Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Kiedyś nie sądziłam, że będę w takiej sytuacji, że spotkam kogoś, kto starał się mnie odtrącić od osoby, która mi pomogła w życiu i dała mi nową nadzieję na nie. W tamtym momencie chciałam jak najszybciej wrócić do mojego Pana i nigdy więcej móc go nie zobaczyć. Nie wiem, w którym momencie znienawidziłam go do tego stopnia, ale jednego byłam pewna pod tą przystojną i urokliwą twarzą, krył się w zaciszu demon, który nie wiedzieć, kiedy atakował mnie.

— Przepraszam, ale muszę już iść — stwierdziłam nagle, biorąc kawę z automatu, kiedy mężczyzna zagrodził mi drogę ucieczki. Był inny niż przedtem. Przynajmniej mnie wcześniej nie zatrzymywał. Nie miałam ochoty nawet z nim rozmawiać. Chciałam tylko spędzić ten dzień w pracy dobrze.

— Piękna dopiero co się z tobą przywitałem. Nie uciekaj — odrzekł, zatrzymując mnie, ale ja nie chciałam z nim rozmawiać i słuchać jak to Michael jest demonem, bo on sam nim był.

— Przepraszam, ale muszę już wracać — rzekłam poważnie, idąc w stronę biura mojego Pana.

Nie odwróciłam się nawet w jego stronę, jednak czułam na sobie jego mrożące krew w żyłach spojrzenie.

— Może kiedyś porozmawiamy na spokojnie, Piękna. Wrócisz do mnie, gdy zrobi ci krzywdę i będziesz błagała mnie o to, bym cię zeszmacił — odpowiedział, a przez moje ciało przeszedł dreszcz, który sparaliżował moje ciało, jednak długo mu się nie dałam.

Ruszyłam szybko do Pana, a gdy byłam w jego biurze, zamknęłam mocno drzwi i upewniłam się jeszcze czy są zamknięte. Pan nieoczekiwanie wstał do mnie i podszedł do mnie. Odłożył plik z dokumentami i kawę na małym stoliczku przy kanapie i na mnie spojrzał. Dość poważnie i przerażająco. Sama nie wiedziałam, co takiego robię w swoim życiu, ale zawsze moja podświadomość prowadziła mnie w dobrym kierunku i nie zamierzałam zmienić swojego nastawienia.

— Co się stało, Kochanie? — zapytał spokojnie, układając mi włosy. — Jesteś cała roztrzęsiona. — dodał.

— Ja... Ja... ja... on... — jąkałam się, na co Pan zakrył mi buzię.

Chyba zrozumiał, co miałam mu przekazać, gdyż po chwili wziął swojego laptopa z biurka i moją torebkę i wrócił do mnie. Dotknął spokojnie mojego policzka i powiedział:

— Już spokojnie, Kochanie. Wracajmy do domu.

Następnie złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić mnie w stronę windy, nie zamykając nawet za sobą biura, które to pozostawił same sobie. Jeszcze mógłby ktoś go okraść. Jednak niedane było mi zamknąć drzwi, gdyż pociągnął mnie dość mocno do siebie. Zjechaliśmy windą na piętro minus dwa, gdzie czekał już na nas szofer Pana. Nie wiedziałam, co wstąpiło w mojego Pana, jednak wiedziałam jedno, że jest naprawdę źle. Może nie na mnie, ale na niego. Wiedział zapewne, o kogo chodziło i nie była to jednorazowa akcja ze strony tamtego mężczyzny. Coś tu ewidentnie naprawdę nie pasowało. Chciałam się coś o tym dowiedzieć, gdyż byłam w tym całym zamieszaniu i bałam się tego, co ma się dalej ze mną stać. Jechaliśmy w ciszy, może i cisza nieraz jest potrzebna, ale ta była wystarczająco przerażająca. Jeszcze Pan, który szukał czegoś na telefonie. Widać było, że był wkurzony, ale nie chciał tego po sobie poznać.

Gdy dojechaliśmy do domu, kazał mi usiąść w salonie i czekać na niego. W ciszy czekałam, aż mój Pan przyjdzie. Skuliłam się na kanapie, tak jakbym czegoś się bała. Mimo że nie bałam się mojego Pana, wiedziałam, że nie chce zrobić mi krzywdy. A jednak czegoś się bałam. Nieoczekiwanie Pan wszedł do salonu, usiadł na fotelu naprzeciwko mnie i spojrzał się na mnie poważnie, a jednocześnie z dziwną troską wymalowaną na twarzy.

— Kochanie, powiedz mi, jak to się stało? Od początku dobrze? — zapytał, na co ja przełknęłam ślinę.

— Tak, Panie — odpowiedziałam, kiwając głową na znak, że zrozumiałam jego polecenie. Nagle uniósł prawą dłoń w geście przerwania mi.

— Odstawmy na razie formalności, Kochanie. Chcę znać prawdę — rzekł czule, kładąc swoją dłoń na fotelu. W międzyczasie poruszał swoim sygnetem, który mnie strasznie interesował. Wiedziałam, że jak powiem mu prawdę, to zapewne on nic mi o tym nie powie, a jedynie będzie chciał mnie przed tym wszystkim obronić, jednak ja nie chciałam tylko tego. Chciałam wyjaśnień również od niego.

— Dobrze. Powiem ci, co się stało, ale jeśli powiesz, co przede mną ukrywasz — odpowiedziałam niezwykle poważnie.

Nie wiedziałam, czy to na niego zadziała, ale musiałam w końcu spróbować. Chciałam wiedzieć, dlaczego jestem w to zamieszana.

— Dobrze. Powiem ci wszystko, ale najpierw ty. A więc? — oznajmił, na co nie wiem, czemu poczułam dziwny triumf zwycięstwa, który zapewne nie będzie trwał długo.

Zaczęłam więc opowiadać o tym co mnie spotkało nie omijając nawet tego jak pierwszy raz spotkałam tamtego mężczyznę w windzie oraz co mi powiedział. Nie wiem, czemu powiedziałam mu wszystko, ale po prostu poczułam taką potrzebę, by mu o tym powiedzieć. Nie czułam się dobrze, ukrywając całą prawdę przed nim. Jakoś wszystko ze mnie odeszło, gdy powiedziałam mu wszystko ze szczegółami. Było mi dobrze, a jednocześnie czułam się źle, że musiałam go okłamywać, że ktoś mnie nieustannie nęka w jego pracy. Po skończeniu mojego długiego monologu, którego wysłuchiwał, wstał z fotela i podszedł do mnie. Następnie spojrzał mi w oczy, nadal górując nade mną. W końcu miał nade mną władzę, a ja mu się poddałam.

— Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? — zapytał troskliwie.

— Bałam się, a z drugiej strony nie wiem czemu — odpowiedziałam szczerze, na co on usiadł obok mnie.

Popatrzyłam na niego kątem oka, na co on spojrzał również na mnie. Speszyłam się trochę, bo jego ciemne oczy mnie onieśmielały nawet w takich sytuacjach.

— Od teraz bez żadnych tajemnic, dobrze? — dodał, na co pokiwałam głową, czekając na to, aż powie mi to, co on ma do powiedzenia. Westchnął głośno, po czym spojrzał na mnie ponownie. — Ten mężczyzna, który cię zaczepia to Gary mój przyjaciel z klimatu. Nigdy nie rozumiał, czemu tak jest, więc go w to sam wkręciłem. Poczuł wtedy władzę i że to jest dla niego. Nie powinienem nigdy mu pokazywać tego świata i tobie z resztą też, ale nie mogłem. Gary po tym co stało się z jego ostatnią uległą. Wiedział, co tak naprawdę robię ja i zamierzał mi w tym przeszkodzić. Chciał, bym przestał się w to bawić. Uważał, że jeśli nadal będę w to brnąć, nigdy nie założę rodziny. Jednak ja nie chcę tego. Jestem inny i nie myślałem o tym. Mimo że... — Nagle przerwał swoją wypowiedź i spojrzał w moją stronę. Trochę smutne, że mimo swojego wieku nadal nie ma nikogo, rodziny, małżonki. Jest zupełnie sam.

— Mimo że co? — dopytałam, gdy przez dłuższy czas nie odpowiadał.

— Nie ważne. — Nieoczekiwanie wyrwał się ze swojego świata i wstał, idąc prosto do kuchni.

Pobiegłam za nim, bo nie mogłam tego tak zostawić. On chciał mi coś jeszcze powiedzieć, jednak się przed tym powstrzymywał. Tylko co takiego to było? Rozumiałam już, dlaczego Gary to robił, jednak nie rozumiałam mojego Pana. Co mu takiego leżało na sercu? Czyżby to było związane ze mną?

— Panie — rzekłam stanowczo, na co on obrócił się w moją stronę ze szklanką kawy z ekspresu.

— Mówiłem ci już. Zostawmy na dziś formalności, Kochanie. — odpowiedział, biorąc łyk gorącej kawy. — Dam ci dzisiaj spokój. — dodał.

Jak to? Co zrobiłam nie tak? To było tajemnicze i dziwne. Zupełnie jakby miał tego dość lub bał się, że zrobi mi dzisiaj krzywdę. Michael minął mnie w przejściu, po czym wrócił do salonu i włączył swojego laptopa, zapewne by zabrać się za swoją pracę, której dzisiaj nie udało mu się przeze mnie dokończyć w biurze. Było mi smutno, bo to moja wina. Usiadłam obok Pana, który nawet na mnie nie popatrzył. Siedziałam tak obok niego patrząc się raz na ścianę raz na to co robił. W sumie nie przeczytałam nic, co było tam napisane, bo przechodził bardzo szybko do innych aplikacji. Westchnęłam cicho, zbytnio nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Byłam troszkę zmęczona, ale to tylko troszkę. Może pójdę już spać? Skoro mój Pan daje mi na dzisiaj spokój, to powinnam to jakoś wykorzystać niż siedzieć teraz w salonie. Nie byłam jakoś głodna, więc raczej nic nie zjem, wykąpałam się rano, więc mam z głowy, jedyne co musiałabym zrobić to umyć zęby, ale nie chciało mi się już. Ta kanapa była dosyć miękka, więc postanowiłam się na niej położyć, kompletnie ignorując Pana, który również ignorował mnie w tamtej chwili. Zamknęłam oczy i nie wiedzieć, kiedy zasnęłam.

Obudził mnie czyjś oddech i dłonie na moim brzuchu. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jestem w sypialni Pana. Znieruchomiałam, gdyż nie wiedziałam, co się stało. Przypomniałam sobie wszystko dopiero po chwili, gdy zdałam sobie sprawę, że musiałam zasnąć na kanapie, a Pan mnie musiał tutaj przenieść. Jednak nie miał mnie gdzieś wczoraj. Spojrzałam na zegarek, który leżał na szafce nocnej. Dochodziła powoli ósma, więc przespałam dosyć długo. Ułożyłam się wygodniej, tak by nie obudzić Pana, ale jednocześnie nadal być blisko niego. Było mi przyjemnie, kiedy dotykał mnie w taki sposób i spał ze mną w takiej pozycji. Było mi cieplutko i dobrze. W końcu mogłam go dotknąć oczywiście nie z jego zgoda a tak po prostu, a raczej to on mnie dotykał. Po chwili jednak moje ciepło i raj zostało zaburzone, bo Pan obudził się, a wraz z nim zadzwonił jego budzik, który wyłączył. Potem znów złapał mnie tak jak wcześniej i otarł się o mnie. Westchnął ciężko, po czym zapytał:

— Jak się spało, Kochanie?

— Dobrze, Panie — odpowiedziałam zaspana, chociaż szczęśliwa. Chciałam go przytulić, ale najpierw lepiej byłoby się zapytać dla własnego bezpieczeństwa i uniknięcia kary. Odwróciłam się w jego stronę, patrząc mu w oczy, jednak nie dotykając go. — Mogłabym się przytulić, Panie? — zapytałam nieśmiało, na co on przysunął mnie do siebie i sam przytulił.

— Tak, Suczko — rzekł, na co odwzajemniłam uścisk.

Było mi dobrze i przyjemnie. W końcu miałam kogoś, kto mnie rozumiał i chciał mnie przy sobie. Czułam się jego własnością, którą chciałam zostać do końca mojego życia. Jednak nie wiedziałam, że droga do tego będzie trudniejsza niż mi się wydawało. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, na co Pan wstawał i przeprosił mnie na chwilę.

Pan otworzył komuś drzwi i zaczął z kimś rozmawiać. Nie miałam pojęcia kto to, ale zamierzałam się dowiedzieć. Ubrałam na siebie szlafrok, po czym wyszłam z sypialni. Po cichu poszłam w stronę holu, z którego dochodziły głosy. Gdy zobaczyłam Pana i Gary'go schowałam się w kuchni tak, aby mnie nie widzieli. Było to dziwne, zważywszy na to jak Pan przejął się tym, co Gary robił mi przez ten cały czas.

— Sprzedasz mi ją? — zapytał nieoczekiwanie Gary, na co o mało co nie krzyknęłam ze strachu. Mój Pan nie zamierza mnie sprzedać. Prawda? Nie to niemożliwe. — Taka jak one nadają się do mojego biznesu. Sprawię, że będzie kurwą na zamówienie — dodał, a mi chciało się przez to wszystko płakać. Nie wierzyłam w to co słyszę. Gary chciał mnie dla zysku? On nie chciał mi pomóc a mnie wykorzystać. Gary jest zdecydowanie gorszy od diabła.

— Zapomnij, Skurwielu. Ona należy do mnie i nie sprzedam jej, choćbyś mi zagroził. — powiedział poważnie mój Pan, czym mnie naprawdę zaskoczył. On mnie bronił, chciał mnie przy sobie. Nie chciał mnie jemu sprzedać. Coraz bardziej wierzyłam, że mój Pan jest dobry i chcę dla mnie dobrze. — Słuchaj, jeśli jeszcze raz powiesz coś do niej, to przysięgam ci, że zabiję cię Skurwysynu. — dodał groźnie.

Nagle Gary zaśmiał się przeraźliwie, co mnie przeraziło, bo nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, w jakiej sytuacji się znajduje.

— Ona niedługo i tak będzie moja. Zrobię to siłą, jeśli będzie trzeba i ty nawet mnie w tym nie powstrzymasz, Black. Zapewne i tak się nią nie przejmiesz, a ona dowie się, jaki tak naprawdę jesteś. — rzekł, a jego kroki słyszałam nawet tutaj. On odchodził i przyszedł tutaj tylko po to, by zagrozić mojemu Panu.

Usiadłam na zimnych płytkach w kuchni i zaczęłam płakać. Nie wiedziałam, że ktoś taki może być okrutny dla innych ludzi i myśleć tak o mnie. Po części miał rację, byłam dziwką, ale nie byłam na zamówienie. Byłam czymś więcej niż prostytutki i inne. Miałam swojego Pana, który mnie szkolił, bym była jak najlepszą suką dla niego, a w zamian on dawał mi bezpieczeństwo i schronienie. Niektóre mogłyby mi pozazdrościć tylko takiego życia. Jednak jak to życie również miało swoje wady i zalety. Zło czekało na mnie wszędzie i chciało zaatakować mnie w najmniej oczekiwanym momencie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro