Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 41.

Obudziłam się z silnym bólem głowy, podniosłam się lekko, podpierając się na rękach i rozejrzałam po pokoju. Dookoła panował totalny chaos. Na podłodze leżały porozrzucane ubrania a na środku dywanu dostrzegłam wywrócone krzesło. Zerknęłam na strój, który miałam na sobie. Moje ciało okrywała czerwona męska koszula. Przetarłam oczy i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że leżę sama na ogromnym łóżku, w obcym miejscu. Co tu się dzieje, do cholery? Gdzie jest Michael? Z trudem podniosłam się z materaca i ruszyłam przed siebie. Cudem trafiłam do łazienki i przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam strasznie, jak zombie. Podpuchnięte, podkrążone oczy, potargane kłaki.... Zapewniam, że nie jest to widok, jaki chcielibyście ujrzeć z samego rana. Odkręciłam kran i przemyłam twarz zimną wodą, aby jakoś wrócić do żywych. Następnie przeczesałam skołtunione włosy szczotką, która wyglądała zupełnie tak jak moja. Kiedy już w miarę wróciłam do normalności, wyszłam z łazienki i wkroczyłam do pokoju, przypominającego salon. To, co ujrzałam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. W pomieszczeniu panował taki sam rozgardiasz, jak w pokoju, w którym się obudziłam. Mało tego, na kanapie spała moja przyjaciółka, w samej bieliźnie, a na podłodze... Slash, w podobnym stanie. Nie wytrzymałam...

- Co tu się dzieje, do cholery?! - wykrzyknęłam, czego w sumie błyskawicznie pożałowałam, gdyż ból głowy dał o sobie znać.
Slash zerwał się z podłogi i rozejrzał się zdezorientowany po pokoju.
- O kurwa, co ja tu robię?! – Zerknął na swoje bokserki, a później skierował swój wzrok na Dianę, która powoli podnosiła się z kanapy. – Czy my...?
- Nie wiem – odparłam, rzucając się na fotel stojący pod scianą i zaczęłam masować sobie skronie. – Nie mam pojęcia co tu robię, nie wiem, gdzie jest Michael... Pamiętam tylko, że poszliśmy razem do klubu i, że częstowałeś mnie drinkiem, a tego, co się działo dalej, nie jestem w stanie sobie przypomnieć.
- O Boże – wyjąkała Diana, zakrywając usta dłonią. – Nie dobrze mi...
Wstała i pobiegła do łazienki.
- Kurde, no to nieźle zabalowaliśmy. – Slash zaczął rozmasowywać sobie kark. – Mam nadzieję, że ja i Diana... Nie no, na pewno bym to pamiętał! No, kurwa, taka laska zdarza się raz na sto lat! Z całym szacunkiem, Mała, ale ty jesteś zajęta...
Uśmiechnęłam się mimowolnie. W tym momencie do pokoju wróciła Diana.
- Żyjesz? – spytałam przyjaciółkę, która nie wyglądała najlepiej.
- Boże, nigdy więcej – westchnęła, opierając się o fotel, na którym siedziałam. – Ej, gdzie my w ogóle jesteśmy i gdzie jest Twój Romeo?
- Nie wiem, właśnie...
Nie minęła nawet sekunda od momentu, gdy to powiedziałam, a drzwi pokoju otworzyły się i stanął w nich Michael z torbami pełnymi zakupów. Gdy tylko nas zobaczył, odstawił tobołki na podłogę i podszedł do nas.
- Jesteście z siebie zadowoleni? – spytał, krzyżując ręce na piersi.
- Mike, co działo się zeszłej nocy? – spytałam niepewnie.
Diana, gdy tylko się zorientowała, że stoi przed Michaelem Jacksonem w samej bieliźnie, szybko wybiegła z pokoju. Slash natomiast, w ogóle nie przejął się tym, że również paraduje przed nami w ubogim ubiorze.
- Saul wpadł na genialny pomysł, by pójść do klubu, chociaż ja od samego początku byłem temu przeciwny – zaczął Mike, zauważyłam, że gitarzysta wywraca oczami. – Kiedy byliśmy na miejscu, okazało się, że nie jest to odpowiednia impreza dla dziewczyn w waszym wieku.
- To pamiętam – wtrąciłam. – Zapatrzyłeś się na jakąś parę, która bzykała się na kanapie. – Szturchnęłam Michaela w bok, a ten spuścił wzrok.
- Chciałem jak najszybciej cię stamtąd zabrać. To nie było miejsce dla ciebie, nie chciałem byś widziała te rzeczy, które się tam wyprawiały. – Chwycił moją dłoń i pogładził kciukiem. – Mięliśmy wyjść, jak tylko Slash skończy drinka. Poszedłem więc do łazienki, bo po koncercie nie miałem takiej możliwości, a gdy wróciłem... Zastałem cię kompletnie pijaną. Z resztą nie tylko ciebie, we trójkę świetnie się bawiliście.
- Co działo się dalej? – spytałam niepewnie, zwilżając usta.
- Slash jako tako się trzymał, dlatego obwieściłem mu, że wychodzimy. Oczywiście protestował – Mike posłał mu karcące spojrzenie – ale ostatecznie udało nam się opuścić klub.
W tym momencie do pokoju wróciła Diana. Ubrana była w moją sukienkę, którą miałam na sobie, gdy wracaliśmy z koncertu. Jednak, nie sprawiało mi to żadnego problemu. Usiadła na kanapie i skierowała swój wzrok na Michaela, który kontynuował opowieść z minionej imprezy.
- Kiedy wracaliśmy... O, wtedy to dopiero zaczął się cyrk! Dziękowałem Bogu, że na horyzoncie nie było żadnego dziennikarza ani paparazzi. Skakałaś, śpiewałaś... Z resztą, nie tylko ty. – Uśmiechnął się znacząco do mojej przyjaciółki. – Aczkolwiek, wydaje mi się, że ty najgorzej zniosłaś dawkę alkoholu, która przedostała się do twojej krwi. Slash tylko się zataczał, ale... Nie mówił nic o moim ''Dindim''. – Spuścił zawstydzony wzrok.
- O Boże... - wymruczałam.
Było mi wstyd, naprawdę. Było mi tak cholernie wstyd, że dałam się namówić na alkohol. To miał być tylko jeden drink, a skończyło się na tym, że krzyczałam na całe gardło, na środku ulicy, o przyrodzeniu mojego chłopaka. Drugi raz w życiu byłam pijana, pierwszy do tego stopnia.
- Krzyczałaś, że jestem... seksowny i, że ''wszystkie moje napalone fanki mogą zazdrościć ci takiego faceta'', a później zaczęłaś śpiewać własną wersję Dangerous.
Diana zaśmiała się cicho, natomiast ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Całe szczęście, że media o niczym się nie dowiedziały... Gdzie my w ogóle jesteśmy? Co z koncertami? – spytałam w końcu.
- Przyprowadziłem was tutaj, jesteśmy w hotelu – odparł. – Głupio mi było wracać z tobą w takim stanie do domu. Wysłałem dwóch ochroniarzy do twojego mieszkania, którzy zapewnili twoich rodziców, że wszystko jest w porządku i, że spędzimy tą noc w hotelu, bo zasiedzieliśmy się na spotkaniu towarzyskim. Wzięli z twojego pokoju moją walizkę, udało im się też znaleźć twoją szczotkę w łazience. Nie chciałem, by grzebali w twoich rzeczach, a w szczególności w bieliźnie.
Michael opowiadał wszystko ze szczegółami. Nikt z nas nawet nie próbował mu przerywać, gdyż wszyscy chcieliśmy się dowiedzieć, co miało miejsce tej nocy.
- Kiedy dotarliśmy do jednego z pokoi hotelowych, zdecydowałem się tobą zająć – kontynuował. – Przebrałem cię w moją koszulę, nie chciałem, byś spała w tych samych ubraniach, w których byłaś w klubie, czy w samej bieliźnie. Kiedy zdejmowałem z ciebie sukienkę... Chwyciłaś mnie za kołnierz mojej koszuli, a po chwili zaczęłaś rozpinać guziki. Co chwilę mówiłaś, że mnie pragniesz, że mnie pożądasz. Powiedziałaś nawet... - zamilkł.

- Co powiedziałam? – spytałam drżącym głosem.
- Powiedziałaś... Cytuję ''pieprz mnie, Jackson".
- No proszę, a zgrywa takie niewiniątko. – Zaśmiał się Slash, posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Do ciebie później dojdziemy – odparł Mike.
- Michael, ale my nie...?
- Nie, skarbie. – Cmoknął mnie w czoło, dziwiłam się, że po tym, co odstawiłam zeszłej nocy, traktuje mnie tak czule i łagodnie. – Nigdy nie mógłbym cię wykorzystać, choćbym nie wiem, jak bardzo cię pragnął.
- Boże, Michael...
- Kiedy udało mi się jakoś położyć cię do łóżka, zdecydowałem się zobaczyć, jak trzyma się Slash i Diana. Zastałem ich w salonie, na kanapie. Byli w samej bieliźnie i najwyraźniej bardzo się do siebie zbliżyli...
Moja przyjaciółka spojrzała z przerażeniem na gitarzystę, ten jednak wydawał się być zadowolony z takiego obrotu spraw.
- Zrobiliśmy to? – spytała niepewnie Diana.

- Nie zdążyliście – odparł Mike – aczkolwiek, było blisko...
- Cholera no! – wykrzyknął Slash.
- No sorry, ja też żałuję, że do tego doszło – odparła Diana.
- Do czego? No właśnie do niczego nie doszło, a mogło być tak pięknie...
- Slash, ty to jednak jesteś ostro zboczony – westchnęłam, po czym wstałam z fotela i objęłam przyjaciółkę ramieniem.
- No, ale ostatecznie, nic strasznego się nie stało. – Uśmiechnął się do mnie Mike.
Po chwili zdecydowałam się podejść do Michaela i mocno do siebie przytulić.
- Kochanie, przepraszam za to, co zrobiłam – wyszeptałam ze łzami w oczach. – Przysięgam, już nigdy więcej nie tknę alkoholu...
- Skarbie, wszystko jest dla ludzi – odsunął mnie lekko od siebie i pogładził po policzku – ale z umiarem. Poza tym, to nie twoja wina...
- A czyja?
Mike posłał wrogie spojrzenie w stronę Slash'a.
- O przepraszam, ja w tym palców nie maczałem. – Uniósł ręce, udając przy tym niewiniątko.
- Tak, a kto podał jej alkohol? – Michael zbliżył się do gitarzysty.
- Spytałem tylko, czy chce drinka...
- To ty nie wiesz, że ona jest jeszcze nie pełnoletnia?!
- Matko Święta, jest prawie dorosła... - Slash wzniósł oczy ku górze.
- Prawie, no właśnie! Prawie robi wielką różnicę!
- Dobra, Jackson, zluzuj bokserki!
- Hudson, masz szczęście, że już wszystkie koncerty są zaplanowane i zapowiedziane, bo inaczej, zakończylibyśmy współpracę!
- Jackson...
- Dość! – stanęłam między nimi, gdyż miałam wrażenie, że za chwilę dojdzie do rękoczynów. – Zachowujecie się jak banda rozkapryszonych dzieci! Czasu się już nie cofnie, ale z przeszłości można wyciągnąć lekcje na przyszłość. Przestańcie się na siebie drzeć, bo za chwilę to nie Slash, a ja zakończę współpracę i będziecie sobie radzić sami!
Zamilkli. Stali otępiali i wpatrywali się we mnie szeroko otwartymi oczami. Wzięłam głęboki wdech.
- Michael, byłeś na zakupach? – Zdecydowałam się jak najszybciej zmienić temat.
- Nie ja, tylko ochrona. – Uśmiechnął się do mnie, po czym przeszedł na korytarz i wrócił do pokoju z dwiema reklamówkami.
- Co tam masz?
Mike postawił zakupy na stole, następnie zaczął stopniowo wyjmować kupione rzeczy.
- Sok pomarańczowy, chleb – pokazywał mi produkty – masło, ser, ogórki i sok pomidorowy, dobry na kaca.
- Po co nam to wszystko? – spytałam. – Jeśli się nie mylę, dzisiaj wyjeżdżamy.
- Mięliśmy wyjechać dziś rano, ale z racji tego, że ostatnio sobie trochę pobalowaliście, mamy opóźnienie i wyjeżdżamy około trzeciej.
- Przepraszam Mike, ja... - zaczęłam, czułam się winna, gdyż w gruncie rzeczy to również przeze mnie nie opuściliśmy mojego miasta na czas.
- Daj spokój. – Przytulił mnie do siebie. – Na szczęście nie wylatujemy z Polski, więc powinniśmy wyrobić się z koncertem. Poprosiłem ochroniarzy, by zrobili zakupy, abyśmy mieli coś na śniadanie.
- Obsługa hotelowa nie działa, czy jak? – spytałam półgłosem.
- Oczywiście, że działa, ale będzie szybciej, jeśli sami zrobimy sobie kanapki...
Westchnęłam cicho. Michaelowi nigdy nie przeszkadzało to, że trzeba czekać na jedzenie przygotowane i przyniesione do naszego pokoju przez ludzi z obsługi.
- A w tym sklepie, co byli twoi ochroniarze, nie było wędliny? – spytała Diana, podnosząc z pogardą zapakowany ser w plastrach.
- Na pewno była, ale my nie jemy mięsa... - zaczął Mike.
- A czy ja ci, kurwa wyglądam na królika, Jackson?! – wykrzyknął Slash, chwytając w garść ogórka. – Prawdziwi faceci jedzą mięso! Chłop jesteś, czy baba?
- Jeśli ci się nie podoba, możesz pójść sam do sklepu i kupić sobie nawet całego kurczaka – odparł Mike, przygotowując chleb do pokrojenia. – My nie jemy mięsa, a jeśli dla was ser jest jak trucizna, możecie sami zrobić zakupy.
Diana stała jak wryta, po chwili jednak zdecydowała się powiedzieć, co o tym wszystkim myśli:
- Mam rozumieć, że skoro wy nie jecie mięsa, my też mamy go nie jeść?!
- Tego nie powiedziałem....
- Tak, powiedziałeś, że możemy sami sobie kupić wędlinę!
- To taki problem?
- Tak!
- Uspokójcie się wreszcie! – wykrzyknęłam, nie mogłam patrzeć na to, jak kłócą się z tak błahego powodu.– To chyba nie jest wielki problem, by raz zjeść kanapkę z serem, prawda?! No, a ty Mike, powinieneś pomyśleć też o Dianie i Slash'u, którzy nie są wegetarianami...
- Tak, wiem. – Mike spuścił smętnie głowę.
- Tak, więc czy możemy wreszcie zjeść to śniadanie? – spytałam, lekko poirytowana.
W odpowiedzi wszyscy kiwnęli zgodnie głowami.

*****

Kiedy pochłonęliśmy śniadanie, pojechałam z Michaelem do moich rodziców. W międzyczasie wzięłam jeszcze tabletkę od bólu głowy, aby nikt nie zorientował się, że mam kaca. Gdy dotarliśmy do mojego rodzinnego domu, w zasadzie wzięliśmy tylko moje rzeczy, pożegnaliśmy się i wróciliśmy do hotelu. Limuzyna miała podjechać o piętnastej. Slash obwieścił, że przyjedzie na koncert na własną rękę, a Diana...
- Nie jedziesz z nami? – spytałam przyjaciółkę, mimo że właściwie znałam już odpowiedź.
- Chciałabym, nawet bardzo – odparła – ale wiesz, mam szkołę. Nie mogę opuścić lekcji i wyjechać z wami w trasę po kilku krajach.
Poczułam, że oczy mi się zaszkliły.
- Ej, no nie płacz. – Diana przytuliła mnie mocno do siebie. – Przecież nie żegnamy się na zawsze, tak?
Przytaknęłam, po czym wtuliłam się mocniej w jej ciało.
- No, leć już, limuzyna na was czeka. – Poklepała mnie po plecach. – Ja zostanę tutaj ze Slash'em, mam nadzieję, że odwiezie mnie bezpiecznie do domu.
- No nie wiem, maleńka. – Zaśmiał się gitarzysta.
- Może jednak wezmę taksówkę...
Roześmiałam się.
- Jedź i daj z siebie wszystko. – Diana po raz kolejny mnie uściskała. – Będę do ciebie dzwonić, obiecuję.
Uśmiechnęłam się lekko, wyrwałam z objęć przyjaciółki i ukradkiem wytarłam łzę, która wolno spłynęła po moim policzku.
- No to co, Michael – zauważyłam, że Diana podchodzi do mojego chłopaka – mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
- Na pewno. - Uśmiechnął się do niej Mike. – Tylko następnym razem, nie idziemy do żadnego klubu.

- Jasne. – Zaśmiała się Diana. – Wiesz, ja rzadko kiedy piję...
- A jak już to porządnie – przerwał jej Michael, śmiejąc się.
- Dokładnie – zawtórowała mu moja przyjaciółka. – No, a tak na poważnie, nie chcę abyś pomyślał, że alkohol jest dla mnie ważny w życiu...
- Nawet przez myśl mi to nie przeszło.
- Zaproście mnie na swój ślub. – To mówiąc, Diana przytuliła się mocno do Michaela, który kątem oka zerknął na mnie, by sprawdzić, czy aby nie rzucę się na przyjaciółkę z pazurami.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko, wiedział już, że nie mam nic przeciwko takiemu pożegnaniu. W końcu udało nam się opuścić hotel. Tragarze dźwigali za nami walizki, a ochroniarze otaczali nas dosłownie z każdej strony. Momentami, męczyło mnie to, że nie mogę wyjść spokojnie na ulicę, czy zrobić zakupy w supermarkecie, jak dawniej. Jednak, za nic w świecie nie wróciłabym do swojego wcześniejszego życia, które w gruncie rzeczy, mimo że było znacznie spokojniejsze, wiało nudą. Bez Michaela u mojego boku, świat pozbawiony był kolorów. On i ja to jedno, tak już jest i tak będzie zawsze. Kiedy znaleźliśmy się bezpiecznie w limuzynie i odgrodziliśmy się od świata zewnętrznego, Mike zdecydował się czule mnie do siebie przytulić.
- Brakuje mi tego, wiesz? – Cmoknął mnie lekko w głowę.
- Czego?
- Czułości, pieszczot, namiętności... Ostatnio jesteśmy taka zabiegani, że nie poświęcamy sobie tyle czasu, co dawniej.
- No cóż, uroki sławy i tras koncertowych – westchnęłam.
- Wiesz, że ich nienawidzę?
- Wiem, ale to był twój pomysł, by ruszyć pełną parą z koncertami. – Zaśmiałam się. – Żałujesz?
- Nie, w końcu, robimy to dla fanów.
- Dokładnie.
- Jednak, chciałbym móc znowu spędzać z tobą romantyczne momenty, z dala od ludzi z ekipy i... Slash'a.
- Mamy za sobą dopiero pierwszy koncert, a ty już marudzisz? – Posłałam mu szeroki uśmiech.
- Nie marudzę, tylko...
- Zamiast tak ględzić, może w końcu mnie pocałuj.
Michael uśmiechnął się szeroko, następnie spełnił moją prośbę. Powoli zbliżył swoje usta do moich warg i wolno je musnął.

Jednak ja nie zamierzałam na tym poprzestawać, rozpięłam pasy.
- Skarbie, co ty robisz? – spytał zdezorientowany Mike. – Wróć na miejsce, bo gdy samochód zahamuje...
Położyłam mu palec na ustach, uciszając go tym samym. Następnie wspięłam się na jego kolana i usiadłam na nim okrakiem. Odgarnęłam loki z jego twarzy, gładziłam jego szyję i całowałam, całowałam, całowałam... Robiłam to tak namiętnie i zachłannie, do utraty tchu. Kiedy skończyłam, oblizałam wargi i wróciłam grzecznie na swoje miejsce.
- O to ci chodziło? – spytałam, z miną niewiniątka.
Michael przez dłuższą chwilę siedział zdezorientowany i nie dawał żadnych oznak, że moje słowa do niego dotarły. W końcu jednak kiwnął przytakująco głową. Zaśmiałam się, widząc jego reakcję.
- Sam chciałeś, kotku – wyszeptałam, gładząc jego tors.
- Chodź tu, Księżniczko. – Przyciągnął mnie do siebie, tak nagle, że nieświadomie pisnęłam.
Resztę podróży spędziliśmy w swoich objęciach, tonąc w gorących pocałunkach i czułych słówkach.

Od autorki

Witajcie, Kochani ❤ Przyznam, że nie spodziewałam się, że tak szybko uda mi się wstawić rozdział 😁 Jednak, z racji, że już tu jest, mam nadzieję. Ze się podobał 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro