Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7.

Następnego dnia nie miałam najmniejszej ochoty na naukę. Zjadłam śniadanie, po czym wróciłam do swojego pokoju, rozsiadłam się wygodnie na łóżku i włączyłam płytę z utworami swojego idola, a ku mojej radości, teraz i przyjaciela. Obok leżała sterta książek i zeszytów, za wertowanie których, nie zamierzałam się zabierać. Oparłam się o ścianę i przymknęłam oczy, wsłuchując w melodię, która wypełniała moje wnętrze. Zaczęłam poruszać do rytmu nogą i, zanim się zorientowałam, z moich ust wypływały kolejne słowa piosenki. Byłam jak w transie. Nagle, jak zwykle bez pukania, drzwi pokoju otworzyła moja mama.

- Masz gościa - jej głos wyrwał mnie ze stanu błogiego spokoju, w jakim przed chwilą się znajdowałam.

Zza jej pleców wyglądał niepewnie Michael, po chwili wszedł głębiej do pokoju.

- To ja was zostawię samych...

Uśmiechnęłam się na te słowa i z uwagą obserwowałam, jak mama zamyka za sobą drzwi.

- Wyłącz te wrzaski! - wykrzyknął rozbawiony Mike, krzyżując ręce na piersi.

- No co ty? - Podgłośniłam Bad'a. - Nie podoba ci się?

- Nie. Zupełnie nie wiem, co widzisz w tym całym Jacksonie... Mogę się założyć, że to kolejna gwiazda, której się wydaje, że osiągnie sukces, a w rzeczywistości nie ma za grosz talentu. Jeszcze obwiesiłaś nim wszystkie ściany... Jego twarz zakrywa porządne meble! - Roześmiałam się.

- Wiesz, w sumie masz rację... - Starałam się spoważnieć. - Ten Jackson wcale nie jest taki fajny, na jakiego wyglądał.

- Co? - Moja wypowiedź wyraźnie zbiła Mike'a z tropu.

Ryknęłam śmiechem. Po chwili Michael podzielił moją reakcję.

- Miałaś się uczyć, a nie odstawiać jakieś cyrki! - wykrzyknął przez śmiech, ciskając we mnie poduszką leżącą obok.

- Miałeś mi pomóc Mądralo! - odpłaciłam mu tym samym.

- W porządku, ale wyłącz te wiski, bo uszy puchną!

- Tak jest, Wasza Wysokość! - podniosłam się i ukłoniłam przed nim, Mike ponownie skrzyżował ręce na piersi. - Królu wszystkich Królów, Jaśnie Panie, niepodważalny władco Michaelu Jacksonie...

Applehead parsknął śmiechem i w momencie, gdy majestatycznie wcisnęłam guzik wyłączający magnetofon, chwycił mnie od tyłu i przerzucił sobie przez ramię. Pisnęłam. Zrobił to tak nagle, że nie wiedziałam, czego mam się po nim spodziewać. Zaczęłam krzyczeć, śmiać się jak dzika i próbować wyrwać z uścisku, uderzając pięściami o jego plecy.

- Puść mnie dzikusie! - Krzyczałam tak głośno, że aż dziwne, że moi rodzice nie zjawili się nagle w pokoju, chcąc sprawdzić, co w nim wyrabiamy. - Małpy cię chowały w zoo, czy co?!

Mike śmiał się jeszcze radośniej ode mnie. W końcu położył mnie na łóżku i zaczął łaskotać. Na moje nieszczęście, już dawno udało mu się znaleźć na moim ciele najwrażliwsze punkty. Wiłam się jak opętana, starając powstrzymać atak.

- Mike... przestań... proszę... - wyjąkałam przez łzy śmiechu.

- Dziś nie mam litości! - roześmiał się, zaczynałam się bronić.

- Proszę... Mikey... Błagam... Brzuch... mnie... już... boli... od... śmiechu... Popłakałam... się... przez... Ciebie...

Mike uśmiechnął się, wyraźnie usatysfakcjonowany.

- Poproś! - nakazał, nie przestając mnie łaskotać.

- Proszę! Błagam!

- No skoro mnie tak prosisz...

Błyskawicznie zaprzestał pasjonującego zajęcia i zawisł nade mną, opierając się na rękach, rozmieszczonych po obu stronach mojego ciała.

- Ja cię kiedyś normalnie uduszę - wyszeptałam.

Mike uśmiechnął się lekko. Nastała dziwna chwila ciszy, czułam jego oddech na swojej szyi. Wpatrywał się we mnie, w jego oczach ujrzałam coś jak błysk... Oczarowania? Nie, to chyba nie to... A może? Zauważyłam, że jego twarz znajduje się blisko mojej i w tym momencie, Mike odsunął się ode mnie, jak poparzony. Wyprostował się i zaczął nerwowo rozcierać kark, wbijając wzrok w podłogę.

- To co masz zadane? - Chciał jak najszybciej przerwać tą niezręczną ciszę, a ja leżałam dalej, jak otumaniona.

- Biologię, matmę i angielski... - odpowiedziałam w końcu, z trudem łapiąc przy tym powietrze.

- Angielski? - Mike skierował na mnie swoje zaskoczone spojrzenie. - Przecież jesteś z niego dobra. Nie potrzebujesz mojej pomocy...

- Wiesz...

- Rozmawiasz ze mną. Nie mów, że masz jakieś trudności, bo nie uwierzę...

- Z gramatyką i owszem - szepnęłam niepewnie.

- Serio?

- Wiesz, nie wszyscy są tak doskonali jak ty.

- Nie jestem doskonały...

- Dla mnie tak - wypaliłam, Mike zmieszał się lekko.

- Dobra to z czym masz problem? - Myślałam, że chociaż się uśmiechnie, ale on po prostu zmienił temat.

- Podaj przykład użycia czasu Past Perfect Simple - przeczytałam polecenie z zeszytu, starając się przy tym ani razu nie zająknąć.

Michael podparł głowę na dłoni i zastanowił się przez chwilę.

- Jakby to najlepiej ująć... - dumał. -Dobra, wiem! Napisz tak: Czasu Past Perfect Simple używamy w momencie, gdy mówimy o przeszłej czynności, która zdarzyła się przed inną przeszłą czynnością.

Błyskawicznie przetłumaczyłam to zdanie na język polski, po czym przeczytałam po kilka razy.

- To ma sens? - spytałam po chwili, zerkając na niego niepewnie.

- A nie?

- Nie wiem...

- Inaczej nie jestem ci w stanie tego wytłumaczyć.

- W porządku, teraz wymyślmy jakiś przykład zdania.

- To łatwe! - Mike wyraźnie sprawdzał się w roli pomocy naukowej. - Pisz: Kupiłem lody zanim zjadłem batonika.

Ryknęłam śmiechem.

- No co? - Michaela zaskoczyło moje rozbawienie.

- Nic, nic... Jesteś głodny?

- Ja? Zawsze - uśmiechnął się. - A masz coś dobrego?

- Ja? Zawsze - odpowiedziałam lekko go przy tym przedrzeźniając. - Jeść będziemy później, na razie pomóż mi, z łaski swojej, ogarnąć te lekcje.

- Dobra, co teraz?

- Matma.

- Rany... W niej chyba nie jestem za dobry.

- To tak jak ja - westchnęłam.

- Spokojnie, razem jakoś damy radę.

Rozbrajał mnie jego optymizm. Nigdy nie uważał, że coś może pójść nie tak, w przeciwieństwie do mnie. Odkąd pamiętam widziałam wszystko w czarnych barwach. No, może wszystko, z wyjątkiem szansy na spotkanie Michaela.

- Co tam masz? - spytał, sięgając po podręcznik od znienawidzonego przeze mnie przedmiotu, tym samym naprowadzając moje myśli z powrotem na właściwy tor.

- Funkcje - odparłam krótko, po czym wskazałam na zadanie z pracy domowej.

Mike zaczął je czytać. Po chwili przekręcał książkę do góry nogami, obracał nią na wszystkie możliwe strony, aż w końcu...

- Możesz mi to przetłumaczyć? - spytał zrezygnowany.

Uśmiechnęłam się, po czym spełniłam jego prośbę:

- Dana jest funkcja f(x), podaj dziedzinę tej funkcji.

Mike ponownie wpadł w głęboką zadumę.

- Funkcja... dziedzina... f(x)... - mruczał pod nosem.

Przeczytałam polecenie jeszcze parę razy, z nadzieją, że w końcu dostanę olśnienia.

- Mam! - wykrzyknął Michael, tak gwałtownie, że mimowolnie podskoczyłam na swoim miejscu. - Funkcja f(x)... f(x) to inaczej y, prawda? - Skinęłam głową.

- No właśnie, więc dziedziną będzie zbiór x należących do tej funkcji. Jedziesz po kolei i wypisujesz wartości x, jakie ci się po drodze napatoczą. W tym przypadku będzie to... od -6 do... 4. Przedział zamknięty, bo obydwie liczby należą do funkcji. Rozumiesz?

Siedziałam jak wryta. Czułam, jakby jakaś nieznana siła wbiła mnie w łóżko. Wpatrywałam się w Mike'a z szeroko otwartymi oczami. MICHAEL JACKSON TŁUMACZY MI MATMĘ! Czy to normalne?!

- Jeśli coś jest niejasne, mogę ci to jeszcze raz wyjaśnić.

- Nie, wszystko okey, rozumiem - oprzytomniałam.

- Na pewno? Mam wrażenie, że niedokładnie ci to wytłumaczyłem...

- Nie, rozumiem na prawdę. Kojarzy mi się to z lekcji, chciałam tylko by ktoś mi to rozjaśnił.

- Tak więc możemy stwierdzić, że jestem twoim haczykiem na wędce - roześmiał się.

- Dokładnie - ukazałam mu rządek białych zębów - Ale mówiłeś, że jesteś słaby z matmy...

- To akurat kojarzę - puścił mi oko.

Spuściłam wzrok. Przeszliśmy do biologii.

- O, w tym jestem dobry! - uśmiechnął się.

Wiem to, aż za dobrze... - szeptał mój nieznośny umysł.

- Tak samo, jeśli chodzi o chemię... - dodał po chwili Michael.

Oh, Mike... Czuję ją między nami. - Moje myśli wyraźnie potrzebowały kogoś, kto je utemperuje.

- Coś się stało? - troskliwy wzrok Michaela sprawił, że częściowo oprzytomniałam.

- Co? - wybełkotałam. - Nie, nie... wszystko w porządku.

- Przygryzasz wargę - zauważył.

- Na prawdę? - Mimowolnie oblałam się rumieńcem.

Kiwnął głową. Spuściłam wzrok. Mike szybko zmienił temat i pomógł mi wypisać cechy parzydełkowców. Między nami panowała dziwna atmosfera. Miałam wrażenie, że niedługo doprowadzi do relacji, które z pewnością zaciekawiłyby nie jedną gazetę plotkarską. Zostawiłam Michaela samego w pokoju i podreptałam do kuchni by przygotować coś słodkiego do przegryzienia. Wróciłam z babeczkami, paczką żelek i miską chipsów. Gdy tylko ukazałam się w drzwiach, obładowana słodyczami, Mike błyskawicznie znalazł się obok i pomógł mi się z nimi uporać. Postawiliśmy wszystko na biurku, po czym zabraliśmy się za pałaszowanie i pasjonujące rozmowy.

- Co najbardziej denerwuje cię podczas tras koncertowych? - zaczęłam swój "wywiad z ciekawym człowiekiem".

- Samotność oraz to, że jestem daleko od rodziny - odparł bez namysłu, rozwijając z papierka truskawkowego lizaka.

- Przecież jeżdżą z tobą ludzie z ekipy, czasami menadżer, poza tym masz fanów... Nie jesteś sam.

- Niby tak, ale to nie to samo. Myślę, że brakuje mi obecności dziewczyny. Takiej kobiety, która by mnie kochała, była ze mną mimo wszystko i po każdym koncercie powtarzała, że we mnie wierzyła, że jest ze mnie dumna...

- Mike, jesteś Królem Popu! Wszyscy ci mówią, że masz ogromny talent...

- Tak, ale... Nie wiem, chyba po prostu chciałbym się szczęśliwie zakochać. Wiesz, jest jedna dziewczyna, która wiele dla mnie znaczy. Kocham ją, ale nie chcę narażać na nieprzyjemności z powodu, że zadaje się z "Wielkim Michaelem Jacksonem". Byłaby ofiarą mediów. Jestem taki sam jak wszyscy, nie wiem, dlaczego inni tego nie zauważają...

- Szczęściara z tej dziewczyny - westchnęłam, podciągając kolana pod brodę, czułam jak gardło nieprzyjemnie mi się zaciska.

- Nie, to ja jestem szczęściarzem, że ją mam - uśmiechnął się lekko.

Nastała niezręczna cisza.

- Wybierzemy się jutro do wesołego miasteczka? - spytał niespodziewanie Mike. - Widziałem, że niedaleko się rozstawili...

- Jeśli chcesz to, czemu nie? - odparłam bez entuzjazmu.

- Ej, Księżniczko. - Chwycił moją twarz w dłonie. - Dlaczego jesteś smutna? Jeśli nie chcesz, nie musimy jechać...

- Nie, chcę. Bardzo lubię wesołe miasteczka...

- To tak jak ja! Rozchmurz się, będzie cudownie!

Uniosłam lekko kąciki swoich ust, jednak moje myśli ciągle krążyły wokół tej dziewczyny. Może mówił o mnie? Może to mnie kocha? Jednak, to byłoby zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Westchnęłam, po czym zerknęłam na Michaela. Przez cały czas wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem i troską.

- Jesteś smutna - stwierdził w końcu.

- Nie, nic mi nie jest. - Pokręciłam głową. - Zagramy w Monopoly?

Podniosłam się z miejsca, czując na sobie przenikliwe spojrzenie przyjaciela. Chciałam jak najszybciej zmienić temat. Podeszłam do szafy, otworzyłam ją i wyjęłam naszą ulubioną grę.

- Będziesz bankiem? - rzuciłam przez ramię.
Westchnął w odpowiedzi.

- No co? - spytałam zrezygnowana, kładąc na łóżko pudełko.

- Widzę, że coś się dzieje - szepnął.

- Naprawdę zamierzasz drążyć ten temat?

- Tak, bo się o ciebie martwię.

- Niepotrzebnie.

Co miałam mu powiedzieć? ,,Nie mogę znieść myśli, że traktujesz mnie tylko jak przyjaciółkę"? Taka była prawda. Wiedział, co do niego czuję, napisałam mu to w liście, który wręczyłam w momencie, gdy był dla mnie jeszcze obcą osobą. Od tej chwili miałam dziwne wrażenie, że wyszłam przed nim na sfrustrowaną idiotkę. No, ale co miałam zrobić? Ukrywać swoje uczucie? Tłumić w sercu miłość, która nigdy nie miała prawa rozkwitnąć? Może tak by było lepiej?

- Źle mi poszedł sprawdzian z matmy - odparłam w końcu, chcąc udać, że to właśnie jedynka jest powodem nagłego pogorszenia się mojego humoru.

- To nie dobrze. - Chyba uwierzył, punkt dla mnie. - Nie da się go jakoś poprawić?

- Teoretycznie się da, ale co mi z tego, gdy kompletnie nie rozumiem tematu?

- Może załatwić ci jakieś korepetycje?
Ma mnie za głupią, albo się o mnie martwi...

- Nie musisz, na prawdę. Poradzę sobie.

- W porządku, postanowione. Niedługo pierwsze zajęcia!

- Michael! - Cisnęłam poduszką w jego bok.

- No co? Zdobywanie wiedzy powinno być teraz dla ciebie najważniejsze...

- Mówisz jak moja matka...
Mike uśmiechnął się szeroko.

- Tak, więc ''córeczko'', gwarantuję ci, że zatroszczę się o twoje należyte wykształcenie.
Wzniosłam oczy ku górze i skrzyżowałam ręce na piersi, robiąc obrażoną minę.

- No nie złość się - szepnął. - Troszczę się o ciebie...

Uśmiechnęłam się lekko. Michael chwycił pudełko z grą i podał mi je, unosząc przy tym brwi.

- Będzie pani tak dobra i uczyni mnie milionerem? - spytał, ukazując mi równy rządek swoich perełek.

- Chciałeś powiedzieć bankrutem - roześmiałam się. - Z największą przyjemnością.

Resztę popołudnia spędziliśmy na grze w Monopoly. Byłam przeszczęśliwa, gdy udało mi się oskubać do ostatniego banknotu sławnego Michaela Jacksona. Każda chwila z nim spędzana zamieniała się w najwspanialszą przygodę.

Od autorki

Witajcie, Kochani <3 Na wstępie chciałabym przeprosić za to, że rzadko wstawiam rozdziały, ale po prostu nie mam czasu :/ Tak, wiem... To brzmi trochę jak denna wymówka, ale szkoła bywa bardzo przytłaczająca. Mam sporo rozdziałów w zanadrzu, także sypnę Wam sporą dawką Michaela :D Zapraszam serdecznie do komentowania :* Jeśli czytacie i podoba Wam się ta historia, proszę, dajcie o sobie znać ;) Pozdrawiam cieplutko <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro