Rozdział 30
Tygodnie mijają, przybliżając mnie tym samym do zakończenia pierwszego roku szkolnego w Brighton. Jednak to, że nadszedł czerwiec, nie jest jednoznaczne z końcem nauki. Przede mną najgorsza część edukacji. Postrach wielu uczniów, który budzi w nich paniczny strach i ogromny stres, ponadto jest przyczyną niewyspania, podkrążonych oczu i wielu innych zaburzeń w ich organizmach. Mowa oczywiście o egzaminach końcowych, które obejmują wiadomości nabyte w zakresie całego semestru.
Jestem okropnie zestresowana, ponieważ już za kilka dni będę zmuszona napisać egzaminy. Gdy tylko o tym pomyślę, mam ochotę zwymiotować. Jedzenie podchodzi mi do gardła i nie potrafię się skupić. Wszystko, co próbuję sobie przypomnieć w szybkim tempie przychodzi, ale w jeszcze szybszy sposób odchodzi. Mija naprawdę krótka chwila, a ja potrafię zapomnieć to, czego nauczyłam się wcześniej. To bardzo utrudnia moją pracę, czyniąc ją bezowocną, a zarazem bezsensowną.
Czasem mam ochotę rzucić to wszystko. Nie patrzeć na to, czy wynik równania jest poprawny, czy siła przyciągania ziemskiego jest większa od siły bezwładności, czy aparaty szparkowe są na spodzie liścia, czy nie. Naprawdę nie obchodzi mnie to wszystko i podejrzewam, że ponad połowa tych informacji nigdy nie przyda mi się w życiu. To beznadziejne, ponieważ uczę się tego wszystkiego, a to i tak gdzieś mi ucieknie.
Humanistyczne przedmioty nie sprawiają mi kłopotu od zawsze, dlatego nie poświęcam im zbyt wielkiej uwagi. Przypominam sobie tylko najistotniejsze informacje, które pozapominałam. Najwięcej uwagi zwracam na matematykę i fizykę. To dwa przedmioty, które sprawiają mi trudności. Często sobie z nimi nie radzę, dlatego jestem wdzięczna Shawnowi, że zawsze znajdzie dla mnie czas i wszystko mi wytłumaczy.
Od niedawna nasze korepetycje są wznowione. Choć nie dostaję złych ocen, powtórzenia poprzednich działów i bieżącej tematyki zawsze są przydatne. Poza tym, kiedy nasze lekcje dobiegają końca, mamy czas dla siebie. Dużo ze sobą rozmawiamy o przyszłości, tym co dzieje się na świecie i wokół nas. Potem Shawn zarzuca jakimś zabawnym tekstem i zmieniamy tematy naszych rozmów na weselsze. Fajnie jest tak porozmawiać z kimś o wszystkim, nie musząc się ograniczać w żaden sposób
***
Czerwiec jest dla mnie w tym roku bardzo ciężkim okresem. Nie dość, że czekają mnie egzaminy końcowe, to na dodatek w tym miesiącu mija dokładnie pół roku od śmierci taty. Jestem przygnębiona, a łzy same cisną się do oczu, gdy tylko o Nim pomyślę. Tęsknię za tatą każdego dnia. To nie jest tak, że już zapomniałam, jak to jest, kiedy nie ma Go obok mnie. Wciąż czuję ten rozrywający serce ból, gdy tylko dostrzegam tą pustkę, która mnie otacza. Mam przy sobie Shawna, Melissę, kochającą mamę i babcię. Powinnam być naprawdę wdzięczna temu Panu u góry, że obdarzył mnie takimi wspaniałymi ludźmi. Jednak to, że zabrał najukochańszego przyjaciela, najlepszego tatę na całym świecie, sprawia, że czasem wątpię w Jego istnienie.
Ten nadmiar nauki i świadomość, że czas bez taty przeminął tak szybko, wzbudzają we mnie mieszane uczucia. Często chodzę niewyspana i przygnębiona. Staram się nie zwracać na siebie zbytecznej uwagi. Kiedy jestem z kimś bliskim, uśmiecham się, ponieważ nie chcę nikogo martwić. Dopiero kiedy zostaję sama, gdy nie ma wokół mnie nikogo, a pokój spowija ciemność, daję upust emocjom, które zdążyły się we mnie skumulować w ciągu dnia. Płaczę do poduszki, wylewam we łzach swoje smutki i troski.
Czasem jest tak, że mam ochotę pójść do taty i porozmawiać z nim o wszystkim, tak jak zawsze to robiliśmy. Tata parzył nam poziomkową herbatę, siadaliśmy przy kominku i ja, jak zaczarowana słuchałam jego opowieści z podróży, które odbył zanim się urodziłam. Kochałam takie momenty, jak ten i w takie dni, gdy wszystko jest beznadziejne, brakuje mi takich ciepłych spotkań przy herbacie i długich rozmów.
***
Kończę jeść gotowane na parze warzywa z długoziarnistym ryżem i odstawiam brudny talerz do zmywarki. Robię to samo ze sztućcami oraz szklanką po wodzie, a następnie wsuwam krzesło pod stół. Dziękuje babci za pyszny obiad i z plecakiem na ramieniu wlokę się do swojego pokoju. Babcia ostatnio ma bzika na punkcie zdrowej żywności, dlatego zaszczyca nas coraz to nowymi daniami, które o dziwo są pyszne i mi smakują. Nie wzdrygam się, gdy mam zjeść szpinak, albo brokuł. Robię to z przyjemnością, ponieważ wiem, że takowe jedzenie przyniesie mi więcej korzyści, aniżeli bólów żołądka. Poza tym, zważywszy na mój tryb życia, które spędzam raczej na leżąco z paczką słodyczy w ręku, to bardzo dobre rozwiązanie. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak to mawiał tata. Lepiej jeść zdrowo teraz, niż później, gdy pojawią się oponki, cellulit i rozstępy.
Kiedy jestem na piętrze, zrzucam swój bagaż na fotel przy biurku, a później związując włosy w koczka, podchodzę bliżej szafy. Pogoda dziś dopisuje i jest bardzo ciepło, dlatego postanawiam przebrać się w cieńsze ubrania. Wyjmuję czarną koszulkę z białym, lecz nieco spranym nadrukiem. Do tego dobieram szare, dresowe spodenki, które wygrzebałam z dna szafy. Na twarz nakładam krem nawilżający, ponieważ czuję, jak moja skóra jest przesuszona i gdy odkładam tubkę z białą substancją na moją toaletkę, dostaję na telefon wiadomość.
Od: Shawn
Wbijaj na korki, młoda xx
Do: Shawn
Daj żyć stary XD Nie chcę dziś korków.
Od: Shawn
Chodź i nie marudź, mam żelki to jak zrobisz kilka zadań to się z tobą podzielę. :D
Do: Shawn
Lepiej zacznij szukać zadań, gościu.
Bez zastanowienia wkładam telefon do tylnej kieszonki w spodenkach, a następnie wyjmuję podręcznik od matematyki, zeszyt z naszych korepetycji oraz obszerne repetytorium na podstawie, którego Shawn przypomina mi materiały z poprzednich miesięcy. Z książkami pod pachą schodzę z piętra i będąc już na korytarzu, informuję babcię, że idę na korki, na co odpowiada mi cichym pomrukiem. Wkładam więc trampki i gotowa, kieruję się w stronę domu sąsiada.
Kilka razy pukam w gładkie drzwi, aż mama Shawna, pani Mendes, otwiera mi je i ruchem dłoni , zaprasza do środka. Kiwam głową i dziękuję, przy okazji zagaduję sąsiadkę o dzisiejszej słonecznej pogodzie. Kiedy kończymy, uciekam na górę, gdzie od razu kieruję się do pokoju chłopaka. Pukam kila razy, tak na wszelki wypadek, aby nie dopuścić to jakiejś krępującej sytuacji. Shawn jest nieprzewidywalny, więc wolę się upewnić, że nie zobaczę czegoś nieodpowiedniego.
Uśmiechnięty Shawn otwiera szerzej drzwi i zaprasza mnie do swojego królestwa. Rzucam książki na jego biurko, gdzie leżą już przygotowane na dzisiejszą lekcje zadania. Odwrócona plecami do chłopaka, czuję jak pochodzi bliżej i przytula mnie od tyłu, całując mój odsłonięty kark.
- Nie przywitałaś się ze mną, młoda. - mówi do mojego ucha, nie będąc świadomym tego, jak takie gesty nmnie działają. Z gęsią skórką na odkrytych ramionach, odwracam się w jego stronę i posyłam najlepszy uśmiech na jaki mnie stać.
- Wybacz, stary. - odpowiadam, po czym całuję go przelotnie w usta. Chcę się już wydostać z jego uścisku, jednak on kładzie swoje dłonie na blacie biurka po obydwu stronach moich bioder, uniemożliwiając mi jakąkolwiek ucieczkę. Chciałabym uniknąć dalszych czułości, bo szczerze mówiąc nie czuję się z tym dobrze. Mam wrażenie, że to co robimy jest nieodpowiednie, złe. Shawn posyła mi uśmiech, ale nadal mnie nie wypuszcza.
- Co się dzieje? - pyta wesoło.
- Nic, a co ma się dziać?
- Nie wiem, jesteś jakaś nie w humorze. - zauważa, a z jego twarzy znika piękny uśmiech.
- Po prostu, przystopuj troszkę, Shawn,proszę. - mówię to, ale chłopak wydaje się nie rozumieć, co mam na myśli. - Z tymi całymi czułościami. - wyjaśniam - Nie czuję się z nimi za dobrze.
-Ach, tak, jasne - odpowiada i kiwa głową w zrozumieniu.
- W porządku? - upewniam się, ponieważ mina Shawna nie jest zbyt ciekawa.
- Tak, oczywiście.
- Przepraszam. - mówię, gdy się ode mnie odsuwa.
- Yhym, w porządku. - mamrocze pod nosem, kończąc ten temat. - Zaczynamy?
- Tak. - odpowiadam, cicho wzdychając - Nie gniewaj się, staruszku. - dźgam go palcem w brzuch, powodując mały uśmiech na jego twarzy.
- Dobra, zaczynamy młoda - mówi, pocierając dłońmi.
Podnosi z biurka kartki z zadaniami, repetytorium i notatnik, po czym zasiada na swoim łóżku. Idąc w jego ślady, siadam obok niego po turecku i czekam, aż zacznie robić wykład na temat figur podobnych, z których robi mi dziś powtórzenie. Mija chwila zanim Shawn odnajduje odpowiedni temat w podręczniku, dlatego przyglądam się jak jego zgrabne palce przerzucają kartki. Gdy strona, której uporczywie szukał, zostaje znaleziona, przelatuje po niej szybko wzrokiem i się uśmiecha. Bierze łyka wody stojącej obok łóżka, aby później móc zacząć tłumaczyć obecną tematykę.
- Więc kiedy figury mogą być do siebie podobne? - pyta na koniec naszej lekcji.
- No - zaczynam, lekko się wahając - Figury są podobne, gdy mają takie same kształty, ale inne rozmiary, albo coś w tym stylu? - kończę niepewnie.
- Dobrze, Mer. - odpowiada chłopak z wielkim uśmiechem. - A jak liczymy skalę podobieństwa?
- O mój Boże, weź mnie nie męcz. - jęczę, ale Shawn posyła mi karcące spojrzenie, więc prostuje się do pionu i odpowiadam, tak jak powinnam. - Skalę podobieństwa liczymy za pomocą wzoru k równa się aprim, przez a. Primem zawsze jest figura, która jest porównywana do jakiejś innej figury.
- Pięknie, buziak się należy! - mówi zadowolony z siebie Shawn i zostawia soczystego buziaka na moim policzku.
- Gdzie te żelki? - pytam prosto z mostu, na co Shawn wybucha śmiechem.
- Nie mam żelek - wyjawia po chwili, za co mam ochotę go zamordować.
- Jak to nie masz?! - dopytuję w złości - Okłamałeś mnie,żebym do ciebie przyszła?
- Tak, dokładnie.
- Foch. - oświadczam i teatralnym gestem, odwracam się do niego plecami.
- Zostawisz książki u siebie i pójdziemy na plażę, po drodze Ci kupię. - mówi, nie dając mi tak naprawdę dość do słowa. Oznajmia to tak, jakby podjął decyzję za nas dwoje.
Za oknem jest naprawdę piękna pogoda. Słońce świeci wysoko, a niebo jest bezchmurne, więc teraz nad wybrzeżem musi być cudownie. Chcę to sprawdzić i poczuć na własnej skórze, jak promienie muskają moje odkryte ramiona, dlatego długo Shawn nie musi mnie przekonywać, abym się zgodziła. Od razu potakuję głową i wstaję z łóżka sąsiada, żeby pozbierać swoje rzeczy. Kiedy jestem gotowa do wyjścia, Shawn wkłada do kieszeni swoich spodni komórkę oraz portfel i razem schodzimy po schodach.
Zawiązuję swoje trampki, pochylając się nad butami, kiedy na moim pośladku ląduje ręka chłopaka. Jestem zaskoczona zachowaniem Shawna, poza tym jego mama mogła nas zauważyć. Posyłam mu zabijające spojrzenie, ale ten sobie nic z tego nie robi i uderza mnie jeszcze raz. Niezadowolona piszczę, na co Shawn reaguje głośnym, chorobliwie dziwnym śmiechem.
- Szybciej, szybciej, młoda.
- Przestań do mnie mówić młoda, bo czuję się wtedy przy tobie jak dziecko - mówię, gdy wychodzimy na drewniany ganek.
- Lubię tak do ciebie mówić - przyznaje.
- Ja też wiele rzeczy lubię, ale ich nie robię, wiesz? Jakoś z tym żyję, więc ty też może zrób tak, jak ja - proponuję, na co dostaję odpowiedź w postaci nieznośnego chichotu.
- Mogę mówić też dzieciaku, jeśli chcesz tak bardzo jakiejś zmiany.
- Hej, a wiesz, że ktoś kiedyś wymyślił coś takiego, jak imię?! Nie uwierzysz, ale właśnie tego ludzie używają, kiedy się do siebie zwracają.
- Tak, tak, też cię kocham, młoda - kompletnie ignoruje moje wcześniejsze komentarze i z zadowolonym uśmiechem przepuszcza mnie w bramce do mojego podwórka.
Wchodzimy razem do domu, jednak zatrzymujemy się w korytarzu, ponieważ już stamtąd słychać skrawki kłótni między mamą, a babcią. Proszę Shawna, żeby poszedł prosto do mojego pokoju, a sama kieruję się w stronę epicentrum konfliktu.
Cicho, wręcz niezauważalnie wchodzę do salonu, gdzie zastaję żałosny widok dwóch kłócących się kobiet. Nie jestem pewna o co chodzi, wyrwane z kontekstu fragmenty ich rozmów nie pozwalają się w jakikolwiek sposób odnaleźć.
- Co się stało? - wtrącam się do rozmowy na tyle głośno, aby obydwie kobiety usłyszały i na moment ucichły.
- Twoja matka chce wyjechać do Szkocji po twoich egzaminach, abyście mogły pojechać na cmentarz, gdzie leży twój ojciec. - pierwsza odzywa się babcia.
- Za to twoja babcia się z tym nie zgadza - dopowiada mama.
- Musimy tam jechać, mamo! - od razu interweniuje, ponieważ nie możemy odpuścić sobie tego wyjazdu. Potrzebuję spotkać tatę, chociażby w tak kolosalnie dziwaczny sposób. Chcę przejść nasze ścieżki, powspominać najpiękniejsze czasy, póki dane jest mi je pamiętać. Babcia nie może nam tego odebrać.
- Oczywiście, kochanie. - odpowiada mama, całując mnie w czoło.
- Kobieto,ile razy mam Ci powtarzać, że nie powinniście tego robić?! Chcecie żeby to wszystko powróciło? Żebyście znowu cierpiały? Wiem, jak będzie, znam was. Znowu wrócicie do tej samej beznadziejności. Wystarczy, że zobaczycie jego nagrobek.
- Minęło pół roku, mamo. Nie bój się o nas. - mówi moja rodzicielka - Jesteśmy silniejsze, niż mogłoby się zdawać,prawda? - pod koniec pytanie skierowane jest do mnie, więc w odpowiedzi kiwam głową, bo w gruncie rzeczy zgadzam się z mamy zdaniem. Jesteśmy silniejsze niż wcześniej i wiem, że damy radę, choćby miało to kosztować nas wiele bólu.
-Martwię się o Was, kochane - odpowiada babcia, już nieco łagodniej. Posyła w naszą stronę troskliwe spojrzenie i nikły uśmiech.
Kłótnia dobiega końca, ponieważ ani mama, ani babcia nie podnoszą już na siebie głosu. Spokojna zostawiam je same sobie i biegnę po schodach do Shawna, który najprawdopodobniej wszystko słyszał. Jestem wdzięczna, że nie zaczyna tematu Szkocji, ponieważ nie jestem gotowa na rozmowę o niej. Dopiero co się dowiedziałam i tak naprawdę nie miałam kiedy dobrze się nad nią zastanowić. Jednak jedno jest pewne. To będzie bardzo trudny wyjazd, jak nie najtrudniejszy w całym moim życiu.
___________________________
2130 słów w rozdziale. Zadowoleni?
Przesyłam Wam rozdział i wyczerpana życiem, idę spać.
A tak poważnie to ledwo żyje. Jeśli uda mi się skończyć tą książkę to będzie sukces.
Kocham Was bardzo, bardzo, bardzoooooo! <3
Pamiętajcie, aby zostawić po sobie ślad. To dla mnie bardzo ważne. Chcę widzieć, że moja ciężka praca jest doceniana, kochani :) komentujcie! :D
Zachęcam także to tweetowania pod hasztagiem #mathsff :>
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro