23. Polowanie vol. II
- Myślałam... Myślałam, że chociaż raz będziemy przed Decepticonami i Optimusowi się uda... - westchnęła zmęczona.
- Optimus ci nie mówił? - odparł cicho - Mają Most Ziemny. Zawsze są o krok przed nami. Zawsze...
Hattie krzyknęła i złapała się za żołądek, kiedy helikopter gwałtownie przechylił się w bok. Maszyna zanurkowała nagle w dół i dziewczę było pewne, że gdyby nie zapięte pasy to ona i Will skakali by po kabinie jak szmaciane lalki.
Ledwo pilot przestał manewrować, a za śmigłowcem rozdarł powietrze wybuch rakiet z arsenału IronHide'a.
- Pakuj misia w teczkę - rzucił Will - Za chwilę lądujemy!
Hattie pospiesznie pozbierała zabawkę i wskazówki w plecak i teraz czekała na dalsze instrukcje, jednocześnie próbując zignorować bunt żołądka na manewry powietrzne Grygoriego.
Poczuła mocny chwyt Willa na swoim nadgarstku, gdy kanonada strzałów na ogonie maszyny nasiliła się.
Chwyt wzmocnił się tak nagle jak świst wiatru, dziewczyna krzyknęła cicho kiedy helikopter zaczął się gwałtownie obracać wokół własnej osi.
Kolejny huk rozbrzmiał dosłownie na tyle maszyny, wydzierając kawał blachy i wpuszczając smród palonego metalu...
- O matko... - pisnęła, robiąc wielkie oczy...
- Hattie, wstawaj! Grygori? - Will szybciej od błyskawicy odpiął swoje pasy i zaczął się mocować z zabezpieczeniem dziewczyny.
- Dwanaście metrów do ziemi - prychnął pilot, wyskakując z kabiny w kierunku dwójki pasażerów.
Kiedy śmigłowiec zaorał czołem w ziemię, rozbrzmiał huk większy niż ten towarzyszący bitwie powietrznej.
Hattie przewróciła się na Willa, a Rosjanin upadł tuż obok nich.
Przednia szyba i rama pękła z trzaskiem, a kabina pilota zgniotła jak puszka po coca coli wybuchając pożarem.
Dziewczyna dyszała ciężko i bynajmniej nie dlatego, że leżała teraz na piersi przyjaciela.
Narastający żar i unoszący się do okoła smród i dym skutecznie utrudnił pracę jej oskrzelom i oczom, zaczęła się krztusić i czuła, że ślepnie.
- Will - jęknęła jednak do pionu poderwały ją dwie silne dłonie Rosjanina.
Niemal się przewróciła czując jak miękną jej kolana.
Pilot pomógł Willowi wstać, a kiedy przyjaciel ją podtrzymał to mężczyzna wykopał drzwi.
Po zderzeniu z glebą same ledwo trzymały się na zawiasach, a teraz upadły z hukiem.
Will chwycił dziewczynę jedną ręką w pasie, a drugą wzmocnił uścisk na ramieniu jej po czym wyprowadził ją z wraku.
Podczas gdy sierżant narzucał tempo by przedostać się przez pobojowsko, ona ciągnęła go jak kamień w wodę, półprzytomna, przez co w końcu i Will zaczął się potykać i ciągnąć dziewczynę za sobą.
Świeże powietrze okazało by się zbawieniem, gdyby nie zapach prochu i latający dookoła kurz.
Miotająca pociskami broń Autobotów dawała kwaśnawy, podpalany zapach o czym Hattie przekonała się niefortunnie, gdy obok nich wylądował nagle biało-biały Decepticon ze ptasimy skrzydłami zamiast rąk.
Optimus pojawił się nagle robiąc koziołka do przodu i wycelował w kreaturę zanim zdołała zdeptać ludzi.
Odór z broni lidera zmieszał się ze smrodem spalonego metalu, gdy pocisk przeszył wroga na wylot i odrzucił do tyłu.
- Prime! Nie uda ci się ochronić dziewczyny, ten Odłamek będzie nasz! - Zasyczał niczym kobra i z prędkością światła stanął na cztery łapy - Tym razem my wygramy tę rundę!
- Tę rundę zapłacisz życiem, jeżeli się nie wycofasz!
Ciemnoskóra zatrzymała się raptownie i rozkaszlała jakby miała wypluć płuca.
Prime zamienił blaster na ostrze, które wysunęło się ze zgrzytem i zamachnął się na wroga.
Czuła jak Will niemal ciągnie ją pewnie do jakiegoś samochodu, ale nie widziała go bo kiedy Optimus i Hide zaczęli tańczyć, żeby wykończyć Decepticony to miała wrażenie, że ziemia się roztąpiła i pozamieniała miejscami górą.
Wreszcie oboje usłyszeli warkot jeepa, który podjechał do nich i zahamował gwałtownie.
Will pomógł dziewczynie wejść do zielonego samochodu i sam wdrapał się obok niej.
Zamknął drzwi już po tym jak samochód ruszył przed siebie, unikając zgniecenia pod ciałem IronHide'a, którego Blackout wywrócił na plecy.
- Już okej, jest okej - Will próbował ułożyć ją w pozycji siedzącej, ale wyraźnie się sprzeciwiła kiedy znów nasilił się kaszel.
- Cholera jasna! - wrzasnął nagle kierowca. I Hattie ze zdumieniem rozpoznała Figisa.
Przed maską pojawił się nagle wielki kolorowy wir, który zaskwierczał głośno jak gigantyczna patelnia i wybrzuszyło jak bańka mydlana.
Ich samochód skręcił gwałtownie w lewo, ale z takim odrzutem, że oboje z Willem spadli z siedzeń rozbijając głowy.
W ostatniej chwili jeep uniknął mknącego z naprzeciwka czarno-białego wozu, który wyjechał z wiru jak piorun albo koń wyścigowy.
Zaraz za nim zmaterializowało się czerwone Ferrari, srebrne Corvette, podczas gdy
Jeepa z Hattie i mężczyznami wyrzuciło w powietrze na wybojach, by mogło po chwili wylądować i zaorać w miękką ziemię.
Kolorowy korowód kończył się wjazdem ciężarówki z cysterną gonionej przez żółte Camaro.
To ostatnie ledwo co zdążyło przed zamknięciem tafli.
Bumblebee w ostatniej chwili transformował się i robiąc gwiazdę w powietrzu wylądował za plecami dziwnego nietoperzo-Cona atakującego lidera.
- Figis, jedź jedź! - ponaglił kolegę Will podczas gdy auto miało problem ze złapaniem zapłonu.
- Barricade chyba wraca - powiedziała cicho spokojnie, oglądając w tylnej szybie jak czarno-biały wóz zakręcił bączka i zaczął kierować się w kierunku jeepa.
- Figis!
Wreszcie samochód zapalił z rykiem po czym wystrzelił do przodu, orając ziemię i przyśpieszając.
Barricade transformował się i chwilę gonił ich na nogach przez pole jednak szybko się zmęczył.
Wojskowy jeep kontra Decepticon z niskim zawieszeniem - jeden, zero.
Na szczęście Autoboty skutecznie uniemożliwiły latającym wrogom wzbić się w niebo.
Cały pościg Conów został w tyle, a do trójosobowego zespołu dołączyły jeszcze dwa inne jeepy, schowane kilka kilometrów dalej między drzewami.
Cały zespół w ciągu pół godziny dojechał do pierwszego celu.
Samochody pokonały drogę dojazdową i z piskiem zatrzymały się przed domkiem jednorodzinnym z werandą.
Lekko podeschła jabłonka szumiała żółtymi liśćmi na wietrze, jednak rosło wokół więcej krzewów niż Hattie zapamiętała.
Tajemnica rozwikłała się kiedy dziewczyna wyszła z samochodu i weszła na podwórko.
Balustrade werandy zdobiły doniczki ze świeżymi kwiatami, a w głębi podwórka stała odniowiona, pomalowana na czerwono mała stodoła i murowana przybudówka, której nigdy nie było.
- Chodź, mamy mało czasu - poczuła rękę sierżanta na ramieniu.
- Ale, ktoś tu już mieszkał - mruknęła - Zapomniałam, że ktoś tu już mieszkał...
- Co za różnica? - prychnął Figis zbliżając się z dużą torbą na ramieniu, z której wyciągnął tableta - Zbieraj tyłek i szukaj, zanim się okaże, że będziemy wyprawiać stype.
Hattie przełknęła ciężko ślinę i zrobiła krok do przodu.
- Szybciej!
- Zamknij się, dobra?! - wrzasnęła na śniadego mężczyznę, aż Will się wzdrygnął. Figis się jednak nie zraził.
- Psy są od ciebie mądrzejsze - prychnął i zaczął iść w kierunku drzwi wejściowych - Promieniowanie jest zerowe.
- Hattie dalej ma wskazówki - mruknął Will, łapiąc dziewczynę za rękę i ciągnąc do domu - Dlaczego zerowe?
- Właściwie podskakuje tylko gdy skieruje miernik na nią...
- Skoro moim rodzicom zależało na zmyleniu Decepticonów to chyba normalne, że nie zrobili z domu jednej wielkiej napromieniowanej budki - wysunęła myśl, kwitując przewróceniem oczu wymowne milczenie kolegów.
Zdjęła z pleców Willa bagaż, wdzięczna, że kasztanowowłosy o nim pamiętał i wyjęła z niego kartkę od mamy.
- Co tam pisze? - zainteresował się Figis. Chyba nie wierzył, że wycieczka do Denver miała sens, a jednak... - "Sorry, ale nic tu nie ma. Wypchajcie się ehehehe ~ Mama"?
Mężczyzna zaśmiał się z własnego (nie)śmiesznego żartu. Ale mylił się.
W kartce była własnoręcznie wykonana mapka. Wśród wielu kresek i linii był zaznaczony czerwony krzyżyk. I do tej pory Henrietta zastanawiała się do którego piętra odnosiła się mapka. Wykluczała natomiast parter i piętro. Nie było opcji żeby ktoś upchnął obiekt wielkości żyrandolu do szafy, nawet jej rodzice.
- Zaczynamy od piwnicy.
Poprowadziła całą trójkę do środka, w którym wciąż tętniło życie dawnych mieszkańców.
W kuchni czekały talerze do zmycia, a na półkach w salonie czekały książki i bibeloty.
Poprowadziła ich na tył domu, gdzie były schody do piwnicy.
Figis wyjął z torby latarkę i zaczął nią świecić schodząc po schodach.
Na końcu czekało ich duże pomieszczenie pokryte kurzem. Piwnica skrywała meble, kilka krzeseł pod prześcieradłami i jedną brudną sofę. Pod ścianą stały dwa regały ze słoikami, które zainteresowały Figisa.
- Zostaw to i chodź tu! - syknął zniecierpliwiony Will.
- Daj mi chwilę, jestem głodny...
- Figis!
Mężczyzna warknął i oddał latarkę sierżantowi, który zaczął oświetlać drugą część piwnicy.
- Uuu, bilard - prychnął śniadoskóry.
I to było wszystko. W pomieszczeniu nie znajdowało się nic więcej. Jednak tego Hattie się spodziewała.
- To chyba strata czasu - westchnęła Hattie i wyrwała mu latarkę by zacząć studiować kartkę - Tu musi być coś więcej. A piec?
- Piec?
- Przecież jakoś muszą ogrzewać dom, prawda? Kiedyś był w tym pomieszczeniu. I nie ma drewnianych belek.
- Wygląda na to, że piwnica z mapy jest większa. Tu nie ma belek - Will również nachylił się nad mapką - Te, iksy na środku, tak się zaznacza jakieś słupy podtrzymujące strop. Poza tym jeżeli jesteśmy tyłem do wejścia, a to - wskazał na mapie małą wnęke w kreskowych ścianach - To są drzwi, to ten iks powinien być tam.
- A ty skąd to wiesz? - Spytała dziewczyna. Jednak mężczyzna się skrzywił i nie odpowiedział.
- Wygląda na to, że nowi właściele przemurowali piwnice na pół. Musimy się dostać do drugiej części.
- Kiedyś wszystko było tutaj. Nie wiem gdzie jest drugie wejście, a nawet jeżeli to nic nowego tam nie znajdziemy.
- Sprawdźmy ściany - zasugerował kasztanowowłosy.
- Albo słoiki - wtrącił Figis modląc się i śliniąc znów do przetworów.
- Nie wytrzymam z tobą - warknął Will.
- Wiesz co - mruknęła Hattie i zbliżyła się do kompana i podała mu z półki słoik z dżemem - Masz! Smacznego! A my jak dorośli zajmiemy się dorosłymi sprawami.
- Aż tak? Mam wyjść czy zamknąć oczka? - zaśmiał się facet odkładając słoik - Nie lubię moreli, o! Zobaczmy...
Śniadoskóry wyjął paczkę papierosów z kieszeni na piersi poczym zapalił jedną fajkę i kucnął przy regale by sięgnąć po ogórki, wydmuchując przy tym.
Chwytając kiszonki w ręce spojrzał na szafkę i ze zdumieniem stwierdził, że słyszy drobny, cichutki gwizd.
Mrugając głupio znów wydmuchał dym i uważnie obserwował jak część białej smugi leniwo znika za półką z przetworami.
- Ej, Will - krzyknął, wpychając tam paluchy i czując nagle zimny powiew.
- Jak pies je to nie szczeka - mruknął Will z daleka.
- Will, ja mówię poważnie - krzyknął Figis wyjmując papieros z ust - Chodź tutaj, tu jest wyciąg! Pomóż mi to odsunąć...
Lennox zbliżył się zrezygnowany do kolegi, a ten powtórzył eksperyment wprawiając kasztanowowłosego w osłupienie.
Obaj poderwali się żeby pokonać ciężki regał i odsunąć go od ściany...
- Co wy robicie? - zapytała dziewczyna, zaalarmowana nagłym stukotem szkła.
- Odsuń się - mruknął Will z wysiłkiem - Chyba musimy go przewrócić!
Przy kilku kolejnych próbach szafa odpuściła i poleciała na podłogę przygniatając słuczone szkło i owoce.
- Uważaj na szkło, Hattie...
- Serio? - prychnęła zbyt zainteresowana odkryciem - Dopiero co przeżyłam katastrofę lotniczną...
Will cofnął się jakby zmieszany na te słowa przez co ciemnoskóra mogła przyjrzeć się znalezisku.
To co znajdowało się w ścianie było drzwiczkami z ciemnobrązowej skleiki, umieszczonymi jakieś dziesięć centymetrów nad podłogą.
- Figis, przestrzel zawiasy.
- Chcecie tam wejść?
- Szczerze mówiąc wygląda na to, że znaleźliśmy "iks" na mapie. Poza tym mamy jakiś wybór?
- Nikt normalny nie chowa drzwi za szafą. To takie banalne. Jeżeli masz coś do ukrycia schowaj to za drzwiami i zastaw je szafą. Przypominają mi się te wszystkie gówniane horrory - skomentował Figis.
Włożył do ust fajkę i wyjął pistolet z kabury mierząc w zawiasy.
Hattie i Will odsunęli się kiedy mężczyzna zaczął oddawać strzały, a ciemnoskóra dodatkowo wyskoczyła za plecy ciemnookiego.
Zanim drzwi puściły i upadły na szafkę do piwnicy zszedł jeden z żołnierzy zaalarmowany hałasem.
- Wszystko w porządku - uspokoił go Will.
- O matulu... Chcecie tam wejść? - zapytał mężczyzna, patrząc na odsłonięty teraz wylany betonem niski korytarz - Kiedy ostatnio jakiś facet znalazł taką bajerę w piwnicy okazało się, że jest tam trup...
Wszyscy zdrętwieli na ostatnie słowa żołnierza.
- Figis idzie pierwszy! - wyrwało się dziewczynie.
- Dlaczego ja?!
- Bo jesteś baba!
Odczuła ulgę widząc jak ten zapowietrzył się z oburzenia. Ulgę, że strach minął.
- Ja idę pierwszy, Figis za mną - zakomenderował Will i zaczął wchodzić do wąskiego korytarza - Dajcie latarkę...
- Miałem przekazać żebyś się pośpieszył - krzyknął nowoprzybyły - Optimus dzwonił, że dłużej nie wytrzymali i Cony nas szukają.
- Jak to? - przeraziła się dziewczyna.
- Ukryjcie auta w stodole, teraz! - krzyknął Will zanim na dobre się odczołgał - Cholera, tu jest całkiem wysoko.
Żołnierz odszedł, żeby przekazać rozkaz, a dziewczyna spojrzała się badawczo na kolegę.
- Nie miałeś za nim iść? - zapytała.
- Przecież nie odetnę mu potencjalnej drogi ucieczki - prychnął w odpowiedzi jakby tłumaczył to dziecku poczym zwrócił się do otworu - Jak ci idzie, Will?
- Słuchajcie, tu się rozszerza - odkrzyknął podekscytowany, przez co Hattie musiała zignorować znaczące miny Figisa - I są schody!
I to dopiero była informacja.
- Hattie, chodź tutaj.
- Dlaczego nie ja? - krzyknął oburzony żołnierz.
- Ktoś musi zostać na czatach!
Dziewczyna wczołgała się do otworu, powoli zmierzając do końca. Tak jak mówił Will po dobrych kilku metrach korytarz kończył się dużym otworem, a na dole dało się dostrzec metalowe schodki.
- I co teraz? - Spytała skołowana - Mam skoczyć na główkę?
- Nie bądź śmieszna, od żartów mamy kolegę - prychnął Will z dołu - Odwróć się na plecy i złap bajerki nad głową.
Hattie z lekkim powątpiewaniem wykonała polecenie i bardzo się zdziwiła kiedy trafiła na stabilnie zamontowane pręty nad głową. Podciągnęła się na nich, a kiedy nogi wysunęły się z tunelu - opuściła na schodki i dołączyła do Willa w pustym pokoju wyłożonym drewnianymi deskami.
Naprawdę pustym.
- Tu nic nie ma - zaczęła kiedy mężczyzna się nie odezwał - Naprawdę nic.
- Gdzie masz plecak? Musi być więcej wskazówek - odparł zrezygnowany Will.
- Tylko ta mapa! Will co teraz?
- Nie wiem, to ty jesteś w to zamieszana. Myśl! Musiało być coś jeszcze.
- Tylko to - zaskoczyła dziewczyna, wygrzebując z plecaka kamyk.
Grudka metalu świeciła jasno, ale nic poza tym.
- I jak kamyk ma nam pomóc?
Will wyrwał jej plecak i wyrzucił z jej ręki kamyk, sprawiając, że ten odbił się od ściany i uderzył z głucho o deski.
To jakby wyrwało na chwilę Willa z transu w którym rozpruwał misia. Jakby coś go zaalarmowało.
- Zrób to jeszcze raz - rozkazał.
- Ale co - mruknęła, powoli zbliżając się po kamyk.
Pod naporem jej ciężaru deski zaskrzypiały głośno, a echo rozniosło ten dźwięk.
Tylko, że nie po pomieszczeniu.
Lennox spojrzał uważnie w oczy dziewczyny i uśmiechnął się szeroko jak rekin.
- Rzuć go. Rzuć kamyk na deski.
Rzuciła. Echo odbiło się od mokrych ścian wąskiego tunelu pod ich stopami...
Willam upadł na kolana i kazał jej się odsunąć, zrobiła to bezradnie patrząc jak gołymi rękami niszczy deski, od czasu do czasu pomagając sobie scyzorykiem.
Wreszcie rozłamał kilka, odsłaniając czarną otchłań.
Rozejrzał się za kamykiem i złapał go jak ostatnią deskę ratunku.
- Zobaczymy to faktycznie jest studnia - odparł ze śmiechem.
Wepchnął w mały otwór kamyk i pozwolił mu spadać dobre kilka chwil. Nawet Hattie upadła na kolana i czekała.
Wreszcie cichy, nagły plusk sprawił, że miała ochotę przyjaciela uściskać ze szczęścia!
Z dna studni wydobył się delikatny niebieski poblask, przenikając się przez dziurkę.
- To on, bez wątpienia! Twoi rodzice byli niesamowici - skomentował mężczyzna ze szczęśliwą miną - Autoboty ucieszą się, że będą mogły wrócić do domu... Figis! - poderwał się nagle i pobiegł do drabinki - Figis, skołuj jakąś siekierę i...
- Siekierę? NA BARRICADE'A BĘDZIESZ POTRZEBOWAĆ CZEGOŚ WIĘKSZEGO, WILL, TEN DRAŃ TU JEDZIE!
- Cholera... Hattie?
- Wiem, wychodzimy! Pod żadnym pozorem nie możemy dopuścić, żeby wyczuły Odłamek!
Przepchnęła się do drabinki i pokonała trasę do piwnicy praktycznie na czworaka.
Figis pomógł im obojgu wyjść poczym całą trójką wybiegli z piwnicy na werande.
Henrietta wybiegła w kierunku drzewa owocowego, mając cichą nadzieję, że Cony nie połączą jej obecności z domem.
Na dworzu czekał ich imponujący widok prawdziwej batalii.
Na polu należącym do posiadłości jeden z jeepów strzelający do nadjeżdżającego wroga został gwałtownie staranowany przez fioletową ciężarówkę. Zgubiła cysternę, ale jeep z żołnierzami stanął w płomieniach dopalając się gdzieś z boku.
- Tancor! - zaryczał Will, patrząc nienawistnie na Decepticona.
- Rakieta! - przekrzyczał go Figis, ciągnąć ją i przyjaciela na glebę.
Pocisk uderzył blisko drzewa owocowego, wyrywając z ziemi i zapalając.
Cała trójka upadła i została przysypana grudkami ziemi.
Pozostałe trzy jeepy wyjechały z podwórka na przeciw Cade'owi, czarno-pamarańczowemu sportowemu conowi i żółtemu złomkowi.
- Co robimy? - Spytała ciemnoskóra podnosząc się z chłopakami z ziemi - Nie widzę Optimusa.
- Chyba zostaliśmy sami, wracamy do jeep... - krzyknął Will jednak nie zdążył dokończyć komendy.
Pocisk trafił w stodołę, z której wyjechały wszystkie jeepy łącznie z tym należącym do nich.
Auta wyminęły ich rycząc silnikami i pojechały na Decepticony.
Te sprawnie wyminęły ich unikając zderzeń.
Jednego z jeepów zaatakował czarno-pomarańczowy - Decept transformował się do połowy rzucił nożem w maskę wojskowego samochodu poczym przeskoczył nad nim i pociągnął ostrze przecinając wóz na pół, śmiejąc się przy tym jak wariat.
- Żryj to! - wrzasnął Will mierząc z pistoletu w szybę i koła Barricade'a, który pędził w ich kierunku.
W ostaniej chwili udało mu się trafić w lewe koło przez co samochód skręcił gwałtownie.
- Oszalałeś!? - Figis wrzasnął mu w twarz i zaczął nim trząść - Spójrz na mnie i opanuj się! Właśnie dlatego nie przywrócili ci oficerki, do cholery!
- Widzę Autoboty!
Krzyknęła zwycięsko. Przez piaszczystą drogę dzielnie na przodzie sunęło ferrari gonione przez czarnego pick upa.
- I to ostatni raz kiedy ich zobaczysz!
Zaryczał wściekle decepticonski Mustang łapiąc nagle dziewczynę w swoje szpony.
- Aaaahgr! - wrzasnęła z zaskoczenia.
William i Figis odwrócili się gwałtownie, z przerażeniem w oczach.
- Zostaw ją! - krzyknął Will, próbując wyrwać przyjaciółkę z uścisku Decepta.
Figis zaradnie przeładował pistolet i zaczął strzelać w stronę twarzy nieprzyjeciela jednak gdy kolejny pocisk odbił się od blachy rejestracyjnej na puersi robota sierżant go powstrzymał
- Przestań, zranisz ją!
- Will! - wrzasnęła przerażona jednak tylko szpony Decepticona zacisnęły się w uścisku, miażdżąc jej żebra - William...!
Mężczyzna ruszył do ataku z bojowym okrzykiem jednak na jego drodze stanął żółty, przerdzewiały złom. Decepticon deptał po Lennoxie i Figisie zmuszając ich do cofania się.
Mimo to Will zaczął okładać nogę wrogiego robota, a dziewczyna przyglądała się tym desperackim próbom zza "krat" - dosłownie wstrząśnięta nie zmieszana.
Most Ziemny otworzył się z trzaskiem i Barricade szybkim krokiem ruszył w jego kierunku.
- Will! - wydarła się znów widząc jak w ostatnim akcie kasztanowowłosy wbija coś w piszczel Cona, a ten z jękiem opuszcza dłoń.
Ręka robota trafiła w mężczyznę jak plastikowa łapka w muchę. Siła uderzenia posłała sierżanta kilka metrów dalej na powolany konar, który pękł z trzaskiem pod naporem dziewięćdziesięciu kilogramów w mięsie.
Will jęknął głucho, próbując ruszyć do ataku spod sterty wiórów i patyków.
Podczas gdy Figis zwyczajnie uciekł w jego kierunku. Tchórz! Miała ochotę go zabić!
Hattie z przerażeniem stwierdziła, że pada na nią blask wynalazka do teleportacji, a sam Most zasyczał jak kropla wody na rozgrzanym tłuszczu, gdy pierwszy czarny Decepticon przekroczył tafle.
Barricade zaraz znajdzie się po drugiej stronie.
A wraz z nim ona.
I Rdzeń.
- WILL! WILLIAM! - wrzasnęła znów, po raz ostatni walcząc z zaciskiem szponów.
Chyba z pomocą samego anioła stróża wysbodziła obie ręce, w jednej z dłoni dzierżąc plecak.
Z okrutnym wysiłkiem zamachnęła się wypuszczając wypełniony bagaż, który poleciał łukiem w przestworza.
Siłą woli dziewczyna nakierowała plecak, który trafił do celu. Musiała się go pozbyć. Bagażu, nie Willa.
Will zdążył chwiejnie wstać na nogi kiedy ciężki pocisk z pozdrowieniami od koleżanki trafił go w twarz.
Mężczyzna fiknął do tyłu, lądując z hukiem na tyłku i rozkładając nogi. Przez chwilę nawet leżał zamroczony, dysząc ciężko i łapiąc za głowę.
- Przepraszam! - pisnęła Hattie, ale Will już jej nie słyszał.
Tafla Mostu zamknęła się za nią, wieżąc w szklanej bańce,tak bardzo, że aż ją zemdliło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro