Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

ᴄᴢᴡᴀʀᴛʏ ᴄᴢᴇʀᴡᴄᴀ  

Tunezyjskie niebo było, jak na reklamach, idealne ze swoim czystym lazurowym kolorem nieskażonym choćby smużką bladej chmury. Słońce tylko stanowiło jedyny wyróżniający się punkt na połaci odcienia niebieskiego, swoim blaskiem i gorącem uderzając w niewielkie państewko nad Morzem Śródziemnym i północnym krańcu Afryki, a zupełnie już zbliżywszy się ku powierzchni ziemi, uderzając przyhotelową plażę w Sousse i kremowy parasol pod którym skrył się Obito, aby móc cokolwiek ujrzeć w tej uprzykrzającej jasności na ekranie swojego laptopa.

Jako iż owszem, był oficjalnie od dwóch dni na długo oczekiwanym urlopie, odbywając krótkie wakacje w towarzystwie swojego, od blisko trzech miesięcy, ukochanego chłopaka, praktycznie jednak Obitex potrzebował go do wypełniania formalności w tabelach i zajmowania się problemami klientów, bardziej od drinków all inclusive w hotelowym barku. Co dziwiło Deidarę na początku, ale drugiego dnia już nie. Dobrze, że nie kupiłeś objazdówki hm, powiedział mu w którymś momencie, bo co wtedy? W cholernym busie byś siedział cały czas, jak wampir jakiś. Uchiha naturalnie wtedy zaprzeczył, jakoby mógł posunąć się do tak ordynarnych rozwiązań. Teraz wszakże siedział jak ów wampir, ale zamiast w klimatyzowanym, cichym busie zażywając skupienia, to w czterdziestu stopniach pod lichym parasolem, wysłuchując plażowego harmideru, zagłuszającego szum fal. I może objazdówka jednak była złotym rozwiązaniem, ale co, zostawiłby Deidarze samotne zwiedzanie, kiedy przyjechali tutaj na wspólne spędzanie czasu? Myśląc tak, omijał fakt, że artysta i tak kąpał się bez jego towarzystwa. Może dlatego, iż młody mężczyzna nie wydawał się przez jego nieobecność utracić ani grama wesołości z plażowej zabawy, cokolwiek tam sobie we własnym zakresie porabiał. Wracać nie wracał nieszczęśliwy, w każdym razie nie pokazywał tego, za to przeraźliwego krzyku nie można było mu odmówić… krzyku jaki przedarł się wnet przez krzyki miejscowych.

– Morze to prawie że sztuka hm! Jest jak odwrotność wybuchu, bo nigdy się nie wyczerpie, ale wciąż niszczy bezwzględnie. Słona woda burzy twarde skały, przewraca ogromne statki, unosząc je na metrowych falach i chłosta morską roślinność, znosząc na brzeg szczątki oraz… dziwne wyschnięte kulki, jak ogromne chomicze boby. Co to jest hm? Słuchasz mnie w ogóle, Obito?

– Zawsze i wszędzie, skarbie – Uchiha podniósł wzrok znad ekranu z delikatnym uśmiechem, formującym mu się na ustach. Spostrzegł natychmiast, że Deidara przed momentem musiał się kąpać i popatrzył się bezwstydnie na blask jego ciała oraz mokre włosy klejące się do ramion, dopóki to zaczerwieniony artysta (czy zawstydzony, czy spalony od słońca, sądzić zamierzał to później) nie wytknął go palcem i wykrzyknął:

– Nie skarbuj mnie tu, hm! Nic cię to nie uratuję, jeśli nie będziesz mnie słuchał.

– To ty mnie nie słuchasz raczej, bo właśnie ci powiedziałem, że słucham. Zawsze i wszędzie.

– Słyszałem przecież! Ale do waszego uchihowego ego trzeba docierać pod prąd rękami i nogami hm! Zawszuj też mi nie zawszuj, jeszcze ci przypomnę jak mnie odbierałeś spod festiwalu, ba–ka¹! Ale teraz powiedz, co to jest, bo chce wiedzieć.

Obito przymknął laptopa, pochylił się i zjechał wzrokiem z ponętnego ciałka na beżową kulkę na wytatuowanej dłoni Deidary. Jakby te usta z wywalonym na wierzch językiem miały zjeść tę rzekomą kupę, przeszło mu przez myśl, ale od otwartego komentarza się powstrzymał w obawie o kalectwo. 

– Wczoraj żadnego nie było, a teraz cały brzeg jest zasadzony owymi delikwentami hm! Cały długi brzeg i się obijają o nogi często, inaczej bym pewnie olał – blondyn wzruszył ramionami, po czym zwężył powieki. – To nie jakieś wielbłądzie gówienka, prawda? Możesz je wygooglować?

Przyglądnąwszy się jeszcze znalezisku przez krótki moment, Obito parsknął cicho i oparł się z powrotem o leżak z cichym westchnieniem:

– Moje, jak to ująłeś "uchihowe ego" opowiada się za tym, żeby pozostawić cię w niepewności, drogi mój, ale, że jestem bardzo miły, to pocieszę cię, że na odchody niczyje to nie wygląda. Na morskie zwierzątko natomiast już tak. 

Deidara musiał nie przepadać za podobnymi stworzeniami, ponieważ na te słowa wzdrygnął się jak uderzony prądem, a suchą kuleczkę cisnął daleko od siebie, co bardzo rozbawiło jego partnera, aż nie był w stanie tego ukryć. Na co artysta zemścił się oczywiście, choć w sposób dość prosty, bo wycierając swoją „skażoną” kuleczką rękę, a w dodatku jeszcze mokrą po kąpieli, o jego nieskazitelne (z wyjątkiem ciemniejszych plam potu) spodnie. Obito przyciągnął do siebie nogę zbyt późno.

– Naprawdę? – burknął. Deidara jeszcze strzepnął na niego kropelki wody ze swoich włosów, które rozgrzane ciało Uchihy odczuło jako rozdrobniony lód. Naturalnie więc poskarżył się na jego dziecinne zachowanie.

– Nie rób tak, kiedy mam na kolanach laptop, nawet jeśli jest odporny na wodę – dodał niesympatycznym tonem, przecierając urządzenie dłonią. Robię tu bardzo poważną pracę w odróżnieniu od ciebie, który relaksuje się w morzu, nie powiedział tego wprost, ale jego ciemne ślepia lśniły z ów wyrzutem bardzo mocno, gdy wbite były w szaroniebieskie oczy artysty. A ja zapłaciłem za ten wypoczynek. Zepsujesz mi laptop. Idź i dalej się kąp.

Deidara prychnął i odszedł, więc Uchiha mógł otworzyć swoje urządzenie i kontynuować pracę. Labirynt skomplikowanych znaków kanji² i wstawek z angielszczyzny w katakanie³, w jeszcze ogromniejszym labiryncie cyferek, poleceń i liczb Obitexu. Piksele i rozgrzane ostro klawisze pod palcami. 

Miał od trzech miesięcy ukochanego chłopaka, ale pochodzili z zupełnie innych światów. On był bogatym pracoholikiem, należącym od lat duszą i ciałem do potężnej korporacji na stanowisku głównego informatyka, a blondyn ubogim artystą z nieskończonym wykształceniem wyższym, ledwo wiążącym koniec z końcem w życiu pełnym dynamiki i braku czegoś stałego. Nie wiedział, jak doszło do tego, że się zeszli. Może to była egzotyka, jaką była ta druga osoba. Czy go naprawdę kochał? Szczerze to od początku tego miesiąca zastanawiał się, czy z nim nie zerwać.

Będąc zatopionym w takich myślach, nie zwrócił żadnej uwagi na krzyk dorosłej kobiety, dzieciaki nieustannie piszczały, przebiegając po rozpływając się na piasku falach w swoich zabawach. Usłyszał jednak już gwałtowny huk wystrzału, który przedarł się jak piorun przez plażę. A potem były następne, które rozniosły ze sobą poza głośnym dźwiękiem przerażenie. Ludzie zaczęli wrzeszczeć. Ludzie zaczęli zrywać się, gdziekolwiek by nie tkwili i uciekać. Ludzie zaczęli przepychać się, a piasek sypał się do oczu.

Obito poczuł lodowate zimno na czterdziestu dwóch stopniach w cieniu, a jego serce zadrżało z trwogą. Niewiele myśląc zerwał się raptownie, zostawiając laptop na skraju leżaka i rzucił przez gorący piach ku brzegu morza, jednak nie czuł jego żaru. Nie poczuł też bólu, kiedy jakiś biegnący mężczyzna wpadł na niego z impetem. Odepchnął Tunezyjczyka i mknął dalej ku granatowemu morzu, aby zatrzymać się tuż przed nim, rozglądnąć wokół i nie znaleźć niczego.

– Deidara! – zawołał głośno. – Deidara! Dei–

Tym razem dotarł do niego ból od niespodziewanego, mocnego uderzenie w tył głowy. Potem nastała ciemność.

     
 
ᴘɪᴀ̨ᴛʏ ᴄᴢᴇʀᴡᴄᴀ 

Od czwartku drugiego czerwca, czyli przeszło czterech dni Hidan był skazany na samotność z powodu wakacji swojego współlokatora i dzisiejszy ranek nie zapowiadał się w żaden sposób inaczej od tych poprzednich; nudnych dób bez wariowania z Deidarą, naśmiewania się lub podziwiania jego sztuki, czy choćby ich wesołych sprzeczek na temat relacji artysty z jego aktualnym chłopakiem. To właśnie tym podobne głośne śmiechy i nieboskie skrzeki zazwyczaj służyły za muzykę przyjemną dla ich uszu; teraz jednak stary jak pół świata telewizor brzęczał chorobliwie do śniadania, które spożywał osamotniały Jashinista, ogrzewając wygodnie stopy pod kotatsu⁴. 

– …prawdopodobnie ryby umarły z powodu pozbawienia tlenu, który był stopniowo odłączany przez obsługę, co miało rzekomo poprawić działanie… – paplała niezwyczajnie masywna postać na kolorowym ekranie podczas, gdy Hidan żuł croissanta, bardziej trapiąc myśl faktem, że ów gadający mężczyzna twarz miał wyjątkowo rybią, jeszcze w dodatku prawiąc wywód o tych pomarłych w akwarium stworzeniach. Przypadek sprawił, że parsknął śmiechem ku opuszczonemu pomieszczeniu.

– Kurwa, śmieszne – skomentował – Deidara by się uśmiał.

– …dziękujemy bardzo za rzetelne informacje, Hoshigaki-san – pałeczkę zręcznie przejęła kobieta ze studia. Hidan, wysłuchawszy już wystarczająco dużo bredni tego słonecznego poranka, które go w żadnym stopniu nie interesowały (zresztą osoby w telewizji tak się spieszyły w mówieniu, iż wieści zlewały mu się w jedną brzydką papkę), choć przy posiłku o stopniu niebo w gębie, zdecydował się powstać i przenieść się do łazienki, aby wykonać niezwykle ważną toaletę swoich włosów, bowiem czekało go spotkanie z jakimiś wymoczkami, którym spodobała się sztuka jego przyjaciela i musiał… stanął jak wryty w pół kroku, nie ośmielając się nawet przełknąć ostatniego kęsa croissanta, który już tkwił mu przy samym gardle. 

– …w tym japońscy obywatele. Te dramatyczne zdarzenia wydarzyły się w Tunezji na plaży należącej do hotelu Pearl Palace. Jest tam z nami nasz reporter, Uchiha Itachi. Uchiha-san, czy możesz powiedzieć nam więcej?

Niczym jak w przesuwanym w tył filmie, wylądował z powrotem na tyłku z ciepłem na końcach palców u nóg, choć tym razem opierał się niezrażony nagimi przedramionami o twardy blat w okruszkach, a oczy miał rozszerzone jak monety. Połączenie się nawiązało. Nie zmienił się, przyszło jeszcze Jashniście na myśl, nim zdecydował się skoncentrować. Żadne słowo nie miało umknąć, ręką boska nad trudnym słownictwem.

– Oczywiście, Tanaka-san, Uzumaki-san. Jak zresztą możecie zobaczyć – blady brunet, jednak z policzkami czerwonymi od ostrego słońca objął ręką teren, po którym się posuwał w przód – znajduję się na plaży, gdzie rozegrały się te dantejskie sceny o godzinie szesnastej trzydzieści dwa czasu miejscowego. W tamtej minucie, jak potwierdziły nagrania policji, zamachowcy rozpoczęli ostrzał plażowiczów, odpoczywających pod parasolami pięciogwiazdkowego hotelu wypoczynkowego Pearl Palace…

Hidan śledził jak kamera przesunęła się ku wspomnianemu miejscu, aby następnie znów przesunąć się na reportera. Uważny i skupiony widz mógł wychwycić ułamek sekundy, gdy jeszcze mężczyzna zgarniał z twarzy ciemne kosmyki, które najwyraźniej musiał ukradkiem pochwycić wiatr. Głos mu się zmienił, pomyślał spóźnionym przebłyskiem Jashinista, za to ów melodyjny i czysty ton jak muzyka klasyczna, kontynuował:

– …wśród których, jak donoszą służby, miało znajdować się dwóch japońskich obywateli, jednak ich stan zdrowia i miejsce pobytu w tej chwili są dla nas nieznane. Pearl Palace potwierdza, że nie wrócili oni do hotelu po tragicznych zajęciach. Tunezyjska policja rozpoczęła poszukiwania, a japońska ambasada…

Hidan był przy telefonie z szumem w uszach. Dwa razy wpisywał hasło (drżące palce omijały małe klawisze), nim udało mu się dostać do środka, a następnie do niebieskiego Skype'a. W oczy rzuciły mu się natychmiast połączenia wychodzące od niego, jednak nieodebrane, tak niewinnie choć te dwadzieścia minut temu, gdy sprawdzał aplikację, a nóż by natrafić na jakiś odzew od przyjaciela. Nic koniecznego wszakże. Może Deidara był zbyt leniwy, myślał. Może Deidarze akurat kąpał się w morzu. Może Deidara zajadał się kawiorem i białymi truflami, bo co innego mógłby robić bogaty Azjata (czy raczej biedny Azjata, lecz hojnie sponsorowany przez innego, bogatego Azjatę) na wczasach, jeśli nie korzystał z uciech wycieczki objazdowej i nie zajmował się pstrykaniem zdjęć wszystkiemu naokoło? A może Deidara akurat pieprzył się ze swoim chłopakiem. Jashinista bardzo tego pragnął w tej chwili.

– Odbierz, odbierz – szepnął, przykładając telefon do ucha. Drugą ręką pochwycił swój naszyjnik i metalowy okrąg z trójkątem wpisanym w jego wnętrze przyłożył do swoich ust. Zacisnął oczy. – Jala jala, taala⁵.

Jednakże bóg nie był w stosunku do niego miłosierny, jako iż mężczyzna prędko usłyszał: "osoba do której dzwonisz ma wyłączony telefon lub jest niedostępna, prosimy spróbować później". I wprawdzie jego jelita skurczyły się nieprzyjemnie, a niepokój rosnący w sercu był nie do oszukania, jednakże Hidan wolał się jeszcze łudzić przez następne dziesięć minut, wydzwaniając po raz kolejny i kolejny do przyjaciela, przeklinając jaki to nie jest on okropny, żeby tak swojego najlepszego kumpla ignorować od wczoraj. 

W końcu jednak drżący palec zawisł nad ekranem telefonu, nim nie został znów do niego przyłożony, lecz tym razem w celu znalezienia innego kontaktu. „Łasicowaty”, był on podpisany. Skomplikowany znak, który Jashinista potrafił jedynie odczytać i zapamiętać ze względu na imię swojego byłego i partykuła no. Ach, Hidan nie sądził, że kiedykolwiek sięgnie jeszcze ku temu numerowi w jakimkolwiek innym celu niż przesyłanie łańcuszków internetowych i podawanie go dla jaj nieznajomym w barach, lecz czyż tonący brzytwy się nie chwyta? Mężczyzna zadzwonił moment po tym, jak Itachi zniknął z ekranu telewizora. Cóż, Uchiha był znacznie lepszy w odbieraniu telefonu niż Deidara.

– Terasoma-kun? 

Całe japońskie słownictwo zdawało się wylecieć nagle z głowy Jashinisty i trudził się on przez to z odpowiedzią. Dopiero gdy uzmysłowił sobie i wziął wreszcie do serca prawdę na temat tego, czemuż dzwonił do swojego byłego, nie pozwalając sobie na dalszą obłudę, odnalazł utracony nagle język. 

– Itachi-chan? Dawno się nie słyszeliśmy, habibi⁶.

Hidan dla swojego przyjaciela był w stanie zrobić znacznie więcej niż tylko pochwycić brzytwę.

¸„.-•~¹°”ˆ˜¨  ¨˜ˆ”°¹~•-.„¸

info + słowniczek

Witam bardzo serdecznie w moim nowym dziele, drodzy czytelnicy.  Mam nadzieję, że prolog Was choć trochę zaciekawił i będziecie tu tkwić ze mną, aż kiedyś skończę ten fanfik. Z góry jednak mówię już, że jako iż mam teraz po uszy rzeczy, które niezwłocznie muszę napisać, nie mogę przewidzieć kiedy pojawi się następny rozdział. I choćby to były dwa miesiące, wiedzcie, że ta książeczka porzucona nie jest.

Nigdy wcześniej nie pisałam realnie i porządnie KakuHida, a tym bardziej o arabskim świecie, więc nawet jeśli nie wyjdzie, będzie to cenne doświadczenie.

Za Obitex dziękuję Hitler-szempaj lub/i Kilimandzaro69. Nie wiem do czego w końcu doszliście w temacie tej firmy, więc Was oboje zaznaczam tutaj.

Co jeszcze niezwykle ważne; jeśli chodzi o nazwiska postaci, które kanonicznie nazwisk się mają, to zdecydowałam się użyć nazwiska ich aktorów głosowych. Zatem mamy na przykład takiego Hidana  Terasoma.

Dziękuję za uwagę.
Pod spodem znajdziecie słowniczek dziwnych pojęć/tekstów i właśnie taki w razie czego będę zamieszczać u dołu rozdziałów.
 
1 [japoński] – idiota

2 [japoński] – znaki w języku japońskim, które mają chińskie pochodzenie (te przeważnie wyglądające na skomplikowane)

3 [japoński] – "jeden z dwóch japońskich systemów pisma sylabicznego kana" według wikipedii. Zapisuje się nimi najczęściej słowa pochodzenia obcego.

4 [japoński] – współcześnie taki niski stół, połączony z kołdrą, od spodu blatu przyłączony jest elektryczny ogrzewacz

5 [arabski]– dalej, dalej.

6 [arabski] – kochanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro