Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

NOTKA POD ROZDZIAŁEM, TO WAŻNE!! :>

Gdy tylko odpisuję chłopakowi na wiadomość, od razu dostaję tekst zwrotny. Shawn pisze, że cieszy się i wpadnie po mnie, abym nie zgubiła się na mieście. Brighton nie jest małym miastem, ale nie jest także ogromne. Znajduje się w nim wszystko co potrzeba. Kilka szkół, dużo ośrodków sportowych, multum plaż i ciekawych miejsc, które wiążą się z morską kulturą i handlem. Dla osoby, która siedzi ciągle w domu, czyli dla mnie, wyjście na miasto jest dużym wydarzeniem. Rzadko kiedy to robię, dlatego nie znam żadnej drogi, ani nic, aby dotrzeć gdziekolwiek dalej niż do szkoły. Jestem ograniczona do znajomości tylko i wyłącznie tej drogi oraz planu osiedla, na którym mieszkamy. To trochę głupie, że mieszkam tu już dłuższy czas, a nadal nie wiem jak chociażby dotrzeć do centrum handlowego.

Zbliżające się południe ogłasza moja mama, która krzyczy z dołu, abym zaczęła się zbierać, jeśli nie chcę, aby sąsiad na mnie czekał. Przy tym akurat dyskutowałabym, bo muszę przyznać, że działanie na nerwy Shawnowi sprawia mi niemałą przyjemność. Mogłabym specjalnie trochę się po ociągać, przez co chłopak spóźniłby się na mecz. Jednak nie chcę mu tego robić, bo wiem, że koszykówka jest dla niego bardzo ważna. Poza tym nie jestem wredną zdzirą, która tylko kopie doły pod innymi. Od czasu do czasu mam odruchy ludzkie i myślę normalnie. Ten czas jest właśnie teraz. Chociaż biorąc pod uwagę sam fakt, że zgodziłam się wyjść, sprawia, że ludzie mogą mnie podejrzewać o jakiś wypadek. W końcu ja, największy domator na St Jude Street, wychodzę poza dom. To co w tej chwili się dzieje jest dla mojej babci i mamy nienormalne. Jednak w ich oczach widać radość, a nieschodzący uśmiech mamy, odkąd się dowiedziała o wyjściu, utrzymuje mnie w myśleniu, że to co teraz robię, jest właściwe i dobre dla mnie.

Kiedy godzina przyjścia Shawna jest coraz bliższa, na horyzoncie pojawia się poważny problem. Nie mam pojęcia w co się ubrać. Zazwyczaj pogoda jest unormowana i wiem, że jest ciepło lub zimno. Dziś pogoda ma okropne humorki, dlatego że co i raz wieje silny wiatr, a głośne krople deszczu odbijają się od szyb. Innym razem świeci słońce i jest piękna, wręcz wakacyjna pogoda, gdzie słońce przygrzewa tak mocno,że nie chce się wychodzić z cienia. To całe niezdecydowanie trzyma mnie do godziny 14, lecz kiedy słyszę, jak mama wpuszcza do domu Shawna, wybieram szybko luźną, bawełnianą sukienkę w malutkie kwiatki, a na to czarny sweterek. Nakładam wszystko na siebie najszybciej, jak tylko umiem i nie patrząc na fryzurę, czy makijaż, schodzę na dół.

Shawn ubrany w szare, luźne spodnie od dresu oraz swoją burgundową bluzę z czarną koszulką pod spodem, stoi oparty o drzwi tarasowe i rozmawia z moją babcią. Nie potrafię wychwycić ich tematu, więc nie włączam się do rozmowy. Informuję chłopaka o swojej obecności, pstrykając go palcem w ramię, a ten jakby nigdy nic przytula mnie do siebie na powitanie. Dziwię się temu, natomiast babcia pokazuje podniesione kciuki i puszcza mi oczko. Posyłam do niej głupią minę i wywracam oczami, a w tym samy czasie sąsiad odsuwa się ode mnie.

- Bawcie się dobrze, kochani! - mówi babcia, kiedy stoimy przed drzwiami i ubieramy buty. Shawn swoje koszykarskie nike, ja zwyczajne, czarne trampki.

- Moja babcia przed chwilą puściła mi oczko, jak przytulałeś mnie na powitanie.

- Dopiero zauważyłaś, że nasze mamy, plus twoja babcia utworzyły swego rodzaju stowarzyszenie, którego celem jest zeswatanie nas ze sobą? - wyjaśnia, a ja nie mogąc powstrzymać śmiechu, wybucham rechocząc na pół osiedla.

- To wszystko wyjaśnia! - komentuję, nadal się uśmiechając.

- Ktoś tu ma dobry humor, jak widzę. - zauważa, kiedy idziemy w stronę przystanku autobusowego.

- To prawda. - przyznaję, nie będąc pewna, czy mówić mu o rozmowie z mamą. Nie wiem, czy powinnam zwierzać się komuś kogo nie znam zbyt dobrze. Jednak w Shawnie jest coś takiego, że mam ochotę mu powiedzieć wszystko. Nie wiem co wpłynęło na mnie tak mocno, że moje myślenie o Shawnie zmieniło się z dnia na dzień. Czyżby ten silny wiatr na plaży dzisiejszego ranka, wywiał moje złe myśli? - Nie wiem, czy mówić ci o czymś, czy jednak nie. - mówię niepewnie.

- Jeśli o mnie chodzi, to możesz mi powiedzieć wszystko. Nikomu nie powiem, możesz mi zaufać. - wyznaje chłopak. - Mam nadzieję, że w drugą stronę jest tak samo. - dodaje ciszej.

- Myślę, że tak. Wiesz co?

- Hmm?

- Powinnam cię przeprosić.

- Za co? - pyta Shawn, będąc bardzo zdziwionym.

- Za wszystko. Wiem, że jestem dla ciebie niemiła, chamska, okropna i w ogóle. Jestem ignorantem, nie potrafię docenić to co mam i tak dalej, a mimo to jesteś teraz przy mnie. Przepraszam, że byłam dla ciebie taka, a nie inna.

- Wybaczam, chociaż nie gniewałem się na ciebie za nic. - śmieje się, więc uśmiecham się do niego. - Rozumiem, że przechodzisz ciężkie chwile. Po prostu potrzeba czasu, aby wszystkie rany zabliźniły się.

- Właśnie to chciałam usłyszeć, dzięki Shawn, serio. - mówię to, a następnie przytulam się do chłopaka, powodując, że jego sportowa torba spada na ziemię. Obydwoje się śmiejemy, a kiedy przyjeżdża autobus, wsiadamy do niego i kierujemy się prosto na hale, gdzie Shawn będzie grał.

***

- Ostatnia akcja dzisiejszego meczu. Jak myślicie kochani, czy ten dzień będzie należeć do gospodarzy Brave Brighton's Eagles? Zaraz się przekonamy, bo piła znalazła się właśnie w rękach Stevensa, który sam na sępa biegnie po boisku, kiwając przeciwników. Teraz podaje do Mendesa. Proszę państwa, to chyba ostatnia akcja tego meczu. Czy Mendes trafi do kosza za trzy punkty? TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK, PROSZE PAŃSTWA, ORŁY WYGRYWAJĄ DZISIEJSZY MECZ! SHAWN MENDES TRAFIA OSTATNIE PUNKTY ,TYM SAMYM KOŃCZĄC MECZ. Gwizdek sędziów, a więc koniec. Dziękuję bardzo za emocjonujące widowisko. Chłopaki, graliście super!- krzyczy do mikrofonu komentator.

Cała sala przeżywa mecz, krzycząc głośno, jakąś koszykarską przyśpiewkę, którą znają stali kibice, do których nie należę. Zatem klaszczę w dłonie, tak jak większość kobiet na hali i piszczę, kiedy Shawn odbiera mały puchar od sędziego. Podnosi go wysoko w górę, aby wszyscy mogli zobaczyć ich nową zdobycz. Reszta drużyny podbiega do niego i razem tworzą ogromny uścisk. Później słychać ich drużynowy okrzyk, skandowanie imienia Shawna i tego chłopaka, który do niego podał piłkę - Mike'a Stevensa.

Schodzę z ogromnych trybun, mijając się z zagorzałymi fanami kosza oraz dziewczynami z mojej szkoły. Kiedy mnie widzą, są zaskoczone. Później widzę, jak szepcą do siebie, ale nie przejmuję się tym. Idę schodami w dół, starając się dotrzeć do wyjścia dla zawodników. Muszę się dowiedzieć czy Shawn ma zamiar zostać w szatni dłużej i ile mu się zejdzie. Nie chcę długo tutaj sama siedzieć.

-Hej, Shawn! - krzyczę głośno, aby zajęty chłopak w końcu mnie zauważył.

- Widziałaś to, Merdy? -pyta podekscytowany, próbując przekrzyczeć tłum.

- Jasne. - odkrzykuję, posyłając mu uśmiech. - Długo mam na ciebie czekać?

- Wezmę szybko prysznic. Wytrzymasz 20 minut beze mnie? - pyta z nadzieją, a więc mu ulegam. Kiwam lekko głową i patrzę, jak Shawn w drodze do szatni zdejmuje swoją koszulkę. Widząc jego wyrzeźbione ciało, czerwienie się, ponieważ jego klata jest cóż... bardzo gorąca. Karcę się za to i jak najszybciej opuszczam budynek.

Nie wiem co powinnam teraz robić, dlatego siadam na wielkich betonowych schodach i patrzę jak ludzie grupkami opuszczają halę. Jedni śmieją się z przegranych, inni ich opłakują. Dopiero na sam koniec wychodzą rozśpiewani i szczęśliwi fani sportu, którzy wykrzykują co chwilę nazwę Orłów. Zawsze myślałam, że koszykówka to typowo amerykański sport. Nie miałam pojęcia, że jest on tak popularny wśród Brytyjczyków. Kiedy mieszkałam w Szkocji, ten sport nie należał do najpopularniejszych. Ludzie czasem grali w kosza, gdy doskwierała im nuda, ale tak, nie widziałam, aby coś poważniejszego działo się w mieście, w którym mieszkałam. Żadnych zawodów, meczy towarzyskich, czy turniejów. Natomiast tutaj widzę, że siatkówka plażowa i koszykówka to dwa główne sporty, które płyną pierwsze w nurcie najczęściej uprawianych sportów przez młodzież. Fajnie patrzeć, że ktoś ma pasję.

Mijają minuty, potem kwadranse i kiedy jestem pewna, że Shawn o mnie zapomniał i jestem gotowa wrócić bez niego, chłopak wychodzi z hali, a tuż za nim jego drużyna. Gdzieś pomiędzy zawodnikami idą dziewczyny, których i tak nie znam. Podejrzewam, że są partnerkami niektórych chłopców, bądź zwykłymi znajomymi, tak jak ja.

- Chłopaki chcą iść świętować zwycięstwo, może pójdziesz z nami na pizzę? - pyta radośnie sąsiad.

- Um, nie jestem pewna czy to dobry pomysł. Może pójdź sam? W końcu to twoi znajomi. - wyznaję, używając odpowiedniego argumentu.

- W takim razie powinnaś ich poznać! - mówi podekscytowany. - LUDZIE! - krzyczy, aby zwrócili na niego uwagę. Boże, co on chce zrobić. - To jest Meredith. - przedstawia mnie, obejmując ramieniem moje ciało. - A to jest Mike, Alex, Dylan... - przedstawia po kolei wszystkich członków, którzy albo krzyczą na powitanie ''Siema'' , albo machają do mnie. - To co, idziesz?

- No niech ci będzie, pójdę z wami, ale nie zostawiaj mnie samej, okay? - proszę go, ponieważ powinien wiedzieć, że źle się czuję w dopiero co poznanym towarzystwie. Na ludzi otwieram się nieco później, dlatego zawsze zyskuję sympatię po kilku spotkaniach.

- Okay. Masz to jak w baku, Merdy. - mówi i przyciąga mnie do siebie bardziej.

- Bierz te łapska. - zwracam mu uwagę, ale ten tylko się śmieje i szczypie mnie w ramię, które jest odkryte, ponieważ sweterek trzymam w dłoni. - Mówię całkiem poważnie.

- Wyluzuj, młoda. - odzywa się po chwili milczenia. - Merdy, musisz wyluzować. Też mówię całkiem poważnie.

- Twoja ręka boli, za bardzo ściskasz. - mówię mu, ponieważ to jak idziemy, jest niewygodne i krępujące.

- Okay, nie dotykam cię już. - śmieje się i zapiera ręce, trzymając je przy sobie.

- Dzięki! - odpowiadam z ulgą, lecz on nadal nie przestaje się śmiać.

- Mendes! - woła ktoś z tyłu, więc chłopak się odwraca. - Ty i twoja dziewczyna, idziecie z nami na pizze, tak?

- Ja nie - zaczynam tłumaczyć, że nie jestem dziewczyną Shawna, jednak sąsiad mi przerywa.

- No raczej! - odpowiada Shawn, a ja mam nagłą ochotę go uderzyć.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dzisiejsza notka autorska będzie nieco dłuższa, proszę o przeczytanie jej :*

1] Wiem, że rozdziały są krótkie, ale nie mam siły pisać dłuższych, poza tym te 1600 słów to wystarczająca ilość, abym mogła wyrazić to co chcę, aby zawarte było w jednym rozdziale.

2] Nie dam rady dodawać więcej rozdziałów niż 1 na tydzień. Ja też mam swoje życie, kochani :3

3] W przyszłym tygodniu nie będzie rozdziału, bo wyjeżdżam na obóz harcerski. *___*

4] Po 19 lipca rozdziały będą pojawiały się co czwartek w porze popołudniowej. Tak ok. 16 - 18.

5] Mam strasznie dużo roboty z informowaniem, więc teraz gdy będziemy mieli ustaloną godzinę i dzień to chyba informowanie będzie zbędne, co o tym myślicie? TA SPRAWA JEST DO PRZEDYSKUTOWANIA!!!

6] Wiecie co? Gdy zaczynałam pisać to ff to nie miałam pojęcia, że odniesie ono taki wielki sukces. Nie wiecie jak miło mi czytać wasze tweety i komentarze odnośnie MATHS. Jesteście niesamowici! Wszystkie rozdziały mają ponad 130 votes i jestem w szoku, bo to tak wiele. Przechodzicie moje najśmielsze oczekiwania, dziękuję Wam <3 To mnie napędza do pisania, do poprawy, do wszystkiego... Dzięki Wam powoli zaczynam wierzyć w swoje możliwości. Jestem Wam wdzięczna :* <3

7] Jedzie ktoś na ZLOT GRUNWALDZKI? Może się spotkamy :D

Znowu liczę na tak liczny odzew z waszej strony i dużoooo komentarzy! <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro