Rozdział 10
Z całego serca polecam muzykę London Grammar. Delikatne dźwięki idealnie wgrają się w nastrój tego rozdziału xx
Długie i zimne fale uderzają o zamek z piasku, które wybudowało dziecko, powodując tym jego zniszczenie. Mewy z nad wybrzeża dłubią swoimi dziobami w piasku, próbując znaleźć coś co nadaje się do jedzenia. Ich odgłosy mieszają się z dźwiękami szumiących fal, tworząc muzykę dla mych uszu. Kojący i spokojny rytm wprowadza mnie w melancholię.
Siedzę zwinięta w kłębek na skraju mało uczęszczanej plaży. Gruby i ciepły koc, który zabrałam ze sobą, opatula mnie i okrywa plecy, chroniąc je przed zimnymi podmuchami porannej bryzy. Plaża, na której siedzę jest zupełnie pusta, a czas na niej płynie jakby wolniej. Znajduje się ona blisko mojego domu, a fakt, że mało osób tu przebywa, czyni ją atrakcyjniejszą. Wpatruje się w jedną z mew, która dłubie w szarą muszle i myślę.
Zastanawiam się co mogłoby się stać, gdybym została w Szkocji. Czy nadal chciałbym się zabić? Tkwiłabym w stanie bezsilności i beznadziejności? Byłoby ze mną jeszcze gorzej?
Nie wiem i nie potrafię sobie na to odpowiedzieć. Jednak wydaje mi się, że zmiana otoczenia i towarzystwa wpłynęła na mnie pozytywnie. W końcu otrząsnęłam się i zaczęłam racjonalnie myśleć. Nie jestem już takim pesymistą, jak kilkanaście tygodni temu. Nie widzę wszystkiego w czarnych kolorach, a czasem nawet potrafię się uśmiechnąć. Uważam, że to ogromny sukces i mimo, że zajęło mi to wszystko naprawdę dużo czasu, efekt wydaje się być zadowalający.
Myślę, że moje życie z dnia na dzień ulega zmianie. Codziennie robię kroczek w stronę bycia lepszą osobą. Nie mam zamiaru dalej być takim pustym człowiekiem, wypranym z emocji. Chcę czuć i żyć, a nie jedynie użalać się nad sobą, robiąc z własnej osoby ofiarę losu.
Mam nadzieję, że z biegiem czasu wszystko powróci do normy, a moje życie będzie podobne do tego, które prowadziłam kilka miesięcy temu. Po mimo, że taty nie będzie obok mnie, będzie w moi sercu.
Mogłabym tak siedzieć w tym miejscu jeszcze przez bardzo długi czas. Odgłosy mew mi nie przeszkadzają, zimna woda rozciągająca się nad horyzontem także, jednak morska bryza, wiejąca coraz mocniej, bardzo mnie niepokoi. Boję się, że może przygonić deszcz, a co gorsza sztorm. Siedzenie na plaży w takim momencie jak ten jest bardzo niebezpieczne. Postanawiam więc wrócić do domu, aby tam się ugrzać i móc raczyć z przyjemności, jaką jest weekend.
Gdy dochodzę do domu, drzwi nadal są zamknięte. Kiedy wychodziłam, było kilkanaście minut po piątej nad ranem, więc nie dziwię się, że mama i babcia jeszcze śpią. Jest weekend, wszyscy mają wolne. One także chcą odpocząć i chociaż raz w tygodniu wyspać się. Dlatego nie myśląc długo, obieram taką samą drogę jak wcześniej. Idę na tył domu, a tam wspinam się po drewnianej drabinie, która oparta jest tuż obok balkonu. Kiedy znajduję się już na stabilnym podłożu tarasu, zdejmuję moje trampki, z których sypie się piasek przyniesiony prosto z plaży. Popycham lekko balkonowe okno, które otwierają się, tym samym pozwalając mi, dostać się do środka.
Jest godzina 6:46, a w domu panuje bezwzględna cisza, która powoduje u mnie wariacje. Nie mam pojęcia co ze sobą zrobić, ponieważ leżenie nie wchodzi już w grę. Jestem zbyt rozbudzona przez te refleksje snute na plaży, dlatego krzątam się bez celu po pokoju. Zahaczając o szafki, spoglądam na swój telefon.
Mała migająca dioda w rogu aparatu przekonuje mnie do wzięcia telefonu w rękę i sprawdzenia go. Dostałam smsa od Shawna, który wysłał wiadomość wczoraj wieczorem, po tym jak poszłam spać. Zaprasza mnie na swój mecz w kosza i liczy na moją obecność.
Kiedy to czytam, grymas wchodzi na moją twarz, a ja sama mam mętlik. Propozycja Shawna wydaje się być miła, jednak nie mam ochoty na wychodzenie z domu gdzie indziej, niż na plażę. Może i to z lenistwa, jednak nic na to nie poradzę. Dlatego więc odpisuję chłopakowi, dziękując za zaproszenie. Grzecznie odmawiam spotkania i odkładam telefon. Biorę się za czytanie książki, jednak nic z niej nie rozumiem. Nie potrafię się skupić na żadnym słowie, dlatego zrezygnowana odkładam ją na półkę i cicho wzdycham, czekając na dalszy ciąg zdarzeń dzisiejszego dnia.
Leżąc w ciepłym łóżku, zastanawiam się co powinnam dzisiaj robić. Na pewno muszę posprzątać w pokoju, ponieważ ubrania zwinięte w dziwaczny sposób piętrzą się, tworząc ogromną górę, która niedługo mnie przerośnie. Przydałoby się odkurzyć podłogę i wyrzucić puste paczki po piankach, które leżą przy koszu pod burkiem już nie wiadomo ile.
Nie czekając długo, biorę się do roboty. Sprzątam tak cicho, jak tylko potrafię, aby nie obudzić reszty domowników. O dziwo sprzątanie idzie mi bardzo sprawnie. Wrzucam brudne ubrania do kosza na pranie w łazience obok, wkładam do worka paczuszki, z których jeszcze wydobywa się słodkawy zapach przekąsek, a następnie wynoszę śmieci do piwnicy. Tam wrzucam je do ogromnego metalowego kosza, po czym opuszczam najmniej lubianą część domu.
Wracając do pokoju, łapię do rąk telefon i przeglądam facebookową stronę główną. Czytam wpisy ludzi z brightonowskiej szkoły i zastanawiam się nad meczem Shawna. Może jednak poszłabym na niego? W końcu i tak nie mam co robić...
***
- Posprzątałaś już w pokoju? - pyta mama, wyglądając przez drzwi na mój pokój.
- Jak widać. - śmieję się ze zdziwionej miny rodzicielki.
- Dziecko, czy Ty, aby na pewno dobrze się czujesz? - ponownie pyta, jednak tym razem żartuje, ponieważ jej kąciki ust są podniesione do góry.
- Możliwe, że trzasną mnie piorun.
- To na bank było to! - śmieję się razem z mamą, po czym wstaję z łóżka, chwytam telefon i schodzę za nią na parter.
- Amy mówiła mi, że Shawn już dwa razy pomógł ci z matmą. Jak było? - zagaduje mama, kiedy wyciąga z lodówki mleko.
- Było ok. - odpowiadam na tyle bezpiecznie, aby mama nie wyciągała ode mnie innych informacji
- Rozmawiałam też z Shawnem.
- O czym? - staram się ukryć zdziwienie, jednak moje oczy zdradzają wszystko.
- O tobie.
- Nie wiem po co. - odpowiadam, będąc nieco zła na mamę.
- Chciałam zapytać jak poszły wasze korki.
- Aha i co, na tym skończyła się rozmowa? - dopytuję, chcąc znać szczegóły.
- Nie, mówiliśmy jeszcze o kilku innych rzeczach.
- Na przykład?
- O jego meczu koszykówki, dla przykładu. - odpowiada mama, lecz nie dziwi mnie ta odpowiedz. Shawn jest zdolny zrobić wszystko,aby kogoś przekonać do siebie, swojej racji, czy pomysłu. W końcu jest uparty. Być może bardziej niż ja. - Podobno Cię zapraszał na mecz, ale mu nie odpowiedziałaś nic konkretnego.
- Dziś mu napisałam rankiem, że nie pójdę.
- Mery, czemu ty się tak zamykasz? Shawn jest kochanym chłopcem i nie chce cię skrzywdzić.
- Ale wkurza mnie to, że każdy chce mi pomóc.
- Skoro wszyscy chcą ci pomóc to znak, że otaczasz się dobrymi ludźmi. Wolałabyś być ignorowana przez wszystkich?
- O stokroć wolę to, niż pomoc dla biednej Meredith, mamo.
- Nie myśl tak o tym. - mówi mama, a jej brwi się marszczą.
- A jak? -pytam bezpośrednio, będąc nieco zrezygnowana.
- Znam Shawna, jest dobrym chłopcem z natury. Nie dlatego, że jest mu ciebie szkoda. Chce ci pomóc się rozerwać bo jesteś jego sąsiadką i cię polubił. Nie wiem czy wiesz, ale jak byłaś mała to bawiłaś się z nim kilak razy i nie robiłaś takich fochów.
- Jakoś nie mogę sobie tego przypomnieć. - wyznaję.
- Mówię całkiem poważnie. Wtedy to on nie chciał się z tobą bawić i uciekał, kiedy nakłaniałaś go do zabawy w rodzinę.
- W życiu, ile ja miałam lat? - pytam, nie wierząc w słowa mamy.
- Może cztery, albo nawet mniej. - odpowiada mama, będąc niepewną.
- Fajnie, że dowiaduję się tego dopiero teraz. - mówię mamie, a w moim głosie da się wyczuć sarkazm.
- No, ale na czym skończyłyśmy? - pyta, wycierając ręce w kuchenną ściereczkę. - Shawn i wszyscy inni chcą ci pomóc, bo wiedzą, że strata ojca to ogromna trauma. Powinnaś się cieszyć, że otaczają się ludzie, którzy oferują ci wsparcie. Wiem po sobie, jak ważne jest, aby nie opłakiwać długo straty kogoś bliskiego. Mery, umarł mi ojciec i mąż, a nadal żyję i godzę się z losem, ty też powinnaś. Inaczej stracisz swoją młodość na opłakiwaniu taty. Idź na mecz, rozerwij się. Może kogoś poznasz, hm?
- Wiem,wiem, mamo. Zgadzam się z tobą i wiem, że źle robię. Ale doskonale wiesz, że ciężko otworzyć się ponownie dla ludzi. A ja już w ogóle mam utrudnione zadanie. Dobrze wiesz,że nie miałam zbyt dużo znajomych, bo mam z tym wiele trudności.
- Nie każę ci chodzić na imprezy i mieć milion znajomych na facebooku. Chcę żebyś robiła wszystko małymi krokami, powoli i dokładnie. Wybierz się czasem z Shawnem na mecz, czy plaże. Zaproś Melissę do kina, albo do nas. Nie musisz im od razu powierzać sekretów, chciałabym abyś rozwijała się jak normalna nastolatka. - kończy mama, a ja posyłam jej uśmiech.
Mama jest naprawdę wyrozumiała dla mnie. Inna matka od razu posłałaby mnie do psychologa, bądź psychiatry. Tym czasem moja rodzicielka jest subtelna, wybacza mi moje zachowanie i wspiera mnie. Powinnam jej za to wszystko podziękować.
- Dziękuję, mamo.
- Za co? - pyta zadziwiona.
- Za wszystko. - odpowiadam, podchodzę do niej i mocną ją przytulam. - Jesteś najlepszą mamą na całym świecie!
- A ty córką. Weź sobie do serca te moje słowa, dobrze?
- Okej. - odpowiadam, wtulając się jeszcze bardziej w miękkie ciało mamy. - Czyli mam się zgodzić na wyjście , tak?
- OCZYWIŚCIE! - mówi mama entuzjastycznie, za to ja tylko się śmieję i sięgam po telefon.
Do : Shawn M.
Zmieniłam zdanie, idę na mecz! :>
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A więc rozdział pojawia się dzisiaj. Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak z dnia na dzień przybywa więcej czytelników.
Każdy rozdział ma już ponad 100 gwiazdek, przez co jestem bardzo podekscytowana. Ponadto zostawiliście po sobie 51 komentarzy pod ostatnim rozdziałem! Wow! Dziękuję Wam.
Mam nadzieję, że liczba pod tym rozdziałem nie zmaleje diametralnie i będzie przynajmniej 25 kom, czyli połowa. Byłabym wdzięczna kochani!
btw Jakieś plany na wakacje?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro