Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 46.

Minęło kilka miesięcy. Zbliżaliśmy się do końca naszej trasy koncertowej, a co za tym szło, z każdym dniem byliśmy coraz bliżej moich urodzin. Pełnoletniość... Jak to pięknie brzmi, prawda? Szczególnie wtedy, gdy ma się tą świadomość, że wraz z jej uzyskaniem rozpoczną się przygotowywania do poślubienia najważniejszego człowieka w życiu. Czy na pewno? Może jednak Mike ma inne plany? Może wcale mi się nie oświadczy, zmieni zdanie w ostatniej chwili? Starałam się być dobrej myśli, ale moja pesymistyczna natura nieustannie o sobie przypominała. Kolejnym, ostatnim już miastem, w którym mieliśmy dać koncert, był Nowy Jork. Przyznam szczerze, że byłam w nim z Michaelem może z dwa razy, ale w celach czysto biznesowych. Tym razem miałam możliwość zagłębienia się w najciaśniejsze uliczki miasta. Mike obiecał mi, że któregoś dnia zabierze mnie w podróż po wszystkich stanach. Chciał pokazać mi każdy skrawek swojej ojczyzny, jeszcze bardziej zapoznać mnie z kulturą państwa, tak jak ja przybliżyłam mu Polskę. Mój rodzinny kraj stał się dla niego drugą ojczyzną, co niezwykle mnie cieszyło. Mike od rana krzątał się po pokoju hotelowym, nie mogąc nawet przez chwilę ustać w miejscu. Ja natomiast siedziałam na podłodze i szukałam w walizce odpowiedniego stroju na przejazd limuzyną pod stadion, na którym mieliśmy dać show. W końcu wygrzebałam z niej długi czarny płaszcz z potężnym kapturem, ozdobiony puszkiem, który udało mi się kupić w Japonii. Był prześliczny, idealny na panującą za oknem zimę.

- Mogę w tym iść? - spytałam, pokazując strój Michaelowi, krzątającemu się po pokoju.

Mike skierował na mnie pytające spojrzenie, od razu wiedziałam, że błądził myślami gdzie indziej i nie ma pojęcia, o co pytam.

- Chciałabym jechać w tym na koncert, może być? - ponowiłam pytanie.

- Co? A, tak - odparł, rozcierając przy tym kark. - Przepraszam, skarbie, wyłączyłem się na moment. Co zamierzasz nałożyć pod spód?

Zamyśliłam się przez chwilę, to dobre pytanie. Chociaż miałam przebrać się na koncert, chciałam dobrze wyglądać wychodząc z limuzyny, pozując do zdjęć przy garderobie i czekając aż makijażystka doprowadzi moją twarz do perfekcji. Wygrzebałam z walizki kolejny strój, który udało mi się kupić w Azji. Była to czarna spódniczka mini, ozdobiona sześcioma błyszczącymi guzikami, ułożonymi parami. Do tego biała, elegancka bluzka z czarną kokardą na kołnierzu, do którego przyczepiono łańcuszek z krzyżem i zegarkiem kieszonkowym. Wybrałam masywne czarne buty, sięgające prawie do moich kolan. Były sznurowane, na grubym obcasie i idealnie pasowały do całego stroju.


Zaczęłam eksperymentować, łączyć ciemne, mroczne kreacje z niewinnymi, uroczymi i dziewczęcymi dodatkami. Czułam się na prawdę dobrze w tym stylu, doskonale się w nim odnajdywałam i od pewnego czasu miałam nawet ochotę pomalować sobie włosy na jakiś pastelowy odcień. Byłam bardzo ciekawa, jak Mike zareagowałby na mój widok, gdybym któregoś dnia wróciła do Neverlandu w różowych włosach.

- Nie będzie ci w tym za zimno? - spytał niespodziewanie, z troską w głosie, na widok przygotowanej przeze mnie kreacji.

- Przecież nie będę w tym chodzić cały dzień - odparłam. - To tylko na dojazd...

- Jak tak to w porządku.

Westchnął cicho i opadł na łóżko. Zmierzyłam go swoim przenikliwym spojrzeniem, skupiając się w szczególności na zamyślonej, smutnej twarzy swojego chłopaka. Ewidentnie coś go trapiło. Włożyłam wybrany przez siebie strój z powrotem do walizki, po czym podniosłam się z podłogi i usiadłam obok Michaela na łóżku.

- Co się dzieje? - spytałam, kładąc dłoń na jego kolanie.

Mike zerknął na mnie spode łba. Nawet nie próbował udawać, że wszystko jest w porządku, od razu przeszedł do rzeczy.

- Dzwonił Slash - oznajmił, jednak ja nie widziałam w tym nic nadzwyczajnego.

- No i co w związku z tym?

- Wczoraj spędził cały wieczór w klubie, bo, jak to on określił... ,,Przy wolnym dniu miusiałem przypomnieć sobie smak alkoholu i rozruszać swojego przyjaciela."

Parsknęłam śmiechem, jednak widząc karcące spojrzenie Michaela, zakryłam sobie usta dłonią i starałam się uspokoić.

- Co było dalej? - spytałam po chwili.

- Rano obudził się w pokoju hotelowym, obok jakiejś dziewczyny, którą udało mu się zaliczyć, a której imienia nawet nie pamięta. Mało tego, teraz ma takiego kaca, że nie potrafi nawet wyjść z hotelu, a co dopiero zagrać na koncercie. Boże! Co za kretyn! Przecież wiedział dobrze, że gramy dzisiaj ostatni koncert, a mimo to poszedł do klubu i nawalił się w trzy dupy! - Spojrzałam na Michaela wstrząśnięta. Nie spodziewałam się takich słów w jego słowniku. - Przecież jak ja go dorwę to własnoręcznie go zamorduję!

- Czekaj, czekaj... - przerwałam mu. - To znaczy, że nie mamy teraz głównego gitarzysty?

- Tak, to właśnie znaczy, że nie mamy głównego gitarzysty - powtórzył po mnie, wstając z łóżka. - Ostatni raz współpracujemy z tym nieodpowiedzialnym kretynem! Jeśli zadzwoni do ciebie w sprawie koncertu, nawet z nim nie rozmawiaj! Niech ja go tylko dorwę...

Zrzucił z wściekłością dzbanek stojący na stole. Mimowolnie podskoczyłam, lecz już po chwili trzymałam Michaela za ramiona i patrzyłam mu prosto w oczy.

- Uspokój się, słyszysz?! - wykrzyknęłam. - Jeszcze trochę, a koncert w ogóle się nie odbędzie, bo zrobisz sobie krzywdę!

- Nie obchodzi mnie to...

- Albo mi...

Trafiłam w jego czuły punkt. Mike spojrzał na mnie z troską, po czym przeniósł swój wzrok na drobinki szkła rozsypanego na dywanie. Następnie zdjął moje ręce ze swoich ramion i delikatnie cmoknął w dłonie.

- Przepraszam - wyszeptał. - Po prostu... Bardzo mi zależy na tym koncercie, a tymczasem Hudson wszystko zepsuł, jak zwykle z resztą.

- Nie mamy nikogo w zastępstwie?

- Kogo? Nie zakładałem takiej opcji, że Slash może nie być w stanie pojawić się na koncercie. Pakujemy się i wracamy do domu, to koniec trasy.

- Wiesz dobrze, że nie możemy tego zrobić. Przerwanie trasy nie jest takie proste.

- Już kiedyś to robiliśmy.

- Tak i byliśmy stratni o miliony dolarów, które musieliśmy zapłacić za zerwanie kontraktu.

- To co mamy zrobić? Skrócić koncert o te kilka piosenek, w których Slash miał zagrać swoją solówkę?

- Zamierzałeś mi w ogóle powiedzieć o tym, że straciliśmy gitarzystę, czy trwałabym w tej niewiedzy aż do momentu wyjścia na scenę?

- Oczywiście, że bym ci powiedział.

- Tak? To ciekawe...

- Masz zamiar teraz się kłócić? - Skrzyżował ręce na piersi. - Jeszcze trochę, a nasz duet całkowicie się rozpadnie.

- Dobrze, masz rację. - Westchnęłam. -To co robimy? Koncert zaczyna się za dziewięć godzin.

- Super... Nie ma opcji by ktokolwiek nauczył się solówki w tak krótkim czasie.

- Nie masz żadnego zaufanego gitarzysty?

- Nie.

- Na pewno? Zastanów się, przecież musi być ktoś taki.

Mike zamyślił się przez moment, a po chwili na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.

- Jennifer! - wykrzyknął, rzucając się w stronę telefonu.

- Co?

- Tak, ona będzie idealna!

Znałam Jennifer jedynie z opowieści Michaela. Nie miałam możliwości jej spotkać, ale wiedziałam, że jest piekielnie dobrą gitarzystką i naszą ostatnią nadzieją. Usiadłam, więc na łóżku i czekałam aż Michael skończy rozmowę przez telefon. Po chwili odłożył słuchawkę i ruszył w moją stronę z uśmiechem na ustach.

-

Zbieraj się - powiedział, po czym stanął przed lusterkiem i zaczął układać swoje włosy.

- To znaczy, że przyjedzie? - spytałam, jednak nie uzyskałam odpowiedzi.

Podeszłam do niego i chwyciłam za przedramię, zmuszając do zaprzestania wcześniejszej czynności.

- Za godzinę będzie w Nowym Jorku.

*****

Siedzieliśmy na kanapie, w pełnym makijażu, w momencie, gdy drzwi naszej garderoby wolno się otworzyły.

- Mike, Jennifer już jest. - Jerry wyjrzał zza framugi.

- Świetnie. W takim razie, poproś ją tutaj!

Michael błyskawicznie podniósł się z kanapy i ruszył w kierunku drzwi, zza których po chwili wyszła jasnowłosa kobieta.

Mike uśmiechnął się szeroko, po czym rzucił się jej na szyję i zaczął mocno ściskać. Nie ukrywam, dziwnie się czułam, przyglądając całej tej sytuacji. Wiedziałam, że Jennifer jest dla Michaela tylko przyjaciółą, ale mimo to byłam odrobinę zazdrosna.

- Tak się cieszę, że udało ci się przyjechać - powiedział pół głosem, odrywając się od gitarzystki, następnie zbliżył się do mnie i objął ramieniem. - To jest właśnie Martyna, miłość mojego życia. Poznajcie się.
Mimowolnie uśmiechnęłam się słysząc, jak ze swoim uroczym amerykańskim akcentem wypowiada moje imię. Jenn wyciągnęła dłoń w moją stronę.

- Mike wiele mi o tobie opowiadał. - Potrząsnęła energicznie moją ręką. - To ty jesteś tą gorącą blondynką, która zawładnęła jego sercem, hm?

Kobieta puściła do mnie oko, natomiast ja skierowałam swoje spojrzenie na Michaela, który stał obok, czerwony jak burak.

- Podobno mam wam pomóc na koncercie, tak? - spytała po chwili, robiąc balona z gumy, którą cały czas żuła.

- Dokładnie - odparłam. - Wiesz co i jak, czy może...?

- Spokojnie, pracuję z Michaelem ponad dziesięć lat. - Poklepała mnie po plecach. - Na prawdę, już nic mnie nie zaskoczy. Co tym razem, misiek?

Zwróciła się do Michaela, który stał obok mnie i ani drgnął odkąd przywitał się z Jenn.

- No, więc tak... - Zaczął, zbliżając się do gitarzystki. - Slash miał zagrać solo w Black or white, który będzie piątym utworem, Beat it, jako czwarty i Give in to me, który pojawi się pod koniec koncertu. W pozostałych utworach grałby razem z innymi instrumentalistami.

- Wszystko jasne.

- Potrzebujesz paru prób przed...?

- Mam grać tak, jak zawsze?

- Tak.

- W takim razie poradzę sobie bez wcześniejszego przygotowania.

- A co ja mam robić? - spytałam w końcu, gdyż nie byłam pewna, co do swojej roli w tym trio.

- Zachowuj się tak, jakby na scenie był z nami Slash, tak jak ćwiczyliśmy - odparł Mike.

- No dobrze, ale... Jennifer jest kobietą i nie uważasz, że moje ruchy w stosunku do niej powinny być nieco... Inne?

-Nie. Rób wszystko tak, jak ustaliliśmy i będzie dobrze.

- Okay, mam tylko nadzieję, że nie zbłaźnię się przez tą nagłą zmianę planów. - Westchnęłam.

Michael, słysząc to, podszedł do mnie i mocno do siebie przytulił.

- Skarbie, nie ma takiej opcji, że się przed kimkolwiek zbłaźnisz, słyszysz? Nie pozwolę na to. - Chwycił moją twarz w dłonie i złożył czuły pocałunek na moich wargach. - Kocham cię, Księżniczko. Pamiętaj o tym...

Jenn przez chwilę przyglądała się nam z oczarowaniem, a po chwili zdecydowała się powiedzieć tylko:

- Wow, wy na prawdę cholernie się kochacie.

Michael odpowiedział jej szerokim uśmiechem, a chwilę później już wychodziliśmy na scenę. Usłyszałam ogłuszający pisk fanów, którzy czekali na to, by zobaczyć nas razem. Uśmiechnęłam się szeroko, na dźwięk swojego imienia, po czym zaczęłam całkowicie oddawać się piosence ,,Scream". Mieliśmy tą samą choreografię od pierwszego koncertu, dlatego doskonale wiedziałam, co robić. Aż do momentu, w którym Jennifer wbiegła na scenę i zaczęła kręcić się obok Michaela, wywijając przy tym całym swoim ciałem i szarpiąc struny gitary. Jak zwykle jej włosy prezentowały się w artystycznym nieładzie, ale taka była koncepcja Mike'a i nie chciałam jej burzyć.


Zdębiałam. Nie miałam pojęcia, dlaczego Jenn wyskoczyła z gitarą akurat w tym momencie koncertu, skoro ustaliliśmy zupełnie inaczej. Nie  wiedziałam, co robić, jak się zachować. Mike, w przeciwieństwie do mnie, idealnie odnajdywał się w całej sytuacji, przez co poczułam się... Skompromitowana. Miałam ochotę zbiec ze sceny i ukryć się między wieszakami w naszej garderobie, jednak wyczekujące spojrzenia fanów stojących w pierwszym rzędzie zmusiły mnie do zmieniania wcześniejszych planów. Zaczęłam iprowizować i, jak się okazało, wychodziło mi to na prawdę dobrze. Publiczność była zachwycona, jednak wiedziałam, że po skończonym koncercie będę musiała poważnie porozmawiać z Michaelem i Jennifer. Tak też zrobiłam. Gdy tylko usłyszeliśmy ostatnie dźwięki finałowej piosenki, opuściliśmy scenę. Michael zbiegał roześmiany po schodach, przepychał się z Jenn w drodze do garderoby, a ja wlokłam się z tyłu i czekałam na idealny moment, by solidnie ich opierdzielić. Wparowałam do pomieszczenia, w którym mieliśmy przebrać się po koncercie, trzaskając za sobą drzwiami. Zarówno Michael, jak i Jennifer zwrócili na mnie swoje spojrzenia.

- Nie tak się umawialiśmy - oznajmiłam, bez ogródek.

- O co ci chodzi, skarbie? - Mike zbliżył się do mnie i położył swoją dłoń na moim ramieniu, którą szybko strząchnęłam.

- Jennifer miała grać solo w ,,Black or white", ,,Beat it" i ,,Give in to me". Nie było mowy o ,,Scream"! Chcieliście mnie skompromitować, czy jak?!

- Kochanie, uspokój się... - Mike próbował mnie do siebie przytulić. - Nikt nie chciał cię skompromitować. Ja również nie spodziewałem się tego, że Jenn wyskoczy z gitarą w tej piosence...

- Nie wierzę ci!

- To prawda. - Jennifer zbliżyła się do nas. - Pogubiłam się trochę, przepraszam... Michael również musiał przeze mnie improwizować.

- Ach tak?! Nie wyglądało mi to na improwizację!

W tym momencie Michael chwycił mnie mocno za ramiona i nie chciał puścić.

- Spójrz na mnie - poprosił.

- Zostaw mnie! - Zaczęłam się szarpać, ten jednak przycisnął mnie jeszcze mocniej do swojego ciała i oplutł swoimi ramionami.

- Nikt nie chciał cię skrzywdzić, rozumiesz? - wyszeptał w moje włosy.
- Nic się nie stało, poszło ci doskonale. Teraz przebierzemy się, wrócimy do hotelu, a rano wyjedziemy w drogę powrotną do Neverlandu, tak?

Kiwnęłam potakująco głową, kątem oka widząc jak Jenn wywraca oczami.

- Przepraszam - wymruczałam.

- Już dobrze. - Potarł moje ramię, po czym czule cmoknął w usta. - Chodź, musimy się przebrać...

Ledwo zdążył wypowiedzieć te słowa, rozległo się głośne pukanie do drzwi naszej garderoby i już po chwili zza framugi wyglądał Jerry.

- Tu jesteś mała, szukałem cię! - wykrzyknął. - Jennifer, możesz zostawić nas samych? Michael, ty też wyjdź z łaski swojej.

- Nie. Chcę, żeby Mike tu został. - Chwyciłam się kurczowo przedramienia swojego ukochanego.

- Jak wolisz. - Menager wzruszył ramionami. - Jest ktoś, kto chce z tobą porozmawiać.

- Powiedz, że spotkamy się z fanami za godzinę.

- Tylko, że...

- Co?

- To nie jest twój fan.

- A kto?

- Dowiesz się, jak tu wejdzie. - Jerry uśmiechnął się tajemniczo.

- W porządku, ale chcę rozmawiać z nim w towarzystwie ochrony.

- To nie będzie konieczne.

- Dobra - westchnęłam. - Poproś go do środka.

Jerry uśmiechnął się szeroko i opuścił garderobę z prędkością światła.

- Kto to może być? - spytałam Michaela, licząc na to, że nasz menager wtajemniczył go w całą sprawę.

Niestety, okazało się, że Mike wie o wszystkim tyle, co ja, czyli nic. Po dosłownie dwóch minutach, Jerry wrócił do garderoby w towarzystwie szczupłego, wysokiego mężczyzny o bujnej czuprynie, na którego widok zaparło mi dech w piersiach.

- Znasz tego gościa? - spytał mnie szeptem Mike, widząc jak z niedowierzaniem wpatruję się w towarzysza naszego menagera.

W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową, brakowało mi słów by opisać, co czułam w tamtym momencie.

- Martyna, to jest... - zaczął Jerry.

- Tim Burton - dokończyłam za niego, z szerokim uśmiechem na ustach.

- Dokładnie. - Zaśmiał się menager.

Mężczyzna podszedł do mnie i wyciągnął swoją dłoń w moją stronę. Bez namysłu ją chwyciłam, a wtedy on szarmancko mnie w nią cmoknął.

- Miło mi poznać. - Uśmiechnął się szeroko.

- Mi również, uwielbiam pana. - Starałam się jak mogłam, by nie wydać z siebie pisku radości.

- Przepraszam bardzo, ale kim pan jest? - spytał niespodziewanie Mike.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

- Michael, to jest Tim Burton! Reżyser Miasteczka Halloween i Edwarda Nożycorękiego! Mistrz w swoim fachu, jak możesz go nie znać? Wiele razy współpracował z Johnnym Deppem, moim ulubionym aktorem!

- A no tak, Deppa akurat kojarzę.

- No, dobre i to. - Westchnęłam, po czym zwróciłam się do reżysera. - To wielki zaszczyt móc spotkać się z tak wielką osobistością jak pan. Co pana do mnie sprowadza?

- Byłem na koncercie i jestem na prawdę pod ogromnym wrażeniem.

- Cieszy mnie to. - Uśmiechnęłam się do niego szeroko. - Bardzo mi miło.

- Tak więc, jestem zaintrygowany twoją osobą. Zacząłem pracę nad kolejnym filmem i potrzebuję aktorki drugoplanowej. Czy zgodziłabyś się ze mną współpracować?

Przez moment stałam jak wryta, nie byłam w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa. Po chwili Michael szturchnął mnie lekko w bok, sprowadzając tym samym na ziemię.

- Bardzo chętnie - wyjąkałam, czując jak dopada mnie nagła fala euforii.

- To świetnie! Zadzwonię jutro i ustalimy wspólnie szczegóły.

- Dobrze, a gdzie będą się odbywać nagrania?

- Tutaj, w Nowym Jorku.

Spojrzałam na Michaela, chcąc poznać jego opinię, jednak ten milczał.

- Przykro mi, ale dzisiaj wracamy do Santa Barbara - odparłam po chwili. - Nie będę w stanie codziennie przyjeżdżać do NY. Zwłaszcza, że niedługo mam urodziny...

- To żaden problem - wtrącił się Mike.

Spojrzałam na niego zdezorientowana, ten jednak w ogóle się tym nie przejął.

- Mam samolot, wystarczy godzina, byś dotarła z Neverlandu do Nowego Jorku - oznajmił.

- Na prawdę?

- Jasne, to żaden problem. - Objął mnie ramieniem.

- W takim razie, zgadzam się na pańską propozycję - zwróciłam się z uśmiechem do reżysera.

- To znakomicie! Zadzwonię jutro, po południu, aby ustalić szczegóły i mam nadzieję, że za dwa dni widzimy się w NY, by podpisać umowę.

- Oczywiście - odparłam, ściskając dłoń Burtona. - Mogę spytać, z kim jeszcze będę współpracować? Są już wybrani wszyscy aktorzy?

- Wszystkich jeszcze nie zatrudniłem, ale z tych znanych, na pewno będzie Johnny. To mój przyjaciel, podpisałem już z nim wszystkie dokumenty, dlatego na pewno się nie wycofa.

- Zaraz, zaraz... Johnny Depp? - Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam.

- No, tak.

Mimowolnie uchyliłam lekko usta. Wpatrywałam się w Tima szeroko otwartymi oczami, nie mrugając przy tym ani razu.

Michael, widząc moją reakcję, wyprosił reżysera z garderoby, zapewniając, że będę z niecierpliwością czekać na telefon od niego. Wraz z zamykającymi się za nim drzwiami, rzuciłam się na kanapę stojącą pod ścianą.

- Nie mogę w to uwierzyć - wymruczałam.

Mike podszedł do mnie, usiadł obok i zarzucił rękę za moje ramię.

- To dla ciebie wielka szansa - wyszeptał, po czym cmoknął mnie czule w czoło. - Jestem z ciebie bardzo dumny, Księżniczko.

- Nie wierzę, że to się dzieje na prawdę!

- To lepiej uwierz, zanim ktoś sprzątnie ci tą szansę sprzed nosa. - Zaśmiał się. - Jesteś już zdecydowana? Chcesz brać w tym udział? Wiem, że sobie poradzisz, ale musisz być świadoma tego, że praca nad filmem to na prawdę ciężkie zajęcie. W marcu będą twoje urodziny... Co prawda mamy jeszcze trochę czasu, ale myślisz, że uda ci się sprostać wszystkim obowiązkom?

- Michael - zaczęłam poważnie, chwytając jego dłonie. - Występowałeś w filmach, nie raz. Dobrze wiesz, jaka towarzyszy temu adrenalina i satysfakcja. Kocham kino, tak samo jak ty. Rola w filmie Tima Burtona, pojawienie się na planie u boku kogoś takiego jak Johnny Depp... Przecież to spełnienie moich najskrytszych marzeń. Daj mi tą szansę. Zaufaj mi...

- Ufam ci, ale też martwię się o ciebie, skarbie. Chciałbym być wtedy przy tobie, pilnować cię dzień i noc, wspierać w grze aktorskiej...

- To leć ze mną! Mikey, możemy polecieć razem do Nowego Jorku, ja będę grać, a ty będziesz mnie wspierać! Co ty na to?

- Chciałbym, na prawdę, ale będę tam tylko przeszkadzał. Praca nad filmem jest wyczerpującym i skomplikowanym zajęciem. No, ale na pewno będzie mi bardzo ciężko, cały dzień bez ciebie...

- Będę wracać na noc.

- Tak wiem. Na pewno sobie poradzisz... - Założył mi włosy za ucho, uśmiechając się przy tym promiennie.

- Jesteś moim aniołem stróżem, wiesz o tym? - Wtuliłam się w jego ciało.

- Bez przesady.

- Poważnie. Nikt nigdy nie troszczył się o mnie tak, jak ty.

- A twoi rodzice?

Posłałam mu spojrzenie typu "Chyba sam nie wierzysz w to, co mówisz".

- Moim obowiązkiem jest pilnowanie, by nie stała ci się krzywda - dodał po chwili.

- Rycerz w złotych galotach. - Zaśmiałam się.

- Kapryśna księżniczka! - W odpowiedzi otrzymał ode mnie potężnego kuksańca.

- Jaki z ciebie romantyk, nie ma co...

Jego śmiech był najpiękniejszym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek istniał. Napełniał mnie wewnętrzną radością i spokojem.

- Powiedz mi, jak to możliwe, że znamy się zaledwie dwa lata, a mam wrażenie, jakbym znała cię całą wieczność. - Pogładziłam go po torsie. No i jakim cudem jeszcze nie mamy siebie dość?

- Miłość, przeznaczenie... To wszystko.

- Cieszę się, że poszłam wtedy na twój koncert.

- A ja, że zgodziłem się na babeczki w kawiarni. - Zaśmiał się.

Uniosłam lekko kąciki swoich ust, po czym wtarabaniłam się na jego kolana.

- A pani czego tutaj szuka?

- Już znalazłam...

To mówiąc zarzuciłam ręce za jego szyję i wpiłam się zachłannie w jego wargi. Zatracałam się w nim całkowicie, nieświadomie, ocierając się przy tym o jego męskość. Jednak Michaelowi wcale to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Przycisnął mnie mocniej do siebie, błądząc palcami po moich odkrytych plecach. Ślub... Wydaje się być tak blisko, a z każdą kolejną pieszczotą, mam wrażenie, jakby się oddalał. Pragnęłam w pełni oddać się miłości i czułam, że w końcu dam upust swoim emocjom. To tylko kwestia czasu.

Od autorki

Witajcie, Kochani ❤ Dawno mnie tu nie było, co? 😏 Niestety, nadmiar obowiązków zmusił mnie do podjęcia pewnej decyzji. Nie chcę po raz kolejny zawieszać opowiadania, ale rozdziały będą pojawiały się rzadko. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie, wybaczycie i mimo to nadal będziecie śledzić historie M&M ❤ Jak Wam się podobał ten rozdział? Nareszcie dochodzę do momentu, w którym będę mogła trochę bardziej się rozpisać. Już myślałam, że tego nie doczekam 😂 Jeśli podobał Wam się rozdział, zachęcam do pozostawienia po sobie śladu w postaci gwiazdki, czy komentarza. Każde miłe słowa otrzymane od czytelników motywują mnie do dalszego pisania 😘 Pozdrawiam cieplutko i do następnego ❤❤❤


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro