Rozdział 39.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w naszej sypialni, nade mną stał Michael, Slash i jakiś wysoki, ciemnoskóry mężczyzna. Patrząc na jego strój, domyśliłam się, że jest lekarzem.
- Obudziła się moja Śpiąca Królewna? - Mike pogładził mnie po dłoni.
- C...Co się stało? - spytałam, błądząc wzrokiem po jego twarzy.
- Zemdlałaś, ale spoko, sytuacja jest już opanowana. - Uśmiechnął się szeroko Slash.
- Przepraszam... Przeze mnie nie skończyliśmy utworu. Wiem, jakie to było dla ciebie ważne, Mike.
- Przestań, to tylko piosenka. - Machnął ręką. - Co prawda, przepiękna, ale nie ona jest teraz najważniejsza...
- Ma pani lekko zaburzoną pracę serca - wtrącił się lekarz.
- To jest Josh - przedstawił go Michael.
- Podwyższone ciśnienie...
- Tak, wiem... - westchnęłam.
- Wie pani?
Mike spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Od dawna mam niewielką wadę serca - oznajmiłam.
Michael patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Kotku, ale...
- To nic takiego, nie chciałam cię martwić. - Wiedziałam, o co zapyta, dlatego zdecydowałam się wyprzedzić bieg wydarzeń. - Wiele razy odwiedzałam kardiologów, ale żaden nie był w stanie powiedzieć, co mi tak na prawdę jest. Kiedyś jeden z lekarzy stwierdził, że mam lekką niedomykalność komór, czy przedsionków... Nie ważne, co to za różnica?
- Czy ona umrze? - zwrócił się do lekarza półgłosem Mike, ze łzami w oczach, licząc na to, że nie usłyszę jego pytania.
- Kiedyś na pewno, a tymczasem... Musisz ją oszczędzać.
- Dziękuję. - Mike uścisnął dłoń lekarza, który po chwili opuścił pokój.
Slash usiadł obok mnie na łóżku, jego ubranie przesiąknięte było alkoholem.
- Piłeś? - spytałam podejrzliwie.
- Tylko troszeczkę. - Uśmiechnął się niewinnie, w odpowiedzi wzniosłam ku górze oczy. - To co, Mała? Teraz musisz leżeć w łóżeczku... Sama...
- O nie, nie będzie sama - wtrącił się Mike, spychając Saula z łóżka.
- Jackson! - Gitarzyście wyraźnie nie spodobało się zachowanie przyjaciela.
Zaśmiałam się cicho, widząc tą scenę.
- Przepraszam - wyszeptał po chwili Mike, całując mnie krótko w dłoń.
- Za co?
- Nie powinienem tak naciskać z tymi nagraniami... Zwłaszcza, że mieliśmy długą przerwę, Pauline na głowię i to wszystko...
Uciszyłam go delikatnym całusem.
- Przestań, nic się nie stało. - Uśmiechnęłam się lekko. - Poleżę sobie trochę i jutro możemy dokończyć piosenkę...
- O nie! Masz leżeć i się regenerować! - odparł stanowczo.
- Mike, nie przesadzaj...
- Przelewałaś mi się między palcami, dosłownie...
Westchnęłam.
- Dobra, to kiedy możemy wrócić do studia?
- Za tydzień, co najmniej.
Wzniosłam oczy ku górze, ale przystałam na jego propozycję. Wiedziałam, że go nie przegadam.
- Możemy chociaż ustalić w domu szczegóły trasy? - spytałam, z nadzieją w głosie.
- Tak, ale pod warunkiem, że będziesz leżeć w łóżku.
- Cały czas?
- No nie... Możesz wstawać na siku. - Uśmiechnął się niewinnie.
- No dzięki, łaskawco! Już myślałam, że będziesz mi kupować pampersy, albo osobiście podstawiać nocnik.
Slash roześmiał się na moje słowa.
- Nie, no co ty? Michael jest przecież zbyt nieśmiały. - Saul poklepał mojego faceta po ramieniu.
- Zamknij się - wycedził przez zęby Mike.
- O, jeszcze jaki agresywny!
Roześmiałam się.
- Ja się tylko o ciebie troszczę, skarbie - zwrócił się do mnie Michael.
- Wiem, wiem... Dobra, niech ci będzie.
- Świetnie! Czyli mamy wszystko ustalone? - Kiwnęłam głową. - Zaraz wracam, poproszę Susan by zrobiła ci jakąś dobrą pomidorówkę!
Zaśmiałam się. Mike wiedział doskonale, jaka jest moja ulubiona zupa.
- No, a ty Slash... Chyba czas na ciebie, nie uważasz? - rzucił przez ramię.
- Nie może zostać? - spytałam, chwytając gitarzystę za przedramię i kierując w stronę Michaela wzrok smutnego spaniela. - Proooooszę.
- Eh, no dobrze. - Westchnął Mike, po czym opuścił sypialnię.
- Jak się czujesz? - spytał mnie po chwili Slash.
- Jeszcze żyję. - Zaśmiałam się.
- To widzę. - Gitarzysta podzielił moją reakcję. - Posuń się.
Zanim się obejrzałam, Slash leżał obok mnie na łóżku.
- Michael wiele mi o tobie opowiadał, wiesz? - Uśmiechnął się.
- Na przykład?
- Mówił, jak się poznaliście, ile masz lat, że pochodzisz z Polski... Ale jakoś nie wspominał, że jesteś taka śliczna.
Spuściłam zawstydzona wzrok.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że gdy Mike za chwilę tu wróci i usłyszy twoje komplementy, zegnie cię w precelek? Prawda, Hudson? - Dźgnęłam go delikatnie palcem w brzuch.
- Jakoś szczególnie się go nie boję...
- W ogóle to... Dziękuję.
- Za co?
- Za to, że zgodziłeś się grać na gitarze w mojej piosence.
- Słuchaj, Michael jest moim ziomem, a ja dla swoich kumpli zrobię wszystko. No i dla ich panienek. - Objął mnie ramieniem i w tym momencie do pokoju wszedł Michael.
- Co wy tu robicie? - spytał, w miarę spokojnym tonem.
- Kurde, Jackson! Właśnie chciałem bzyknąć twoją dziunię, a ty musiałeś akurat wejść do pokoju i nam przeszkodzić!
Zaśmiałam się.
- No to co, może trójkącik? - Slash poruszył zabawnie brwiami.
- Złaź z tego łóżka - syknął Michael.
- Widzę, że lubisz na ostro...
- Nie kompromituj się Hudson, dobrze ci radzę.
- Uspokój się, Mike. - Uśmiechnęłam się do niego lekko. - Przecież on się tylko zgrywa.
- Wiem, ale Slash jest akurat zdolny do wszystkiego...
- Ej! Może i mam bogate życie seksualne, ale zajętych kobiet nie tykam!
- Jasne... - Mike usadowił się obok mnie na łóżku.
- Nie wierzysz mi?!
- Skarbie, twoja zupa się już gotuje. - Mike zignorował pytanie Slasha.
- W porządku. - Uśmiechnęłam się lekko.
- Kuźwa, ty jesteś jakiś nienormalny, Jackson! - Slash wstał i zaczął wymachiwać rękami. - A z resztą, co ja się będę przejmował... Masz pełen barek?
- Jak zawsze.
- No i zajebiście, idę się napić! Przynieść ci coś, królewno?
Mike posłał mu mordercze spojrzenie.
- Dobra, nie było pytania... - To mówiąc, opuścił sypialnię.
- Jesteście jak dzieci. - Zaśmiałam się.
- Co? - Mike spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Udajecie, że się nie lubicie, a gdy przyjdzie co do czego, skoczylibyście za sobą w ogień...
- Ja go nie lubię. - Próbował mi wmówić Michael, jednak gdy ujrzał mój pełen powątpiewania wzrok, szybko zmienił zdanie. - No dobra, lubię go... Trochę...
Zaśmiałam się.
- Swoją drogą, nie chwaliłeś się, że masz alkohol na terenie posiadłości. - Szturchnęłam go w bok.
- To dlatego, że nie piję. Barek jest mi potrzebny tylko na wyjątkowe okazje...
- Czyli?
Nie odpowiedział. Czułam, że nie chodzi mu o wizytę znajomych i imprezy w przyjaznym gronie. Po chwili, do drzwi sypialni zapukała Susan. Po tym, jak nakryła nas w dwuznacznej sytuacji, wolała uprzedzić, że zamierza wejść do pokoju, w którym się znajdujemy. Wolno wtargnęła do środka, niosąc w dłoniach tacę z ciepłym talerzem zupy. Za nią, biegł radośnie Bubbles.
- Masz może ochotę na deser? - spytała mnie Susan, podając mi tacę.
- Jeszcze nie zjadłam zupy, a ty już mnie pytasz o deser? - Zaśmiałam się.
- Dwa puchary lodów czekoladowych. - poprosił Mike.
- Ej, a Slash?
- On ma swoją znieczulicę...
Parsknęłam śmiechem, Susan natomiast uniosła niepewnie kąciki swoich ust i powoli opuściła pokój.
- To, co robimy z trasą? - spytałam, maczając łyżkę w zupie.
- Ty na razie zjedz, dobrze? - Zaśmiał się Mike, obejmując mnie.
Na łóżko wskoczył Bubbles.
- Cześć, maluchu. - Przywitałam się z małpką, delikatnie głaszcząc ją po łebku. - Chcesz trochę? - Podsunęłam łyżkę pod usta szympansa.
Nie musiałam długo czekać na reakcję z jego strony. Małpka nie pogardziła zupą.
- To było dla ciebie, nie dla Bubblesa. - Zaśmiał się Mike.
- Oj tam, lubię dzielić się z innymi jedzeniem.
Kiedy talerz był już pusty, Michael chwycił leżące na biurku kartki papieru i wrócił na łóżko.
- No dobra, ustalmy szczegóły dotyczące trasy - zaproponował ochoczo. - Jakie kraje planujesz odwiedzić?
- Polskę - odpowiedziałam w pierwszej kolejności .
- To oczywiste. - Objął mnie ramieniem.
- Francję, Hiszpanię, Włochy... Ile mamy czasu?
- Do twoich urodzin, więc około trzech i pół miesięcy.
- No to jeszcze Brazylię i może Japonię, co? Uwielbiam ich modę uliczną.
- Chodzi ci o te takie słodkie ubranka...?
- Kawaii! Tak!
Mike widząc mój błysk w oku zdecydował się zadać jedno pytanie:
- Chciałabyś się tak ubierać?
- Cała może nie, ale na pewno kupię sobie jakieś elementy z tego stylu. Jest taki uroczy. Wyobrażasz sobie swoją dziewczynę w różowych, falbaniastych sukienkach, oblepioną brokatem i żelkami, z jednorożcem na plecach?
- Nie - odparł krótko.
- Dlaczego? - Zaśmiałam się.
- Ciężko mi wyobrazić sobie ciebie w czymś takim... Zawsze preferowałaś mocniejszy styl.
- No to chyba pora to zmienić?
- Dobra, kupię ci pluszowego jednorożca.
Nasz radosny śmiech przerwał Slash, który wpadł do pokoju i od razu oparł się o framugę. Bez problemu dało się poznać, że jest pijany.
- Królu złoty! Jakie ty masz zajebiste zapasy w tym swoim barku! - wykrzyknął.
- Ta... Widzę, że przypadły ci do gustu. - Westchnął Mike. - Zostało tam coś jeszcze?
- Oczywiście! Chyba nie myślisz, że opróżniłbym na raz tyle flaszek z gwinta? Na to, mój drogi potrzebuję czasu. - W tym momencie skierował swój wzrok na kartki leżące na łóżku. - A co to za biznesy? Beze mnie? - Podszedł do nas i chwycił jedną z kartek.
Zaczął obracać ją w dłoniach, przyglądając się widniejącym na niej literom.
- Strasznie bazgrolisz, Jackson - stwierdził po chwili. - Mama nie nauczyła cię pisać prosto?
- To nie kwestia mojego pisma, ale tego, że w twoim stanie wszystko wydaje się być pochyłe - odparł Mike, zabierając od niego kartkę z notatkami. - Zaczęliśmy ustalać szczegóły dotyczące trasy...
- No i co ustaliliście? - Slash usiadł obok mnie.
Jego dłoń powędrowała na moje udo, szybko ją strzepnęłam, zanim Michael zdołał cokolwiek zauważyć.
- Mamy już określoną trasę - oznajmił Mike. - To oczywiste, że najpierw zajedziemy do Polski, ponieważ tam jest rodzina Martyny. Poza tym, ja również czuję się silnie związany z tym krajem...
- Poproszę mamę by zrobiła nam pierogi - zaśmiałam się - a ty się ucz polskiego, żeby przed nią zabłysnąć.
- Jasne. - Uśmiechnął się Mike.
Szybko ustaliliśmy wszystkie szczegóły dotyczące trasy. Pozostało nam jeszcze dokończenie nagrywania utworu, który miał stać się hitem podczas nadchodzących koncertów, poinformować media o naszych planach i wreszcie, wyruszyć w podróż, która przejdzie do historii. Jednak wszystko w swoim czasie. Michael zdecydował się trochę odpuścić, nie męczył mnie już ciągłą pracą, gdyż wiedział, czym może się ona dla mnie skończyć. Zdecydowaliśmy się przyjąć odpowiednie tempo, nie za szybkie, ale też nie za wolne, by zdążyć z trasą do moich osiemnastych urodzin. Zostało tak niewiele czasu. Już niedługo stanę się pełnoletnia, będę pełnoprawnym, odpowiedzialnym obywatelem, a co najważniejsze... Już wkrótce oficjalne zostanę panią Jackson. Mam nadzieję, że w międzyczasie nie wydarzy się nic, co mogłoby uniemożliwić mi poślubienie mojego ukochanego.
*****
Trzy tygodnie później siedzieliśmy już w samolocie, w drodze do Polski. Byłam bardzo podekscytowana, w końcu miałam spotkać się ze swoją rodziną i, gdy Mike nareszcie pozbył się tego cholernego gipsu, ograniczającego mu ruchy, w końcu wróciliśmy na szczyt show businessu. W mediach aż huczało o naszym powrocie na scenę, dziennikarze walili do nas drzwiami i oknami, każdy chciał umówić się z nami na wywiad. Wreszcie, po ponad dziesięciogodzinnym locie, opuściliśmy samolot. Na lotnisku gromadził się tłum fanów i paparazzi. Wśród obcych twarz dostrzegłam... Swoich rodziców, a obok nich... Nie, to niemożliwe. Babcia i ciocia! Te dwie kobiety, które niegdyś były dla mnie ogromnym wsparciem, a później... Nieważne, nie chcę wracać do przeszłości. Chwyciłam Michaela za dłoń i pociągnęłam go w stronę swoich bliskich. Ochrona uwijała się przy nas jak mrówki. W końcu, rzuciłam się rodzinie w objęcia.
- Jesteście... - wyjąkałam, czując na sobie flesze aparatów. - Nie sądziłam, że przyjedziecie na lotnisko...
Pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Mike stał za mną i bawił się swoimi palcami, obok niego znajdowali się również postawni mężczyźni obładowani naszymi bagażami.
- To jest Michael - przedstawiłam chłopaka babci i cioci - ale to wiecie...
- Wydaje mi się, że tutaj nie ma warunków na rozmowę - oznajmiła niepewnie mama.
- Racja.
Chwyciłam Michaela za dłoń i razem weszliśmy do samochodu, który miał zawieść nas do mojego dawnego mieszkania.
Gdy tylko dojechaliśmy na miejsce, a tata otworzył drzwi, w moje ramiona wbiegł mój kochany piesek.
- Cześć, maluchu! - wykrzyknęłam, wstając i przytulając do siebie yorka. - Nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłam.
Już po chwili, zwierzak zaczął mi się wyrywać.
- To tak mnie witasz po miesiącach mojej nieobecności? - Zaśmiałam się, wypuszczając pieska.
York podbiegł do Michaela i skoczył na jego nogi, chcąc aby ten wziął go na ręce. Wiedziałam, że Mike boi się małych psów.
- Spokojnie, nic ci nie zrobi. - Uśmiechnęłam się do niego.
Michael niepewnie zbliżył dłoń do psa i pogłaskał go po łebku, ten niemal od razu zaczął lizać jego rękę
- Rozgoście się. - Mama popchnęła mnie lekko w stronę salonu.
Mike chwycił moją dłoń i weszliśmy razem do pokoju, w którym znajdował się stół zastawiony najróżniejszymi słodkościami, od ciasta, poprzez słone paluszki, aż po M&M'sy. Uśmiechnęłam się lekko.
- Na pamiątkę założenia naszego duetu - szepnęłam do Michaela, wskazując kolorowe draże.
Zajęłam z ukochanym miejsce przy stole, naprzeciwko nas usiadła babcia z ciocią. Przyglądały się Michaelowi z zafascynowaniem i nieufnością, jednocześnie.
- Kawa? Herbata? - Zza kuchni wyjrzał tata.
Wybrałam kawę, a Mike zdecydował się na herbatę. Długo siedzieliśmy w rodzinnym gronie i odpowiadaliśmy na pytania babci i cioci, dotyczące zarówno początku naszego związku, jak i tras koncertowych, czy tego, jak nam się ogólnie żyje. Tak, w przyjemnej atmosferze, nastał wieczór. Babcia i ciocia opuściły nasze mieszkanie po dziewiętnastej. Wiedziały, że nazajutrz czeka nas pierwszy koncert w moim rodzinnym mieście i, że powinniśmy się wyspać.
- Materac dla Michaela leży w twoim pokoju - oznajmiła mama, zamykając drzwi wejściowe.
Kiwnęłam głową, uśmiechając się lekko, mimo że w rzeczywistości miałam ochotę powiedzieć swojej rodzicielce, co myślę o jej metodach antykoncepcji. Kiedy już się wymyliśmy, wylądowałam z Michaelem w swoim pokoju, w którym nadal pełno było plakatów z jego wizerunkiem. Leżałam na łóżku i tępo gapiłam się w ścianę.
- O czym myślisz? - spytał Mike, przekręcając się na bok, na materacu.
- Zastanawiam się, jak będzie wyglądał jutrzejszy dzień, czy mieszkańcy przyjmą mnie życzliwie...
- Urodziłaś się w tym mieście, poza tym dasz im kawał dobrej muzyki. Dlaczego mieliby źle cię przyjąć? - Wzruszyłam ramionami.
- Całkiem nieźle mówisz już po polsku - zmieniłam temat.
- Dziękuję bardzo - odparł Mike, w moim ojczystym języku. - Tak w ogóle to, twoja mama jest całkiem w porządku...
- Ta, nawróciła się. - Wzniosłam oczy ku górze. - Sama nie wiem, czy jest szczera w swoich intencjach, czy tak dobrze udaje.
- Może po prostu się zmieniła.
- Może... Ale jakoś, nie chce mi się w to wierzyć.
Michael westchnął w odpowiedzi. Leżeliśmy w milczeniu przez dobre kilka minut.
- Mike? - wyszeptałam w końcu.
- Hmm?
- Śpisz?
- Nie.
- Strasznie tu nie wygodnie, nie zasnę bez ciebie.
- Twoja mama zrównała mnie z podłogą...
- Możesz się z niej podnieść i położyć się ze mną?
- Nie powinienem...
- Proszę...
Chwila milczenia.
- No dobrze, mam nadzieję, że nie dostanę za to ochrzanu. - Zaśmiał się cicho, po czym wstał z materaca i po omacku wpełzł na moje łóżko. - O ludzie, ale tu nie wygodnie.
- To łóżko jednoosobowe, ale jesteś chudy, jakoś się pomieścimy.
Westchnął cicho i przytulił mnie mocniej do siebie, tak, że leżałam prawie na jego torsie. Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej, czułam jak się unosi. Jego ręka natomiast zaczęła błądzić po moim ciele, tak jakby szukała właściwego miejsca. Czułam jego dotyk najpierw na plecach, później na brzuchu, aż w końcu... Dłoń Pana Jacksona powędrowała na moje pośladki i lekko ścisnęła jeden z nich.
- Yghm, Michael - wyszeptałam. - To jest mój tyłek.
- Wiem - odparł, bez najmniejszego skrępowania, miałam wręcz wrażenie, że się łobuzersko uśmiecha.
- A zgrywasz takie niewiniątko - wymruczałam.
- Śpij, skarbie. - Cmoknął mnie w czoło, jakgdyby nigdy nic, jednak jego dłoń nadal nie zmieniła swojego położenia. - Przed nami długi dzień.
Uśmiechnęłam się lekko i zamknęłam oczy. Wsłuchałam się w cichy oddech swojego ukochanego i już po chwili, zasnęłam
Od autorki:
Witajcie, Kochani ❤ Co sądzicie o rozdziale? Tak, wiem, wyszedł trochę krótki 😒 Przyznam się Wam, że ostatnio mam jakieś problemy z weną. No, ale miejmy nadzieję, że jest to stan chwilowy 😉 Do następnego 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro