Rozdział 1
Życie nieraz daje mi w kość i po sobie znać. Nawet nie wiedząc, kiedy potrafi mnie zranić w najmniej oczekiwanym momencie. Nikt nie jest w stanie cofnąć czasu, ale jednak można zmienić siebie i dać sobie kolejną szansę.
— Wstawaj ty dziwko! — krzyknęła moja współlokatorka Sandra, z którą to dzieliłam swoje mieszkanie. — Ile będziesz jeszcze spać?! — zapytała, ciągnąć moją kołdrę, na co ja warknęłam na nią.
— Sandra przestań — rzekłam zaspana, okrywając się bardziej kołdrą i przytulając poduszkę, która w tamtym momencie była moją jedyną przyjaciółką.
— Stara, co z tobą? — zapytała, jęcząc, po czym usiadła na moim łóżku.
Spojrzałam się na nią, na co ona uśmiechnęłam się do mnie szczerze. Poprawiła mi włosy, które opadały mi na oczy, po czym wepchała się do mojego łóżka, by położyć się obok mnie.
— Co robisz? — zapytałam, na co ona zaczęła się śmiać.
— Liczyłam na to, że uciekniesz — odpowiedziała, nadal się śmiejąc. — Wiem, że nie lubisz, jak ktoś ci wchodzi do łóżka i zabiera nieco twojej prywatności. — dodała.
Czyli to o to jej chodziło? Ma już na mnie haka, ale ja się nie dam, nie ucieknę. Sandra jeszcze nie wie, że już przestało mi to przeszkadzać, zwłaszcza z nią.
— Zdziwiona? — zapytałam radośnie.
Sandra popatrzyła się na mnie z lekko uniesioną brwią. Jej blond włosy były już rozczochrane a bluzka, którą miała założoną, była cała w tuszu do rzęs, którą pewnie sobie pobrudziła jak dziecko. Zapewne chciała sprawdzić, jak by wyglądał na ubraniach, co było dziwne, ale to było jej małe dziwactwo, które robiła, ale to mi nie przeszkadzało.
— Hmm... wiesz niezbyt — odpowiedziała zamyślona.
Popatrzyłam na nią zaskoczona, na co ona mrugnęła oczami, pokazując swoje długie rzęsy, które to były doczepiane, ale mimo to nie wyglądały sztucznie. Musiały być naprawdę drogie, skoro tak wyglądały, ale czy w ogóle ich kupno miało sens?
— Zostałam zaproszona na imprezę w środę. Idziesz ze mną, stara? — zapytała Sandra, której oczy niemalże zabłyszczały, kiedy w jej umyśle wykreowany był plan na mnie. — Organizuje ją naprawdę gorący singiel. — dodała przekonywująco, jednak mnie to nie za bardzo przekonało.
Po tej wczorajszej imprezie mam dość imprez na dobry tydzień, a nawet dłużej. Mam dzisiaj takiego kaca, że nie wiem, czy pójdę dzisiaj do pracy. Tak bardzo nie chce tam iść, ale no cóż, muszę jakoś skądś się utrzymać. Nie dam dzisiaj rady, ale muszę wstać i pójść tam co najmniej na te osiem godzin.
— Sandra, ja mam dość imprez na ten tydzień naprawdę — odpowiedziałam, na co ona naburmuszona wstała i wyszła z mojego pokoju, mówiąc:
— Jeszcze będziesz chciała ze mną iść!
Na pewno nie, chyba że Sandra znów mnie zaciągnie i nie będę miała już wyboru. Znów pewnie wyjdzie na to, że pójdę, a za to znów oleję pracę na następny dzień. Chyba czas podnieść się z tego ciepłego łóżka. Wstałam, przeciągając się szybko i patrząc na zegarek, który pokazywał godzinę ósmą, czyli miałam godzinę, by wyjść z domu, zjeść śniadanie i się ogarnąć w stan, który będę mogła pokazać się ludziom na ulicy i firmie.
Szybko zrobiłam poranną toaletę, po czym zajęłam się robieniem makijażu. Nałożyłam podkład, tusz do rzęs, pomalowałam trochę powieki oraz usta, bo tylko na tyle miałam aktualnie czas. Wyczesałam włosy, które wyglądały jak siano na mojej głowie oraz wyprostowałam je. Czas leciał mi nieubłaganie, a ja bałam się, że mogę nie zdążyć do pracy. Jeszcze na domiar złego był korek na drodze, myślałam, że zwariuje w samochodzie. Biegłam szybko do windy, tak, aby zdążyć, bo byłam, że niemal na styk. Weszłam do firmy, starając się uważać, by szef mnie nie zauważył. Oby tylko mnie nie zauważył, bo nie chcę po raz kolejny wylądować u niego w biurze, kiedy on myśli tylko o jednej rzeczy. Nie interesuje go moja praca, a raczej chce zaciągnąć mnie do łóżka, a potem mnie zwolnić, by nie miał ze mną już problemów. Gdyby nie to, ile mi płaci to, by mnie tu dawno nie było. Na razie jeszcze jest spokojnie, zostanę tutaj, a potem może znajdę inną mniej płatną pracę na moje stanowisko.
— O proszę, kogo my tu mamy, Pani Diana Reymond! — odparł nagle ktoś, kogo nie chciałam nawet widzieć, ale najwidoczniej, dopóki jest dyrektorem tej firmy, będzie tutaj zawsze. Czemu trafiam zawsze na takich facetów? Obróciłam się w jego strony z pełnym wyraźnym i sztucznym uśmiechem, miałam nadzieję, że dzisiaj da mi spokój, ale myliłam się, tak bardzo. — Do mojego gabinetu, Reymond.
Głośno przełknęłam ślinę, idąc za nim do jego biura, do którego wolałam nigdy więcej się nie zapuszczać. Całe pokryte drogą skórą i drewnem, ukazując tym samym jego bogactwo, i to jakim hujem okazuje się dla kobiet. Najpierw obiecuje przepiękne małżeństwo, a potem nagle znika, zostawiając naiwną owieczkę samą, która nadal myśli, że on ją naprawdę kochał. Z tego, co słyszałam od kilku osób tu pracujących, zwolnił z firmy osiem kobiet w jednym miesiącu z powodu tego, że już je przeleciał i nie były mu już dłużej potrzebne. Dlatego właśnie przeważają tutaj mężczyźni. Dla mnie będzie do końca swoich dni okrutnym człowiekiem, który jest samolubny, egoistyczny i traktuje kobiety jak bydło.
— Kolejne spóźnienie w tym miesiącu, Reymond. Co ja mam niby z tobą zrobić? — zapytał, choć bardziej stwierdził po fakcie.
To teraz ma przynajmniej za co mnie zwolnić. Mogę się pożegnać z pracą nie do końca moich marzeń. Ojej przykro mi. Trochę przykro, bo pewnie takiej wysokiej pensji w tym kraju nie zobaczę nigdy więcej.
— Przepraszam, Panie Gelbero. To już się nigdy nie powtórzy — odpowiedziałam, na co ten nie człowiek uśmiechnął się w dość przerażający sposób, jakby coś nagle go olśniło i już chciał ziścić ten plan na mnie.
Przełknęłam śliną i nerwowo czekałam na rozwój wydarzeń, miałam nadzieję, że ktoś przyjdzie i mnie nieświadomie uratuje. Sekundy dłużyły się w tamtej chwili jak minuty, a minuty jak godziny. Widziałam, jak patrzył na mnie z tym zboczonym uśmieszkiem i już oblizując się na samą myśl, co będzie mi robił. Jednak ja mu tego nie dam, wiem, do czego dąży i czego chce. Oszukał wiele kobiet i nie zamierzam byś jego kolejną ofiarą! Muszę być twarda i nie dać się mu. Ważne, by nie pokazywać mu tego, co w tej chwili odczuwam, choć po części już to pokazałam. Głupia ja.
— Nie zwolnię cię za to. — oznajmił, a ja odetchnęłam z ulgą, jednak przypomniałam sobie w miarę szybko, że miałam nie okazywać mu swoich emocji. Opanuj emocje Diana, jeszcze tylko chwilę musisz z nim wytrwać, a raczej dłuższą część swojego dnia w pracy. — Ale wiesz, coś za coś musi być, Reymond. — dodał, wstając ze swojego fotelu i podchodząc do mnie.
Czas nieoczekiwanie zwolnił, a ja nie wiedziałam, co mam zrobić. Chciałam utrzymać tę posadę, ale nie chcę z nim nic więcej. Nagle nachylił się nade mną, szybko złapał dość mocno za mój podbródek. Nawet się nie zorientowałam, kiedy przyciskał mnie do fotela i mocno, i boleśnie wpił swój ohydny jęzor do moich ust. Nie był to pocałunek, a raczej z mojej strony tak było. Raczej zaczynał mnie tym czymś dusić. Mimo że uderzałam go w klatkę piersiową i próbowałam jakoś odepchnąć go nogami, nic mi to nie dało, iż był silniejszy i przywarł do mnie jak okropna pijawka, która nigdy nie będzie chciała się odessać. Nie dam mu rady, jestem za słaba. Miałam uważać, a wplątałam się w sieć, z której nie będę w stanie wyjść.
Błagam, przestań już. Nie chcę, tak bardzo nie chcę. Mężczyzna nie chciał mnie puścić, zamiast jego obleśnie dłonie wędrowały po moim ciele. Nieoczekiwanie, jak gdyby nic rozpruł moją koszulę, od razu pozbywając się jej z mojego ciała. W tym czasie udało mi się go odepchnąć, jednak on przybliżył się do mnie bardziej, do tego stopnia, że czułam jego obleśny oddech i papierosy, które prawdopodobnie palił.
— Błagam cię, przestań! — krzyknęłam, powoli zdzierając sobie gardło. Z moich oczu płynęły łzy, które spływały po policzkach i szyi. — Proszę, przestań! — dodałam nieco ciszej, gdyż nie byłam w stanie złapać oddechu.
— Zamknij się, ty cholerna suko. — Raptownie złapał mnie za włosy i mocno pociągnął, zakrywając mi usta swoją śmierdzącą dłonią.
Przerażona patrzyłam na niego, w jego oczach było widać podniecenie i kamienną twarz. Traktował mnie jak kogoś, kto jest bardzo nisko od niego. Nie byłam w stanie oddychać, gdyż jego łapska zacisnęły się na mojej szyi. Cierpiałam, a mogłam tego uniknąć, gdybym już dawno zwolniła się z tej pracy i już nigdy więcej miała nadzieję, że nie spotkam tego okropnego mężczyzny. Powoli traciłam kontakt z rzeczywistością z powodu tego, że brakowało mi powietrza i nie mogłam go złapać.
— Szefie! — Nagle usłyszałam niski barowy głos innego mężczyzny, który zmierzał w naszą stronę, ten potwór przeraził się i spojrzał na mnie wrogo i z nienawiścią w oczach, po czym oznajmił niemalże potwornie i wrogo w moją stronę tak, by ten drugi mężczyzna nie usłyszał:
— Ma cię tu nie być w ciągu pięciu sekund, rozumiesz, dziwko? Inaczej policzymy się jutro, suko.
Wystraszona wybiegłam z gabinetu w samym staniku i podartej koszuli. Nie zamierzałam spędzać tutaj ani minuty dłużej w tym budynku. Co, jeśli dopadłby mnie jeszcze raz? Ze łzami w oczach wzięłam swoją marynarkę, którą się okryłam oraz torebkę i wyszłam z wieżowca, a raczej z niego wybiegłam. Nie myślałam już wtedy o niczym, o opinii ludzi na ulicy, którzy patrzyli się na mnie dziwnie. Płakałam, a raczej ryczałam, nie mogłam powstrzymać łez. On mnie chciał wykorzystać, a ja, zamiast dać mu wypowiedzenie od razu, postanowiłam dla pieniędzy zostać tam i być przez niego upokorzona. Naprawdę powinnam myśleć głową, a nie tym, co za tyle pieniędzy zdołam sobie kupić. Rzeczy materialne nie oddadzą mi zrujnowanej psychiki i zdrowia. Dopiero w tamtej chwili zrozumiałam jaka głupia byłam i co chciałam zrobić i jak ryzykować tylko po to, by dostać o połowę więcej pieniędzy i nie móc się już nimi martwić.
Odjechałam kawałek drogi od centrum, jednak jeszcze nie planowałam wracać do mieszkania. Postanowiłam, że przejdę się trochę, by sobie ulżyć. Nie byłam w stanie trzeźwo myśleć, w dodatku jakby Sandra zobaczyła mnie w takim stanie, na pewno żądała, by wyjaśnień dla tego nie było możliwości o powrocie. Szłam po betonowej ścieżce, mijając niewielką garstkę ludzi i fontannę, przy której to usiadłam. Mimowolnie z moich powiek, poleciało kilka łez, a po kilku sekundach drobne łzy przemieniły się w istny płacz dziecka, któremu właśnie lód upadł na beton. Czułam się w tamtej chwili jak dziecko, mimo że miałam już dwadzieścia jeden lat i byłam w pełni samodzielna i dorosła. Nie byłam w stanie pogodzić się ze samą sobą. Byłam na siebie tak bardzo zła, że powoli zaczynałam nienawidzić swoje nie tylko ciało, ale i rozum. Przestałam myśleć rozsądnie i przez to wpakowałam się w takie szambo, z którego nie tak łatwo się wydostać. Płakałam, nie zważając na to, że jestem w miejscu publicznym i ludzie mogą się na mnie krzywo patrzeć. Miałam dość swojego życia i chciałam się najchętniej zapaść pod ziemię i już nigdy się z niej nie wydostać.
Siedziałam tak bez celu, nadal roniąc łzy, nie miałam pojęcia, ile już tutaj tak tkwiłam w zamyśleniu i na analizowaniu swojego życia, ale na pewno minęło już sporo czasu, gdyż słońce lekko się przeniosło do góry.
Spojrzałam na fontannę, która tryskała wodą. Nie było nic w tym spektakularnego, jednak uspakajało mnie to. Uspokajało mnie, patrzenie na to, jak leci woda.
— Mogę się dosiąść? — zapytał nagle głos po mojej prawej stronie. Spojrzałam na osobę, którą okazał się mężczyzna z wczorajszej imprezy. Nie zastanawiałam się, nawet jak mnie tu znalazł, a fakt, że jego kancelaria mieściła się w samym centrum, więc tu raczej nie powinno go być, zwłaszcza o tej porze dnia, gdzie ponad połowa dorosłych osób ciężko pracuje. Nagle spojrzał na mnie intensywniej i z przejęciem, po chwili dosiadł się obok mnie, jednak ja się delikatnie od niego odsunęłam, gdyż po tym wszystkim nie chciałam czuć czyjegoś dotyku. — Czemu płaczesz? — spytał, kiedy ja przestałam reagować.
Nie miałam zamiaru mu odpowiadać, gdyż nawet nie byłam w stanie. Nadal był dla mnie obcy, chociaż było coś w nim, że chciałam mu zaufać, chociaż w jednym stopniu.
Spojrzałam na jego twarz, która była nieskazitelna i bez żadnych zmarszczek, a na jego włosach nawet nie widać było siwizny. Był tym typem, który nie wyglądał jak na swój wiek. Może wcale nie ma tylu lat, ile mi mówił?
— Raczej mi nie odpowiesz na żadne pytanie, zgadza się? — odparł, kiedy uznał, że czekanie na to aż odpowiem– jest bezcelowe. Nie miałam ochoty rozmawiać z kimkolwiek nawet z nim. Chociaż miło zapytał się mnie, tak ja nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Zbyt bardzo żyłam tamtą chwilą, która wydarzyła się w biurze i co ten oblech chciał mi zrobić. — Ktoś cię skrzywdził? — spytał, jakby próbował mnie zachęcić do rozmowy i do tego, bym o wszystkim mu odpowiedziała.
Tylko kiwnęłam smutnie głową, płacząc jeszcze mocniej niż przedtem. Bolało, tak bardzo bolało. Nie byłam w stanie się pozbierać, po tym, co mi chciał zrobić.
— Oj, biedactwo — odparł, wzdychając ze współczuciem. Nieoczekiwanie wyciągnął dłoń, by dotknąć i odgarnąć moje włosy, jednak ja odsunęłam się w tempie natychmiastowym. Nie chciałam, by ktokolwiek mnie teraz dotykał, tym bardziej mężczyzna. — Nie chcesz być teraz dotykana, zgadza się? — zapytał, by się upewnić, na co ja pokiwałam delikatnie głową. — Rozumiem, a powiedz, kto ci to zrobił? — Kolejne pytanie, na które nie odpowiedziałam, bo nie byłam w stanie powiedzieć jego imienia a tym bardziej nazwiska. Przerażało mnie ono i sprawiało, że miałam ochotę wymiotować, bo przypominała mi się jego obleśna twarz i łapska, które mnie dotykały we wrażliwych dla mnie miejscach.
— Zamierzasz tu przesiedzieć całą noc? — zadał kolejne z pytań, podnosząc się i strzepując kilka paproszków ze swojej marynarki. — Niedaleko mam mieszkanie może chcesz pójść do mnie? — zaproponował, czym mnie zaskoczył. Nie byłam co do tego przekonana, jednak on tego chciał. Wolałam nie ryzykować kolejną akcją, ale coś mnie ciągnęło do tego mężczyzny, coś niewidzialnego i złego. Nie odczuwałam przy nim strachu, a wręcz przeciwnie coś na rodzaj spokoju.
Brązowowłosy wyciągnął do mnie dłoń, czekając na to, aż przyjmę jego propozycję, bo wiedział, że i tak nie dam rady powiedzieć niczego do niego. Bez zastanowienia chwyciłam jego dłoń, a on mnie poniósł do pionu, prowadząc prosto na jakąś ulicę. Nie znałam tej części miasta zbyt dobrze, mimo że od czasu do czasu tutaj przyjeżdżałam. Mężczyzna szedł szybkim i eleganckim krokiem, a za nim czołgałam się ja, która ledwo co za nim nadążała. Nie czułam, że w tamtej chwili popełniam błąd, gdyż nie odczuwałam w tamtej chwili nic nawet emocji. Nie odczuwałam większego strachu, lęku czy czegoś podobnego po prostu posłusznie szłam za nim.
Weszliśmy na jakieś osiedle, które było dość nowoczesne, mężczyzna przepuścił mnie w drzwiach, po czym szedł przede mną po klatce schodowej, która dla mnie ciągnęła się nieubłaganie. W końcu zatrzymaliśmy się przy drzwiach, a on wyciągnął kluczyki i otworzył drzwi.
— Zapraszam — gestem dłoni, zasygnalizował, żebym weszła pierwsza.
Zrobiłam krok w przód, nie obracając się nawet za siebie, czy nie uciekając stamtąd. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że wchodzę do domu diabła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro