Bench & Promises ( Ławka i Obietnice)
Dobrze jest być wśród ludzi, którzy nie wiedzą nic o tobie, a ty nic nie wiesz o nich. Możesz patrzeć wokoło i usiłować być twardym, ale wtedy nie możesz w pełni uchwycić ich życia, chyba że z nimi rozmawiasz. Szczerze, kto dziś tak robi? Nikt.
Każdy jest zadowolony, gdy inni zobaczą jego powierzchnię, ale większość z nas jest przyparta do muru. Nic nie powiesz, jeżeli osoba siedząca obok ciebie w autobusie ma złamane serce, albo jeżeli osoba serwująca kawę jest zrozpaczona. Może ta wesoła kelnerka tak naprawdę płacze co noc do poduszki każdej nocy.
Każdy z nich ma zupełnie inną historię, czy to dzielą się nią z innymi czy nie, zawsze jakaś sytuacja zmieni ich życie na lepsze lub gorsze. Ja należę do tych 'gorszych'. Podczas gdy chcę realizować różne plany, to: 'a' nic nie trwa wiecznie, 'b' to nie jest takie ważne jak " jeżeli będziesz kogoś kochać to on pójdzie za tobą, albo jeszcze np. "jeśli kogoś kochasz, to oni odejdą bez brania pod uwagę ból, jaki mogą tobie zadać"
Przez to wszystko stałam się apatyczna. Mam ochotę aby to wszystko rzucić.
Dwie godziny.
Dwie godziny, które przesiedziałam na tej ławce przy galerii, patrząc na każdego dookoła mnie. Kilka osób zwraca na mnie uwagę. Kiwają głową z małym uśmiechem, by przywitać się ze mną, a ja to odwzajemniam .
Nie chcę tu być, nie powinnam, lecz tych gestów nigdy nie doświadczyłam w rozmowie.
Nie chcę tu być, nie powinnam, chociaż to wszystko jest jak obietnice i jeśli wtedy to tylko jedna, zwykła mała rzecz, która zdradza więcej, to powinieneś wiedzieć, że ja zawszę dotrzymam obietnicy.
Dlaczego tutaj jestem? W tym wspaniałym pięknym dniu nie może się wydarzyć coś złego, gdyż dziś jest wystawa cioci Meghan. Jest artystką w NY od wielu lat oraz organizuje coroczne wystawy. Uczestnictwo nie jest problemem, ale po tych wszystkich wydarzeniach sprzed kilku miesięcy nie chcę tam być. Oczywiście ciocia Meg, wytrwała w postanowieniach, postawiła sobie za cel zmiany mojego życia.
"Anna! Masz przyjść na moją wystawę za tydzień!"-jęczała
"Meg, nie sądzę, aby to był dobry pomysł. Wiesz jak było ostatnio..."
"Przestań Anna! Użyjesz kolejny raz wymówki, ale nic nie zmieni mojego zdania! Wierz mi również, że tobie będzie się chciało żyć pełnią życia.:
Mój chwyt na telefonie zacieśnił się, a łzy groziły wydostaniu się na powierzchnię.
"Nie mam siły, by wszystko jej przypominać"
"Większym postępem będzie Nowy York, ucieczka od codzienności , może to cię zmieni"
Mogę słyszeć determinację z jej głosie. Westchnęłam. Gdy Meg ma pomysł trudno jest zmienić jej nastawienie.
"Nie wiem, ciociu Meg..."
"Anna, proszę! To dla mnie wiele, jeśli weźmiesz udział."
"Pomyślę nad tym..."
"Nie, ty masz przyjść w następny weekend!"
"Ciociu Meg..."
"Anna"
Jęknęłam w geście porażki.
"Świetnie.". Mój głos zniżył się do szeptu.
"Co?"
"Powiedziałam świetnie"
"Serio?" Radość w jej głosie wywołał u mnie mały uśmiech
"Tak"
"Obiecujesz?" Krzyknęła
"Obiecuję"
Mały uśmiech rozciągnął się na moich ustach, na myśl o naszej rozmowie. Chociaż drażniła mnie tak bardzo jak nienawidzę przyznawać racji, była dokładnie tym czego potrzebowałam właśnie teraz.
Meghan doskonale wie jak uzyskuję wykonywane rzeczy. Wie dobrze, że zawsze patrzę na nią z podziwem. Zawsze odkąd byłam mała była dla mnie inspiracją, żyła sztuką, nie brała żadnej pierdoły od nikogo. Miała wolną duszę i podziwiałam ją za to.
Czułam się winna jej stanowi, dlatego zgodziłam się na przyjść na wystawę. Będzie wspierana przez moje umiejętności; może ta ofiara do niej wróci.
I to jest powód, dlaczego siedzę na ławce od dwóch godzin.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro