Rozdział 41.
Obudziłam się z silnym bólem głowy, podniosłam się lekko, podpierając się na rękach i rozejrzałam po pokoju. Dookoła panował totalny chaos. Na podłodze leżały porozrzucane ubrania a na środku dywanu dostrzegłam wywrócone krzesło. Zerknęłam na strój, który miałam na sobie. Moje ciało okrywała czerwona męska koszula. Przetarłam oczy i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że leżę sama na ogromnym łóżku, w obcym miejscu. Co tu się dzieje, do cholery? Gdzie jest Michael? Z trudem podniosłam się z materaca i ruszyłam przed siebie. Cudem trafiłam do łazienki i przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam strasznie, jak zombie. Podpuchnięte, podkrążone oczy, potargane kłaki.... Zapewniam, że nie jest to widok, jaki chcielibyście ujrzeć z samego rana. Odkręciłam kran i przemyłam twarz zimną wodą, aby jakoś wrócić do żywych. Następnie przeczesałam skołtunione włosy szczotką, która wyglądała zupełnie tak jak moja. Kiedy już w miarę wróciłam do normalności, wyszłam z łazienki i wkroczyłam do pokoju, przypominającego salon. To, co ujrzałam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. W pomieszczeniu panował taki sam rozgardiasz, jak w pokoju, w którym się obudziłam. Mało tego, na kanapie spała moja przyjaciółka, w samej bieliźnie, a na podłodze... Slash, w podobnym stanie. Nie wytrzymałam...
- Co tu się dzieje, do cholery?! - wykrzyknęłam, czego w sumie błyskawicznie pożałowałam, gdyż ból głowy dał o sobie znać.
Slash zerwał się z podłogi i rozejrzał się zdezorientowany po pokoju.
- O kurwa, co ja tu robię?! – Zerknął na swoje bokserki, a później skierował swój wzrok na Dianę, która powoli podnosiła się z kanapy. – Czy my...?
- Nie wiem – odparłam, rzucając się na fotel stojący pod scianą i zaczęłam masować sobie skronie. – Nie mam pojęcia co tu robię, nie wiem, gdzie jest Michael... Pamiętam tylko, że poszliśmy razem do klubu i, że częstowałeś mnie drinkiem, a tego, co się działo dalej, nie jestem w stanie sobie przypomnieć.
- O Boże – wyjąkała Diana, zakrywając usta dłonią. – Nie dobrze mi...
Wstała i pobiegła do łazienki.
- Kurde, no to nieźle zabalowaliśmy. – Slash zaczął rozmasowywać sobie kark. – Mam nadzieję, że ja i Diana... Nie no, na pewno bym to pamiętał! No, kurwa, taka laska zdarza się raz na sto lat! Z całym szacunkiem, Mała, ale ty jesteś zajęta...
Uśmiechnęłam się mimowolnie. W tym momencie do pokoju wróciła Diana.
- Żyjesz? – spytałam przyjaciółkę, która nie wyglądała najlepiej.
- Boże, nigdy więcej – westchnęła, opierając się o fotel, na którym siedziałam. – Ej, gdzie my w ogóle jesteśmy i gdzie jest Twój Romeo?
- Nie wiem, właśnie...
Nie minęła nawet sekunda od momentu, gdy to powiedziałam, a drzwi pokoju otworzyły się i stanął w nich Michael z torbami pełnymi zakupów. Gdy tylko nas zobaczył, odstawił tobołki na podłogę i podszedł do nas.
- Jesteście z siebie zadowoleni? – spytał, krzyżując ręce na piersi.
- Mike, co działo się zeszłej nocy? – spytałam niepewnie.
Diana, gdy tylko się zorientowała, że stoi przed Michaelem Jacksonem w samej bieliźnie, szybko wybiegła z pokoju. Slash natomiast, w ogóle nie przejął się tym, że również paraduje przed nami w ubogim ubiorze.
- Saul wpadł na genialny pomysł, by pójść do klubu, chociaż ja od samego początku byłem temu przeciwny – zaczął Mike, zauważyłam, że gitarzysta wywraca oczami. – Kiedy byliśmy na miejscu, okazało się, że nie jest to odpowiednia impreza dla dziewczyn w waszym wieku.
- To pamiętam – wtrąciłam. – Zapatrzyłeś się na jakąś parę, która bzykała się na kanapie. – Szturchnęłam Michaela w bok, a ten spuścił wzrok.
- Chciałem jak najszybciej cię stamtąd zabrać. To nie było miejsce dla ciebie, nie chciałem byś widziała te rzeczy, które się tam wyprawiały. – Chwycił moją dłoń i pogładził kciukiem. – Mięliśmy wyjść, jak tylko Slash skończy drinka. Poszedłem więc do łazienki, bo po koncercie nie miałem takiej możliwości, a gdy wróciłem... Zastałem cię kompletnie pijaną. Z resztą nie tylko ciebie, we trójkę świetnie się bawiliście.
- Co działo się dalej? – spytałam niepewnie, zwilżając usta.
- Slash jako tako się trzymał, dlatego obwieściłem mu, że wychodzimy. Oczywiście protestował – Mike posłał mu karcące spojrzenie – ale ostatecznie udało nam się opuścić klub.
W tym momencie do pokoju wróciła Diana. Ubrana była w moją sukienkę, którą miałam na sobie, gdy wracaliśmy z koncertu. Jednak, nie sprawiało mi to żadnego problemu. Usiadła na kanapie i skierowała swój wzrok na Michaela, który kontynuował opowieść z minionej imprezy.
- Kiedy wracaliśmy... O, wtedy to dopiero zaczął się cyrk! Dziękowałem Bogu, że na horyzoncie nie było żadnego dziennikarza ani paparazzi. Skakałaś, śpiewałaś... Z resztą, nie tylko ty. – Uśmiechnął się znacząco do mojej przyjaciółki. – Aczkolwiek, wydaje mi się, że ty najgorzej zniosłaś dawkę alkoholu, która przedostała się do twojej krwi. Slash tylko się zataczał, ale... Nie mówił nic o moim ''Dindim''. – Spuścił zawstydzony wzrok.
- O Boże... - wymruczałam.
Było mi wstyd, naprawdę. Było mi tak cholernie wstyd, że dałam się namówić na alkohol. To miał być tylko jeden drink, a skończyło się na tym, że krzyczałam na całe gardło, na środku ulicy, o przyrodzeniu mojego chłopaka. Drugi raz w życiu byłam pijana, pierwszy do tego stopnia.
- Krzyczałaś, że jestem... seksowny i, że ''wszystkie moje napalone fanki mogą zazdrościć ci takiego faceta'', a później zaczęłaś śpiewać własną wersję Dangerous.
Diana zaśmiała się cicho, natomiast ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Całe szczęście, że media o niczym się nie dowiedziały... Gdzie my w ogóle jesteśmy? Co z koncertami? – spytałam w końcu.
- Przyprowadziłem was tutaj, jesteśmy w hotelu – odparł. – Głupio mi było wracać z tobą w takim stanie do domu. Wysłałem dwóch ochroniarzy do twojego mieszkania, którzy zapewnili twoich rodziców, że wszystko jest w porządku i, że spędzimy tą noc w hotelu, bo zasiedzieliśmy się na spotkaniu towarzyskim. Wzięli z twojego pokoju moją walizkę, udało im się też znaleźć twoją szczotkę w łazience. Nie chciałem, by grzebali w twoich rzeczach, a w szczególności w bieliźnie.
Michael opowiadał wszystko ze szczegółami. Nikt z nas nawet nie próbował mu przerywać, gdyż wszyscy chcieliśmy się dowiedzieć, co miało miejsce tej nocy.
- Kiedy dotarliśmy do jednego z pokoi hotelowych, zdecydowałem się tobą zająć – kontynuował. – Przebrałem cię w moją koszulę, nie chciałem, byś spała w tych samych ubraniach, w których byłaś w klubie, czy w samej bieliźnie. Kiedy zdejmowałem z ciebie sukienkę... Chwyciłaś mnie za kołnierz mojej koszuli, a po chwili zaczęłaś rozpinać guziki. Co chwilę mówiłaś, że mnie pragniesz, że mnie pożądasz. Powiedziałaś nawet... - zamilkł.
- Co powiedziałam? – spytałam drżącym głosem.
- Powiedziałaś... Cytuję ''pieprz mnie, Jackson".
- No proszę, a zgrywa takie niewiniątko. – Zaśmiał się Slash, posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Do ciebie później dojdziemy – odparł Mike.
- Michael, ale my nie...?
- Nie, skarbie. – Cmoknął mnie w czoło, dziwiłam się, że po tym, co odstawiłam zeszłej nocy, traktuje mnie tak czule i łagodnie. – Nigdy nie mógłbym cię wykorzystać, choćbym nie wiem, jak bardzo cię pragnął.
- Boże, Michael...
- Kiedy udało mi się jakoś położyć cię do łóżka, zdecydowałem się zobaczyć, jak trzyma się Slash i Diana. Zastałem ich w salonie, na kanapie. Byli w samej bieliźnie i najwyraźniej bardzo się do siebie zbliżyli...
Moja przyjaciółka spojrzała z przerażeniem na gitarzystę, ten jednak wydawał się być zadowolony z takiego obrotu spraw.
- Zrobiliśmy to? – spytała niepewnie Diana.
- Nie zdążyliście – odparł Mike – aczkolwiek, było blisko...
- Cholera no! – wykrzyknął Slash.
- No sorry, ja też żałuję, że do tego doszło – odparła Diana.
- Do czego? No właśnie do niczego nie doszło, a mogło być tak pięknie...
- Slash, ty to jednak jesteś ostro zboczony – westchnęłam, po czym wstałam z fotela i objęłam przyjaciółkę ramieniem.
- No, ale ostatecznie, nic strasznego się nie stało. – Uśmiechnął się do mnie Mike.
Po chwili zdecydowałam się podejść do Michaela i mocno do siebie przytulić.
- Kochanie, przepraszam za to, co zrobiłam – wyszeptałam ze łzami w oczach. – Przysięgam, już nigdy więcej nie tknę alkoholu...
- Skarbie, wszystko jest dla ludzi – odsunął mnie lekko od siebie i pogładził po policzku – ale z umiarem. Poza tym, to nie twoja wina...
- A czyja?
Mike posłał wrogie spojrzenie w stronę Slash'a.
- O przepraszam, ja w tym palców nie maczałem. – Uniósł ręce, udając przy tym niewiniątko.
- Tak, a kto podał jej alkohol? – Michael zbliżył się do gitarzysty.
- Spytałem tylko, czy chce drinka...
- To ty nie wiesz, że ona jest jeszcze nie pełnoletnia?!
- Matko Święta, jest prawie dorosła... - Slash wzniósł oczy ku górze.
- Prawie, no właśnie! Prawie robi wielką różnicę!
- Dobra, Jackson, zluzuj bokserki!
- Hudson, masz szczęście, że już wszystkie koncerty są zaplanowane i zapowiedziane, bo inaczej, zakończylibyśmy współpracę!
- Jackson...
- Dość! – stanęłam między nimi, gdyż miałam wrażenie, że za chwilę dojdzie do rękoczynów. – Zachowujecie się jak banda rozkapryszonych dzieci! Czasu się już nie cofnie, ale z przeszłości można wyciągnąć lekcje na przyszłość. Przestańcie się na siebie drzeć, bo za chwilę to nie Slash, a ja zakończę współpracę i będziecie sobie radzić sami!
Zamilkli. Stali otępiali i wpatrywali się we mnie szeroko otwartymi oczami. Wzięłam głęboki wdech.
- Michael, byłeś na zakupach? – Zdecydowałam się jak najszybciej zmienić temat.
- Nie ja, tylko ochrona. – Uśmiechnął się do mnie, po czym przeszedł na korytarz i wrócił do pokoju z dwiema reklamówkami.
- Co tam masz?
Mike postawił zakupy na stole, następnie zaczął stopniowo wyjmować kupione rzeczy.
- Sok pomarańczowy, chleb – pokazywał mi produkty – masło, ser, ogórki i sok pomidorowy, dobry na kaca.
- Po co nam to wszystko? – spytałam. – Jeśli się nie mylę, dzisiaj wyjeżdżamy.
- Mięliśmy wyjechać dziś rano, ale z racji tego, że ostatnio sobie trochę pobalowaliście, mamy opóźnienie i wyjeżdżamy około trzeciej.
- Przepraszam Mike, ja... - zaczęłam, czułam się winna, gdyż w gruncie rzeczy to również przeze mnie nie opuściliśmy mojego miasta na czas.
- Daj spokój. – Przytulił mnie do siebie. – Na szczęście nie wylatujemy z Polski, więc powinniśmy wyrobić się z koncertem. Poprosiłem ochroniarzy, by zrobili zakupy, abyśmy mieli coś na śniadanie.
- Obsługa hotelowa nie działa, czy jak? – spytałam półgłosem.
- Oczywiście, że działa, ale będzie szybciej, jeśli sami zrobimy sobie kanapki...
Westchnęłam cicho. Michaelowi nigdy nie przeszkadzało to, że trzeba czekać na jedzenie przygotowane i przyniesione do naszego pokoju przez ludzi z obsługi.
- A w tym sklepie, co byli twoi ochroniarze, nie było wędliny? – spytała Diana, podnosząc z pogardą zapakowany ser w plastrach.
- Na pewno była, ale my nie jemy mięsa... - zaczął Mike.
- A czy ja ci, kurwa wyglądam na królika, Jackson?! – wykrzyknął Slash, chwytając w garść ogórka. – Prawdziwi faceci jedzą mięso! Chłop jesteś, czy baba?
- Jeśli ci się nie podoba, możesz pójść sam do sklepu i kupić sobie nawet całego kurczaka – odparł Mike, przygotowując chleb do pokrojenia. – My nie jemy mięsa, a jeśli dla was ser jest jak trucizna, możecie sami zrobić zakupy.
Diana stała jak wryta, po chwili jednak zdecydowała się powiedzieć, co o tym wszystkim myśli:
- Mam rozumieć, że skoro wy nie jecie mięsa, my też mamy go nie jeść?!
- Tego nie powiedziałem....
- Tak, powiedziałeś, że możemy sami sobie kupić wędlinę!
- To taki problem?
- Tak!
- Uspokójcie się wreszcie! – wykrzyknęłam, nie mogłam patrzeć na to, jak kłócą się z tak błahego powodu.– To chyba nie jest wielki problem, by raz zjeść kanapkę z serem, prawda?! No, a ty Mike, powinieneś pomyśleć też o Dianie i Slash'u, którzy nie są wegetarianami...
- Tak, wiem. – Mike spuścił smętnie głowę.
- Tak, więc czy możemy wreszcie zjeść to śniadanie? – spytałam, lekko poirytowana.
W odpowiedzi wszyscy kiwnęli zgodnie głowami.
*****
Kiedy pochłonęliśmy śniadanie, pojechałam z Michaelem do moich rodziców. W międzyczasie wzięłam jeszcze tabletkę od bólu głowy, aby nikt nie zorientował się, że mam kaca. Gdy dotarliśmy do mojego rodzinnego domu, w zasadzie wzięliśmy tylko moje rzeczy, pożegnaliśmy się i wróciliśmy do hotelu. Limuzyna miała podjechać o piętnastej. Slash obwieścił, że przyjedzie na koncert na własną rękę, a Diana...
- Nie jedziesz z nami? – spytałam przyjaciółkę, mimo że właściwie znałam już odpowiedź.
- Chciałabym, nawet bardzo – odparła – ale wiesz, mam szkołę. Nie mogę opuścić lekcji i wyjechać z wami w trasę po kilku krajach.
Poczułam, że oczy mi się zaszkliły.
- Ej, no nie płacz. – Diana przytuliła mnie mocno do siebie. – Przecież nie żegnamy się na zawsze, tak?
Przytaknęłam, po czym wtuliłam się mocniej w jej ciało.
- No, leć już, limuzyna na was czeka. – Poklepała mnie po plecach. – Ja zostanę tutaj ze Slash'em, mam nadzieję, że odwiezie mnie bezpiecznie do domu.
- No nie wiem, maleńka. – Zaśmiał się gitarzysta.
- Może jednak wezmę taksówkę...
Roześmiałam się.
- Jedź i daj z siebie wszystko. – Diana po raz kolejny mnie uściskała. – Będę do ciebie dzwonić, obiecuję.
Uśmiechnęłam się lekko, wyrwałam z objęć przyjaciółki i ukradkiem wytarłam łzę, która wolno spłynęła po moim policzku.
- No to co, Michael – zauważyłam, że Diana podchodzi do mojego chłopaka – mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
- Na pewno. - Uśmiechnął się do niej Mike. – Tylko następnym razem, nie idziemy do żadnego klubu.
- Jasne. – Zaśmiała się Diana. – Wiesz, ja rzadko kiedy piję...
- A jak już to porządnie – przerwał jej Michael, śmiejąc się.
- Dokładnie – zawtórowała mu moja przyjaciółka. – No, a tak na poważnie, nie chcę abyś pomyślał, że alkohol jest dla mnie ważny w życiu...
- Nawet przez myśl mi to nie przeszło.
- Zaproście mnie na swój ślub. – To mówiąc, Diana przytuliła się mocno do Michaela, który kątem oka zerknął na mnie, by sprawdzić, czy aby nie rzucę się na przyjaciółkę z pazurami.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko, wiedział już, że nie mam nic przeciwko takiemu pożegnaniu. W końcu udało nam się opuścić hotel. Tragarze dźwigali za nami walizki, a ochroniarze otaczali nas dosłownie z każdej strony. Momentami, męczyło mnie to, że nie mogę wyjść spokojnie na ulicę, czy zrobić zakupy w supermarkecie, jak dawniej. Jednak, za nic w świecie nie wróciłabym do swojego wcześniejszego życia, które w gruncie rzeczy, mimo że było znacznie spokojniejsze, wiało nudą. Bez Michaela u mojego boku, świat pozbawiony był kolorów. On i ja to jedno, tak już jest i tak będzie zawsze. Kiedy znaleźliśmy się bezpiecznie w limuzynie i odgrodziliśmy się od świata zewnętrznego, Mike zdecydował się czule mnie do siebie przytulić.
- Brakuje mi tego, wiesz? – Cmoknął mnie lekko w głowę.
- Czego?
- Czułości, pieszczot, namiętności... Ostatnio jesteśmy taka zabiegani, że nie poświęcamy sobie tyle czasu, co dawniej.
- No cóż, uroki sławy i tras koncertowych – westchnęłam.
- Wiesz, że ich nienawidzę?
- Wiem, ale to był twój pomysł, by ruszyć pełną parą z koncertami. – Zaśmiałam się. – Żałujesz?
- Nie, w końcu, robimy to dla fanów.
- Dokładnie.
- Jednak, chciałbym móc znowu spędzać z tobą romantyczne momenty, z dala od ludzi z ekipy i... Slash'a.
- Mamy za sobą dopiero pierwszy koncert, a ty już marudzisz? – Posłałam mu szeroki uśmiech.
- Nie marudzę, tylko...
- Zamiast tak ględzić, może w końcu mnie pocałuj.
Michael uśmiechnął się szeroko, następnie spełnił moją prośbę. Powoli zbliżył swoje usta do moich warg i wolno je musnął.
Jednak ja nie zamierzałam na tym poprzestawać, rozpięłam pasy.
- Skarbie, co ty robisz? – spytał zdezorientowany Mike. – Wróć na miejsce, bo gdy samochód zahamuje...
Położyłam mu palec na ustach, uciszając go tym samym. Następnie wspięłam się na jego kolana i usiadłam na nim okrakiem. Odgarnęłam loki z jego twarzy, gładziłam jego szyję i całowałam, całowałam, całowałam... Robiłam to tak namiętnie i zachłannie, do utraty tchu. Kiedy skończyłam, oblizałam wargi i wróciłam grzecznie na swoje miejsce.
- O to ci chodziło? – spytałam, z miną niewiniątka.
Michael przez dłuższą chwilę siedział zdezorientowany i nie dawał żadnych oznak, że moje słowa do niego dotarły. W końcu jednak kiwnął przytakująco głową. Zaśmiałam się, widząc jego reakcję.
- Sam chciałeś, kotku – wyszeptałam, gładząc jego tors.
- Chodź tu, Księżniczko. – Przyciągnął mnie do siebie, tak nagle, że nieświadomie pisnęłam.
Resztę podróży spędziliśmy w swoich objęciach, tonąc w gorących pocałunkach i czułych słówkach.
Od autorki
Witajcie, Kochani ❤ Przyznam, że nie spodziewałam się, że tak szybko uda mi się wstawić rozdział 😁 Jednak, z racji, że już tu jest, mam nadzieję. Ze się podobał 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro