Rozdział 56.
Wesołych Świąt, Kochani! ❤ Kolorowych pisanek, bogatego zajączka, mokrego dyngusa, czasu spędzonego z bliskimi... A to taki mały prezent ode mnie - nowy rozdział 😉 Miłego czytania 😘
Minęło kilka miesięcy. Wraz z upływem czasu, rósł mój ciążowy brzuch, a wraz z nim podekscytowanie Michaela. Zanim zaczęłam wyglądać jak ludzka imitacja dyni, zdążyłam jeszcze zdać egzamin na prawo jazdy. Tak jest, Michael dotrzymał obietnicy i zapisał mnie do najlepszego instruktora w mieście, a ten nauczył mnie prowadzić samochód i motor, który od zawsze był moim marzeniem. Nie będę wdawać się w szczegóły, najważniejsze jest to, że w końcu byłam uprawniona do kierowania pojazdami, które otrzymałam w prezencie urodzinowym. Jednakże, zdążyłam przejechać się zaledwie kilka razy, gdyż Mike, w strachu przed tym, że może stać się coś mi i przy okazji dziecku, stanowczo zabraniał mi jeździć samochodem, a o motorze nawet nie wspomnę. Leżeliśmy na łóżku w milczeniu. Dłoń Michaela co chwilę wędrowała w stronę mojego brzucha. Byłam w siódmym miesiącu ciąży, lecz nadal nie znaliśmy płci naszego maleństwa. Uznałam, że to najlepsza pora, by dowiedzieć się, czy będziemy mieć syna, czy córkę. Podzieliłam się swoim pomysłem z mężem, jednak on nie był przekonany do mojej idei.
- Sam nie wiem, może lepiej by było, gdybyśmy poczekali aż dziecko się urodzi? Mielibyśmy niespodziankę.
- Moglibyśmy przygotować pokój dla naszego maleństwa, kupić zabawki... Chyba nie chcesz, aby twój syn bawił się lalkami i spał w różowym pokoiku, a córka biegała po domu z robotem w rączce?
- Dlaczego nie? - Zaśmiał się. - Najważniejsze, by byli szczęśliwi.
- Och no, dobrze wiesz, o co mi chodzi...
- To jest na prawdę tak dla ciebie ważne? - Kiwnęłam w odpowiedzi głową. - No dobrze, zadzwonię do Josh'a.
Westchnął zrezygnowany i wstał z łóżka. Posłałam mu dziękczynny uśmiech, po czym przewróciłam się na drugi bok. Ostrożnie położyłam dłoń na swoim brzuchu, starając się wyczuć dziecko, które rozwijało się pod moim sercem. Poruszyło się. To było tak wspaniałe uczucie, że nie mogłam powstrzymać się od szerokiego uśmiechu.
- Będziesz tu miał jak w raju - wyszeptałam, gładząc się po brzuchu. - Twój tatuś jest trochę nienormalny, ale szybko się przyzwyczaisz.
- Ej! - Do pokoju wrócił Mike, śmiejąc się. - Ładnie to tak obgadywać mnie przy dziecku?
- Ja tylko stwierdzam fakty. -Uśmiechnęłam się niewinnie. - Poruszyło się.
Michael spojrzał na mnie z błyskiem w oczach, ukazał mi swoje białe ząbki i dosłownie, rzucił się w moją stronę.
- Mogę? Mogę? - Spoglądał błagalnym wzrokiem na mój brzuch.
- Jasne.
Nie musiałam długo czekać, by poczuć jego dłoń, a następnie policzek na swoim brzuchu.
- To dziewczynka, jestem pewien - wyszeptał. - Mała Królewna, zobaczysz...
- A ja myślę, że to będzie chłopczyk i będzie tak samo szalony jak jego tatuś. - Zaśmiałam się. - Dzwoniłeś do Josh'a?
- Tak, tak...
- No, to niebawem wszystko będzie jasne.
Michael uśmiechnął się szeroko, po czym zbliżył jeszcze bardziej do mojego brzucha. Gładził go dłonią, delikatnie zataczając nią okręgi.
- Bardzo cię kocham, Fasolko - wyszeptał. - Zrobię wszystko, byś miała najwspanialsze życie. Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić, przysięgam.
- Au!
- Boże, co się stało?! - Mike zerwał się na równe nogi.
- Nie, nic... Trochę kopie - odparłam z uśmiechem.
- Moja krew. - Zaśmiał się. - Tylko daj mamusi trochę wytchnienia, to moje zadanie ją zamęczać.
I tak oto, Król oberwał poduszką w swój kudłaty łepek.
- Ej no, za co? - Zaśmiał się, pocierając bolące miejsce.
- Z miłości - odparłam.
Michael uśmiechnął się lekko, a następnie zbliżył do mnie i delikatnie musnął ustami moje wargi.
- Powiedz mi, Mike... - zaczęłam niepewnie.
- Tak?
- Nadal będziesz mnie kochać, gdy nie będę już taka szczupła?
- O czym ty mówisz?
- Wiesz, ciało zmienia się po ciąży. Zwiększona waga, rozstępy, celulit...
- Ty pytasz poważnie? - Kiwnęłam głową. - Księżniczko, kochałbym cię nawet, gdybyś ważyła dwieście kilo, albo tyle, co Gipsy. Gdybyś miała nie wiadomo jak zniszczoną cerę, pryszcze i żółte zęby. Jesteś moim światem, podoba mi się to, jaki masz charakter. Wygląd oczywiście też, ale to sprawa drugorzędna. Najważniejsze jest dla mnie to, byś była zdrowa i szczęśliwa ze mną, tak, jak ja jestem z tobą.
- Przytul mnie - szepnęłam, czując jak do oczu napływa mi pierwsza łza.
Mike bez słowa spełnił moją prośbę i ukrył w swoich ramionach.
- Spokojnie... - Gładził mnie po głowie w momencie, gdy jego koszula stawała się mokra od moich łez.
- Nie sądziłam, że po tym, jak byłam traktowana przez ludzi w przeszłości, uda mi się związać z tobą - moim największym pragnieniem - wymruczałam w rękaw męża.
- Kotku, zapomnijmy o przeszłości. To, co było trzeba zostawić za sobą, skupić się na teraźniejszości i przyszłości.
- Nie jestem w stanie zapomnieć o ludziach, którzy mnie krzywdzili. Nie potrafię wymazać z pamięci znajomych ze szkoły, rodziców, babci, dziadka... Nigdy nie mogłam być tym, kim chcę.
- Teraz możesz. Jeśli chcesz, możesz pomalować sobie włosy na różowo, chodzić w stroju jednorożca, zrobić kolczyk w pępku, tatuaż... Co tylko chcesz. To twoje ciało...
- Tak, ale dzielę się nim z tobą.
- Jeśli mam być szczery, zawsze podobały mi się indywidualistki, kobiety, które nie boją się być inne niż wszystkie. Mają odwagę, by wyrażać się poprzez strój czy zachowanie. Ty taka właśnie jesteś, jesteś inna niż wszyscy. Przez to taka wyjątkowa...
- Ty tak samo.
- Jesteśmy do siebie bardziej podobni, niż może się wydawać. - Uśmiechnął się lekko, po czym zabrał mi włosy z twarzy. - To co? Chyba najwyższa pora dowiedzieć się, co się nam urodzi. - Zaśmiał się, nastepnie pomógł mi wstać.
*****
Do szpitala przyjechaliśmy w błyskawicznym tempie. Niemal od razu udaliśmy się w stronę gabinetu naszego prywatnego lekarza, wymijając ciekawskie spojrzenia personelu. Nie czekając ani chwili, Mike zapukał do drzwi i pociągnął za klamkę. Naszym oczom ukazał się uśmiechnięty od ucha do ucha Josh.
- Kogo to moje oczy widzą?! - wykrzyknął uradowany. - Sophia wspominała, że przyjdziecie na wizytę kontrolną, ale nie sądziłem, że tak szybko.
Sophia to asystentka Josh'a. Niska, szczupła blondynka, która poziom inteligencji nadrabia urodą. No cóż, zdarzają się i tacy ludzie...
- Zdecydowaliśmy się poznać płeć dziecka - oznajmił uroczyście Michael.
- Jasne. - Josh uśmiechnął sie szeroko i wskazał na kozetkę, na którą musiałam się położyć do badania.
Posłusznie zajęłam wyznaczone miejsce. Mike chwycił stojący pod ścianą taboret i przysunął go tak, że niemal stykał się z krzesłem lekarza. Ułożył dłonie na kolanach i zaczął wpatrywać się we mnie ze zniecierpliwieniem. Josh włączył maszynę i przygotował ją do badania.
- Podwiń lekko bluzkę - polecił.
Posłusznie uniosłam materiał, i podciągnęłam go niemal pod sam stanik, ukazując lekarzowi swój, pokaźnych rozmiarów, brzuch. Josh zaczął badanie. Poczułam na swojej skórze delikatne muśnięcia chłodnej substancji. Michael przeniósł wzrok ze mnie na monitor stojący pod ścianą, na którym pojawiał się coraz to nowszy obraz.
- Widzisz? - Josh zwrócił się do mojego męża, wskazując palcem na ekran. - Tu są nóżki, tu rączki... O, a tu główka!
Michael nie mógł nacieszyć oczu tym widokiem. Na jego twarzy zagościł promienny uśmiech i nie opuszczał jej nawet na ułamek sekundy.
- Wygląda na to, że wasza córeczka rozwija się prawidłowo.
- To świetnie! - wykrzyknął uradowany Mike, dopiero po chwili oprzytomniał. - Zaraz... Córeczka?
Lekarz skinął przytakująco głową. Michael spojrzał na mnie, szeroko uśmiechniętą, po czym wstał z taboretu i rzucił się w moją stronę. Zaczął mnie przytulać, kołysać w swoich ramionach na tyle, na ile pozwalała mu pozycja, w jakiej się znajdowałam.
- Boże! Będziemy mieć córeczkę! Taką malutką dziewczynkę! - wykrzyknął, a po jego policzku spłynęła pojedyncza łza szczęścia. Szybko otarłam ją kciukiem i cmoknęłam męża w usta. - Będzie tak cudowna jak ty...
Uśmiechnęłam się lekko na te słowa.
- To chyba już wszystko z mojej strony. - Lekarz przerwał nam chwilę euforii. - Możecie wracać do domu i cieszyć się sobą i waszym maleństwem.
- Wszystko z małą w porządku? - Michael spojrzał na Josh'a pytająco, jakby chciał ponownie usłyszeć, że jego dziecko jest zdrowe i rozwija się prawidłowo.
- Tak, malutka szybko rośnie i mogę was zapewnić, że nie macie powodu do niepokoju.
- A co z... - zaczął Mike, lecz już po chwili oblał się rumieńcem i spuścił wzrok.
Podejrzewałam, o co chce zapytać lekarza. Odkąd mój brzuch zaczął być wyraźnie widoczny, czyli od około czwartego miesiąca ciąży, nie kochaliśmy się ani razu. Brakowało mi tego. Tęskniłam za namiętnymi nocami, naszymi pieszczotami i czułościami. Szczególnie w okresie ciąży czułam, że potrzebuję dotyku męża jeszcze bardziej. Jednakże, nie miałam Michaelowi niczego za złe. Wiedziałam, że boi się zrobić krzywdę naszemu dziecku, a to, że mój brzuch, w którym rosło nasze maleństwo, z każdym miesiącem stawał się coraz większy, potęgowało jego strach. Mimo wszystko nie zamierzałam robić mu z tego powodu awantury. Wiedziałam, że nie skorzystał z okazji i nie przespał się z inną dziewczyną. Skąd ta pewność? Michael nie opuszczał terenu Neverlandu nawet na dziesięć minut, mało tego, ciągle mnie pilnował, był blisko mnie i troszczył się jak o największy skarb. To urocze, że tak się starał i był opiekuńczy, ale z drugiej strony, sposób w jaki mnie traktował, nie raz działał mi na nerwy. Ostatnio na przykład, nie pozwolił mi samej zejść na śniadanie, bo "nie daj Boże spadnę ze schodów". Mike był przewrażliwiony na punkcie mojej ciąży, to fakt, ale z drugiej strony, cieszyłam się, że tak zależy mu na mnie i naszym dziecku. Miałam pewność, że będzie najwspanialszym ojcem pod słońcem.
- Z? - Głos Josh'a sprawił, że oprzytomniałam. Potrząsnęłam szybko głową i spojrzałam wyczekująco na męża.
- No wiesz... - zaczął tak cicho, że ledwo udało mi się go usłyszeć. - Z... Seksem. Nic się małej nie stanie?
Josh zaśmiał się w odpowiedzi, powodując na twarzy Michaela jeszcze większe rumieńce.
- Ludzie, już myślałem, że coś sie stało. - Otarł kciukiem kącik oka. - Jak już mówiłem, dziecko rozwija się prawidłowo. Możecie spokojnie... Robić to, co macie robić. - Puścił do nas oko. - Jednakże, musicie uważać i jeśli pojawią się jakieś niepokojące objawy, koniecznie przyjdźcie z tym do mnie. Jako takiego ryzyka i zagrożenia nie dostrzegam.
Michael uśmiechnął się lekko do lekarza, po czym uścisnął mu dłoń. Zeszłam z kozetki i poszłam w ślady męża. Kiedy opuściliśmy szpital i znaleźliśmy się bezpiecznie w limuzynie, Michael objął mnie swym ciepłym ramieniem i zapytał, czy korzystając z okazji, zajedziemy do sklepu z zabawkami i kupimy wszystko, co będzie potrzebne dla naszej córeczki. Zgodziłam się, gdyż i tak nie miałam żadnych planów na resztę dnia. Gdy tylko zatrzymaliśmy się przed naszym ulubionym sklepem, drzwi limuzyny otworzył jeden z ochroniarzy, który czekał na nas na miejscu. Niespodziewanie poczułam na sobie oślepiający flesz aparatów. Właśnie tego chcieliśmy z Michaelem, za wszelką cenę, uniknąć.
W mediach zawrzało, wszędzie było o nas głośno, wiadomość o powiększeniu klanu Jacksonów była dla naszych fanów takim szokiem, jakbym była pierwszą kobietą na Ziemi, która spodziewa się dziecka. Michael chwycił mnie za dłoń i zanim się spostrzegłam, dosłownie wepchnął mnie do sklepu. Wiedziałam, że w tamtym momencie liczyło się dla niego wyłącznie moje bezpieczeństwo. Wkrótce po tym dołączył do mnie, wpadł do sklepu i niemal od razu zaczął poprawiać sobie marynarkę. Jednakże prawdziwy szał zaczął się w budynku. Gdy tylko klienci sklepu z zabawkami zorientowali się, kto właśnie wszedł, by zrobić zakupy, od razu rzucili się w naszą stronę. Ochrona niezwłocznie zareagowała, osłaniając nas własnym ciałem.
- Nie no, tak się nie da funkcjonować - wymruczał Michael, który, mimo że bardzo kochał swoich fanów, niecierpiał, gdy utrudniali mu codzienne czynności.
Staliśmy tak przez chwilę, nie mogąc się ruszyć. Położyłam dłonie na swój brzuch i spojrzałam wyczekująco na Michaela. Ten uśmiechnął się do mnie lekko, po czym szarpnął jednego z ochroniarzy za rękaw. Steve zerknął na mojego męża przez ramię, czekając na jego decyzję.
- Pilnujcie Martyny - powiedział, po czym zwrócił się do Spencera. - A ty, idziesz ze mną.
Zanim zdążyłam zaprotestować, Michael oddalił się w towarzystwie szefa naszej ochrony, a mnie jeszcze ciaśniej otoczyło czterech goryli. Zaczęłam przeciskać się między ich ciałami, chcąc dostrzec Michaela. Bałam się o niego. Nie wiedziałam, co wymyślił ani jakie konsekwencje może mieć ten jego genialny pomysł. W końcu ujrzałam swojego męża, jak wspina się na jedną z lad sklepowych. Zakryłam usta dłonią, modląc się w duchu, aby nic mu się nie stało. Kiedy znalazł się już bezpiecznie na blacie, zaczął przekrzykiwać fanów zgromadzonych pod nim.
- Kochani, bardzo się cieszę, że tu jesteście! - wykrzyknął, w odpowiedzi dało się słyszeć głośny pisk. - Ale chciałbym zrobić zakupy ze swoją żoną. Jak wiecie, jest w ciąży i dlatego zależy nam na kupnie zabawek w spokoju. Mogę na was liczyć? Oczywiście, będzie czas na zdjęcia i autografy...
Ludzie zgromadzeni pod ladą, na której stał Michael nie przesunęli się ani o centymetr. Zamiast tego zaczęli wyciągać ręce w stronę mojego męża i chwytać go za buty jak stado wygłodniałych zombie. Robiło się na prawdę niebezpiecznie.
- Co tu się dzieje?! - Przez tłum zaczął przedzierać się wysoki mężczyzna w garniturze. Kiedy zobaczył Michaela stojącego na blacie i mnie, osłanianą w kącie przez chmarę ochroniarzy, zrozumiał, że sytuacja jest skomplikowana. - Jestem kierownikiem tego sklepu i bardzo proszę o niezwłoczne odsunięcie się od lady, w przeciwnym razie będę musiał wezwać ochronę.
Fani nie reagowali, sprawiali wrażenie, jakby słowa mężczyzny w ogóle do nich nie docierały. Tak więc, stało się to, co było ostatecznością. Ochrona sklepu wyprowadziła wszystkich, z wyjątkiem mnie i Michaela za drzwi.
- Najmocniej państwa przepraszam, państwo Jackson - powiedział z poczuciem winy kierownik w momencie, gdy Mike zszedł z blatu, a ja mogłam już bezpiecznie podejść do męża.
- To nie pańska wina, panie...
- Stone - odparł z uśmiechem mężczyzna. - Oliver Stone, wierny fan. Może w ramach rekompensaty, wybiorą państwo rzeczy dla dziecka na koszt firmy?
- To bardzo miło z pańskiej strony, ale na prawdę nie ma takiej potrzeby - odparłam.
- Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało - dodał Mike, obejmując mnie czule ramieniem.
- W takim razie, proszę się rozejrzeć. Zostawiam państwa samych, ale proszę pamiętać, że moja propozycja jest nadal aktualna. - To mówiąc, oddalił się.
Spojrzałam na Michaela, łapiąc z nim tym samym kontakt wzrokowy. Następnie zarzuciłam mu ręce za szyję i czule pocałowałam w usta.
- A to za co? - spytał zaskoczony w momencie, gdy oderwałam od niego swoje wargi.
- Zasłużyłeś - odparłam z uśmiechem. - Zachowałeś się jak prawdziwy facet.
- Kiedy? - Zaśmiał się.
- Gdy próbowałeś przekonać fanów, by pozwolili nam w spokoju zrobić zakupy. Zaimponowałeś mi tym.
- Wiesz, muszę o was dbać. - Położył dłoń na moim brzuchu, tym samym powodując, że przyjemne ciepło rozeszło się wzdłuż mojego ciała. - Nie mogę pozwolić, aby najważniejszym kobietom w moim życiu stała się krzywda. Tylko wiesz, źle się czuję z tym, jak potraktowano naszych fanów.
- Mike, to było jedyne wyjście. Nie zrobilibyśmy żądnych zakupów, gdyby oni wciąż tutaj byli.
- Może masz rację... A skoro o zakupach mowa, przyszliśmy do sklepu w konkretym celu, prawda? - Poruszył zabawnie brwiami, po czym chwycił wózek i ruszył pędem przed siebie, ciągnąc mnie za sobą.
- Zwolnij! - krzyczałam za nim. - Zapomniałeś, że przez ten balon z przodu mam utrudnione ruchy?! - Zaśmiałam się.
Mike niespodziewanie zatrzymał się, pochylił nade mną i pocałował w brzuch, nastepnie, jakgdyby nigdy nic, wrócił do poprzedniej czynności. Biegał między półkami, co jakiś czas rozpędzając wózek i trzymając się rączki, odrywał nogi od ziemi, pozwalając tym samym by rozpędzony pojazd kierował go swym własnym rytmem. Duże dziecko.
- Skarbie! Chodź szybko, musisz to zobaczyć! - Jego głos dotarł do mnie z drugiego końca sklepu.
Zaczęłam zmierzać przed siebie. W końcu doczłapałam się do Michaela, który stał między łóżeczkami dziecięcymi. Rozejrzałam się. Dookoła mnie stało wiele łóżek, wszystkie wyglądały na bardzo drogie, oryginalne, jedno piękniejsze od drugiego. Michael zatrzymał się przed jednym z nich i już wiedziałam, że prędko od niego nie odejdzie.
- Jest cudowne. - Uśmiechnął się do mnie szeroko, przejeżdżając dłonią wzdłuż jednego ze szczebelków.
Przyjrzałam się łóżeczku. Było przeurocze, idealne dla naszej królewny. Oczywiście wszystko, cokolwiek spodoba się Michaelowi musi być oryginalne. Tak było i tym razem. Łóżeczko miało kształt karocy, było koloru beżowo-złotego, nie mogło zabraknąć również kół u dołu.
- Jest przepiękne - wyszeptałam. - Ile kosztuje?
Mike obszedł łóżeczko w poszukiwaniu ceny.
- Trzydzieści tysięcy dolarów - odparł po chwili.
- Bierzemy? - spytałam niepewnie.
- Jak najbardziej. - Uśmiechnął się szeroko. - Pójdę po kogoś, kto nam je zapakuje, a ty nigdzie się stąd nie ruszaj, dobrze?
- Z takim brzuchem i tak daleko nie ucieknę. - Zaśmiałam się, Michael uniósł lekko kąciki swoich ust, po czym oddalił się w poszukiwaniu kogoś z obsługi.
Stałam tak między łóżeczkami dziecięcymi, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Przyglądałam się raz jeszcze mebelkom, które mogłyby znajdować się w pokoju naszej córeczki. Wszystkie były takie piękne, niezwykłe. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, jak szybko zostanę mamą, w jak zawrotnym tempie stałam się idolką i żoną. Michael wrócił z mężczyzną, który wyniósł wybrane przez nas łóżeczko, a krótko po tym przeszliśmy do działu z wózkami. Wybraliśmy najładniejszy i, co za tym szło, najdroższy. Wózek miał posrebrzaną rączkę i kółka, cały był w kolorze pudrowego różu. Dodatkowo, znaleźliśmy jeszcze pasujące do niego nosidełko. Gdy udało nam się uporać z rzeczami praktycznymi, przeszliśmy na zabawki. To był zdecydowanie dział dla Michaela. Momentami odnosiłam wrażenie, jakby zapominał o tym, że nie kupujemy ich dla niego, lecz dla naszej córeczki. Mike ładował do wózka praktycznie wszystko, co rzuciło mu się w oczy. Począwszy od pluszaków, poprzez grzechotki, a skończywszy na lalkach barbie, które przydadzą się dopiero za kilka lat. Podsumowując, opuściliśmy sklep w towarzystwie obładowanych po czubek głowy tragarzy, bez których nie udałoby się nam przetransportować wszystkich zakupów do Neverlandu i ze znacznie uszczuplonym budżetem. No, ale czego się nie robi dla dziecka, prawda?
- Wiesz co? - zwróciłam się do Michaela, gdy już siedziałam wygodnie na kanapie i obserwowałam jak grupa umięśnionych mężczyzn wnosi do Neverlandu wszystkie rzeczy. - Myślę, że nasze pociechy będą najbardziej rozpieszczonymi dziećmi na całym świecie.
- To dobrze, niech wiedzą, że je kochamy - odparł z uśmiechem. - To, że będą wychowywane w znanej i bogatej rodzinie nie znaczy, że nie przyswoją właściwych wartości. Zrobię wszystko co w mojej mocy, by nasze dzieci były dobrymi ludźmi, gotowymi nieść pomoc innym, kochającym wszystko, co ich otacza, szanującymi przyrodę i jej mieszkańców...
- Skoro o przyrodzie mowa - wtrąciłam się. - Sporo o tym myślałam i uznałam, że chciałabym wspierać schroniska. Co o tym sądzisz? Wiesz dobrze, że zwierzęta są dla mnie całym światem. Bardzo się bałam, że Josh każe mi wrócić do jedzenia mięsa podczas ciąży, ale dzieki Bogu, to nie było konieczne.
- Myślę, że to świetny pomysł, ale nie teraz...
- Dlaczego? - spytałam, a Mike w odpowiedzi wskazał głową na mój brzuch. - Michael, ciąża to nie choroba. Dam radę...
- Tak, ale działalność charytatywna to wysiłek, na który nie mogę ci pozwolić.
- Nie przesadzaj.
- Poza tym, musimy urządzić pokój dla naszej królewny, a raczej znaleźć kogoś, kto się tym zajmie.
- A właśnie, masz już pomysł, jak ją nazwiemy?
- Nie. To dziwne, ale mam totalną pustkę w głowie.
- Panie Jackson... - Naszą rozmowę przerwał jeden z mężczyzn. - Skończyliśmy.
- To świetnie - odparł uradowany Mike, po czym wstał i wręczył brunetowi plik banknotów. - Podzielcie się po równo.
Kiedy mężczyźni wyszli, ponownie zostaliśmy sami. Oparłam głowę na ramieniu Michaela i zaczęłam zataczać palcami kręgi na jego torsie.
- O czym myślisz? - spytał, po czym cmoknął mnie czule w głowę.
- O tobie - odparłam z uśmiechem.
- Ach tak? - Uniósł lekko brew. - A o czym dokładnie?
- O twoim jakże błyskotliwym pytaniu do lekarza.
- Mianowicie?
Nie odpowiedziałam. Zamiast tego podniosłam się z kanapy i usadowiłam na mężu okrakiem. Spojrzałam prosto w jego czekoladowe oczy i zarzuciłam ręce za jego szyję.
- Brakuje mi tego, wiesz? - wyszeptałam. - Widzę, że za wszelką cenę chcesz uniknąć ze mną kontaktu fizycznego.
- Nie chcę skrzywdzić dziecka...
- A mnie? - Mike spojrzał na mnie pytająco. - Małej nic nie jest, a ja usycham z braku fizyczności.
Zbliżyłam się bardziej do niego i delikatnie pocałowałam jego szyję, po czym zaczęłam sunąć językiem wzdłuż jego skóry.
- Proszę cię - szepnęłam. - Zróbmy to tak, jak dawniej.
Michael spojrzał na mnie niepewnie, spod burzy swych gęstych loków. Nie musiałam długo czekać na odzew. Mike przycisnął mnie mocniej do siebie, trzymając dłonie na moich biodrach. Był przy tym zarówno władczy, jak i delikatny. Ostrożnie zsunął ramiączko bluzki i pozostawił po sobie ślad na mojej, rozpalonej już, skórze. Bawił się materiałem, który miałam na sobie, obracając go w palcach, tym samym gryząc mnie co chwilę w wargę. Czułam, że z każdą sekundą wzbiera w nim podniecenie.
- Zróbmy to jak należy - wydyszał w końcu, po czym bez ostrzeżenia wziął mnie na ręce i zaczął nieść po schodach.
- Michael, puść mnie! - Zaśmiałam się. - Ważę tonę!
Jednakże Mike nie zwracał uwagi na moje krzyki, mało tego, zatkał mi usta długim pocałunkiem. Oderwał się ode mnie dopiero w momencie, gdy położył mnie bezpiecznie na łóżku w naszej sypialni. Zaczął rozpinać spodnie, a ja obserwowałam każdy jego ruch z oczarowaniem i fascynacją wymalowaną na twarzy. Chciałam zaoszczędzić trochę czasu i sama zdjęłam z siebie ubranie, dzięki czemu Mike szybko mógł podziwiać mnie w całej okazałości.
- Wyglądasz przepięknie - szepnął, delikatnie dotykając mojego ciała, zjeżdżając po nim dłonią coraz niżej i niżej, aby jeszcze bardziej mnie rozgrzać. - Ciąża zdecydowanie ci służy. - Uśmiechnął się szeroko, po czym zanurkował w mojej głębi, powodując u mnie drżenie wszystkich mięśni.
Odgięłam się do tyłu i wydałam z siebie cichy jęk, który był dla Michaela idealnym dowodem na to, jak wielki ma na mnie wpływ. Mike sunął językiem wzdłuż mojego łona, rozpalając mnie tym samym do granic możliwości. Brakowało mi tego, tak cholernie mi brakowało... Niespodziewanie oderwał się od mojego ciała, podniósł mnie delikatnie i ułożył tak, by mieć do mnie swobodny dostęp, a jednocześnie nie przygniatać mojego brzucha. Krótko mówiąc, leżałam na boku, a on ulokował się za mną. Wtulił się w moje, spragnione miłości, ciało, oplutł swoimi ramionami i ostrożnie wszedł. Zaczął powoli się poruszać, lecz był przy tym tak namiętny i ponętny, że z każdą sekundą, pragnęłam doświadczyć go coraz bardziej. Odgięłam do tyłu jedną rękę i zaczęłam wplatać palce w jego czarne loki, co jakiś czas kierując swoją dłoń w stronę szyi i karku, starając się tym samym przyciągnąć go bliżej siebie. Niespodziewanie poczułam jego dotyk na swoich udach, który szybko przeniósł się na pośladki. Mike uniósł lekko moje biodra, po czym czubkiem języka zaczął pieścić moją szyję i ramiona. Westchnęłam cicho. Michael, słysząc to, zdecydował się nieco przyspieszyć. Oszalałam. Przestałam się kontrolować i korzystając z tego, że jesteśmy sami, w pełni cieszyłam się jego bliskością. Nie musieliśmy długo czekać, by ogromna fala podniecenia przeszyła nasze splecione ze sobą ciała. Mike opuścił moje ciało z cichym mruknięciem, po czym odgarnął włosy z mojej twarzy i wtulił się w moje plecy.
- Brakowało mi tego - szepnęłam.
- Mi również - oznajmił, obdarowując mnie krótkim pocałunkiem. - Mam tylko nadzieję, że nie zagroziliśmy małej...
- Miała darmową trampolinę, nic więcej. - Zaśmiałam się. - Niech się uczy, bo mając takiego tatusia nie raz będzie korzystać z parków rozrywki.
- Nie mów mi, że nie podoba ci się w wesołym miasteczku, bo nie uwierzę.
- Jasne, że mi się podoba! Mike...
- Hmm?
- Możemy to robić częściej?
- Wiesz, obawiam się, że będąc w ciąży nie powinnaś korzystać z roller coasterów...
- Ja nie o tym mówię, głupku! - Zaśmiałam się.
- A o czym? - spytał, lecz po chwili znał juz odpowiedź.
Uśmiechnął się lekko, po czym chwycił mnie za ramiona i odwrócił tak, że znajdowałam się twarzą do niego. Przybliżył do mnie swoje usta i wyszeptał:
- I don't want the sun to shine, I wanna make love.
Następnie skubnął zębami moje ucho. Nie zamierzałam czekać na kolejny ruch z jego strony. Przejęłam inicjatywę, zarzuciłam ręce za jego szyję i wbiłam się zachłannie w jego wargi, całując go tak namiętnie, że ani na chwilę nie mógł odetchnąć. Szybko poczułam jego dłoń na swoim udzie. Wiedziałam co to oznacza - przed nami długa noc...
Od autorki
I jak wrażenia? Mam nadzieję, że nie powiesicie mnie za przyspieszenie akcji 😉 W ramach samoobrony powiem, co skłoniło mnie do posunięcia wydarzeń o kilka miesięcy do przodu. Wydaje mi się, że opisywanie każdego dnia ciąży przez cały okres jej trwania byłoby niezmiernie nudne. Poza tym, zajęłoby to mnóstwo rozdziałów, a ja chcę już niedługo przejść do 2 części, na którą mam masę pomysłów. Staram się za wszelką cenę uniknąć monotonii i nudy w swoich rozdziałach, mam nadzieję, że rozumiecie 😘 Cieszycie się, że urodzi się córka, czy liczyliście bardziej na syna? 😉 Jeszcze raz życzę Wam wszystkim wesołych Świąt i do następnego rozdziału ❤❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro