Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. Decepticons


Decepticony świetnie sobie radziły z przeszkodą.
Hattie trochę gorzej.

Roboty bez większego wysiłku pokonywały Most podczas gdy dziewczyna czuła się jakby walczyła z gigantyczną bańką - już nie mydlaną, a kleju. Przestrzeń wokół niej zaginała się jak napełniony helem balonik pod wpływem nacisku, a eteryczne, przypalane powietrze dusiło ją i dostawało się na język niczym lepka, gorzka breja.
Była pewna, że gdyby Barricade nie trzymał jej w swoich szponach to z pewnością przegrałaby tę bitwę, która z każdym krokiem Cona przypominała bieg pod rwący nurt rzeki, albo spacer w sam środek niszczącego tornada.
Było mozolnie, bardzo trudno i wykańczająco
A przy tym kiedy wreszcie roboty postawiły swoje stopy na twardym gruncie i czar za ich plecami prysł jak marzenie senne Hattie miała wrażenie, że minęły całe wieki.
Odrazu też ogarnął ją chłód, aż zadrżała.
Cony zaczęły pokonywać odległość, a od ścian odbiło się echo ciężkich kroków Cona-cysterny, który stanął na nogi jako szeroki, masywny i równie wysoki jak Optimus robot. Malutkie czerwonawe oczka świdrowały ją z góry na wylot więc odruchowo schowała się za szponem czarno-białego Decepta. Twarz Tancora jednak była tak nabrzmiona jakby pod metalem puchła mu twarz wypychając segmenty i nadając mu brzydki, kartoflany wygląd, którego wrażenia nie maskował rdzawo-szary kolor dominujący na ciele robota.
Ciszę przeszył gwałtowny gwizd i idący obok trzeci nieprzyjaciel wysforował się naprzód - ten czarny, w pomarańczowe zdobnicze pasy - podskakując i trzepocząc drzwiami samochodu na plecach jakby chciał się poderwać do lotu, pogwizdując i chichocząc przy tym opętańczo.

Kiedy Decepticony wreszcie stanęły dziewczę mogło się przyjrzeć nowemu miejscu, w którym się znaleźli.
Było bardzo jasno co zdziwiło ciemnoskórą - wrogie maszyny przypominały jej raczej fanów ponurych, ciemnych lochów skrytych w mroku niż przyjemnych jaskiń pachnących słonym powietrzem.
Zdążyła jednak spostrzec, że ściany są grotą albo jaskinią i pokrywają je lekkie smugi malowniczo zdobionego przez naturę kamienia.
Ten piękny widok dziewiczej natury psuła jednak olbrzymia wyrwa, pełna gruzu z kamieni, wdzięcząca się niemal pod świetlikiem co dało Hattie do myślenia, że nie powstała naturalnie.
I miała rację bo gdy przesunęła się w dłoni Decepticona zobaczyła jak za plecami robotów część jaskini zmieniona jest w połamany, zzardzewiały kawał metalu, na środku którego stał duży łukowaty stelaż.
Wyglądało to jak skrzyżowanie natury ze statkiem kosmicznym i to zapewne on spowodował częściowe zawalenie jednej ze ścian po tym jak wbił się w tę górę lub ziemię?
Cade uniósł rękę wysoko, niemal na wysokość swojej twarzy i otworzył szpony.
Pozwolił przy tym dziewczynie na krótką eksploracje otoczenia.
W blasku promieni słonecznych padających ze świetlika w suficie groty nie schowały się żadne inne Decepticony.
Te które zebrały się i stały teraz, przypatrując się dziewczynie na dłoni towarzysza, powarkiwały przy tym cicho.
Skojarzyło się to ciemnoskórej ze stadem dzikich psów, głodnych i sparaliżowanych strachem przez obecność obcego - jakby nie wiedziały czy zabić i zjeść czy obwąchać i odejść.
Jeden psi faktycznie wyłonił się zza nogi oczekującego ich robota i był to Steeljaw.

- Gdzie jest Drag Strip?

Przed szereg wystąpił masywny, przygarbiony lekko fioletowy robot ignorując plączącego się wilka. Ten Con przypominał dziewczynie tego spod mostów w Denver, ale dopiero teraz mogła mu się przyjrzeć. Jego czerwone ślepia błyszczały jak rubiny pod uniesioną nad czoło przyłbicą. Przy każdym kroku metal na Decepticonie chrzęścił cicho, a każdy jego element przypominał ciemnoskórej zbroję rycerza ze średniowiecznej Europy. Pod zebraną warstwą brudu i rdzy mogła jeszcze dostrzec bogate zdobienia na pasie Cona, jego ramionach i łydkach, a kilkakrotnie nawet powtrzały się ciągi znaków zbliżonych do chińskiego alfabetu.
Decepticon był tak specyficzny i staromodny, że wzbudził teraz w dziewczynie duże zainteresowanie.

Barricade na słowa Rycerza zatrząsł ręką, gdy razem z czarnym Decepticonem i Tancorem odwrócili się do tyłu i po chwili spojrzeli po sobie poniekąd to zdziwieni, to znudzeni. Wreszcie ŚwidrująceOczko machnął wymijająco dużą dłonią i przepchnął się na środek.

- Widocznie węglowi go załatwili - prychnął niskim głosem - Nie ma czego żałować, Złamańcu.

- Fracture - zagrzmiał groźnie fioletowy - Jestem Fracture. Jak mogliście pozwolić by Drag Strip zgasł z ręki tych miękkich prymitywów? Jest nas coraz mniej, od wieków już nie zniszczyliśmy żadnego Autobota, a wy pozwalacie by jeden z nas ginął w tak haniebny sposób?!

Tancor nie raczył odpowiedzieć, wyminął Fracture'a powolnym krokiem i zniknął w wyjściu w tylko sobie znanym celu.

- Przestań pieprzyć o honorze - prychnął pogardliwie Pogwizdujący, zakładając ręce na piersi i uśmiechając wrednie - Honor to szmira. A nas jest jeszcze dość by zmieść  autościerwa z powierzchni Ziemi. Zresztą ja i Blackout załatwiliśmy aż dwóch konusów Prima dwa lata temu, to krócej niż mrugnięcie optyką!

- Autobot-Samobójca i rdzewiejący żywcem złom to żaden wynik! - odparł fioletowy - Zestrzelenie starego trepa w plecy to twoje największe zwycięstwo?!

- Ja przynajmniej jakieś mam! Ty nie wyrwałeś żadnemu Iskry od...!

- Zamknij się Rampage! - prychnął wreszcie Barricade - Ta ludzka suka wszystko słyszy. A ty Fracture zabierz ją na dywanik, niech się przywita z przeznaczeniem.

- Jakim przeznaczeniem? - pisnęła, gdy Cade złapał ją za kark w dwa szpony z obrzydzeniem jak zasmarkaną chusteczke.

Steeljaw pod jej nogami z błyszczącymi ślepiami i warczeniem chapnął na nią szczęką napędzając jej stracha.
Fracture porwał ją w swoją dłoń i odwrócił się na pięcie kierując do wyjścia z jaskini. Steeljaw ruszył truchtem, wyprzedził ich jak zjawa i po kilku susach zniknął w mrocznym korytarzu merdając ogonem.

Fakt, że Decepticon zabiera ją w inne, ciemniejsze i mniej bezpieczne miejsce napędził jej stracha i bezradności.
Nie wiedziała bowiem czy jaskinia, w której znajdował się Most była pod ziemią czy nad nią. Nie wiedziała ile jeszcze takich jaskiń czeka na nich, jak długie mogą być korytarze i gdzie prowadzić. Czuła się zagubiona, a rosnąca duchota nie pomagała jej w myśleniu.
Próbowała policzyć kroki Decepticona i odległość jaką pokonuje, ale i to zawiodło ją ponieważ ruch robota bezustannie nią kołysał.
Korytarz coraz bardziej ciemniał i wkrótce jedynym źródłem światła był blask bijący z oczu Cona.

- Dokąd mnie zabierasz? - odważyła się wreszcie zapytać przełykając ciężko ślinę jednak Con zbył ją milczeniem. Westchnęła głośno - Daleko jeszcze?

- Przestań się wiercić, inaczej zamknę dłoń i zrobię z ciebie miazge - burknął Rycerz, gdy dziewczyna poraz kolejny zmieniła pozycje w ciasnej celi z szpiciastych palców.

- Nie zrobisz - westchnęła, próbując zagadać żeby pokonać strach, który ją zjadał i doprowadzał do bólu brzucha - Jestem wam potrzebna.

- A kto ci tak powiedział? - prychnął w odpowiedzi.

- Mhm, na filmach nigdy nie porywają ofiary żywcem jeżeli nie jest im potrzebna - próbowała powiedzieć jak najspokojniej.

W odpowiedzi Decepticon faktycznie ścisnął pięść, wprawiając Hattie w przerażenie. Już nie był fajny i ciekawy, był Decepticonem i był okropny!

- Nie jesteś nam potrzebna do niczego co by wymagało twojego zdrowia - warknął fioletowy i zaśmiał się groźnie - Może więc mój Pan zgodzi się pokroić cię na kawałki jak tutejszych tubylców.

- Pokroiliście tubylców - szepnęła zdjęta grozą, a Decepticon odpowiedział jej wymownym milczeniem.

- Nie myśl, że się z nim zaprzyjaźnisz! - nagły krzyk kazał się ciemnoskórej rozejrzeć i szukała właściciela dobrą chwilę - Tutaj na górze...

Wreszcie go dostrzegła, gdy podniosła wzrok. Śnieżnobiały lakier faktycznie wybijał się na tle ciemności. Poszczególne czarne elementy kryły go kamuflażem, nadając trochę straszny abstrakcyjny wygląd. Nietoperz trzymał się szponami sufitu, głowę odwrócił o niemal sto osiemdziesiąt stopni i przypatrywał się znów czerwonymi oczkami swojemu towarzyszowi i pojmanej.

- Nighscream - pozdrowił go Fracture jednak uwagę nietoperza w całości pochłonęła skryta w ręce dziewczyna.

- To mściciel. Okrutnik. I najbardziej lojalny pies Megatrona - ostrzegł Nightscream - Módl się żeby w ogóle wypuścił cię ze szponów, jeszcze żadna ofiara nie miała tyle szczęścia.

- Nie strasz nam gościa, przyjacielu - ostrzegł chłodno fioletowy - I prowadź do naszego Pana.

Nighscream puścił się gwałtownie stropu i sfrunął, z hukiem lądujac obok Fracture'a.
Z bliska mogła dostrzec dziurę jaką wybił mu pociskiem Optimus. Teraz nie przypominała już rozgrzanego do czerwoności, zniszczonego metalu, ale mogła dostrzec zbierający się wewnątrz błękitny płyn. Energon.
Nietoperz odwrócił się w stronę w którą zmierzali, rozwarł paszczę i wydał z siebie dźwięk - nito skrzek, jazgot ni to szczeknięcie, warknięcie. Aż Hattie zdruzgotana zakryła sobie uszy.
Hałas trwał dłuższą chwilę dopóki z pyska nie wystrzelił jasnego błękitnego promienia światła, niosącego ze sobą hałas - niczym smok plujący ogniem.
Fracture ruszył przodem, jakby ścigał się ze światłem i dźwiękiem pełzającym po ścianach jaskini.
Dziewczyna ze zdumieniem przyznała sama przed sobą, że był to imponujący pokaz echolokacji w w wykonaniu robota z kosmosu.
Odwróciła się w swojej klatce by spojrzeć jeszcze na zwierzęcego Cona, który został z tyłu. Zakołysał się lekko.
Pysk rozwał w parodii uśmiechu, a czerwone oczka zabłysły jak małe rozbrykane płomyki.
I zabrzmiał basowym, lekko syczącym i chłodnym jak noc listopadowa, strasznym głosem.

- Porzućcie nadzieję Wy, którzy tam wchodzicie...😈

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro