Honesty & Compromise (Szczerość i Kompromis)
Droga do mieszkanie Harry'ego była pełna lęku. Sprawdzałam telefon, spodziewając się wiadomości od niego, ale nic nie przyszło. Nie byłam nawet pewna czy był w domu, ale zaryzykowałam. To było jedyne miejsce, o którym wiedziałam, gdzie mógłby być.
W drodze grałam w zwariowane scenariusze, próbowałam wymyślić coś, co by załagodziło nasz spór. Wiem, że byłam odpowiedzialna za to, to nie była wina Harry'ego, chciałam być jedyną, która to naprawi. Nienawidziłam siebie za bycie upartą i niesłuchanie go, ale wciąż nie odmawiałam spędzania czasu z Zaynem. Będąc szczerą coś było w tym, nawet jeśli mogło to powodować zazdrość u |Harry;ego, musiał wiedzieć, że lubiłam to, nie uważałam go za takiego złego chłopaka. Nie miałam zamiaru sprawić by Harry stał się zazdrosny bo on wciąż był jednym i jedynym, ale wciąż chciałam mieć z Zayna za przyjaciela.
Dotarłam do drzwi, zapukałam. Prawie natychmiast ojciec Harry'ego otworzył, uśmiechnął się na mój widok.
-Witaj Annabelle,-przywitał mnie.
-Witam panie Styles. Jest Ha..-zatrzymałam się, gdy usłyszałam jak ktoś zbiega po schodach.
-Tato nie otwieraj drzw-
Harry zatrzymał się, gdy zobaczył mnie w drzwiach. Patrzyliśmy na siebie, kompletnie ignorując jego ojca. Jego twarz ukazywała ból i złość, stworzyłam to w nim, miałam nadzieję, że to nie wpłynie na jego słowa. Nawet jeśli starał się unikać mnie, łamał moje serce.
-Ja-ja uh...Powinnam iść,-powiedziałam, gdy łzy groziły wypłynięciem. Oderwałam wzrok od Harry';ego, szybko odwróciłam się.
Głupia, głupia, głupia, powtarzałam sobie. Musiałam spieprzyć relacje z jedyną osobą, którą nie powinnam. Potrzebowałam Harry'rgo, nie ważne jak silna byłam, wiedziałam, że go potrzebowałam. Byłam głupia raniąc go, sprawiając, że mnie znienawidził. Nie ważne jak myślałam, że to było bezpodstawne, wiedziałam, że nie lubi gdy byłam z Zaynem a i tak to zrobiłam, bez mówienia mu, dopóki się to nie skończyło. Powinnam wymyślić z nim jakieś rozwiązanie, dać mu dowód, że mam otwarty umysł, a zamiast tego bez myślenia nad konsekwencjami spotkałam się z nim.
Kiedy dotarłam do chodnika, całkowicie rozpłakałam się, nie było mowy by powstrzymać mój płacz.
-Anna.
Czyjaś dłoń chwyciła za moje ramię, zmuszając mnie do odwrócenia się. Zielone oczy spotkały moje, natychmiast spojrzałam w bok. Nie poruszyłam się. Część mnie chciała uciekać, to jest to co zawsze robiłam, uciekanie od wszystkiego i wszystkich, ale jednocześnie pamiętałam, że obiecałam Harry'emu, że nie będę więcej uciekać. To, czy ta obietnica działa czy nie nie było czymś ważnym dla mnie.
-Kochanie, ty płaczesz?-jego głos był miękki, z wyraźnym kontrastem do tego, co słyszałam sekundy temu.-Chodź tutaj,-przyciągnął mnie do siebie, obejmując ramionami.
-Przepraszam Harry, tak bardzo przepraszam,-wymamrotałam w jego pierś.
Nie powiedział nic, wiedziałam, że walczy z sobą. Był zły, ale mnie kochał, to tworzyło w nim konflikt. Objęłam go mocniej, poczułam jak wzdycha. Czułam, ze odzie to z innym kierunku, bałam się, że się nie pogodzimy, ale gdy poczułam jego usta na czubku mojej głowy, zrelaksowałam się odrobinę. Nadzieja, że naprawimy wszystko zaczęła kwitnąć.
-Chodź,-wymamrotał w moje włosy, odsuwając się, złapał mnie za dłoń.
Wróciliśmy do środka, jego ojciec gdzieś się zapodział, byłam z tego zadowolona, nie chciałam go widzieć po tym, czego był świadkiem.
Weszliśmy do pokoju Harry'ego, usiedliśmy na łóżku, trzymając się za dłonie. Patrzyłam na podłogę, cisza wypełniła pokój. Z miłością głaskałam jego dłoń kciukiem, poczułam, jak jego ręka mocniej ścisnęła moją. Spojrzałam na niego szybko. Mały uśmiech grał na jego ustach, odwzajemniłam go. Moja głowa spoczęła na jego ramieniu, uwolnił swoją rękę by owinąć swoje ramię dookoła mojego ciała.
-Wciąż jesteś zły?-spytałam cicho.
Westchnął głęboko,-Jestem.
Odwróciłam lekko głowę, całując jego rękę spoczywającą obok.
-Przepraszam.
-Za spotkanie się Zaynem?
Odparłam szczerze,-Nie. Za to, że ci o tym nie napisałam.
Harry pozostawał w ciszy przez chwilę, po czym odpowiedział.
-Czuję się zdradzony.
-Nie chciałam tego.
Zabrał ramię z mojego ciała by całkowicie odwrócić się do mnie.
-Wiesz jak się czułem jeśli chodzi o spotykanie się z nim, a ty i tak to zrobiłaś.
Pochyliłam się biorąc jego dłoń w swoją.
-Tylko wpadłam na niego, zaprosił mnie na kawę, co niby miałam zrobić?
-Powiedzieć nie,-odparł rzeczowo.
-Chcę mieć o nim własną opinię Harry, nie mówisz mi czemu jest taki zły, nie odczułam tego więc dałam mu szansę.
Zmarszczył czoło, zabierając swoją rękę z dala od mojej, po czym przeczesał zły włosy. Wiedzieliśmy, że oboje staramy się pozostać spokojni, ale z każdym słowem robiło się trudniej. Znów mieliśmy bardzo widoczną różnicę zdań.
-Anna, wyraźnie powiedziałem ci, ze nie chcę byś się z nim widywała. Powiedziałaś, że nie będziesz, ale i tak postawiłaś na swoim. Jak mam ci ufać...-jego głos był cichy, ale to nie zmieniało faktu, że jego słowa uderzyły mnie mocno.
-Możesz mi ufać Harry . Byliśmy tylko na kawie!-brzmiałam na zdesperowaną i tak się czułam. Zaufanie w związku było wszystkim, jeśli tego nie mamy, nigdy nie pójdziemy dalej.
-Możesz wychodzić z każdym z Nowego Yorku, ale ty musiałaś wyjść z Zaynem pieprzonym Malikiem.
-Nie rozumiem czemu tak bardzo go nie lubisz, jaki masz z nim problem?-spytałam.
Harry poderwał się, chodząc dookoła sfrustrowany.
-On ma zły wpływ Anna. Dla ciebie wygląda na dobrego, ale taki nie jest, okej!
Siedziałam na łóżku, nie spuszczając z niego wzroku. Był rozzłoszczony, nie byłam pewna jak się zachowywać. Znów wróciliśmy do kłótni, którą mieliśmy o moją niezależność i jego nadopiekuńczość. Wciąż obstawałam przy swoim, widocznie Harry też.
-Harry,-powiedziałam miękko. Zatrzymał się, jego wzrok spoczął na mnie. Wstałam, wolno podeszła, do niego. Nie poruszył się, gdy objęłam go wokół tali.
-Nie chcę się znów o to kłócić. Jestem wystarczająco dorosła by wiedzieć z kim mam się spotykać i nie lubię tego, że mnie powstrzymujesz. To duszące.
Trochę się uspokoił, ale wciąż mogłam poczuć jego spięte ciało.
-Nie chcę cię dusić Anna. Próbuję cię chronić.
-Nie potrzebuję tego.
Burknął.-Czemu musisz być taka uparta?
-Czemu chcesz mnie widzieć załamaną cały czas?-odparowałam. Westchnął lekko potrząsając głową.
-Właśnie powiedziałem, ze to nie jest prawda, nie tak cię widzę,-oświadczył.-Nie chcę znów się kłócić o to.
-To nieuniknione,-powiedziałam czując się przegrana
-Czy my nie możemy mieć przerwy,-wymamrotał do siebie przebiegając dłonią po twarzy.
Zmarszczyłam brwi,-Wiedziałeś, że nie będzie łatwo Harry. wiedziałeś, że muszę popracować nad sobą wie-
Umieścił swoją dłoń na moich ustach by powstrzymać mnie przed mówieniem.
-Nie wszystko się poprawiło. Wiem, chciałbym tylko by było trochę łatwiej, nie ma w tym niczego złego,-wziął rękę z moich ust, umieszczając ją na moim policzku.-A teraz porozmawiajmy o Zaynie.
Wyswobodziłam się z jego uścisku, krzyżując ramiona.
-Powiedz mi co jest w nim takiego okropnego Harry. Czemu jesteś taki przeciwny wychodzeniu z nim. Jesteś zazdrosny?
-Boże, nie!-odpowiedział defensywnie.-Nie jestem zazdrosny.
Sposób w jaki zareagował dał mi odpowiedź. Wciąż pamiętałam, gdy Harry i ja zaczęliśmy się spotykać, jak był zazdrosny o Liama. Nie trwało to długo, bo wyraźnie wyjaśniłam mu, ze nie ma się o co martwić. Może znów potrzebował zapewnienia.
-Mam nadzieję, że nie jesteś,-powiedziałam podchodząc do niego bliżej.-Bo nie masz się o co martwić.
Gdy skończyłam mówić, docisnęłam swoje wargi do jego ust. Jego ręce powędrowały an moją talię, przyciągnął mnie bliżej, na sekundę przestałam oddychać. Cieszyłam się, ze nie ważne jak źli na siebie będziemy, to nie zmieni to naszych uczuć, nieważne jaką kłótnię byśmy mieli, wciąż mieliśmy siebie.
To zrzuciło ciężar z moich ramion, bo nawet jeśli nie powiedziałam tego na głos, wciąż coś mnie męczyło. Potrzebowałam Harry'ego , miałam ciężki czas gdy stawałam na swoje, gdy była możliwość, że mogło to całkowicie rozbić naszą bańkę.
Usłyszałam jak burczy, gdy próbowałam odsunąć się by zobaczyć co jest źle, ale on odwiódł mnie od tego, w zmian tylko pogłębił pocałunek. Pozwoliłam mu na to, chcąc więcej niż cokolwiek innego, by poczuć jego usta na moich, ich miękkość.
Czułam jakbyśmy zawsze byli razem, to, jak naturalni jesteśmy względem siebie. Martwiłam się, że idziemy za szybko, powiedział, że mnie kocha, i znowu, poczułam się dobrze. Nasze kłótnie były ceną za ten pospiech, tak przynajmniej myślałam.
-Kocham cię, zawsze,-wymamrotał w moje usta.-Nie ważne jak bardzo się pokłócimy.
-Ja też,-odparłam.
Usta Harry'ego ponownie przykryły moje, wiedziałam, że nawet jeśli nie powiedziałam mu 'kocham cię' to dało ten sam efekt.
Cmoknął mnie po raz ostatni, po czym oddalił się. Trzymał swoje dłonie na moich biodrach, wciąż staliśmy po środku jego pokoju. Spojrzałam na niego, wiedząc, że myśli co ma powiedzieć.
-Spójrz, jesteś nowa w Nowym Yorku więc pewnie nie słyszałaś o Zaynie zbyt dużo, ale on bawi się w złym towarzystwie.
-A Liam z nim trzyma?
-Od czasu do czasu tak, ale Zayn na tle szanuje go, że trzyma go z dala od problemów.
-Czemu miałby przynieść na mnie kłopoty nic wobec mnie nie zrobił Harry.
-Nie jestem pewien czy mógł, Anna. Ale nie chcę byś ryzykowała.
Wywróciłam oczami.
-Mogę trzymać się z dala od kłopotów,-powiedziałam tonem dziecka.
-Jesteś dużą dziewczynką, wiem,-Harry zaśmiał się.-Próbuję właśnie uniknąć problemów.
-Ale lubię Zayna, jest miły,-zmarszczył brwi, wywróciłam po raz kolejny oczami.
-Jako kolega, lubię go jako kolegę,-usprawiedliwiłam się.
-Możemy znaleźć kompromis?
Nie odzywał się, myśląc o mojej propozycji starając się coś wykombinować.
-Widywanie się z nim w mojej obecności?-zaoferował
-Mówisz poważnie?
-Staram się Anna. Kompromis, pamiętasz?
Wzięłam głęboki wdech, chcąc nie chcąc również potrzebowałam jakiegoś wyjścia. Czułam, że to było głupie, kłócenie się o Zayna , ale dla mnie była to uporanie się w większą kwestią, moją niezależnością.
-Z kimś innym,-zaproponowałam, warknął.-Ale tak jak dzisiaj, gdy wpadłam na niego napisałam ci więc wiedziałeś.
Zrobił niezadowoloną minę, ale kiwnął głową.
-Nie będę starała się go zobaczyć,-wyjaśniłam.-Wiem, że to cię złości, ale też nie chcę go ignorować.
-mogę z tym żyć,-przyznał bez przekonania.
-Ładnie wnoszę, że spędzę cały mój czas z tobą,-zażartowałam by poprawić u nastrój, zaśmiał się.
-Więc jest w porządku?
-Tak,-zgodził się z uśmiechem.
Odwzajemniłam to, całując go delikatnie.
-Wybacz za dzisiaj.
-Wiem, że powinnaś naprawdę wymyślić coś dla mnie,-uśmiechnął się złośliwie. Zachichotałam. Ta wymiana zdań przypomniała mi jak bardzo staraliśmy się być zgodni, po tym jak uciekłam do niego za pierwszym razem, gdy go zobaczyłam w Nowym Yorku. Gdy on błagał o wybaczenie było dokładnie to samo.
-Co mogłabym zrobić dla ciebie?-grałam dalej.
-Cóż, potrzebuję kogoś kto ogrzeje mnie w nocy.
-Dobrze, a więc wzniecę ogień.
Odrzucił głowę w tył ze śmiechu, po czym trącił swoim nosem mój. Uśmiechnęłam się szeroko, byłam pewna, że zobaczył rozbawienie w moich oczach.
-Głuptasie,-powiedział całując mój nos.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro