Rozdział 18
Po powrocie do domu czuję się dziwnie skołowana i niepewna. Myśli wirują w moje głowię, tworząc niepotrzebny mętlik. To co wydarzyło się między nami to tak naprawdę nic wielkiego. Jednak nie mam bladego pojęcia, jak dopuściłam do tych wszystkich rzeczy, pozwalając Shawnowi na dotykanie się, czy głupie oparcie się o jego tors. Co sobie wtedy myślałam pozostanie dla mnie jedną wielką zagadką.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, jak zareagowałam na jego dłonie. Nie spodziewałam się po sobie tego, że spodoba mi się uczucie delikatnego dotyku. Tak naprawdę nie spodziewałam się niczego, a tym bardziej Shawna, który okazał aż takie zainteresowanie moją osobą. Chłopak zachowywał się dziś zupełnie inaczej, niż wcześniej. Skoro sam powiedział, że lubi być, jak mój starszy brat to dlaczego zachowywał się dziś tak, a nie inaczej? Nie mam brata, ale doskonale zdaję sobie sprawę, że rodzeństwo nie dotyka swoich ciał w taki specyficzny sposób. To głupie i pogmatwane i najprawdopodobniej niewarte mojej uwagi. Tym bardziej, jeśli chcę, aby nasza przyjaźń rozkwitała, nie mogę pozwolić na więcej takich zbliżeń.
Ale jest coś, co nie daje mi spokoju. To uczucie, kiedy palce Shawna sunęły po mojej skórze. To było zniewalające i nieprawdopodobnie dobre. Czułam wtedy przyjemny dreszcz przechodzący przez moje ciało, a później te głupie motylki, które pojawiły się po raz pierwszy w życiu. To niesamowite oraz przyjemne i Shawn miał rację, ja także nie chcę tego zapominać.
***
- Że co? - pyta Melissa, gdy siedzimy na długiej przerwie śniadaniowej - Co masz na myśli, mówiąc, że cię przyjemnie dotykał?
- Hm, chodzi mi o to, że smyrał mnie po brzuchu, bo podwinęła mi się koszulka, kiedy się kręciłam na jego łóżku.
- No pięknie - komentuje koleżanka - I co dalej?
- Prawie przekroczył pewną granicę. - wyznaję, wypuszczając głośno powietrze.
- Użyłaś słowa prawie, więc zakładam, że mu przeszkodziłaś. - kiwam głową, na co ta prycha. - Ja bym mu pozwoliła - stwierdza, a ja posyłam jej krytyczne spojrzenie - Nie patrz tak na mnie. Znam go z twoich opowieści, więc wydaje się być w porządku. Poza tym znalazłam go w twoich znajomych na fejsie...
- Stalkowałaś jego profil? - pytam szczerze zdziwiona, przerywając jej wypowiedź.
- Miałam na co popatrzeć. - broni się, natomiast ja powstrzymuję parsknięcie - Meredith, czy ty jesteś ślepa? On jest w cholerę przystojny! Poza tym to co o nim mówisz stawia go w dobrym świetle. Nie znam go osobiście, ale na pewno jest ciekawą osobą.
- Nadal nie wiem do czego zmierzasz. - przyznaję, nie będąc do końca świadoma o co jej chodzi.
- Bierz się za niego, dopóki jest wolny.
- Co? - pytam, omal nie wypluwając kanapki, którą przed chwilą ugryzłam. - Ja i Shawn? Nie bądź śmieszna. Poza tym, ja nie szukam chłopaka. - tłumaczę już po raz któryś.
- Nie musisz szukać, masz go pod nosem. - zauważa.
- Okay, chodziło mi o to, że nie potrzebuję chłopaka.
- Jasne. - potakuje mi i wstaje od stołu. Zakłada na ramię swoją torbę i czeka aż zrobię to samo. Za chwilę zadzwoni dzwonek, więc kierujemy się do klasy. - Mówisz tak teraz, ale tak naprawdę to każda z nas go potrzebuje. Posiadanie chłopaka to nie tylko status na fejsie i kilka smsółw z buziaczkami. Chłopak mógłby cię wspierać, pomagać za każdym razem, gdy będziesz czegoś potrzebowała. Zatroszczy się o ciebie i będzie zawsze przy tobie. Będziesz mogła z nim dzielić wszystkie problemy, myśli, czy troski. Nie chciałabyś mieć przy sobie kogoś do kogo zawsze możesz się zwrócić, nie zważając na porę?
- Wow, Melissa - komentuję jej wyznanie z udawanym podziwem. - Gdzie to przeczytałaś?
-To jest teraz najmniej istotne. - odpowiada, a moje usta opuszcza cichy chichot. - Nie śmiej się - mówi oburzona, chociaż doskonale wiem, że tylko udaje - Przeczytałam to w Cosmopolitanie, który swoją drogą jest przydatny. Widzisz, jaką tam znalazłam dla ciebie super rade?
- W każdym bądź razie, Shawn to tylko mój przyjaciel. - tłumaczę, chcąc skończyć ten temat. - I nie zamierzam tego zmienić.
- Wmawiaj sobie, Merdy.
- Ale ja naprawdę tak uważam. Poza tym to co przeczytałaś w Cosmo jest dziwne, bo Shawn i tak mi już pomaga i troszczy się. Wiesz, tak jest, jak ludzie zaczynają się przyjaźnić.
- I tak mnie nie słuchasz, więc nie będę ci nic tłumaczyć.
- Nie masz czego. - odpowiadam na głupi komentarz przyjaciółki.
- Meredith, Shawn chyba nie uważa cię do końca za przyjaciółkę.
- Nie gadaj głupot. - śmieję się, na co Melissa kręci głową.
- Widzisz? Właśnie o to mi chodzi. - żwawo gestykuluje, wywracając oczami - W ogóle nie bierzesz pod uwagę tego co do ciebie mówię. Jakbyś udawała, że nic się nie dzieje.
- A dzieje się? - pytam, nie mając pojęcia o co jej chodzi.
- Tak, Meredith! - prawie krzyczy w odpowiedzi, wyrzucając swoje ręce do góry.
***
Mija ostatni tydzień maja, a ja i Shawn spotykamy się kilka razy. Oczywiście nie dochodzi między nami do żadnych spięć, nie kłócimy się, ani nie robimy niczego, czego nie robiliby przyjaciele. Nie poruszamy niewygodnych tematów, ani nie wspominamy o wybryku Shawna podczas oglądania filmu. Dużo spacerujemy po ulicach naszego osiedla. Wieczory są dość ciepłe, dlatego zaraz po odrobieniu lekcji wybieram się do sąsiada i wyciągam go na wieczorne przechadzki. Spacer pozwala nam wygadać się z rzeczy, których normalnie nie mamy odwagi zdradzić. Opowiadamy sobie o minionych dniach, słuchając siebie na wzajem. Powierzamy sobie sekrety, każde dręczące nas myśli i troski. Zagłębiamy się w naszej znajomości, tworząc coś niesamowicie wyjątkowego. Czuję, jak nasza relacja ożywa i przekształca się w piękną przyjaźń.
To zabawne, bo poznałam Shawna zaledwie dwa miesiące temu pod swoim domem, kiedy uderzył mnie piłką. Byłam wtedy wkurzona na cały świat, więc nawet nie zwracałam na niego zbyt dużej uwagi. Nigdy nawet nie pomyślałabym, że będę miała z nim tak bliskie stosunki. Szczerze, nie miałam pojęcia, że kiedyś zaprzyjaźnię się tutaj z kimkolwiek. Myślałam, że nie istnieją osoby, które będą potrafiły ze mną wytrzymać i zrozumieć mnie tak dobrze, jak mój tata. Uważałam tatę za jedynego, który potrafił być moim przyjacielem.
To wszystko co dzieje się obecnie w moim życiu jest dla mnie takie nowe i nieznane. Nigdy nie wiedziałam na czym polega prawdziwa przyjaźń, ale teraz mając przy sobie Melissę i Shawna, w końcu będę mogła tego doświadczyć. Wiem, że mogę im zaufać, ponieważ niejednokrotnie udowodnili, że są tego warci.
Nasze relacje naprawdę się polepszają, ponieważ z każdym naszym spotkaniem, czy z Mel, czy z Shawnem, jest inaczej. Mówiąc inaczej, mam na myśli lepiej. Czuję się o wiele bardziej swobodniej przy nich, niż przy innych osobach. W ich towarzystwie, zawsze mogę powiedzieć to co myślę, nie bojąc się o krytykę, czy niezrozumienie. Oni zawsze rozumieją, co jest tak dziwne, że aż niesamowite.
Nie ukrywam tego, że jestem trudną osobą. Jeżeli ktoś nazwałby mnie dziwakiem, okay, zgodzę się. Mam naprawdę specyficzny charakter, który ciężko rozgryźć. Często pojawiają się u mnie humorki, jestem też zamknięta w sobie, potrafię zaleźć ludziom za skórę, a mimo wszytko oni nadal są przy mnie. Jestem im za to naprawdę wdzięczna, bo wiem, że niejedna osoba spasowałaby już po tygodniu wspólnej znajomości.
Czy to jest ta prawdziwa przyjaźń? Czy to właśnie na tym ona polega? Na ignorowaniu wad, byciu przy kimś na dobre i złe, pomaganiu w potrzebie, akceptowaniu drugiej osoby, takiej jaką jest? Czy to jest to?
Jeżeli to jest przyjaźń to myślę, że już ją znalazłam.
***
- Hej, jak planujesz się dziś dostać na plaże? - pyta Melissa, gdy rozmawiamy przez telefon w drodze powrotnej do domu. - Sorry, że nie spytałam o to w szkole, ale wyleciało mi z głowy.
Dziś jest ten nasz długo wyczekiwany weekend, który mamy spędzić razem po raz pierwszy. Umówiłyśmy się na niego ponad dwa tygodnie temu, a mimo wszystko, wydaje mi się, że minęło o wiele więcej czasu. Wybieramy się na najbardziej znany odcinek plaży w Brighton, gdzie znajduje się okropnie długie molo, na którym jest bardzo dużo sklepów z pamiątkami, restauracji i innych turystycznych budek. Tam również ma swoje otwarcie sezonowy lunapark z ogromnym diabelskim młynem, który stoi przy promenadzie cały rok, tworząc wizytówkę miasta. Jestem podekscytowana na myśl, że w końcu będę mogła tam pójść i wszystko obejrzeć z bliska.
- Um, nie wiem. Nie zastanawiałam się nad tym. - przyznaję.
- Może po prostu przyjadę do ciebie i pójdziemy razem? Mieszkasz może dwa przystanki autobusowe od głównego wejścia.
- Jasne, Mel. W zasadzie możesz przyjechać dużo wcześniej. Posiedzimy trochę u mnie. Babcia jak co weekend zrobiła coś dobrego, więc będziemy miały co jeść. - śmieję się, proponując dziewczynie wcześniejsze odwiedziny.
- Okay, poproszę tatę, żeby przywiózł mnie do ciebie na piętnastą, może być?
- Tak, będę czekać.
Rozłączam się i wkładam telefon do kieszeni mojej jeansowej kurtki, którą zabrałam z szafy mamy. Rękawy są nieco za długie, dlatego muszę je podwijać, jednak reszta wygląda na mnie naprawdę przyzwoicie. W niektórych miejscach jeans jest przetarty i przedziurawiony, co czyni kurtkę atrakcyjniejszą. Jest idealna na chłodniejsze dni, szczególnie kiedy wieje od morza silny wiatr.
Autobus zatrzymuje się na już tak dobrze znanym przystanku, dlatego rzucam niewyraźne do widzenia panu, który kieruje, a następnie ruszam w stronę domu. Mijam po drodze kilku sąsiadów, których kojarzę tylko z widzenia. Grzecznie witam się z nimi i idę dalej, szorując trampkami o jezdnię.
Kiedy jestem na własnej ulicy, widzę jak od przeciwnej strony idzie Shawn w obecności dwóch innych chłopców. Nie wiem, bądź nie pamiętam, jak się nazywają, ale na pewno widziałam ich po meczu w pizzeri. Jeden z postury przypomina mi Brandona, jednak nie jestem w stu procentach pewna. Chłopaki są oddaleni ode mnie, dlatego nie jestem w stanie dokładnie powiedzieć kogo widzę. Jedynie postać Shawna jest dla mnie wyraźna, ponieważ na pamięć znam jego ruchy i sposób w jaki się porusza.
- Cześć, Meredith! - krzyczy Shawn, gdy mnie dostrzega. Jego chora dłoń zabawnie się wygina, kiedy macha do mnie.
- Hej! - witam się, gdy jestem już nieco bliżej.
Jak się okazuje, towarzyszami Shawna są Brandon i Mike, dlatego witam się również z nimi i jednocześnie skręcam w stronę białej bramki oddzielającej posesję babci od ulicy. Nie rozmawiam z chłopakami długo, ponieważ nie mam na to ochoty. Poza tym staram się unikać Mike'a, który po ostatnim spotkaniu po meczu, nalega na kolejne. Naciskam na klamkę, jednak drzwi nie ustępują. Wyjmuję więc z plecaka mój komplet kluczy, który otrzymałam od babci jakiś czas temu. Wkładam metalowy klucz w odpowiedni zamek i przekręcam go. Tym razem klamka pod wpływem mojej siły otwiera drzwi, więc wchodzę do środka.
Zdejmuję buty i od razu kieruję się do swojego pokoju. Z powodu wizyty Melissy chcę zrobić porządek. Nie chcę wyjść na bałaganiarę, dlatego od razu biorę się za sprzątanie. Zbieram z podłogi ubrania, które zostawiałam każdego wieczoru na fotelu przy oknie, będąc zbyt zmęczona na wrzucenie ich do kosza na brudną odzież. Wsuwam pod moje ogromne łóżko kartony, w których szukałam książki, o której opowiadała mi mama, a następnie związuję worek ze śmieciami spod biurka. Wyrzucam także zbędne papiery oraz stare notatki, których i tak już nie użyję. Ścielę łóżko, narzucając na nie fioletowy koc, który pełni rolę narzuty i kiedy schodzę z wypełnionym workiem na śmieci, słyszę dzwonek na drzwi. Odstawiam śmieci na bok, wycieram brudne dłonie w bluzę, którą mam na sobie i patrzę przez wizjer - to Melissa.
- Hejka, właśnie skończyłam sprzątać. - mówię na powitanie, na co dziewczyna się śmieje.
- Nie musiałaś sprzątać i tak wiem, że jesteś okropną syfiarą. - wyznaje, a ja tylko parskam z powodu jej bezpośredniości.
- Nic przed tobą nie ukryję. - przyznaję się, na co dziewczyna kiwa głową i chichocze. - Może idź do mojego pokoju, a ja pójdę wyrzucę śmieci?
- Jasne, tylko powiedz gdzie. - kiwam głową i kieruję dziewczynę do swojego małego królestwa, jednocześnie schodząc po schodach do piwnicy.
Zostawiam szybko worek ze śmieciami przy pełnym metalowym koszu i wbiegam na piętro. Melissa pozostawiła drzwi otwarte, dlatego bez szelestu wtargam do pomieszczenia. Wchodząc do środka od razu zauważam dziewczynę przy oknie. Nawet nie reaguje na to, że także znajduję się w pokoju. Nie wyglądałoby to dziwnie, gdyby nie stała nieruchomo i nie gapiła się w jedno miejsce. Kiedy podchodzę bliżej, jestem w stanie zobaczyć w którym kierunku skierowany jest jej wzrok.
W jego okno.
Szybko wędruję za jej wzrokiem i to co widzę nie zapiera mi wdechu w piersi jak za pierwszym razem, jednak nadal robi na mnie duże wrażenie. Stoję wpatrzona jak w obrazek, gdy Shawn przebiera koszulkę, a jego mięśnie napinają się. Nic nieświadomy chłopak odwraca się w naszą stronę, więc przestraszona byciem przyłapanym na podglądaniu odciągam Melissę od okna i szczypię ją w ramię, aby się ocknęła.
- O.MÓJ.BOŻE. - komentuje, a jej policzki płoną.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ten rozdział to przeskakiwanie między jednym a drugim, za co przepraszam, ale to po prostu rozdział przejściowy. Mówiłam Wam, że miałam z nim ogromny problem i wyszło jak wyszło. Chyba marnie :c
Za wszelkie niedogodności przepraszam, bo jak pisałam poprzednio, tworzę ostatnio na tablecie. :c
Wybaczcie, jeśli Was rozczarowałam tym rozdziałem :/
Kolejny dopiero za tydzień, potem ustalę nowa datę publikacji.
Piszcie kreatywniej swoje komentarze, to jedyne o co Was proszę <3
Kocham Was, jesteście wspaniali!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro