Marzyciel
Od zawsze bałem się marzyć. Uważałem to za moją słabość, dziecinność. Dusiłem to w sobie, ale cholerstwo co jakiś czas nachodziło mnie jakby domagało się uwagi, jak szczeniak - zawsze nie w
porę. Konkretnie? Na sprawdzianach. kartkówkach i odpowiedziach ustnych w szkole.
Ze strachu przed wygadaniem się o moim bujaniu w obłokach z nikim nie rozmawiałem. Szybko stałem się popychadłem.
Gdy tylko mogłem siadałem sam, czy to w szkolnej ławce, czy na wycieczkach z klasą, na których zatapiałem się w muzyce ze słuchawkami na uszach oraz gapieniu się bezczynnie przez okno i podziwianiu widoków.
Byłem szczęśliwy żyjąc we własnym świecie, nie przeszkadzało mi bycie introwertykiem. Do czasu.Na pewnej lekcji historii szkicowałem portret mojej nauczycielki - sędziwej kobiety, która uwielbiała swoją pracę. Ja natomiast uwielbiałem rysowanie wszystkiego co się dało i nie angażowanie się w zajęcia. Pochłonięty pracą olewałem wykład o... czymśtam.
Wtedy weszła ONA. Baba od histy zaczęła ją przedstawiać, ale nie słuchałem. Przypatrywałem się nowej. Może na pierwszy rzut oka nie była najpiękniejsza: brudne Martensy, stare jeansy, powyciągany sweter w czaszki i skołtunione, czarne, długie włosy. A jednak... zauważyłem w niej coś innego. Coś, czego nie widziałem u nikogo innego - jakąś dziwną aurę od niej bijącą. Rozejrzałem się po klasie, ale nikt niczego nie zauważył. Jedynie połowa osób machała z uśmiechem do dziewczyny, która napotkała na sobie mój wzrok i ruszyła do wolnego miejsca w mojej ławce.
- Cześć! Jak masz na imię? - zaskoczony usłyszałem swój pewny głos.
Tak się zaczęła nasza przyjaźń.
Udostępniłem jej moje prace plastyczne, które pokazywałem tylko szufladzie, nauczyłem ją rysować w trójwymiarze, jak posługiwać się światłocieniem. Ciągle spędzaliśmy ze sobą czas.
A ona? Pokazała mi, że marzenia to nic złego. Mimo to trudno było się otworzyć po tylu latach zamknięcia. Prawie w ogóle mi się to nie udawało.
To był wspaniały rok, ale jak to w życiu bywa, wszystko zaczęło się sypać.
Zakochałem się w mojej przyjaciółce, ale ona o tym nie wiedziała, Przynajmniej nie miała okazji, by się dowiedzieć, ponieważ za każdym razem, gdy zebrałem się w sobie i zaczynałem mówić, zawsze coś mi musiało przerwać.
Zaraz potem znalazłem się na Long Island w miejscu, które nazywano Obozem Herosów. Okazałem się kolejnym z wielu potomków Apolla - boga Słońca, lekarzy i sztuki.
Przeszedłem szybkie szkolenie na herosa. Spowodowane to było ,,stanem wojennym", aczkolwiek wystarczyło bym odkrył swój ukryty talent - ożywianie narysowanych postaci. Niezależnie czy ludzi, czy zwierząt. Wystarczył mój jeden ruch, a byłem otoczony armią rysunkowych lwów.
A teraz? A teraz walczę przeciwko armii Kronosa i wspominam swoje życie.
Wiem, że gdzieś tam, w którejś z dzielnic Nowego Jorku jest moja Księżniczka.
Czuję jak zimne ostrze, któregoś ze złych herosów przebija od tyłu mój pancerz i serce.
Zamiast myśleć o śmierci, marzę, żeby moja ukochana była bezpieczna i nic się jej nie stało.
Ja... MARZĘ...
Padając na ziemię i konając, resztkami sił skierowałem głowę w stronę Olimpu.
Nazywam się Nathan Drake i umarłem marząc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro