Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Diana's POV

Obudził mnie dźwięk powiadomienia mojego telefonu. Podniosłam się z kanapy, na której zasnęłam i rozejrzałam się dokoła. Jednak nikogo przy mnie nie było. Michael zapewne pojechał dokończyć pracę w swoim biurze. Czyli jak zawsze. Spojrzałam na wiadomość, której nadawcą był mój Pan. Lekko mnie to zaskoczyło, bo nie sądziłam, że napisze. Ba! Nie sądziłam, że pojedzie znów pracować. Liczyłam na to, że zostanie ze mną.

Od: Michel

Masz być w biurze teraz, mała Kurewko.

Zszokowała mnie ta wiadomość, gdyż Michael nigdy w taki sposób do mnie nie mówił. Było to dla mnie bardzo niecodzienne i dziwne. Szybko przebrałam się w bardziej wyjściowe ubrania i pobiegłam na przystanek autobusowy. Na przystanku zmarzłam dość mocno, gdyż nie wzięłam ze sobą żadnego okrycia, a wieczorami potrafiło być tu zimno. Mieszkałam tu od kilku lat i nawet tego mój mózg nie potrafił sobie zakodować. W końcu po piętnastu minutach nadjechał jakiś autobus, który prowadził prosto do centrum, do którego chciałam się teraz udać. Było trochę po dwudziestej drugiej, a w autobusie nie było zbyt wiele osób, gdyż autobus dopiero co zaczynał swój bieg. Było mi zimno i źle miałam ochotę poleżeć w wygodnym łóżku Michaela, ale jednak nie było mi to dane, gdyż wezwał mnie do siebie. Polecenie pana było moją religią. Moją wiarę w lepsze życie niż dotychczas wiodłam. Moją nową nadzieją.

Wysiadłam w centrum, po czym skierowałam się prosto do biurowca Michaela, w którym to miła pani uśmiechnęła się do mnie. Jak zresztą zawsze. Wjechałam windą na pięćdziesiąte piętro i skierowałam się w stronę biura Michaela. Zapukałam do środka, ale to co zobaczyłam mnie zmroziło. Zauważyłam jak Michael obściskuje się z inną kobietą i to na moich oczach, nie byłam w stanie na to patrzeć, ale jednak patrzyłam się na nich i nie byłam w stanie odwrócić wzroku.

— Michael? — zapytałam kobieta, zszokowana i byłam na skraju płaczu. Miałam ochotę płakać jak małe dziecko, któremu dziecko zabrało lizaka.

Michael odepchnął nieznajomą mi kobietę na ziemię, po czym podszedł do mnie, ale ja go szybko odepchnęłam, bo nie miałam zamiaru dotykać go. Zwłaszcza że przed chwilą obściskiwał i całował tamtą sukę, która patrzyła się na mnie w przerażający sposób.

— Nie dotykaj mnie nigdy więcej! Jesteś skurwielem, który tylko chciał mnie wykorzystać do własnych przyjemności! — krzyknęłam, po czym pobiegłam w stronę windy.

Zaczęłam płakać i to bardzo mocno. Miałam już dość mężczyzn, którzy chcą mnie tylko wykorzystać. Nie są warci mojej uwagi, są po prostu idiotami i psycholami, którzy chcą tylko wykorzystać kobiety, które są im ufne. Nie chcę już nawet znać Michaela. Jest najgorszy. Nienawidzę go. Zaufałam mu a on potraktował mnie jak dziwkę na jeden raz.

— Diana! Poczekaj! — krzyknął nagle Michael, który gonił mnie przez korytarz.

Szybko zawołałam windę i weszłam do niej, jednak on ją zatrzymał i wszedł do środka. Nie miałam zamiaru się do niego tulić, miziać ani nic. Miałam go już całkowicie dość. Jeszcze jestem zamknięta w nim w tej prostokątnej puszcze z której nie mam wyjścia dopóki ta nie zatrzyma się na parterze.

— Odwal się ode mnie! — wrzasnęłam kiedy ten zaczął do mnie podchodzić coraz bliżej.

Nie miałam gdzie uciec, gdzie się schować. W windzie nie było tak dużo miejsca, by nawet go gdzieś dalej odciągnąć. Byliśmy tylko my dwoje i nasze spocone, i zdyszane ciała. Niezbyt wiedziałam co mam zrobić, w końcu on się do mnie zbliżał i nie było nawet drogi ucieczki. Byłam w potrzasku. Nagle Michael objął mnie zza pleców i przyciągnął do siebie na co ja próbowałam odepchnąć go mocno, ale to nic nie zdziałało, gdyż był zdecydowanie za silny. Nie byłam w stanie mu się oprzeć, gdyż był kimś dla mnie ważnym, jednak sumienie mówiło mi inaczej. Pozbądź się go na zawsze Diano, oderwij się od niego i nigdy więcej tutaj nie wracaj. Jednak nie mogłam tak po prostu tego zrobić.

— Posłuchaj mnie! Do cholery jasnej! — podniósł głos, lekko mną szamocząc jak jakąś szmacianą lalką.

Nie zamierzałam go słuchać, wolałam posłuchać swojego zdrowego rozsądku i uciec od tego zboczeńca i psychopaty, jakim on był. Był może i dla mnie autorytetem i Panem, ale to się już skończyło. Dowiódł swego i zniszczył to co niegdyś razem próbowaliśmy budować stawiając nowe fundamenty. To koniec.

— To koniec, Michael. — oznajmiłam cała we łzach a kolejne tylko wychodziły z moich oczu, które już były całe czerwone i sine. Miałam już tego wszystkiego po dziurki w nosie. Nienawidziłam go i to z całego serca mimo że oddałam się mu całkowicie, jak i serce również, które teraz było rozkruszone na kilkanaście mniejszych kawałeczków. Nie potrafiłam złożyć jego tak szybko jak on to zrobił. Nie będę dłużej tego przedłużać. — Mam cię dość. Odejdź z mojego życia, a raczej ja to zrobię. Wyprowadzam się dzisiaj, Michael i mam do tego prawo, gdyż nie jestem tylko twoim zwierzakiem, ale również człowiekiem, który tak jak ty ma uczucia.

— Rozumiem cię, Diano, ale proszę daj mi jeszcze jedną szansę. Kochanie... — Nie dałam mu dokończyć gdyż uciszyłam go i wyszłam z windy, gdy ta się zatrzymała.

Szybko pobiegłam na autobus, który o dziwo stał jeszcze na przystanku. Zamierzałam zabrać swoje rzeczy przed Michaelem i wrócić do Sandry, która zapewne nie będzie zadowolona z mojego powrotu, gdyż ma swojego chłopaka, który jest dla niej wspaniały i martwi się o nią jak o swoje oczko w głowie.

Miałam nadzieję że nie spotkam już Michaela. Miałam dość widzenia jego twarzy, która sama w sobie mnie odraziła i sprawiała odruch wymiotny. Nie miałam takiego samego nastawienia do niego jak wcześniej. Po prostu chciałam go móc nigdy nie poznać. Nigdy nie zgodzić się na to spotkanie i jego warunki umowy, która ograniczała moje prawa człowieka. Był potworem i dla siebie i dla kobiet.

Gdy autobus zatrzymał się na właściwym przystanku pobiegłam niezwłocznie do domu Michaela, który był niedaleko. Na szczęście go nie było jeszcze, więc mogłam na szybko zabrać swoje rzeczy bez łapania z nim kontaktu wzrokowego. W ciągu piętnastu minut udało mi się wszystko załatwić. Następnie skierowałam się ze łzami w oczach na przystanek, by dojechać do Sandry, której powiedziałam już wcześniej o tym że wracam, aby wiedziała o tym. Resztę tego co się stało obiecałam jej że powiem jej dopiero w mieszkaniu jak już będę na miejscu. O dziwo zrozumiała to i cierpliwie na mnie czekała. Dojechałam do mieszkania, czyli mojego starego lokum, w którym czekała na mnie już zniecierpliwiona Sandra ze swoim chłopakiem. Pierwsze co zrobiła na wejściu to mnie mocno przytuliła. Wtuliłam się w nią cała we łzach. Miałam dość i tego właśnie potrzebowałam. Potrzebowałam wsparcia i wtulenia się w najbliższą mi osobę. Sandra zaprowadziła mnie do salonu, a mój bagaż przejął jej chłopak. Usiedliśmy na kanapie a Sandra gładziła powoli moje włosy. Byłam już nieco spokojniejsza jednak to nadal bolało. Tak bardzo mnie bolało. Ten ból mogłam porównać do złamania kości lub przestawienia stawu. Było mi tak niedobrze i źle.

— On mnie zdradził. Okazał się hujem... — rzekłam, na co Sandra mnie gładziła szybciej i starała się mnie uciszyć, bym tylko o tym nie myślała. Jednak ja nie zapominam tak szybko. Nie jestem w stanie tak szybko. — Czemu on to zrobił? Co zrobiłam źle? — zapytałam, wiedząc że raczej Sandra nie zna odpowiedzi na to pytanie. Nikt tego nie wie prócz Michaela, który okazał się zdrajcą i hujem w jednym.

Musiałam się ponownie od wszystkiego odciąć i zaznać spokoju. Postanowiłam wrócić do pracy w kawiarnii, ale zapomnieć o Garym i Michaelu, którzy byli tacy sami. Nic ich nie poróżniało.

Przenocowałam w moich starym lokum, które na wypadek jeszcze spłacam z Sandrą, więc był to nadal mój dom. Nie miałam nawet ochoty, by wziąć prysznic. Odechciało mi się żyć przez jego. Położyłam się na łóżku jednak nie miałam ochoty na sen a jedynie na płacz. Płakałam mimo że mówiłam sobie żebym przestała to robić. Jednak to nic nie dawało. Byłam z tego powodu zła na siebie. Płakałam za kimś kto okazał się zwykłym spermiarzem i nikim więcej dla mnie. Miałam do niego czuć odrazę jednak nadal coś w głębi serca do niego czułam. Kiedy nie byliśmy przed sobą tylko Panem i suką było zupełnie inaczej. Potrafił nazywać mnie "Kochanie" i mi współczuć, ratować z opresji. Kochałam to w nim, że był taki stanowczy i poważny. Potrafił wybronić się z niekorzystnej dla nas sytuacji. Był inny niż reszta mężczyzn, których spotkałam. Nie potrafiłam łatwo o nim zapomnieć, o tym że byłam kimś ważnym w jego życiu. Należałam w końcu do niego i zgodziłam się na warunki umowy, którą to on sam napisał dla każdej swojej niewolnicy. Pewnie znajdzie sobie inną i z nią teraz będzie się zabawiał a o mnie zupełnie zapomni i nie będzie wcale chciał ze mną rozmawiać. Zapomniał już dawno o mnie, a ta kobieta była zapewne jego kolejną z ofiar, którą zamierzał zmusić do tego lub udawać dobrego, by została nieco dłużej na jego zabawy i rozkazy. Szukanie kogoś takiego jak on jest bezcelowe i jest tylko marnowaniem swojego cennego życia, które jest ważne, gdyż mamy je tylko jedno. Lepiej jest je poświęcić na swoje pasje niż na kogoś takiego. Co ja w życiu narobiłam? Miałam dobrą pracę może trochę szef był arogancki i zachowywał się jak palant, ale nie było mi w końcu aż tak źle. To tylko praca, a jego zachowanie można było łatwo zgłosić do odpowiednich służb. Nie wiem, czemu tego nie zrobiłam. Zaufałam Michaelowi i to się dla mnie tylko liczyło. Jego ciało, głos to co ma mi do zaoferowania. Dałam się mu omotać i to jak naiwna dziewczynka, która potrzebowała lizaka w buzi. Dałam się jak suka z klubu, która poszłaby za byle którym oby miał dużego huja. Jestem dziwką i dałam się mu dotknąć nawet w tamtym miejscu gdzie nigdy nikomu nie pozwalam.

— Diana, śpisz? — Nagle usłyszałam głos Sandry, ale nie zareagowała na to zupełnie niczym. Nie miałam ochoty rozmawiać nawet z najlepszą przyjaciółką i moją współlokatorką. — Jak się czujesz? — zapytała łagodnie, podchodząc do mnie i kładąc się tuż obok mnie.

— Jak wydymana dziwka w klubie — odpowiedziałam bez cienia skruchy, nie spoglądając nawet na nią.

Powoli już przestałam płakać, jednak ból nadal pozostał. Czułam się tak źle i okrutnie. Byłam zraniona przez osobę, która wydawała mi się być dobra i wspaniała. Była dla mnie więcej niż autorytetem a celem mojego nudnego życia, które widłam, Moje życie miało sens dzięki niemu, ale przestało mieć kiedy mnie zdradził z jakąś suką, którą ja również byłam.

— Daj spokój, Diana. Będzie dobrze. Zobaczysz — pocieszała mnie, jednak ja nie widziałam już w tym wszystkim sensu. Było mi to już obojętne. Chciałam wrócić do starej pracy i mieć to wszystko z głowy. Może znajdę podobną pracę lub zostanę w starej? Już sama teraz nie wiem. Nic już nie będzie dobrze. On nie wróci, ja do tego nie dopuszczę. Nawet jeśli będzie miał na to jakieś racjonalne wytłumaczenie.

— Przestań, Sandra. Nic już nie będzie tak jak dawniej — napomniałam, na co ona nic nie zrobiła. Jedynie co pogłaskała mnie po włosach w dość delikatny sposób jaki mnie zawsze uspokajała, a ja ją. Choć zapewne to teraz robi jej chłopak a nie ja.

— Będzie lepiej. Wystarczy że o nim zapomnisz, zablokujesz go i tyle — odpowiedziała z nadzieją dla mnie.

Nie miałam ochoty teraz o tym myśleć, więc zamknęłam oczy, które były ociężałe a ja sama miałam ochotę iść spać. Jednak byłam zmęczona i już chciałam obudzić się następnego dnia, który może będzie dla mnie łaskawszy.

— Dobranoc, Sandra. Mam dość dzisiejszego dnia i tobie też radzę zrobić to samo — odrzekłam, ziewając, ale w sercu nadal pozostało trochę niespalonego węgla, który się kruszył i upadał dalej.

— Ech... dobranoc, Diano. Spokojnej nocy — odpowiedziała, po czym podniosła się z łóżka i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi i gasząc światło za co jej w myślach podziękowałam, bo nie byłabym w stanie nawet wstać, by je zgasić. Tak więc nie wiedzieć kiedy zasnęłam w zupełnej ciszy i ciemności, myśląc o tym co dzisiaj się stało. Nawet nie myślałam że kiedykolwiek przyjdzie mi leczyć serce aż tak bardzo i to o taką osobę jaką był Michael – mój były Pan i przyjaciel, oraz po części kochanek, którego darzyłam miłością i sympatią. Byłam mu oddana jak Suka swojemu Panu, gdyż to na tym to polegało. Byliśmy ogniem i wodą, powietrzem i ziemią.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro