Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Nie mogłam sie oprzeć, więc wstawiam wspólne selfie Mer i Shawna już dzisiaj,  jak mi to wyszło?

Moje życie w końcu obiera właściwy tor. Nie chwieję się za każdym razem, gdy ktoś wspomni mojego tatę. Nie płaczę, bo nie mam już łez, ani sił by opłakiwać zmarłego rodzica. Strata bliskiego boli, ale z każdym dniem mniej.

Wszystko powoli powraca do normalnego stanu. Muszę iść dalej, zrobić krok na przód. Nie mogę powracać do tamtych czasów, bo to ponownie może mnie zniszczyć. 

Małymi krokami, niemal niedostrzegalnymi, odbudowuję swoje życie. Elementy rozbitego wazonu, jakim jest życie,sklejam w jedną całość. Naprawiam to, co zepsułam. 

Moim największym sukcesem jest poprawa relacji z mamą. Myślę, że to stanowi podstawę moich wszystkich zmian. Gdyby nie ona, byłoby ze mną tylko gorzej. 

Następna na liście sukcesów jest Melissa. Odkąd przeprosiłam ją za swoje zachowanie, stała się dla mnie bliską osobą. Z każdym dniem nabieram do niej większego zaufania i naprawdę nie mogę zrozumieć, jak mogła być tak potraktowana przez rówieśników. Mel jest taka radosna, pełna życia i wigoru. Ma wszystko to, czego potrzebuję. Taka osoba w moim życiu, jak ona to coś dobrego. To głupie, że dopiero teraz to zauważam -  po trzech miesiącach znajomości.

  Natomiast Shawn, nadal pozostaje tym samym irytującym sąsiadem z przebłyskami dobrych pomysłów. Nie udziela mi lekcji i nie nalega na nie. Jego nachalność zmalała co bardzo sobie cenię. 

 Ponad to wszystko, jestem bardzo dumna ze swoich ocen. Zawziętość i silna wola pozwalają wzbić mi się na najwyższe szczeble szkolnej drabiny. Od tygodni nie jestem wyrzutkiem społeczeństwa. Nauczyciele w końcu przestają mówić ''stać cię na więcej, Meredith''. Nareszcie chwalą mnie za moją pracę i nagradzają dobrymi ocenami. Wreszcie czuję, że powraca dawna Meredith. Może niedokładnie ta sama, ale cechy, które w sobie lubiłam, znowu znajdują się na właściwym miejscu - we mnie.

***

Lekcje co raz bardziej przybliżają mnie do upragnionego weekendu i wyjścia z Melissą na plaże. Został jedynie tydzień. Matematyka jako ostatnia, ciągnie się niemiłosiernie. Nauczyciel męczy nas swoimi przykładami, a ja nie mam głowy do tego, aby zwrócić uwagę na nowo omawiany temat. Moje myśli to jeden wielki supeł, który nie pozwala mi skupić się na niczym innym, niż na trzymaniu długopisu. 

Omiatam wzorkiem klasę i widzę, że pozostali także nie są zainteresowani tematem, który omawiamy. Jedni podpierają głowę dłonią, ukrywając ziewanie. Inni skrobią coś w zeszycie, rysując dziwne wzorki. Kilka osób ukrywa między piórnikiem, a książkami swoje smartfony, pisząc smsy i grając w beznadziejne gry dla dzieci do lat 3. Jedynie Alex i Melissa skrupulatnie przepisują notatki do zeszytu, uważając na każde słowo matematyka. 

Tkwię w dziwnym transie, którego nawet nie jestem w stanie opisać. Na dworze jest okropnie gorąco, a my gnieździmy się miedzy czterema ścianami, czekając na upragniony dźwięk dzwonka. Kiedy jest tak ciepło, nikomu nie chce się uczyć. Zbyt wiele rzeczy rozprasza uczniów, aby mogli pracować na najwyższych obrotach.  Jest prawie 15 godzina, więc nasze mózgi nie działają, tak jak powinny. To głupota trzymać nas tak długo w szkole.

- Wyjmujemy karteczki. - mówi zdenerwowany nauczyciel, kiedy wskazówka zegara wskazuje 10 minut do zakończenia lekcji.  Najprawdopodobniej wkurzyło go brak jakiegokolwiek zainteresowania z naszej strony.

Jestem nieco zestresowana, kiedy wyjmuję kartkę. Nie uważałam, więc proste, że nie potrafię tego tematu. Szykuję się na najgorsze. Wiem, że za chwilę dostanę jedynkę, jednak kiedy nauczyciel dyktuje zadania, okazują się nie być tak okropne. Rozwiązuje je, jednak podejrzana łatwość z jaką je zrobiłam, każe mi trzymać się na baczności. 

Nauczyciel szybko zabiera nam kartkówki, zasiada do biurka i biorąc czerwony długopis do ręki, sprawdza nasze prace. 

Czekamy tylko trzy minuty, ponieważ większość nic nie napisała. Matematyk przechodzi po klasie, oddając nasze kartkówki. Na twarzach Melissy i Alexa widnieje zadowolenie. Obydwoje dostali piątki. Pozostali nie cieszą się tak, jak ta dwójka. U jednych widać zmartwienie, inni po prostu olewają złą ocenę. A kiedy kartka z moimi obliczeniami ląduje na ławce, czuję jak krew odchodzi mi z twarzy. Jestem blada, gdy widzę wielką dwójkę z minusem. Zawiedziony wyraz twarzy nauczyciela mówi wszystko, kiedy spogląda na mnie swoimi starymi, niebieskimi oczami. 

- Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni ze swojego zachowania. - mówi zrezygnowany Matematyk. - Jeżeli chcecie poprawić tą kartkówkę, zapraszam jutro rano przed lekcjami. Nie wiem jak się tego nauczycie, bo ja nie mam zamiaru omawiać tego z wami przez dwie lekcje. Mamy program do zrealizowania, więc takie zachowanie jak dziś, jest złe. A teraz wyjdźcie, za chwilę dzwonek i przemyślcie swoje zachowanie. Do widzenia. 

- Do widzenia - mówi cała klasa, po czym wychodzimy z sali matematycznej. Zgarniam ze swojej szafki książkę z WOKu i wychodzę ze szkoły. 

Droga do domu mija mi naprawdę powoli. Melissa, która idzie razem ze mną przez szkolny chodnik, pociesza mnie i mówi, że dam radę poprawić. Jej słowa pozwalają mi uwierzyć, że rzeczywiście dam radę. Od razu, gdy żegnam się z dziewczyną, ruszam w stronę domu z planem odwiedzenia Shawna. Wiem, że tym razem nie poradzę sobie sama. Muszę schować swoją dumę do plecaka i poprosić sąsiada o pomoc. 

Gdy znajduję się na St Jude Street, piszę do mamy smesa, że spóźnię się i omijam swój dom. 

Wchodzę po drewnianych schodach prowadzących do Mendesów, po czym pukam lekko w drzwi. Zaskoczona sąsiadka otwiera je, patrząc na mnie jak na kosmitkę, ponieważ dobrze wie, że omijam ten dom szerokim łukiem. Jednak po chwili uśmiecha się do mnie i otwiera szerzej drzwi, wpuszczając mnie do środka. Rozglądam się, lecz od mojej ostatniej wizyty nic się nie zmieniło. Długi korytarz nadal pozostaje długim korytarzem, a obrazy wiszące na ścianach wciąż są takie same.

- Dzień dobry. - witam się z Amy. 

- Cześć, Meredith. - odpowiada kobieta i gestem dłoni zaprasza mnie do środka. 

- Przyszłam do Shawna, jest może w domu? - pytam, kiedy jestem już wewnątrz na długim korytarzu, w którym poznałam chłopaka kilka tygodni temu. 

- Jest u siebie w pokoju. - informuje pani Mendes. - Idź po schodach i na korytarzu skręć w prawą. Jasne drzwi na przeciw ciebie to jego pokój. 

- Okay, dziękuję bardzo. - kiwam głową, poprawiam plecak i ruszam na piętro.

Szybko wspinam się po schodach i odnajduję pokój chłopaka. Zza drzwi wydobywa się muzyka jakiegoś rockowego zespołu. Pukam lekko, jednocześnie na tyle głośno, aby Shawn mógł mnie usłyszeć. Słyszę ciche jęknięcie, a tuż za nim zachrypnięty głos Shawna. 

- Zostaw mnie, mamo. - mówi, więc postanawiam wejść bez pozwolenia. 

Uchylam drzwi i wchodzę do środka.Pokój chłopaka jest niezwykły. Trzy szare ściany i jedna wykonana z czerwonej cegły ozdobione są gdzieniegdzie wielkimi plakatami koszykarzy w drewnianych, czarnych ramach. Nad czarnym biurkiem wisi tablica korkowa, a na niej małe karteczki z ważnymi informacjami oraz przyczepione pinezkami zdjęcia jego drużyny, jak i Shawna z różnymi ludźmi, których nie znam. Obok ciemnego biurka stoi duża wieża, z której sączy się głośna muzyka. W rogu gdzie stoi meblościanka, znajduje się także regał na książki. To właśnie on przykuwa moją uwagę, więc postanawiam, że później będę musiała sprawdzić jakie tytuły posiada. Nad czarnym łóżkiem wykonanym z metalu widnieje równie czarna postać rzucająca piłką do kosza. Wszystko zgrywa się kolorystycznie i wygląda cudownie. Wchodząc do pokoju, nie ma się wątpliwości, że to królestwo Shawna. 

Jedyna rzecz jaka mnie dziwi to wręcz idealny porządek. Z szafek nie wysypują się ubrania, a na biurku nie ma zbędnych stert z kartkami. Jedyny ślad użytkowania tego pokoju to porozrzucane płyty jakiś rockowych kapel, których nie kojarzę oraz lekko otwarte okno, z którego wlatuje przyjemny wiaterek, powodując w pokoju przewiew.

Natomiast sam chłopak leży na łóżku z głową odwróconą w stronę ściany, dlatego nie zauważa mnie, gdy wchodzę. Dopiero kiedy zrzucam swój plecak na podłogę, sąsiad odkręca się do mnie. I kiedy widzi mnie stojąca na środku jego pokoju, nie uśmiecha się jak zwykle. Jest podirytowany moją obecnością, tak jakby samo przyjście tutaj było czymś złym.

- Co ty tu robisz? -  pyta, a jego rozdrażnienie maluje się na twarzy. Nie wiem co mu zrobiłam, że jest taki zły w stosunku do mnie. Zawsze obchodził się ze mną lepiej - był miły.

- Przyszłam, bo mam do ciebie sprawę. - mówię delikatnie, aby go nie złościć jeszcze bardziej. 

- Co?  - pyta niemiło po raz kolejny, przez co powoli tracę cierpliwość. 

- Mógłbyś mi pomóc z matmą? - pytam najdelikatniej, jak tylko potrafię.

- Nie mam dziś na to ochoty, możesz już pójść? - odzywa się po chwili milczenia, a ja zaskoczona, nie wierzę w to, co chłopak do mnie mówi. 

- O co ci chodzi, wstałeś lewą nogą, czy co? - pytam bezpośrednio, bo wkurza mnie jego ton. 

- Matko boska, Meredith. Nie mam ochoty na uczenie cie dzisiaj okay.

- Coś się stało? - pytam, a w moim głosie da się wyczuć troskę. To takie dziwne, że w chwili, gdy on mnie odrzuca, ja zaczynam się o niego troszczyć. 

- Nie chcę  o tym gadać. Idź już. - zbywa mnie, jednak nie daję się na to nabrać i dalej brnę w tą rozmowę.

- Hej, pamiętasz, że mieliśmy sobie mówić, jeśli coś się stanie? - przypominam mu, ale on odwraca wzrok.  -  No mów, co się dzieje? 

- Nic, Meredith, możesz stąd pójść, do cholery jasnej?! - prawie krzyczy.

- Nie, nie mogę stąd pójść.

- Idź stąd. 

- Nie. - odpowiadam twardo, trzymając się swojego zdania.

- Błagam, wyjdź stąd. Nie chcę gadać, ani nic. Zostaw mnie samego, Meredith. - mówi, a jego głos się łamie. Czerwona lampka zapala się w mojej głowie i każe mi z nim pogadać. Podchodzę do niego bliżej, a swoją dłoń kładę na jego ramieniu, aby dodać mu otuchy i chęci do rozmowy. 

- Mów, co się stało? - pytam delikatnie.

-Na wczorajszym treningu - waha się czy odpowiedzieć mi, jednak kiedy moja dłoń, gładzi jego plecy, uspokaja się i kontynuuje. -  nabawiłem się kontuzji w prawym nadgarstku. Będę mógł grać dopiero za trzy tygodnie. - odpowiada.

- Przykro mi, Shawn. - mówię szczerze, ponieważ wiem, że sport jest dla niego ważny. - Ale trzy tygodnie miną szybciej, niż możesz sobie wyobrazić. - pocieszam go, bo z dziwnej przyczyny, czuje taką potrzebę. Nie lubię, gdy Shawn nie ma humoru, nie jest wtedy sobą. 

- Najgorsze jest to, że nie będę mógł zagrać na meczu, który jest naprawdę ważny. Gdy go nie wygramy, skończymy sezon. - skarży się, a ja z bladym pojęciem o pocieszaniu, staram się go uspokoić i pocieszyć.

- Chłopaki na pewno dadzą sobie radę. - wypalam - Myślę, że to, że będziesz wtedy wspierał ich z trybun wystarczy i wygrają ten mecz. 

- Boję się, że nie dadzą rady. Nie mają nikogo na moje zastępstwo. 

- Nie martw się, dadzą radę! A trzy tygodnie mogą minąć szybko, jeśli się postaramy.

- My? - pyta.

- Jasne. - posyłam mu mały uśmiech, a chłopak kiwa lekko głową, zgadzając się na moje słowa. 

Pomogę mu przez te trzy tygodnie, tak jak on pomagał mi przez miesiące. 

- Co z tą matmą? - pyta, podnosząc się z łóżka. 

- Rozumiem, że nie masz dziś ochoty, więc już nieważne, poradzę sobie jakoś. 

- Dobra, pokaż mi to. Nie chcę cię mieć na sumieniu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Aw, chciałabym mieć takiego sąsiada, jak Shawn, a Wy? W sumie to głupie pytanie, na pewno chciałybyście mieć kogoś takiego, prawda?

Mam nadzieję, że rozumiecie Shawna, sport dla niektórych jest bardzo ważny i potrafi rozstroić człowieka :)

A więc, jesteśmy po 14 rozdziałach MATHS, a to opowiadanie ma już ponad 26 tyś. wyświetleń, jak mogę Wam za to podziękować? Jesteście najlepsze, ale błagam komentujcie, chcę znać wasze przemyślenia na temat tego opowiadania :*

Edit.specjalne podziękowania dla hipinkiepiex , która swoimi komentarzami poprawia mi humor, dziękuję :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro