Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20


ROZDZIAŁ DODAWANE BĘDĄ CO PIĄTEK!

W załączniku zdjęcie Brighton Pier nocą, a także piosenka, którą polecam puścić :>

Moje gołe stopy oblewa zimna fala, kiedy spaceruję pomiędzy morzem, a plażą wypełnioną po brzegi kamieniami. Gdzieniegdzie trafiają się małe, ale ostre muszelki, które kują za każdym razem, gdy na nie nieumyślnie nadepnę. Wśród kamyczków wyrastają małe kępy zielonej trawy, która lubuje się piaszczystym podłożem pod nimi. Natomiast bliżej wody, gdzie morze wyrzuca różnorodne glony, rosną nadmorskie rośliny. Na samej plaży jest mało osób. Większość po zmierzchu nie lubi być blisko morza, jednak mi to nie przeszkadza. Wieczorem nadmorski klimat jest jeszcze bardziej magiczny i relaksujący, niż za dnia. Wiatr wieje silniej, a fale odbijają się od brzegu mocniej i głośniej. Mewy skrzeczą nad głowami turystów niebywale mocno, a inne zupełnie cicho dłubią między kamyczkami, szukając czegoś do zjedzenia. Chłodny wiatr rozwiewa moje włosy w każdą możliwą stronę, tworząc jeden wielki supeł. Maleńkie światełka migoczą w oddali, lecz z każdym kolejnym krokiem stają się większe.

Diabelski młyn kręci się w stałym tempie, kiedy kolejka górska postawiona niedaleko niego, jeździ z zawrotną szybkością. Po całej plaży roznosi się echo maszyn, w które tak uwielbiają grać chłopcy. Słychać dźwięk zderzających się samochodzików, a także zbijanego krążka w air hokeju. Wchodząc na molo, gdzie rozstawił się ogromny lunapark, ma się wrażenie, że jest się w innym świecie. Mocne żarówki uwieszone dookoła wesołego miasteczka, rażą moje oczy, tak samo jak stoiska ozdobione tysiącem barwnych lampeczek. Lampy, które stale oświetlają promenadę zostały ozdobione zielonymi girlandami z małymi, ledwo zauważalnymi żaróweczkami, nadając słupom elegancki wygląd. Stoiska z watą cukrową i popcornem stoją tuż przy wejściu, a zaraz za nimi sklep z ogromnym wyborem owocowych żelków, więc gdy znajdujemy się już w środku z suchymi stopami i butami na nogach, decydujemy się kupić coś pysznego.

Wybieram dwa długie żelki o smaku malin, kiedy Melissa podchodzi do mnie ze swoją różową watą cukrową. Urywam jej kawałek w momencie gdy dziewczyna zapatrzona w słodycze, nie jest w stanie zauważyć mojego małego występku. Płacę za swój zakup i zanim Mel zacznie się ślinić, odciągam ją od stoiska.

Brighton Pier wieczorem wygląda naprawdę niesamowicie. Oświetlone tysiącem pojedynczych lampek prezentuje się okazale i pięknie. Wyjmując telefon z torebki, robię zdjęcia, aby móc uwiecznić na dłużej tak cudowny widok przed sobą. Ogromna karuzela po prawej stronie oblężona jest przez dzieci, które chcą przejechać się na dumnie wyprężonych, plastikowych koniach oraz innych równie okazałych figurkach. Niedaleko, tuż za karuzelą, znajduję kilka dużych trampolin, które aż proszą, aby na nich poskakać. Nieopodal Horror Hotel, który najprawdopodobniej ma na celu przestraszyć odwiedzających go turystów, wydaje przerażające dźwięki.

Przemierzamy całe wesołe miasteczko bez określonego celu. Mijamy atrakcje, nie mogąc się zdecydować na nic szczególnego, ponieważ kiedy tylko wchodzi się między te wszystkie zabawne stoiska i długie kolejki, człowiek zwyczajnie szaleje. Nagle dojrzałe dziewczyny, takie jak my, stają się zupełnymi dziećmi. Każda z nas chce pójść na jedną z kolejek górskich, czy na ścianę wspinaczkową. Szalejemy niczym małe dziewczynki, które przyszły z rodzicami do lunaparku pierwszy raz w życiu.

- Co w końcu wybieramy? - pytam zrezygnowana, ponieważ mam dość chodzenia bez celu po promenadzie, która po brzegi wypełniona jest tak cudownymi rzeczami.

- Nie wiem - odpowiada równie roztargniona co ja - Tego wszystkiego jest za dużo!

- Proponuję te zabawne samochodziki, które widziałyśmy niedaleko wejścia.

- Okay, chodźmy tam. - przytakuje Mel, głośno wzdycha i odwraca się w przeciwną stronę, idąc w kierunku wspomnianego miejsca.

Mijamy wielu ludzi, którzy tak jak my, są zachwyceni pięknem tego parku rozrywki.Wszyscy rozglądają się dookoła, albo pałaszują genialne przekąski kupione w jednym ze snack barów znajdujących się na terenie molo. Od czasu do czasu widzimy ludzi ze szkoły, ale ani my, ani oni, nie mamy ochoty się witać, więc po prostu przechodzimy obok siebie obojętnie, jakbyśmy w ogóle się nie znali.Gdy docieramy do elektrycznych samochodzików, kupujemy dwa bilety i ustawiamy się w długą kolejkę przed nami.

- Ostatni raz jeździłam na tym, gdy miałam 8 lat. - wyznaje Melissa.

- Ja pamiętam, jak przez mgłę, gdy chodziłam z tatą do wesołego miasteczka. Zawsze on kierował, bo ja się bałam. - śmieję na wspomnienie, jednak gdzieś głęboko czai się łezka, która chce wypłynąć i pokazać się reszcie - Musiał nawet wchodzić ze mną na konia w karuzeli.

- Jak wy się tam zmieściliście? - pyta rozbawiona przyjaciółka - Przecież tam jest tak mało miejsca!

- Konie w szkockim lunaparku były o wiele większe od tych tutaj. - wyjaśniam.

- Dobrze wspominasz dzieciństwo?

- Och tak, to był najlepszy czas w moim życiu - odpowiadam od razu - Wiesz, wtedy z tatą byłam naprawdę szczęśliwa.

- A teraz nie jesteś? - pyta, marszcząc swoje ciemne brwi.

- Nie, nie do końca.

- Rozumiem, że to przez to, że twój tata odszedł. - kiwa lekko głową ze smutkiem na twarzy, jednak chwilę później posyła mi delikatny uśmiech i szturcha mnie w ramię - Ale hej, nie ma złego co by na dobre nie wyszło!

- Nie wiem o co ci chodzi. - przyznaję, nie mając bladego pojęcia co ma na myśli.

- Chodzi mi o to, że mimo, że nie ma teraz z tobą taty to jestem ja i Shawn. Wierzę w to, że każda zła rzecz w naszym życiu prowadzi nas do czegoś dobrego.

- Ach - wzdycham, gdy orientuję się w naszej rozmowie - Tak, jestem wam za to naprawdę wdzięczna. Gdybym została z tym wszystkim sama to...

- Nie skończyłoby się to za dobrze. - kończy za mnie Melissa.

- Tak - potakuję głową, zgadzając się z nią - Ty i Shawn bardzo mi pomogliście.

- O wilku mowa. - mówi to i odwraca mnie w przeciwną stronę dzięki czemu widzę Shawna, Brandona, Tessę i Mike'a kupujących bilety na tą samą atrakcję, na którą czekamy my.

- O Boże, czy oni idą tutaj na samochody? - pytam lekko przerażona wspólną konfrontacją między moimi przyjaciółmi. Jeśli się spotkają, Melissa zacznie do mnie mówić w ten swój głupi sposób, a co gorsza Brandon znów może się przyczepić i nazywać mnie dziewczyną Shawna. Na domiar złego cholerny Mike jest z nimi co tylko bardziej powiększa moje rozdrażnienie.

- Nie wiem. - mówi, ostentacyjnie gapiąc się na tamtą czwórkę. - Tak, idą tu.

- Po co ja to proponowałam? - mruczę do siebie pod nosem, na co Mel cicho chichocze.

- Wiesz co, Meredith? To przeznaczenie.

- Zamknij się, córko amora i swatki.

- Zabawne, że za nami nikt nie stoi. - zauważa, śmiejąc się - Och, ktoś tu idzie. - Mówi to i odwraca się od idących w naszą stronę znajomych. Robię tak samo jak ona i udając, że ich nie zauważyłam, stoję dzielnie w kolejce.

- Chodźmy stąd - mówię - Przyjdziemy jak będzie mniejsza kolejka.

- Nie! - szybko przeczy i kiedy mam ochotę stąd pójść, powstrzymuje mnie.

- Przeginasz, Melly! - fukam pod nosem.

Za nami słychać głośne kroki czwórki znajomych, które z czasem znikają. Modlę się w duchu, aby mnie nie rozpoznali. Nie wiem czemu się tak spinam, ale nie jestem gotowa na nich wszystkich. Wspólna rozmowa Melissy, Shawna i jego przyjaciół oraz mnie, może się skończyć naprawdę źle. Zwyczajnie nie jestem gotowa na to, aby rozmawiać z nimi wszystkimi i lekko panikuję.

- Meredith? - Pyta Tessa, dziewczyna Brandona, będąc uwieszoną na jego ramieniu. Śmiechy za nami cichną, a sama znajoma podchodzi i mnie przytula - Co za spotkanie!

- Cześć - nieśmiało witam się z nią, rzucając okiem na pozostałych.

- Hejka, Merdy - mówi Shawn, zgarniając mnie w ten jego specyficzny, ciasny i silny uścisk.

Reszta, czyli Brandon i Mike, machają mi dłońmi, mówiąc zwyczajne słowo na przywitanie. Dziękuję w duchu za to, że Mike nie próbował niczego zrobić i odwracając się w stronę pominiętej przyjaciółki, posyłam jej delikatny uśmiech. Przedstawiam wszystkim Melissę, która przez uścisk dłoni wymienia się życzliwościami z przybyłymi.

- Chcecie iść na samochody? - pyta Mike, posyłając mi cwany uśmiech.

- Ta

- Nie boicie się? - dopytuje, na co marszczę brwi - Tessa sika w majtki z przerażenia!

Wszyscy wybuchają głośnym śmiechem z wyjątkiem upokorzonej dziewczyny, która próbuje się wytłumaczyć, jednak nikt jej tak naprawdę nie słucha. Kolejka przesuwa się do przodu, więc już za chwilę będziemy mogli wsiąść do samochodów, jednak teraz czas oczekiwania umila nam Brandon, żartując sobie z Mike'a. Śmiejemy się tak głośno, że ludzie dookoła posyłają nam niezrozumiałe spojrzenia. Ignorujemy je, będąc w świetnych nastrojach.

Na szczęście obywa się bez żadnych ekscesów, czy żenujących sytuacji. Mike nie naciska, Shawn dobrze się bawi, a Brandon zbyt zajęty opowiadaniem żartów, nie ma czasu, aby się ze mną podroczyć.

- Bileciki poproszę - Mówi starszy pan z przyjemnym wyrazem twarzy. Jego głowę przykrywa czarna czapka z daszkiem, na ramionach ma rozsunięty polar, a pod nim koszulę w kratę. Pokaźny brzuch i wąsy przypominają mi dziadka, kiedy jeszcze żył.

- Proszę

Wręczam swój bilet, a po chwili podaję także ten należący do Melissy. Bileter oddziera odpowiednią część, a resztę nam zwraca. Posyła mi i przyjaciółce radosny uśmiech i życzy miłej zabawy, prosząc o zachowanie ostrożności podczas jazdy. Kiwam lekko głową i wchodząc na tor, gdzie nie ma już nikogo, wybieram czerwony samochód.

Mel zajmuje miejsce w pojeździe stojącym zaraz za mną, jednak ani ja, ani ona nie możemy się poruszać. Czekamy na jakiś znak od starszego pana, jednak on nadal sprawdza bilety, wpuszczając kolejne osoby. Oczywiście na torze razem ze mną i Mel, pojawia się Shawn i jego znajomi. Zaraz po nich wchodzi jakiś młody chłopak, a bileter zamyka kolejkę, podchodząc do maszyny stojącej niedaleko. Uruchamia nasze samochodziki i już po chwili możemy szaleć po specjalnym podłożu.

Podczas jazdy, zderzam się kilka razy z Tessą i Brandonem, śmiejąc się. Melissa, która goni mnie przez większość czasu, w końcu mnie wyprzedza i zagradza drogę. To samo robią pozostali z wyjątkiem Shawna, który tak jak ja utknął po środku tej całej konspiracji. Wymieniamy ze sobą jednoznaczne spojrzenia i z całą siła, jaką posiadają elektryczne samochodziki, przedzieramy się przez stworzony okrąg. Znajomi przez moc, w jaką w nim wjechaliśmy, odjeżdżają na boki, jednak nie poddają się. Trafiają co i raz swoimi samochodami w nasze pojazdy, zapędzając nas do jednego kąta, śmiejąc się przy tym bardzo głośno.

Ponownie podejmujemy tą samą taktykę, lecz tym razem nie udaje się ani Shawnowi, ani mi, ponieważ wszyscy będąc przeciwko naszej dwójce, ciężko naciskali na swoje hamulce, nie pozwalając nam się wydostać.

- Co to za akacja? - pyta Shawn swoich znajomych.

Brandon wybucha śmiechem, a zaraz po nim Tessa. Mike pozostaje cicho, jednak wesołe iskierki w jego oczach i łobuzerski uśmiech, przekonują mnie o tym, że chłopak dobrze się bawi. Natomiast Melissa, wybitna prowokatorka, uśmiecha się do mnie z małą nutką szyderstwa.

- To chyba pomysł Melissy. - odpowiadam przyjacielowi, nadal będąc w środku koła, stworzonego przez znajomych.

Reszta jazdy jest podobna do początków, gdzie wszyscy wszystkich gonią, starając się zderzyć z jak największą siłą. Naciskamy na gaz i hamulce tak długo, jak to tylko możliwe. Śmigamy po torze niczym zawodowcy, których ponosi zabawa, jednak kilka razy bileter zwraca nam uwagę .Potem i tak wybucha śmiechem, widząc jak na pozór dojrzali nastolatkowie, bawią się jak beztroskie dzieciaki.

Gdy kończy się czas, wszyscy niechętnie opuszczamy nasze tymczasowe pojazdy i wychodzimy poza tor, aby kolejni, mogli się pobawić. Opuszczamy wspólnie tor i przeciskając się przez kolejkę, wchodzimy na kawałek wolnego miejsca przy budce z biletami.

- Zostajecie z nami, czy idziecie gdzieś same się zabawić? - pyta Tessa uprzejmie.

- Nie, pójdziemy... - zaczynam odmawiać, jednak nie jest dane mi skończyć.

- Jasne, chętnie z wami zostaniemy! - odpowiada za nas Mel, za co karcę ją spojrzeniem.

Dziewczyna posyła mi uśmiech, szepcząc pod nosem, że będzie fajnie. Kiwam głową i razem z przyjaciółką, ruszamy za grupą Shawna. Nie podoba mi się ten pomysł, ponieważ to miał być nasz babski wieczór. Miałyśmy spędzić go we dwójkę, bez żadnego balastu, tymczasem idziemy promenadą z czwórką nadbagażu.

Kolejne atrakcje migają mi przed oczami, a nad naszą grupą pojawia się problem. Żadne z nas nie potrafi się zgodzić i pójść na kompromis, ponieważ każdy ma inną wizję spędzania tego wieczoru. Ja, choć cholernie przestraszona, chcę iść na kolejkę górską i diabelski młyn. Shawn jest bez zdania, jednak wiem, że ciągnie go do czegoś. Mielissa ma ochotę na Horror Hotel, Mike tylko marzy o pograniu na automatach, a Brandon i Tessa chcą iść do jakiegoś miejsca dla zakochanych. Nikt z nas nie może się zdecydować, więc tkwimy w stanie niewiedzy.

W końcu pada propozycja zwyczajnego spaceru między stoiskami i atrakcjami. Każdy się zgadza, więc już po chwili stąpamy po drewnianym podłożu Brighton Pier, ciesząc się chwilą.

Brandon i Mike co jakiś czas śmieją się z przechodniów. Innym razem za nic nieświadomą Tessą podąża mim, który naśladuje każdy jej ruch. Oczywiście nikt z nas nie powiadamia o tym dziewczynę, więc dopiero, gdy sama zauważa, że coś jest nie tak, wybuchamy śmiechem.

Nawet Melissa, która ma takie trudności w szkole, aby nawiązać kontakt, staje się dziś gwiazdą wieczoru. Sposób w jaki rozmawia z Mikem i Brandonem o koszykówce, robi na nich wrażenie, tak samo jak na mnie.

Nie miałam bladego pojęcia o tym, że taka dziewczyna jak Mel, zna się na koszykówce. Jej zainteresowanie sportem jest dla mnie ogromnym szokiem, ponieważ nie spodziewałam się po niej tego. To miłe zaskoczenie.

Shawn za to jest dziś wyjątkowo cichy. Za każdym razem, gdy na niego spojrzę, przyłapuję go na zamyśleniu. Często też wzdycha i rzadko kiedy się odzywa. Martwię się o niego nieco, jednak nie pytam o nic. Nie chcę mu przeszkadzać.

Dopiero po kilku minutach dostrzegam to, że ja i Shawn jesteśmy nieco oddaleni od znajomych. Melissa posyła mi rozbawione spojrzenie, a wraz z nim szeroki uśmiech. Jej dłonie układają się dyskretnie w serduszko, natomiast jej wyregulowane brwi tańczą, zabawnie się ruszając w górę i w dół.

Spacer promenadą jest bardzo przyjemny. Chłodna bryza z nad morza powiewa lekko, rozrzucając przyjemne zapachy po całym wybrzeżu. Dźwięki robiącego się popcornu i śmiech rozweselonych dzieci wypełnia moje uszy, gdy stawiam kolejne kroki u boku przyjaciela.

- Co jest, Shawn? – pytam cicho.

- Nic nie jest, a co ma być?

- Jesteś jakiś cichy. – zauważam – Sprawiasz wrażenie zamyślonego.

- Bo myślę. – odpowiada prosto.

- O czym takim? – pytam zaciekawiona, a zarazem zmartwiona. Cichy Shawn to nie mój Shawn. – Martwię się.

- Nie musisz się martwić, tak po prostu myślę – po raz kolejny odpowiada, tym razem posyłając mi swój wspaniały uśmiech, który tak bardzo uwielbiam. Uniknął odpowiedzi na moje pytanie,  jednak nie będę na niego naciskać.

- Zostawili nas w tyle, co za chamy – zauważam, łapiąc Shawna pod ramię. Przytulam się do jego ramienia, jęcząc z niezadowolenia na znajomych i przyjaciółkę.

- Też masz wrażenie, że zrobili to specjalnie?

- Oczywiście! Melissa chyba obrała sobie jako życiowy cel zeswatanie nas razem, rozumiesz?

- Rozumiem, Merdy. - odpowiada, śmiejąc się z mojego przejęcia - Już lubię tą Melissę.

- Och, zamknij się!

Uderzam go zaczepnie w ramię, na co reaguje udawanym bólem. Łapie się w obolałe miejsce i próbuje je rozmasować. Wywracam oczami na jego grę aktorską, jednak uśmiech pojawia się na mojej twarzy. Shawn zawsze sprawia, że jestem w dobrym humorze. No może nie zawsze, ale często. Jestem szczęściara, mając taką osobę obok siebie.

- Chodź, musimy dołączyć do nich, bo zaraz pomyślą, że wpychamy sobie języki do gardeł. – mówię to, jednocześnie ciągnąc go za rękaw jego bordowej bluzy, która tak strasznie mi się podoba.

- Nie narzekałbym, gdybyśmy to jednak robili. – komentuje jak zwykle nieodpowiednio, przez co na mojej twarzy pojawia się szkarłatny rumieniec, który staram się ukryć pod włosami – No już, już. Meredith, oddychamy spokojnie – śmieje się z mojej reakcji, za co posyłam mu mordercze spojrzenie.

- Zamilcz, idioto.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Taki mój mały prezent na międzynarodowy dzień walki z analfabetyzmem! Rozdział miał się pojawić dopiero w piątek, ale postanowiłam, że dodam dziś. Niestety na kolejny poczekacie sobie aż do następnego piątku :c Na pocieszenie powiem, że to nie koniec akcji w wesołym miasteczku! :D

Poza tym, mam do Was jedno pytanko. Rozpieściliście mnie ostatnio, bo pisaliście dużo, dużo więcej komentarzy i były one dość długie i kreatywne, a pod ostatnim było ich nieco mniej i cóż, zrobiło mi się przykro. Miałam wrażenie, że napisałam coś źle, albo coś. 

Komentujcie proszę, bo to naprawdę znaczy dla mnie najwięcej. Wtedy wiem, że coś co robię, ma jakikolwiek sens i podoba się innym. Komentarze stanowią największą moc, największą motywację i dają dużego kopa, więc błagam, komentujcie, tak jak wcześniej - kreatywnie i tak, jak odczuwacie. :*

Kocham i przesyłam uściski, W.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro