13. Zaciemnienie
Tylko raz w życiu leciała samolotem.
Do rodziny, do kuzynów w Meksyku.
Była mała, a wtedy ciekawość była silniejsza niż strach, że maszyna może spaść i rozbić się gniotąc wszystkich.
Teraz, gdy o tym myślała wydał jej się okrutnym fakt, że mogła by tak teraz zginąć...
Zaczerpnęła z trudem powietrza słysząc buczenie silnika i ze strachem obserwowała jak samolot spada wprost na nich...
- Blackout... - szepnął z jakimś dziwnym skupieniem. Więc to na samolot ciągle patrzył?
- Will... Will! Uciekajmy! - zaczęła szarpać mężczyzne za ramię i odciągać... - Will!
- Nie! - ryknął, dosłownie! Przestraszyła się tego okropnego warkotu jaki wydobył się z jego gardła.
Odwróciła się więc by zobaczyć jak samolot zmienia się kilka metrów nad ziemią i uderza z impetem w wiadukt kolejowy zwany Mostem, a w akompaniamencie iskier, wybuchów i ognia niszczy jego fragment doszczętnie.
Decepticony odsunęły się szybko, ale robot wylądował z hukiem ładnych parę metrów dalej - przeleciał nad głowami ludzi i zatrzymał się we froncie kamienicy sprawiając, że się całkowicie zawaliła.
Dziewczyna zakryła głowę, gdy podmuch kurzu i tynku uderzył w nich i zwalił z nóg.
Z warkotem dzikiego tygrysa i okrutnymi czerwonymi oczami Con wypełz z gruzu i zaczął do nich mierzyć... Z wirnika?! Ciekawe jakim sposobem TO ukryją przed opinią publiczną...?
- Schowaj się czy coś! - krzyknął Will i popchnął dziewczynę na beton.
Zanim zdążyła zareagować sierżant wyszarpnął zza paska broń i oddał strzały w kierunku robota.
Kuliła się za każdym razem, gdy broń pluła ogniem nad jej głową, a pociski tylko odbijały się od pancerza Decepticona.
- Za. Bi. Je - okropny zgrzyt wydobył się z gardła robota, a wirnik zmienił się w dłoń.
W następnej chwili dłoń uderzyła w próbującego się bronić mężczyzne - aaauuć! - i posłała w kierunku Barricade'a, który próbował... Go bezczelnie zdeptać!
- Will! - zawowała, bojąc się, że przyjaciel połamał się mniej więcej tak jak ona ostatnio, ale ten poderwał się w ostatniej chwili.
W następnej poczuła jak metal oplata się wokół niej i krzyknęła, gdy nagle zawisła w powietrzu.
- Za. Bi. Je! - Samolot zbliżył ją sobie do twarzy...
- Zostaw! Nie dotykać! - żółty robocik wstał nagle i na chwiejnych nogach skoczył ku wrogowi. Blackout, czy jak tam William go nazwał, jednak złapał go ogromnym łapskiem za głowę i wyrzucił obok czerwonego Autobota.
- Czego wy chcecie! - wydarła się, bojąc upadku z tej wysokości...
Żółty bot próbował się podnieść, ale czwarty Decepticon zaczął kopać go w brzuch.
Wilk puścił natomiast okaleczonego Mirage'a, który trzymał się za poranioną pierś, a sama bestia zaczęła się transformować.
- Ma być żywa, idioto - zawarczał strzygąc uszami nad głową. Wilkopodobny robot zamiótł chodnik swoim długim metalowym ogonem i nastroszył kryze wokół karku - Pakuj ją na pokład i lecimy!
- Ona nigdzie z wami nie idzie! - wrzasnął z dołu Will. Cztery Decepticony spojrzały na małego człowieczka, ale mężczyzna wcale nie stracił pewności siebie.
- Coś jeszcze!? - zawył Steeljaw i uderzył szponami obok sierżanta zostawiając głębokie bruzdy w asfalcie.
Will upadł na tyłek i uśmiechnął się szeroko. Zamiast odpowiedzi Hattie usłyszała głośne trąbienie.
Optimus? Pomyślała z nadzieją, ale to nie była wymarzona w tej chwili ciężarówka.
Czarny potężny pick up wjechał w wilczego robota, a ulica rozbrysła feerią iskier. Wilk wylądował po drugiej stronie, a czarne auto stanęło na nogi.
- Zatańczymy?! - ryknął i zakręcił się wokół siebie po czym złapał szaro-fioletowego Decepticona za gardło.
Con dostał jeszcze w twarz z ogromnej pięści i poleciał łukiem w stronę samolotu... i Hattie!
- Cholera!
Zdążyła krzyknąć zanim roboty zderzyły się ze sobą i wylądowały z piskiem w asfalcie.
Usłyszała świst powietrza, a po chwili... Uderzyła głową w twardą kość ramienia, a ona sama znalazła się w ramionach Willa.
- Zjeżdżamy stąd. Zjeżdżamy!
Krzyknął i zaczął biec. Myślała, że wpakują się do Dino, ale czarny pick up już stał na kołach i palił gumę, gotowy do odwrotu...
Will wrzucił ją na pake i sam skoczył w ostatniej chwili.
Autobot wyrwał się sprawiając, że upadła na wznak, a przyjaciel podniósł klapę auta i zatrzasnął ją. Była wdzięczna, bo przez chwilę bała się, że pęd i wiatr zdmuchną ją z samochodu.
Nie była jednak szczęśliwa.
Barricade ruszył za nimi w pogoń. Mirage i żółty bot-chevrolet dzielnie pędzili przed czarnym wozem, a policyjny mustang gonił ich na sygnale.
- Przepraszam cię za to - krzyknął Will do jej ucha, ale ona pokręciła głową.
- Kim oni są?! - wydarła się, ale Will tylko odwrócił wzrok.
- Nie chce o tym rozmawiać!
- Strzelałeś do niego! A sam mi mówiłeś żeby lepiej uciekać!
Will spojrzał w końcu na nią, kasztanowe włosy rozwiewał wiatr, a on długo nie odpowiadał.
- Mam z nim na pieńku. Muszę go dorwać, okej? - powiedział w końcu.
Po kręciła głową zawiedziona i odwróciła się od niego.
Nocne zimne powietrze i lodowaty wiatr zmroziły ją, a głowa zaczęła boleć od świstu powietrza i emocji. Pomyślała, że adrenalina opadła bo zaczęła czuć ból w każdej części ciała i zaczął jej przeszkadzać smród po śmietnikach. Położyła się, zaraz tego żałując bo auto wjeżdzało w dziury, a jej głowa uderzała o klapę z nieprzyjemnych grzmotem.
- Hat? - wiatr zabrał ze sobą resztę wypowiedzi mężczyzny.
Samochód przyspieszył, a policyjne koguty cichły. Na niebie nie było żadnego samolotu, ani nie gonił ich wilk...
Było za to ciepło i nagle było ramię Willa oplatające jej brzuch.
Odwróciła się do niego patrząc spod przymrużonych powiek.
- Prześpij się - krzyknął jej do ucha - Będziemy na miejscu dopiero za parę godzin!
Zamknęła więc oczy i skupiła się na cieple bijącym od jego klatki piersiowej.
Było ciasno, zimno i twardo, ale mimo to odpłynęła zaraz po tym jak tylko oplotła się jak wąż wokół jego ciała.
- Hattie... Hatt? - delikatnie muśnięcie ramienia i łagodny szept... Mruknęła zaspana - Hattie! Musisz wstać!
Uchyliła jedną powieke, ale zaraz ją zamknęła zbyt zniechęcona białym światłem i niewyraźnym obrazem...
- Żyje?
- Oczywiście, że tak!
- William, nie mamy czasu...
- Już, chwila...
Poczuła mocniejsze szarpnięcie i znów głowa opadła jej do tyłu. Mruknęła, otworzyła oczy, a kołyszące uczucie uświadomiło jej, że znów jest w jego ramionach.
- Pobudka, śpiąca królewno - stęknął, patrząc jej w oczy. Uśmiechnęła się zaspana bo wyglądał komicznie. Włosy miał potargane w jedną stronę, pod oczami cienie, a koszule... Zdjętą. Przyjemne ciepło biło od jego gołej piersi, no super...
- Sierżancie - otworzyła szerzej oczy kiedy szpakowaty mężczyzna zbliżył się do nich i zasalutował. Podejrzeweła, że Will zrobiłby to samo, ale... No cóż, nosił ją na rękach. No książę z bajki...
A potem usłyszała donośne kroki i zadarła głowę, żeby przyjrzeć się zbliżającym się do nich robotom... I już była pewna, że oczy wyszły jej z orbit!
- Sideswipe! - wydarła się z uśmiechem i zerwała się z objęć przyjaciela.
Wyminęła zdzwionego mężczyzne, zignorowała Willa i skoczyła na metalową nogę srebrnego Autobota, przytrzymując się części trzymających koło samochodowe. Wtuliła się bardziej do metalowych fragmentów, gdy tylko Side zaśmiał się zaskoczony.
- Myślałam, że nie żyjesz!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro