Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. Zaciemnienie


Tylko raz w życiu leciała samolotem.
Do rodziny, do kuzynów w Meksyku.
Była mała, a wtedy ciekawość była silniejsza niż strach, że maszyna może spaść i rozbić się gniotąc wszystkich.
Teraz, gdy o tym myślała wydał jej się okrutnym fakt, że mogła by tak teraz zginąć...

Zaczerpnęła z trudem powietrza słysząc buczenie silnika i ze strachem obserwowała jak samolot spada wprost na nich...

- Blackout... - szepnął z jakimś dziwnym skupieniem. Więc to na samolot ciągle patrzył?

- Will... Will! Uciekajmy! - zaczęła szarpać mężczyzne za ramię i odciągać... - Will!

- Nie! - ryknął, dosłownie! Przestraszyła się tego okropnego warkotu jaki wydobył się z jego gardła.

Odwróciła się więc by zobaczyć jak samolot zmienia się kilka metrów nad ziemią i uderza z impetem w wiadukt kolejowy zwany Mostem, a w akompaniamencie iskier, wybuchów i ognia niszczy jego fragment doszczętnie.
Decepticony odsunęły się szybko, ale robot wylądował z hukiem ładnych parę metrów dalej - przeleciał nad głowami ludzi i zatrzymał się we froncie kamienicy sprawiając, że się całkowicie zawaliła.
Dziewczyna zakryła głowę, gdy podmuch kurzu i tynku uderzył w nich i zwalił z nóg.

Z warkotem dzikiego tygrysa i okrutnymi czerwonymi oczami Con wypełz z gruzu i zaczął do nich mierzyć... Z wirnika?! Ciekawe jakim sposobem TO ukryją przed opinią publiczną...?

- Schowaj się czy coś! - krzyknął Will i popchnął dziewczynę na beton.

Zanim zdążyła zareagować sierżant wyszarpnął zza paska broń i oddał strzały w kierunku robota.
Kuliła się za każdym razem, gdy broń pluła ogniem nad jej głową, a pociski tylko odbijały się od pancerza Decepticona.

- Za. Bi. Je - okropny zgrzyt wydobył się z gardła robota, a wirnik zmienił się w dłoń.

W następnej chwili dłoń uderzyła w próbującego się bronić mężczyzne - aaauuć! - i posłała w kierunku Barricade'a, który próbował... Go bezczelnie zdeptać!

- Will! - zawowała, bojąc się, że przyjaciel połamał się mniej więcej tak jak ona ostatnio, ale ten poderwał się w ostatniej chwili.
W następnej poczuła jak metal oplata się wokół niej i krzyknęła, gdy nagle zawisła w powietrzu.

- Za. Bi. Je! - Samolot zbliżył ją sobie do twarzy...

- Zostaw! Nie dotykać! - żółty robocik wstał nagle i na chwiejnych nogach skoczył ku wrogowi. Blackout, czy jak tam William go nazwał, jednak złapał go ogromnym łapskiem za głowę i wyrzucił obok czerwonego Autobota.

- Czego wy chcecie! - wydarła się, bojąc upadku z tej wysokości...

Żółty bot próbował się podnieść, ale czwarty Decepticon zaczął kopać go w brzuch.
Wilk puścił natomiast okaleczonego Mirage'a, który trzymał się za poranioną pierś, a sama bestia zaczęła się transformować.

- Ma być żywa, idioto - zawarczał strzygąc uszami nad głową. Wilkopodobny robot zamiótł chodnik swoim długim metalowym ogonem i nastroszył kryze wokół karku - Pakuj ją na pokład i lecimy!

- Ona nigdzie z wami nie idzie! - wrzasnął z dołu Will. Cztery Decepticony spojrzały na małego człowieczka, ale mężczyzna wcale nie stracił pewności siebie.

- Coś jeszcze!? - zawył Steeljaw i uderzył szponami obok sierżanta zostawiając głębokie bruzdy w asfalcie.

Will upadł na tyłek i uśmiechnął się szeroko. Zamiast odpowiedzi Hattie usłyszała głośne trąbienie.
Optimus? Pomyślała z nadzieją, ale to nie była wymarzona w tej chwili ciężarówka.

Czarny potężny pick up wjechał w wilczego robota, a ulica rozbrysła feerią iskier. Wilk wylądował po drugiej stronie, a czarne auto stanęło na nogi.

- Zatańczymy?! - ryknął i zakręcił się wokół siebie po czym złapał szaro-fioletowego Decepticona za gardło.
Con dostał jeszcze w twarz z ogromnej pięści i poleciał łukiem w stronę samolotu... i Hattie!

- Cholera!

Zdążyła krzyknąć zanim roboty zderzyły się ze sobą i wylądowały z piskiem w asfalcie.
Usłyszała świst powietrza, a po chwili... Uderzyła głową w twardą kość ramienia, a ona sama znalazła się w ramionach Willa.

- Zjeżdżamy stąd. Zjeżdżamy!

Krzyknął i zaczął biec. Myślała, że wpakują się do Dino, ale czarny pick up już stał na kołach i palił gumę, gotowy do odwrotu...
Will wrzucił ją na pake i sam skoczył w ostatniej chwili.
Autobot wyrwał się sprawiając, że upadła na wznak, a przyjaciel podniósł klapę auta i zatrzasnął ją. Była wdzięczna, bo przez chwilę bała się, że pęd i wiatr zdmuchną ją z samochodu.

Nie była jednak szczęśliwa.
Barricade ruszył za nimi w pogoń. Mirage i żółty bot-chevrolet dzielnie pędzili przed czarnym wozem, a policyjny mustang gonił ich na sygnale.

- Przepraszam cię za to - krzyknął Will do jej ucha, ale ona pokręciła głową.

- Kim oni są?! - wydarła się, ale Will tylko odwrócił wzrok.

- Nie chce o tym rozmawiać!

- Strzelałeś do niego! A sam mi mówiłeś żeby lepiej uciekać!

Will spojrzał w końcu na nią, kasztanowe włosy rozwiewał wiatr, a on długo nie odpowiadał.

- Mam z nim na pieńku. Muszę go dorwać, okej? - powiedział w końcu.

Po kręciła głową zawiedziona i odwróciła się od niego.
Nocne zimne powietrze i lodowaty wiatr zmroziły ją, a głowa zaczęła boleć od świstu powietrza i emocji. Pomyślała, że adrenalina opadła bo zaczęła czuć ból w każdej części ciała i zaczął jej przeszkadzać smród po śmietnikach. Położyła się, zaraz tego żałując bo auto wjeżdzało w dziury, a jej głowa uderzała o klapę z nieprzyjemnych grzmotem.

- Hat? - wiatr zabrał ze sobą resztę wypowiedzi mężczyzny.

Samochód przyspieszył, a policyjne koguty cichły. Na niebie nie było żadnego samolotu, ani nie gonił ich wilk...
Było za to ciepło i nagle było ramię Willa oplatające jej brzuch.
Odwróciła się do niego patrząc spod przymrużonych powiek.

- Prześpij się - krzyknął jej do ucha - Będziemy na miejscu dopiero za parę godzin!

Zamknęła więc oczy i skupiła się na cieple bijącym od jego klatki piersiowej.
Było ciasno, zimno i twardo, ale mimo to odpłynęła zaraz po tym jak tylko oplotła się jak wąż wokół jego ciała.

- Hattie... Hatt? - delikatnie muśnięcie ramienia i łagodny szept... Mruknęła zaspana - Hattie! Musisz wstać!

Uchyliła jedną powieke, ale zaraz ją zamknęła zbyt zniechęcona białym światłem i niewyraźnym obrazem...

- Żyje?

- Oczywiście, że tak!

- William, nie mamy czasu...

- Już, chwila...

Poczuła mocniejsze szarpnięcie i znów głowa opadła jej do tyłu. Mruknęła, otworzyła oczy, a kołyszące uczucie uświadomiło jej, że znów jest w jego ramionach.

- Pobudka, śpiąca królewno - stęknął, patrząc jej w oczy. Uśmiechnęła się zaspana bo wyglądał komicznie. Włosy miał potargane w jedną stronę, pod oczami cienie, a koszule... Zdjętą. Przyjemne ciepło biło od jego gołej piersi, no super...

- Sierżancie - otworzyła szerzej oczy kiedy szpakowaty mężczyzna zbliżył się do nich i zasalutował. Podejrzeweła, że Will zrobiłby to samo, ale... No cóż, nosił ją na rękach. No książę z bajki...
A potem usłyszała donośne kroki i zadarła głowę, żeby przyjrzeć się zbliżającym się do nich robotom... I już była pewna, że oczy wyszły jej z orbit!

- Sideswipe! - wydarła się z uśmiechem i zerwała się z objęć przyjaciela.

Wyminęła zdzwionego mężczyzne, zignorowała Willa i skoczyła na metalową nogę srebrnego Autobota, przytrzymując się części trzymających koło samochodowe. Wtuliła się bardziej do metalowych fragmentów, gdy tylko Side zaśmiał się zaskoczony.

- Myślałam, że nie żyjesz!





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro