Rozdział 23.
Światła reflektorów, ogromne zamieszanie, szum, hałas, poruszenie. Tak wyglądał kolejny poniedziałek. Po tygodniu nieustannych prób w studiu, spaniu po kilka godzin i funkcjonowaniu dzięki olbrzymiej ilości kawy byliśmy gotowi na występ z Modern Talking. Stałam za kulisami, wczepiona w ramię Michaela niczym koala i przyglądałam się jak chłopaki zaczynają koncert. Mieliśmy wejść po pierwszej piosence, w momencie gdy skończą nas zapowiadać. Czułam jak żołądek zbliża mi się do gardła. Strach i trema to moi nieustanni wrogowie. Mike stał spokojnie obok mnie i przyglądał się jak Dieter szarpie struny swojej gitary, a Thomas zdziera swoje struny głosowe. Był jak zwykle spokojny i opanowany, jakgdyby nie obchodziła go obecność kilkuset tysięcy osób, wpatrzonych w niego jak w obrazek, mogących dostrzec najmniejszą pomyłkę.
- Denerwujesz się? - spytał po chwili, cmokając mnie delikatnie w głowę.
- Nie, wcale... - starałam się grać silną, jednak na próżno.
- Z czasem się przyzwyczaisz i będziesz się czuła coraz pewniej. - Mike od razu mnie przejrzał.
- Po kilku latach na pewno.
Zaśmiał się.
- Wchodzicie za dziesięć sekund! - Rozległ się donośny głos za nami, mimowolnie podskoczyłam.
- Gotowa? - spytał mnie szeptem Mike.
- Najwyżej zbłaźnię się przed całymi Niemcami, gorzej być nie może... - Ja i mój optymizm.
Jednak Michael postanowił pozbawić mnie wszelkich myśli dręczących mój umysł i złączył nasze wargi w krótkim lecz niezwykle namiętnym pocałunku. Trwałby dłużej gdyby nie mężczyzna, który wepchnął nas na scenę. Rozległ się głośny aplauz w momencie, gdy wolnym krokiem zmierzaliśmy w kierunku Thomasa i Dietera. Trzymałam Michaela kurczowo za rękę, czując ciepło jego dłoni było mi raźniej, lepiej.
- Oto nasza zakochana para! - wykrzyknął Thomas.
Po chwili staliśmy tuż obok chłopaków. Wtuliłam się mocniej w bok Michaela, jak mała dziewczynka, zatapiając się w materiale jego marynarki i w tym momencie rozbrzmiał początek ,,Atlantic is calling (SOS for love)" . Niepewnie puściłam ramię ukochanego i razem z nim podeszłam do statywu. Ściągnęłam z niego mikrofon i czekałam na odpowiedni moment, aby zbliżyć go do ust i wydobyć z siebie słowa, głęboko zakorzenione w moim mózgu. W końcu nadeszła chwila prawdy - refren. Wykonywałam z Michaelem wysokie frazy utworu, on dorzucał swoje charakterystyczne wstawki, dodając piosence jeszcze większego uroku. Przez cały czas patrzyłam ukochanemu w oczy, nie zwracając uwagi na pałętających się za nami chłopaków z Modern Talking. Piosenka skończyła się tak szybko, jak się zaczęła. Czułam niedosyt, potrzebowałam więcej, łaknęłam adrenaliny i satysfakcji. Kolejny utwór przemknął niezauważalnie przez scenę.
Zaraz, zaraz? Czy to już koniec? Przecież dopiero zaczęliśmy!
- Chcielibyśmy serdecznie podziękować naszym przyjaciołom. - Głos Thomasa wyrwał mnie z transu, w jakim znajdowałam się przez cały występ. - Martyna, Michael... Byliście wspaniali i mam nadzieję, że jeszcze nie raz wystąpimy razem na jednej scenie.
Thomas zbliżył się do nas, po czym poklepał Michaela po plecach, a mnie delikatnie przytulił.
To samo zrobił Dieter, a później Mike zdecydował się zabrać głos.
- Ten występ jest naszym wspólnym sukcesem - zaczął, obejmując mnie ramieniem, uwielbiał publicznie okazywać mi miłość. - Podczas prób musieliśmy wykazać się wytrwałością, dokładnością, a przede wszystkim umiejętnością współpracy. Wspaniale się z wami śpiewało, chłopaki. Jesteście bardzo sympatycznymi, niezwykłymi ludźmi i kto wie, może ten wspólny występ będzie początkiem długoletniej przyjaźni?
Po tych słowach uścisnął chłopakom dłonie. Nagle, rozległ się huk. Spojrzałam w górę i ujrzałam fajerwerki, rozświetlające nocne niebo. Iskry rozpryskiwały się na wszystkie strony, mieniły kolorami tęczy. To była niezwykła chwila, moment, w którym wydłużała się nić naszej przyjaźni.
*****
Następnego ranka zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo nienawidzę dźwięku dzwoniącego telefonu. Była ósma rano, kiedy zaspany Mike wychylił się lekko z łóżka, próbując dosięgnąć leżącego na szafce nocnej ustrojstwa.
- Halo? - ziewnął w słuchawkę.
Okryłam się szczelniej kołdrą, starając się ponownie zasnąć, jednak to nie było takie proste.
- Czy pani wie, która jest teraz godzina? - Mike podniósł się lekko, i oparł plecami o ścianę, co dało się odczuć na materacu. - Nie, nie interesuje mnie to... Tak, wystąpiliśmy z Modern Talking i właśnie dlatego chcielibyśmy się wyspać... Czy to konieczne? Nie można przesunąć na inny termin? No to może chociaż zmienić godzinę? Dobrze... Tak, rozumiem... W porządku... Do widzenia...
- Kto to był? - wymruczałam zaspana, w momencie gdy Mike odłożył telefon na miejsce.
- Dzwonili z redakcji Our Stars, za dwie godziny mamy się stawić na wywiad do ich piśmidła.
- A jak nie to co? - Szczerze mówiąc, wolałam się wyspać.
- Nie mamy wyboru. Taki zawód, cóż zrobić...
Westchnęłam.
- Wstawaj, kotek. - Mike delikatnie cmoknął mnie w odsłonięte ramię.
- Nigdzie się stąd nie ruszam - odparłam.
- Ach tak?
Michael błyskawicznie wstał z łóżka, po czym jednym szarpnięciem wyrwał mi kołdrę, chwycił za nogę i, nie zważając na moje piski, ściągnął z materaca. Teraz leżałam na podłodze i wiłam się ze śmiechu, starając wyrwać jego dłoniom, co raz mnie łaskoczących.
- Wstawaj! - klepnął mnie po chwili w udo.
W odpowiedzi uniosłam obie ręce i zrobiłam jedną ze swoich niewinnych min, licząc na to, że mnie podniesie. Westchnął, po czym pochylił się nade mną, a ja zarzuciłam mu swoje kończyny za szyję. W końcu stałam już bezpiecznie na podłodze.
- Jesteś taka słodka - westchnął Mike, przejeżdżając kciukiem wzdłuż mojej dolnej wargi.
- Tak? A chcesz się przekonać, jak bardzo? - obdarzyłam go szerokim uśmiechem.
- Nie mamy czasu...
- Czyżby? Podobno wywiad zaczyna się za dwie godziny. - Zarzuciłam mu ręce za szyję.
- Tak, ale... Musimy tam jeszcze dojechać i...
- Oj Jackson, Jackson. - Pokręciłam roześmiana głową, po czym chwyciłam jego dłoń i położyłam sobie na udzie.
Mike delikatnie przejechał ręką wzdłuż mojej skóry, przygryzając wargę.
- No w sumie, myślę, że mogę znaleźć minutkę - uśmiechnął się na widok mojej niewinnej minki.
- Grzeczny chłopak - szepnęłam, po czym zbliżyłam do niego swoje usta.
Zanim się spostrzegłam, rzucił się brutalnie na moje wargi i zaczął pochłaniać je łapczywie jak słodycze, za którymi przepadał. Wplotłam palce w jego rozpuszczone loki i delikatnie drapałam w głowę. Michael pchnął mnie lekko w stronę łóżka, z którego nie tak dawno, bez uprzedzenia, mnie ściągnął. Zanim się spostrzegłam, wisiał nade mną, oparty na rękach rozłożonych po obu stronach mojego ciała i przyglądał mi się z zachwytem. Pogładziłam go kciukiem po policzku, uśmiechnął się lekko.
- Boże, jesteś taka piękna - westchnął, zwilżając językiem wargę.
- Dopiero teraz to zauważyłeś? - zaśmiałam się.
- Zawsze to wiedziałem...
Ugryzł mnie lekko w dolną wargę, po czym zaczął zjeżdżać z pocałunkami w dół, wzdłuż szyi, zostawiając na niej wilgotne ślady swoich ust. Szurał językiem po mojej lekko drżącej skórze, doprowadzając mnie tym do szaleństwa. W momencie gdy zaczął delikatnie ściskać moje uda i całować po nogach, wygięłam się bezwiednie w łuk. Po chwili jednak tego żałowałam. Nad moją głową, na ścianie siedział... Pająk! Był obrzydliwy, trzymał się na tych swoich chudych nóżkach i sprawiał wrażenie, jakby przyglądał się naszym czułościom. Pisnęłam, po czym zerwałam się z łóżka, odpychając od siebie Michaela i uciekłam na drugi koniec pokoju.
- Skarbie, co się stało? - spytał zdezorientowany Mike, podnosząc się z materaca. - Zrobiłem coś nie tak?
Pokręciłam przecząco głową, po czym wyciągnęłam przed siebie palec i wskazałam na wiszące nad łóżkiem stworzenie.
- Pa... Pa... Pająk! - wyjąkałam.
Odkąd pamiętam, nie cierpiałam owadów, pajęczaków i innych oślizgłych, obrzydliwych istot. Sama nie wiem, czy się ich bałam, czy po prostu brzydziłam. Nie chciałam zachowywać się przy Michaelu jak typowa księżniczka, jednak dawna fobia niestety nie dała o sobie zapomnieć. Mike odwrócił się we wskazaną przeze mnie stronę, po czym, z uśmiechem, na twarzy zbliżył się do ściany.
- Więc o to ta cała afera? - spytał roześmiany, pochylając się tak, że był teraz na prawdę blisko pająka. - O tego malucha?
Nie odpowiedziałam, stałam jak sparaliżowana do momentu, dopóki Mike nie wyciągnął dłoni do stworzenia.
- Chodź tu, mały - szepnął na tyle głośno, że byłam w stanie to usłyszeć. - Nie zrobię ci krzywdy.
Pająk wdrapał się na rękę mojego chłopaka, pisnęłam, po czym odsunęłam się jeszcze bardziej do tyłu, wpadając tym samym na ścianę. Michael zaczął zbliżać się ze stworzeniem w moją stronę.
- Boisz się go? - spytał, po chwili, gdy jego dłoń była już dostatecznie blisko moich oczu.
Przygryzłam wargę i starałam się odwrócić wzrok, jednak nie odpowiedziałam.
- Nie masz czego. - Mike starał się przekonać mnie do tego obrzydliwego stwora. - Nic ci nie zrobi. Poza tym, jest taki słodki... Zobacz.
- Zabierz ode mnie to paskudztwo - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Ale...
- Proszę! - syknęłam, a do moich oczu zaczęły napływać łzy.
Mike widząc to bez słowa podszedł do okna, otworzył je i wypuścił pająka na zewnątrz. Osunęłam się na podłogę i schowałam twarz w nogach.
- Już go nie ma - szepnął Mike, kucając obok mnie.
Poczułam jego dłoń na swoim ramieniu.
- Boisz się pająków? - spytał po chwili.
- Pająków, karaluchów, much, pszczół, os, żuków, biedronek... Wszystkiego co małe i oślizgłe.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Każdy się czegoś boi. Jedni ciemności, wysokości, a inni, ci mniej normalni, owadów - westchnęłam. - One mnie brzydzą...
- Kurczę, a już chciałem kupić ci na urodziny tarantulę - zaśmiał się.
- Jeśli zamierzałbyś się mnie pozbyć to na pewno by poskutkowało.
- Dlaczego nie mówiłaś mi wcześniej, że boisz się owadów i pajęczaków?
- Nie chciałam robić z siebie księżniczki. Wystarczy mi, że wiesz o tym, że jestem niezdarą i depresantką. To zawsze zadufane w sobie paniusie i plastikowe lale napchane botoksem brzydzą się takich pierdół, jak ja...
- Nie bój się mówić mi o swoich problemach i lękach. - Przytulił mnie do siebie. - Zawsze będę starał się ci pomóc. Teraz, masz moje słowo, obiecuję, że obronię cię przed każdym insektem.
Położył dłoń na sercu i uśmiechnął się do mnie promiennie.
- Obiecujesz?
- Nie tknie cię swoim odnóżem, przyrzekam.
- Kocham cię - szepnęłam.
- Wiem.
Cmoknęłam go w policzek, co wyraźnie go nie zadowoliło.
- Ten pająk przerwał nam bardzo ważną czynność - wyszczerzył się.
- Tak? A to, nikczemny! - roześmiałam się.
Jednak w momencie, gdy Mike chciał dokończyć wcześniejsze czułości, zdałam sobie sprawę z tego, że przecież jesteśmy umówieni na wywiad. Pędem zebraliśmy się do wyjścia, zjedliśmy w biegu jakieś marne śniadanie i już po chwili siedzieliśmy wygodnie w limuzynie.
*****
W redakcji czekało na nas mnóstwo ludzi. Oczywiście, nie mogło zabraknąć naszego kochanego menagera.
- No nareszcie! - wykrzyknął z uśmiechem, po czym podszedł do nas i wyściskał na powitanie.
- Już cię poinformowali o wywiadzie? - spytałam zaskoczona.
- Słoneczko, ja go wam załatwiłem - wyszczerzył się.
- A na wcześniejszą godzinę się nie dało? - wymruczał Mike, który podobnie do mnie, nie cierpiał zrywać się z samego rana.
- Chciałem, no ale niestety... Redakcja jest otwarta od dziesiątej.
Wznieśliśmy oczy ku górze.
- No proszę, typowe gwiazdy! - dodał Jerry, z udawanym oburzeniem. - Zamiast mi podziękować, że załatwiłem im wywiad to jeszcze nie zadowoleni! No, bo Jaśnie Państwo nie mogło się wyspać! Trzeba było spać, a nie ten tegosić, przynajmniej byście nie narzekali!
Jerry zaśmiał się widząc nasze zszokowane miny.
- My wcale nie... - Mike próbował się wytłumaczyć.
- Cichaj, Jackson! - Menagera wyraźnie nie opuszczał dobry humor. - Zamiast szukać jakiejś marnej wymówki, lepiej byście przygotowali się na wywiad.
- O i to jest dobry pomysł! - wykrzyknęłam z entuzjazmem, po czym uwiesiłam się ramienia Michaela.
Po pewnym czasie siedzieliśmy na wygodnej skórzanej kanapie, naprzeciwko nas dziennikarka, tleniona blondynka, zapisywała słowo w słowo nasze odpowiedzi na zadawane przez nią pytania. Michael co chwilę wychylał się w jej kierunku, aby sprawdzić, czy aby nie dodaje w nich niczego od siebie.
- Jak zaczęła się wasza znajomość? - To było jedno z pierwszych pytań.
Mike poprawił się na kanapie. Wiedziałam, że chciał udzielić odpowiedzi.
- Martyna była moją fanką - zaczął.
- Nadal jestem - przerwałam mu z uśmiechem, w odpowiedzi ujrzałam jego piękne białe perełki.
- Co dalej? - dziennikarka skrupulatnie notowała nasze słowa.
- Na swoje szesnaste urodziny dostałam bilet na koncert Michaela - kontynuowałam. - Byłam wniebowzięta, w końcu miałam zobaczyć na żywo swojego największego idola, człowieka, który ukształtował moje życie i miał na nie olbrzymi wpływ. Poza tym, od dawna skrycie się w nim podkochiwałam. Jego muzyka stanowiła dla mnie odskocznię od codzienności, tylko przy jego głosie zapomniałam o wszelkich problemach.
- Na przykład jakich?
Westchnęłam, po czym zwiesiłam smętnie głowę. Mike od razu zauważył, że coś jest nie tak.
- Czy moglibyśmy nie poruszać tego tematu? - spytał uprzejmie dziennikarkę. - Jest wiele innych spraw, o których moglibyśmy porozmawiać, z pewnością mniej prywatnych...
- Nie, Mike - przerwałam mu. - Mogę odpowiedzieć na to pytanie.
- Jesteś pewna? - spytał szeptem.
- Tak, może nareszcie ludzie uwierzą w szczerość naszych uczuć.
Założyłam część włosów za ucho, po czym przejechałam językiem po dolnej wardze i zaczęłam mówić.
- Osoba, która jest gnębiona w szkole, którą wyśmiewają i krytykują za wszystko, co zrobi, szuka odskoczni, ale i zrozumienia. Już jako dziecko zaczęłam interesować się muzyką Michaela, z czasem zagłębiałam się w jego życiorys i odkrywałam jego historię, która skrywa wiele tajemnic. Zdałam sobie sprawę z tego, że wiele nas łączy i, zanim się spostrzegłam, byłam zakochana. Potrzebowałam zrozumienia, a Mike był w stanie okazać mi odrobinę serca. Nigdy nie miałam łatwego życia. Kiedy wszystko wali ci się na głowę, nie masz komu się zwierzyć, nie masz przyjaciela, ani nikogo, kto byłby w stanie choćby cię wysłuchać, to na prawdę trudne, by zmusić się do wstania z łóżka. Nie raz sądziłam, że lepiej by było, gdybym się nie urodziła. Rozmyślałam, czy lepiej się powiesić, czy podciąć sobie żyły. Potrzebowałam pomocy, to był już stan przeddepresyjny. Jednakże bałam się przyznać przed światem, że mam problem. Mimo wszystko to dobrze, że nie udało mi się odebrać sobie życia. Jeśli bym to zrobiła, nie poznałabym Michaela. Jednak, w stosunku do niego wykazuję zadziwiającą odwagę. Bez zastanowienia napisałam mu list, w którym wyznałam, co czuję i wręczyłam mu przed koncertem. Chciałam się z nim spotkać, porozmawiać i na szczęście zgodził się na to spotkanie. Zaczęliśmy widywać się regularnie, aż w końcu zaprzyjaźnialiśmy się. Później przyjaźń, przerodziła się w miłość, a teraz... Cóż, siedzimy tu razem i jesteśmy bardzo szczęśliwi, mimo tej sporej różnicy wieku.
Dziennikarka siedziała jak wryta, w końcu jednak zdecydowała się zadać ostatnie pytanie dotyczące naszego związku.
- Nie baliście się braku akceptacji ze strony otoczenia, czy skandalu w mediach?
- Ludzie zawsze będą gadać - odparł bez zastanowienia Michael. - Nie zależnie od tego, co zrobimy, będziemy krytykowani. Jednak to nasze życie i robimy to, co uważamy za słuszne. Każdy ma prawo do samodzielnego podejmowania decyzji i ewentualnego żałowania ich. Miłość nie zna ograniczeń. Faktycznie, czasami się kłócimy, jak to w każdym związku, jednak nie potrafimy bez siebie żyć. Kochamy się, wspieramy. Ja jestem dla niej, ona jest dla mnie i tak to działa.
Mike uśmiechnął się lekko, po czym mocniej mnie do siebie przytulił. Długopis dziennikarki śmigał po papierze, niczym ferrari na wyścigach samochodowych.
- Skąd pomysł na duet? Czy nie starczy sam fakt, że Michael jest sławny?
- Starczyłby, oczywiście - odparłam. - Jednakże kariera piosenkarki była moim ogromnym marzeniem, ale przez brak pewności siebie, trudnym do spełnienia. Wspomniałam o tym Michaelowi, a on jest w stanie zrobić wszystko, bylebym była szczęśliwa.
- Jednak miałem pewne obawy. Sława wiąże się z brakiem prywatności, plotkami, skandalami... Biorąc pod uwagę dość słabą psychikę Martyny, bałem się, że załamie się jeszcze bardziej, to wszystko ją przerośnie. Nie darowałbym sobie, gdyby miała cierpieć przez moje widzi mi się. Obgadaliśmy wszystko, stopniowo zaczęliśmy wcielać nasz plan w życie. Zaczęło się od wspólnego wykonania I Just can't stop lovin' you na koncercie w Argentynie, a po występie w Rzymie, mamy pewność, że powinniśmy śpiewać w duecie. Będąc razem, wspierając się nawzajem jesteśmy w stanie wiele zdziałać.
- Skąd pomysł na nazwę?
- Martyna lubi M&M'sy - zaśmialiśmy się. - Ja z resztą też. No, może z wyjątkiem niebieskich.
- Nie znasz się! - Szturchnęłam go lekko w bok. - Niebieskie są najlepsze.
- Wcale, że nie!
- Wcale, że tak!
- Nie!
- Tak!
- A dobra, nie jedz! Dla mnie będzie więcej!
Dziennikarka patrzyła na nas jak na wariatów, jednak ostatecznie zebrała się na wymuszony uśmiech. Później zadała ostatnie pytanie, które dotyczyło występu z Modern Talking i po godzinie leżeliśmy w hotelowym łóżku.
- Opowiesz mi, co dokładniej działo się w twoim życiu, zanim cię poznałem? - spytał mnie niepewnie Mike, delikatnie gładząc mnie po plecach.
Westchnęłam.
-Jeśli nie chcesz...
- Nie o to chodzi. To dla mnie dosyć trudne...
-Nie będę cię zmuszać. Opowiesz, kiedy będziesz gotowa...
- W sumie, bez sensu ciągle odwlekać tą rozmowę.
Zdecydowałam się opowiedzieć mu wszystko. Dokładnie, z najmniejszymi szczegółami. Powiedziałam mu o tym, że zawsze byłam uważana za dziwaka, odmieńca, o tym, jak własna matka wyzywała mnie od debili, jak mnie obrażała. To nie były przyjemne wspomnienia. Jak to wszystko, czego się dotknęłam musiałam popsuć, jak ludzie uważali mnie za niezdarę i porażkę życiową. Nie miałam kochających dziadków. Babcia i dziadek, od strony taty, odkąd wyrosłam z pieluch, przestali się mną interesować. Ani razu nie usłyszałam od nich, że mnie kochają, nawet tego nie okazywali. Za każdym razem, gdy do nich przychodziliśmy, o ile wogóle ich zastaliśmy, musieli się pokłócić i powyzywać. Babcia chodziła na długie spacery, na których zawsze wstąpiła do sklepu spożywczego i kupiła jakieś produkty na przecenie, które później starała się mi wcisnąć. Ewentualnie znajdowała jakieś kompletnie niepotrzebne jej rzeczy, których inni się wyzbyli, taszczyła do domu, świetnie mi zareklamowała i próbowała pozbyć się tak, jak kupionego jedzenia. Dziadek, cóż... On żył działką. Uwielbiał spędzać na niej czas, sadzić warzywa i hodować kury, które, nawiasem mówiąc, nie darzyły mnie zbytnią sympatią. Kiedyś chodził ze mną na lody, ale tak dawno, że ledwo to pamiętam. Mam jeszcze drugą babcię, która jest w miarę w porządku, jednak ona również ma mnie za debila i dzieciaka, który nie zna się na życiu. Wraz z ciocią, za każdym razem wychwalają moją kuzynkę, która mieszka z bratem i rodzicami w Chicago. Zawsze miałam dość tego, że jestem do niej porównywana. Co do cioci, ona na siłę próbuje być fajna. Stara się znaleźć ze mną wspólny język, czasami jej się to udaje, ale zdarza się też być nieco męcząca. Nie mam drugiego dziadka. Zmarł na raka w wieku czterdziestu czterech lat, gdy moja mama miała niecałe dziesięć. Często myślałam, że może chociaż on byłby normalny z całej mojej rodziny, może by mnie zrozumiał i sprawił, że żyło by mi się lepiej. Nie powinnam narzekać, w końcu inni mają gorzej. Jednak nie uważam, bym miała cukrowe życie. W szkole też mnie nie oszczędzali. Byłam typem dziecka, którym łatwo manipulować, które nie umie się postawić, przez co ma kolokwialnie przesrane. Nie dość, że mnie krytykowali i obrażali to jeszcze, jak w gimnazjum dowiedzieli się o tym, że słucham Michaela, mało tego, jestem jego fanką, nie dali mi żyć. Nawet nie dano mi szansy na zdobycie pewności siebie, od razu zostałam zrównana z ziemią, zanim jeszcze zdążyłam się wybić. Nieliczni próbowali mnie poznać, a kiedy już im się to udało, zdobywali moje zaufanie, co wiązało się z kolejnymi zawodami. Zaniżona samoocena utrudniała mi życie i sprawiała, że widziałam siebie w złych barwach. Znalazłam się w stanie przeddepresyjnym. Chciałam umrzeć, sądziłam, że to jedyne rozwiązanie. Nie raz nawet próbowałam, a o kaleczeniu się nawet nie wspomnę. Żyletka była moim jedynym przyjacielem. No, a później doszło do koncertu Michaela, podczas którego, jakby, odzyskałam chęci do życia. Marzyłam, by się z nim związać, a kiedy już mi się to udało, moje zdrowie psychiczne jakby się poprawiło. Jednak nocami nadal miewałam napady lęku, o których wolałam nie mówić Michaelowi. Nie chciałam go martwić. Mike wysłuchał uważnie moich zwierzeń, po czym powiedział.
- Nigdy więcej nic sobie nie rób, dobrze? Nie chcę, byś się krzywdziła, za wiele dla mnie znaczysz. Cieszę się, że mi o tym powiedziałaś, nie ukrywaj niczego przede mną, w porządku? Jeśli będziesz sie czegoś bała, będziesz miała jakiś problem, czy twój dawny smutek powróci, powiedz mi o tym, a obiecuję, że postaram się jakoś ci pomóc.
Nie wytrzymałam. Schowałam twarz w jego bok i zaczęłam cicho szlochać. Przez całe życie potrzebowałam kogoś takiego jak on, a gdy już się zjawił, bałam się, że to tylko piękny sen, z którego za chwilę się obudzę, a całe dobro zniknie. Przecież to niemożliwe, by nareszcie spotkało mnie coś tak wspaniałego, jak jego miłość, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro