Rozdział 13
Na miejsce dolecieliśmy późnym wieczorem. Wysiedliśmy z samolotu, przed którym jak zawsze czekali wiwatujący fani. Podbiegła do nas jakaś mała dziewczynka. Mike przykucnął tak, że był teraz jej wzrostu.
- Cześć, jak się nazywasz? - zapytał, a jego oczy rozbłysły szczęściem.
Byłam pod wrażeniem tego, jaki ma kontakt z dziećmi i jak dobrze je rozumie.
- Adeline - odpowiedziało dziecko piskliwym głosem.
- Miło mi cię poznać - odparł Michael wyciągając swoją dłoń ku małej ślicznotce.
Dziewczynka zamiast podać Mike'owi rączkę rzuciła się mu na szyję i zaczęła ściskać wtulając się w jego ciało. Królowi wcale to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Wziął ją na ręce i lekko przycisnął do swojego ramienia. Mała wczepiła się w niego, jak koala.
Trwało to kilka minut, po czym Michael zdecydował się odstawić dziecko na ziemię. Maleństwo podreptało w kierunku mamy, a my, jak gdyby nigdy nic, zaczęliśmy spacerować wzdłuż lotniska, uśmiechając się szeroko.
- Przepuśćcie mnie! – Po chwili dobiegł nas krzyk fanki, próbującej przedrzeć się przez ochronę. – Proszę! Muszę go zobaczyć!
Jeden z ochroniarzy zerknął pytająco na Michaela, który westchnął cicho, po czym kiwnął głową na znak, że zgadza się, by fanka do nas podeszła. Mężczyźni odsunęli się lekko, tworząc minimalną szparę, przez którą mogła się przecisnąć. Uradowana dziewczyna wyrwała do przodu, a wraz z nią zaczęła się pchać chmara pozostałych ludzi.
Jednak ochrona dostatecznie pilnowała, by nikt poza nią się nie przecisnął. Fanka miała na sobie ciemne jeansy i krótki top z wizerunkiem mojego ukochanego. Mike zerknął na jej bluzkę i uśmiechnął się lekko. Dziewczyna wyrwała do przodu i bez słowa rzuciła się Michaelowi na szyję. Skrzyżowałam ręce na piersi i w milczeniu przyglądałam się całej scenie. Mike sprawiał wrażenie zaskoczonego, jednak delikatnie położył dłoń na jej plecach, zerkając przy tym na mnie. Nie chciałam robić mu wyrzutów z powodu oczarowanej nim fanki, w końcu, niedawno sama podobnie się zachowywałam. Dziewczyna szepnęła mu coś na ucho, prawdopodobnie wyznała miłość, no bo co innego może siedzieć w głowie zauroczonej swoim idolem fance? Mike kiwnął głową z uśmiechem, zmierzyłam go podejrzliwym spojrzeniem. W pewnym momencie, dziewczyna niebezpiecznie zbliżyła swoje usta do warg mojego chłopaka. Znieruchomiałam.
Czy ona... Tak, chce go pocałować!
W tym momencie Mike dał mi powód do dumy, delikatnie odsunął od siebie fankę i z poczuciem winy odparł:
- Przepraszam, ale nie mogę...
Na szczęście dziewczyna okazała się być rozsądną osobą i przyjęła do wiadomości słowa Michaela. Spuściła wzrok, lekko zawstydzona, po czym wyciągnęła niepewnie plakat z wizerunkiem Króla Popu. Mike bez namysłu go podpisał. W końcu udało nam się dotrzeć bezpiecznie do limuzyny, która miała nas zawieźć do hotelu. Michael, jak zwykle wynajął pokój na najwyższym piętrze. Kiedy samochód zatrzymał się przed ogromnym budynkiem, nie mogłam uwierzyć, że to właśnie w nim spędzimy najbliższe tygodnie. Staliśmy przed Scala Hotel – jednym z najdroższych hoteli w Buenos Aires.
- Jezu... - szepnęłam, wyglądając przez przyciemnianą szybę, starając się dostrzec dach budynku.
Hotel zdawał się nie mieć końca, sprawiał wrażenie, jakby ciągnął się aż do nieba, dotykał chmur.
- Podoba ci się? - spytał półgłosem Mike, pochylając się lekko w moją stronę.
- Jest cudownie – odparłam. – Nigdy jeszcze nie byłam w tak ekskluzywnym hotelu.
- Przyzwyczaisz się.
Uśmiechnął się do mnie promiennie. Po chwili drzwi samochodu otworzyły się, przy limuzynie stało czterech dobrze zbudowanych mężczyzn, ubranych na czarno. Domyśliłam się, że to ochrona. Zerknęłam tylko na Michaela, aby upewnić się, czy powinnam wyjść z samochodu i po chwili gnaliśmy w stronę hotelu, uciekając od fleszy aparatów. Wnętrze budynku okazało się niezwykle jasne i przytulne. Przy recepcji stała atrakcyjna brunetka o śniadej karnacji i szczupły mężczyzna o latynoskich rysach. Oboje uśmiechnęli się szeroko na nasz widok. Wiadomo, że nie musieliśmy się u nich rejestrować. Ochrona stała przy wejściu, zdziwiło mnie to, że nie idą z nami. Mike błyskawicznie zauważył, że ciągle patrzę w jednym kierunku.
- Tutaj wszyscy są przyzwyczajeni do widoku gwiazd, jesteśmy bezpieczni – powiadomił mnie.
- No, ale ja nie jestem gwiazdą... - zaczęłam.
- Już jesteś – odparł z uśmiechem, po czym objął mnie ramieniem i poprowadził w stronę windy.
Byłam zdziwiona tym, z jaką swobodą porusza się po hotelu.
- Byłem tu już wiele razy – oznajmił po chwili, co wyjaśniło całą sytuację.
Po chwili znajdowaliśmy się już na właściwym piętrze. Korytarz zdawał się nie mieć końca, jednak był równie jasny i przejrzysty, co parter.
- Pokój 526 - mruknął Michael, zerkając na niewielką kartkę trzymaną w dłoni, po czym uniósł swój wzrok i zerknął na drzwi. – To tutaj.
Pociągnął za klamkę i odsunął się lekko do tyłu, dając mi możliwość wejścia pierwszej. Przeszłam w głąb pokoju i zaczęłam rozglądać się z zapartym tchem, podczas gdy Mike zamykał za nami drzwi. Wnętrze pomieszczenia utrzymano w stonowanych barwach. Na podłodze rozłożono miękki, okrągły, biały dywan. Pod ścianą znajdował się niewielki stolik, dwa krzesła i szafy na ubrania. W kącie ulokowano wygodny fotel. Po środku stało ogromne, dwuosobowe łóżko. Weszłam głębiej, gdzie ujrzałam skórzaną kanapę i telewizor, zajmujący z pół ściany. Michael wyglądał na niewzruszonego wystrojem pokoju. Ściągnął marynarkę i rzucił ją na fotel, po czym podszedł do mnie od tyłu. Wpatrywałam się właśnie w wiszący naprzeciwko mnie obraz, na którym znajdowała się półnaga kobieta, trzymająca na rękach dziecko, a obok niej siedział mężczyzna. Mike objął mnie w pasie, opierając brodę o moje ramię.
- Podoba ci się ten obraz? – spytał półgłosem.
- Tak – odparłam, wskazując na kobietę i mężczyznę. – Widzisz tą parę? Wyglądają na szczęśliwych. Jeszcze to dziecko... Jak myślisz, jest ich?
Odchyliłam lekko głowę i spojrzałam wyczekująco na ukochanego. Mike zdjął ręce z moich bioder, podszedł bliżej obrazu i zaczął się w niego wpatrywać, stojąc zaledwie pół metra od ozdabiającej go ramy.
- Akwarela – szepnął po chwili.
Spojrzałam na niego zaskoczona, w końcu nie odpowiedział na moje pytanie. Jednak zdecydowałam się zbliżyć i również przyjrzeć dziełu.
- Myślisz? – spytałam w końcu. – Mi to bardziej wygląda na olejne...
- Nie – pokręcił przecząco głową. – Akwarela, zobacz...
Wskazał jeden punkt obrazu.
- Widzisz? Faktura jest dobrze widoczna, co sprawia, że postacie stają się żywsze. Malarz musiał rozcieńczać w wodzie pigment, by osiągnąć taki efekt...
Stałam jak wryta.
- Interesujesz się malarstwem? – spytałam w końcu.
- Sztuką. W każdym tego słowa znaczeniu.
- To tak jak ja – uśmiechnęłam się na te słowa. – Wiesz, uwielbiam rysować, co mogłeś zauważyć po tym, jak na naszym pierwszym spotkaniu wręczyłam ci twój portret.
- Cudownie ci wyszedł. Żebym w rzeczywistości był taki ładny...
- Jesteś o wiele ładniejszy.
- Nie przesadzaj. Jestem artystą, ale urodą nie grzeszę.
- Tak i co jeszcze? – roześmiałam się. – Może jeszcze mi powiesz, że nie umiesz śpiewać?
- ...Bo nie umiem. Nie wiem, czym się wszyscy zachwycają.
W tym momencie oboje ryknęliśmy śmiechem. Mike najwyraźniej zdał sobie sprawę z tego, że jego słowa zabrzmiały idiotycznie.
- Wiesz, grałam kiedyś na gitarze. – Zaczęłam chwalić się swoimi ''niby talentami'' w momencie, gdy udało nam się uspokoić. – Aczkolwiek... Z powodu braku czasu na naukę, która, jak dobrze wiesz, jest dla mojej mamy najważniejsza, musiałam zrezygnować z gry. Skończyło się na opanowaniu podstaw, a i tak nie wiem, czy cokolwiek jeszcze pamiętam.
- Dobrze, że mi o tym mówisz. Co prawda, będąc w trasie również czeka nas wiele roboty, ale będzie też czas wolny. Już wiem, jak to będzie wyglądać! Położę się na kanapie z nadzieją odespania męczących dni, a ty będziesz mi grać kołysanki.
Roześmiał się.
- I co jeszcze? – Skrzyżowałam ręce na piersi, również ukazując mu swoje białe zęby. – Może mam kupić pluszowego misia, żeby ci się lepiej spało?
- Nie, tego akurat nie musisz robić.
- No to dziękuję, łaskawco.
- Pluszowego misia mam na miejscu. – To mówiąc zbliżył się do mnie i zaczął mocno przytulać.
- Przestań, bo mnie udusisz! – wykrzyknęłam, śmiejąc się z kolejnego genialnego pomysłu swojego chłopaka.
- Oj tam, jak cię trochę podduszę, nic ci się nie stanie. Nie dramatyzuj...
To mówiąc, ścisnął mnie jeszcze mocniej w swoich ramionach.
- Połamiesz mi żebra! No i kto będzie mnie wtedy wiózł na ostry dyżur?
Nie odpowiedział, zamiast tego rozluźnił lekko uścisk. Odetchnęłam z ulgą, lecz na krótko. Mike podniósł mnie, jak zwykle nagle i niespodziewanie, po czym zaczął taszczyć wzdłuż pokoju, by ostatecznie położyć na łóżku. Zawisł nade mną i zaczął błądzić wzrokiem po mojej twarzy.
- O, widzisz, jak dobrze, że mnie tu położyłeś – stwierdziłam, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej.
Spojrzał na mnie niepewnie, zdecydowałam się kontynuować.
- Mam do ciebie pytanie. Zauważyłam, że tu jest tylko jedno łóżko... Będziemy spać razem?
Mike spuścił wzrok.
- Wiesz... - zaczął. – Ten pokój został zarezerwowany jeszcze zanim zostaliśmy parą. Podejrzewam, że twoja mama wolałaby, abyśmy spali oddzielnie. Mogę ulokować się na kanapie...
- Nie przesadzaj, Mikey. Mojej mamy tu nie ma, a ja wolę spać z tobą. Poza tym, na kanapie nie będzie ci za wygodnie, a musisz się wysypiać przed koncertami.
- W porządku – uśmiechnął się na te słowa.
Chwyciłam skrawek jego białego podkoszulka, którego miał na sobie i zaczęłam miętosić w dłoniach. Zagłębił się w moich oczach, ciągle jeszcze wisząc nade mną, opierając się na rękach, rozłożonych po obu stronach mojej głowy.
- Nie męczy cię to? – spytałam w końcu.
- Co?
- Ta pozycja.
- Proponujesz jakaś inną? – zaśmiał się.
-Wiesz...
To mówiąc zarzuciłam mu ręce za szyję i powaliłam na brzuch, przyciskając do siebie. Leżał na mnie, jednak, co dziwne, w ogóle nie odczuwałam jego ciężaru.
- Tak lepiej – mruknęłam mu na ucho, delikatnie zahaczając o nie zębami.
- Wcale, że nie... - szepnął, po czym, zanim się obejrzałam, przeturlał się ze mną tak, że teraz to ja leżałam na jego torsie. –Teraz i owszem.
- Naprawdę? To dla ciebie duża różnica, kto na kim leży? – roześmiałam się.
- Ogromna. Wolę taką pozycję, bo teraz mogę sobie na więcej pozwolić...
- Co masz na myśli? – spytałam, nieumyślnie przygryzając swoją dolną wargę.
Czyżby zapomniał o swojej wstrzemięźliwości w samolocie?
Mike uniósł lekko jedną brew, stając się przez to jeszcze bardziej tajemniczym. Poczułam, jak kładzie dłonie na moich biodrach. Przeszył mnie przyjemny dreszcz.
- To... - szepnął, po czym jego dłoń powędrowała na moją głowę, zbliżając ją do jego twarzy.
Zanim się spostrzegłam, nasze wargi magicznie się połączyły. Całowałam go mechanicznie, odpływałam do odległej krainy pełnej naszej miłości. Nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Czułam tylko jego ciepłe wargi na swoich ustach, które napawały mnie uczuciem błogości. Zabierał mnie do innego świata, do miejsca, które nie zna cierpienia, pozbawione jest bólu i łez goryczy. Zapominałam o wszystkim, co kiedyś zaprzątało moją głowę, co miało dla mnie jakieś znaczenie. Nasze języki po raz kolejny się dotknęły. Tańczyły zupełnie jak para uczniów na balu maturalnym, wirowały jak planety w nieskończonej galaktyce. Kolejne muśnięcia o moje podniebienie rozpalały mnie jak promienie słońca w letnie popołudnie.
Dlaczego nie możesz pozwolić sobie na więcej?! – krzyczało moje rozgoryczone serce.
Chwyciłam dłoń Michaela, która spoczywała na moim udzie i zaczęłam sunąć nią wzdłuż brzucha, do serca, aż zatrzymała się na piersi. Mike oderwał się od moich warg i spojrzał na mnie niepewnie. Już był gotowy zabrać rękę, jednak przycisnęłam ją jeszcze mocniej i pewniej do bluzki.
- Proszę – wyjąkałam drżącym głosem, który brzmiał, jakbym za chwilę miała się rozpłakać.
Michael nic nie odpowiedział, wobec tego zdecydowałam się rzucić na jego wargi, pochłaniając je łapczywiej i namiętniej, niż przed chwilą. Trochę go zaskoczyłam, jednak mimo to, zaczął zatracać się w pocałunku, delikatnie dotykając dłońmi mojego dekoltu. Mimo, że mięliśmy na sobie pełne stroje, oboje czuliśmy się niezwykle. Swoją drogą, jeśli Michael całuje w taki sposób, próbując się hamować, to co będzie po ślubie, gdy da się całkowicie ponieść miłości? Na samą myśl moje wnętrze zacisnęło się przyjemnie. W końcu Mike zdecydował się zakończyć przypływ niezwykłego uczucia, gryząc mnie delikatnie w wargę. Podniósł się, oparł o ścianę za łóżkiem, pozostawiając mnie na swoich kolanach, wtuloną w jego ciało. Jedną rękę trzymałam na torsie ukochanego, drugą zawijałam jego cudowne loki na palec.
- To było genialne – szepnęłam w końcu, starając się przerwać dość długą ciszę. – Na samą myśl o tym, co wydarzy się po naszym ślubie... Skręca mnie w środku.
Mike cmoknął mnie czule w głowę.
- Musisz jeszcze trochę poczekać – oznajmił.
- W ogóle, masz pewność, że wytrzymasz ze mną te dwa lata? Możemy się rozstać...
- Wypluj to słowo! Kocham cię i nie zamierzam cię opuszczać, chyba, że sama stwierdzisz, że już mnie nie chcesz i nie potrzebujesz.
- Nie mogłabym.
- Czasami pewne okoliczności zmuszają nas do podejmowania decyzji, które mogą okazać się niezwykle bolesne.
- Co masz na myśli?
- Nie zdziwiłbym się, gdyby zaczęło irytować cię ciągłe uciekanie od fleszy aparatów, natarczywi dziennikarze, plotki i cały ten parszywy show business.
- Michael, żartujesz, prawda? Przecież w zasadzie, dzięki twojej sławie w ogóle cię poznałam. Nawet nie wiesz, jak ucieszył mnie fakt, że w twoim sercu również narodziło się uczucie, które rozpaliło mnie wiele lat temu. To musi być przeznaczenie, takie rzeczy nie dzieją się przypadkiem. Poza tym, przy tobie nareszcie zaczęłam się uśmiechać, pomogłeś mi wyjść z dołka, w którym znajdowałam się, odkąd pamiętam.
- Mówiłaś mi coś o depresji... Długo to trwało?
- Nie pamiętam dokładnie i nie chcę o tym mówić. Zdarzały się różne sytuacje, mało przyjemne... Byłam bliska odebrania sobie życia, ale dzięki tobie udało mi się odnaleźć jego sens. Dziękuję ci...
- Nie masz za co dziękować. Cały nasz związek to dla mnie wielka niespodzianka. Sądziłem, że już do końca życia będę sam, albo, że pokocham dziewczynę, której będzie chodziło tylko o moją sławę, czy pieniądze. Ty taka nie jesteś. Może i mam na koncie grube miliony, nie raz zdarzało mi się dobijać do miliarda, ale to ty jesteś moim największym skarbem. Tylko ty. Kocham cię ponad życie... Jeśli będziesz gotowa, opowiedzieć mi o swoich problemach, depresji, wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Razem coś poradzimy i na pewno będzie ci lżej.
- Dziękuję, że tak się o mnie troszczysz.
- To mój obowiązek. – moknął mnie w czoło, a następnie chwycił dłoń i zaczął ją delikatnie gładzić kciukiem.
Uśmiechnęłam się lekko. Był taki cudowny, kochany i opiekuńczy. Czyżbym po tak długich cierpieniach wreszcie odnalazła spokój?
- Która godzina? – spytał niespodziewanie Mike, wyrywając mnie tym samym z głębokiej zadumy.
- Dochodzi trzecia...
- Musimy się zbierać – oznajmił, zsuwając mnie lekko ze swojego boku i podnosząc się z łóżka.
- Gdzie?
- Za trzy dni mamy koncert. Czeka nas ciężka praca, jeśli chcemy, aby nasz występ przeszedł do historii.
- Mi tam wystarczy tylko, by ludzie zaakceptowali nasz związek.
- Wszystko w swoim czasie, ale nie mogę zawieść fanów.
- Znalazł się, perfekcjonista... – westchnęłam, przekręcając się na drugi bok.
- ...A żebyś wiedziała! – zaśmiał się, otwierając walizkę.
Wyjął z niej ciemny mundur ze złotymi wstawkami i, pasujące do niego, czarne spodnie.
- Znowu się przebierasz?
- Oczywiście, muszę się odświeżyć po podróży – odparł, niewzruszony.
Wzniosłam oczy ku górze. Po chwili poczułam na twarzy ciepło jakiegoś materiału. To Michael tak perfekcyjnie rzucił mi ciuchy na zmianę. Wybrał obcisłe czarne jeansy i krótką bluzkę w czerwone róże. Muszę przyznać, że znał się na modzie.
- Zwijaj manatki! – roześmiał się, widząc moją minę, w momencie, gdy podniosłam się trzymając od niechcenia ubranie. - Nie możemy się spóźnić, umówiłem się do studia na wpół do czwartą.
- ...A podać mi ubrań to nie łaska? – spytałam, z udawaną pretensją w głosie.
- Nie ma na to czasu. Idę do łazienki, muszę się przebrać...
- O nie, mój panie! – wykrzyknęłam, zrywając się z łóżka.
Podbiegłam, potykając się o własne nogi, byleby tylko zdążyć zatarasować mu przejście.
- JA idę do łazienki, a TY masz do wyboru: przebrać się przy mnie, albo tutaj. Co pan wybiera, panie Jackson?
- Ale...
- Coś mówiłeś? – uniosłam jedną brew, starając się hamować śmiech.
- Chciałem powiedzieć, że imponuje mi twój zadziorny temperament.
- Lubię być niegrzeczną dziewczynką, jeszcze nie zauważyłeś?
Westchnął.
- Też cię kocham – cmoknęłam go w policzek, po czym pognałam do łazienki, zamykając za sobą drzwi.
Kochałam się z nim droczyć i sprawdzać, na ile sobie pozwoli. Drażniłam go jak lwa w zoo, jednak bez ryzyka utraty kończyn.
W wyjątkowo szybkim tempie uwinęłam się z przebraniem się, zrobieniem fryzury i makijażu. Zanim się obejrzałam, siedziałam już z Michaelem w limuzynie, wsłuchując się w śpiewaną przez niego piosenkę ,,Break of down".
- Kiedyś to będzie nasz utwór – szepnęłam, opierając głowę o jego ramię.
- ...I wtedy będę ci go śpiewać o wiele częściej – oznajmił, cmokając mnie delikatnie w dłoń.
Nie mogłam się już doczekać momentu, w którym stanę przed ołtarzem, patrząc mu głęboko w oczy i wypowiem to, wydawało by się, proste słowo: ''TAK''. Jednak w tych trzech literach zawarta będzie przysięga. Obietnica, że już na zawsze będę jego Wandy, a on już na zawsze pozostanie moim Piotrusiem Panem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro