13. Carve your name into my bedpost
W klubie, do którego wchodzimy, na razie jest dość mało ludzi, ale może zawsze tu tak jest, miejsce wygląda na takie, w którym najtańszy drink to pół najniższej krajowej w Polsce. Tom ściska moją dłoń, prowadząc mnie do jednej z loży, która jest granatową kanapą wokół okrągłego stołu, przy którym siedzą już dwie blondynki.
Młodsza na nasz widok, od razu szturcha w bok swoją starszą siostrę, obie uśmiechają się szeroko i podrywają się do góry.
– Dlaczego nie powiedziałeś, że weźmiesz ze sobą swoje Inne Plany? – pyta młodsza z nich.
– Żebyś nie przygotowała listy stu pytań – odpowiada krótko Tom i obraca się do mnie. – Moje siostry Emma i Sarah.
– Joanne – przedstawiam się, widząc, że przyglądają mi się odrobinę zbyt intensywnie, niż byłoby to komfortowe.
– Ben pisał, że już jadą – mówi młodsza z nich, Emma, a po chwili znów spogląda wprost na mnie. – Zamówić Ci coś? On na pewno chce whisky.
– Cokolwiek bierzesz sobie – odpowiadam, odprowadzając ją wzrokiem do baru.
– Więc dokąd jutro lecisz? – pyta swojego brata Sarah.
– Australia, na początku listopada będę na tydzień w Londynie, a później lecimy na Hawaje – opowiada Tom, siadając obok mnie na kanapie. – A Ty, kiedy wracasz do Indii?
– Za tydzień, ale w tym roku na pewno przylecimy na święta – mówi Sarah i uśmiecha się do mnie. – Pochodzisz z Londynu Joanne?
– Nie, pochodzę z Polski. Mieszkam tu ponad pół roku.
– Co Cię skłoniło do przejechania....
– Nie Sarah – przerywa jej ostro Ton. – Żadnego wywiadu. Jesteśmy przyjaciółmi, nie potrzebujesz więcej informacji.
– Ok, ok jak sobie chcesz – mówi rozbawiona, a Emma wraca do nas, szybko wywiązuje się między nimi dyskusja o ich rodzicach, a ja uśmiecham się, starając się, nie uciekać myślami za daleko. Tu i teraz powinno być wystarczające.
Kiedy dołącza do nas Benedict z żoną, dziewczyny całkowicie dominują rozmowę, widać po nich jaką darzą się sympatią, a ja spoglądam prosto w jasne oczy Sherlocka Holmesa naprzeciwko mnie.
– Tak? – pytam, gdy Tom idzie do baru.
– Zastanawiam się, czym się zajmujesz, poza naszym wspólnym znajomym – mówi Cumberbach z bezczelnym uśmiechem, który w jego wypadku chyba po prostu był jego standardowym wyrazem twarzy.
– Jestem pisarką.
– Scenarzystką?
– Nie. Piszę książki, wiesz takie papierowe na półkach, na pewno kojarzysz – sarkam, a on się śmieję.
– To ciekawsze niż się spodziewałem. Wyglądasz bardziej na jakąś blogerkę czy inną fotomodelkę z Instagrama, a jednak musisz mieć coś w głowie – mówi, obracając szklankę w dłoniach. – Więc czemu tak się bronisz przed wizją poznania nas?
– Nie bronię się konkretnie przed wami, nie przeceniaj się, jestem dość sceptyczna wobec wszystkich ludzi.
– Mentalność buntowniczej nastolatki?
– Raczej starej panny – sarkam po raz kolejny, a on mruży oczy, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale ostatecznie rezygnuje, sięgam po swojego drinka, a Tom do nas wraca.
W klubie przybywa ludzi, nam systematycznie ubywa alkoholu w szklankach, a ja nawet przez chwilę nie czuję się nie na miejscu, śmieje się, biorę udział w rozmowie. Nie chcę uciec i nie wiem, czy jest to spowodowane tym, że są mi kompletnie obcy, czy alkoholem, czy może niebieskimi oczami Toma utkwionymi we mnie.
– Chodźmy na parkiet – decyduje Emma, a Sophie od razu szturcha swojego męża, by też się podniósł, gdy ja uśmiecham się do Toma i kręcę głową. – Daj spokój Joe, chodź z nami.
Najmłodsza Hiddleston łapie mnie za rękę, a ja posyłam Tomowi błagalne spojrzenie, żeby mnie uwolnił. Tom od razu bierze swoją siostrę i odciąga ją w stronę tańczących ludzi, a ja chwilę obserwuję, jak obraca ją w rytm jakiegoś popularnego przeboju. Jego starsza siostra przysuwa się do mnie trochę bliżej i uśmiecha mniej nachalnie niż na początku.
– Nie lubisz takich miejsc, co? – pyta, a ja znów sięgam po swoją szklankę.
– Nie, nie mam nic przeciwko. Po prostu mam w głowie jakąś wewnętrzną blokadę przed tańcem w tłumie ludzi, których nie znam.
– Masz więc dużego pecha, bo mój brat nie dość, że to uwielbia, to jeszcze tańczy naprawdę dobrze.
– Cóż więc dobrze, że ma was – odpowiadam, uśmiechając się. – Mam nadzieję, że nie siedzisz tu tylko dlatego, że nie chcesz mnie zostawić samej. Nie mam nic przeciwko, żeby tu zostać i on o tym wie, więc jak chcesz tańczyć...
– Nie chcę, nie jestem fanką klubów, ale czego się nie robi, żeby nie spotkać młodszego brata chociaż przez chwilę, zanim znów się rozjedziemy – odpowiada Sarah. – A że ostatnio wiecznie ma inne plany, było dość trudno.
– To jego wolna wola, że woli siedzieć ze mną przed telewizorem, niż mieć ciekawe życie – odpowiadam rozbawiona jej miną.
– Daj spokój Joe, ja właśnie uważam, że on tego potrzebuję, kogoś normalnego w swoim życiu kto będzie umiał sprowadzić go na ziemię.
– Więc mam nadzieję, że kogoś takiego znajdzie, bo ostatnie określenie, jakie bym dla siebie wybrała to „normalna" – Mmówię, uśmiechając się. Nie powinnam tego mówić, powinnam ugryźć się w język i mieć nadzieję, że mnie polubią, jakąś wymyśloną dziewczynę, którą mogłam stworzyć na potrzeby tego wieczoru.
– Bylebyś go nie zraniła – odpowiada Sarah.
– Nie mam zamiaru go zranić, ale nie mam zamiaru też tęsknić za nim, jak wszystkie inne dziewczyny, nie mam zamiaru być kolejną byłą kobietą, której zdjęcia wyskakują po wpisaniu jego nazwiska w wyszukiwarkę – oświadczam, a ona uśmiecha się szeroko.
– Dawno już nie było kogoś w jego życiu, więc samo to, że tu jesteś, musi wiele dla niego znaczyć.
– Dawno? Mówił mi o Taylor.
– Daj spokój z tą... – Sarah powstrzymuje się od użycia epitetu, bo coś przykuwa jej wzrok, ale po chwili wraca do rozmowy. – To, co było z nią, to był jakiś żart.
– Co tam zauważyłaś? – pytam, podążając za jej wzrokiem do baru
– Nic, kolejna psychofanka nie spuszcza Benedicta i Sophie z oka.
– Może nie wierzy, że bawi się w tym samym klubie co ona – sugeruję, uśmiechając się do niej.
– Raczej przyszła tutaj z uwagi na mnie, nie wierzę w przypadki – sarka Benedict, a ja nie zauważyłam, nawet kiedy cała czwórka wróciła do stolika. – Jak wyjmie telefon, to do niej pójdę i powiem jej kilka miłych rzeczy.
– Przestań, nie wiesz nawet, czy chodzi o Ciebie i czy to nie jest po prostu zwykła dziewczyna – wtrąca Tom.
– Serio? Serio znów bronisz stalkerek w mojej obecności? – pytam, śmiejąc się.
– Jakby nie one, to byś się ze mną nie umówiła – odpowiada Hiddleston, śmiejąc się i bierze moją dłoń, a Emma od razu pyta, co ma na myśli.
Thomas od razu opowiada jej o miesiącach uśmiechania się do mnie w kawiarni, o tych wszystkich popołudniach, kiedy miał zamiar do mnie zagadać, ale zawsze byłam zajęta pisaniem i muzyką w słuchawkach, że się podawał. Także o tym, że jak gówniarz chciał podejrzeć mój profil w social mediach, żeby mnie tam znaleźć i ostatecznie o tym, jak zgodziłam się pójść z nim do kina.
– Nazwałaś go atencyjnym gwiazdorem? – pyta Benedict, a ja przytakuję z uśmiechem, gdy wybucha śmiechem. – Ożeń się z nią.
– Hej, hej ja mam coś do powiedzenia w tej kwestii! – protestuję.
– Więc jeśli nie lubisz ludzi i nie lubisz być w centrum uwagi, jak masz zamiar iść z nami na rozdanie BAFT? – pyta Sophie, a spoglądam na Toma zdezorientowana.
– To – mówię, wskazując na siebie i Toma. – Nie jest nawet na rozbiegu do rozmowy na temat oficjalnego wyjścia. Odebraliście chyba trochę mylne wrażenie, nie jestem tu po to, by za miesiąc biegać po czerwonym dywanie.
– Cztery miesiące dokładniej – sarka Ben, uśmiechając się wrednie, by jeszcze bardziej mnie zirytować.
– Właśnie, a my nie spotykamy się nawet jeden, a kolejne trzy spędzimy, rozmawiając przez telefon – mówi po chwili Tom, a w jego głosie słyszę lekko poddenerwowanie. – To nie jest dobry moment na żadne deklaracje, więc przestańcie się wtrącać, chociaż na jeden wieczór.
– Dobrze, dobrze już będziemy się zachowywać – mówi Emma z diabelskim błyskiem w oku.
Kilka godzin później czuję za dużą ilość alkoholu w moich żyłach, zarzucam na siebie płaszcz i wychodzę na dwór na papierosa, by spróbować odzyskać, chociaż namiastkę trzeźwości. Zdecydowanie, gdybym spróbowała iść na parkiet, czułabym się mniej pijana, ale dużo bardziej zażenowana. Tom wychodzi za mną i zarzuca mi na ramiona mój płaszcz, obejmując lekko, wydmuchuję dym w drugą stronę i odrzucam dopiero co rozpalonego papierosa.
– Wszystko w porządku? – pyta, a ja przytakuję lekko i daje się delikatnie pocałować.
– Nie przeszkadzają Ci papierosy?
– Nie, nie przeszkadzają Ci moi wścibscy przyjaciele?
– Daj spokój, jest naprawdę dobrze. Dawno nie było tak dobrze, jak jest dzisiaj. Wracamy do środka? – sugeruję, Tom kręci głową i wręcza mi moją torebkę, a ja wybucham śmiechem. – Więc zwalisz winę na mój introwertyzm, by złapać teraz taksówkę i uciec?
– Dokładnie już tak zrobiłem – oświadcza, zatrzymując po chwili jedną z jadących taksówek, otwiera przede mną drzwi, a ja podaję adres jego domu, zanim zdąży dokończyć nazwę mojej ulicy. Spogląda na mnie pytająco, zajmując miejsce obok mnie.
– Nic nie mów – szepczę i go całuję, jedna jego dłoń od razu wplata się w moje włosy, a drugą zaciska na moim udzie pod sukienką, która i tak podjechała odrobinę wyżej, niż byłoby to stosowne. Kompletnie przestaje obchodzić mnie cała reszta rzeczywistości poza jego dotykiem, moje usta zostawiają czerwone ślady na kołnierzyku jego koszuli, gdy całuję jego szyję, a on przysuwa mnie bliżej siebie i sunie dłonią w górę po mojej talii i piersi.
Samochód zatrzymuje się, a my odrywamy się od siebie, jak para przyłapanych nastolatków, jak tylko zamykamy za sobą drzwi jego domu, nasze usta od razu do siebie wracają. Ściągamy z siebie nawzajem płaszcze, rzucając je na podłogę w korytarzu, a ja walczę z guzikami jego koszuli już na schodach na piętro, na których zostaje też mój szal. W drzwiach do sypialni chcę zdjąć z siebie szpilki, ale jednym spojrzeniem mi tego zabrania, jest w jego pożądaniu, coś, co dominuję mnie całkowicie, że jestem uległa na każde skinie i wiem, że skończy się to tym, że będę kiedyś na kolanach błagać, by nie odchodził, ale teraz, teraz nie miało to znaczenia, teraz tonę w pocałunkach rozpinając pasek jego spodni. Obraca mnie, żeby rozpiąć sukienkę, opieram się o szafkę i zbieram włosy na jedną stronę, ale ewidentnie suwak nie chce ustąpić.
– Po prostu ją podciągnij – mówię rozbawiona, a on lekkim szarpnięciem w końcu wygrywa z zapięciem i rozbiera mnie zarówno z sukienki, jak i majtek za jednym razem, gdy ja rozpinam stanik.
Przypiera mnie mocniej do mebla, tak jak robił to już kilkukrotnie, ale teraz jedyne co mam na sobie to pończochy i jego dłonie zaciśnięte na moich biodrach. Wchodzi we mnie od tyłu, a moje palce zaciskają się na brzegach szafki, którą mam przed sobą. Wzdycham głośno, dużo głośniej niż kiedykolwiek się o to podejrzewałam z każdym jego ruchem, nie jest delikatny, oboje za długo na to czekaliśmy, by teraz bawić się w subtelności. Czuję jego gorący oddech na karku, który tylko wzmaga moje pożądanie, jednak on kończy szybciej, niż bym tego chciała, gryząc mnie w szyję, którą po chwili zaczyna obsypywać pocałunkami, jak próbujemy uspokoić oddech.
– Przepraszam – szepcze, gdy obracam się do niego i wtulam w jego ramiona.
– Uznam to za komplement.
– Prysznic? – pyta, całując moje czoło, a ja przytakuję, zrzucam w końcu buty i pończochy i idę za nim do jasnej łazienki. Przeraża mnie, z jaką swobodą już się po niej poruszam, chyba z większą niż po swojej własnej, moja szczoteczka do zębów stoi obok jego, kosmetyki mają swój kawałek półki, jakbym była już częścią tego miejsca mimo tego, że dziś spędzę tu jakąś trzecią noc. Zmywam z siebie cały starannie wykonany makijaż i dołączam do niego pod prysznicem, od razu wyciąga po mnie dłonie i wciąga pod strumień ciepłej wody.
Dlaczego tak właściwie chce właśnie mnie? Przecież z łatwością mógłby mieć ładniejszą, mądrzejszą z mniej zabałaganioną psychiką, a trzyma w ramionach właśnie mnie, jakbym była jego, jakby miał zamiar spędzić tak ze mną resztę życia.
Przecież nie masz nic przeciwko idiotko.
Całuje mnie, wiem, że chce ściągnąć mnie z powrotem z mojej głowy do siebie, uśmiecham się, patrząc bardziej świadomie na jego twarz, w której jest coś hipnotyzującego mnie bez reszty.
Po wyjściu spod prysznica walczę z rozczesaniem włosów, a on znika na schodach, żeby przynieść nam coś do picia, wraca, niosąc sok, a przez rękę ma przewieszone nasze ubrania. Podnosi też te, które rozrzuciliśmy tutaj i rzuca wszystko na fotel i dopiero podchodzi do mnie, siedzę na brzegu łóżka, zakrywając się kołdrą, jakby nagle moja wstydliwość obudziła się z długiego snu.
– Kupię Ci nową sukienkę – mówi Tom, siadając obok mnie, a ja parskam śmiechem.
– Zepsułeś ten cholerny suwak?
– Owszem, mam nadzieję, że nie miałaś sentymentalnego w związku z tą sukienką.
– Nie, wszystkie miłe wspomnienia z nią związane wydarzyły się godzinę temu – odpowiadam i kładę mu dłoń na policzku. – Chodź do mnie, muszę się nacieszyć, póki jeszcze Cię mam.
– Wrócę do Ciebie – mówi, a jego głos staje się przyjemnie głęboki, łapie mnie za kostki, ściągając w dół łóżka i wspina się po nim wprost do moich ust, jednak, zamiast mnie pocałować, zawiesza się nade mną, patrząc mi prosto w oczy. – Jest za wcześnie, żebyśmy mogli sobie cokolwiek obiecać, ale wrócę, do Ciebie, do Twojego ciasnego mieszkania, do Twojego łóżka.
– Masz rację, jest za wcześnie Tom.
– Chcę Cię...
– To mnie sobie weź – szepczę, obejmując go nogami i dociskając do siebie. – Nie rozmawiajmy teraz o tym, teraz chcę się z Tobą kochać, jakby to była ostatnia noc na ziemi.
Green Day – Last night on earth. Love song narkomanów.
You are the moonlight of my life every night... W głowie leci mi cały soundtrack, jakbym miała otwartą dodatkową kartę w przeglądarce, pamiętam każde słowo i nie mogę się teraz pozbyć tego z głowy. Jestem, jak kompletna wariatka, nie umiem sobie poradzić z piosenką płynącą w głowie i wrócić całkowicie do niego.
– I walked for miles 'til I found you – mówi mi na ucho, a ja do końca nie mam pewności, czy naprawdę to powiedział, czy tylko w moich myślach.
– Znasz tę piosenkę? – pytam, patrząc na niego.
– Poznałem, jak wspomniałaś mi o musicalu – odpowiada, a wszystko w mojej głowie cichnie. Jak on to robi? Jak on wciska się do mojej głowy, żeby wyłowić mnie z najciemniejszych miejsc mojej psychiki. – Wszystko w porządku?
– Mam wrażenie, że w kółko mnie o to pytasz, a ja w kółko przytakuję, bo kiedy słyszę Twój głos, wszystko wraca do porządku.
– To chyba dobrze, bo mam Ci jeszcze wiele do powiedzenia.
– Tak? Co na przykład chcesz mi powiedzieć teraz? – pytam, przewracając go na plecy i siadając mu na brzuchu, przez chwilę tylko podziwia moje nagie ciało w znikomym świetle lampki przy łóżku.
– Teraz akurat chciałbym, usłyszeć coś od Ciebie – odpowiada i jednym silnym ruchem mnie przewraca i znów jestem pod nim. – Chcę, żebyś była głośno.
Schodzi ustami po moim ciele aż do momentu, gdy podnosi lekko moją nogę i zaczyna obsypywać moje udo delikatnymi pocałunkami. Wiem, do czego zmierza, wiem też, że nigdy nie byłam tak podniecona, jak jestem teraz, leżąc w jego łóżku i czując jego dotyk. W mojej głowie nie było ani jednej obcej myśli, tylko jego usta i język na moim ciele.
Moje własne centrum wszechświata, epicentrum rzeczywistości.
Pieści mnie ustami, a ja robię dokładnie to, czego chce, jestem głośno, nie pamiętam, by ktoś kiedykolwiek pieścił mnie w ten sposób jak on, nie chcę nawet na sekundę zamknąć oczu, bo boję się zepsuć doskonałość. Wsuwam dłoń w jego włosy, a drugą ściskam prześcieradło i nagle milknę.
Te wszystkie durne określenia z romansów dla kur domowych, o rozpadaniu się na kawałki i innym zamieraniu w jego ramionach wydają mi się teraz dość trafne, czuję się, jakbym do tej pory całe życie robiła coś nie tak, skoro mogę czuć coś takiego.
Odpycham go lekko i zwijam się w kłębek, dopiero kiedy mnie obejmuje, zdaję sobie sprawę z tego, że drżę. Nasze spojrzenia się spotykają, a on od razu się uśmiecha.
– Nigdy nie przestań tak na mnie patrzeć – mówi, przewracając mnie na plecy.
Kadzie się między moimi nogami i powoli we mnie wchodzi, tym razem bierze mnie dużo delikatniej niż wcześniej, tym razem mogę patrzeć mu w oczy, wpić usta w jego szyję, by stłumić westchnienia, chociaż wiem, że nikt nas nie słyszy i tym razem nigdzie się nie śpieszymy. Jego gorące dłonie poruszają się niecierpliwie po moich udach i piersiach, jakby chciał nauczyć się mnie na pamięć. Za każdym razem, gdy wchodzi we mnie trochę mocniej, moje dłonie zaciskają się na jego pośladkach. Mam wrażenie, że jeszcze nie do końca pozbierałam się po tym, jak doszłam przed chwilą i kiedy teraz kończymy jednocześnie, mam wrażenie, że zaraz oszaleję już do końca. Czuję, jak dochodzi we mnie, a moje plecy wyginają się w łuk, próbuję złapać oddech, przytulając się do niego mocniej. Na razie nie szukamy jeszcze żadnych słów, tylko obejmujemy się, patrząc w sufit.
– Jesteś niesamowita. Jakbym wiedział, jak idealnie będziemy do siebie pasować, już pierwszego dnia jak Cię zobaczyłem pijącą kawę, kupiłbym Ci bukiet róż i błagał o numer telefonu.
– Też sądzę, że to był bardzo dobry seks – śmieję się, a on prycha oburzony.
– Nie mówię o seksie Głuptasie. Choć seks jest świetny. – Całuje mnie w czoło, aja wtulam się pod jego ramię.
– Dobrze, że nie podszedłeś do mnie za szybko, dobrze, że w ogóle tego nie zrobiłeś. Po przyjeździe byłam w totalnej rozsypce i chyba bym wtedy dostała ataku histerii na propozycję randki.
– Ja też nie byłem w najlepszym stanie, jeśli mam być szczery, też musiałem się doprowadzić do porządku. Spotkaliśmy się w idealnym momencie.
– Ja nadal jestem daleko od ideału, myślę, że nigdy nie uda mi się do niego dotrzeć – odpowiadam, próbując unikać jego spojrzenia, ale kładzie mi dłoń na policzku i zmusza do spojrzenia na siebie.
– Nie musisz być idealna, wystarczy, że będziesz moja.
Zapada między nami cisza, która zdaje się dużo głośniejsza od naszych westchnień kilkanaście minut temu. Mam wrażenie, że każde z nas chce coś powiedzieć, ale oboje nie umiemy tego ubrać w słowa.
Moja.
To za wcześnie by składać jakiekolwiek deklaracje, ale ta w jego oczach jest wystarczająca.
On jest mój.
Ja jestem jego.
Przynajmniej do jutra.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro