Rozdział 25.
Obudziły mnie promienie słoneczne, przedzierające się przez zasłonki w moim pokoju. Uchyliłam zaspane powieki. Nade mną, niczym kat nad skazańcem, stała mama.
- Zabrakło ci siły by przebrać się w piżamę? - spytała mało przyjemnym tonem.
Nie odpowiedziałam, zamiast tego zwilżyłam językiem wargę, która wydała mi się sucha jak Sahara.
- Która godzina? - wyjąkałam w końcu.
- Za dwadzieścia siódma. Wstawaj do szkoły.
Westchnęłam, po czym zwlokłam się z łóżka. Doszłam do wniosku, że nie ma sensu dyskutować.
- A ty nie idziesz do pracy? - Zerknęłam na mamę przez ramię, otwierając walizkę, z której nie miałam wczoraj ochoty wyjąć ubrań.
- Mam dyżur za piętnaście ósma, więc o siódmej będę się zbierać.
Jakie są uroki posiadania mamy nauczycielki? Nie dość, że ma ostry, nieugięty temperament, jest cholernie wymagająca i oczekuje od swojego dziecka by było perfekcyjnie idealne, to jeszcze nie raz przynosi pracę do domu. Jednym słowem nie polecam. Na szczęście czasem zdarzy się jakaś rada, czy dyżur, na który musi wyjść wcześniej z domu. Tak było i tym razem.
- Tylko pamiętaj, by nie wyjść bez śniadania - dodała po chwili mama. - Ukroisz sobie sama chleb?
- Tak, nie jestem małym dzieckiem...
- No nie wiem, masz zaradność pięciolatka.
Wzniosłam oczy ku górze. Nie miałam ochoty na kłótnię. Mój nastrój, po wczorajszym dniu, ciągle się utrzymywał. Kiedy mama wyszła z mieszkania, tradycyjnie trzaskając za sobą drzwiami, zdecydowałam się otworzyć lodówkę w poszukiwaniu czegoś na ząb. Nie byłam głodna. Szczerze, nawet widok mojej ulubionej wędliny i świeżych pomidorów nie poprawił mi humoru. W końcu usiadłam przy stole, włączyłam telewizor i wmusiłam w siebie jedną kanapkę. Zaczęłam przełączać kanały w poszukiwaniu czegoś godnego uwagi. Natrafiłam na stację muzyczną. Piosenka zespołu Kiss sprawiła, że na chwilę uniosłam kąciki swoich ust. ,,I was made for lovin' you'' było niegdyś jednym z moich ulubionych utworów. Jednak śpiewane przez mężczyzn słowa szybko przypomniały mi o Michaelu. Pierwsza łza spłynęła mi po policzku. Jakby tego było mało, kolejnym utworem, jak na złość, okazało się ,,She's out of my life". Tego było dla mnie za wiele. Wyłączyłam telewizor, ciskając pilotem o podłogę, po czym zdruzgotana rzuciłam się na kanapę. Wtuliłam twarz w poduszkę i zalałam się łzami. Na wspomnienie wszystkich cudownych, spędzonych z Michaelem chwil, dźwięku jego głosu, zapachu perfum i tych nieziemskich rysów twarz, ściskało mnie w gardle, a przez gorzki płacz brakowało w płucach powietrza. Nie byłam w stanie iść do szkoły. Nie miałam ani siły, ani ochoty. Mama i tak się nie dowie. Wypisanie się z placówki okazało się, jak widać, dobrą decyzją. Zwinęłam się w kłębek i zaczęłam wylewać kolejną tonę łez. Dusiłam się płaczem, aż w końcu, zmęczona ponownie zasnęłam.
*****
Otworzyłam przekrwione oczy i zerknęłam na zegarek. Było dwadzieścia po dziewiątej, jednak ta drzemka nie poprawiła mojego nastroju, wręcz przeciwnie. Miałam okropny sen. Byłam sama w ciemnym pomieszczeniu, bez drzwi i okien. Słyszałam głosy, tak wyraźne, że niemal rozsadzały mi czaszkę.
- Jesteś nikim...
- Myślisz, że ktoś taki jak Michael Jackson wogóle by na ciebie spojrzał?
- Żałosna idiotka.
- Życiowy niewypał...
- Na twoje miejsce są miliony...
- Jesteś zabawką...
- Zostawił cię jak zużytą szmatę do podłogi...
Te słowa oplatały mnie jak żelazne łańcuchy i zaciskały na szyi jak sidła zastawione na nieostrożną zwierzynę. Już dosyć, wystarczy! Po tym śnie zdałam sobie sprawę z tego, że nie chcę dłużej żyć ze świadomością, że nie zasnę w jego objęciach, już nigdy nie doświadczę jego bliskości, nie poczuję zapachu perfum ani dotyku jego skóry. To dopiero drugi dzień bez mojego Aniołka, a ja już nie daję rady. Zwlokłam się z łóżka i chwyciłam leżący na regale telefon. Drżącą ręką wybrałam numer do swojego ukochanego, po czym przyłożyłam urządzenie do ucha. Po paru sygnałach ponownie włączyła się poczta głosowa.
To bez sensu! - myślałam - Nie chce ze mną rozmawiać to nie. Wyślę mu sms'a, ale kiedy go przeczyta może być już za późno.
Ponownie uniosłam telefon, na wysokość swoich oczu. Zdecydowałam się napisać mu wiadomość:
Kochanie,
Nie wiem, dlaczego mnie opuściłeś, zostawiłeś i wyjechałeś bez słowa. Chyba musiałeś mieć jakiś bardzo ważny powód lub po prostu Ci się znudziłam. Wiedz jedno, ciągle kocham Cię do szaleństwa i nie jestem w stanie bez Ciebie żyć. Wandy nie może istnieć bez swojego Piotrusia, dlatego postanowiłam to ukrócić. Nikt nie jest w stanie okazać mi tyle wsparcia i miłości, co Ty. Dziękuję za każdą, wspólnie spędzoną, chwilę. Cieszę się, że chociaż przez pewien okres swojego życia widziałam sens swojego istnienia. Chciałabym po raz ostatni usłyszeć Twój głos, ale nie odbierasz ode mnie telefonów. Mam nadzieję, że teraz jesteś szczęśliwszy. Życzę Ci wszystkiego, co najlepsze i pamiętaj, że zawsze będziesz moim Aniołkiem. Obiecuję, że będę się Tobą opiekować i mieć na Ciebie oko z góry. Jeśli to przeczytasz, już pewnie będę martwa, ale nie przejmuj się, tak będzie lepiej. Pamiętaj, że nikomu nie pozwolę Cię skrzywdzić...
Bez wahania wcisnęłam "wyślij", po czym udałam się do kuchni i otworzyłam szafeczkę z lekami. Było w niej pełno środków przeciwbólowych, nawet znalazły by się jakieś nasenne. Chwyciłam kubek i nalałam do niego kranówy. Mój pies, jakby coś wyczuł, stanął przede mną, zadarł łepek do góry i zaczął mi się przyglądać.
- Muszę to zrobić, mały - szepnęłam, po czym pochyliłam się nad zwierzakiem i pogłaskałam go po głowie. - To jedyne wyjście, by w końcu uwolnić się od cierpienia.
Wyjęłam z opakowania tabletki, a następnie usiadłam na podłodze i zaczęłam garściami je pochłaniać, popijając wodą. Jakby tego było mało, wyjęłam z szuflady nóż i przejechałam sobie po nadgarstku. Było mi wszystko jedno, czy umrę z przedawkowania, czy wykrwawienia. To straszne, ale prawdziwe.
- Co jest, mały? - Siedząc na podłodze, głaskałam psa, który wtulał się w moją nogę i cicho popiskiwał. - Nie płacz, nie zostaniesz tu sam. Masz jeszcze moich rodziców, oni się tobą zajmą. Będzie dobrze.
Cmoknęłam go w kudłaty łepek, po czym zmierzwiłam włosy, pokrywające jego niewielkie ciało.
- Będzie dobrze... - powtórzyłam.
To były ostatnie słowa, które wypowiedziałam, zanim osunęłam się na podłogę i straciłam przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro