Rozdział 54.
Minęły dwa tygodnie. Przez ten czas zdążyliśmy zostać okrzyknięci w mediach najgorętszą parą roku. Diana oczywiście również obejrzała film, który pojawił się w polskich kinach dopiero wczoraj. Zadzwoniła do mnie tylko po to, by stwierdzić, że wyszedł "zajebiście" i powtórzyć kilka razy, jaki to Depp jest seksowny na dużym ekranie. Do egzaminów zostało zaledwie kilka dni, dlatego praktycznie ani na chwilę nie odrywałam się od książek. Dzisiaj czekały mnie zajęcia z Elizabeth, która miała pomóc mi lepiej przygotować się do natchodzących testów.
Nie miałam ochoty na jej wizytę, mimo że była wspaniałą kobietą i świetną nauczycielką. Od rana czułam się tak źle, że pragnęłam zaszyć się pod kołdrą i nie wychodzić spod niej cały dzień. Gdy tylko Elizabeth zjawiła się w Neverlandzie, Susan zaproponowała jej herbatę i ciasto. Wraz z pojawieniem się jedzenia na stoliku, poczułam, że nie będę w stanie nic przełknąć. Cała zawartość mojego żołądka wirowała w zawrotnym tempie. Sięgnęłam po książkę, próbując tym samym stłumić dokuczające mi nudności. Michael chciał zostawić nas same, wolał nie przeszkadzać w nauce, jednak jego obecność działała na mnie kojąco. Uparłam się, by został w pokoju.
- Od czego zaczniemy? - spytała Elizabeth, robiąc łyk herbaty.
- Możemy zrobić ogólną powtórkę po wszystkich działach?
- Jasne. - Kobieta uśmiechnęła się lekko. - Otwórz podręcznik na stronie szóstej.
Wykonałam polecenie nauczycielki, lecz niespodziewanie mdłości nasiliły się. Bałam się poruszyć, by nie pogorszyć swojego stanu, jeśli to w ogóle możliwe.
- Skarbie, wszystko w porządku? - Michael skierował na mnie swoje zatroskane spojrzenie.
Pokręciłam głową, po czym wybiegłam z salonu, zakrywając usta dłonią. Wpadłam do łazienki i zawisłam nad deską. Czułam się fatalnie, byłam tak osłabiona, że miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Po chwili, ktoś zapukał do drzwi łazienki. Byłam prawie pewna, że to Michael, dlatego zdecydowałam się poczekać, aż wejdzie do środka. Spuściłam wodę i oparłam się o chłodną ścianę. Drzwi powoli się otworzyły, podszedł do mnie Mike i przykucnął przede mną.
- Wszystko w porządku? - spytał, kładąc dłoń na moim kolanie. - Jesteś cała blada.
- Okropnie się czuję... Chyba coś mi zaszkodziło.
- Tylko co? Wegetariańskim jedzeniem nie tak łatwo się zatruć...
- Nie mam pojęcia. - Poczułam kolejną falę nudności. - Wyjdź stąd, proszę...
- Nigdzie się stąd nie ruszam.
Ponownie pochyliłam się nad sedesem, czując jak Mike odgarnia mi do tyłu włosy.
-Nie chcę, byś widział mnie w takim stanie - wyszeptałam ze łzami w oczach.
- Zadzwonię do lekarza, musi cię zbadać.
- Przestań, to nic takiego. Jestem pewna, że niedługo mi przejdzie...
- Mogłaś powiedzieć, że źle się czujesz, odwołalibyśmy zajęcia.
- Nie chciałam się nad sobą użalać...
- Wyglądasz jak trup...
- Dzięki - westchnęłam.
- To nie są żarty, martwię się o ciebie. Pomyśl, co mogło ci zaszkodzić...
Zastanowiłam się przez chwilę, aż nagle mnie olśniło. Spojrzałam na Michaela wzrokiem pełnym zarówno ekscytacji, jak i przerażenia.
- Mike...
- Tak?
- Okres mi się spóźnia.
Michael spojrzał na mnie tak, jakby nie do końca dotarły do niego moje słowa.
- Jesteś pewna? - spytał po chwili.
- No tak, ostatni miałam przed naszym ślubem, jakiś miesiąc temu...
- To może znaczyć...
Michael uśmiechnął się do mnie szeroko i mocno mnie do siebie przytulił.
- Nie ciesz się tak, to może też oznaczać poważną chorobę.
- Dzwonię do lekarza, musi cię zbadać.
- A co z Elizabeth?
- Powiem jej, żeby wracała do domu.
- Michael, niedługo mam egzamin...
- Teraz nie to jest najważniejsze. - Pochylił się i cmoknął mnie lekko w czoło, po czym wyszedł z łazienki i pognał w dół po schodach.
Ostrożnie wstałam z podłogi, starając się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, aby nie zemdleć. W końcu oparłam się o umywalkę i przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam jak trup, Mike miał rację. Cera bledsza niż zwykle, sińce pod oczami i niesmak w ustach nie zwiastował niczego dobrego. Odkręciłam kran i zaczęłam przemywać twarz, aby doprowadzić się do porządku. Bałam się, bardzo... Mój stan mógł oznaczać na prawdę wiele, chociaż w głębi serca, miałam nadzieję na powiększenie rodziny. Po przepłukaniu ust chłodną wodą, powoli wyszłam z łazienki i wpadłam na Michaela. Ten chwycił mnie za ramiona, szeroko się przy tym uśmiechając.
- Jak się czujesz? - spytał, odgarniając mi włosy z twarzy.
- Już trochę lepiej - odparłam zgodnie z prawdą. - Dzwoniłeś po lekarza?
- Tak, tylko właśnie... Musimy jechać do szpitala.
- Co? Nie, nie piszę się na to. - Pokręciłam głową, nie miałam najmniejszej ochoty na czekanie na oddziale i wzbudzanie sensacji swoją obecnością.
- Spokojnie, cały personel jest już poinformowany. Wejdziemy tylnym wejściem, nikt nas nie zauważy...
- A czy lekarz nie może przyjechać do nas?
- Nie, ponieważ musi wykonać ci badanie USG, a tutaj nie ma do tego warunków.
- No dobra. - Westchnęłam, po czym dałam mu się zaprowadzić pod bramę naszej posiadłości, przy której czekał na nas prześliczny czarny Rollce Royce z przyciemnianymi szybami.
Za kierownicą siedział oczywiście nasz szofer, lecz tym razem nie jechaliśmy limuzyną ze względu na bezpieczeństwo i większą prywatność. Droga do szpitala minęła, o dziwo, spokojnie. Pomijając fakt, że co chwilę zbierało mi się na wymioty. Kiedy samochód zatrzymał się przed szpitalem, szybko z niego wysiedliśmy i wbiegliśmy do budynku tylnym wejściem. Byliśmy bez ochrony, więc w gruncie rzeczy wiele ryzykowaliśmy, jednak obecność czterech umięśnionych goryli w garniturach z pewnością wzbudziłaby sensację, a tego chcieliśmy za wszelką cenę uniknąć. Znaleźliśmy się na pustym korytarzu. Szpital wyglądał tak, jakby został wybudowany specjalnie dla nas, wokół nie było ani jednej żywej duszy. Mike chwycił mnie mocniej za rękę.
- No to teraz szukamy Josh'a...
- Josh'a? - Spojrzałam pytająco na Michaela. - To ten lekarz, który badał mnie po tym, jak zemdlałam na próbie?
- Dokładnie ten. Jest moim prywatnym lekarzem, tylko jemu ufam. Sama wiesz, w tym zawodzie...
- Rozumiem. - Uśmiechnęłam się lekko i wtedy, jak z podziemi na korytarzu zjawiła się pielęgniarka.
Kobieta wpatrywała się w nas szeroko otwartymi oczami, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Gdyby nie Michael, pewnie stalibyśmy naprzeciwko siebie dobre pięć minut, w milczeniu.
- Dzień dobry. - Uśmiechnął się szeroko i zbliżył do kobiety. - Szukamy doktora Greenswooda, byliśmy umówieni.
Pielgniarka ani drgnęła, dopiero po chwili jakby oprzytomniała i, odwzajemniając uśmiech, odpowiedziała:
- Proszę za mną.
Posłusznie ruszyliśmy trasą wyznaczaną przez szczupłą szatynkę. Przeszliśmy wzdłuż korytarza, skręciliśmy w lewo i zatrzymaliśmy się przed białymi drzwiami. Pielęgniarka zapukała i niepewnie je uchyliła, zaglądając do środka.
- Doktorze, państwo Jackson do pana - poinformowała lekarza drżącym głosem, po czym odsunęła się od drzwi, robiąc nam możliwość przejścia.
Powoli weszliśmy do gabinetu lekarskiego. Na twarzy Michaela błyskawicznie zagościł uśmiech, podszedł do doktora i uścisnął mu dłoń. Na widok ciemnoskórego, podzieliłam reakcję męża i zbliżyłam się do doktora, który szarmancko cmoknął mnie w dłoń.
- Siadajcie. - Wskazał na krzesła znajdujące się przed jego biurkiem. - Z Michaelem jesteśmy po imieniu, ale nie wiem, czy do pani również mogę mówić na "ty"...
- Jasne. - Uśmiechnęłam się szeroko i podałam lekarzowi dłoń. - Martyna.
- Josh. - Mężczyzna uśmiechnął sie lekko. - Słyszałem od Michaela, że od rana źle sie czujesz...
- Tak, mam straszne nudności, które są wręcz nie do zniesienia. Poza tym, ledwo stoję na nogach i mam wrażenie, że zaraz zemdleję. Być może to przez stres... Niedługo mam sporo egzaminów na zakończenie edukacji, ciągle ślęczę nad książkami... Może to jest przyczyną mojego złego samopoczucia.
- Nie sądzę.
- W takim razie, może się czymś zatrułam, albo złapałam jakiegoś wirusa...
- Nie wykluczone.
- Mam nadzieję, że to nic poważnego.
- Zbadam cię teraz, dobrze? -Kiwnęłam głową.
Lekarz wstał z fotela i ruszył w moją stronę z drewnianym patyczkiem w dłoni.
- Tylko proszę cię, bądź delikatny - odezwał się Mike, zupełnie tak, jakby Josh miał do czynienia z porcelanową lalką.
- Zawsze jestem. - Uśmiechnął się do niego, po czym poprosił, abym otworzyła usta.
Posłusznie wykonałam jego polecenie, a wtedy on położył patyczek na moim języku i zajrzał mi do gardła.
- Masz podrażnione podniebienie, ale to prawdopodobnie przez wymioty. Zbadam ci teraz brzuch, połóż się wygodnie.
Wstałam z krzesła i ułożyłam swoje ciało na wskazanym przez niego miejscu. Josh zbliżył się do mnie, podwinął moją bluzkę i zaczął delikatnie masować mój brzuch. Michael zaglądał mu przez ramię, kontrolując każdy jego ruch. W pewnym momencie lekarz zaprzestał wszelkich czynności, zabrał dłonie z mojego ciała i spojrzał na mnie badawczo.
- Kiedy ostatnio miałaś okres? - spytał bez ogródek.
- Jakiś... miesiąc temu - odparłam, spuszczając wzrok.
Josh uśmiechnął się lekko, po czym stwierdził:
- Zrobię ci badanie USG, aby potwierdzić to, co podejrzewałem od samego początku. Czy Michael ma zostać?
Mike spojrzał na mnie wyczekująco. Wiedziałam dobrze, że jeśli Josh chce sprawdzić, czy noszę pod sercem nowe życie, nie wykona badania tradycyjnie jeżdżąc wilgotną substabcją po moim brzuchu. Było na to za wcześnie. Dlatego też, chciałam oszczędzić Michaelowi takich atrakcji.
- Mike, czy mógłbyś wyjść? - spytałam niepewnie.
- Wykluczone, zostaję tutaj. - Skrzyżował ręce na piersi. - Chcę wiedzieć, co ci dolega.
- Michael, proszę... Zawołamy cię jak będzie po badaniu.
- Twoja żona będzie w dobrych rękach, nie skrzywdzę jej, spokojnie. - Uśmiechnął się do niego lekarz.
Mike westchnął cicho, lecz po chwili posłusznie opuścił gabinet zostawiając mnie samą z lekarzem.
- Dobrze, więc... Ściągnij spodnie i połóż się wygodnie.
Spojrzałam na niego z przerażeniem w oczach.
- Byłaś kiedyś u ginekologa? - Pokręciłam głową.
- Nie miałam takiej potrzeby...
- Ale wiesz, jak wygląda takie badanie?
- Mniejwięcej.
- Domyślasz się, co chcę sprawdzić?
- Czy jestem w ciąży...
- Dokładnie. Spokojnie, będzie trochę nieprzyjemnie, ale w miarę bezboleśnie.
Kiwnęłam głową, po czym wykonałam polecenie lekarza, czując, że za chwilę spalę się ze wstydu. Na szczęście Josh rzeczywiście był bardzo dobrym lekarzem i całe badanie wykonywał z ogromną delikatnością i precyzją.
- Tak jak myślałem. - Uśmiechnął się szeroko, wpatrując w ekran, na którym nie widziałam nic prócz różnych odcieni szarości. -Wygląda na to, że już za niecałe dziewięć miesięcy pojawi się w waszym domu nowy członek rodziny.
Spojrzałam na niego jak na wariata, jakby wypowiedziane przez niego słowa nie do końca do mnie dotarły.
- Jesteś w trzecim tygodniu ciąży, gratuluję. - Posłał mi szczery, promienny uśmiech.
Milczałam, powoli przetwarzając w głowie otrzymane od niego informacje.
- To znaczy, że... - zaczęłam łamiącym się głosem. - Będziemy rodzicami?
Josh kiwnął przytakująco głową, a ja poczułam pierwszą łzę szczęścia spływającą po moim bladym policzku.
- Widzisz tą małą fasolkę? - Wskazał na ekran, podniosłam się lekko na łokciach, chcąc lepiej dostrzec kształtujące się we mnie nowe życie. - To wasze maleństwo. Jest jeszcze niewyraźne, ale jeśli chcesz, możemy zrobić zdjęcie dla Michaela.
- Jasne. - Uśmiechnęłam się szeroko. - A czy mogę sama mu o tym powiedzieć?
- Oczywiście.
Po zakończonym badaniu, poprosiliśmy Michaela z powrotem do gabinetu. Mój, niczego nie świadomy, ukochany niemal od razu oplótł mnie swoimi ramionami i zwrócił wyczekujące spojrzenie w stronę lekarza, który dał mi znak, bym powiedziała mężowi, co mi dolega.
- Josh zrobił mi dokładne badania - zaczęłam, starając się za wszelką cenę zachować powagę.
- To coś poważnego?
- Tak, nawet bardzo... Co więcej, wygląda to, mój drogi, że to ty doprowadziłeś mnie do takiego stanu.
Mike patrzył na mnie z coraz większym przerażeniem w oczach, a Josh z trudem powstrzymywał się przed tym, by nie parsknąć śmiechem.
- Tak, Michael. Najwyższa pora, by dorosnąć i ponieść odpowiedzialność za swoje czyny... Będziesz ojcem. - Poklepałam męża po ramieniu, z poważną miną.
Mike przyglądał mi się, zupełnie tak, jakby moje słowa do niego nie dotarły. Dopiero po chwili na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- To pewne? - spytał, przytulając mnie mocniej do siebie.
Pokiwałam energicznie głową, a wtedy on uniósł mnie lekko i zaczął kręcić wokół własnej osi, śmiejąc się przy tym radośnie. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego. Wtuliłam się bardziej w jego ramię, a kiedy w końcu postawił mnie bezpiecznie na ziemi, złączyłam nasze usta w czułym pocałunku.
- Chcesz zobaczyć nasze maleństwo? - spytałam po chwili.
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Mike błyskawicznie dorwał się do zdjęcia i zaczął je obracać, chcąc dostrzec swoje pierwsze dziecko.
- Jest tutaj, widzisz? - Wskazałam palcem mały, prawie niewidoczny punkt.
- Jakie malutkie!
- To dopiero trzeci tydzień, co ty myślisz, że od razu będzie ważyć trzy kilo? - Zaśmiałam się.
- Jest piękne - wyszeptał, po czym delikatnie pogładził mnie po policzku.
- Postarałeś się - szepnęłam.
Mike spuścił zawstydzony wzrok, po chwili jednak przypomniał sobie o obecności lekarza.
- Liczę na twoją dyskrecję - zwrócił się do Josh'a. - Jak informacja o ciąży Martyny trafi do mediów, od razu będziemy wiedzieli, kto ją im sprzedał.
- Oczywiście. Nigdy cię nie zdradziłem i tego nie zrobię.
- Mam nadzieję - odparł, usmiechając się przy tym lekko.
Opuściliśmy gabinet. Mike przez cały czas trzymał moją dłoń i nie puszczał jej ani na chwilę. Patrzyłam na niego z oczarowaniem i czekałam, aż w końcu to zauważy.
- Coś się stało? - Udało się.
- Nie.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? -Zaśmiał się.
- To znaczy, jak?
- Jakbyś miała za chwilę się na mnie rzucić.
- Kocham, jak wymawiasz moje imię. -Uśmiechnęłam się szeroko.
- Dlaczego? Robię to nie poprawnie?
- Masz taki piękny akcent...
Zaśmiał się. Moje polskie imię wypowiadane przez Michaela z amerykańskim akcentem brzmiało bardziej jak "Martina", ale mimo wszystko, było tak urocze...
- Nigdy wcześniej mi tego nie mówiłaś - zauważył.
- Widocznie, nie miałam okazji - odparłam, gładząc jego dłoń.
Przez całą drogę powrotną do domu, Mike siedział nieruchomo i nie zamienił ze mną ani jednego słowa. Był jak manekin, wpatrujący się pustym wzrokiem przed siebie, w milczeniu. Dopiero w momencie, gdy opuściliśmy samochód i mieliśmy udać się do środka, zatrzymał się na trawniku i wykrzyczał z całych sił jedno zdanie: Będę ojcem!
*****
Nie minął dzień odkąd dowiedziałam się, że zostanę matką, a o mojej ciąży wiedziała już nasza najbliższa rodzina, Diana, Johnny, Thomas, Jerry, wszyscy ludzie z ekipy, pracownicy Neverlandu i oczywiście Slash. Jak można się po nim spodziewać, gdy tylko dotarła do niego informacja o moim, jak to się mówi, stanie błogosławionym, zaczął krzyczeć jak opętany w słuchawkę telefonu:
- Ja pierdole, Jackson zamoczył! Cholera, będę wujem! Ludzie! Slash będzie wujkiem!
Jego reakcja wywołała we mnie ogromne rozbawienie. Wszyscy wiadomość o tym, że klan Jacksonów się poszerzy, przyjęli entuzjastycznie. Pozostała jeszcze sprawa mediów. Dobrze wiedzieliśmy, że nie będziemy w stanie długo ukrywać faktu, że jestem w ciąży i woleliśmy, by nasi fani dowiedzieli się tego od nas, nie z plotek opublikowanych w jakimś brukowcu. Dostaliśmy szansę na podzielenie się ze światem, naszym szczęściem. Jeszcze tego samego dnia, do Michaela zadzwonił Jerry i poinformował nas o tym, że dziennikarka magazynu Hollywood Stars, chce przeprowadzić z nami jutro wywiad. Jednak tym razem, miała przyjechać do Neverlandu. Długo wahaliśmy się, czy przyjąć tą propozycję, gdyż niechętnie przyjmowaliśmy obcych pod swój dach. Baliśmy się, że zagrożą naszemu bezpieczeństwu i zniszczą to, co było dla nas najważniejsze. Ostatecznie, zgodziliśmy się na wywiad. Już o dwunastej usłyszeliśmy, że ktoś wjeżdża na teren naszej posiadłości. Krótko po tym, dziennikarka weszła do środka, usiadła na fotelu, wyjęła z torby notes i długopis. Mike zamknął za nią drzwi i poszedł do salonu.
- Napije się pani herbaty? - spytał, jak na gentelmana przystało.
Kobieta przyznała, że ma ochotę na coś ciepłego. Michael wyszedł do kuchni, aby przygotować napój. W czasie, gdy siedziałyśmy same w salonie, a dziennikarka zajęta była
szykowaniem pytań, na które będziemy udzielać odpowiedzi, postanowiłam się jej lepiej przyjrzeć. Kobieta ubrana była w pastelową aksamitną sukienkę i pasujące do niej baleriny. Włosy spięła w
wysoki kok, dzięki czemu jej pulchna twarz sprawiała wrażenie szczuplejszej. Po chwili zorientowała się, że ją obserwuję i podniosła głowę. Patrzyła na mnie ciemno niebieskimi oczami, powieki pokrywała duża ilości cieni. Wyglądała komicznie, zupełnie jak baletnica, którą wyrzucili ze szkoły tańca z powodu nadwagi. Nie miała już szans na sławę i światową karierę tancerki, dlatego
zdecydowała się zostać dziennikarką. Wypisywanie bzdur na czyjś temat, chcąc tą osobę pogrążyć,
musiało sprawiać jej ogromną przyjemność i być skutkiem frustracji po niewykorzystanej szansie
zaistnienia w show biznesie.
Po chwili do pokoju wrócił Michael. Postawił na stoliku trzy porcelanowe filiżanki z herbatą i szklane naczynie z cukrem. Wyprostował się i spojrzał niepewnie na kobietę.
- Pani jest dziennikarką, prawda? - zapytał, mierząc ją wzrokiem.
-Tak - odpowiedziała. - To jakiś problem? Przecież wiedzieliście, że przyjdę…
Nie przypominam sobie, abyśmy przeszli na ‘’ty’’’. Najwyraźniej dobre wychowanie i ogromna kultura
Michaela nie były potrzebne. Mike ponownie na nią zerknął i usiadł koło mnie na kanapie.
- Tak, ale myślałem… - zaczął - A z resztą, nieważne.
Kobieta przewróciła kartkę w notesie.
- Dziennikarki nie powinny wyglądać inaczej? - szepnął mi do ucha.
- Powinny - odparłam, równie cicho. - Ta wygląda trochę jak sfrustrowana
baletnica na emeryturze…
Mike parsknął śmiechem, lecz, kiedy zobaczył karcący wzrok dziennikarki, zakrył sobie usta dłonią.
- Możemy zacząć wywiad? - zapytała, patrząc na nas, jak na wariatów, najwyraźniej nie wiedziała, co
nas tak rozbawiło, całe szczęście.
Michael nagle spoważniał, poprawił się na kanapie i wyprostował plecy.
- Oczywiście - odparł pół głosem, lekko oblizując dolną wargę i odgarniając do tyłu swoje cudne loki.
Był uroczy…
- Dobrze, w takim razie porozmawiajmy o waszym ślubie - zaczęła dziennikarka. - To ostatnio bardzo gorący temat, niedawno zostaliście okrzyknięci najgorętszą parą roku. Wasi fani z pewnością chcą poznać szczegóły... Tak więc, jak wam się żyje, jako świeżo upieczone małżeństwo?
- Cudownie - odpowiedział spokojnym tonem Mike, po czym delikatnie objął mnie ramieniem.
Dziennikarka dokładnie zapisywała odpowiedzi na zadawane przez nią pytania. Michael zerkał jej przez ramię, aby w razie potrzeby, gdyby zaczęła wypisywać jakieś głupoty, powiedzieć coś w stylu:
Ej, wcale tego nie mówiłem!
- Musicie darzyć się wyjątkowym uczuciem - stwierdziła po chwili. - Z tego, co dobrze pamiętam wasza
miłość rozkwitła ponad dwa lata temu… Znacie się stosunkowo krótko.
- To prawda - odparłam.- Jednak przez ten czas bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Nasza miłości
przetrwała wiele prób, a my zamiast się rozstać, piętnowaliśmy to uczucie. Takie trudne sytuacje, kłótnie, przemilczane dni, które zdarzają się w każdym związku, wiele nas nauczyły, pokazały, że mimo licznych nieporozumień nic nas nie rozdzieli, ani nie poróżni. Po prostu nie potrafimy bez siebie żyć.
- A co z fankami Michaela? Nie jesteś o nie zazdrosna?
Mike zerknął na mnie z ciekawością, chciał wiedzieć, co odpowiem na zadane przez dziennikarkę
pytanie.
- Ani trochę… - stwierdziłam. - Kiedyś faktycznie czułam się niezręcznie, widząc go w ramionach innej. Często zdarzają się takie sytuacje, gdy zakochane w Michaelu
dziewczyny wbiegają na scenę, rzucają się na niego, ściskają, całują… Czasami nawet zaczynają się do
niego dobierać… W ostrzejszych przypadkach po prostu jest wzywana ochrona, która siłą odciąga
je od Mike’a. Nie przeszkadza mi to, że jakaś fanka chce się do niego przytulić czy pocałować. To
słodkie… Przypominają trochę mnie sprzed kilku lat, zanim poznałam Mike’a osobiście i zostaliśmy
parą. Pamiętam jak wpatrywałam się w plakaty z jego podobizną, niczym w anioła, jak piszczałam na
jego widok… Zachowywałam się jak wariatka, ale mimo to wmawiałam sobie, że jestem całkowicie
normalna. Byłam po prostu mocno zakochana, nadal jestem…
Mike przyglądał mi się przez cały czas, gdy mówiłam, a kiedy skończyłam, delikatnie pocałował mnie w usta. Zupełnie nie przejmowaliśmy się obecnością dziennikarki, ale postanowiliśmy nie przesadzać z czułościami.
- Ja też cię kocham, najmocniej jak tylko można, jak jeszcze nikogo nie kochałem - powiedział, gdy
oderwał się już od moich warg.
- Jakie to urocze - wyszeptała dziennikarka, licząc na to, że tego nie usłyszymy. Spojrzeliśmy na nią zaskoczeni. - Nic nie mówiłam… - Uniosła ręce w geście obronnym, wywołując u nas tym samym ogromne rozbawienie.
- Dziękujemy - odpowiedział Mike, gdy już ochłonęliśmy po długim ataku śmiechu.
- Przejdźmy może do tematu waszej kariery - powiedziała po chwili, z bladym uśniechem. - Wasze płyty sprzedają się doskonale, a utwory nadal królują na szczycie list przebojów i nieustannie słyszymy je w radiu. Dodatkowo, Martyna zadebiutowała ostatnio w filmie Tima Burtona. To ogromne wyróżnienie, jak się z tym czujecie?
- Jestem z niej bardzo dumny - odparł Michael, przytulając mnie mocniej do siebie. - Martyna jest bardzo ambitna, lecz nie zawsze doceniana.
- Co masz na myśli? - Długopis dziennikarki śmigał po papierze z zawrotną szybkością, bałam się, że wyniknie z tego jakaś afera.
- Nie wszyscy dostrzegają jej talent, często umniejszają jej wartość, wmawiając jej, że jest do niczego.
- Kto mógłby nie docenić talentu tak młodej dziewczyny? - Wiedziałam, że Michael mówił o mojej rodzinie. Serce waliło mi niemiłosiernie, bałam się, że za chwilę obsmaruje ją w mediach.
- Zdarzają się tacy - odparł, a ja odetchnęłam z ulgą. Mike, widząc to, potarł z troską moje ramię.
- Jednak, mimo że rozwijacie się w różnych dziedzinach, muzyka wciąż pozostaje dla was ważna. - Dziennikarka, dzięki Bogu, zmieniła temat. - Co inspiruje was do tworzenia tak cudownych piosenek?
- Zawsze mogłyby być lepsze - odpowiedział Michael, który byt zbyt ambitny, by spocząć na laurach. - Inspirujemy się wzajemnie. Samo to, że siedzimy razem w pokoju muzycznym sprawia, że w głowie
pojawia się melodia i pomysły na nowe utwory.
- Czyli można powiedzieć, że to Martyna jest twoją inspiracją?
- Tak, a ja jej… Wzajemnie się dopełniamy i wspieramy - odpowiedział z uśmiechem.
- Planujecie w najbliższym czasie jakieś koncerty, czy wydanie płyty?
- zapytała dziennikarka, a my uznaliśmy, że to odpowiedni moment, aby powiedzieć o tym, że spodziewamy się dziecka.
- Robimy sobie dłuższą przerwę w karierze - odpowiedział tajemniczo Mike.
- Naprawdę? Fani będą zszokowani i zawiedzeni… Co jest powodem takiej decyzji?
- Martyna jest w pewnym sensie niedysponowana i nie może tańczyć, ani skakać po scenie. Przynajmniej nie powinna, a bez niej nie zamierzam koncertować.
- Ale co się stało? - zapytała poruszona baletnica na emeryturze. - Jesteś chora? To coś poważnego?
- Nie jestem chora - odpowiedziałam krótko.
- Zaraz, chyba już wiem, o co tu chodzi. - Dziennikarka zaczęła się domyślać tego, co naprawdę mi
dolega.
- Jestem w ciąży - oznajmiłam spokojnie, szeroko uśmiechając się do Michaela - Król Popu będzie
tatusiem…
Dziennikarka z wrażenia upuściła na podłogę długopis.
- Naprawdę?!
- Tak - potwierdził Mike, lekko onieśmielony tą sytuacją. - Byliśmy u lekarza, to już pewne.
- To trzeci tydzień - dodałam pospiesznie, aby kobieta nie rozsiewała plotek, że noszę w sobie nieślubne dziecko.
- W takim razie gratuluję - powiedziała, wstając. Zaczęła energicznie potrząsać dłonią Michaela, a później moją.
Na tej informacji zakończyliśmy wywiad.
- Jak myślisz, nie dodadzą nic swojego do naszych wypowiedzi? - zapytałam Mike’a, gdy dziennikarka
opuściła Neverland.
- Przecież ją pilnowałem - odpowiedział z uśmiechem, obejmując mnie lekko w pasie i przyciągając do siebie.
- Tak, ale mogą coś dopisać w redakcji - stwierdziłam.
- Trudno. Daliśmy im to, czego chcieli. Powiedzieliśmy o ślubie i o tym, że jesteś w ciąży…
- Racja, trzeba być dobrej myśli.
- Dokładnie. - Uśmiechnął się szeroko i położył swoje dłonie na moim, wciąż płaskim brzuchu. - Będziemy mieć dziecko...
Uniosłam lekko kąciki swoich ust, widząc jego zafascynowanie. Mike zachowywał się tak, jakby fakt, iż niedługo zostanie ojcem, można było uznać za cud. To było na prawdę urocze. Nasze, jeszcze nienarodzone, dziecko znalazło się w centrum jego życia.
- Skarbie, jak myślisz, nasze maleństwo będzie z nami szczęśliwe? - Jego pytanie wyrwało mnie z rozmyśleń.
- Oczywiście. - Zarzuciłam mu ręce za szyję. - Mike, to będzie najszczęśliwszy niemowlak w całych Stanach, a może i na całym świecie. Jego tatą jest najwspanialszy mężczyzna na tej planecie, kochający przyrodę, innych ludzi, a przede wszystkim zabawki, wesołe miasteczka i bajki Disneya. Czego chcieć więcej? Nauczysz go bardzo wiele, przekażesz wszystko, co najważniejsze...
- Przekażemy. - Cmoknął mnie w czoło. - Nasze dziecko będzie miało również wspaniałą mamę, o jakiej inni mogą tylko marzyć.
Spuściłam wzrok, rumieniąc się. W gruncie rzeczy, wciąż byłam tą samą nieśmiałą dziewczyną, co dawniej.
- Wiesz, mam świetny pomysł. - Oznajmił z entuzjazmem. - Może zaprosimy do Neverlandu dzieci z domu dziecka? Na pewno będą się tu świetnie bawić, a my zdobędziemy większe doświadczenie.
- Sama nie wiem...
- Proooooszę. - Mike złożył ręce jak do modlitwy i wbił we mnie swoje spojrzenie szczeniaczka, wiedział, że po tym będę w stanie zgodzić się na wszystko. - Pomyśl o dzieciach, które nie mają rodzin, które nie znają miłości rodziców i dla których wizyta w Nibylandii może być jedyną możliwością doznania odrobiny szczęścia...
- No dobra. - Westchnęłam. - Przekonałeś mnie, ale ty to załatwiasz.
- Jasne. - Uśmiechnął się szeroko, po czym rzucił się na mnie i zaczął ściskać z całej siły.
W tamtym momencie modliłam się, by nie żałować swojej decyzji. W końcu, co mogłoby pójść nie tak?
Od autorki
Witajcie, Kochani ❤ Tym razem, rozdział pojawił się szybciej (zawsze, gdy mam doła, mam wenę 😉) Mam nadzieję, że Wam się spodobał. Urodzi się syn, czy córka? Jak myślicie? Przyjmuję zakłady 😜😂 Z góry przepraszam, że nie wstawiam rozdziałów regularnie, postaram się to zmienić, po maturze 😉 Dziękuję wszystkim za pozytywne komentarze, a w szczególności DzwoneczekPiotrusia DirtyVictoria (mimo, że ma sporo do nadrobienia 😂❤) LiberianOlivia InvisibleSoul95 alicemoonwalker22 HappyCherryLady xyzwnnx Wercia15916 Klaudia9111 MrsSinge- Jackson (Wattpad nie wyszukał mi Twojego profilu 😔) oraz wielu innym, którzy udzielają się trochę mniej od wspomnianych osób ❤❤❤ Jesteście dla mnie ogromną motywacją, dziękuję ❤❤❤
MartinaMJJ
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro