet nie zauważyłam kiedy.
Oczy w kolorze błękitnych topazów wpatrują się we mnie, wpatrują się prosto do mojej duszy. Jest na mnie wściekły, widzę to po jego ściągniętych ustach i zaciśniętych pięściach.
– Miałaś rację. Jesteś pieprzonym wyzwaniem. – Łapie mnie w ramiona i całuje tak mocno, jak jeszcze nigdy. Mam ochotę go uderzyć za to, że zniszczył moje perfekcyjnie puste życie, ale zamiast tego zaczynam rozpinać mu pasek, czując jego dłonie pod swetrem. Lądujemy na kanapie, ściąga za mnie spodnie razem z bielizną i od razu zawisa nade mną. Łapie mnie za nadgarstki i więzi je pod swoją dłonią nad moją głową, dociska mnie do kanapy, schodząc ustami w dół mojej szyi. Wolną dłonią odsuwa mój sweter razem ze stanikiem i lekko gryzie mój sutek, a ja wzdycham. Wchodzi we mnie mocno i pieprzy, jakby nadal był na mnie wściekły, jakby chciał mnie ukarać, a ja nigdy wcześniej nie byłam tak podniecona. Podniecała mnie ta gwałtowność i obezwładniająca siła, z jaką się ze mną kochał. Moje plecy wyginają się w łuk, gdy dochodzę, a on wykorzystuje to, by puścić moje ręce, wysunąć dłoń pod moją głowę i złapać za włosy. Kończy, wzdychając głośno, a ja jęczę kolejny raz, wtulając twarz w jego szyję.
– Choć nie do końca wiem o co, ale właśnie zaliczyliśmy pierwszą kłótnię – mówi Tom lekko zachrypniętym tonem.
– Zaliczyliśmy seks na zgodę. I jak tak ma wyglądać, możemy się kłócić częściej.
– Przepraszam, jak wyszedłem na dupka i przepraszam za ten pomysł – mówi, dalej leżąc na mnie i patrząc mi prosto w oczy. – Znów to robię, te same błędy, dążę do mety, nie myśląc o tej całej drodze, która tam prowadzi.
– Jednak całkiem nieźle wiesz, o co poszło – odpowiadam z uśmiechem, biorąc jego twarz w dłonie i delikatnie go całuję. – Przepraszam, że mi odbija, ale najbardziej na świecie boję się, że w końcu się zorientujesz, jak bardzo nie pasuję do Twojego świata.
– Przestań. Ostatnio sprawiasz, że mój świat ma więcej kolorów. Nie chcę, wyjeżdżać nie mając pewności, że wszystko w porządku.
– Wszystko w porządku. – Podnosi się, kradnąc mi jeszcze jeden pocałunek, a ja siadam na sofie i poprawiam sweter. – Tom, wezmę te klucze, nie obiecuje, że ich użyje, ale... nie tylko Ty chciałbyś wiedzieć, co jest za kolejnym zakrętem.
– Dobrze, że umiemy się pokłócić. Przynajmniej nie będziemy jedną z tych okropnie perfekcyjnych par – mówi, śmiejąc się, ubieram się, a on kuca przy moich kolanach z kluczami w ręku. – To nie tak, że chcę, żebyś już się wprowadzała i za dwa tygodnie Ci się oświadczę, jeśli tego się boisz. To kwestia zaufania i... chęci posiadania świadomości, że jesteś częścią mojego życia, nie tylko gościem.
Kocham Cię.
To właśnie powinnam teraz powiedzieć. Patrzeć w te oczy i wyszeptać to z całą świadomością konsekwencji, jakie niosą ze sobą te dwa słowa. Tylko że nie umiem. Nie umiem, ich z siebie wydusić po tym wszystkim... zwyczajnie się o niego boję. Boję się, że go skrzywdzę. Tom całuje moje czoło, wstając z uśmiechem i powoli przepakowuje walizkę, a ja uśmiecham się, obserwując jego ruchy i obracając klucze w dłoni.
– Nadal będę się bała, jeździć Twoim samochodem – mówię, a on parska śmiechem.
– W garażu jest jeszcze Audi, możesz jeździć nim.
– Tak. Bo Audi ewidentnie jest wielką różnicą.
– To tylko samochód, to tylko przedmioty Joanne. Zrozum to w końcu. Jeśli rozbijesz Audi, to je naprawię, albo kupię nowe. Rozumiemy się?
Przytakuję mu z uśmiechem. Luke przyjeżdża pół godziny później i ruszają na lotnisko, a ja wracam do domu. Tym razem wcale nie było mi łatwiej ze świadomością, że za kilka godzin będzie na innym kontynencie. Powtarzałam sobie w kółko, że to jedynie niecałe dwa tygodnie i będę mieć go z powrotem.
Uzależniłam się od niego tak szybko i tak mocno, jakby był najlepszym narkotykiem na świecie. I jak każdy narkoman absolutnie nie miałam ochoty na ten przymusowy odwyk.
Leżąc w łóżku, wrzucam zdjęcie serca, które narysował na piasku i nie siląc się na romantyczne podpisy, po prostu podałam w wątpliwość jego wiek, tak samo, jak zrobiłam to rano. Nie mija pięć sekund, gdy moja najmłodsza siostra piszę komentarz.
„Nieważne ile T ma lat. Ważne co robi ❤"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro