Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 48.

Leniwie otworzyłam oczy i przyciągnęłam się na łóżku. Minęły dokładnie dwa tygodnie odkąd przyjechałam do Nowego Jorku. Mike mógł zjawić się w każdej chwili, ale niestety nie dane mi było poznać dokładnej daty jego odwiedzin. Chciał zrobić mi niespodziankę, powiedział, że przyjedzie w najbliższym czasie, a ja nie miałam możliwości siedzieć cały dzień w domu i czekać aż jaśnie pan ruszy swój królewski zadek i zawita w willi. Praca nad filmem powoli posuwała się do przodu. Wiedziałam, że stworzenie dobrej produkcji nie jest bułką z masłem, ale nie sądziłam, że będzie przy tym aż tyle roboty. Zdjęcia trwały kilka dni, a przez dwa tygodnie udało nam się nagrać raptem dwadzieścia minut. Reżyser był bardzo wymagający i chociaż aktorzy dawali z siebie wszystko, jemu ciągle czegoś brakowało. Ja i Johnny zbliżyliśmy się do siebie. Kilka razy zaprosił mnie do siebie do domu, abyśmy mogli poćwiczyć razem swoje kwestie. Świetnie się przy tym bawiliśmy, a dodatkowo mogłam zaczerpnąć rad od wybitnego aktora. Tego dnia miałam po raz kolejny pojawić się na planie. Zjadłam w pośpiechu śniadanie i po pół godzinie wchodziłam do znajomego budynku.

- Jesteś wreszcie! - wykrzyknął od progu Tim.


Odruchowo zerknęłam na zegarek na swoim nadgarstku, aby upewnić się, czy aby na pewno się nie spóźniłam.

- Coś się stało? - spytałam, w momencie, gdy utwierdziłam się w przekonaniu, że przyszłam punktualnie.

- Potrzebujemy ciebie na planie, natychmiast!

- No dobrze, już idę...

Tim uśmiechnął się pod nosem, po czym objął mnie ramieniem.

- Muszę ci coś powiedzieć - zaczął.

- Zamieniam się w słuch - odparłam, odruchowo strzepując jego rękę ze swojego ciała.

- Zauważyłem, że ty i Johnny bardzo dobrze się dogadujecie, dlatego wprowadziłem niewielkie zmiany w scenariuszu.

- Jakie? - Spojrzałam na niego z lekkim przerażeniem.

- Dowiesz się w swoim czasie. - Puścił do mnie oko. - Tymczasem, zapraszam na plan.

Westchnęłam cicho, po czym posłusznie podążyłam za reżyserem. Na miejscu znajdowali się już wszyscy aktorzy, włącznie z Johnnym. Czyżbym znowu była ostatnia? Uśmiechnęłam się szeroko, na widok Deppa, po czym przytuliłam się do niego na powitanie.

- Jak tam? Humorek dopisuje? - spytał, pocierając moje ramię.

- Jak zawsze - odparłam z uśmiechem. - Wiesz coś może o jakichś zmianach w scenariuszu?

Johnny spojrzał na mnie z dezorientacją, znałam już odpowiedź.

- Nie mam pojęcia...

- Otóż, jak tylko przyjechałam, Tim powiedział mi, że wprowadził niewielkie zmiany w naszej wspólnej scenie. Chciałam dowiedzieć się, o co dokładnie chodzi, ale powiedział, że dowiem się wszystkiego w swoim czasie.

- To dziwne... Znam Tima wiele lat i owszem, należy do ekscentrycznych i tajemniczych osób, ale zawsze dzielił się z aktorami wszystkimi szczegółami dotyczącymi filmu, w którym mają grać.

- No, na tym chyba polega praca reżysera.

- Dokładnie.

Wzruszyłam ramionami, nie chciałam już dłużej zagłębiać się w ten temat.

- Wszyscy aktorzy na plan! - Usłyszałam znajomy głos, który oznaczał, że to już koniec naszej rozmowy. - Johnny, Martyna! Scena w laboratorium!

Posłusznie udałam się z Deppem w wyznaczone dla nas miejsce. Cała sceneria w najmniejszym szczególe przypominała pomieszczenie, w którym przeprowadza się eksperymenty na ludziach. Położyłam się na metalowym łożu i czekałam na znak, że mamy zacząć odgrywać swoje role.

- Scena czwarta, ujęcie pierwsze! - wykrzyknął Tim. - Kamera!

- Poszła!

- Akcja!

Johnny zaczął z kamienną twarzą krążyć wokół łóżka, do którego zostałam przykuta. Szarpałam się, ile sił, próbując się uwolnić. Przygryzłam z całej siły wargę, tym samym powodując, że do moich oczu zaczęły napływać łzy.

- Dlaczego to robisz?! - wykrzyknęłam.

Johnny - psychopatyczny naukowiec nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Stał przy szklanej szafeczce i zaczął napełniać strzykawkę tajemniczym płynem.

- Wypuść mnie, słyszysz?! - Żadnej reakcji z jego strony. - Wypuść mnie, do cholery!

W tym momencie naukowiec z hukiem uderzył o szafkę i rzucił się w moją stronę. Ścisnął moją twarz, zmuszając, bym na niego spojrzała.

- Nie mam takiego zamiaru - wysyczał.

- Pozwól mi odejść! Wrócę do domu i nikomu nie powiem o tym, co tutaj się wydarzyło.

- Oczywiście, że nikomu nie powiesz, bo nigdzie nie pójdziesz. Jesteś obiektem moich badań i nie pozwolę ci się wymknąć. Jesteś wyjątkową istotką, muszę się dowiedzieć, co kryje się w twojej podświadomości.

- Nie musisz tego robić...

Spojrzałam mu głęboko w oczy, widząc, że na jego twarzy maluje się skrucha, gdy nagle...

- Cholera jasna!

Zgasły wszystkie światła. Zapanował kompletny mrok, czułam tylko oddech Johnnego na swojej szyi.

- Kurwa mać! - zaklął Burton.

- Co się stało? - spytał jeden z aktorów.

- Co?! Co?! Prąd wysiadł! - wykrzyknął reżyser. - I całą scenę chuj strzelił! Szło nam tak dobrze... Niech ktoś spróbuje to naprawić i przyniesie świeczki! Nic tu nie widać, do cholery!

Usłyszałam, że kilka osób wyszło z pomieszenia. Ja wciąż leżałam przykuta i praktycznie nie mogłam się ruszyć. To była bardzo niekomfortowa sytuacja.

- Johnny - wyszeptałam.

- Tak? - Usłyszałam w mroku głos Deppa, dochodzący gdzieś z naprzeciwka.

- Mógłbyś mnie uwolnić?

- Tylko, że... Nic nie widzę.

- Cholera - wymruczałam pod nosem. - Tu jest tak strasznie niewygodnie.

- Mogę spróbować, tylko musisz mnie nakierować...

- Jasne.

Johnny ruszył w moją stronę.

- Au! - Musiał uderzyć o łóżko.

- Nic ci nie jest?

- Nie, spokojnie. - Mimo, że go nie widziałam, intuicja podpowiadała mi, że w tamtym momencie szeroko się uśmiechnął.

- Dobra, więc wysuń ręce przed siebie - zaczęłam go instruować. - Powoli je opuść i przesuń do góry.

Johnny posłusznie wykonywał moje polecenia. Poczułam jego dłoń na swoim udzie, zadrżałam.

- Wyżej... Jeszcze trochę...

Depp ostrożnie zbliżał się w stronę sznura umieszczonego na moim nadgarstku, który krępował moje ruchy. Kiedy w końcu udało mu się go rozwiązać, przeszedł do kolejnego. Nie widzieliśmy zupełnie nic w tym mroku, przez co w pewnym momencie, zamiast na ręce, Johnny położył dłoń na mojej piersi. Nie wiem, jakim cudem do tego doszło, w końcu te dwie części ciała są trochę daleko od siebie. Kiedy poczułam jego rękę na swoim ciele, głośno odchrząknęłam, dając mu tym samym znak, że postawił mnie w niekomfortowej sytuacji. Johnny błyskawicznie zabrał swoją dłoń, najwyraźniej zorientował się, gdzie ją położył.

- Przepraszam cię bardzo - powiedział półgłosem - ale na prawdę, tu jest cholernie ciemno...

- Nie ma sprawy - odparłam, chcąc dać mu do zrozumienia, że nie mam mu niczego za złe.

Po wielu trudach, Johnnemu udało się w końcu mnie uwolnić i dokładnie w momencie, w którym schodziłam z metalowego żelastwa, na którym spędziłam dobre dwadzieścia minut, na plan weszli trzej mężczyźni, niosąc ze sobą zapalone świece.

- Nareszcie trochę światła - wyszeptał Depp.

Mężczyźni zbliżyli się do reżysera i wymienili się między sobą kilkoma zdaniami.

- Kochani, nie jest dobrze! - wykrzyknął po chwili Tim. - Wygląda na to, że doszło do zwarcia, prądu może nie być cały dzień. Tak, więc wracajcie do domów, nici z nagrywania. Jeśli elektrykom uda się naprawić problem przed wieczorem, zadzwonimy do was i poprosimy o powrót na plan. Tak, więc bądźcie na to przygotowani, a tym czasem, chyba musimy się pożegnać.

- Masz, jak wrócić? - spytał mnie Johnny.

- Jasne, zadzwonię do szofera, na pewno zaraz tu będzie.

- Poczekam z tobą.

- Nie musisz, na prawdę.

- To żaden problem. - Poczułam, że się uśmiecha.

Ruszyliśmy w stronę tylnego wyjścia, jednak było tak ciemno, że co chwilę potykałam się o jakieś kable.

- Daj mi rękę - poprosił w końcu Johnny.

- Poradzę sobie.

- Nie chcę ryzykować, że upadniesz i wybijesz sobie zęby. - Zaśmiał się.

Czy ja na prawdę jestem aż taką niezdarą? Po chwili namysłu, doszłam do wniosku, że lepiej będzie, jeśli posłucham Johnnego i chwycę jego dłoń. To przecież nic takiego, prawda? Wędrowaliśmy razem w stronę upragnionego światła. Depp w końcu pociągnął za klamkę, a moim oczom ukazał się plac przed budynkiem. Światło słoneczne raziło mnie tak bardzo, że musiałam przymknąć oczy. Dopiero po minucie udało mi się z nim oswoić i wtedy spojrzałam na Johnnego, który wciąż miał na sobie strój, w którym grał swoją rolę. Tak samo jeśli chodzi o fryzurę i makijaż. Niepewnie zerknęłam na to, w co byłam ubrana.

- Cholera - zaklęłam pod nosem, licząc na to, że Johnny tego nie usłyszy.

- Co jest? - Nie udało się.

- Mamy na sobie stroje z planu.

- Faktycznie. - Pogładził swój biały fartuch.

- Nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzam tam wracać.

- Ja też nie. - Zaśmiał się.

Tak oto czekałam na limuzynę w białym kombinezonie, wyglądając przy tym, jakbym uciekła z psychiatryka. Powrót do domu zajął mi pół godziny. Wspięłam się powoli po kilku schodkach i wyjęłam klucz, z którym po chwili zaczęłam się szarpać. Drzwi okazały się być otwarte. Skamieniałam. W tamtym momencie miałam w głowie mnóstwo myśli. Zastanawiałam się, czy aby na pewno zamknęłam je przed wyjściem, czy może ktoś, nie daj Boże się włamał. Powoli przeszłam w głąb willi, czując jak serce uderza w mojej piersi ze zdwojoną szybkością, a nogi drżą, jakby były zrobione z galaretki owocowej. Na pierwszy rzut oka, nie było widać żadnych śladów włamania. Jednak, gdy przeszłam do salonu, zamarłam. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, które przetarłam kilkukrotnie, chcąc mieć pewność, że to, co widzę na pewno nie jest wytworem mojej wyobraźni.

- Michael? - wyszeptałam niepewnie, głos mi drżał.

Mike widząc mnie, poderwał się z kanapy z szerokim uśmiechem.

- Co ty tu robisz? - Spojrzałam na niego podejrzliwie, zupełnie nie wierząc temu, kogo widzę.

- Dwa tygodnie minęły, skarbie. - To mówiąc rozpostarł ramiona, dając mi znak, abym się do niego przytuliła.

Bez namysłu rzuciłam się w jego stronę i, dosłownie, wskoczyłam w jego ramiona. W tamtym momencie, jakby zatrzymał się dla mnie czas. Poczułam strumyk łez cięknący po moich rumianych ze szczęście policzkach. Michael zaczął mnie gładzić po włosach, po czym usiadł ze mną na kanapie i zaczął całować. Ostrożnie skubał zębami moje wargi, powoli zatracając się w nich coraz bardziej. Wplotłam swoje palce w jego cudowne, kruczoczarne loki i zaczęłam masować opuszkami jego głowę. Siedziałam na nim okrakiem i z każdą chwilą czułam, jak rośnie w nim podniecenie. Mike przeszedł z pocałunkami na moją szyję, pozostawiając po sobie wilgotne ślady na mojej skórze. W jednym miejscu zatrzymał się na dłużej, wiedziałam już, że makijażyści będą musieli zakryć oznakę jego miłości, którą na mnie pozostawił. Zamknęłam oczy, oddając się całkowicie tej chwili.
Odchyliłam się lekko do tyłu, pod wpływem rozkoszy, nie kontrolując tego, co robię. Dłoń Michaela powędrowała na dół moich pleców, po których zaczął mnie delikatnie gładzić. Zamruczałam cicho, jak kotka, doznawszy pieszczot od swojego właściciela. Niespodziewanie jednak, Mike przerwał te czułości, najwyraźniej bał się, że zajdą za daleko. Czekałam na ten cudowny moment, w którym w końcu będziemy mogli przestać się kontrolować i cieszyć w pełni swoją miłością.

- Stęskniłam się za tobą - wyszeptałam, skubiąc go czule w ucho.

- Ja za tobą bardziej. - Uśmiechnął się szeroko.

Wtuliłam głowę w jego ramię.

- No, to jak ci idzie na planie? - spytał po chwili.

- Wydaje mi się, że dobrze... - Wstałam z jego kolan. - Chcesz herbaty?

- Chcę ciebie. - Posłał mi całusa.

- Przykro mi, ale jestem nie jadalna. - Zaśmiałam się.

- Na pewno? - Chwycił moje dłonie, przyciągnął do siebie, po czym wstał i zaczął podgryzać moje ucho.

Odsunęłam go lekko od siebie, czując, że jeszcze trochę, a nie będę mogła się opanować i z naszego postanowienia wytrwania w czystości do ślubu, nic nie wyjdzie.

- Jak ty się tu dostałeś? - Chciałam jak najszybciej zmienić temat. - Myślałam, że ktoś się włamał. Prawie dostałam przez ciebie zawału!

Michael włożył rękę do kieszeni, wyjął z niej klucze i pomachał mi nimi przed oczami.

- Skąd je masz?! - Nie ukrywałam swojego zdziwienia.

- Chyba nie myślałaś, że wynajmując ci willę, nie postarałbym się o dodatkowy klucz? - Uśmiechnął się szeroko.

- Czyli mam rozumieć, że możesz bez przeszkód do mnie wpadać?

- Dokładnie.

- Bez uprzedzenia?

- To chyba nie problem, prawda?

- Przecież mogę chodzić po domu nago i co wtedy?

- Nigdy tego nie robiłaś...

- No, bo ty byłeś obok - odparłam z niewyobrażalną powagą. - Nie no, wiesz ja tam się przy tobie nie wstydzę... Mogę się nawet teraz rozebrać. - Udałam, że chcę zdjąć kombinezon.

- Dobra, dobra. - Mike błyskawicznie zakrył oczy dłońmi, był jak małe dziecko, które boi się nagości. - Chciałem tylko zrobić ci niespodziankę...

Powoli zbliżyłam się do niego i czule pocałowałam w usta, otworzył oczy.

- I zrobiłeś. - Uśmiechnęłam się szeroko. - Dziękuję.

- No, to skoro już tu jestem... Może obejrzymy jakiś film? - Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.

- Powiedz wprost, że chcesz, żebym włączyła ci bajkę. - Zaśmiałam się.

- Nie no, może być jakaś komedia...

- Dobra, Piotruś Pan czy Mała Syrenka? - Sięgnęłam po kasety na półce pod telewizorem.

- A masz Bambi'ego? - Błyskawicznie znalazł się obok mnie.

Wyjęłam odpowiednią kasetę i podałam ją Michaelowi, który szeroko się do mnie uśmiechnął. Włożyliśmy ją do odtwarzacza i usiedliśmy wygodnie na kanapie. Wtuliłam się w bok Mike'a i z uwagą obserwowałam wszystko, co działo się na ekranie, przypominając sobie, jak w dzieciństwie oglądałam tą bajkę.

- Bambi jest taki uroczy, nie uważasz? - spytałam, zerkając na swojego chłopaka, który bawił się moimi włosami.

- Zupełnie tak, jak ty. - Uśmiechnął się szeroko.

- Porównujesz mnie do jelonka? Niezły z ciebie romantyk, nie ma co. - Skrzyżowałam ręce na piersi, udając oburzenie. Mike zaśmiał się w odpowiedzi.

W tamtym momencie zadzwonił telefon, leżący na komodzie w korytarzu, uniemożliwiając nam dalszą rozmowę. Mike zatrzymał film, a ja leniwie zwlokłam się z kanapy, podniosłam słuchawkę.

- Halo?

- Martyna? Jak dobrze, że odebrałaś! - Po drugiej stronie usłyszałam głos Tima Burtona.

- O co chodzi?

- Elektrykom udało się naprawić awarię, poszło szybciej, niż się tego spodziewałem. Tak, więc za pół godziny oczekuję cię na planie.

- Kurczę, ale... Tim, czy ja na prawdę jestem dzisiaj tak bardzo potrzebna? - Przez te dwa tygodnie zdążyłam zbliżyć się do reżysera na tyle, że zdecydowaliśmy przejść ze sobą na "ty".

- Oczywiście, że tak. Musimy dograć tą scenę w laboratorium. Jest jakiś problem?

- Nie, tylko... Wiesz, Mike dzisiaj przyjechał do mnie, do Nowego Jorku i chciałabym spędzić z nim trochę czasu.

- Kiedy wyjeżdża?

- Tego nie wiem, ale na pewno nie zostanie na długo.

- Przepraszam, ale jesteś nam niezbędna. Ewentualnie, jak dobrze pójdzie, możesz wyjść wcześniej.

- No dobrze.

- To jesteśmy umówieni, tak?

- Jasne - odparłam, mimo że wcale nie uśmiechało mi się opuszczać Michaela i wracać na plan.

Rozłączyłam się i wróciłam do salonu, aby powiedzieć swojemu mężczyźnie, że będzie musiał sam dokończyć oglądanie bajki.

- Mike, jest sprawa - zaczęłam, siadając z powrotem na kanapie.

- Co się stało? - Spojrzał na mnie z troską, kładąc dłoń na moim kolanie.

- Muszę wracać na plan - odparłam ze smutkiem w głosie.

- Żartujesz?

- Chciałabym. - Westchnęłam.

- No, ale przecież... Dopiero, co przyjechałem. Mieliśmy obejrzeć razem Bambi'ego...

- Mike, to mój obowiązek. Chciałabym zostać, ale nie mogę. - Chwyciłam jego twarz w dłonie.

- Ten strój, co masz na sobie - zmierzył mnie wzrokiem - jest z tego filmu? - Przytaknęłam. - W takim razie, skoro nie możesz zostać tu ze mną, ja pojadę z tobą. Przy okazji poznam tego Johnnego, o którym tak mi opowiadałaś.

- Przestań, Michael. To nie ma sensu. Jeśli chcesz poznać Johnnego, mogę zaprosić go do nas, ale nie jedź ze mną. Na nic się nie przydasz, będziesz utrudniać pracę...

- Ach tak? - Skrzyżował ręce na piersi, mrużąc przy tym oczy.

- Przepraszam, to nie miało tak zabrzmieć...

- Chciałbym zobaczyć, jak ci idzie, znam się trochę na aktorstwie. Chyba nie muszę być zazdrosny o tego całego Johnnego, prawda?

- Oczywiście, że nie. Nie mniej jednak, proszę cię, abyś został. Lepiej będzie, jeśli zobaczysz efekt końcowy, a nie moment pracy nad filmem. Jak tylko wrócę, skończymy oglądać Bambi'ego, zagramy w coś, porobimy wiele innych rzeczy, będę cała twoja. No, ale teraz muszę lecieć...

- No dobrze. - Westchnął, najwyraźniej uznał, że nie ma sensu już dłużej ze mną dyskutować. - Tylko wracaj szybko.

- Nawet nie zauważysz, że mnie nie ma - odparłam, po czym pocałowałam go czule w usta, na pożegnanie i opuściłam willę.

*****

Wpadłam zdyszana do budynku i od razu udałam się na piętro, na którym mieliśmy nagrywać. Byłam spóźniona dziesięć minut, a wszystko przez dyskusję z Michaelem. Czy to na prawdę jest tak trudno zrozumieć, że muszę wyjść z domu, bo jestem oczekiwana gdzie indziej? Ostatnio coraz częściej zastanawiałam się, ile Mike ma lat. Czy aby na pewno nie mam do czynienia z czterolatkiem, którym muszę nieustannie się zajmować i być na każde jego zawołanie?

- Jesteś nareszcie! - Wykrzyknął reżyser, ciągnąc mnie za rękaw w stronę planu filmowego. - Wszyscy już na ciebie czekamy!

- Przepraszam bardzo, trochę zajęło mi dotarcie...

- Ważne, że w końcu jesteś. Kładź się na łóżku i zaczynamy całą scenę od poczatku.

Posłusznie położyłam się na chłodnym żelastwie, Johnny pomógł mi przywiązać do niego wszystkie kończyny. Kiedy już ułożyłam się w miarę wygodnie, czekaliśmy na sygnał, by zacząć odgrywać swoją rolę. Powtórzyliśmy całą scenę sprzed awarii. Szło nam na prawdę dobrze, do momentu, w którym Johnny zaczął robić coś, czego nie znalazłam w scenariuszu. Starałam się jednak zachować profesjonalizm i udawać, że mam wszystko pod kontrolą. Naukowiec, grany przez Johnnego w pewnym momencie uwolnił mnie. Nie przypominałam sobie, bym miała wstać z łóżka, ale mimo to, pokierowalam się intuicją. Tim nie kazał kamerzystom przerwać nagrywania, więc uznałam, że robię wszystko dobrze.

- Jesteś wyjątkowa - powiedział Johnny, kierując na mnie swoje przenikliwe spojrzenie.

- Stop! - wykrzyknął niespodziewanie reżyser, w momencie, gdy twarz aktora znalazła się niebezpiecznie blisko mojej.

- Tim, o co tu chodzi? - Korzystając z okazji, że kamery zostały wyłączone, zdecydowałam się zapytać, skąd te zmiany.

- Mówiłem ci, że wprowadziłem pewne ulepszenia w scenariuszu -odparł z uśmiechem.

- Tak, ale nie pokazałeś mi nowego tekstu, nie wiem, jak mam się zachować.

- Został już tylko pocałunek.

- Że co, proszę?! - Myślałam, że się przesłyszałam.

- Musicie się pocałować, tylko tyle. Reszta scenariusza pozostaje bez zmian.

- Tim, nie godziłam się na to - odparłam stanowczo. - Tego nie było w umowie.

- Racja, ale pomyśl tylko... Szalony naukowiec zakochany w swojej ofierze... Czyż to nie cudowne?

- Z pewnością, ale czy nie może zakochać się w ofierze, która nie jest w szczęśliwym związku z Michaelem Jacksonem?

- To tylko pocałunek, przecież go nie zdradzisz.

- Tim, ja rozumiem Martynę. - Głos w końcu zabrał Johnny. - Usuńmy tą scenę, ona nie ma sensu.

- Nie ma żadnego usuwania! - odparł stanowczo. - Grasz, czy nie?

Johnny spojrzał na mnie wyczekująco.

- Nie musisz tego robić, jeśli nie chcesz - powiedział przyciszonym tonem.

- Tak, wiem - odparłam - Ale zależy mi na tej roli.

Czułam, że nie powinnam tego robić. Nie chciałam całować innego mężczyzny, będąc z Michaelem, nawet jeśli pocałunek miałby być udawany, bez miłości. Jednak strach przed utratą roli okazał się być silniejszy.

- Możemy zacząć? - spytał po chwili Tim, kiwnęłam w odpowiedzi głową. - Akcja!

Po tych słowach zauważyłam, że twarz Johnnego ponownie znalazła się bardzo blisko mojej. Czułam na sobie jego oddech, wiedziałam, że za chwilę wydarzy się coś, czego z pewnością będę żałować. Mimo że Depp był tylko moim przyjacielem, nie chciałam, aby Mike dowiedział się o tym, co wydarzyło się na planie. Odchyliłam lekko wargi i zamknęłam oczy, czekając to, co za chwilę będzie miało miejsce. Po chwili poczułam ciepło cudzych ust na swoich wargach, a później język, który ostrożnie przeplatał się z moim. To było coś innego, dziwnego i... Niezwykłego. Ten pocałunek, mimo że był krótki, nie wierzę, że to mówię, podobał mi się. Johnny bardzo dobrze całował, ale... Mimo wszystko to nie było to. Kiedy moje usta łączyły się z wargami Michaela, cały świat się zatrzymywał, czułam w środku nieopisane ciepło, nogi uginały mi się pod wpływem jego dotyku i towarzyszących mi emocji, a teraz? Była tylko fizyczność, nic więcej. W pewnym momencie poczułam, jak ktoś ciągnie mnie z całej siły za ramię, otworzyłam oczy i usłyszałam głos Tima:

- Zepsułeś nam ujęcie, do cholery!

Skierowałam swoje spojrzenie w stronę osoby, która trzymała mnie za rękw. W tamtym momencie, serce zatrzymało mi się na kilka sekund.

- Michael?

- Dobrze się bawisz?! - wykrzyknął, szarpiąc mnie za przedramię. - Teraz już wiem, dlaczego nie pozwoliłaś mi iść z tobą na plan!

- Michael, uspokój się. To tylko film, to nic dla mnie nie znaczy...

- Film?! Przecież tego nawet nie było w scenariuszu!

- Wprowadziłem pewne zmiany... - Zaczął Tim.

- Tak?! To dlaczego ja nic o tym nie wiem?! Gdyby nie to, że się zjawiłem, może jeszcze by ciebie bzyknął! No, ty patrz, jaki pech, nie zdążył! Co to, kurwa jest?! Pornos czy thriller?! - Michael był wściekły, jak nigdy. Nieustannie szarpał mnie za ramię.

- Puść mnie, to boli - wysyczałam, ze łzami w oczach, Mike błyskawicznie uwolnił mnie ze swojego uścisku. - Uspokój się, do cholery?! Wpadasz na plan, psujesz wszystkim pracę i robisz aferę, jakbym cię zdradziła!

- To co to jest, jeśli nie zdrada?! Jesteś moją narzeczoną, nie pozwolę by ktokolwiek inny cię dotykał!

- Narzeczoną, tak? A oświadczyłeś mi się, bo jakoś tego nie pamietam?! Tak się składa, że o ślubie możesz co najwyżej pomarzyć, bo nie zamierzam być z tak rozwydrzonym bachorem, który nie potrafi rozróżnić fikcji od rzeczywistości! I nie pieprz mi głupot, że ci na mnie zależy, że Pauline cię skrzywdziła i nie chcesz mnie stracić czy, że nie możesz patrzeć na mnie w towarzystwie innego mężczyzny! Mam ci przypomnieć te wszystkie fanki, które się na ciebie rzucały, na moim oczach, a może nie pamiętasz tej dziewczyny, która obmacywała cię na scenie?!

- To co innego!

- Nie, Michael, to twoja chora zazdrość jest ciągłym powodem do kłótni! Zastanów się nad sobą, bo ja na prawdę nie wiem, czy chce być z kimś, kto robi mi wyrzuty na każdym kroku i traktuję jak pierwszą lepszą, która prześpi się z każdym, którego napotka na swojej drodze.

- Jeśli chcecie się kłócić, wyjdźcie na zewnątrz - wtrącił się Tim.

- Ja już skończyłam - odparłam, po czym odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pomieszczenia, zostawiając za sobą osłupiałego Michaela.

W tamtym momencie nie obchodziło mnie już, czy stracę rolę, czy będę miała jakieś problemy w związku ze swoim zachowaniem. Byłam tak wściekła na Michaela, że już nic się dla mnie nie liczyło. Wyszłam z budynku, Johnny szybko mnie dogonił.

- Przepraszam - wyszeptał, chwytając mnie za rękę. - To przeze mnie się pokłóciliście.

- Nie przez ciebie, tylko przez tego zazdrosnego kretyna - odparłam, kierując swój wzrok na błękitne niebo.

- Mimo wszystko, czuję się winny. Czy mogę coś zrobić?

- W zasadzie to tak.

- Zamieniam się w słuch.

- Michael wynajął dla mnie willę na czas pracy nad filmem, ale po tym wszystkim, nie mam ochoty do niej wracać. Czy mogłabym zatrzymać się u ciebie? Jeśli to nie problem...

- Oczywiście, że możesz - odparł z uśmiechem. - Nawet zaraz. Chcesz pojechać teraz po swoje rzeczy? - Przytaknęłam. - W takim razie, zaparkowałem niedaleko, zawiozę cię.

Uśmiechnęłam się dziękczynnie i powędrowałem za nim w stronę jego czarnego porsche. Wsiadłam z nim do samochodu i pojechaliśmy do willi, w której nie zamierzałam spędzić ani chwili dłużej.

Od autorki

Witajcie, Kochani ❤ Jak Wam się podobał rozdział? Sama jestem pod wrażeniem, że udało mi się wstawić go tak szybko 😁 Mam nadzieję, że przez to, nie stracił na jakości 😉 Spodziewaliście się takiego obrotu spraw? Czyżby to koniec M&M? Gwiazdki i komentarze bardzo motywują ❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro