Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22.


*włączcie piosenkę, jeśli chcecie*


Spacer brzegiem morza za każdym razem przynosi coś wyjątkowego. Choćbym szła tym samym szlakiem po raz tysięczny to i tak mam uczucie, że idę tędy po raz pierwszy, że fale, które podmywają piasek i kamienie spod moich stóp są z najodleglejszego oceanu, że mewy, które nade mną latają są inne, niż wczoraj. Morze ma w sobie to coś, co sprawia, że potrafię zapomnieć o wszystkich i wszystkim co mnie otacza. To tak jakby fala odpływu zabierała niepotrzebne myśli, które krzątają mi się w głowie. Jednak czasem jest też tak, że morze pozwala mi wszystko lepiej przemyśleć. Magicznym sposobem wskazuje mi właściwe wyjście z sytuacji, kiedy jestem zdezorientowana, bądź nie wiem jaką decyzję podjąć.

Przemierzając plażę, która osnuta ciemnością, wypełnia moją duszę zachwytem, rozpływam się nad pięknem odbijającego się od wzburzonej tafli wody księżyca, który toruje nam drogę po kamiennym podłożu prosto do naszego piaszczystego osiedla.

Odkąd wyszliśmy z wesołego miasteczka, panuje między nami cisza, której nie mam ochoty przerywać. Słychać jedynie nasze głośne oddechy, moje chwilowe jęki zachwytu nad nadmorskim krajobrazem oraz cichy chichot Shawna, który wyrywa mu się za każdym razem, kiedy przyłapuje mnie nad podziwianiem. Moja ręka wpleciona między ramię chłopaka wtula się w jego miękki rękaw bluzy.

- Zastanawiam się - zaczyna, przerywając nasze milczenie - może posiedzimy trochę na plaży?

- Jest dość chłodno - zauważam z przekąsem, ale kiedy Shawn posyła mi swój najlepszy uśmiech i proszący wzrok, ulegam mu i potakuję.

Muszę popracować nad silniejszą wolą, która będzie odporna na sąsiada. Nie mogę znieść tego, że wystarczy tylko jeden uśmiech ze strony chłopaka, a ja potrafię zgodzić się na wszystko o co poprosi. Dziwne, że zaczynam tak reagować na niego. Kilka miesięcy temu nie byłam taka skora do bycia przychylną na jego pomysły, albo cokolwiek, co było z nim związane.

Siadamy na zimnych kamieniach, których kształty jestem wstanie rozpoznać, dzięki odciśnięciu się skałek na mojej skórze. Wyciągam nogi przed siebie, aby zaraz móc przysunąć je do brzucha, kuląc się przed zimną bryzą. Shawn obserwuje mnie w tym czasie i bez słowa siada za mną, przyciągając mnie do siebie. Chcę zaprotestować, zważywszy na to, jak ostatnim razem skończyło się siedzenie w tej pozycji, jednak ciepło, które dostarcza mi w tej chwili Shawn jest zbyt przyjemne, aby móc teraz z tego zrezygnować. Wtulam się w jego klatkę piersiową, przymykam lekko oczy i wdycham cudowny zapach morza i perfum przyjaciela.

- Ciepło ci? - pyta troskliwym głosem.

- Tak, dzięki. - mówię lekko zakłopotana. Mimo tego, jak wielką przyjemność sprawia mi wtulanie się w Shawna, czuję się niewłaściwie. Nie powinniśmy się tak przytulać, skoro jesteśmy tylko przyjaciółmi.

- Wkurzyłem się dzisiaj - przyznaje cicho.

- Na co?

- Powinnaś raczej spytać na kogo - odpowiada Shawn, a ja posyłam mu niezrozumiałe spojrzenie - Mike - mówi krótko.

- Co z nim nie tak?

- Wszystko. - odpowiada wzruszając ramionami, które później oplata wokół mojej tali, aby przyciągnąć mnie bliżej siebie.

- O co ci chodzi? - podnoszę głowę, aby spojrzeć w jego oczy, jednak on patrzy gdzieś przed siebie na rozciągające się przed nami morze fal.

- Nie powinien cię tak przytulać. - tłumaczy.

- Ty też mnie tak przytulasz i jakoś nie robię ci problemów. - specjalnie zaznaczam jego osobę, co poniekąd skutkuje, ponieważ na jego twarzy maluje się zmieszanie.

-Ta - cicho wzdycha i na chwilę milknie, aby potem zadać mi pytanie - O czym rozmawialiście, gdy od nas poszłaś?

- Czy to jakiś wywiad? - pytam lekko zdenerwowana jego zachowaniem. Potakuje głową i czeka na odpowiedź z mojej strony - O niczym interesującym. Trochę mówił o meczu, o mnie, o Brandonie i Tessie...

- Jak to o tobie? - pyta zdezorientowany.

- Ugh - ciężko wzdycham, specjalnie przeciągając czas odpowiedzi. - Jakieś niestworzone historie, nic istotnego - odpowiadam, czując delikatne rumieńce.

- Nic istotnego, tak? - dopytuje, jakby wyczuwając moją nie do końca szczerą odpowiedź. - No powiedz - nalega, udając weselszego.

- Mówił do mnie piękna i tak dalej - w końcu wyjawiam z większym rumieńcem niż kilka chwil wcześniej.

- Och - chłopak tylko wzdycha, tym samym wprowadzając między nas niezręczną ciszę.

Księżyc świeci dziś wyjątkowo mocno, jakby specjalnie dla nas oświetlał plażę. Gwiazdy, podobnie jak nasza naturalna satelita, tworzą niesamowity obraz nocnego nieba, ozdabiając je swoim niebywale silnym blaskiem. Nikłe światła nadmorskich latarni nie docierają już do nas, dlatego spowici ciemnością, siedzimy w tuleni, otaczając się majową pogodą i ciszą, która tylko podsyca gęstniejącą atmosferę między nami.

- Nie chciałem przychodzić na te głupie otwarcie, ale w sumie, gdybym nie poszedł, pożałowałbym tego. Naprawdę dobrze się bawiłem - przyznaje chłopak, na co kiwam głową - Nawet Mike tego nie popsuł - dodaje po chwili.

- Ja też, było w porządku - komentuję - Ale już chyba w życiu nie wsiądę do kolejki.

- Przynajmniej ja na tym skorzystałem. - śmieje się, więc posyłam mu pytające spojrzenie - Wiesz, dostałem kilka niewymuszonych przytulasów. - tłumaczy, na co wywracam tylko oczami, pozostając w ciszy. - Poza tym, teraz też mi się podoba - mówi, spoglądając prosto w moje oczy.

Speszona odwracam wzrok, przyłapując się na przyśpieszonym biciu serca.

- Zwłaszcza dlatego, że to ja jestem przy tobie, a nie Mike i jego brudne łapska.

- Jesteś zazdrosny? - cicho chichoczę na słowa chłopaka.

- Może - odpowiada wymijająco, a ja zdezorientowana i otulona rumieńcem, wpatruję się w rozciągające się naprzeciw nas morze.

Ostatnio takie sytuacje zdarzają mi się bardzo często. Nie potrafię tak jak wcześniej zwyczajnie zignorować jego dwuznacznych tekstów. Teraz albo wpadam w szał, albo zakłopotana rumienię się. Nie mogę znieść tego, że moje ciało reaguje na Shawna coraz częściej. Jego dotyk choć mnie nie krępuje to i tak czuję coś dziwnego, innego. Jego słowa, gesty, spojrzenia. To wszystko wydaje się zupełnie inne niż na początku

- Uwielbiam takie chwile jak te, gdy jesteśmy sami. - mówi, lecz z moich ust nie wyrywa się żaden dźwięk.

- Jest przyjemnie - odpowiadam dla zasady, aby sąsiad się nie obraził, źle odczytując moje ciągłe milczenie.

- Bardzo - komentuje, odgarniając moje włosy na bok.

Moja szyja jest teraz na widoku, a odsłonięty kark jeszcze bardziej narażony na gorący oddech chłopaka. Czuję jak z sekundy na sekundę robi mi się co raz cieplej. Zamykam oczy, kiedy ogarnia mnie błogi stan, którego nie było dane mi doświadczyć wcześniej. Nagle i zupełnie niespodziewanie czuję na swojej skórze rozgrzane usta Shawna. Delikatnie dotyka mojej szyi, zostawiając na niej pocałunki, na które zdecydowanie nie jestem gotowa. Część mnie pragnie uciec od tego jak najdalej, ale ta druga, większa i znacznie silniejsza, nie pozwala mi ruszyć z miejsca. Biernie siedzę, oparta o jego klatkę piersiową, pozwalając chłopakowi na znacznie więcej, niż powinnam.

Usta Shawna na mojej skórze wywołują miliony dreszczy przeszywających moje ciało. Stado motyli już na dobre zadomowiło się w moim brzuchu, a dziwna fala przyjemności, przyćmiewa wszystkie myśli, które z zawrotną szybkością wylatują z mojej głowy. Nie przejmuje się w tej chwili niczym. Niespodziewanie odwracam się w stronę Shawna, siadając na jego kolanach. Zdziwiony otwiera szerzej oczy, ale potem powraca do tego co robił wcześniej. Dalej bawi się skórą na mojej szyi, nie pozwalając mi na jakikolwiek ruch. Jego usta suną wzdłuż linii szczęki i kiedy trafiają na miejsce między uchem, a zakończeniem żuchwy, cicho jęczę.

Delikatne pocałunki zmieniają się w coraz bardziej namiętne i chciwe. Każdy pocałunek, który składa na mojej skórze jest bardziej zachłanny, taki jakby był ostatnim. Jego wargi, choć tak niepozorne, przenoszą mnie w zupełnie inny świat. Chcę tego więcej i więcej. Dużo więcej uczucia błogości i wszechogarniającej przyjemności.

Czuję przez chwilę na swojej skórze zęby, szybkie ugryzienie, a potem gorący oddech i język Shawna. Zdrowa ręka chłopaka wplątana jest między moje grube, ciężko opadające na bok włosy, zaś druga, błądzi po moich plecach i udach, skutecznie powstrzymując mnie przed ucieczką. Dopiero, gdy twarz Shawna znacznie zbliża się do mojej, moje myśli stają się przytomne. Racjonalne myślenie powraca na swoje miejsce, tak samo jak chęć powstrzymania tego co się teraz dzieje. Przestraszona tym co ma za chwilę nadejść, lekko odpycham chłopaka. Wiem, że najprawdopodobniej niszczę jedną z najlepszych chwil w życiu, ale nie mogę doprowadzić do pocałunku z Shawnem. Takie zbliżenie mogłoby tylko przysporzyć nam kłopotów, czy kłótni, bądź zakończyć naszą przyjaźń, a tego nie chcę najbardziej. Za bardzo potrzebuję Shawna, aby móc go stracić po głupim pocałunku.

Otrząsam się,moja głowa buzuje od namiaru emocji, a nogi trzęsą się, kiedy schodzę z kolan chłopaka i podnoszę się do pionu. Strzepuję ze spodni niewidzialny pyłek, którego w rzeczywistości nie ma, poprawiam włosy, opatulam się ciaśniej kardiganem i nawet nie spoglądając na chłopaka, zwyczajnie odchodzę. Choć bardziej pasowałoby stwierdzenie, że uciekam.

Jest mi wstyd. Jest to taki rodzaj wstydu, którego nawet nie potrafię dobrze wyjaśnić. Zbliżenie między chłopakiem, a dziewczyną nie jest przecież rzeczą wstydliwą, a jednak w mojej zwariowanej głowie tak to wygląda. Normalna dziewczyna nie powinna się całować ze swoim przyjacielem. To bardziej niż niestosowne.

Może uciekam, bo boję się konsekwencji. Może uciekam, bo jestem przerażona tym co miało nastąpić. Może i jestem tchórzem i boję się spróbować, ale nic na to nie poradzę. Nie chcę niszczyć czegoś tak pięknego jak nasza burzliwa przyjaźń.

Czuję jak cała płonę z nadmiaru tych wszystkich emocji. Zakłopotanie, zawstydzenie i okropne poczucie winy, rozsadzają mnie od środka. Jednak czuję też ogromną ulgę. Nieprawdopodobnie wielką. Być może uratowałam nas przed popełnieniem najgorszego błędu.

Na oślep idę przed siebie, tak naprawdę nie wiedząc w jakim jestem położeniu. Pod moimi stopami jest coraz mniej kamyków, więc podejrzewam, że jestem co raz bliżej domu. Karcąc się za własną głupotę, idę dalej. Dopiero, gdy uświadamiam sobie, że przed chwilą mogłam stracić Shawna, zauważam kilka łez. Potem czuję delikatne, lecz stanowcze szarpnięcie za rękę. Odwracam głowę i widzę sąsiada.

- Nie uciekaj.- szepcze, patrząc w moje oczy tak głęboko, jakby chciał odczytać moje myśli, które i tak niepotrzebnie zasypują mój umysł. Tym razem morze nie działa na mnie kojąco.

- Zostaw mnie, Shawn. - mówię przez zaciśnięte zęby.

Jestem zła. Jestem zła na siebie, bo pozwoliłam na to wszystko. Jestem zła, bo Shawn doprowadził do głupich pocałunków. Jestem zła na Melissę, bo ciągle wmawia mi głupoty o mnie i o sąsiedzie. Jestem zła na panią Mendes i mamę, bo tworzą jakąś konspirację przeciw mnie. Jestem zła na tatę, bo nie może tu być i dać do zrozumienia Shawnowi, aby mnie zostawił. Jestem zła na cały świat.

- Merdy - przeciąga zdrobnienie mojego imienia z małą chrypą, która mimo wszystko wywołuje we mnie dziwne, nowe uczucia. - Nic co teraz robimy, nie jest złe.

- Ale ja tego nie chcę, zostaw mnie! - niemal krzyczę, będąc zdenerwowana na przyjaciela, który nie potrafi trzymać łap przy sobie. Podchodzi bliżej mnie, wyciąga ręce przed siebie i po prostu mnie przytula.

- Dobrze - głośno wzdycha, gładząc uspokajająco moje plecy - Nie będę cię do niczego zmuszał, ale musisz wiedzieć jedno, Meredith - podnoszę wzrok na jego twarz i czekam - Jesteś dla mnie naprawdę ważna, bardziej niż siostra, czy przyjaciółka. I choć mam cholerną ochotę cię pocałować tu i teraz to nie zrobię tego. Pocałuję cię dopiero gdy będę wiedział, że czujesz do mnie to, co ja do ciebie.

Wiedziałam, że tak będzie. Wszystko się komplikuje i nic już nie będzie takie same. Nie miałam tylko pojęcia, że nastąpi to tak szybko...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziękuję kochani za Wasze ostatnie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Naczytałam się tylu miłych słów, że aż nie wierzę, wow. Nie wiem co Wy we mnie widzicie, na prawdę. Ale mimo wszystko przytulam *wirtualnie* każdego z Was. Jesteście najlepszymi czytelnikami o jakich mogłam tylko pomarzyć. Mam nadzieję, że NAWET JEŚLI zrobię sobie przerwę w pisaniu to nie zostawicie mnie samej.

Cóż, w życiu prywatnym mam dużo na głowie, a na pisanie zwyczajnie nie znajduję czasu, dlatego nie bijcie, krzyczcie, zabijajcie mnie, gdy przez jakiś czas nie zobaczycie tu nowości, oki doki?

Poza tym hej! Shawn w końcu się przyznał przed Mer, że ją lubi lubi!!!! Jak nazwiemy ich ship? Sher Windes? xD

Na razie mam blokadę twórczą, więc jeśli macie pomysły co mogłoby być dalej, piszcie w komentarzach!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro