Rozdział 45.
Po zdarzeniu w Paryżu, Michael oszalał na punkcie mojego bezpieczeństwa. Ochrona podążała za mną wszędzie, dosłownie. Była przy mnie gdziekolwiek bym się nie pojawiła, śmiałam się nawet, że jeszcze trochę, a będą wchodzić ze mną do łazienki. Tak na prawdę, jedynie w hotelu mogłam pobyć z Michaelem sam na sam i cieszyć się odrobiną prywatności, gdyż dwaj mężczyźni z obstawy, dzięki Bogu, pilnowali drzwi wejściowych i nie wchodzili do naszego pokoju, chyba że ich o to poprosiliśmy. Kiedy przylecieliśmy do Hiszpanii byłam bardzo podekscytowana. To miała być moja pierwsza wizyta w tym niezwykłym miejscu i muszę przyznać, że ten kraj wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Oczywiście, nie obyło się bez atrakcji, które miał w planie Mike. Takim oto sposobem, zwiedziliśmy mnóstwo katedr, muzeum Prado w Madrycie, zahaczyliśmy o plażę w Costa Brava, no i oczywiście nie mogliśmy się oprzeć szaleństwu zakupów w największych centrach handlowych Hiszpanii. Zostaliśmy nawet zaproszeni na korridę. Jednakże, nie chciałam brać udziału w tym wydarzeniu. Według mnie, to zwykłe znęcanie się nad bykami, nie widziałam w tym nic fascynującego. No, ale Mike się uparł, że skoro otrzymaliśmy zaproszenie wysłane wprost z parlamentu w Madrycie, nie wypadało odmówić. Gdy walka dobiegła końca, ujrzałam jego minę i wiedziałam już, że to był ostatni raz, gdy uczestniczyliśmy w takim wydarzeniu. Oczywiście, będąc w Hiszpanii, nie mogliśmy nie spróbować tradycyjnych potraw. Bardzo smakowały nam churros. To takie paluszki z ciasta, podawane na słodko, jak ciasteczka do kawy. O ile nie lubię polskich pączków, ta hiszpańska potrawa na prawdę przypadła mi do gustu. Wspaniale było móc spędzać czas w tak ciepłym kraju, gdy w Stanach i Polsce był początek mroźnej zimy. Kiedy daliśmy parę koncertów w Hiszpanii i obdarowaliśmy prezentami dzieci ze szpitali i domów dziecka, przyszedł czas na kolejny punkt naszej trasy - Włochy. Ten kraj nie był mi aż tak obcy. Kilka lat temu, jeszcze zanim spotkałam Michaela, pojechałam do Włoch na wakacje z tatą. Mama została wtedy w Polsce z psem. Oczywiście zwiedziliśmy Rzym, widzieliśmy Koloseum i popłynęliśmy na wyspę Capri, gdzie spróbowaliśmy prawdziwych włoskich cytryn, prosto z drzewa. Tym razem, wizyta w Italii miała być zupełnie inna. Tak się szczęśliwie złożyło, że mieliśmy spędzić święta Bożego Narodzenia w temperaturze 20 stopni Celsjusza. Byłam bardzo podekscytowana tym faktem. To miało być dla mnie całkiem nowe doświadczenie i wprost upierałam z ciekawości, jaką niespodziankę na ten szczególny dzień przyszykował mi Michael. 24 grudnia po prostu zjedliśmy romantyczną kolacię, nic specjalnego. Dostaliśmy sok wiśniowy w kieliszkach, który miał zastąpić nam czerwone wino, a na drugie podano makaron z sosem i pieczarkami. Nie było mowy o tradycyjnych dwunastu potrawach. Za to w dzień Bożego Narodzenia, Michael od rana był jakiś... Niespokojny.
- Co robisz? - spytałam, zaglądając mu przez ramię, w momencie, gdy szperał w jednej z szuflad komody w naszym hotelowym pokoju.
- Nic takiego - odparł, błyskawicznie zaprzestając wcześniejszym czynnościom.
Spojrzałam na niego podejrzliwie, po czym westchnęłam cicho.
- W porządku, nie chcesz mówić to nie mów. - Opadłam zrezygnowana na łóżko. - Myślałam, że nie mamy przed sobą tajemnic, ale skoro tak...
Michael słysząc to, błyskawicznie znalazł się obok i cmoknął mnie czule w czoło.
- Niczego przed tobą nie ukrywam. Szukałem maseczki...
- Po co? Wychodzimy gdzieś?
W odpowiedzi na moje pytanie, Mike uśmiechnął się szeroko. Westchnęłam.
- Nie lubię, gdy masz ją na sobie.
- Dlaczego?
- Utrudnia mi całowanie...
- Ach tak? - Mike uniósł jedną brew i spojrzał na mnie badawczo. - W takim razie, może powinniśmy obściskiwać się na zapas?
Przyciągnął mnie do siebie i zaczął pieszczotliwie skubać zębami moją szyję. Chociaż z początku starałam się jak mogłam, by oprzeć się jego wargom, odsuwałam go od swojego ciała, mruczałam, żeby przestał, szybko uległam tym pieszczotom i odwzajemniałam pocałunki. Usta Michaela znalazły się na każdej odsłoniętej części mojego ciała, od czoła, policzków, ust, aż po ramiona i czubki palców. Drżałam pod wpływem ciepłych warg swojego ukochanego, tak bardzo chciałam zatracić się w nim całkowicie, pragnęłam więcej, jednak wiedziałam, że jak narazie te pieszczoty muszą mi wystarczyć.
- Masz może ochotę na wieczorny spacer po Rzymie? - spytał po chwili Mike, poprawiając swoją marynarkę.
Z początku jego pytanie nie do końca do mnie dotarło. Siedziałam na łóżku jak otępiała, przygryzając wargę, kierując swój pusty wzrok na swojego ukochanego, nic przy tym nie mówiąc. Michael pomachał mi dłonią przed oczami, pokręciłam głową i szybko zamrugałam, by wrócić na ziemię. Kiedy już to zrobiłam, zgodziłam się na jego prośbę. Chwyciliśmy bluzy i wyszliśmy z hotelu, z pełną obstawą. Kiedy spacerowałam z Michaelem wzdłuż włoskich uliczek, nie mogłam uwierzyć w to, że działo się to dokładnie 25 grudnia, w dzień, kiedy w Polsce leży kilka metrów śniegu. W Rzymie wiał przyjemny wietrzyk i nic nie zdradzało panującej wówczas pory roku. Jedynie wywieszone w witrynach sklepowych ozdoby świąteczne, przypominały nam o Bożym Narodzeniu. Chociaż w wigilię zadzwoniłam do swoich rodziców, babci i cioci, aby złożyć im życzenia, źle czułam się z faktem, że nie mogę spędzać tak magicznego czasu w gronie najbliższych. Po dwu godzinnym spacerze, wróciliśmy do hotelu. Michael otworzył drzwi do naszego pokoju, nacisnął klamkę, a ja... Zaniemówiłam. Moim oczom ukazała się ogromna sterta prezentów, zajmująca całą szerokość pokoju.
- Zdaje się, że był u nas Święty Mikołaj. - Uśmiechnął się, zamknął za nami drzwi i wyjął z szuflady czerwoną czapkę z pomponem. - Wesołych Świąt, Księżniczko!
- Michael... Nie musiałeś...
- Chciałem jakoś zrekompensować ci to, że Boże Narodzenie spędzamy w trasie.
To mówiąc, założył mi na głowę czapkę Świętego Mikołaja.
- Ja też mam dla ciebie prezent. - Uśmiechnęłam się, po czym udałam w stronę szafy na ubrania i wyjęłam pokaźnych rozmiarów pudełko oklejone papierem ozdobnym, które było ukrytę pod stertą moich ubrań. - To nic, w porównaniu z tym, co ty dla mnie przygotowałeś...
Wbiłam wzrok w podłogę i oblałam się rumieńcem. Czułam się głupio z faktem, że Mike kupił dla mnie tyle rzeczy na święta, a ja miałam dla niego tylko jedne nędzne pudło. Po chwili poczułam, jak Michael chwyta mój podbródek i zmusza do tego, bym na niego spojrzała.
- Skarbie, nie liczy się ilość prezentów, lecz gest - wyszeptał. - Kupiłem ci tak dużo rzeczy, bo po prostu nie mogłem się zdecydować.
Zaśmiał się, w odpowiedzi uśmiechnęłam się lekko.
- No, ale może dasz mi już ten prezent? Jestem strasznie ciekawy, co dostanę od ciebie w tym roku. - Roześmiał się.
- Nie uważasz, że to niegrzecznie upominać się o prezenty? - spytałam, unosząc lekko brew.
W odpowiedzi pokręcił tylko głową i wyciągnął ręce w moją stronę. Westchnęłam cicho, po czym wręczyłam mu pudełko z czerwoną kokardą na czubku.
- Wesołych Świąt. - Cmoknęłam go w policzek, a następnie z szerokim uśmiechem czekałam aż mój ukochany otworzy prezent ode mnie.
Michael wlepił swój wzrok w pudełko, następnie zaczął wolno gładzić czerwoną wstążkę, ukazując mi tym samym swoje przecudne białe perełki.
- No, otwórz - ponagliłam go.
Mike w końcu zaczął rozwiązywać kokardę, a następnie rozerwał papier ozdobny i otworzył niebieskie pudełko, aby odkryć jego zawartość. Po chwili wyjął z niego...
- Nie! - wykrzyknął i zaczął się głośno śmiać. - Super Soaker! To będzie już czwarty!
- Wiem, że Liz kilka lat temu zaszalała z prezentem dla ciebie, ale to edycja limitowana! - Zaśmiałam się. - Postarałam się, tak? Chciałam być oryginalna.
- Dziękuję skarbie. - Otarł kącik oka i cmoknął mnie czule w usta. - Mam teraz tak bogaty asortyment, że musimy urządzić jakąś bitwę, gdy wrócimy do Neverlandu!
- No, ja nigdy nie wątpiłam w twoje... Uzbrojenie. - Poklepałam go po ramieniu, śmiejąc się do rozpuku.
Michael spuścił wzrok, przygryzając przy tym wargę.
- To jeszcze nie koniec prezentów, oglądaj dalej...
Mike posłusznie wyjął z pudełka kolejny przedmiot. To był uroczy różowy krawat w Myszki Mickey.
- Będziesz miał co nałożyć na kolejny koncert. - Uśmiechnęłam się szeroko.
- Jaki uroczy. - Michael również uniósł kąciki swoich ust, po czym sięgnął głębiej do pudła i wyjął z niego kolejną rzecz. - O, a co to takiego? -Perfumy?
Obracał w palcach szklaną buteleczkę, a ja uśmiechnęłam się szeroko, widząc jego zainteresowanie.
- Tak - odparłam.
- Dziwne... Nie znam tej marki.
- To dlatego, że są z feromonami. - Uśmiechnęłam się niewinnie, Mike wytrzeszczył na mnie oczy.
- ...Że co?
- No, ja wiem, że i bez tych perfum twoje fanki mają kisiel w gaciach, ale pomyślałam, że jak ci je kupię, będą padać jak kawki. - Zaśmiałam się.
- Wiesz... Chyba powinnaś dać je Jermainowi.
- Dlaczego?
- On zawsze narzekał, że żadna go nie chce.
- Ale ty miły jesteś. - Roześmiałam się.
- No co? Chcę pomoc bratu. - Uśmiechnął się niewinnie.
- Jaaaasne. No, ale musisz przyznać, że pięknie pachną.
Zabrałam Michaelowi buteleczkę i psiknęłam parę razy na jego koszulę.
- Są śliczne - przyznał, wciągając powietrze.
- Oj tak, są - odparłam, czując jak robi mi się gorąco pod wpływem tego nieziemskiego zapachu.
- Dziękuję, skarbie. To wspaniałe prezenty.
Michael podszedł do mnie i mocno do siebie przytulił. Wtuliłam nos w kołnierz jego koszuli i zaczęłam napawać się zapachem perfum. Wpiłam się w jego ramię i za nic nie chciałam wyrwać z tego uścisku.
- Księżniczko, może teraz ty zobaczysz prezenty ode mnie? - Głos Michaela docierał do mnie jak przez mgłę.
- Już, za chwilkę... - odparłam, po czym jeszcze mocniej wpiłam się w jego ciało.
Mike zaśmiał się cicho, położył swoją dłoń na moich włosach i zaczął mnie wolno po nich gładzić. Staliśmy tak wtuleni dobre pięć minut, a gdy w końcu udało mi się oderwać od mojego Misia, rzuciłam się na ogromne pudła stojące na końcu pokoju.
- Które mam otworzyć najpierw? - spytałam, z radością małego dziecka.
- Które chcesz, to w zasadzie bez różnicy - odparł z uśmiechem.
- Nie mogę się zdecydować! Dobra, zamknę oczy i wylosuję!
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Przymknęłam powieki, słysząc za sobą radosny śmiech Michaela. Jako pierwsze, w moje ręce wpadło ogromne pudło ozdobione różowym papierem w białe śnieżynki. Ostrożnie otworzyłam je i zajrzałam do środka. Wyjęłam z niego prześliczną błyszczącą opaskę z uszami myszki Mickey, wysadzanymi licznymi kryształkami. Wyglądała trochę jak ta z Disneylandu, z tą różnicą, że była bez porównania droższa, ozdobiona dodatkową różową kokardą i niewielkim diademem po środku.
- O matko... - wyszeptałam. - Jest cudowna.
- Chciałem dać ci coś, co przypominałoby ci o Disnaylandzie. No, a poza tym... Jesteś moją małą Minnie.
Uśmiechnął się do mnie szeroko, był taki uroczy. Jego słowa na prawdę mnie wzruszyły, uniosłam kąciki swoich ust, ale zdecydowałam się poczekać ze ściskaniem go do momentu, aż obejrzę wszystkie prezenty. Kolejnymi rzeczami, które wyjęłam z ozdobnego pudła były przeurocze kapcie w kształcie głów jednorożców i pasujący do nich biały kombinezon z kapturem, na którego czubku widniał błyszczący róg.
- Obiecałem, że kupię ci jednorożca. - Roześmiał się.
- O matko, jest uroczy! - wykrzyknęłam, przytulając do siebie strój. - Mogę dzisiaj w nim spać?
Spojrzałam na Michaela błagalnym wzrokiem, a on uśmiechnął się lekko, po czym usiadł obok mnie na podłodze.
- Wiesz, myślałem, byś dzisiaj spała w tym...
Wyciągnął z kolejnego pudła jakiś czerwony materiał. Z początku, nie miałam pojęcia, co to takiego, lecz kiedy rozłożył go przede mną, wszystko stało się jasne.
- Przymierzysz? - Uśmiechnął się szeroko.
- Chyba cię pogrzało! - Zerwałam się z miejsca.
- Nie podoba ci się?
- Myślisz, że gdy będę przy tobie nosić coś takiego, uda ci się wytrzymać i nie tknąć mnie do ślubu?
- Zawsze możemy się przekonać. - Poruszył brwiami.
- Nieśmiały pan Jackson - mruknęłam pod nosem. - Dobra, dawaj mi to. - Wyrwałam mu ubranie i pobiegłam do łazienki.
Trzymałam w ręce obcisłą czerwoną koszulę nocną z prześwitem na brzuchu, która szczerze mówiąc, więcej odkrywała, niż zakrywała. Strój u góry i dołu zakończony był białym puszkiem, a po środku znajdował się wąski pasek. Kiedy udało mi się wcisnąć w tą koszulę, stanęłam przed lustrem i zaczęłam zastanawiać się, kiedy popełniłam błąd, w którym momencie naszej znajomości, Mike stał się taki... Odważny. Może zawsze taki był, ale po prostu tego nie zauważyłam lub ukrywał się pod maską świętoszka? Opuściłam łazienkę ze spuszczoną głową. Nie przywykłam do chodzenia w takich strojach, zwłaszcza przy Michaelu. Po chwili poczułam, jak Mike chwyta mój podbródek, przyciąga do siebie i mocno całuje.
- Wyglądasz cudownie - wyszeptał. - Na prawdę. Masz boską sylwetkę, nogi, ciało... Boże, nawet nie wiesz, jak bardzo cię w tym momencie pragnę.
Przyciągnął mnie jeszcze mocniej do siebie, poczułam jego dłoń na swoim udzie i wtedy... Odsunęłam się od niego.
- Możemy wrócić do oglądania prezentów? - spytałam niepewnie.
- Jasne! Czeka cię jeszcze wiele niespodzianek.
Michael miał rację. Z kolorowych pudeł wyjęłam jeszcze przepiękne perfumy w złotym flakonie z lwem, wysadzanym kryształami, po środku. Oprócz tego, dostałam od ukochanego również błyszczący zegarek, dużą część prezentów stanowiły buty. Od czarnych Chanel, wiązanych, błyszczących różowych i białych szpilek, poprzez adidasy na platformie. Gdyby tego było mało, Mike podarował mi również dwie torebki Chanel. Jedna była czarna, klasyczna, a druga pudrowo różowa. Różniły się tylko kolorem. Wszystko, co dostałam od Michaela było przepiękne i drogie.
Czułam się źle z faktem, że ode mnie otrzymał tak mało, a jego słowa, że liczy się gest, wcale nie poprawiały mi humoru.
- Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę - powiedział po chwili, nie poczułam się lepiej. - Przebierz się w strój i wyjdź z łazienki z zamkniętymi oczami, dobrze?
Kiwnęłam głową i posłusznie wykonałam jego polecenie. Kiedy miałam już na sobie obcisłe zielone bikini, zamknęłam oczy i pociągnęłam za klamkę. Sekundę później poczułam, że ktoś chwyta mnie za przedramię. Drgnęłam lekko, lecz nadal nie otworzyłam oczu.
- Spokojnie, to tylko ja. - Dobiegł mnie przepiękny głos Michaela. - Przed tobą leżą twoje klapki, spróbuj wsunąć w nie nogi.
Po omacku nałożyłam buty na swoje stopy.
- Świetnie! Nie otwieraj oczu! - wykrzyknął Mike, puszczają moje przedramię.
- Skarbie, po co tyle tajemnic?
- Żebyś się pytała. - Roześmiał się i zakrył moje oczy jakimś materiałem. - To po to, by mieć pewność, że na sto procent nic nie widzisz - oznajmił.
- Super, ale jak wpadnę na ścianę, zrobię sobie coś po drodze lub spadnę z wysokości i się zabije, ty ponosisz wszelkie koszty pogrzebu.
- Bez obaw, tak szybko nie pozwolę ci odejść na tamten świat. - Mimo że nie widziałam jego twarzy, czułam, że się uśmiechnął.
Westchnęłam cicho i dałam się prowadzić. Z początku podążaliśmy kilka metrów prosto, później usłyszałam za sobą dźwięk zamykanych za nami drzwi i skręciliśmy w lewo. Mike ciągnął mnie za rękę dobre pięć minut, aż wreszcie zatrzymaliśmy się, puścił moje ramię i kazał mi czekać. Słyszałam cichy brzdęk, jakby otwieranie się metalowej klapy.
- Dobra, teraz się skup, skarbie - zwrócił się do mnie półgłosem Mike. - Przed nami jest drabina, ma dwanaście stopni, musisz wejść po niej na górę. Bez obaw, pomogę ci...
- Michael, żartujesz sobie, prawda? Nie ma opcji bym weszła po drabinie z zakrytymi oczami.
- Dasz radę, będę cię prowadził.
- Nie mogę po prostu zdjąć tej opaski z twarzy i wejść na górę o własnych siłach? W ogóle, gdzie my do cholery jesteśmy?!
- Nie możesz, bo wtedy nici z niespodzianki. Powoli, kotku, nie denerwuj się...
Wzięłam głęboki wzdech i starałam się opanować.
- No dobra, to co mam robić? - spytałam w końcu.
- Podejdź do przodu trzy kroki...
Posłusznie wykonałam polecenie Michaela.
- Świetnie! Teraz ostrożnie wystaw jedną rękę... Tylko delikatnie, abyś się w nic nie uderzyła. - Zrobiłam to, o co prosił. - W porządku, ściśnij mocno pręt, który trzymasz... To drabina, bez obaw. Unieś lekko lewą nogę i postaw ją na pierwszym szczeblu, powolutku.
Takim oto sposobem, słuchając uważnie porad swojego ukochanego, korzystając z jego asekuracji, udało mi się wejść po drabinie na górę, mimo że wcale nie wiedziałam, gdzie się znajduję. Michael szybko pojawił się tuż obok mnie.
- Gotowa na niespodziankę? - szepnął mi do ucha.
Kiwnęłam głową, a wtedy on zaczął rozwiązywać opaskę, która ciągle zakrywała mi oczy.
- Wesołych Świąt! - wykrzyknął, zrywając mi z twarzy miękki materiał.
Zaniemówiłam. Moim oczom ukazał się... Ogromny basen z podświetlaną na różowo wodą, a obok niego stał niewielki barek z całą masą słodyczy.
- Czy my jesteśmy... - zaczęłam.
- Na dachu hotelu, tak. - Uśmiechnął się do mnie szeroko Mike. - Co więcej, basen i jedzenie są wyłącznie do naszej dyspozycji.
- Żartujesz sobie, prawda?
- Nie, mówię całkowicie poważnie. Co o tym sądzisz?
Nie odpowiedziałam. Zamiast tego, zrzuciłam z siebie klapki i wskoczyłam do wody. Przyjemne ciepło przeszyło moje ciało.
- Boże, Michael! Jest cudownie, wskakuj!
- Sam nie wiem...
- Chyba nie myślisz, że będę pływać sama?
- Cóż...
Uniosłam lekko brew i już wiedziałam, jak zmusić Michaela, by wskoczył do basenu. Zaczęłam udawać, że się topię.
- Michael... - Schowałam się pod powierzchnią wody. - Boże... Mam skurcz... - Wynurzyłam się, biorąc głęboki wdech. - Mike... Topię się!
Nie musiałam długo czekać, już po chwili Michael rzucił mi się na ratunek, wskakując do wody w pełnym stroju, czyli czarnych spodniach i czerwonej koszuli. Chwycił mnie pod ramię i wyciągnął głowę z wody. Zaczęłam się głośno śmiać, co nieco go zdezorientowało.
- Jeny, ale ty jesteś naiwny! - Ochlapałam go.
- Nic ci nie jest?
- Oczywiście, że nie, głuptasie! Chciałam po prostu trochę z tobą popływać.
Mike przez moment wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem, a po chwili na jego twarzy wymalowała się przerażająca powaga i zaczął płynąć w stronę drabinki. W ostatniej chwili udało mi się chwycić go za rękę.
- Gdzie się wybierasz?
- Wychodzę - rzucił mi przez ramię.
- Co?
- Myślałem, że się topisz, a tymczasem ty świetnie się bawiłaś z mojej naiwności!
- Oj, Mikey. Ja chciałam po prostu popływać z tobą w basenie, w tej niespodziankę, którą dla mnie przygotowałeś, nic więcej.
- Jasne...
- No nie złość się. - Uśmiechnęłam się niewinnie, po czym ochlapałam go z całych sił, tak, że wylądował z powrotem zanurzony w wodzie.
- No dobra, wygrałaś. - Zaśmiał się.
Po chwili Mike podpłynął do mnie i zarzucił moje ręce za swoją szyję.
- Co ja się z tobą mam? - wyszeptał.
- Same kłopoty, nie?
- Bez nich byłoby nudno.
Uśmiechnął się szeroko, odwzajemniłam to i rzuciłam się na jego wargi. Muszę przyznać, że to były najwspanialsze święta w moim życiu. Michael bardzo mnie zaskoczył i dzięki niemu, nie odczuwałam aż tak braku rodzinnego ciepła w tym szczególnym dniu. Z basenu wyszliśmy dopiero po kilku godzinach. Świetnie się bawiliśmy, ochlapując się nawzajem wodą. Mike był cały mokry, jego spodnie i koszula kleiły się do jego ciała, przez co bałam się, aby nie odchorował tej swojej niespodzianki. Wróciliśmy do pokoju, wzięliśmy ciepły prysznic i poszliśmy spać, z nadzieją, że kolejne dni we Włoszech będą równie udane.
Od autorki
Witajcie, Kochani ❤❤❤
Na wstępie chciałabym Was serdecznie przeprosić za swoją miesięczną nieobecność. Czuję się fatalnie z tym, że tak długo nie dodałam rozdziału, a i ten mi się jakoś zbytnio nie podoba 😒 Z góry dziękuję za każdy miły komentarz i każda gwiazdkę, która niewyobrażalnie motywuje mnie do dalszego pisania i ciągnięcia tej, pożal się Boże, historii 😁😘 Jak tam u Was? Przede mną matura w tym roku, dodatkowo zdaję prawo jazdy i to dlatego tak długo nie wstawiałam rozdziału. Niejednokrotnie nie miałam czasu nawet zjeść zwykłej kanapki, a co dopiero mówić o pisaniu 😒 No, ale w końcu udało mi się znaleźć chwilę by dokończyć ten rozdział, mam nadzieję, że się podoba 😘 Korzystając z okazji, chciałabym zaprosić wszystkich zainteresowanych na swoje one - shoty, które być może będą kontynuowane, jeśli zyskają wśród Was uznanie 😉 Co prawda, nie ma w nich Michaela, ale swoją "karierę" pisarską zaczynałam właśnie od takich pojedynczych historyjek 😁 Byłoby mi na prawdę bardzo miło, gdybyście do nich zajrzeli i podzielili się ze mną swoją opinią 😉 Czekam z niecierpliwością na odzew z Waszej strony 😘😘😘 Pozdrawiam cieplutko i życzę miłej niedzieli ❤❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro