Rozdział 53.
Minął tydzień. Stałam przed lustrem i podkręcałam swoje proste blond druty, aby jak najlepiej prezentowały się na czerwonym dywanie. W momencie, gdy wzięłam lakier do włosów, by utrwalić swoją fryzurę, ktoś chwycił mnie niespodziewanie od tyłu.
- Matko Boska, Jackson! - wykrzyknęłam, uderzając go lekko w przedramię, ten tylko cicho się zaśmiał. - Ile razy mam ci powtarzać, abyś nie zachodził mnie od tyłu, szczególnie, gdy coś robię?!
- Wybacz, nie mogłem się powstrzymać. - Cmoknął mnie lekko w policzek.
- Jakbyś zjawił się kilka sekund później, oberwałbyś lakierem po oczach. - Pstryknęłam go w nosek.
- Jesteś taka cudowna - wyszeptał, wtulając głowę w moje ramię. - Na prawdę musimy tam iść?
- Tak. Wyobrażasz sobie przedpremierę bez aktorów, bo ja nie? Jeśli nie chcesz, możesz zostać.
- Jasne, ale tylko z tobą. Wiesz, że nie wytrzymam sam tyle czasu...
- Domyślam się.
- Poza tym, moglibyśmy porobić tyle ciekawych rzeczy... - Przygryzł wargę i przejechał dłonią po moim pośladku.
- Ty napaleńcu! - Odsunęłam się od niego ze śmiechem. - Na prawdę nie wiem, jak udało ci się wytrzymać do ślubu.
- To był mój największy wyczyn. - Uśmiechnął się szeroko.
- Jasne, wpisz to sobie do CV, będzie świetnie wyglądało między listą napisanych przez ciebie piosenek. - Zaśmiał się. - Jesteś już gotowy?
- No, a nie widać? - Okręcił się wokół własnej osi, poprawiając przy tym czerwoną marynarkę.
- Wyglądasz... Uroczo - przyznałam.
- Dziękuję, Madame. - Ukłonił się lekko.
- Ależ proszę bardzo, a teraz, skoro nie masz już nic do roboty, zrobisz mi makijaż. - Wręczyłam mu kosmetyczkę, z szerokim uśmiechem, który nie schodził z moich ust.
Mike bez słowa ją chwycił, otworzył i wyjął z niej cienie do powiek.
- Tylko nie przesadź. Mam wyglądać reprezentacyjnie, idę na przedpremierę, a nie bal przebierańców.
- Siadaj. - Wskazał fotel, stojący w rogu.
Posłusznie wykonałam jego polecenie, a wtedy on ukląkł przede mną, wywołując u mnie tym samym niekontrolowany śmiech.
- Wiem, że mnie kochasz, ale nie musisz mi bić pokłonów. - Pogładziłam go po głowie, a on położył mi palec na ustach.
- Nie ruszaj się.
Westchnęłam, poprawiłam się na fotelu i cierpliwie czekałam na jego ruch. Michael uśmiechnął się lekko, po czym chwycił podkład i zaczął nakładać go na moją twarz i szyję, aby uniknąć efektu odciętej głowy. Kolejnym krokiem był bronzer, którym podkreślił moje kości policzkowe. Następnie, ostrożnie przejechał kredką po moich brwiach. Każdy jego ruch wykonywany był z niewyobrażalną precyzją, od razu było widać, że mój makijaż nie został wykonany przez amatora. Michael codziennie miał styczność z kosmetykami, każdego dnia zakrywał przebarwienia na skórze i podkreślał swoje oczy czarną kredką. Wielokrotnie mówiłam mu, że nie musi tego robić, że makijaż nie jest mu potrzebny, bo i bez niego wygląda perfekcyjnie, ale prawda jest taka, że w gruncie rzeczy byłam jedyną osobą, która widziała go bez podkładu, czy pomalowanych oczu. Przyznał mi się do tego, że gdy był z Pauline, potrafił wstać wcześniej od niej tylko po to, by zrobić makijaż. Chciał być dla niej idealny... Nie wiem, co ta kobieta ma w głowie i nie rozumiem, jak bardzo pustym trzeba być, by zwracać uwagę na każdy szczegół urody swojego mężczyzny. Związek z Pauline bez wątpienia odbił się negatywnie na psychice Michaela, pozbawiając go całkowicie pewności siebie, onieśmielając pod kątem seksualnym i wprawiając w jeszcze większe kompleksy. Michael wiele razy mówił mi, że dziękuje Bogu za to, że postawił mnie na jego drodze, że pozwolił nam sie odnaleźć, mimo że pochodzimy z innych krajów i zupełnie innych kultur. Zawsze wzruszały mnie takie wyznania.
- Zobacz. - Głos Michaela wyrwał mnie z zadumy. - Może być?
Mąż podał mi niewielkie lusterko, abym mogła się w nim przejrzeć. Widząc skończone przez niego dzieło, nie mogłam ukryć zachwytu. Wszystko idealnie ze sobą współgrało. Usta, oczy, policzki... Każdy, najmniejszy szczegół został przez niego dopracowany, jakbyśmy wybierali się na wystawny bal. Makijaż idealnie podkreślał mój wiek i urodę, był po prostu nieziemski.
- Czy może być? - Odłożyłam na bok lusterko i spojrzałam mężowi w czekoladowe oczy. - Mike, jest idealnie!
Nie zamierzałam już dłużej się powstrzymywać. Rzuciłam się Michaelowi na szyję i zaczęłam ściskać go z całej siły, w odpowiedzi otrzymując jego cichy śmiech. Ostrożnie zbliżyłam do niego swoje usta, lecz gdy miałam złączyć nasze wargi, Mike niespodziewanie odsunął mnie od siebie.
- Zliżę ci całą szminkę i jak wtedy będziesz się prezentować na czerwonym dywanie? - Zaśmiał się.
- Pamalujesz mnie jeszcze raz. - Przygryzłam niewinnie wargę.
- O nie, moja droga i proszę mnie tu nie kokietować, bo dobrze wiesz, że nie skończy się na jednym całusie.
Zrobiłam obrażoną minę i skrzyżowałam ręce na piersi. Mike, widząc to uśmiechnął się lekko, po czym pochylił nade mną i cmoknął czule w czoło.
- Pora się zbierać, bo się spóźnimy - szepnął.
Leniwie wstałam z fotela i wygładziłam materiał, z którego zrobiona była moja sukienka.
- Mogę tak iść? - spytałam, chcąc poznać opinię ukochanego.
Kreacja była długa do ziemi, lecz rozporek po lewej stronie ułatwiał poruszanie się w niej. Pudrowo różową sukienkę cechował dekolt w kształcie wydłużonego kryształu, który miał podkreślić moje piersi. Dodatkowo, błyszczące wstawki dodawały kreacji bogactwa i uroku.
- Przepięknie wyglądasz, skarbie - przyznał po chwili Mike. - Tylko ten dekolt...
Spojrzałam na niego przymrużonymi oczami, kładąc dłonie na swej talii.
- Chcesz powiedzieć, że ci się nie podoba? - spytałam w miarę spokojnym tonem.
- Podoba mi się, jest śliczna, tylko... - Podszedł do mnie i poprawił materiał, starając się bardziej zakryć moje piersi. - Wolałbym aby pół świata nie oglądało twojego biustu.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Ja na prawdę jestem tolerancyjna, potrafię wiele zrozumieć i wydaje mi się również, że mam cierpliwość, ale wszystko ma swoje granice.
- Michael, ja nie jestem, do jasnej cholery, zakonnicą! - wykrzyknęłam.
- Zapytałaś mnie o zdanie, dlatego je wyraziłem...
- Super, dziękuję łaskawco! Chyba powinnam zapytać Susan, co sądzi o tej sukience, może ona nie wzięłaby mnie za ladacznicę!
- Tego nie powiedziałem... Sądzę tylko, że powinna być nieco... Skromniejsza.
- O co ci chodzi?! Sam przyznałeś, że jest piękna! To, że jestem twoją żoną, nie znaczy, że po ślubie stałam się twoją własnością!
- Skarbie... Uspokój się, to tylko sukienka. Nie kłóćmy się o takie błahostki.
Prychnęłam w odpowiedzi i wyszłam z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Dopiero siedząc w limuzynie, zdałam sobie sprawę z tego, że zrobiłam z siebie idiotkę. Co się ze mną stało? Skąd to wahanie nastrojów? W pewnym momencie miałam ochotę udusić Michaela gołymi rękami, a po chwili pragnęłam wtulić się w jego ciało i ukryć w ciepłych ramionach.
- Przepraszam - wyszeptałam niepewnie.
Mike oderwał wzrok od widoku za szybą i przeniósł go na moją twarz, oblaną rumieńcem.
- Za co? - spytał, wbijając we mnie zaskoczone spojrzenie.
- Za to, że tak na ciebie naskoczyłam...
- I tak postawiłaś na swoim. - Zaśmiał się.
- Tak, ale... Nie wiem, co się ostatnio ze mną dzieje. Nie chcę się z tobą kłócić...
- W porządku. - Uśmiechnął się, kładąc dłoń na moim udzie. - Masz charakterek, odkąd pamiętam...
- Nie gniewasz się?
W odpowiedzi chwycił moją twarz w dłonie i złożył soczysty pocałunek na moich ustach. Uśmiechnęłam się, gdy w końcu się ode mnie oderwał.
- Pani Jackson - głos szofera zmusił nas do zaprzestania czułości - Jesteśmy na miejscu.
Mike, słysząc to, uśmiechnął się szeroko i chwycił mocno moją dłoń, gdy drzwi linuzyny sie otworzyły. Ostrożnie wyszliśmy ze środka i ledwo udało nam się przepchać przez napierający na nas tłum. Zanim się spostrzegłam, ktoś wyrwał mnie z uścisku Michaela i pociągnął w stronę czerwonego dywanu. Zaczęłam się nerwowo rozglądać w poszukiwaniu męża, jednak przez tłum wrzeszczących ludzi z plakatami i transparentami oraz oślepiające flesze aparatów paparazzi, nie potrafiłam odnaleźć go wzrokiem. Martwiłam się, nie wiedziałam, czy jest bezpieczny, czy aby nikt go nie staranował, jednak mimo wszystko postanowiłam robić dobrą minę do złej gry, zachować się profesjonalnie. Uśmiechałam się i pozowałam przed aparatami, które co chwilę uwieczniały mnie na zdjęciu, machałam do kamer...
Niespodziewanie, u mojego boku znalazł się Johnny. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko na mój widok, udało nam się nawet zamienić kilka słów, przez zaciśnięte zęby, między zdjęciami.
- Nie wiem, gdzie jest Michael - wymruczałam w stronę przyjaciela. - Wyszliśmy razem z limuzyny, a później ktoś mnie od niego odciągnął i zaprowadził prosto na czerwony dywan. Nie wiem, co się dzieje.
- Tak, tempo jest zabójcze - przyznał Depp. - To wszystko dlatego, że za dziesięć minut mają puścić film, a aktorzy ciągle stoją przed obiektywami aparatów i mikrofonami dziennikarzy.
- Organizacja jest powalająca. - Westchnęłam i wtedy poczułam jak ktoś chwyta mnie pod ramię i ciągnie w prawą stronę. To był Tim. - Co ty wyrabiasz, do cholery?!
- Słuchaj, gwiazdo, nie mamy za dużo czasu, więc po prostu próbuję to wszystko trochę przyśpieszyć. Idź prosto, tam są dziennikarze, a później zrobią ci wspólne zdjęcie, z pozostałymi aktorami.
- Nic z tego nie rozumiem... Gdzie jest Michael?!
- W środku, bezpieczny. Nie grał w tym filmie, dlatego zaprowadzono go do sali, w której odbędzie się seans. Pośpiesz się to może uda ci się siedzieć obok niego.
- Myślałam, że to będzie wyglądać inaczej. - Spojrzałam na reżysera z wyrzutem, on tylko westchnął i praktycznie wepchnął mnie pod mikrofon jednej z dziennikarek.
Po wyczerpującej ilości pytań i niezliczonych zdjęciach, mogliśmy w końcu wejść do budynku, przed którym cały czas staliśmy. Postanowiłam trzymać się blisko Johnnego, gdyż to jemu najbardziej ufałam i razem z nim poszukać Michaela.
Na szczęście, nie trwało to długo. Od razu zostaliśmy pokierowani do niewielkiej sali, przeznaczonej dla vip'ów, a konkretnie aktorów, producentów, reżysera, scenarzystów i wszystkich innych osób, które przyczyniły się do powstania produkcji. Na samym końcu pomieszczenia, siedział Michael i, gdy tylko mnie zobaczył, zaczął energicznie machać w moją stronę. Uśmiechnęłam się szeroko na ten widok, po czym bez zastanowienia, zaczęłam zmierzać po schodkach w stronę swojego ukochanego, ciągnąc za sobą Johnnego.
- Bałam się o ciebie, myślałam, że cię staranują - szepnęłam Michaelowi do ucha, w momencie, gdy w końcu mogłam się do niego przytulić.
- Nie było tak źle, bardzo dobrze się mną zajęli - odparł, nastepnie pocałował mnie krótko w usta.
Kiedy w końcu się ode mnie oderwał, uścisnął dłoń Johnnego. Uśmiechnęłam się na ten widok, cieszyłam się, że Mike zapomniał o dawnych sporach i w końcu zaczął dogadywać się z Deppem.
- Siadajcie, zająłem wam miejsca. - Michael wskazał siedzenia obok siebie.
Posłusznie ulokowałam się obok męża, uważając na swoją sukienkę, Johnny zajął fotel tuż obok mnie. Niespodziewanie do sali wpadli trzej elegancko ubrani mężczyźni, niosąc na tacach najdroższego szampana w mieście. Bez wahania chwyciłam kieliszek i wzniosłam toast. To był mój dzień, uroczysta chwila mojego sukcesu, moment, na który czekałam od dawna. Po chwili na ekranie rozbłysł tytuł, który długo był trzymany w tajemnicy: The sick man. Pierwsze trzydzieści minut filmu minęło spokojnie. Johnny co chwilę przewijał się przez ekran, w końcu grał główną rolę i wykonywał swoją pracę bezbłędnie. W końcu pojawiłam się ja. Zakryłam usta dłonią, aby nie pisnąć z podniecenia, lecz już po chwili szarpałam Michaela za ramię, wydając z siebie niezidentyfikowane dźwięki i powtarzając co chwilę: To ja, Mike! Widzisz?! To ja! Parę razy osoby siedzące przed nami odwróciły się w naszą stronę i spojrzały na mnie jak na wariatkę, jednak ani trochę się tym nie przejęłam. Kolejne sceny filmu przewijały się przez ekran, aż w końcu przed naszymi oczami ukazało się laboratorium. Chwyciłam Michaela za dłoń i zaczęłam ją gładzić. Wiedziałam, że niedługo zobaczymy scenę pocałunku, która nie należy do lubianych przez Mike'a momentów z filmu.
Kątem oka zerknęłam na męża, który zaciskał zęby i wyraźnie walczył z samym sobą, by nie wybuchnąć nagłym napadem wściekłości. Mimo tego, że pocałunek pozbawiony był jakiegokolwiek uczucia, widok innego mężczyzny, przywierajacego do moich warg, budził w Michaelu uczucie zazdrości.
- To tylko film - szepnęłam do męża.
Ten, o dziwo, uśmiechnął się lekko na moje słowa, po czym ścisnął mocniej moją dłoń. Kolejne sceny filmu minęły spokojnie, pomijając fakt, że na końcu produkcji oddałam życie za profesora - Johnnego, którego szaleństwo doprowadziło do obłędu i spowodowało, że zadarł z niewłaściwymi ludźmi. Kiedy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, z dumą przyglądałam się swojemu nowemu nazwisku: Martyna Jackson, czyż to nie piękne? Zerknęłam na Michaela, który siedział wbity w fotel i ani drgnął. Osobiście, byłam bardzo zadowolona z efektu końcowego i cieszyłam się, że moja ciężka praca nie poszła na marne. Mike chyba podzielał mój entuzjazm, gdyż gdy potrząsnęłam jego ramieniem, chwycił moją twarz w dłonie i wpił się zachłannie w moje wargi. Niestety, ta chwila nie trwała długo. Została brutalnie przerwana przez ludzi, odpowiedzialnych za organizację przedpremiery, którzy obwieścili nam, że nadeszła pora na spotkanie z widzami. Przeszliśmy posłusznie do sali za ścianą, ani na chwilę nie oderwałam się od Michaela. Johnny szedł tuż za nami, nie wiedząc, gdzie podziać wzrok. Było mi go żal, że jest sam, ale nie chciałam bawić się w swatkę. Wierzyłam, że kiedyś i on znajdzie miłość swojego życia... Która nie jest mną. Wraz z wejściem do jednej z sal kinowych, w której gromadziło się mnóstwo ludzi, usłyszeliśmy głośne brawa i wiwaty. Ukłoniliśmy się z szerokimi uśmiechami na twarzach, dumni z tego, że tyle osób doceniło naszą pracę.
- Panie i panowie, oto pełen skład ekipy filmowej! - wykrzyknął wysoki mężczyzna z wąsem, stojący z boku. - Wraz z bonusem. - Z szerokim uśmiechem wskazał na Michaela, który lekko się zarumienił. - Teraz dajemy Państwu jedyną i niepowtarzalną możliwość zadania aktorom, nurtujących was pytań. Później oczywiście przyjdzie czas na zdjęcia i artografy...
Ledwo mężczyzna zdążył wypowiedzieć to zdanie, na widowni powstał gęsty las uniesionych rąk. Czułam się jak nauczycielka, czekająca na odpowiedź od uczniów. Większość pytań dotyczyła oczywiście filmu, ale nie tylko...
- Jak wam się żyje razem, jako świeżo upieczone małżeństwo? - To pytanie, skierowane oczywiście do mnie i Michaela, zadała jakaś blondynka na końcu sali.
Mike uśmiechnął się szeroko, przytulił mnie mocniej do siebie, po czym dał mi znak, bym to ja odpowiedziała.
- Jest cudownie - odparłam, ściskając ramię męża. - Jeśli mam być szczera, w naszym życiu prawie nic się nie zmieniło. Darzymy się tym samym uczuciem, nadal wspieramy się nawzajem na każdym kroku i wciąż nie możemy bez siebie żyć. Nawet na przedpremierę chciałam pójść z Michaelem. On daje mi siłę na każdym kroku, jest moim prywatnym, legalnym narkotykiem.
Mike, słysząc to, nie zamierzał dłużej czekać. Odsunął mnie lekko od siebie, po czym obdarzył czułym pocałunkiem. Z widowni rozległo się głośne westchnienie. Ci ludzie bez wątpienia wiedzieli o szczerości naszych uczuć. Po pół godzinie męczących pytań skierowanych głównie w stronę pary wieczoru, czyli oczywiście mnie i Michaela, przyszła pora na drugą część spotkania, mianowicie zdjęcia i autografy. Wszyscy ludzie rzucili się w naszą stronę, zbierając się wokół mnie, mojego męża i przyjaciela. Reszta ludzi, pracujących nad filmem, jakby przestała istnieć. Do Tima podeszło zaledwie kilka osób, co wyraźnie mu się nie spodobało, gdyż przez resztę spotkania stał z miną, jakby przed chwilą zjadł coś nieświeżego. Było mi przykro z rego powodu, iż praca reszty nie została tak bardzo doceniona. Większą sensację wzbudził Michael, który nie zagrał nawet minuty w filmie, niż ludzie, którzy wiele nocy nie przespali, by stworzyć tak wspaniałą produkcję.
- Tim organizuje wypad do klubu, trzeba oblać nasz sukces - oznajmił Johnny, niepewnie obejmując mnie ramieniem, w momencie, gdy wszyscy ludzie opuścili salę kinową. - Mam nadzieję, że wpadniecie.
- Oczywiście, z największą przyjemnością - wypaliłam bez zastanowienia.
- Przykro mi, Johnny, ale chyba jednak wrócimy już do domu. - Spojrzałam na Michaela, jak na wariata. Reżyser zaprasza nas na imprezę, a on chce tak po prostu odmówić i spędzić noc w Neverlandzie?
- Mike... - zaczęłam, jednak nie dane mi było dokończyć zdania.
- Piłaś już dzisiaj.
- Tylko symboliczny kieliszek szampana, to nic takiego...
- To bardzo ważne...
Nie odpowiedziałam, zamiast tego zaczęłam zastanawiać się nad sensem wypowiedzianych przez niego słów. Co jest takie ważne? O co mu chodzi? Jestem dorosła i chyba mam prawo pić alkohol, prawda? Nie mówię tu o upijaniu się do nieprzytomności, ale... Zaraz, a może.... Czy on się boi, że... Czy myśli.... Że mogę być w ciąży? To chyba za wcześnie, by to stwierdzić, a Mike od dawna marzy by zostać ojcem, więc na pewno nie jest w tej kwestii obiektywny.
- Wynagrodzę ci to - szepnął mi niespodziewanie do ucha, wywołując tym samym dreszcze na moim ciele.
- Faktycznie, jestem trochę zmęczona. - Zdecydowałam się tym razem pójść mu na rękę.
- Rozumiem... - Johnny niespodziewanie posmutniał. - Trudno, mam nadzieję, że zobaczymy się niedługo. - Zbliżył sie do mnie i niepewnie cmoknął w policzek. - Świetnie mi się z tobą współpracowało.
- Mi z tobą również. - Uśmiechnęłam się szeroko, po czym opuściłam pomieszczenie i udałam się z Michaelem do limuzyny.
Pospiesznie weszliśmy do samochodu, który miał zawieźć nas wprost do Neverlandu.
- Nie podoba mi się to, jak Johnny cię traktuje - oznajmił niespodziewanie Mike.
- O matko, a ty znowu zaczynasz... - Wzniosłam oczy ku górze. - Dobrze wiesz, że mu się podobam. Chcę dać mu chociaż odrobinę bliskości, nie potrafię całkowicie sie od niego odciąć, zostawiając go samego z tym uczuciem. Johnny jest moim przyjacielem, a ty moim mężem i to się nigdy nie zmieni.
- Jesteś moja i chcę, abyś o tym pamiętała - wyszeptał, chwytając mnie za podbródek.
- Nie dajesz mi o tym zapomnieć... - Niespodziewanie, Michael zaczął odpinać pas. - Co ty, do cholery, wyprawiasz?!
- Zamierzam ci i tym przypomnieć...
Uśmiechnął się zadziornie, po czym odpiął również mój pas, chwycił mnie za biodra i posadził sobie na kolanach.
- A co jeśli dojdzie do wypadku? - spytałam, z lekkim przerażeniem w głosie.
- Nie ma takiej opcji, zatrudniam samych kompetentnych ludzi. - Zaczął wtulać nos w moją szyję.
- Ach tak? - Odsunęłam go lekko od siebie. - Ja nie mam takiej pewności.
- Zaufaj mi.
- Znowu? To się juz robi nudne. -Zaśmiałam się.
Mike nie odpowiedział, zamiast tego zaczął lizać moją szyję, co chwilę przygryzając skórę. Chciałam mu się oprzeć, ale nie potrafiłam.
- Szaleję za tobą - wydyszał mi do ucha.
Kiwnęłam głową na znak, że dotarły do mnie jego słowa. Poczułam jego dłonie na swoich biodrach, którymi sunął coraz niżej i niżej, aż w końcu, ścisnął moje pośladki.
- Michael... Nie możemy - wyszeptałam. W tamtym momencie moje serce toczyło zaciętą walkę ze zdrowym rozsądkiem.
- Jasne, że możemy. To ja jestem szefem. - Zaśmiał się, po czym wpił w moje wargi, złaknione namiętnych pocałunków.
Jęknęłam cicho w jego usta, z każdą sekundą pozwalając mu na coraz więcej. Czułam, że za chwilę wydaezy się coś, czego z pewnością nie spodziewał się nasz szofer. Nie musiałam długo czekać aż dłonie Michaela znalazły się pod moją sukienką, rozpaczliwie błądząc po moich pośladkach.
- Tylko uważaj, była droga. - Uśmiechnęłam się, przygryzając lekko wargę.
- Kupię ci drugą. Taką samą, albo jeszcze ładniejszą...
Ledwo Mike zdążył wyszeptać te słowa, rozległ się głos szofera:
- Dojechaliśmy.
Michael oderwał się od mojego ciała i spojrzał na mnie z taką miną, jakby za chwilę miał się rozpłakać. Nie dało się ukryć, że nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy.
- Skończymy w domu - szepnął, po czym cmoknął mnie w usta i otworzył drzwi limuzyny.
Wyszedł pierwszy, a w momencie, gdy miałam pójść w jego ślady, niespodziewanie, wziął mnie na ręce, powodując tym samym, że wydałam z siebie niekontrolowany pisk. Zaśmiał się pod nosem, lecz odstawił mnie dopiero w korytarzu, zamykając za nami drzwi nogą. Skrzyżował ręce na piersi i zaczął rozbierać mnie wzrokiem, przygryzając wargę.
- Zróbmy to tak, jak należy - powiedział, po czym, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, ponownie mnie podniósł i zaciągnął na piętro, wchodząc prosto do naszej sypialni.
- A mogliśmy być teraz w klubie -westchnęłam, udając rozczarowanie, gdy położył mnie na łóżku.
- Żałujesz?
- Ani trochę. - Pogładziłam go po policzku, po czym zwinnym ruchem zrzuciłam czerwoną marynarkę z jego ramion. - Zamierzasz teraz odbić te lata związku, gdy ograniczaliśmy się do namiętnych pocałunków?
- Zamierzam udowodnić ci, że jesteś całym moim światem...
To mówiąc zaczął ostrożnie ściągać mi sukienkę, co nie należało do prostych zadań. Kiedy w końcu się z nią uporał, szybko zsunął z moich nóg cieliste rajstopy, pozostawiając mnie w samej bieliźnie.
- Dlaczego zawsze to ty masz mi dawać tyle rozkoszy? - spytałam niespodziewanie, unosząc przy tym lekko brew. - Może dla odmiany, zdasz się na mnie?
Mike skierował na mnie pytające spojrzenie i zanim się obejrzał, powaliłam go na plecy, przyciskając go do materaca.
- Kiedy stałaś się taka odważna? - spytał, uśmiechając się szeroko.
- Mogłabym zapytać cię o to samo - odparłam, odwzajemniając gest, po czym przyssałam się do jego warg. - Nie waż mi się już nigdy myśleć, że wolę Johnnego...
Szybko pozbawiłam ukochanego białej koszulki, przyglądając się z oczarowaniem jego klatce piersiowej. Usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam wolno gładzić jego tors, szczególnie w miejscu, gdzie było najwięcej przebarwień. Mike nie odrywał ode mnie wzroku, wpatrywał się we mnie swoimi dużymi, czekoladowymi oczami, jakby chciał dotrzeć do najdalszych skrawków mojej duszy. Powoli pochyliłam się nad nim i zaczęłam sunąć językiem wzdłuż jego ciała, pozostawiając po sobie wilgotne ślady na jego skórze. Moje usta rozpoczęły swą wędrówkę za uchem, a skończyły na podbrzuszu. Pasek od jego spodni bardzo przeszkadzał w mojej podróży po jego torsie, dlatego zdecydowałam się go pozbyć, a wraz z nim i dolnej części jego garderoby. Teraz leżał pode mną nagi, bezbronny, zdany na mnie, pogrążony w ufności i niewyobrażalnym podnieceniu, które rozpalało go od środka. Kontynuowałam pieszczoty, tym razem posuwając się nieco dalej. W momencie, gdy moje usta znalazły się blisko jego męskości, Mike wydał z siebie cichutki pomruk, dając mi tym samym znak, bym kontynuowała swoją czynność. Ostrożnie zbliżyłam swoją dłoń do jego przyjaciela, lecz niespodziewanie Michael chwycił mnie za rękę. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Nie musisz tego robić - wyszeptał.
- Kocham cię i wszystko co robię, robię z miłości...
To mówiąc delikatnie chwyciłam wrażliwą część jego ciała, od której nie mogły oderwać wzroku fanki, gdy widziały swojego idola w złotych spodniach. Mike drgnął lekko pod wpływem mojego dotyku, poczułam, że przyspiesza mu oddech, a serce zwiększa częstotliwość uderzeń. Ostrożnie zaczęłam poruszać dłonią, badając każdy centymetr jego męskości. W zamian za to, otrzymywałam ciche mruczenie męża. Mike wplutł palce w moje włosy i zaczął wolno gładzić mnie po głowie.
- Nie przestawaj, proszę... - wydyszał.
Był taki wrażliwy, tak podatny na mój dotyk. Zdecydowałam się odważyć jeszcze bardziej i zblizyłam swoje usta do jego przyjaciela. Delikatnie pocałowałam jego główkę, po czym zaczęłam oplatać ją językiem, rozkoszując się smakiem swojej największej miłości. Instynktownie wykonywałam wszystkie ruchy, obserwując przy tym reakcję mężczyzny, który w pewnym momencie odsunął mnie od siebie. Spojrzałam na niego z przerażeniem w oczach.
- Coś nie tak? - Bałam się, że zrobiłam mu krzywdę, że mój ukochany cierpiał przez moje niedoświadczenie.
- Wręcz przeciwnie. - Uśmiechnął się lekko, po czym chwycił mój podbródek i przyciągając do siebie, namiętnie pocałował.
Zanim się spostrzegłam, moja bielizna leżała już na podłodze, a my rozpoczęliśmy swój taniec miłości, który trwał aż do rana.
Od autorki
Jak Wam się podobał rozdział, Kochani? Przyznam Wam szczerze, że nie jestem z niego do końca zadowolona, a to dlatego, że w trakcie pisania go złapałam jakiegoś doła, dopadł mnie kryzys twórczy, nie wiem, jak to nazwać... W każdym bądź razie, czułam, że to co piszę jest bez sensu i miałam nawet ochotę usunąć całą książkę -.- Mam nadzieję, że mimo wszystko, spodobał Wam się ten rozdział 😉 Podzielcie się swoją opinią w komentarzu ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro