Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

X. O... nie!

- Musisz iść na tę imprezę. On tam będzie.
- Blanca, nie dobijaj mnie. Nie mam na to najmniejszej ochoty.
- Nie masz wyboru.
Westchnęłam. Dobrze o tym wiedziałam.
- Ale pójdziesz ze mną? Proszę... Nie chcę tam być sama.
- Ok.
- Będę po ciebie o wpół do ósmej.
Rozłączyłam się. Nie chciałam iść na imprezę. Nie znoszę mieszaniny zapachu alkoholu, papierosów i potu. To nie moje klimaty. Ale mus, to mus...
O dziewiętnastej skończyłam oglądać kolejny odcinek Arrow i zaczęłam się szykować. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam czarne grube rajstopy, krótkie spodenki i koszulkę bez rękawów, a na to moją ulubioną flanelową koszulę. Wysuszyłam włosy i spięłam je w koka. Poprawiłam mój codzienny makijaż robiąc delikatne czarne kreski, nakładając tusz na rzęsy i różową szminkę na usta. Przejrzałam się jeszcze w lustrze.
- O rany! - szepnęłam. No cóż... Mogłabym nałożyć na twarz tonę tych wszystkich kosmetyków, których nazw i zastosowania nie znam, ale to nadal by była moja twarz... Niestety musi to wystarczyć... Założyłam jeszcze buty i kurtkę, a do torebki włożyłam czarne szpilki i ciuchy na zmianę - miałam zostać u przyjaciółki. Buty zmienię u Blanki, ponieważ zanim do niej dojdę zdążę zmarznąć, a dwa domy dalej mieszka Alex, u którego jest dzisiaj impreza.
- Wychodzę! - krzyknęłam i trzasnęłam drzwiami nie czekając na odpowiedź.
Wsiadłam do autobusu i godzinę później byłam u Blanki. Minus mieszkania na drugim końcu miasta.
- Cześć. - przytuliłam ją na powitanie. Dziewczyna szybko wpuściła mnie do środka.
- Zmień tę kwaśną minę.
- Blanca...
- I pokaż w co się ubrałaś. Muszę ocenić. - zdjęłam kurtkę i zmieniłam buty. - Fajna fryzura, rajtki, buty i spodenki też, ale...
- Ale?
- Poczekaj. - dziewczyna ruszyła do swojego pokoju. Po pięciu minutach rozsiadłam się w salonie. Dziewczyna wróciła po kolejnych dziesięciu. Przebrała się w czerwone leginsy o wyglądzie skóry i czarną tunikę do połowy uda. Zdążyła też ułożyć włosy i zrobić makijaż - trochę mocniejszy niż mój. Wyglądała sto razy lepiej niż ja. - Masz. - rzuciła mi koszulkę. Zaśmiałam się.
- A gdzie reszta bluzki? - powiedziałam przykładając do siebie materiał w kolorze jaskrawo zielonym.
- To jest cała. Zakładaj.
- Chyba żartujesz. - ale zrobiłam to, co przyjaciółka mi doradziła. Jednak, gdy tylko stanęłam przed lustrem zdjęłam bluzeczkę i pobiegłam po poprzedni zestaw. - Nie założę tego. - powiedziałam oddając jej.
- Katherine...
- Nie i kropka.
- Ok... Jak chcesz. - chwyciła moją kurtkę i mi ją rzuciła. Gdy ja ją ubierałam Blanca włożyła jej ukochane czarne platformy (nie należała do wysokich, co jej się nie podobało, choć jak dla mnie, to nie jest aż tak niska) i kurtkę. Chwyciła klucz i otworzyła drzwi, a kiedy wyszłam zamknęła je i schowała klucz w klamerkach na ogrodzie. - Możemy iść. - chwyciła mnie pod ramię i ruszyłyśmy w kierunku głośnej muzyki.
- Mówiłam już, jak bardzo nienawidzę imprez? - odezwałam się nim weszłyśmy do środka.
- Złotko... Jakieś milion razy. - powiedziała wpychając mnie. Kiedy zobaczyłam ten tłum już wstawionych ludzi miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Ale musiałam się rozejrzeć. Chwyciłam Blancę za rękę i pociągnęłam za sobą. Zajrzałyśmy do kilku pokoi, łazienki, piwnicy... I nic... Zrezygnowane poszłyśmy na taras.
- Masz. - Blanca podała mi jeden z kubków, które trzymała. Kiedy ona je wzięła? Upiłam łyka i natychmiast tego pożałowałam. Nie żebym była abstynentką, czy coś, ale nie przepadam za alkoholem. Taka jestem i tyle...
- To jest okropne. - powiedziałam cicho.
- Po każdym kolejnym łyku jest lepiej. - powiedziała przykładając kubek do ust.
- A ty taka doświadczona? - zaśmiałam się próbując ukryć ukłucie. Może byłyśmy przyjaciółkami, ale ja poza nią tak na prawdę nie miałam nikogo. Ona miała jeszcze przyjaciół, kolegów i koleżanki, który czasem wyciągali ją na imprezę. Za to ja siedziałam smutna w domu i oglądałam seriale. Gdy się spotykałyśmy opowiadała mi jak się bawiła, a ja powstrzymywałam się przed łzami i mówiłam sobie, że przecież nie jest do mnie przyklejona. W przeciwieństwie do mnie Blanca ma znajomych.
- Rozchmurz się. - usłyszałam, po czym podszedł do nas jakiś koleś. Przez chwilę ciśnienie mi podskoczyło.
- Zatańczymy? - a w tym momencie serce mi zamarło. Zabrał mi moją osobę towarzyszącą! Blanca uśmiechnęła się do mnie, odpowiedziałam jej tym samym, po czym weszła do środka i zniknęła wśród tańczących. Westchnęłam powstrzymując łzy i odwróciłam się plecami do wnętrza. Oparłam się na balustradzie i patrzyłam przed siebie. Chciałam wrócić do środka, bo zrobiło mi się zimno, ale wtedy poczułam, że ktoś otarł się o moje ramię, a następnie stanął obok mnie. Nie musiałam patrzeć kto to, poznałam po zapachu perfum. Oczywiście używał takich, jakie lubię u facetów. Kolejny punkt dla niego!
Spojrzałam na Josha. Mogłam się spodziewać, że go tu spotkam. Przecież to widać w jakim towarzystwie się obraca.
- Kate. - chłopak w końcu odwzajemnił moje spojrzenie i uśmiechnął się.
- Josh... - i to było jedyne, co udało mi się wykrztusić. Hmm... I tak nieźle.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
- Moja przyjaciółka, Blanca, namówiła mnie. Gdyby nie ona... No cóż... Nie lubię imprez, dobrze wiesz. - znów kłamstwo.
- No tak... Napijesz się czegoś? - pokazałam mu pełny kubek. Chłopak zmrużył oczy. Nie udało mu się. -  Koleżanka cię ze sobą zabrała, a teraz zostawiła?
- Taka już moja rola... - powiedziałam z żalem, którego, mam nadzieję, nie zauważył. - Ze mną nie można się dobrze bawić.
- Jesteś tego pewna?
- Tak. - zdecydowanie nie podobała mi się jego mina. Przyglądał mi się, ale czułam jakby miał rentgen w oczach. Zatrzymywał wzrok w tych miejscach, gdzie zdecydowanie nie powinien... Albo inaczej... Nie powinien, bo czułam się bardzo niezręcznie.
- W takim razie chodź ze mną. - chwycił mnie za rękę. - Pokażę ci, że w twoim towarzystwie można się dobrze bawić. - o rany! Wręcz krzyczałam w myślach. Z jednej strony chciałam z nim iść, nieważne, gdzie chciał mnie zabrać, ale z drugiej strony... rozsądek podpowiadał, że to nie jest dobry pomysł. Postanowiłam posłuchać rozumu.
- Mam lepszy pomysł. - chciałam mu powiedzieć, że wracam do domu, ale wtedy zrobiłam coś, czego bym się po sobie nie spodziewała - przygryzłam wargę. Josh od razu to wychwycił. Widziałam błysk w jego oczach. Cóż... Teraz musiałam ciągnąć grę, żebym zdążyła się ulotnić. Podeszłam do niego i powiedziałam do ucha ostatni raz wdychając jego zapach. - Znajdę Blancę i powiem jej, że wychodzę. - oddałam mu mój kubek i szybko zlałam się z tłumem.
- Blanca. - w końcu ją znalazłam. - Wychodzę. Josh tu jest.
Przyjaciółka kiwnęła głową, a ja skierowałam się do domu przyjaciółki. Blanca wróciła pół godziny po mnie.
- Kate! - krzyknęła, a ja wyszłam z jej pokoju.
- Josh był bardzo zmartwiony, że cię nie znalazł. - zaśmiała się, a ja chwyciłam poduszkę i rzuciłam ją przyjaciółce prosto w twarz.

Postanowiłam wykorzystać wenę i dlatego... Mamy DZIESIĄTY!! Dzięki wszystkim czytającym, że to wytrzymujecie ;)
Mam nadzieję, że zaciekawiłam Was trochę tajemnicami w tym rozdziale :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro