26. Opportunus
Decepticon skulił się i płaczliwie skomlał, trzymając się za połowę twarzy.
- Obrzydliwe robaki - wystękał cichutko - Megatron miał słuszność wybijąc te pasożyty...
Jemu kołyszącemu się w przód i tył ciału w drgawkach towarzyszyło gwałtownie uderzanie nogami w ziemię.
Dino widział jak z dołu żołnierze znoszący rannych do helikopterów rzucali Autobotom nienawistne spojrzenia przy każdym trzęsieniu ziemi.
- Przestań, przestań! Zachowujesz się jak Iskrzenie! - prychnął czerwony Autobot odwracając się do wroga.
Con przestał na chwilę skowyczeć i z pomiędzy pokrytych rdzą palców spojrzał intensywnie jedną czerwoną optyką na swojego odwiecznego wroga.
Po krótkiej chwili, w której Dino spodziewał się jakieś odpowiedzi, żółty Decept znów zakrył twarz i z głośnym chlipnięciem "potwory!" wrócił do poprzedniego agonialnego stanu.
- Mięczak - warknął Ferrari - Prime!
Opuścił ręce wzdłuż ciała i krzyknął głośno jak ludzkie Iskrzenie, które woła niezadowolone swojego rodzica. Stojący nieopodal lider skrzywił się mocno, ale Dino nie był pewien czy powodu hałasu czy bólu czy wizji gniewu medyka Autobotów. Z Optimusowego dopiero co załatanego żebra ściekał po nodze intensywnie niebieski Energon i wsiąkał w rozoraną walką ziemię.
Prawdopodobnie każdy zdawał sobie sprawę czym skończy się powrót lidera do bazy.
- Co z nim robimy? Ten histeryk zwraca na nas niepotrzebną uwagę! - Mirage zbliżył się do Prima i wskazał z gniewem Decepticona.
- Dobijmy go, błagam! Ten skowyt działa mi na nerwy! - stęknął z boku Sideswipe.
- A jak Sides jojczył, to było dobrze... - Bumblebee szepnął na audioreceptor czerwonemu przyjacielowi.
- Nie - odpowiedział pewnie Prime - Megatron osiągnął swój cel, mają dziewczynę. Jeżeli ktoś wie w jakim celu i dokąd porwano Hattie, to tylko on.
Może więc zdecydujesz się i pomożesz nam? - zapytał miło - Przyjmiemy cię w swoje szeregi i udzielimy schronienia. Nasze paliwo będzie twoim...
- Nie produkuj się, Prime - chlipnął Con patrząc rozeźlony na Autobota - Nigdy nie zniżę się do służenia tym wstrętnym węglowym ścierwą. Tym słabym glizdom...
- Jedna z nich rozwaliła ci optykę.
- I jeszcze za to zapłaci! Nie mam zamiaru przystać na braterstwo z Cybertronczykami, którzy wolą nas wszystkich uśpić niż zgasić!
- Primusie - warknął Ironhide - Wyciągnijmy z tego Cona informacje siłą, zanim nam wszystkim audioreceptory ten lament roztrzaska! - warknął, zbijając ze sobą pięści - Złamię mu jakiś siłownik albo gnat, wyrwę trochę kabli i zaraz nam wszystko wyśpiewa o planach Conów !
Wysforował się naprzód, żeby spełnić swoje gróźby jednak Con - widząc kipiące chorą radością cielsko zbrojmistrza - zaczął się panicznie cofać szorując bagażnikiem o ziemię i strasząc pełzających w dole ludzi.
- Nie odważysz się, nie możesz! - krzyknął zbyt przerażony wizją porażki Drag Strip.
Widząc to Optimus wystawił gwałtownie rękę przez co klatka piersiowa jego zbrojmistrza zderzyła się z oporem ze zdecydowaniem lidera.
- Nie! On już i tak wystarczająco się boi.
- Ale...
- Nie. Autoboty tak nie robią! - krzyknął srogo - Zresztą William już cię wyręczył i wystarczy...
- Ale ja poprawię!
- Ironhide! - skarcił go Optimus zwracając na niego całą swoją uwagę by pochwali zmięknąć zauważalnie - Przepraszam...
Parsknął z uśmiechem - jego brudna życiodajnym paliwem dłoń zostawiła na piersi przyjaciela wyraźne makabryczne ślady.
- Zostaw - Hide odepchnął szefa, zanim ten zacząłby go czyścić z troską jak kocia mama uwalone kociątko - To z nim robimy, Prime?
- Barbarzyńcy, Lord zadaje szybszą śmierć!
- Zaraz, poczekaj... - westchnął przywódca i powoli zbliżył się do niższego Cybertronczyka, który w potrzebie obrony uniósł obie ręce odsłaniając napuchnięty od wzbierającego Energonu fotoreceptor - Poprostu... Powiedz nam. Dokąd przeszli Mostem Barricade i reszta. To może puścimy cię wolno...
Nerwowy chichot Drag Stripa nie był czymś co Prime miał ochotę usłyszeć.
- To może pełen pakiet socjalny i opieka medyczna? - parsknął Hide, zakładając ręce na piersi - GADAJ co wiesz! Albo wypalę ci drugą optykę!
- Nie jesteś raczej z tych upoważnionych osób - zachichotał żółty, coraz szybciej się cofając - Rozumiesz, wejście tylko dla personelu...
- Po naszej stronie jest o wiele więcej korzyści... - próbował lider - Współpraca byłaby dla ciebie ogromną zmianą na lepsze...
- On się wymyka - mruknął Mirage, widząc jak Con unika zbliżających się do niego Prima i Hide'a.
- No raczej - prychnął, ignorując argumenty Optimusa - Rozumiesz chyba, mam napięty grafik...
- Nawet nie próbuj - zawarczał Dino.
- A poza tym... Bez własnego Mostu miną całe tygodnie zanim tam traficie na kołach!
- Mamy dużo czasu - Ironhide.
- Do tego czasu Megatron już ją zabije...
- Uciek...!
Krzyknął Sideswipe dokładnie w momencie, w którym Decepticon odwrócił się i skoczył do przodu i zaczął się transformować.
Mirage nie czekał, rzucił się zaraz za nim i skoczył na składającą się kupę złomu wybijając go z rytmu.
Drag Strip uderzył delikatnym, niespełna przetransformowanym szkieletem w glebę i krzyknął z bólu.
Z krzykiem wyciągnął obie nogi, uderzając Autobota w twarz i posyłając go kawałek dalej, jednocześnie wyciągąjąc karabinek i ostrzeliwując zbliżających się w biegu wrogów.
- Nigdy nie przystaniemy na wasze warunki, boty! Megatron przynajmniej was litościwie zabije!
Żółty robot znów się odwrócił i wyskoczył, na ziemi lądując już na czterech kołach.
Dwóch ludzkich mężczyzn w ostatniej chwili odskoczyło na bok, unikając śmiertelnego potrącenia.
Bumblebee i Sideswipe również szybko się transformowali chcąc dogonić nabierającego prędkości uciekiniera.
- Niech ucieka! Kiedy Decepticony otworzą mu Most, Boty mogą przejechać za nim i odbić Hattie! - głos Williama.
Optimus spojrzał na dół, na wyrywającego się z uścisku żołnierzy mężczyznę.
Nie zdążył odpowiedzieć kiedy niebo i ziemię przecięła nagle rażąca błękitem wstęga światła i raniący audioreceptory pisk oraz głuche gromy.
Wszyscy obserowali jak na horyzoncie Decepticonski jeniec z rozdzierającym rykiem wstaje na nogi by po chwili w towarzystwie pełzających po całej zbroi iskier i piorunów upaść na twarz.
Dino zwolnił i ostrożnie transformował się unikając ciała Decepta.
Z pleców robota wystawała długa na kilka metrów dzida z długą liną - odpiętą i opadającą lekko, po których pełzały jeszcze języki ogromnej mocy.
Potężny ładunek elektryczny powalił by nawet dwóch Primów jednocześnie, a nawet samego Megatrona...
Srebrrzynek i Czerwony spojrzeli jednocześnie na unoszący się nad ziemią transportowiec gdzie przez odszczelnione drzwi Pułkownik Thomas Grom wystawiał podniesiony kciuk z radością na twarzy.
Oba Autoboty oddały mężczyznie okejke.
- To może... Tfu, może jednak po-pogadamy, chłopaki... - parsknął urywanie Decept, trzęsąc się jak osika - Ja-ja-koś się do-dogamy...
Mo-może pokażę wam fajne złoża e-e-energonu... Aaugh!
Decepticon krzyknął gdy Dino w końcu odważył się postawić na jego plecach stopę - zbyt szybki ruch i jego samego prąd by porządnie kopnął.
- Teraz trochę za późno na układy... Koleś - prychnął.
*
- Jeszcze kilka godzin temu byłeś skłonny przystać na nasze warunki. A teraz...
Pułkownik niechętnie spojrzał na zegarek na nadgarstku, a przeszywające zimno pokuło gołą skórę milionami igieł. Gwałtownie ściągnął rękaw grubej, puchowej kurtki by utrzymać tę odrobinę ciepła.
- To-to było zzzanim zzzaczęli m-mnie zammmrażać - wyjąkał Decepticon.
- To tylko warunek bezpieczeństwa - Thomas ignorował obłoki pary unoszące się z każdym słowem. Paraliżującego zimna nie był w stanie zignorować - Chciałeś współpracować to więc mów. Wszystko. Gdzie są Decepticony i Megatron. Ile was jeszcze zostało. Ile macie energonu i broni. I po co wam dziewczyna.
Thomas dał więźniowi tyle czasu ile zajęło mu kilka głębokich wdechów, przy czym pocierał skostniałe ręce.
- Już? - chrypnął - Odpowiesz wreszcie na te pytania czy nie?
Co z nim jest nie tak?
Zapytał sfrustrowany tańczącego z zimna Figisa, który tylko wzruszył ramionami w odpowiedzi.
- Mamy ciche dni - mruknął z wściekłością.
Obaj już cierpieli na wyziębienie, a pojmany Decepticon od kilku godzin milczał i strzelał focha.
Zaciskał tylko nerwowo już oszronione palce leżąc na prowizorycznej "koi" w sali więziennej - zaprojektowanej na lodówkę.
Tracili w tej chwili energię porównywalną do zużycia prądu przez małe miasteczko w ciągu miesiąca, po to by ograniczyć zdolności bojowe jeńca.
Dzięki Autobotom wiedzieli, że zimno źle wpływa na ich układy.
Minęły wieki odkąd mieli tu ostatni raz Cona, ale teraz mieli okazję po raz kolejny wymrażać sobie tyłki przesłuchując kolejnego sługę wroga ludzkości numer 1.
- Masz zamiar odpowiedzieć wreszcie czy nie? - domagał się Pułkownik. Są granice. Te granice to trzydzieści jeden stopni Celsjusza. Na minusie.
- Pprzetwornik mi zamarzł - stęknął Drag Strip leżąc na plecach i patrząc w oblodzony sufit.
- Nie mam na to już cierpliwości. I p-palców!
Krzyknął Figis i odwrócił się na pięcie po to by krótkimi ślizgami po lodzie skierować się do wyjścia. Thomas westchnął wypuszczając ogrom pary z ust i zrezygnowany szybko dołączył do podwładnego.
Przekroczyli pierwsze drzwi i zostali odseparowani w śluzie, w której zaczęło dmuchać ciepłym powietrzem... Kiedy otworzyły się drugie drzwi naprzeciwko Figis z krzykiem ulgi wbiegł do ciepłego pomieszczenia.
- Grzejnik! Ciepło! - dopadł do pierwszego lepszego panelu ogrzewania podłogowego i padł przylegając do źródła ciepła - Odmarzły mi wszystkie palce! I o mało co mi nie odmroziło... Innych członków!
Zaczął stękać w odpowiedzi na pytające spojrzenie Mirage'a i Williama.
- To byłaby... Ogromna strata - prychnął Ferrari, podczas gdy kasztanowowłosy przewrócił oczami.
- Powiedział coś? Cokolwiek? - zwrócił całą swoją uwagę na pułkownika...
- Cokolwiek - skrzywił się Grom - Ale nic co by nam pomogło...
- Świetnie... To daj mi kurtkę, teraz ja sobie z nim pogadam!
- Nie - Pułkownik odepchnął stanowczo szarpiącego go za rękawy mężczyznę - Po twojej dzisiejszej histerii masz absolutny zakaz zbliżania się do niego. I do tej sprawy!
- Ty... Słyszałeś - szepnął Will i spuścił głowę jak zbity pies.
- Owszem. I jestem mocno zawiedziony. Nawet nie zdziwiony, jak możesz się domyślać. Zawiedziony.
- Ale... To był ostatni raz - Will zacisnął nagle pięści, ze złością - Ostatni! A kiedy rozwalimy Decepticony...
- Nikt nie będzie nikogo rozwalać.
- Ale... Chodziło mi...
- Wiem o co ci chodziło.
- Zależy mi tylko żeby odbić Hattie. I żeby zapłacili...
- Wiem. Nie myślisz jasno - Pułkownik nagle popukał kasztanowowłosego w czoło - Dlatego odsuwam cię od sprawy...
- Ale... Hattie! Do cholery... Tracimy czas na głupie dyskusje!
- Williams! - Thomas podniósł głos, zirytowany postawą młodego człowieka - Masz wyciągnąć wnioski. Z tej dyskusji. Odsuwam cię od sprawy byś mógł przemyśleć te wnioski!
Nie mów mi, że tracimy czas bo sam wiem o tym najlepiej. I wciąż mam nadzieję, że nie jest za poźno - Pułkownik zbliżył się do wieszaków na ścianie by odwiesić ubranie ochronne - Ale marnowanie go na dyskusję z brawurowym szczeniakiem nie jest fair wobec tej dziewczyny. Więc zamknij się i słuchaj rozkazów. To wojsko! A nie film o superbohaterach. A kiedy dorośniesz i zrozumiesz wiele spraw to wrócimy do tego tematu i tematu twoich ciągłych wniosków o przywrócenie stopnia wojskowego.
Słowa ciemnowłosego Pułkownika zawiesły w powietrzu starą, ciężką kurtyną tak duszącą jak kamień u szyi i ważącą jak kilkutonowy blok poczucia winy.
- Gdybyś przez chwilę o tym pomyślał, Will - kontynuował mężczyzna - Pomyślał, zamiast wydzierać ten kawałek tylko po to by rozrzeszyć swoje wpływy i dokonać zemsty to widział byś ile tracisz. Cały czas tracisz.
Powiedziałem, że masz zakaz zbliżania się do więźnia i udzielania w tej sprawie. I tego się trzymaj. Inaczej poważnie zacznę myśleć o dyscyplinarnym zwolnieniu - Pułkownik wziął wreszcie głęboki oddech i zbliżył się do mężczyzny po to by zadrzeć jego podróbek i zmusić do kontaktu wzrokowego - Wciąż nie udowodniłeś mi po co ja cię tak naprawdę tutaj trzymam. Podczas gdy psychologowie i moi przełożeni mieli cię wywalone z jednostki już tyle razy od twojej cholernej przygody w Maracaibo!
- To... To też był wypadek - syknął Will, czując jak wzbiera nim wściekłość i rozpacz.
Uważał, że bez względu na to czy czasem zdarzy mu się wybuchnąć i zaatakować jakiegoś Decepticona to spisuje się dobrze i decyzja Pułkownika jest niesprawiedliwa.
Gdybym on nim był... Gdyby był chociaż Kapitanem...
- Przestań, Williamie. Poprostu... Przestań.
- Ja... - Will uczepił się jakiegoś usprawiedliwienia by jednak po chwili zrezygnować z walki. Na c nie wskóra walcząc z przyjacielem... - Ja przepraszam...
Pułkownik puścił jego twarz i mrugał przez chwilę w ciszy.
- Ty przepraszasz?
- Tak... Tak, przepraszam. To był ostatni raz - Kasztanowowłosy zamrugał kilka razy by pochwili spojrzeć załzawionymi oczami na przełożonego - Zrobię wszystko, już nigdy niezawiodę. Udowodnię, że nie zasługuję na zwolnienie.
- Williams...
- Posłucham rozkazów i... I oddam sprawę i nigdy już nie zawiodę...
- Ty... Obiecujesz, że nie zrobisz nic głupiego?
- Nic a nic! Słowo.
Thomas patrzył jeszcze długo na młodego Lennoxa i bił się z myślami.
- Figis, odprowadź go do kwater. Tobie ufam.
Mężczyzna odwrócił się na pięcie i skierował sztywnym krokiem do wyjścia, zostawiając dwoje podwładnych i robota w kompletnej ciszy.
- TY... - Will odwrócił się z silnie skrywanym gniewem gwałtownie do Figisa - TY mu powiedziałeś!
- Nie tylko ja, Will - ciemnowłosy odparł ze spokojem konfrontując ze zbierającą furią.
Nawet jeżeli bał się wybuchu mężczyzny, nie miał zamiaru tego po sobie poznać.
William musi się wreszcie nauczyć, że swoją traumą i atakami nie może bez końca terroryzować jednostki.
Był taki nie do zniesienia; wiecznie niezadowolony i kłótliwy, samotny i zdystansowany. Jakby już sama myśl, że miałby się odnaleźć w kręgu nowych znajomych go mierziła. Figis nie znał całej jego historii. Znał tylko suche fakty i kilka plotek... Rozumiał co Will przeszedł jednak nie uważał, że jego postawa jest okej wobec kogokolwiek.
Zachowanie Willa zmieniło się diametralnie kiedy w przygodę ich życia wkroczyła ciemnoskóra nastolatka. Zabawne...
Will natomiast wyczerpał resztki zahamowań na świecenie oczami przed Thomasem.
Ręce zadrżały mu ze złości. Tobie ufam, tobie ufam...
Od kiedy Figis stał się lepszy od niego? Godniejszy?
Kiedy przerósł mistrza.
- To... To nie jest fair... Naprawdę myślisz, że możesz mnie wygryzć?
- Chodź wracajmy do świetlicy, uspokoisz skołatane nerwy...
- Nigdzie z tobą nie wracam! - Will krzyknął by po chwili odepchnąć mocno ciemnowłosego - Od kiedy jesteś faworytem, Figis?! To przez ciebie oddalają wnioski?! Od jak dawna wiesz, że Thomas chce oddać kapitana tobie?!
- Już od dawna! - wściekł się Gis - Odkąd zaczęło ci odbierać rozum! Nie widzisz co się z tobą dzieje?! Każdą porażkę Autobotów traktujesz jak swoją osobistą porażkę, jakbyś za każdym razem strzelał sobie w kolano... I z tego powodu wyżywasz się na wszystkich wokół. Jesteś beznadziejny.
- Nie jestem.
- Jesteś.
- Wcale nie jestem...! Nic nie rozumiesz!
- A kto rozumie?! Autoboty? Hattie!? Może weź i się z nią ożeń!
- O co chodzi?!
- O ciebie! Do cholery, o ciebie! Skoro ona tak bardzo cię rozumie... Nie widzisz tego? Zakochałeś się w jakieś gówniarze, która nagle zaczęła biegać w majtkach po bazie. Słyszałem pod drzwiami jak rozmawialiście... Myślałeś, że ckliwą historyjką ją do siebie przekonasz?
- Nie... To... To była szczera rozmowa... - Will zbliżył się niebezpieczne do mężczyzny, czując za chwilę z chęcią zrobi mu z twarzy krwawą miazge - I nie kocham jej. Mam cel, a ona tylko... Jest tylko przeszkodą.
- Jasne.
- Oczywiście!
- Myślisz, że jakaś szczeniara cię uszczęśliwi? Albo że zrozumie?
- Ona rozumie...
- My też, do cholery, gdybyś dał sobie szansę i wychodził z nami na piwo też lepiej byś nas poznał, mnie i chłopaków! Każdy z nas kogoś stracił myślisz, że jesteś lepszy od nas albo do końca życia chcesz zgrywać ofiarę?
- Weź przestań!
- Nie wezmę i nie przestanę! Chcesz mnie walnąć? Ręka ci lata jakby Dino ciągnął za sznurki - prychnął - Jeżeli... Jeżeli naprawdę uważasz, że nie jesteś chory na łeb i że ona nic nie znaczy... To wrócisz teraz ze mną do kwater. Do cholery... I dasz pracować profesjonalistom!
- Cóż. Ja jestem profesjonalny - Will uśmiechnął się szybko - I jestem wciąż za nią odpowiedzialny! Nie chcę by ktoś znowu umarł z mojej winy!
Po pomieszczeniu rozniósł się głuchy łomot kiedy policzek Figisa przyjął cios, a ciało mężczyzny upadło jak worek kartofli na podłogę.
Stukot butów bięgnącego do celi Willa i krótkie bipczenie na konsoli kiedy kasztanowowłosy podniósł temperaturę pomieszczenia. Decepticon musiał odtajeć, żeby wróciły mu chęci do rozmowy...
- William, miałeś nie robić niczego głupiego! - pięść Mirage'a uderzyła w posadzkę w próbie zatrzymania człowieka.
Lennox jednak uśmiechnął się tylko zwycięsko kiedy znalazł się po drugiej stronie.
Niska temperatura była przeraźliwie paraliżująca, a ciało mężczyzny niemal odrazu straciło energię.
Do następnego kroku pchała go tylko paląca determinacja; żeby zmusić Decepticona do odpowiedzi. Żeby odnaleźć dziewczynę i nie pozwolić jej zginąć. Żeby udowodnić, że potrafi.
- Hey, ty... Drag Strip, tak? - warknął, zbliżając się do koi więźnia - Pamiętasz mnie?
-Robak - robot odwrócił głowę i spojrzał zdrową optyką na węglowca.
- Odpowiesz teraz na parę pytań - sapnął Will, trzęsąc się z zimna.
- Przetwornik mi zamarzł...
-Gówno prawda... - mężczyzna wycedził przez zęby - Przynajmniej... Przynajmniej z zimna nie czujesz rozwalonego fotoreceptora...
- Zapłacisz mi za to.
- Oczywiście. Kiedyś - kasztanowowłosy zbliżył się bardziej - Powiedz mi, gdzie kryją się Barricade z dziewczyną i reszta Conów! Gdzie?! Mów albo za chwilę wychłodzę celę do temperatury, której napewno nie przeżyjesz...
- Na twoim miejscu nie czuł bym się tak pewnie... Twoja Iskra przestanie bić o wiele szybciej...
- Mam to gdzieś... Naprawdę. Uważasz, że jestem ci coś winien? - syknął - Myślisz, że nie pamiętam? Byłeś w Katarze. Jesteś tak samo winni ich śmierci jak reszta Conów...
- Nie wiem o czym mówisz...
- Wiem, że wiesz... A nawet jeżeli nie, to ja nie zapomniałem... Pamiętam jak strzelałeś do moich przyjaciół, moich żołnierzy...
- Do wszystkich strzelamy - Decepticon nie wiedzieć czemu się oblizał - Nie zasługujecie by żyć...
- To nie ty będziesz o tym decydować! Za Katarę i i za moich chłopaków powinienem ci wyrwać Iskrę i wsadzić w dupe!
- Wtedy niczego się ode mnie nie dowiesz...
- Lepiej dla ciebie, żebyś zaczął mówić... Albo...
Will wciąż ignorował szalone bicie serca, wyczerpanego walką o ogrzanie organizmu i tlenu, który wprowadzał do płuc.
Lodowate powietrze wyssysało z niego życie, do tego stopnia, że ledwo trzymał się na nogach.
- William, ty naprawdę oszalałeś... - Figis z siniakiem twarzy i puchową kurtką wręce wbiegł przez śluzę.
Nie czekając na rotacyjne otworzenie drzwi wraz z nim wpadło do celi gorące powietrze, ciężkim podmuchem odwracając uwagę kasztanowowłosego od jeńca.
Gdyby w tamtej chwili skupił się na Decepticonie być może zauważyłby jak ten z uśmiechem przyjmuje na klatkę piersiową krople z soli na suficie i jak rozprostowuje skostniałe palce.
- Odbiło ci... Chcesz tu zamarznąć na śmierć? - syknął Gis narzucając ubranie wierzchnie na sine ciało kompana - Tu jest... Jakoś cieplej?
- Nie potrzebuję pomocy - Lennox odepchnął drugiego sierżanta - Potrzebuję odpowiedzi, a on...
- Mogę udzielić ci jednej... - westchnął Drag Strip - To już bez znaczenia... Ale dziewczyna ma być przynętą.
- Co? - odparli równocześnie obaj mężczyźni - Przynętą na co?
Decepticon zaśmiał się w odpowiedzi.
- Gadaj, gadaj co masz na myśli! Hattie ma nas zwabić do Megatrona?
William słysząc tylko śmiech Cona, szukając odpowiedzi podbiegł do koi.
I dopiero wtedy zrozumiał jak wielki błąd popełnił...
Drag Strip wstał gwałtownie, a lód i szron, które na nim odtajały pękły z trzaskiem jak szkło, tworząc mgiełkę kryształków.
Sześciometrowy robot wstał na nogi i wyciągnął ręke, dłonią uderzając w drobne ciało człowieka.
William odleciał do tyłu z hukiem i trzaskiem łamanej kości wpadł na mokrą od topniejącego lodu ścianę.
I zamarł...
- Lord Megatron przekona dziewczynę żeby to im pomogła wrócić do domu... A wszystkie Autoboty trafią na złom!
- Im? - zdziwił się Figis.
Decepticon ruszył do wyjścia, rozwalając w potłuczone szkiełka grubą szybę, oddzielającą go od stojącego w gotowości Autobota.
- Stój! Zostań tam gdzie jesteś! - krzyknął Ferrari wyciągając broń i mierząc w Cona.
Ten stanął na chwilę, spojrzał na lufe i znów na Dino...
Poczym podszedł dość blisko by broń wbiła się w segmenty zbroi na piersi.
Czuł jak ręka Autobota zadrżała od zdziwienia niespotykanym gestem.
- Okaż litość - szepnął Drag Strip drżącym głosem - Proszę...
- Proszę! - krzyknął kiedy Autobot nie wykonał żadnego ruchu - Nie mogę już tak dłużej żyć! Zakończ to, zlituj się...
- Dino... Nie! - Figis próbował ratować sytuację, ale było za późno.
Na chwilę przed strzałem zobaczył zrozumienie w optykach robota.
Jednak Dino odwrócił szybko głowę, gdy pocisk ruszył w drogę gasząc światło Drag Stripa.
Decepticon upadł na twarz, sypiąc częściami z rozwalonej na wylot piersi...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro