Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34.

Witajcie, moje Aniołki ❤ Zacznę od tego, że planowałam wstawić ten rozdział w okolicach weekendu, ale że wena od pewnego czasu nie zamierza mnie opuścić, oto jest 😉 Zanim zaczniecie czytać, uprzedzę, że w rozdziale wystąpi sporo wulgaryzmów. Zastosowałam je po to, by podkreść zarówno sytuację, jak i osobę Diany (wtajemniczeni wiedzą, o co mi chodzi ❤) Wolałam uprzedzić, bo być może, komuś to będzie przeszkadzać, a chcę uniknąć wszelkich "spin" 😉 Bądź co bądź, takie słownictwo lekko odbiega od mojego dotychczasowego sposobu pisania, ale mam nadzieję, że przywykniecie :) Moi bohaterowie dojrzewają, jak to zwykle w życiu bywa 😉 No dobra, koniec mojego ględzenia, zapraszam serdecznie do czytania ❤

Siedziałam w samolocie, byłam w drodze do Polski. Prawdę powiedziawszy, nie miałam pojęcia, gdzie powinnam się udać. Wiedziałam, że jeśli wrócę do rodziców, usłyszę od mamy tekst w stylu: ,,A nie mówiłam?" Mało tego, pewnie straci do Michaela resztę szacunku, gdyż zarzekałam się, że mnie nie skrzywdzi i, że już zawsze będę z nim szczęśliwa. Podparłam głowę na dłoni. Kolejna łza spływała po moim wilgotnym policzku. Nie zwracałam już nawet uwagi na ludzi, kotłujących się wokół mojego fotela i wpatrujących we mnie z oczarowaniem. Byłam sama, bezradna, skrzywdzona i nie miałam zielonego pojęcia, gdzie mam się podziać. Kochana przez miliony gwiazdeczka, cudowne objawienie, dziewczyna niepowtarzalnego Króla Popu, skończy pod mostem? Prawdę mówiąc, chyba już była dziewczyna... Nie mogłam znieść tego bólu, który rozsadzał moją duszę i wbijał kolejny kolec w krwawiące z żalu serce. Otworzyłam podręczny bagaż i wyjęłam z torebki jakieś prochy, które swego czasu zabrałam z szafki Michaela. Opakowanie było pełne i miałam pewność, że to środki na uspokojenie. Bez wahania wyjęłam dwie tabletki i popiłam je wodą, następnie odwróciłam twarz w stronę okna, ułożyłam głowę wygodnie na poduszce, zamknęłam oczy i zanim się obejrzałam, zasnęłam. Obudziło mnie lekkie szarpanie o ramię. Uchyliłam niechętnie powieki i zerknęłam pytająco na osobę, która wyrwała mnie tak brutalnie ze snu. Nade mną stał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna z lekkim zarostem. Sądząc po jego ubiorze, stwierdziłam, że jest pilotem samolotu.
- Yhm... Pani Jackson, jesteśmy już na miejscu.
Nie nazywaj mnie tak - wycedziły moje myśli.
Co to za głupi nawyk mówienia do mnie po nazwisku, którego posiadaczem jest mój chłopak? Były chłopak... Nie jesteśmy małżeństwem i najwyraźniej, nigdy nie będziemy.
- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się lekko, powstrzymując się od złośliwych komentarzy.
Wstałam i wysiadłam z samolotu. Rozejrzałam się. Byłam na lotnisku w Warszawie, kojarzę dobrze to miejsce. Szybko nasunęłam okulary przeciwsłoneczne na nos i, modląc się w duchu, by nikt mnie nie poznał, pognałam po odbiór bagaży. Kiedy już udało mi się, bez problemu, odzyskać swoją ukochaną różową walizkę, usiadłam na niej i zaczęłam zastanawiać się nad swoim życiem. Co mam zrobić? Gdzie powinnam się udać? W końcu, naszła mnie pewna myśl. Diana! Przecież mieszka zaledwie kilka kilometrów od Warszawy! Na pewno zgodzi się, bym się u niej zatrzymała. Przynajmniej na jakiś czas. Podniosłam się z walizki i, ocierając wilgotne policzki, doczłapałam do najbliższego telefonu. Pospiesznie wybrałam numer do przyjaciółki.
- Halo? - Po chwili usłyszałam jej głos, który napełnił mnie spokojem i odrobiną nadziei.
- Cz...część - wyjąkałam drżącym głosem.
- Martyna?! Kurczę, nie spodziewałam się, że zadzwonisz o tej porze, w dodatku z nieznanego mi numeru... Co tam słychać?
- Jestem na lotnisku - oznajmiłam, bez owijania w bawełnę.
- O matko! Przyleciałaś do Polski?!
- Tak, ale...
- Co się dzieje?
- Zerwałam z Michaelem.
- Co? Jak to? Przecież...
- Nienawidzę tego gnoja! - wykrzyknęłam w słuchawkę i po chwili poczułam na sobie spojrzenia kilkunastu osób na lotnisku.
- ...Ale co się stało?
- Mogę się u ciebie zatrzymać?
- Pewnie, jasne, tylko wiesz...
- W porządku, wymyślę coś innego. Nie chcę ci się zwalać na głowę...
- Nie o to chodzi, skarbie. Po prostu, moi rodzice pracują za granicą i dobrze by było, aby wiedzieli, że będę miała współlokatorkę.
- W porządku, coś wymyślę... Zatrzymam się w hotelu, pod mostem... Gdziekolwiek, ale do rodziców na pewno nie wrócę.
- Dobra, kotek... Przyjeżdżaj.
- Serio? No, a co z twoimi rodzicami?
- Oni zawsze cię lubili, więc poinformuję ich jak już będzie po fakcie.
- Na prawdę, nie chcę ci sprawiać kłopotu.
- Weź przestań...
- Będę się dokładać do czynszu...
- Nie pierdol, tylko przyjeżdżaj. - Zaśmiała się, mimowolnie również lekko się uśmiechnęłam. - Pamiętasz adres? Trafisz sama? Może jednak po ciebie przyjadę. Taka gwiazda jak ty nie może szlajać się sama, bez ochrony.
- Nie przesadzaj, dam radę.
- Na pewno?
- Tak. Dziękuję ci bardzo, kochana. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła...
- Nie ma sprawy, kocico. Zbieraj się, a ja wyskoczę po jakieś dobre wino...
- Sprzedadzą ci? Przecież jesteś niepełnoletnia.
- Spokojnie, ja mam swoje sposoby.
Uśmiechnęłam się lekko, po czym odłożyłam słuchawkę.
Ekstra, teraz trzeba załatwić jakiś transport - westchnęłam w duchu. Taksówka to jedyne, co przyszło mi wtedy do głowy. Wiedziałam, że cena za nią nie będzie mała, ale po paru występach z... Miałam gruby portfel i pełną kartę kredytową. Przeszłam na parking taksówek, z trudem ukrywając swoją tożsamość pod okularami i wielkim kapeluszem zasłaniającym twarz. Wybrałam najekskluzywniejszy model i powoli wsiadłam do środka. Podałam kierowcy adres, starając się jak najlepiej zmienić barwę swojego głosu. Na szczęście, mężczyzna nic nie podejrzewał. Nie miał zielonego pojęcia, że wiezie w taksówce osobistość. Byłam z siebie na prawdę bardzo dumna, że udało mi się ukryć swoją prawdziwą tożsamość. Być może po prostu nikt nie spodziewał się, że zjawię się w stolicy, dlatego też nie wzbudziłam większego zainteresowania. Dzięki Bogu. Być może nasze rozstanie przebiegnie bezboleśnie. Przynajmniej jeśli chodzi o media. W końcu dojechałam pod blok Diany. Zapłaciłam taksówkarzowi, podziękowałam za bezpieczną jazdę i zabrałam z bagażnika swoją walizkę. Ruszyłam w stronę jej mieszkania. Otworzyłam drzwi prowadzące na klatkę schodową i ruszyłam na górę. Diana mieszkała na drugim piętrze. W końcu dotarłam pod drzwi mieszkania numer 27 i niepewnie wcisnęłam dzwonek. Przyjaciółka otworzyła mi dosłownie po kilku sekundach. Diana jest brunetką o piwnych oczach. To niższa ode mnie dziewczyna, która może pochwalić się wieloma atutami. Moja przyjaciółka miała na sobie luźny top, szare dresy i czarne skarpetki. Wyglądała naturalnie, zupełnie tak, jak ją zapamiętałam. Kiedy tylko zobaczyłam ją w drzwiach, momentalnie puściłam rączkę walizki, rzuciłam się jej na szyję i zaczęłam głośno płakać.

Diana delikatnie gładziła mnie po plecach, starając się mnie uspokoić. To jednak nie pomogło, gdyż nadal wylewałam kolejną tonę łez. W końcu, oderwałam się od niej na moment, tylko po to, by wtaszczyć walizkę do mieszkania i zamknąć za sobą drzwi.
- Martyś, co się stało? Opowiadaj wszystko od początku - poprosiła Diana. - Chociaż nie, czekaj... Siadaj na kanapie, a ja przyniosę wino, bo czuję, że na trzeźwo tego nie zniosę.
Posłusznie przeszłam do salonu i zajęłam swoje miejsce. Diana dołączyła do mnie, niosąc ze sobą dwa kieliszki. Obie byłyśmy jeszcze niepełnoletnie, ja zazwyczaj stroniłam od alkoholu, jednak w takiej sytuacji, chciałam po prostu się napić i o wszystkim zapomnieć. Może w takim razie trzeba było kupić wódkę? Chwyciłam kieliszek napełniony krwistoczerwoną cieczą, przyłożyłam go do ust i sącząc powoli alkohol, opowiadałam Dianie całą historię. Zaczęłam od dnia moich urodzin, kiedy to dostałam w prezencie od rodziców bilet na koncert Michaela. Powiedziałam o tym, jak spotkałam go przed występem i jak cudownie mi się z nim rozmawiało. Nie szczędziłam jej także szczegółów związanych z wręczeniem mu listu, a także tego, jak nasza relacja powoli się rozwijała, aż w końcu zostaliśmy parą. Opowiedziałam jej, jak to Mike zaproponował mi karierę w duecie, powiedziałam również, że rodzice, a szczególnie mama nie popierała tego związku. Przedstawiłam jej, jak wyglądała nasza trasa, wspomniałam o duecie z Modern Talking i o tym, że zaprzyjaźniłam się z Thomasem Andersem. Opowiedziałam o pierwszym kryzysie w naszym związku, o mojej próbie samobójczej, liście z pogróżkami, wyjeździe do Neverlandu, a w końcu o Pauline i sytuacji, podczas której poczułam, jakby ktoś wbijał mi cierń w serce lub wyrywał je na siłę z piersi. Podeszłam do walizki, otworzyłam ją, wyjęłam nasze wspólne zdjęcie i pokazałam je Dianie. Prawdę mówiąc, nie wiem, dlaczego zabrałam je ze sobą. Z jednej strony nienawidziłam Michaela, a z drugiej, wciąż coś do niego czułam. Starałam się wyprzeć to uczucie, nie dopuszczałam go do siebie, by ponownie nie cierpieć. Pokazałam Dianie fotografię. Dziewczyna chwyciła ją w dłonie i zaczęła dokładnie oglądać.
- Pasujecie do siebie - wyszeptała.
- Nie pomagasz. - Zabrałam jej zdjęcie i ukryłam twarz w dłoniach.
Po chwili poczułam jak dotyka moich pleców.
- Przepraszam, kotek... Wiem, że jest ci ciężko, ale nie uważasz, że decyzję o rozstaniu podjęłaś zbyt pochopnie?

Spojrzałam na nią, jak na wariatkę, po czym szybko pokręciłam przecząco głową.
- Słuchaj, od dziecka za nim szalejesz...
- Szalałam...
- Szalejesz. Przecież wiem, że nadal coś do niego czujesz...
Posłałam jej spojrzenie, którym mogłabym zabić.
- No, ale co z tego, skoro nic z tego? - Wzruszyłam ramionami.
- Tak myślę, że musisz to jeszcze na spokojnie przemyśleć, a tymczasem... Dolać ci wina?

Diana podniosła z podłogi butelkę alkoholu i pomachała nim przed moimi oczami, z szerokim uśmiechem.
- Jak ty załatwiłaś to wino? - spytałam po chwili, gdy mój kieliszek był już ponownie napełniony.
- Ha! Ma się swoje sposoby. - Zaśmiała się.
- No powiedz...
- Od sąsiadki, a jak inaczej?
- No, ale tak po prostu kupiła ci alkohol?
- Co ty, głupia? Poszłam do niej i powiedziałam, że przyjeżdża do mnie ciotka z rodziną, no i, że wypadałoby ją poczęstować jakimś alkoholem...
- I ona to łyknęła? - spytałam, nie mogąc w to uwierzyć.
- No jasne!
- Trzeba było poprosić o wódkę - odparłam, nalewając sobie kolejny kieliszek.
- Ej, ej, ej! Hamuj, zawodniku! - Diana zabrała mi naczynię.
- Oddaj mi to wino. - Próbowałam zabrać jej kieliszek.
- Nie, tobie już wystarczy...
- Oddaj mi wino!
- Wystarczy!
- No chyba cię coś boli! Mam złamane serce, muszę zatopić swoje smutki...
- Zrobić ci herbatę?
- Shut up! - wykrzyknęłam, po czym rzuciłam się na butelkę, stojącą na stoliku i zaczęłam pić wino z gwinta.
- Pojebało cię. - Diana skomentowała moje zachowanie.
- Mnie?! Tak?! Ciekawe, jak ty byś się zachowywała, gdy dowiedziałabyś się, że twój facet bzykał jakąś lafiryndę spod latarni i nawet nie wiadomo, czy przestał, gdy zaczął się z tobą spotykać!
- Czy ty w ogóle dałaś Michaelowi szansę się wytłumaczyć? Nie. No, bo po co?
- A co ty go tak bronisz, co?! Może ci się jeszcze podoba?! To proszę bardzo, możesz go sobie wziąć! Nienawidzę go!
- Jasne, wmawiaj to sobie, może uwierzysz...W ogóle to, nie drzyj się na mnie, bo ja ci próbuję pomóc, a ty się mnie czepiasz.
- Dobra, fajnie...
- Chodź spać, zrobiłam ci miejsce w swoim pokoju...
- O nie! Tak łatwo mnie do łóżka nie zaciągniesz! - wykrzykiwałam, byłam już nieźle wstawiona.
- Co ty pieprzysz, laska? Weź ochłoń i chodź, idziemy spać!
Diana chwyciła mnie pod ramię i próbowała zaprowadzić w stronę łazienki. Zachwiałam się lekko i z trudem udało mi się powstrzymać przed spotkaniem z twardą podłogą.
- Dobra, wiesz co? Może lepiej nie kąp się dzisiaj, bo jeszcze się w tej wannie utopisz - zauważyła.
- Nic mi nie będzie - zarzekałam się.
Diana jednak chwyciła mnie pod rękę i zaprowadziła do swojego pokoju. Położyła mnie na łóżku i szczelnie przykryła kołdrą.
- Mamy spać razem? - spytałam, zmierzając ją podejrzliwym spojrzeniem.
- Yyyy, tak? - Zaśmiała się.
- Nie boisz się, że ktoś nas posądzi o homoseksualne zapędy.
- Masz rację. - Westchnęła, przejeżdżając dłonią wzdłuż karku, po czym usiadła obok mnie. - Od dawna mi się podobasz. Jesteś taka seksowna, szczególnie, gdy się złościsz.
Przejechała dłonią po moim udzie.
- Co?! - Zerwałam się na równe nogi.
Diana zaczęła się śmiać. Wiedziałam już, że żartowała, jednak mi wcale nie było do śmiechu, wręcz przeciwnie. Rzuciłam się na poduszkę, schowałam w niej twarz i zalałam się łzami. Moje zachowanie wyraźnie zbiło Dianę z tropu.
- Ej, co się dzieje? - spytała, swoim spokojnym, troskliwym tonem.
- Jak on mógł mi to zrobić?! Przecież ja go tak kocham... Kochałam... Kocham... Sama już nie wiem, no!
Wyłam w poduszkę, co chwilę przekręcając ją na suchą stronę.
- Wiesz co, Martyś? Chyba najlepiej zrobisz, jeśli się uspokoisz i spróbujesz zasnąć.
- Jak mam się uspokoić?! Michael mnie nie kocha!
- Tak sądzisz? To dlaczego płakał, gdy opuszczałaś Neverland?
- No, bo... Bo... No... Pewnie przeraża go perspektywa powrotu do solowej kariery...
Diana spojrzała na mnie z politowaniem. Westchnęłam cicho i wytarłam mokre od płaczu policzki. Wyglądałam tak samo strasznie, jak się czułam. W pewnym momencie zadzwonił telefon Diany. Dziewczyna wstała i przeszła do przedpokoju, aby go odebrać. Po chwili, dobiegł mnie z hallu jej pisk.
- Stało się coś? - spytałam, jednak nie uzyskałam odpowiedzi.
Zamiast tego usłyszałam jej słowa wypowiadane do osoby na linii:
- Przepraszam, po prostu... Nie mogę w to uwierzyć... Skąd masz mój numer?
Z początku sądziłam, że chodzi o jakiegoś jej dawnego znajomego, jednak później...
- Wiesz, Martyna nie chce z tobą rozmawiać.
Wszytko stało się jasne. Ponownie upadłam na poduszkę i schowałam w nią twarz, tłumiąc swój szloch.
- Nie chcę się wtrącać w wasze relacje i nie będę jej do niczego przekonywać. - Usłyszałam słowa Diany. - Załatwcie to między sobą...
Po chwili moja przyjaciółka wróciła do sypialni.
- Kto to był? - spytałam, czując jak obraz zaczyna mi się rozmazywać, zapewne z powodu alkoholu i nadmiaru emocji.
- Nikt ważny...
Dlaczego nie chce powiedzieć mi prawdy?
- To był Michael - wymruczałam. Diana westchnęła w odpowiedzi.
- Dlaczego mnie okłamujesz?!
- Połóż się, nie wyglądasz najlepiej. Pogadamy o tym jutro.
- Nie! Nic mi nie jest? Czego on chciał, do cholery?!
- Idź spać, proszę cię...
Podeszła do mnie i przykryła mnie kołdrą, jak matka swoją małą córeczkę.
- Nie myśl o nim, okay? Tak, wiem... Moja prośba jest absurdalna, biorąc pod uwagę, co do niego czujesz...
- Ja już sama nie wiem, czy go kocham, czy nienawidzę...
Diana westchnęła, po czym usiadła obok i pogładziła mnie po włosach.
- Zaśpiewasz mi kołysankę na dobranoc? - Alkohol nadal buzował w mojej krwi.
Diana zaśmiała się tylko.
- Słodkich snów. - Uśmiechnęła się, po czym wyszła z pokoju i udała się do łazienki.
Wtuliłam policzek w miękką poduszkę. Przypominałam sobie wszystkie chwile spędzone wspólnie z Michaelem. Nie kontrolowałam tych wspomnień. Miałam przed oczami nasze pierwsze spotkanie, pierwszy pocałunek, moment, w którym poinformowaliśmy moich rodziców, że jesteśmy razem, pierwszy koncert, a także pierwszą kłótnię. Wszystko do mnie wracało. Nasze namiętne chwile, pieszczoty, wizytę u cioci, Karolinę, którą rzuciła się na Michaela... I w końcu... Pauline. Ta zimna suka, która najpierw zdradziła Michaela i bez słowa wyjechała na Majorkę, zostawiając go ze złamanym sercem i uszczuplonym portfelem, a później zjawiła się w Neverlandzie i... Stała powodem naszego rozstania. Kolejna łza spłynęła po moim policzku, pozostawiając na nim mokrą stróżkę. Z moich oczu wylewał się istny wodospad do momentu, aż w końcu, zmęczona płaczem, zasnęłam.

*****

Obudził mnie głos Diany, która siedziała na łóżku i rozmawiała z kimś przez telefon.

Podniosłam się ostrożnie z łóżka i chwyciłam się za głowę. Czułam rozsadzający moją czaszkę, pulsujący ból, połączony z mdłościami. Ciąża? Nie. Nauczka, by więcej tyle nie pić, zwłaszcza w tak młodym wieku. Spojrzałam na przyjaciółkę, która uśmiechała się szeroko i co chwilę kiwała przytakująco głową, na dźwięk słów, wypowiadanych przez kogoś, z kim rozmawiała.
- Muszę kończyć - oznajmiła w momencie, gdy zorientowała się, że już nie śpię i odłożyła słuchawkę.
- Kto to był? - spytałam.
- Kolega - odpowiedziała krótko.
- Kolega? Czyżby pan Jackson? - wzniosłam oczy ku górze, wypowiadając to nazwisko.
- Nie, na prawdę. Z resztą, znasz go...
- Serio?
- Tak. Pamiętasz Huberta?
- Huberta? Czekaj, czekaj... Czy to ten tleniony blondas ze szkoły?
- Dokładnie - zaśmiała się. - Ten blondas, który kilka lat temu się w tobie podkochiwał.
Uśmiechnęłam się lekko na to wspomnienie.
- No i czego chciał?
- Wyobraź sobie, że chce się spotkać - zaśmiała się.
- Zgodziłaś się?
-Powiedziałam, że oddzwonię. Nie wiem, jak ty się na to zapatrujesz...
- To twoje życie, ale mogę powiedzieć ci tylko jedno... Miłość to największy shit, jaki istnieje i potrafi wykończyć każdego.
Diana wzniosła oczy ku górze.
- Chociaż wiesz co? - dodałam po chwili. - Zadzwoń do niego i powiedz, że też przyjdę na to spotkanie. Pewnie chciałby zobaczyć ponownie swoją wielką miłość...
- O, to jest dobry pomysł! - wykrzyknęła ochoczo Diana. -Tylko, czy to nie jest aby chęć odegrania się na Michaelu?
- Nie no, co ty?
- Na pewno?
- Jasne...
- Dobra, w takim razie, zadzwonię do niego.
Uśmiechnęłam się lekko, po czym ostrożnie podniosłam z łóżka. Zrobiłam zaledwie jeden krok i już machnęło mnie na ścianę.
- Ej, wszystko w porządku? - Diana pobiegła do mnie i chwyciła za przedramię.
- Tak, ale mam lekkiego kaca...
- Lekkiego?
- Tak...
- Może lepiej zostań w domu...
- Dam radę. Wezmę jakieś prochy i od razu poczuję się lepiej.
- Jesteś pewna?
- No tak - odparłam już lekko poirytowana.
Diana spojrzała na mnie podejrzliwie, po czym westchnęła cicho i poszła zadzwonić do Huberta. Ja natomiast, chwiejnym krokiem, udałam się w stronę stojącej w salonie walizki i wyjęłam z niej krótką, czarną sukienkę z głębokim dekoltem. Z przegródki wyciągnęłam również kosmetyczkę i poszłam do łazienki, aby przygotować się na spotkanie z Romeo. Po pół godzinie byłam gotowa. Wyglądałam niezwykle wyzywająco, ale o to mi właśnie chodziło. Weszłam do kuchni, w biegu zrobiłam sobie kanapkę z serem, a gdy skończyłam ją jeść, łyknęłam garść środków przeciwbólowych.
- Wszystko załatwione, jesteśmy u... - do pokoju weszła Diana i przerwała w pół słowa.
Przyjaciółka zmierzyła mnie wzrokiem. Zaczynając od czarnych szpilek, kierowała swój wzrok ku górze, w stronę sukienki, moich lekko podkręconych włosów i mocnego makijażu.
- No, laska... Ale się odstawiłaś - oznajmiła, podchodząc do mnie i przejeżdżając dłonią po mojej sukience. - Nie no, śliczną masz tą kieckę!
- Dzięki, dostałam ją od... - nie dokończyłam.
Przypomniałam sobie moment, w którym Mike wręczał mi tą kreację w prezencie i łzy ponownie zakreciły mi się w oczach.
- Spokojnie, wiem. - Diana uśmiechnęła się do mnie lekko. -Jesteś już gotowa? Możemy iść?
- Tak, jasne - odparłam, również unosząc kąciki swoich ust.
Chwyciłam małą torebkę i nasunęłam na nos ciemne okulary. Opuściłyśmy mieszkanie Diany.

*****

Kiedy dotarłyśmy pod umówione miejsce, było po 11. Hubert czekał już na nas w kawiarni. Weszłyśmy do środka i zajęłyśmy miejsce przy stoliku. Rozejrzałam się, po czym niepewnie zdjęłam okulary przeciwsłoneczne. Nie ufałam ludziom, siedzącym wokół. Miałam nadzieję, że nie ma wśród nich żadnego dziennikarza ani paparazzi i, że uda mi się utrzymać swój pobyt w Polsce i rozstanie z Michaelem w tajemnicy. Przynajmniej przez jakiś czas.
- Martyna? Matko, jak ja się cieszę, że cię widzę! - wykrzyknął uradowany Hubert.

- Ta, ja też... - wymruczałam.
- ...Ale co ty tu robisz? Co taka gwiazda jak ty...
- Nie mówmy o tym, dobrze?
- W porządku, ale... Gdzie jest Michael?
- Rozstałam się z nim - odparłam krótko.
- Przykro mi. - Mimo słów Huberta, miałam wrażenie, że chłopak cieszy się z tego, że znów jestem wolna.
Jednak, uśmiechnęłam się lekko. Po chwili, do naszego stolika podszedł kelner.
- Czy mogę już przyjąć zamówienie? -spytał, gapiąc się na trzymany w dłoni notes.
W pewnym momencie zerknął zza stron swojego notatnika i, gdy mnie zobaczył, otworzył szeroko oczy, a zeszyt spadł mu na ziemię.
- Czy pani...?
Pokręciłam przecząco głową.
- Martyna..? Z M&M...? Dziewczyna Michaela...?
- Nie, jestem tylko bardzo do niej podobna - odparłam, mimo że nie brzmiałam przekonująco.
Chciałam za wszelką cenę uniknąć rozgłosu i spotkania z mediami. Kelner w końcu przyjął nasze zamówienie. Diana zdecydowała się na cappuccino, Hubert wziął białą kawę, a ja poprosiłam o frappe. Kiedy dostaliśmy upragnione napoje, nasza rozmowa już się rozkręciła. Hubert zdawał się nie zwracać uwagi na moją przyjaciółkę, zupełnie tak, jakbym przyszła sama na to spotkanie. Opowiadał mi historie ze swojego życia, jednak ja odbiegałam myślami w zupełnie innym kierunku. Jestem pewna, że chłopak nawet by tego nie zauważył, gdyby nie mój szeroki uśmiech w momencie, gdy wspominał swojego niedawno zmarłego psa. Mój umysł zaprzątał wtedy Michael. Przypomniałam sobie nasze wspólne wygłupy, jak jechaliśmy na koniach i jak próbowałam zejść ze słonia, gdy Mike mnie przechytrzył. Diana miała rację. Wciąż go kochałam, ale co z tego? Pauline przekreśliła wszystkie moje plany i marzenia. Zniszczyła wyobrażenie naszego idealnego związku. Nienawidziłam ją za to, że skrzywdziła Michaela, a może... Może to on był winien rozpadowi tego związku? Może Pauline mówiła prawdę, może Mike wcale nie jest taki święty, na jakiego wygląda?
- Jesteś nieobecna - zauważył po chwili Hubert.
- Przepraszam, wyłączyłam się na moment...
- Jest coś, o czym chciałbym ci powiedzieć...
Diana siedziała obok mnie i przysłuchiwała się w milczeniu słowom, wypowiadanym przez naszego wspólnego kolegę. Wydaje mi się, że tak jak ja, wiedziała dobrze, co chce mi przekazać.
- Podobasz mi się. - Hubert powiedział to bez owijania w bawełnę, tak po prostu, jakby to było coś oczywistego. - Szaleję za tobą od pierwszego roku naszej znajomości i... Skoro nie jesteś już z Michaelem, może sprobowalibyśmy... No wiesz, razem...
Diana parsknęła trzymaną w ustach kawą. Zmierzyłam ją srogim spojrzeniem i momentalnie się uspokoiła.
- Sorry - wyszeptała.
- To jak? - Hubert nie zwrócił uwagi na jej zachowanie.
- Wiesz... - zaczęłam.
Chłopak patrzył na mnie swoimi przenikliwymi, błękitnymi oczami. Ciężko było mu odmówić, zwłaszcza, że wiedziałam, co do mnie czuje. Zdałam sobie sprawę z tego, że twarz Huberta znajduje się niebezpiecznie blisko mojej. Już chciałam coś powiedzieć, kiedy nagle... Chłopak złączył nasze usta w pocałunku. Ten moment trwał zaledwie kilka sekund. Szybko udało mi się uwolnić od niego swoje wargi.
- Co ty wyprawiasz, do cholery?! - wykrzyknęłam, podnosząc się z miejsca.
Poczułam na sobie flesz aparatu. Dobrze wiedziałam, co to oznacza.
- Myślałem... - zaczął Hubert.
- To źle myślałeś! - wykrzyknęłam, po czym chwyciłam Dianę za przedramię. -Wychodzimy!
Nie musiałam długo czekać na odzew ze strony mojej przyjaciółki. Dziewczyna błyskawicznie wstała z krzesła i razem ze mną opuściła kawiarnię.
- O ja pierdziele, co to była za akcja? -wymruczała w momencie, gdy kierowałyśmy się chodnikiem w stronę jej mieszkania. -Ten pocałunek...
- Mam gdzieś ten pocałunek! Tam byli paparazzi! Wiesz co to oznacza?! Nie chcę, by Mike dowiedział się o tej sytuacji...
- ...A co to za różnica, skoro nie jesteście już razem?
Prychnęłam i odwróciłam głowę, zupełnie tak, jakby po drugiej stronie ulicy znalazło się coś ciekawego.
- Poczułaś coś podczas tego pocałunku? - spytała Diana, otwierając drzwi swojego mieszkania.
- Co masz na myśli?
- Jakieś motylki w brzuchu, podniecenie?
- Tak.
- Serio?
- Poczułam wstręt i chęć natychmiastowego uwolnienia się od jego oślizgłych warg.
Diana parsknęła śmiechem.
- No co? Pytasz, to odpowiadam. - Wzniosłam oczy ku górze.
- Nie przesadzaj, jest nawet trochę przystojny.
- Tak? A to przepraszam, nie chciałam odbierać ci przyszłego męża...
- Przystojny, ale nie dla mnie.
- No widzisz, to też nie mój typ. Ja wolę takich...
- Tak, wiem... Przystojnych brunetów z kreconymi włosami i czekoladowymi oczami. Takim małym, słodkim noskiem i uwydatnionymi kośćmi policzkowymi.

- No dokła...
Zaczęłam, lecz nie dokończyłam, gdyż zdałam sobie sprawę z tego, że opis idealnego dla mnie mężczyzny dotyczył Michaela. Westchnęłam i usiadłam w fotelu w salonie.
- Jestem wykończona - oznajmiłam, ściągając szpilki i rozmasowując bolące stopy.
Diana uśmiechnęła się lekko, po czym zajęła miejsce obok mnie.
- Napijesz się czegoś? - spytała.
- Wody - odparłam.
- O i to jest bardzo dobra odpowiedź! - roześmiała się Diana.
- Po wczorajszym nie mam ochoty na alkohol...
- W porządku, nie tłumacz się. - Puściła mi oko.
Uniosłam lekko kąciki swoich ust. Moja przyjaciółka przeszła do kuchni, aby przygotować nam napoje. Po chwili usłyszałam dobierający z korytarza dźwięk telefonu. Zdecydowałam się odebrać, gdyż Diana najwyraźniej nie zorientowała się, że ktoś się do niej dobija. Podeszłam do telefonu, podniosłam słuchawkę i... Zamarłam.

Od autorki:

Jak się podobał rozdział? Jak myślicie, kto dzwonił do mieszkania Diany? Jeśli zauważycie jakieś błędy, piszcie, poprawię 😉 Proszę, podzielcie się swoimi opiniami w komentarzach. To bardzo motywuje mnie do dalszego pisania ❤


Tyler Maher - Hubert

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro