Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Marzenia Się Spełniają

Piękna dziewczyna szła ulicą. Jej piękne ciemne, opadające na ramiona włosy falowały w wyniku letniego wiatru. Poprawiała co jakiś czas opadające jej na nos okrągłe okulary. Jej czarna, jeansowa spódnica pasowała na nią idealnie i równie idealnie komponowała się z krótką różową bluzą z kapturem. Dziewczyna była naprawdę piękna. Niezbyt wysoka co dodawało jej uroku, zgrabna i uśmiechnięta, a sztuczne elfie uszy dodawały jej jeszcze więcej uroku. Była urocza i piękna.

Szła ulicą swego ukochanego miasta. W ręce trzymała papierową torbę ze sklepu, z którego dopiero co wyszła. W niej znajdowała się kolejna ramka na zdjęcie i kilka wywołanych zdjęć, które zapełnić miały ową ramkę.

Dziewczyna nazywała się Catarine Dream. Nie dawno skończyła 18 lat. Była Argentynką, mieszkała w Buenos Aires i kochała to miasto całym swoim sercem. Mówiła biegle po francusku, angielsku i hiszpańsku. Była bardzo zdolna. Nie dostrzegała tego jednak co bardzo mnie raniło i rani nadal.

Catarine szła chodnikiem ze słuchawkami w uszach. Muzyka, tak jak książki była jej życiem. Nie umiała bez niej żyć.

Nagle zerwał się okropny wiatr. Osoby w okół niej zaczęły się jakby rozpływać. Znikali. Z każdą chwilą zatłoczona ulica była coraz mniej wyraźna, aż w końcu zniknęła. W jednej chwili poczuła przyjemne ciepło, a potem usłyszała... Szum liści? Co ona robi w lesie? Jak z zatłoczonej ulicy tętniącego życiem Buenos Aires znalazła się w spokojnym i nieznanym jej lesie?

Rozejrzała się wystraszona. Otaczały ją drzewa. Rosłe, szumiące, albo nawet... Tańczące drzewa.

Ale przecież... Takie są tylko w Narni. Nie tutaj. Nie w Argentynie. A co jeśli nie jestem w Argentynie? - pomyślała wystraszona.

Z jednej strony się tego bała. Jednak w pewnym momencie usłyszała wołanie. Ktoś wołał ją. O dziwo... Znała ten głos. Odwróciła się, a różowa suknia delikatnie zawirowała. Zaraz co?! Suknia?! Od kiedy!?

-Cat... - podbiegł do niej przystojny ciemnowłosy chłopak o ciemnych czekoladowych oczach ze złotym błyskiem. Uśmiechał się co sprawiało, że był jeszcze przystojniejszy. Ten uśmiech wydał jej się wyjątkowy. Czuła jakby to był uśmiech specjalnie dla niej. Tylko dla niej. - Wołam Cię i wołam, a ty tylko patrzysz na mnie jakbyś ducha zobaczyła. - powiedział delikatnie rozbawiony odgarniając jej włosy.

-E-Edmund? - wydukała jedynie. Z jego słów wywnioskowała, że ją zna, a z jego czynów, że bardzo dobrze w dodatku. Ale.... Skąd?

-To ja - jego uśmiech nieznacznie pobladł, a głos stał się bardziej zmartwiony - Wszystko dobrze? Chcesz się położyć? Zbladłaś. Na pewno wszystko, okej? Coś się stało? - pytał, a z każdym słowem w jego oczach i ogólnie na jego twarzy malowała się jeszcze większa troska.

-N-nie wiem. E-Edmund ją... Nie pamiętam - wydukała cicho, postanowiła grać na zwłokę choć no tutaj akurat nie skłamała. Coś jej mówiło, że go zna. Każda komórka jej ciała chciała go przytulić. Tylko tyle. Powstrzymała się jednak.

-Spokojnie Cat - położył delikatnie i czule dłoń na jej policzku i skierował jej wzrok tak by patrzyli sobie w oczy - Powtórz, ale trochę głośniej... Zgoda? I proszę mi tu nie płakać, wiesz, że nie lubię gdy się smucisz. - pogładził kciukiem jej policzek. To było wspaniałe uczucie jednak się na nim nie skupiła. "Nie lubię gdy się smucisz".

Ktoś mi to już powiedział i była to... Kate! Jak mogłam o niej zapomnieć?! Umówiłyśmy się przecież na przystanku! Ona pewnie tam czeka i... - zaczęła panikować w środku.

-Cat... Spokojnie. Wdech... Wydech tak? -zobaczył mały strach i panikę rosnącą na jej twarzy - Spokojnie i nie zapominaj o oddychaniu. Powtórzysz co powiedziałaś przed chwilą? - powiedział delikatnie. Był naprawdę zmartwiony.

-J-ja nie pamiętam - powtórzyła trochę głośniej. Tym razem to ciemnowłosy trochę pobladł.

-Czego konkretnie? - zapytał ostrożnie. Bał się odpowiedzi, ale musiał wiedzieć.

-J-ja... Pamiętam jedynie ciebie, twoje rodzeństwo... - chciała wspomnieć Kate, ale co jeśli jej tu nie ma? Powstrzymała się - Chyba tyle. - była bliska płaczu. On chyba też jednak sprytnie to maskował.

-A wiesz gdzie jesteśmy? Pamiętasz to? - wskazał na zamek.

-Cair Paravel - szepnęła oczarowana. Nie sądziła, że kiedyś zobaczy go na żywo. To było jak sen, z którego miała się zaraz obudzić. Nie chciała tego. Nie chciała się z niego budzić.

-Dokładnie - w jego oczach zauważyła trochę ulgi. - A... Pamiętasz jak się poznaliśmy i... - potrząsnęła głową tym samym mu przerywając.

-Nie pamiętam - szepnęła ze łzami w oczach. Chciała pamiętać. Coś jej mówiło, że wie jak się poznali jednak nie była tego pewna. Bała się to powiedzieć by się nie zawieść gdyby okazało się inaczej.

-Pięć lat temu poznaliśmy się u Profesora Kirke. - zaczął opowiadać - stamtąd trafiliśmy do Narni, w której znajdujemy się obecnie. Pokonaliśmy białą czarownicę i teraz panujemy na Cair Paravelu.

-J-jesteś królem? - zapytała chcąc sprawiać pozory. To wiedziała od początku. Edmund Sprawiedliwy. To on stał przed nią. On gładził ją czule po policzku. Patrzył na nią jakby była jego światem.

-A ty królową - Nie powiedział "moją" . Chciałby by tak było jednak nie.

-T-tak? - wyjąkała zdziwiona.

Przecież na Cari Paravel były cztery trony nie pięć - zastanowiła się.

-Tak Cat - uśmiechnął się ponownie. Chyba dostrzegł w jej oczach te iskierki ekscytacji, które tak kochał... Yy to znaczy lubił. Które tak lubił. Tak. - Jesteś królową Catarine Mądrą.

Wszystko zaczęła układać jej się w głowie. Zachwiała się. Prawie upadła gdyby nie silne ramiona Sprawiedliwego owinięte w jej talii, które złapały ją w ostatniej chwili. Nie zwróciła jednak na to uwagi przez zalewające ją wspomnienia. Jej wspomnienia. Jak poznała rodzeństwo Pevensie u profesora. Jak trafiła razem z Łucją do Narni i nikt nie chciał im wierzyć. Jak potem trafili tam całą piątką. Bobry, pan Thumnus... Aslan. Walka z białą czarownicą...

-Pamiętam - wyszeptała i spojrzała mu głęboko w oczy. - Edmund ja pamiętam - powtórzyła głośniej przeszczęśliwa, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Pojawił się on na twarzy osiemnastoletniego króla. Był pełen szczęścia i ulgi. Wesoły podniósł ją w talii i okręcił kilka razy w okół osi.

Kilka dni, a dokładniej to tydzień później młody król szedł obok swojej - jak miał nadzieję - przyszłej królowej trzymając ją delikatnie i czule za dłoń. Od czasu do czasu pocierał ją czule kciukiem.

Nie byli jeszcze parą. Znali się... Długo. Przynajmniej w jego mniemaniu. Przez te lata był jej dobrym przyjacielem. Ale on już nie chciał nim być. Nie chciał być jedynie jej przyjacielem. On ją kocha. Był tego w stu procentach pewien. On ją kocha i nikt nie wmówi mu, że jest inaczej.

Kocha jej ciemne oczy, które patrzyły na wszystko z ekscytacją, radością. Kocha jej miękkie włosy, którymi tak lubił się bawić. Kocha jej drobniutkie dłonie. Kocha ją całą. Kocha Catarine i nic, ani nikt nie było i nie jest w stanie tego zmienić.

Szli lasem niby jako dobrzy przyjaciele jednak oboje wiedzieli, że nie jest to prawdą. Oboje skrycie się podkochiwali w drugim jednak obawiali się nieodwzajemnionych uczuć drugiej osoby.

Szli, więc spokojnie. W ciszy, ciesząc się swoją obecnością. Nagle ciemnowłosy postanowił owoą ciszę przerwać.

-Cudownie wyglądasz - powiedział coś co męczyło go od samego rana. Faktycznie. Dziewczyna wyglądała fenomenalnie w pudrowo różowej sukni do łydki z gorsetem, cała suknia przeplatana była złotą nicią.

-Dziękuję - odpowiedziała zarumieniona i poprawiła zakłopotana włosy nie wiedząc co zrobić. Chciała rozładować powstające w niej napięcie.

Nagle lunął letni deszcz. Nie była to burza i mieli nadzieję, że się w nią nie przerodzi. Nie chcieli zmoknąć. Schowali się pod drzewem. Nie mieli innego wyjścia. Zamek był za daleko.

Razem z deszczem pojawił się silny wiatr, przez co temperatura zdawała się znacznie obniżyć. Dziewczyna zadrżała z zimna. Król nie mógł zrobić nic innego jak ją przytulić. Oddałby jej swoją kurtę jednak jej nie miał. Chciał oddać jej koszulę jednak była ona przemoczona. Jedyne co by to dało to przeziębienie jakie mogła po tym złapać. Dziewczyna ufnie się w niego wtuliła.

-Dziękuję - szepnęła odsuwając się delikatnie by móc spojrzeć w jego cudowne oczy o kolorze gorzkiej czekolady z przebłyskami złota.

On się jedynie uśmiechnął lekko i bardzo delikatnie wziął jej podbrudek w dwa palce by nie schowała swojej cudownej twarzy ponownie w jego piersi. Nie przeszkadzało mu, że tak robiła jednak musiał na nią popatrzeć. Chociaż przez dłuższą chwilę chciał napawać się jej widokiem.

Dłoń, którą trzymał jej brodę przesunęła się na policzek, który czule pogłaskał kciukiem. Dziewczyna śledziła jego poczynania niczym zaczarowana.

Drugą ręką objął ją w talii i przyciągnęł jeszcze trochę bliżej. Nie przerywali kontaktu wzrokowego. Ich twarze zaczęły powoli się do siebie zbliżać, aż w końcu... Stało się. Król pocałował wybrankę swego serca. Zrobił to delikatnie i czule, bojąc się jednej rzeczy. Odrzucenia. Bał się, że poczujw jak dziewczyna go odpycha. Tak się jednak nie stało. W tym pocałunku przekazywał wszystko co do niej czuł, a także niepewność z jaką to zrobił. Cały pocałunek jednak mimo wszystko przesiąknięty był czystą i szczerą miłością.

Dziewczyna zaskoczona nie oddała pocałunku. Czekała na to tak długo. Nie docierało do niej, że to jawa. Poważnie zawstydzony ciemnowłosy się od niej odsunął.

-Ja... Ja przepraszam n-nie... - chciał się wytłumaczyć lecz nie dokończył. Przerwały mu delikatne i miękkie usta okularnicy na jego wargach. Natychmiast oddał pocałunek pogłębiając go. Był przeszczęśliwy.

Oderwali się od siebie dopiero gdy zabrakło im powietrza. Oboje uśmiechali się szeroko.

-Kocham Cię - szepnęli równocześnie i przypieczętowali te słowa kolejnym czułym pocałunkiem.

-A co potem? - zapytała urocza dziewczynka patrząca na mnie swoimi orzechowymi oczami.

-Żyli długo i szczęśliwie skarbie - uśmiechnęłam się i pocałowałam córeczkę w czoło.

-Czyli to tak ciocia Cat poznała wujka? - zapytał Cedrick wdrapując się na łóżko siostry.

-Otóż to. A wy powinniście spać - Usłyszałam głos przyjaciółki. Dzięki Aslanie przyszłaś.

-Ale Ciociu... - chcieli wszcząć protesty.

-Nie ma, ale. Już. Zamykamy oczka i śpimy jasne? - pokiwały głowami smętnie.

-Ale bez smutasów mi tu. Jest późno słoneczka moje - pocałowałam ich w czółka.

-Ale my nie zaśniemy póki tata nas nie pocałuje w czoło.

-Ciocia i wujek nie przytulą

-A mama nie poczeka aż zaśniemy - mówili Margot i Cedrick na zmianę. Westchnęłam i spojrzałam na przyjaciółkę.

-Już po nich idę - oznajmiła i wyszła. Ja zaś usiadłam na łóżku córeczki i przytuliłam swoje pociechy do siebie. Drzwi się otworzyły.

-Maluchy moje słyszałem, że spać nie chcecie - powiedział czarnowłosy wchodząc z uśmiechem.

-Tata! - zawołali radośnie. Do pokoju zwabiona krzykiem wbiegła dwuletnia Georgia. Edmund podniósł swoją córeczkę.

-Ty spałaś podobno - Ona się tylko Zaśmiała i złapała go za nos.

-No, ale nie zachowujcie się jakbyście mnie rok nie widzieli, bo to nie prawda - rzekł szarooki i ich przytulił. Ucałował ich czółka czule, a potem mnie.

-Chyba się zapomniałeś kochanie. Ja jeszcze nie idę spać - powiedziałam rozbawiona.

-O nie. Jak oni idą to ty też. Może jeszcze uda Ci się urosnąć - podniósł mnie.

-Kaspian! - oburzyłam się i uderzyłam go w pierś.

-Kate nie bij męża - zaśmiała się Catarine przytulając moje ukochane bliźniaki. Po chwili zrobił to i Edmund.

-Trutututu - powiedziałam i Pokazałam jej język.

-I ty nam wmawiasz, że masz 26 lat? - podniósł brew Sprawiedliwy.

-Oj grabisz sobie Edek oj grabisz - pogroziła mu palcem. Zaśmiał się. Zobaczyłam, że dzieci zasypiają. Wyszłam z ramion ukochanego i wzięłam synka na ręce. Przełożyłam go do jego łóżka. Zasnął momentalnie. Margot też już zasnęła. Pokazałam przyjaciołom i ukochanemu, że mamy być cicho. Wyszliśmy z komnaty.

Razem z przyjaciółką spojrzałyśmy na mężów. Oddalili się. Chciałyśmy zostać same. Poszłyśmy na niedaleki balkonik.

-Nigdy nie chodzili tak późno spać. Jutro na balu będą wykończeni. - mruknęłam zmartwiona.

-Prześpią się między dwunastą i trzynastą najwyżej no, ale pewnie i tak będą biegać w te i wewte, i bez drzemki - Zaśmiała się cicho.

Przytuliłam ją. Wybiła północ. Idealnie. 22 lipca czasu Narnijskiego. Urodziny mojej Cat. Nie ważne ile Edek będzie się ze mną o to spierał Cat jest moja i nic tego nie zmieni.

-Kocham Cię Catarine. Całym sercem. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Najwspanialszym. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszej przyjaciółki. Dużo szczęścia i miłości choć tego nie muszę Ci w sumie życzyć, bo jestem pewna, że Edmund Ci to zagwarantuje w nadmiernych ilościach. Wracając.... Pamiętaj. Jesteś wspaniała. - mocniej ją przytuliłam.

********
Dedykuję tego one shota mojej ukochanej, jedynej, niepowtarzalnej, a mimo to ulubionej, najlepszej duszyczce pod słońcem Onryo0! Kocham Cię najbardziej na świecie słońce. Wszystkiego najlepszego kochana! Mam nadzieję, że ta część przeze tu Ci się podoba. Kocham Cię 😘😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro