Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 57.

Zostałam poproszona o wstawianie piosenek Michaela przed rozdziałem, nie tylko zdjęć i gifów, także... Oto jest 😉😁 Tym razem ,,For all time" ❤❤❤ Mam nadzieję, że dobrze wpisała się w treść rozdziału 😉 NA KOŃCU NAPISAŁAM PARĘ OGŁOSZEŃ, TAKŻE BARDZO PROSZĘ, ABYŚCIE PRZECZYTALI! Tymczasem, życzę miłej lektury 😘

Mówiłam już, jak bardzo nienawidzę remontów? Nie? W takim razie, mówię to teraz. Po tym, jak poznaliśmy płeć naszego dziecka, już następnego dnia zabraliśmy się za szykowanie pokoju dla małej. O, przepraszam! Ekipa remontowa zabrała się za szykowanie pokoju dla małej, a Mike wszystko nadzorował, rozstawiając mężczyzn po kątach. Za każdym razem, gdy chciałam wejść do malowanego pomieszczenia i zobaczyć, jak postępuje praca, wyganiał mnie mówiąc, że nie mogę wdychać zapachu farby, bo to niezdrowe dla dziecka. Zawsze wtedy wychodziłem naburmuszona z pokoju, zamykał się w studiu i czekałam aż Wielmożny Pan oderwie się od fascynującego zajęcia polegającego na mówieniu mężczyznom, w którym miejscu mają nałożyć kolejną warstwę różowej farby. Tak było i tym razem. Siedziałam na krześle i delikatnie muskałam palcami klawisze fortepianu. Podobno słuchanie i tworzenie muzyki podczas ciąży, wpływa pozytywnie na dziecko, uwrażliwia je... I uspokaja jego mamę. Dotykałam przypadkowych klawiszy, szukając natchnienia. W pewnym momencie w mojej głowie pojawiła się pewna melodia i już chwyciłam długopis, by zapisać pierwsze nuty, gdy otworzyły się drzwi.

- Co robisz? - Głos Michaela sprawił, że cała wena rozpłynęła się w powietrzu.

- Cholera jasna! Miałam w głowie świetną melodię, już miałam ją zapisać, a dzięki tobie wszystko szlag trafił!

- Wybacz - wyszeptał, po czym przegryzł wewnętrzną część policzka. Podszedł do mnie i przytulił od tyłu, wtulając nos w moją szyję. - Nie denerwuj się...

- Tak, wiem... Nie powinnam w MOIM STANIE. - Przewróciłam oczami.

- To źle, że się martwię?

- Nie, ale działasz mi ma nerwy. Ciąża to nie choroba, dam radę normalnie funkcjonować...

- Ale coś chyba hormony ci buzują, bo jesteś jeszcze wredniejsza, niż zazwyczaj. - Uśmiechnął się niewinnie, posłałem mu mordercze spojrzenie.

- To nie jest śmieszne!

- Tylko troszeczkę. - Cmoknął mnie w policzek, zmierzwiłam mu włosy.

- Jak prace postępują? - spytałam, zmieniając temat.

- Idzie świetnie, na prawdę! - odparł entuzjastycznie. - Na pewno będziesz zachwycona. Ściany już są pomalowane, jutro zabieramy się za wnoszenia mebli.

- Zabieramy?

- No, tak...

- Chyba raczej ONI się zabierają, a ty mówisz im, co mają robić. - Zaśmiałam się.

- Wiesz, jaka to jest odpowiedzialna praca? Jedno moje złe słowo, jedno niedopowiedzenie i wszystko trzeba będzie zaczynać od nowa.

- Mój biedny, zapracowany... - wymruczałam, przesłodzonym głosem, gładząc go po torsie.

- Tak, dokładnie! - Kiwał głową z uroczym uśmiechem. - Wiesz, jakie to trudne tak wszystkim nadzorować?

- No ja nie wiem, jak ty dajesz temu radę. Może zrobię ci masaż, co ty na to? Odprężysz się, zrelaksujesz...

Mike spojrzał na mnie podejrzliwie.

- Czy to nie ja powinienem cię tak rozpieszczać? - spytał po chwili, unosząc pytająco brew.

- Nie marudź... - Chwyciłam jego dłoń i zaczęłam ciągnąć go w stronę sypialni.

Kiedy dotarliśmy do pokoju, posadziłam go na brzegu łóżka, przygwożdżając do materaca i usiadłam na nim okrakiem. Powoli sunęłam dłońmi wzdłuż jego torsu, błądząc palcami w pobliżu guzików jego koszuli. Westchnęłam cicho i zbliżyłam do jego szyi, aby zacząć ostrożnie muskać ustami jego skórę. Pozostawiałam po sobie wilgotny ślad, sunęłam w stronę ramienia, delikatnie odchylając materiał, z którego zrobiona była jego koszula. Poczułam na swoim karku jego ciepły oddech, a po chwili dłoń, którą gładził mnie po udzie, drugą ściskając pośladek. Niespodziewanie usłyszałam za sobą głośne oklaski. Oderwałam się od Michaela jak poparzona, wyprostowałam się i spojrzałam w kierunku, skąd dobiegał dźwięk. W drzwiach naszej sypialni, oparty o framugę, z szerokim uśmiechem na twarzy, stał nie kto inny, jak Slash.

- Nie kłopoczcie się, ja chętnie popatrzę! - Zaśmiał się.

- Jak tu wlazłeś?! - spytał Mike, nie ukrywając swojego zdenerwowania.

- Wpuściła mnie wasza gosposia.

- Susan?

- A macie jakąś inną gosposię? Swoją drogą, niezła z niej dupa, brałbym. - Poruszył dwuznacznie brwiami.

Wzniosłam oczy ku górze.

- Czy ona nie jest aby czasem dla ciebie za stara? - spytałam.

- Nie, ja lubię takie dojrzałe kobiety...

- Tak? Muszę to koniecznie powiedzieć Dianie, na pewno odetchnie z ulgą.

- Nie mów jej tego! No weź... - Slash'a wyraźnie przeraziła wizja wyjawienia mojej przyjaciółce tego, co przed chwilą nam wyznał.

- Podoba ci się, co? - Szturchnęłam go w ramię.

- Kurwa, jak cholera! - wykrzyknął. - Takiej zajebistej laski to ja dawno nie spotkałem! - Spojrzał na mnie i szybko zaczął się tłumaczyć. - Wiesz, czika... Ty jesteś zajęta.

- Cieszy mnie, że o tym pamiętasz. - Michael podszedł i objął mnie ramieniem.

- Jak mógłbym zapomnieć, skoro ślinicie się na swój widok na każdym kroku? Swoją drogą, Jackson, jestem dumny! - Klepnął Michaela w ramię. - Już zaczynałem wątpić w twoje zdolności, a tu się okazało, że z ciebie jest prawdziwy facet z porządnym sprzętem, a nie jakiś pedał! Niedawno się hajtnęliście, a ty już zamoczyłeś i to jak skutecznie! No, no, szacun!

- Saul, nie denerwuj mnie, dobrze? - Mike posłał w stronę gitarzysty mordercze spojrzenie.

- Czego chcesz? Ja ci tu komplementy prawie, tak? Swoją drogą, ty laska też zdrowo wyglądasz. - Zmierzył mnie wzrokiem. - Ciąża ci służy... Niby masz ten balon z przodu, ale tyłek wciąż ten sam!

Już miał zamiar klepnąć mnie w pośladki, gdy Michael chwycił go za nadgarstek i lekko wykręcił rękę.

- Chyba się zagolopowałeś, nie uważasz?

- Dobra, sorry. - Slash podniósł ręce w geście obronnym i zaczął się wycofywać. - Zapomniałem, że twoja żonka jest nietykalna...

- Jeszcze słowo, a stąd wylecisz - odparł, przez zaciśnięte zęby Mike. - Po co w ogóle tu przyszedłeś?

- Chciałem zobaczyć, jak się mają przyszli rodzice i czy z małym bobo wszystko w porządku... A, no i napić się czegoś z waszego barku, oczywiście!

- Tak właściwie to nasze małe bobo... - zaczęłam. - To mała bobo.

Slash przez chwilę przyglądał mi się w otępieniu, nie wiedząc co powiedzieć. Zupełnie tak, jakby moje słowa do niego nie dotarły.

- Pierdolisz! - wykrzyknął w końcu. - Będziecie mieć małą Jacksonkową? - Kiwnęłam przytakująco głową. - Ale zajebiście! Daj macnąć!

Saul zaczął zmierzać w moim kierunku, z wyciągniętymi dłońmi. Spojrzałam pytająco na Michaela, chcąc wiedzieć, czy zgadza się, aby gitarzysta dotknął mojego brzucha. Ten tylko cicho westchnął i kiwnął głową. Tak, więc umożliwiłam Slashowi wyczucie ruchów naszej małej córeczki.

- O kurwa! - wykrzyknął niespodziewanie. - Jak ona zajebiście kopie! Założę się o butelkę Dannielsa, że napierdala Moonwalka, jak jej tatuś! - Mimowolnie się zaśmiałam. - Mam tylko nadzieję, że nie będzie do niego aż tak podobna...

- A dlaczego nie? - Spytał oburzony Mike, krzyżując ręce na piersi.

- Nie, nie, ja nic nie mówiłem... - Uśmiechnął się niewinnie. - Ta mała będzie miała najzajebistrzego wujka na tej planecie, czyli się, że mnie.

- No, ja nie wątpię. - Zaśmiałam się.

- A ja i owszem - odparł pod nosem Mike.

- Ale wy macie zajebiście... Może ja też powinienem sobie zrobić takiego dzieciaka? Jak myślicie, Diana się zgodzi?

- Wiesz, o ile mi wiadomo to wy jeszcze nie jesteście razem...

- Ale będziemy! Zobaczysz, kurwa! Kiedy moja nimfa przyjeżdża do Stanów?

- Najszybciej to chyba na wakacje...

- Co?! Jaja sobie ze mnie robisz! Toż to w chuj dużo czasu!

- Nie, mówię serio. To tylko sześć miesięcy, nie panikuj...

- Sześć miesięcy?! Pół, kurwa, roku! Toż ja tyle nie wytrzymam! Ja uschnę! Ja, albo mój sprzęt! Pierdole to, jadę do Polski! Wioska to wioska, ale nie mam wyjścia! Tam bije źródełko mojej miłości...

- Ej, mówisz o ojczyźnie mojej żony! - Mike chciał stanąć w obronie zarówno mojej, jak i kraju, z którym w gruncie rzeczy nie łączy mnie od dawna nic, prócz rodziny. Uciszyłam go gestem dłoni, by powstrzymać ewentualną wymianę zdań między mężczyznami.

- To kiedy kupujesz bilety? - Chciałam jak najszybciej zabrać głos, by nie dopuścić do rękoczynów.

- Jak już się nacieszę waszą bobo, o! No, ale najpierw, zjadłbym coś... Macie jakieś żarełko? Nie będę przecież pić na pusty żołądek!

- Jasne - odparłam, po czym wraz z Michaelem zaprowadziliśmy Slasha do kuchni.

*****

Saul siedział u nas do późnych godzin wieczornych i, o dziwo, był w stanie opuścić teren Neverlandu o własnych siłach. Korzystając z okazji, że zostaliśmy sami, pochłonięci nudą, zdecydowaliśmy się przejść na romantyczny spacer. Mimo, iż wieczorem, czy też w nocy, widoczność jest ograniczona, woleliśmy dmuchać na zimne i skorzystać z przebrania. Michael starannie związał swoje bujne loki i schował je pod czapkę z daszkiem. Na ramiona zarzucił czarną skórzankę, dokleił sztucznego wąsa, który zawsze mnie bawił, zmył z oczu eyeliner i założył zielone soczewki kontaktowe. Dbał o każdy szczegół, gdyż wiedział, że gdyby nasi fani rozpoznali go podczas naszego spaceru, romantyczne chwile zmieniłyby się w istny koszmar. Ja natomiast, zainwestowałam w ciemnobrązową perukę, całkowicie odbiegającą kolorem od naturalnego odcienia moich włosów. Ubrałam się dość niechlujnie. Założyłam na siebie fioletowy, powyciągany sweter, czarne spodnie od dresu, adidasy i krótki płaszczyk. Nie oszukujmy się, gdyby nie okoliczności, które zmusiły mnie do ubrania tych ciuchów, nigdy nie pokazałabym się w nich publicznie. Szybko doprowadziłam się do porządku, dodając koloru moim powiekom, podkreślając makijażem kości policzkowe i zmieniając kolor swoich oczu na przenikliwie czarne. Kiedy byliśmy już gotowi, opuściliśmy teren Neverlandu. Szliśmy spokojnie wzdłuż chodnika, mijając nieoświetlone uliczki i wysokie budynki. Trzymaliśmy się za ręce i snuliśmy plany na przyszłość. Michael podsunął mi swoje pomysły, jak moglibyśmy nazwać córkę. Jednakże ani Destiny, Bella ani Anastasia nie przypadły mi do gustu. Wiedziałam, że dwa imiona, które spodobały się Michaelowi pochodzą z bajek Disneya. Nie chciałam go obrazić mówiąc, że pasują bardziej dla psa niż dziecka. W końcu wspólnie uznaliśmy, że pewnie, gdy mała już się urodzi, będziemy wiedzieć, jak ją nazwać. Spojrzymy w jej oczy, na jej rumianą twarzyczkę i w naszych głowach od razu zrodzi się pomysł na imię. W końcu, ważne by do niej pasowało, prawda? Spacerowaliśmy około półgodziny, w spokoju, ciesząc się wyłącznie sobą i urokami nocnego życia w mieście. Jednakże, w pewnym momencie zobaczyłam coś, co zakłóciło mój wewnętrzny spokój. W świetle latarni, w jednym z zaułków siedział piesek. Wyglądał na wystraszonego, głodnego, zmarzniętego i bezpańskiego.

Mój instynkt "psiej mamy" włączył się błyskawicznie. Pociągnęłam Michaela za ramię i wskazałam na skulonego kundelka. Patrząc na niego, czułam jak serce rozpada mi się na miliony kawałeczków. Nie rozumiałam, jak można być tak okrutnym, by porzucić niewinne zwierzę na pastwę losu.

- Mike, weźmy go, proszę - zwróciłam się do męża pół głosem.

- Nie możemy, pewnie ma właściciela...

- Czy twoim zdaniem tak wygląda pies, który ma dom? - Posłałam mu złowieszcze spojrzenie.

- Może się zgubił...

- Nie wydaje mi się, a nawet jeśli, nie możemy go tutaj zostawić na pastwę losu. Spójrz na niego! To jeszcze szczeniak!

- Skąd wiesz?

- Proszę cię, od razu widać, że należy do większych psów.

- Skarbie, niedługo urodzi się nam dziecko...

- I co z tego?! - Padłam na kolana i zaczęłam głaskać kundelka, który po chwili lizał mnie już po dłoni. - Nie zostawię go tu! - Wykrzyknęłam ze łzami w oczach. - Mała będzie miała przyjaciela... Mamy tyle zwierząt, dlaczego nie możemy zaopiekować się również nim?

- Ech... Dobrze. - Mike chwycił się za skronie. - Może masz rację. Ten maluch nie jest niczemu winien...

Uśmiechnęłam się szeroko, wstałam i przytuliłam Michaela.

- Dziękuję - szepnęłam, po czym pocałowałam go lekko w policzek.

Szybko oderwałam się od narzeczonego i wróciłam do psiaka.

- Zimno ci? - spytałam pół głosem, tym samym ściągając z siebie płaszcz.

Wzięłam szczeniaka na ręce i szczelnie otuliłam go materiałem.

- Wracajmy już - poprosiłam Michaela, który westchnął cicho, po czym posłusznie ruszył w kierunku Neverlandu.

Kiedy weszliśmy do domu, niemal od razu skierowałam się z psiakiem do łazienki, aby go umyć.

- Pomożesz mi? - spytałam męża przez ramię.

- Jasne - odparł, lekko się przy tym uśmiechając.

Najwyraźniej pogodził się już z faktem, że zdecydowałam się przygarnąć kundelka.

- Może ja go wezmę? - zasugerował, gdy próbowałam wejść z psiakiem po schodach.

- Przestań, nie jest aż taki ciężki, dam radę.

- Nalegam... - Posłał mi jeden z tych swoich nieziemskich uśmiechów, które sprawiały, że roztapiałam się jak masło na rozgrzanej patelni.

- No dobra, tylko bądź delikatny - upomniałam go, po czym ostrożnie przekazałam psa.

Weszliśmy razem na górę i skierowaliśmy w stronę łazienki. Michael włożył kundelka do wanny, a ja chwyciłam mydło, które wydawało mi się być najdelikatniejsze i spieniłam je w dłoniach. Mike odkręcił wodę, dbając o to, by nie była ani za zimna, ani za gorąca i zaczął powoli polewać sierść pieska. Mały z początku stał bez ruchu, był wyraźnie wystraszony, jednak po chwili starał się za wszelką cenę uciec z wanny.

- Ej, spokojnie! - Zaśmiał się Mike. - Nie przepadasz za wodą co, mały?

Piesek, korzystając z okazji otrzepał się, tym samym ochlapując mojego męża. Michael był niemal cały mokry.

- No, wiedziałam, że się dogadamy! - Zaśmiałam się i zaczęłam wcierać w łepek kundelka spienione mydło. - Jak go nazwiemy?

- Wiesz, nie jestem pewien, czy może z nami zostać...

- Żartujesz, prawda?

- Mógł się zgubić. Może jego właściciele teraz go szukają...

- Lub uciekł, czy też został porzucony na pastwę losu.

- Dobrze, masz rację... Zrobimy tak, zadzwonię jutro do Jerrego i powiem mu, że znaleźliśmy psa. On zajmie się szukaniem jego dawnego właściciela. Jeśli ktoś się po niego zgłosi to go oddamy, dobrze?

- W porządku. - Westchnęłam, po czym pochyliłam się nad uchem psa. - Mam nadzieję, że zostaniesz z nami - szepnęłam, a następnie ponownie zwróciłam się do Michaela. - No, ale przez ten czas, jak z nami będzie, musimy jakoś go nazywać.

- Fakt. No to może... Cezar?

- Może od razu August? - Zaśmiałam się.

- Jak wolisz...

- Nie no, Cezar nawet do niego pasuje - przyznałam, po czym podrapałam psiaka za uchem. - Jesteś taki uroczy...

Kundelek otrzepał się z piany, która niemal w całości pokrywała jego sierść, ponownie ochlapując mojego męża.

- Kurwa - zaklął pod nosem, tak cicho, że ledwo udało mi się to usłyszeć.

Przekleństwa z ust Michaela brzmiały tak nienaturalnie, że nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Czułam, że będziemy mieć jeszcze dużo przygód z tym malcem.

*****

Mike dotrzymał słowa i, tak jak powiedział, dał znać naszemu menagerowi o tym, że znaleźliśmy psa. Jerry zajął się poszukiwaniem właściciela Cezara, jednak ja miałam ogromną nadzieję, że on się nie znajdzie. Pokochałam tego malca od pierwszego spojrzenia, od pierwszego polizania mojej dłoni i pierwszego ochlapania wodą mojego męża. Jednakże, sprawdziły się moje obawy. Któregoś dnia, Jerry zadzwonił do nas i powiedział, że odezwał się rzekomy właściciel psa, który chce się spotkać. W tamtym momencie zaczęło się kombinowanie, co zrobić, by być przy spotkaniu z mężczyzną, dla którego mieliśmy oddać kundelka, jednocześnie nie narażając się tym samym na atak mediów. Najprostrzym rozwiązaniem było ponowne nałożenie tandetnych wąsów, soczewek i peruki. Tak bardzo, jak kochałam swoje nowe życie, tak bardzo go nienawidziłam, pod wieloma względami. Umówiliśmy się z mężczyzną na godzinę trzecią po południu, w parku. Jerry był pośrednikiem w naszych interesach, ale również musiał dbać o swoją prywatność, dlatego dzwonił z numeru prywatnego i nie stawił się na zaplanowane spotkanie. Założyliśmy na siebie odpowiednie przebranie, wzieliśmy Cezara i razem z nim poszliśmy do parku. Ludzie, których mijaliśmy, dziwnie się na nas patrzyli, ale czemu się dziwić? W końcu niecodziennie spotyka się dziwaka z wąsem i kobietę w ciąży, która wygląda jak akrobatka z upadłego cyrku. Kiedy dotarliśmy na miejsce, nie minęło pięć minut, a podszedł do nas wysoki, zadbany mężczyzna. Wyglądał na bogatego, ale i zadufanego w sobie.

- Dzień dobry, ja w sprawie psa - odezwał się.

- Tak, umawialiśmy się... - odparł Mike, starając się jak najlepiej zmienić barwę swojego głosu.

- Ale to nie z panem rozmawiałem przez telefon, prawda?

- Nie, to był mój... - zawahał się przez moment. - Brat, ale to ja znalazłem psa... Znaczy, moja żona. - Wskazał na mnie.

Mike tak bardzo plątał się w swoich zeznaniach, że zaczęłam bać się, że mężczyzna zacznie coś podejrzewać. Po moim mężu było widać niepewność, zdenerwowanie, ale także coś, co tylko ja zdołałam dostrzec. Michael bardzo przywiązał się do Cezara, pomimo tego, że psiak był u nas dość krótko. O ile z początku Mike nie był przekonany co do pomysłu przygarnięcia psa z ulicy, o tyle, po spędzeniu z nim kilku dni, serce mu się krajało na wiadomość o tym, że musimy go oddać.

- Gdzie ty się szlajałeś, kundlu? - Głos mężczyzny, pochylającego się nad zlęknionym, wycofującym się Cezarem, błyskawicznie przywrócił mnie do rzeczywistości. - Pieprzony sierściuch nawiał mi, gdy spałem. Musiałem zostawić otwarte okno...

- Wcale mu się nie dziwię - powiedziałam tak cicho, że w zasadzie tylko Michael mógł mnie usłyszeć.

- No, ale skoro państwo go znaleźli, to ja go wezmę i nauczę porządnej dyscypliny. - Mężczyzna wyciągnął dłoń, aby zabrać mi smycz.

- Nie - odparłam stanowczo, odsuwając się od właściciela Cezara, tym samym wywołując na jego twarzy ogromny szok i niezrozumienie.

- Słucham?!

- Nie oddam go panu.

- Słuchaj, paniusiu! - Mężczyzna zbliżył się do mnie. - Ten pies prawnie należy do mnie i nie macie prawa go sobie przywłaszczyć! Rozumiecie?!

- Odsuń się od mojej żony! - wykrzyknął Michael, odpychając lekko mężczyznę.

- Tak chcesz się bawić?! - Facet podwinął rękawy, zaczęłam się martwić o Michaela.

Byliśmy sami, bez ochrony... W tamtym momencie poczułam się jak Cezar, jak ten zlękniony mały piesek, skulony za naszymi nogami. Jak się okazało, mój strach był niepotrzebny. Gdy tylko mężczyzna spróbował uderzyć mojego męża, Michael zamachnął się i przyłożył mu prosto w twarz. Włałciciel Cezara zachwiał się otępiały, nie zdążył zareagować, gdyż już po chwili Mike trzymał go za kołnierz.

- A teraz posłuchaj mnie uważnie - zaczął, świdrując go wzrokiem. - Nie pozwolę, byś dłużej krzywdził tego niewinnego psiaka i nie dopuszczę do tego, byś zrobił coś mojej żonie, rozumiesz?! Wiem dobrze, że nie zależy ci na tym psie, dlatego oferuje ci solidną zapłatę.

- Tak? Ciekawe ile jest dla ciebie warty ten kundel!

- 200 tysięcy dolarów wystarczy?

Stałam jak wryta, nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Byłam w szoku. Zaskoczyła mnie postawa Michaela, zarówno to, że uderzył mężczyznę, stając w obronie mojej i psa, ale też, że chciał odkupić od niego Cezara.

- Akurat! Skąd niby znajdziesz tyle pieniędzy?!

- Może nie wyglądam, ale stać mnie. Wystarczy, że podasz mi numer konta, na które mam przelać pieniądze.

- Jasne, podam ci numer konta, oddam psa, a wy mnie wyrolujecie!

Michael puścił na moment mężczyznę, tylko po to, by wyjąć z portfela, trzymanego pod marynarką, plik banknotów na tak zwaną "czarną godzinę".

- 10 tysięcy teraz, reszta na konto, dajesz nam psa i zapominamy o sprawie. - Wepchnął pieniądze w dłoń mężczyzny.

- Skąd mam wiedzieć, że nie fałszywki?! - Michael przewrócił oczami.

- Wyjmij i sprawdź, jeśli mi nie wierzysz.

Mężczyzna posłusznie wykonał polecenie Mike'a.

- Zgadza się? - spytał po chwili, z uśmiechem.

Właściciel kiwnął przytakująco głową.

- No, czyli mamy deal, tak?

- Dobra, niech wam będzie. - Westchnął cicho, po czym podał nam numer swojego konta. Uścisnął dłoń Michaela, jakby zawierał układ ze starym, dobrym przyjacielem. - Macie tego kundla! W sumie i tak mi nigdy na nim nie zależało...

- Domyśliliśmy się - odparł Mike. - Aha i nie możesz nikomu powiedzieć o naszym układzie, rozumiesz?

- Dlaczego?

- Powiedzmy, że... Zależy mi na mojej opinii publicznej. Mam znajomości i jeśli dowiem się, że rozpowiadasz wszystkim na około, że sprzedałeś psa za 200 tysi, będziesz miał przejebane, rozumiemy się?!

Mężczyna przytaknął cicho, po czym oddalił się, pozostawiając szczęśliwego psa, uśmiechniętego Michaela i mnie, z miną, którą można byłoby przypisać osobie nie do końca sprawnej umysłowo. Mike poprawił marynarkę i odwrócił się w moją stronę.

- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - spytał rozbawiony.

- Czekaj, przetwarzam informację - odparłam. - Próbuję zrozumieć, co się przed chwilą wydarzyło...

- Mamy Cezara, jest nasz!

- Tak, ale... Czy ty przed chwilą przywaliłeś temu facetowi, groziłeś mu, użyłeś wulgaryzmu i zapłaciłeś 200 tysięcy za psa i milczenie?!

- Co w tym dziwnego? - spytał, zupełnie tak, jakby mówił o czymś oczywistym.

- Ty jednak masz jaja! - wykrzyknęłam, tym samym skupiając na sobie wzrok wielu osób znajdujących się w pobliżu.

- No, dzięki...

- Oj no, przepraszam. Chodziło mi o to, że nigdy nie widziałem cię w takiej odsłonie. Zawsze byłeś potulnym barankiem, a gdy ktoś nas zaatakował, to ochroniarze odwalali brudną robotę.

- To, że nie lubię się bić, nie uważam przemocy za rozwiązanie i staram się być kulturalny, nie znaczy, że nie potrafię sobie poradzić. Jesteś moją żoną i moim obowiązkiem jest cię bronić. Ciebie i nasze dziecko...

- Zaimponowałeś mi - odparłam, po czym pocałowałam go czule w usta.

- Dostanę jakąś nagrodę? - spytał z błyskiem w oku.

- A co byś chciał?

- Wiesz... - spojrzał na mnie, lekko unosząc brew.

- A oprócz tego? - Zaśmiałam się.

- Skąd wiesz, co ja chcę?! - Podzielił moją reakcję.

- Proszę cię! Robiąc taką minę, możesz chcieć tylko jednego.

- Rozgryzłaś mnie... Całonocny maratonie Gwiezdnych Wojen, przybywam!

Od autorki

Witajcie, Kochani
Dobra, przyznać się, kto myślał, że Michael czeka na nagrodę w sypialni? 😏😂😘 Mr Jackson, jak zawsze nieprzewidywalny 😉 Mam nadzieję, że podobał się Wam rozdział, czekam na Wasze opinie, a teraz... OGŁOSZENIA PARAFIALNE!
Z racji tego, że już za 9 dni zaczynam matury 😱 muszę na jakiś czas zrobić przerwę od Wattpada. Nie mogę powiedzieć, że zawieszam oba opowiadania, ale wrócę do nich dopiero po maturach 😉 Czyli tak... W połowie maja. Również wtedy nadrobię wszystkie zaległości u Was, zacznę kolejną część tego fan fiction... Ogólnie mam sporo planów, których nie będę Wam zdradzać, ale powiem tylko tyle, że będzie się działo! 😁😉 Mam nadzieję, że rozumiecie moją decyzję i liczę na Waszą wyrozumiałość. Tak, więc... Do zobaczenia!

Love you all ❤❤❤
Martina MJJ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro